Você está na página 1de 127

TRINE ANGELSEN

WIOSNA PRAWDY

Rozdzia 1
W korytarzu zapada miertelna cisza. Ane wodzia wzrokiem od Marii do lensmana.
Co on takiego powiedzia? Czy nie co o Pederze? Chodzi o Pedera...". Tak, tak powiedzia.
Opara si o cian w obawie, e upadnie.
Maria staa bez ruchu.
- Czy... masz od niego wiadomo? - wyszeptaa wreszcie. Jej dolna warga draa,
zauwaya Ane. Tak bardzo chciaa podej i pocieszy ciotk, ale sama z trudem trzymaa
si na nogach.
Lensman nerwowymi ruchami obraca kapelusz w doniach. Odchrzkn i unis
gow.
- Tak. Chocia nie, nie jest to wiadomo, ale... -Spojrza Marii prosto w oczy. Przykro mi, Mario, ale go znalelimy.
- Znalelicie go? yje? - Jej oczy rozwietlia nadzieja. - Gdzie on jest? Lensman
zwily ukryte pod siwymi wsami usta.
- Przykro mi to mwi, ale Peder nie yje. Znaleziono jego zwoki. Maria opada na
krzeso i wpatrzya si przed siebie pustym wzrokiem. Po chwili ukrya twarz w doniach.
Ane poczua otaczajce j rami Trygvego i zamkna oczy. Nie yje, nie yje,
powtarzaa w mylach. A wic nadzieja na odnalezienie go ywego, zgasa.
Znaleziono jego zwoki. C za okropne sowo. Tak smutne, e miaa ochot wymaza
je z pamici na zawsze. Czy lensman nie mg uy innego okrelenia? Ukrya twarz na piersi
Trygvego i staraa si niczego wicej nie sysze. To byo zbyt straszne.
Elizabeth przenosia wzrok z Marii na Ane. Waciwie nie wiedziaa, ktrej ma
bardziej wspczu: Ane, ktrej wesele zakoczyo si tak tragicznym wydarzeniem, czy
Marii, ktra otrzymaa ostateczne potwierdzenie, e Peder nie yje. Zebraa si w sobie i
podesza do siostry. Niezgrabnie pogaskaa j po plecach i powiedziaa cicho:
- No ju, nie pacz...
Maria spojrzaa na ni. Na jej twarzy nie byo ladu ez, ale oczy miaa pociemniae od
smutku, a skr bia jak papier.
- Skd wiecie, e to Peder? - szepna, patrzc na lensmana.
- Mia obrczk z wyrytym twoim imieniem. Zapomniaem j wzi, ale dostaniesz j
jutro.
Maria pokiwaa gow, jakby potwierdzajc. Jej imi byo na jego obrczce. Twoja
Maria, oraz data.

- Moe wejdziecie - zreflektowaa si Elizabeth. -Chodmy do salonu. Otoczya Mari


ramieniem i pocigna za sob. Siostra sza niczym lunatyczka.
- Przynios filianki - mrukna Helene i znikna w kuchni. Elizabeth usiada obok
Marii. Pozostali te usiedli. Nikt nic nie mwi, zerkali tylko po sobie w oszoomieniu.
Dobrze, e gocie si rozjechali, zanim przyby lensman, pomylaa. Splota donie, zbierajc
siy, po czym uniosa gow i spytaa o to, co kady z nich chcia wiedzie:
- Gdzie go znaleziono?
- Taki jeden ze Storvika znalaz go dzi rano. Na rumowisku. - Lensman zawaha si
chwil. - Wyglda na to, e Peder by na polowaniu i spad gdzie ze skay. Potuk si tak, e
zmar na miejscu. Maria popatrzya na niego i pokiwaa gow.
- Peder czsto chodzi na polowanie - powiedziaa cichym gosem. -Strzela do pardw i
zajcy. Take do lisw. Sprzedawa skry. Jego inicjay byy wyryte na kolbie strzelby dodaa.
- Zgadza si - rzuci lensman. - Te j oczywicie jutro dostaniesz. Helene wesza z
tac pen filianek i z duym dzbankiem kawy. Siedzieli w ciszy, gdy ona stawiaa przed
kadym spodek i filiank, i nalewaa kaw.
- Moe napijemy si czego mocniejszego? - zaproponowa Lars, rozgldajc si.
Elizabeth pokiwaa gow, wic Helene wyja butelk koniaku i kieliszki. Nadal nikt
nic nie mwi, wypili tylko po yku i odstawili kieliszki. Elizabeth poczua, jak mocny trunek
rozgrzewa j i uspokaja.
- A wic znaleziono go dzi rano? - spyta Jens.
- Zgadza si.
- I dopiero teraz z tym przychodzicie? - Jens zmarszczy brwi. Lensman pokiwa
gow.
- Ten, kto go znalaz, zawiadomi mnie dopiero wieczorem. Rozumiecie, ba si.
Uciek stamtd i nie chcia nikomu powiedzie, co widzia. Dopiero potem zebra si na
odwag i mnie zawiadomi. Od razu tam pojechaem. Strzelba i piercionek dowodz, e to
Peder.
- Gdzie on jest teraz? - spytaa drcym gosem Maria.
- U mnie w domu.
- Peder...
- O, przepraszam. - Policzki lensmana obla rumieniec. - Woyem go do trumny,
ktr miaem u siebie. Moecie j na razie poyczy. Stoi u mnie w szopie. Nie chciaem, by
tam zosta - doda, spogldajc na Mari.

- To dobrze. Dzikuj.
- Nie ma za co. - Wzi w donie filiank i j obraca. - Moecie po niego przyjecha
jutro, gdy si rozjani.
- Przeszkodzono wam w witowaniu urodzin ony - napomkna Maria. Lensman
wzruszy ramionami.
- Nie ma o czym mwi. - Zerkn na swoje wielkie donie. - Przykro mi, e
przyniosem tak wiadomo, Mario. Bardzo mi przykro. Peder by takim dobrym
czowiekiem. On... - Co zdawio mu gos i zamilk. Maria kilka razy pokiwaa gow. Potem
przyszy zy. Najpierw pakaa cicho, po czym przytulia si do siostry i zakaa:
- Biedny Peder - wykrztusia z trudem. - Ze te musia umrze w taki okropny sposb!
Przecie by taki dobry!
Lensman poczu si niepewnie. Odchrzkn kilka razy i nie wiedzia, co zrobi z
rkami.
- Mona si byo domyli, e umar na miejscu. Poprosiem doktora, by na niego
spojrza, i potwierdzi to.
- A skd to wie? - spytaa Ane.
- Powiedzia, e czaszka Pedera odniosa cikie obraenia. Elizabeth podaa Marii
chusteczk. Siostra przycisna j do twarzy, starajc si stumi wstrzsajcy ni szloch.
- Moe pjdziesz na gr si pooy? - szepna jej do ucha Elizabeth.
Maria pokrcia gow. Lensman podnis si powoli.
- Ja nie mam ju nic wicej do dodania. Moecie po niego przyjecha, kiedy wam
pasuje. - Zatrzyma si porodku salonu. - Przykro mi, e przyniosem t nowin w taki dzie.
- Wycign do najpierw do Ane, potem do Trygvego. - Mimo to przyjmijcie moje
gratulacje. Podzikowali cicho i Ane zaoferowaa si, e go odprowadzi. W salonie zapada
przytaczajca cisza. Wszyscy wpatrywali si w kieliszki lub podog.
Wrcia Ane, opada na najblisze krzeso i wydmuchaa nos. Spojrzaa na Mari.
- Jak si czujesz? Maria pokiwaa gow i wyprostowaa si.
- Idcie i kadcie si - rzeka. - Jutro jest nowy dzie.
Elizabeth rozejrzaa si po salonie. Wynajte suce zwolnia przed sprztaniem i
pozwolia im wyj razem z gomi. Teraz si z tego cieszya, bo nie musiaa mie obcych
ludzi w domu w chwili tragedii.
- Tak mi przykro, e wasz wielki dzie tak si zakoczy - powiedziaa Maria,
spogldajc na Ane zapakanymi oczami. - Powinnicie go wspomina z radoci...
- Do tej chwili by to najlepszy dzie mojego ycia - rzek Trygve. - To, e dalej tak

si potoczy, nie jest niczyj win. A ju na pewno nie twoj, Mario. Maria umiechna si
blado, po czym machna doni.
- C, bdziecie tak siedzie przez ca noc i patrze, jak pacz? Jens wsta i pogadzi
j po wosach.
- Uwaam, e ty te potrzebujesz snu. Ale zawsze bya uparta, wic pewnie
posiedzisz tu do rana.
Maria umiechna si drcymi wargami i pokiwaa gow.
- Dobranoc, Jens - powiedziaa.
- Dobranoc, Mario. Pozostali take wstali, poegnali si i wyszli. Zostaa jedynie
Elizabeth.
- Nie idziesz? - spytaa Maria.
- Nie, jeszcze nie.
- Jeste taka uparta - powtrzya Maria sowa Jensa i umiechna si. Zapada cisza.
Elizabeth czua jednak, e to dobra cisza. Pozostay tylko we dwie, z nikim nie musiay
dzieli si mylami i mogy spokojnie pogry si w smutku. Szczerze mwic, czua ulg,
e wreszcie wiedz, co si stao z Pederem. Byway chwile, gdy miaa nadziej, e on
powrci. Kiedy indziej wyobrania podsuwaa jej obrazy jego mierci. Uton w morzu?
Zgin inn okropn mierci?
Maria otara oczy i wyjrzaa przez okno na pogrone w mroku podwrze.
, - Szkoda, e dowiedzielimy si tego wanie dzi. Gdyby tylko poczeka do jutra...
A moe i nie? Niezalenie od tego, kiedy usyszy si wiadomo o mierci, i tak jest rwnie
smutna. A waciwie to dobrze, e wreszcie wiem, co si z nim stao.
Elizabeth spojrzaa na siostr i wierzchem doni pogadzia jej zapakany policzek.
- Wanie te tak sobie pomylaam. Lepiej jest mie jak pewno, mimo e sprawia
bl. Teraz moesz si uspokoi i zacz patrze w przyszo. Maria pokiwaa gow.
- Wiesz, Elizabeth, ja nie sdz, by Peder by... inny - oznajmia, patrzc siostrze w
oczy.
- Skd ci to przyszo do gowy?
- Zauwayam, jak na mnie czasem patrzy.
- Moe kocha ci jak przyjacik? W kocu bylicie maestwem.
- Nie, Elizabeth. Dugo si nad tym zastanawiaam i wiem, jak mczyzna patrzy na
kobiet, gdy jej poda. A Peder tak wanie na mnie patrzy.
- No to dlaczego chcia, ebycie mieli osobne sypialnie?
- Bo by miy! Duo starszy ode mnie i wcale nie naiwny. Oeni si ze mn, by

Kristine miaa ojca. Chcia si nami opiekowa, zapewni nam bezpieczestwo. Poniewa
dugo nie mg znale sobie ony, ludzie zaczli gada. Wycigali wnioski, jakie im tylko
przyszy do gowy i uznali, e on jest inny. Nigdy nie zauwaya, czy oglda si za
kobietami, zanim si ze mn oeni? Elizabeth dobrze si zastanowia, zanim odpowiedziaa:
- Nie wiem. Nigdy nie patrzyam na Pedera w ten sposb. Ale skoro tak mwisz... zamylia si. -W kadym razie nie oglda si za mczyznami.
- Niektrzy twierdzili, e nie jest prawdziwym mczyzn, bo ma zbyt adnie i
porzdnie w domu - prychna Maria. - Peder y samotnie przez wikszo swego dorosego
ycia i nie mia nikogo, kto by po nim sprzta. Moliwe, e niektrzy, gdy musz sobie sami
radzi, ucz si dba o porzdek w domu. Elizabeth umiechna si.
- Peder by dobrym czowiekiem. Czy to nie szkoda, &e czsto mwi si o kim
dobrze dopiero, gdy umrze? Siostra pokiwaa gow.
- Tak, ale na szczcie my z Pederem nie szczdzilimy sobie miych sw. Elizabeth
uja jej do i ucisna.
- Powinna si z tego cieszy, Mario. Pjdziemy ju spa? Sama powiedziaa, e jutro
czeka nas nowy dzie.
Maria wstaa.
- Zostawiamy to tak? - skina gow w stron stosw brudnych naczy i
poprzestawianych mebli.
- Zostawiamy. Chod ju.
Rami w rami weszy po schodach na poddasze. Mao im pozostao godzin na sen,
pomylaa Elizabeth, ale pozwoli jutro Marii duej pospa.

Rozdzia 2
Maria obudzia si nagle. Spaa twardo, ale od razu poczua si przytomna, wpatrujc
si w pogrony w mroku pokj. Chwil potrwao, zanim przypomniaa sobie wydarzenia
poprzedniego dnia. Zamkna znw oczy, pragnc przespa wszystkie przykre rzeczy, ktre j
jeszcze czekaj. Pomimo e Peder zagin ju dawno i wszyscy liczyli si z moliwoci, e
nie yje, taka wiadomo bya bolesna. W ten sposb stao si to ostateczne.
Otworzya oczy. Powoli przyzwyczajay si do ciemnoci i zaczynaa odrnia
zarysy mebli. Komoda, szafa, ko Ane, w ktrym spaa Kristine. Ane przeniosa si teraz do
pokoju Trygvego.
To chyba s wyroki boskie, uderzyo j nagle. Kto umiera, kto si eni, rodziy si
dzieci. Zycie toczyo si dalej. Niesprawiedliwe byo, gdy umierali modzi. Wedug niej Pan
Bg mg ich oszczdzi i zamiast nich pozwoli pj do nieba starym, sytym ycia
ludziom.
Ostatnio umaro wiele osb, pomylaa. Najpierw Kristian, potem Lina, teraz Peder.
Wydawao jej si niemal, e czciej bya w kociele na pogrzebie ni na zwykym,
niedzielnym naboestwie. Odrzucia kodr i postawia stopy na lodowatej pododze. Szybko
nalaa wody z dzbanka do misy i umya twarz. Woya ubranie, trzsc si z zimna. Nie
chciaa obudzi Kristine, wic wylizna si na korytarz z butami w rku. Woya je dopiero
w kuchni.
Jak przypuszczaa, nikt jeszcze nie wsta. Z salonu dobiegy j cztery uderzenia
zegara. Ziewna. Naprawd jest tak wczenie? Moga jeszcze pospa godzin, albo i dwie.
Pooya na palenisku troch torfu i szczap, i wkrtce ogie zapon z trzaskiem.
- No, dobrze - mrukna z zadowoleniem, ocierajc donie o fartuch. Zapaa tac i
wesza do salonu. Skoro ju wstaa, rwnie dobrze moe zabra si za sprztanie po weselu.
Gdy wyniosa naczynia, pozostao tylko poustawia na swoich miejscach meble.
Usyszaa skrzypienie desek w korytarzu i w szparze drzwi pojawia si gowa Jensa.
- Jens, co robisz tak wczenie?
- Mgbym ci spyta o to samo.
Ziewn i przecign doni po rozczochranych wosach. Maria rozemiaa si na
widok jego fryzury. Wosy utworzyy jakby koguci grzebie.
- Sprztam - odpara.
- Widz. Ale dlaczego w rodku nocy? Maria opada na fotel.
- Nie mogam ju spa. Obudziam ci? Pokrci gow i wszed do salonu.

- Nie. ni mi si Peder - powiedzia zamylony. - Lepiej si czujesz? -spyta, zerkajc


na ni.
- Tak. Przynajmniej ju nie pacz. Najpierw pakaam, gdy zagin, a wczoraj, gdy go
znaleziono. Ale teraz ju dosy. Chyba dosy. Jens umiechn si kcikiem ust.
- Chyba nigdy nie przestaniesz za nim tskni. Tak ju jest z osobami, ktre kochamy.
Ale z biegiem lat bdzie ci atwiej. Jestem pewien, e gdyby Peder wiedzia, co tu si dzieje,
yczyby ci szczcia. I eby kiedy znalaza sobie innego mczyzn.
Maria zesztywniaa, bojc si spojrze na Jensa. Czyby wiedzia, co ona czuje do
Olava? I e Kristine jest jego crk? Poczua, jak ogarnia j wstyd. Nie bya ani troch lepsza
od Elen. Ani od Olava.
- Zobaczymy - mrukna. Jens zamia si.
- To raczej nie bdzie trudne. Maria wstaa.
- Musz tu dokoczy. Mam dzi jeszcze wiele do zaatwienia. Musz porozmawia z
pastorem, trzeba zbi trumn i... Jens take wsta.
- Oczywicie ci pomoemy, Mario. Nie musisz sama sobie z tym radzi. Pozwolia, by
pogadzi jej ramiona i umiechna si.
- Dzikuj, jestem wam wdziczna.
Wszystkie naczynia stay zebrane na awie, gdy do kuchni wesza Helene. Zdumiona,
zatrzymaa si i wpatrzya w pitrzce si stosy.
- Wielkie nieba! Czy to ty zrobia, Mario?
- Jeszcze nie pozmywaam, ale Jens poszed ju po wod.
- Ale kochana! - Helene podesza do Marii i obja j. - Nie musiaa tego robi. To
moje obowizki. Ty i tak masz o czym myle. Maria umiechna si smutno.
- Nie myl mniej, jeli siedz z zaoonymi rkami.
- Zupenie, jakbym syszaa Elizabeth - westchna z rezygnacj Helene.
-Rzeczywicie jestecie siostrami. - Podwina rkawy bluzki, wzdychajc ponownie.
Nakryto st do niadania. Kristine obudzia si i kto po ni poszed, ale dugi czas
potrwao, zanim pojawili si Ane i Trygve. Wygldali, jakby ciyy im wyrzuty sumienia.
Ane podesza prosto do Marii.
- Jak si czujesz?
- Dobrze, ale... - zawahaa si. - Moe i byam przygotowana na to, e Peder nie yje,
ale e umar w taki sposb...
- Tak. - Ane spucia wzrok. - Ale z czasem...
- Wiem. Czas bdzie mi pomaga. - Maria z trudem si umiechna. Ju chyba nie

zniesie wicej pociesze i uwagi. Musi przez to przej na swj sposb i nawet wiedziaa, jak
to zrobi. Najpierw jednak powinna zebra nieco si.
Okoo poudnia pojawi si lensman. Jens zbi ju trumn i wstawi do szopy nad
morzem. Maria posza j obejrze! Pochwalia robot, szczeglnie pomys pomalowania jej
na czarno. Jens podzikowa z dum, mwic, e stara si jak najlepiej.
Maria siedziaa w salonie, spisujc wszystko, o czym naleao pamita przed
pogrzebem. O tylu drobiazgach atwo zapomnie! Chciaa, eby Peder mia adny pogrzeb,
cho bez niepotrzebnego zamieszania. On by tego nie chcia.
Gdy dojrzaa lensmana zajedajcego na podwrze, odwrcia si i usiada dalej od
okna. Wiedziaa, e przywiz szcztki Pedera. Jens podj si przeoenia ich do nowej
trumny, za co Maria bya mu gboko wdziczna.
Niedugo potem przysza do niej Ane i przekazaa, e lensman chce z ni rozmawia.
Powoli wysza mu na spotkanie. Sta w korytarzu. Spojrza na ni ze wspczuciem, po czym
poda jej strzelb.
- Jest Pedera, to znaczy teraz twoja. Wzia j do rki, nie ogldajc.
- A oto obrczka - doda, wycigajc do. Maria przyja j i delikatnie cisna.
- Dzikuj - szepna, czujc ogarniajcy j pacz. Gdy urzdnik si poegna,
pobiega na poddasze.
Zawina obrczk w wyprasowan chusteczk, a strzelb postawia w kcie. Moe
zosta w Dalsrud, pomylaa. Nie chciaa mie broni palnej w domu po tym, co zdarzyo si u
Bergette. Niech Elizabeth zrobi z ni, co zechce. Dopiero po poudniu poczua, e jest w
stanie wyj do ludzi.
- Na pewno nie chcesz, by kto pojecha z tob do pastora? - spytaa Elizabeth.
- Na pewno. Mam te co jeszcze do zaatwienia, wic troch potrwa, zanim wrc.
Nie bjcie si o mnie. Elizabeth pogaskaa siostr po policzku i szepna:
- Moja ty Maryjko...
Troska w jej gosie ogrzaa serce Marii.
Wizyta u pastora przesza gadko. Pogrzeb odbdzie si za tydzie. Nie bdzie mowy
pogrzebowej, ale pastor obieca, e przyjdzie i pobogosawi grb. Maria szczodrze zapacia,
podzikowaa i opucia stare domostwo.
Skierowaa konia w stron obejcia lensmana. Uniosa do do pozdrowienia, gdy
dostrzega urzdnika wychodzcego z altany. Czyby sprawdza jej stan? Maria wiedziaa, jak
bardzo jest z niej dumny. Podszed do niej, zanim zdya zej z wozu.
- Mog ci jeszcze w czym pomc? - wydysza lensman, czerwony na twarzy.

Najwyraniej droga pod grk bya dla niego mczca.


- Tak, chodzi mi o to... - zawahaa si, nie wiedzc, jak ma przedstawi swoj spraw.
- Zastanawiaam si, na ktrym rumowisku znaleziono Pedera. Moe pan mi powiedzie,
gdzie to jest?
- Wszystko jest uprztnite - odpar lensman. - Nic wicej tam nie ma.
- To nie dlatego - przerwaa mu Maria. - Chciaam tylko zobaczy, gdzie on lea.
Poegna si, rozumie pan? Po duszej chwili pokiwa gow.
- Pojad z tob. Nie umiabym wytumaczy, jak tam dojecha. Pojechali, rozdzieleni
cian ciszy. Maria poczua, e powinna co powiedzie, by j przerwa, ale nie miaa siy. W
jej gowie kryo zbyt wiele myli.
Gdy dojechali na miejsce, zsiedli z wozu i lensman wytumaczy jej, gdzie lea Peder.
Nie chcia z ni i, ale niepokoi si i pyta po wielokro, czy na pewno da rad sama.
Twierdzi, e ten teren nie nadaje si dla kobiet w dugich spdnicach.
Maria suchaa go nieuwanie. Jedn rk zebraa spdnice i posza do miejsca, ktre
wskaza. Kamienie byy liskie i pokryte cienk warstw lodu i niegu, wic musiaa uwanie
stawia kroki. Prbowaa sobie wyobrazi, ktrdy Peder szed tam na grze, o czym myla i
dlaczego wybra wanie t tras.
Obejrzaa si. Lensman siedzia w wozie, wic miaa chwil dla siebie. W Dalsrud
zrobia bukiet bibukowych kwiatw. Wyja je teraz i pooya na ziemi.
- Peder, jeli mnie syszysz, chc, eby wiedzia, e nigdy ciebie nie zapomn. Nawet
jeli kiedy znw wyjd za m. To, co dla mnie zrobie, byo dobre i wspaniae. Nikt inny,
kogo znam, nie powiciby si tak, jak ty. Nikt. Ty zrobie to bez adnych ukrytych myli,
nie dajc niczego w zamian. Jestem pewna, e jest ci dobrze tam, gdzie teraz jeste. Na
pewno jeste w niebie, mimo e nie spocze jeszcze w powiconej ziemi. egnaj, Pederze.
Kiedy si zobaczymy. Gdy wracaa, byo jej lej na duszy. Za tydzie odbdzie si pogrzeb,
ale ona poegnaa si ju teraz.

Rozdzia 3
Elizabeth siedziaa na wozie razem z pozostaymi domownikami z Dalsrud. Jechali z
kocioa. Cieszya si, e ziemia akurat odmarza, bo inaczej musieliby odoy pogrzeb a do
wiosny. Z ust leciay oboczki pary, lecz pod baranicami byo ciepo i dobrze. Zaoya
dodatkow par grubych poczoch i nieco wiksze buty, ale i tak nie byo ich wida spod
kilku warstw spdnic.
Ceremonia bya adna, o ile mona tak nazwa naboestwo pogrzebowe. Wedug
niej, byo smutne i bolesne, ale Marii zapewne przynioso ulg. Dobrze, e wiedziaa, co si
stao z Pederem i e moga teraz odwiedza jego grb.
Poniewa nie miao by kazania, na cmentarzu nie pojawio si wiele osb. Maria
stwierdzia, e si z tego cieszy. Byli wszyscy z Heimly, Mathilde z Sofie i oczywicie
wszyscy z Dalsrud. Zaprosia ich na styp. Elizabeth proponowaa, eby j zrobi w Dalsrud,
lecz Maria bya nieugita. Stypa miaa si odby w Storvika, gdzie by dom Pedera. I koniec
dyskusji.
- Jed szybciej! - zawoa William.
- Nie wypada - odpara Elizabeth.
- Dlaczego?
- Bo jedziemy z pogrzebu i powinno si jecha powoli. Szybko si jedzie tylko na
wesele.
- Takie, jak miaa Ane? Elizabeth pokiwaa gow i przytulia chopca do siebie.
- Marzniesz?
- Nie. A dostaniemy ciasto i sok u Marii?
- Tak, ale musisz si grzecznie zachowywa.
May salon wkrtce zapeni si gomi. Dzieci posadzono w kuchni. Elizabeth
wczoraj pomoga Marii nakry stoy, wic teraz stay gotowe. Pozostao tylko rozpali w
piecu i pod kuchni, i podgrza ros. Nikt si nie przyznawa, e zmarz, ale wszyscy mieli
czerwone twarze i rozcierali zesztywniae donie.
Pocztkowo rozmawiali pgosem, nikt nie odway si odezwa goniej. Maria
wydawaa si oywiona, zauwaya Elizabeth. Zmiana nastpia po jej wizycie u pastora.
Gdzie jeszcze wtedy bya siostra, nie wiedziaa. mier Pedera nikogo nie zaskoczya,
nieprzyjemne byy jedynie jej okolicznoci i e wiadomo przysza akurat w dzie lubu Ane
i Trygvego.
Przyniesiono wazy z rosoem i rozlano go do talerzy. Szklanki napeniono wod.

Odmwiono modlitw i wszyscy zaczli je. Gorcy ros rozgrzewa. Elizabeth wycigna
szyj, by dojrze, jak si sprawuj dzieci w kuchni. Szeptay do siebie i czasem chichotay,
ale wydawao si, e take jedz.
Srebrne yki dwiczay o talerze, szklanki odstawiano ostronie na biay obrus, lecz
nikt nic nie mwi. Atmosfera stawaa si przytaczajca. Elizabeth pocia si w swojej
czarnej, wenianej sukni i podwjnych poczochach. aowaa, e nie zdja jednej pary przed
tym, jak zasiedli do stou. Zrobi to od razu, gdy skocz je, pomylaa.
- Ale masz pikne zasonki, Mario - rzucia znienacka Mathilde. Wszyscy wpatrzyli
si w ni, zdumieni. C to za kwestia na stypie? -pomylaa Elizabeth i rozejrzaa si wok.
- Sama je uszya? - pytaa dalej Mathilde, nie przejmujc si wbitymi w ni
spojrzeniami. Maria umiechna si z dum.
- Tak, zamwiam materia tylko na te okna. Chciaam, by byy wyjtkowe.
- Zgadzam si z tob - odezwaa si ostronie Dorte, ocierajc usta lnian serwetk.
- Jeste zdolna - pochwalia j Mathilde. Policzki Marii porowiay.
- Dzikuj. Ale to tylko proste ciegi. To Dorte jest zdolna, potrafi uszy
najpikniejsze suknie! Jakob odchrzkn.
- No, a co u was sycha? - spyta Jensa. - Wypywae ostatnio na morze? Elizabeth
ogarna gwatowna ochota do miechu, z trudem udao jej si opanowa. Oto siedzieli, z
szacunku dla blu Marii nie odzywajc si ani sowem, podczas gdy ona tsknia za
rozmow!
Do pogawdki mczyzn przyczy si Olav i atmosfera staa si lejsza. Szybko
skoczyli je i Elizabeth wylizna si do sypialni siostry, eby pozby si dodatkowych
poczoch. Gdy wrcia, kobiety zaczy sprzta ze stou.
- Jestem najedzony - obwieci William.
- Zjade wszystko?
- Tak, inni te. Nawet maa Kristine.
- Ja duuza! - Kristine wycigna swoje pulchne ramionka w gr, co rozmieszyo
Williama.
- Jestecie zuchy - rzucia Elizabeth, mierzwic mu wosy. Podesza do nich Maria.
- To dziwny dzie - wyrzeka w zamyleniu.
- Dlaczego? - Elizabeth spojrzaa na siostr.
- Tak si obawiaam tego dnia, przygnbiajcej ciszy i smutnych rozmw. Peder by
tak nie chcia. Wolaby, ebymy mio spdzili czas i weselili si. Nie uwaasz?
- Tak. - Elizabeth pokiwaa gow, chocia nie znaa Pedera a tak dobrze.

- Chod, zrobimy kaw - rzucia Maria. - Mczyni ju na ni czekaj. Na st


wjechao ciasto czekoladowe i ciasto z kremem. Dzieci do picia dostay mleko i nawet
William nie domaga si soku.
Po jakim czasie rozmowa w naturalny sposb zesza na Pedera. Wszyscy mieli do
powiedzenia o nim co dobrego. To musiao by krzepice dla Marii, pomylaa Elizabeth.
Rozmowa wok stou staa si niewymuszona i czas przy kawie mija przyjemnie.
- My chyba ju podzikujemy i pojedziemy - powiedziaa Helene, wstajc. - Nie, nie,
wy zostacie -dodaa, gdy Elizabeth odstawia filiank na spodek. - Lars i ja wemiemy
dzieci i pojedziemy do domu. Obrzdzimy te w oborze. A tam zaczyna by troch gono kiwna gow w stron kuchni, gdzie dzieci miay si i pieway.
- Dzikuj, e zechcielicie przyjecha - powiedziaa Maria, ciskajc ich donie.
- No, jakeby inaczej - rzuci Lars z umiechem, po czym zmiesza si i nie wiedzia,
co ma jeszcze powiedzie. Maria umiechna si w odpowiedzi i Lars skoni si z ulg. Zajrz do konia, a ty niedugo przyjdziesz z dziemi?
Spojrza na Helene, ktra potwierdzajco skina gow.
Po ich wyjedzie zrobio si pusto i dopiero po chwili podjto przerwane rozmowy.
Maria posza do sypialni z Kristine. Sprbuj j pooy na troch, pomylaa, bo inaczej
wieczorem bdzie zbyt zmczona i szybko nie zanie.
- A co tam si dzieje na zewntrz? - spyta Jakob, wstajc. Podszed do okna i wyjrza.
- Co, u diaba...
Elizabeth te wyjrzaa, lecz nie moga odrni osb na podwrzu, dochodzia j tylko
ostra wymiana sw. Po chwili usyszaa kroki w korytarzu i drzwi otworzyy si gwatownie.
- A wic tu siedzicie! - wysyczaa Elen. Zatrzymaa si, opara donie na biodrach,
uwydatniajc w ten sposb sw ci i spojrzaa na zebranych spod zmruonych powiek.
Olav wsta, blady na twarzy. W tej chwili z sypialni wysza Maria.
- Tak wanie mylaam, e jeste tutaj razem z ni! - Wskazaa palcem na Olava, a
potem na Mari.
- Co ty gadasz? - szepn Olav. Jego twarz zmienia kolor na purpurowy. -Id std! zawoa. Przeszed przez salon kilkoma dugimi krokami i zapa Elen za rami. Elen
wstrzsna gow i wyrwaa rami z ucisku.
- Pu mnie! Zrozumiaam, e to dlatego mnie ju nie chcesz! Bo wolisz j! Dobrzy
przyjaciele! - dodaa z grymasem. - Aha, ju w to wierz! W tej chwili podnis si Jakob i
zagrzmia z wysokoci swego susznego wzrostu:
- Elen! Zebralimy si tutaj, by poegna Pedera, i radz ci: zabieraj si std do diaba,

bo inaczej ja ci wyprowadz!
Elizabeth poczua, jak krew szumi jej w uszach ze zoci i szoku. Dostrzega, e Elen
mruga oczami i jakby zapada si w sobie.
- Stypa? - wyszeptaa. - Czy odnaleziono Pedera? Olav nie odpowiedzia, tylko zapa
j za rami i wyprowadzi z domu.
Dorte poklepaa Jakoba po ramieniu i co szepna. Jakob usiad niechtnie. Siedzieli
w milczeniu, dopki Olav nie wrci.
- Przepraszam - powiedzia zawstydzony.
- To nie twoja wina - odpara cicho Maria. - Szkoda mi Elen.
- Nie sdz, by bya trzewa - stwierdzia Mathilde. Olav umiechn si z przeksem.
- O tak, bya trzewa, ale bdzie udawaa, e to si nigdy nie wydarzyo. -Westchn
ciko i zwily usta. - To ta druga strona Elen, ktrej wczeniej nie znalicie.
- Jest zazdrosna? - spytaa Elizabeth.
- O, tak! - odpar Olav. - Uwaa, e mam kochank na kadym cyplu. Oskaraa mnie
o wszystko. Jej napady wciekoci byy straszne, ale ju za moment wydawaa si anioem,
bez najmniejszych oznak zazdroci czy gniewu.
- A wic moe i dobrze, e tak si stao - rzucia Elizabeth cicho. - Moe to suszne, e
si rozstalicie.
Sofie zacza chichota, zasaniajc usta doni i dostaa od matki kuksaca w bok.
- Przepraszam - wykrztusia, lecz znw porwa j miech.
- C ci tak mieszy? - spyta Olav.
- Radz ci - zagrzmiaa Sofie udawanym, powanym tonem gosu - zabieraj si std do
diaba, bo inaczej ja ci wyprowadz!
Ramiona Olava zaczy drga, po czym rozemia si serdecznie.
Pozostali poszli za jego przykadem.
- Tak, tato, ty jak ju co powiesz... - rzuci Olav, ocierajc z. Jakob nie
odpowiedzia, lecz Elizabeth dostrzega umiech kryjcy si pod jego brod. Zerkna na
Mari, ktra take siedziaa z lekkim umiechem na twarzy. Nawet i ona dostrzega w tej
sytuacji co komicznego. Czyby byo prawd to, co powiedzia Olav, e Elen bdzie
udawaa, e jej nieproszona wizyta nigdy nie miaa miejsca?
- Jakebym chciaa, eby Peder tu by - westchna Maria. - miaby si razem z nami.
- Na pewno syszy to w niebie - odpara Dorte ciepo.
- Tak sdzisz?
- Z ca pewnoci.

Elizabeth bya pewna, e Dorte ma racj. Pomidzy niebem a ziemi byo wicej, ni
ludzie mog przypuszcza. I Peder na pewno ledzi wszystko z gry. Na swj sposb.

Rozdzia 4
- Nie wyobraam sobie, jak zdymy ze wszystkim przed witami. -Elizabeth
zeskrobaa resztk kremu ze spodeczka i spojrzaa na Bergette.
- Jest nas za mao.
Ogarn j nagy smutek. Lino i Kristianie, pomylaa, jaka szkoda, e was tu nie ma.
Bergette zerkna na ni znad filianki z kaw.
- Nie mylaa, by zatrudni jeszcze jedn suc i parobka? Elizabeth obracaa
filiank w doniach.
- Trudno znale odpowiedni osob. adna nie dorwna Linie.
- Nie, oczywicie, e nie - odpara Bergette cicho. - Nikt nie moe zastpi innego
czowieka. Ale Lina stanowia dowd, e na wiecie istniej odpowiedni ludzie. Lars te jest
dobry, prawda?
- O, tak. Wszyscy w Dalsrud s pracowici, ale ja ju kiedy le wybraam. Bg to wie.
Bergette pokiwaa ze zrozumieniem gow.
- Tak jak my wszyscy, Elizabeth. Pomyl o tej, ktra uganiaa si za Sigvardem!
Elizabeth zadraa na wspomnienie tego, do czego to doprowadzio.
- Ile ju zrobia i ile ci pozostao? - spytaa Bergette. - Jestem pewna, e tylko
panikujesz, jak zwykle.
- Flatbrod ju upieczony, wynajlimy do tego kobiet. Oczywicie, jestemy ju po
uboju i rolada si ju marynuje. Pozostay ciasta i sprztnicie domu.
- To gdzie jest problem? - Bergette uniosa brwi. -Niedugo skoczysz. Machna
doni i wzia jeszcze jeden kawaek ciasta.
- Jeszcze nie skoczyam prezentw. - Elizabeth signa do koszyczka obok krzesa
po robtk na drutach. Nie powinna narzeka na brak czasu i siedzie z zaoonymi rkami.
Waciwie powinna teraz pracowa, a nie siedzie tu z Bergette. Ale przecie jej nie wygoni,
to jej dobra przyjacika.
- Rozchorujesz si, Elizabeth, jeli nie potraktujesz tego lej. Jestecie we trzy kobiety
i jeli popracujecie razem dwa, trzy dni, wszystko upieczecie. Przecie masz taki dobry,
elazny piecyk!
Elizabeth umiechna si.
- Moe i masz racj. A jak idzie u ciebie? Zdysz ze wszystkim? Bergette wzruszya
ramionami.
- Raczej tak. Karen-Louise jest taka pomocna! Bdzie z niej dobra gospodyni. Pomyl,
to ju jedenacie lat temu pomoga jej i jej bratu przyj na wiat! - Bergette zamilka i

pogrya si we wspomnieniach. Elizabeth te przypomniaa sobie w straszny czas, gdy


Sigvard oskary j, e zabia jego syna. I biedna Bergette... Duo czasu upyno, zanim
dosza do siebie. Strata dziecka dotkna j gboko. Bergette pierwsza wyrwaa si z
zamylenia.
- Nie rozmylajmy zbyt wiele o tym, co przeszo, ale cieszmy si z tego, co jeszcze
przed nami.
- Nie zawsze jest to atwe.
- Moe i nie, Elizabeth, ale powinnymy prbowa. No, o czym to mwiymy? A tak,
masz piec j sprzta. Jeli polesz Helene i Ane do sprztania gry, moesz zacz sama na
dole. - Zamilka. - A co z Mari, ona nie moe pomc?
- No tak... - Elizabeth zawahaa si. - Nie chc prosi jej o zbyt wiele, ma swoje
obowizki w sklepie i w domu. No i ma Kristine, ale ona jest tak mia i sodka, e opieka
nad ni to sama przyjemno.
- No, ale dlaczego nie wynajmiesz sucej? A co z dziewcztami ze Sonecznego
Wzgrza?
- S zajte. Rozumiesz, troch si spniam.
- No tak, to do ciebie podobne. Gdy zegar wybi dwanacie uderze, Bergette a
podskoczya.
- O Boe, to ju a tak pno? Przecie zaraz obiad! Dzikuj za kaw i ciasto,
Elizabeth, byo pyszne. -Zacza zbiera swoje rzeczy, ale nagle zatrzymaa si. - Chyba ci
nie przeszkodziam, co?
Elizabeth pokrcia gow.
- Dobrze byo porozmawia, Bergette. Trzeba czasem odpocz od pracy, sama wiesz.
Przyjacika umiechna si z zadowoleniem.
- No widzisz! Wszystko si uoy. A Boe Narodzenie i tak przyjdzie. Poklepaa
Elizabeth po ramieniu i poegnaa si. Po jej wyjciu w powietrzu unosi si jeszcze dugo
zapach wody ranej. Po obiedzie Elizabeth rozdzielia zadania.
- Helene, pjd po wod, a ty, Ane, zmie pociel A moe nie, to moe poczeka do
wigilii. Moe we wszystkie dywaniki z poddasza i wywie je na powietrzu. Wytrzepiemy je
potem na niegu. Nie musimy ich ka z powrotem na pododze przed witami.
- A ty co bdziesz robia? - spytaa Signe, wpatrujc si w ni swoimi niebieskimi
oczami.
- Bd uwaaa, ebycie nie wchodzili sobie w drog - zaartowaa.
- Phi, to nie za wielka robota. Elizabeth rozemiaa si.

- Nie, ja pomog Helene sprzta poddasze. A wy ubierzcie si i pomcie Jensowi.


- A co on robi?
- Zbiera drewno naniesione przez morze.
- Och, to wspaniale! - ucieszy si William.
- Wspaniale - powtrzya po nim Kathinka i zaklaskaa w donie, a brzowe loczki
zataczyy wok jej gowy.
Elizabeth pomoga im ubra si i wysaa ich na podwrze. Zatrzymaa si i popatrzya
w niebo. Czy wreszcie spadnie nieg, czy bd czarne wita? Zadraa, bo ten zwrot wyda
si jej okropny. Czarne wita... I tak bdzie inaczej ni zwykle, bez Kristiana i Liny. Czy ju
kada wigilia bdzie taka? Czy przy kadych witach bd odczuwa aob po tych,
ktrych z nimi ju nie ma? Pokrcia gow i obja si ramionami. adne z nich by tego nie
chciao. Spojrzaa w gr na szare niebo. Zrobio si zimniej.
- Jeli mnie teraz widzicie - wyszeptaa - to wiem, e chcielibycie, by ycie szo dalej.
I tak bdzie. Nie bdziemy odczuwa alu, tylko zachowamy dobre wspomnienia. Chyba tak
bycie chcieli,, prawda? Pojedynczy patek niegu sfrun z nieba i znieruchomia na
schodach. Po chwili stopnia i znikn. Elizabeth umiechna si. Czyby to by znak? Czy to
Lina albo Kristian go jej zesali, dajc zna, e syszeli jej sowa? Cicho zamkna drzwi i
wesza do domu.
- Id po wicej wody - rzucia Helene, krzyujc szal przez piersi i zawizujc jego
koce na plecach. Zapaa dwa wiadra stojce na awie i wysza.
Elizabeth wyja szmaty i mydo, i posza na poddasze. Zacza odsuwa ka od
cian i kichna, gdy wytoczyy si spod nich wielkie kbki kurzu.
- Boe jedyny, kiedy tu ostatnio sprztano? - mrukna przeraona. Podejrzewaa, e to
Ane zaniedbaa obowizki. Z drugiej strony jednak crka miaa ostatnio sporo pracy. Poza
codziennymi zajciami miaa przecie urzdzanie wesela i odbieranie porodw.
- Elizabeth! Eliiiizabeth! - rozleg si krzyk Helene z dou schodw.
- Kochana, co si stao? - Elizabeth wypada z pokoju i niemal zderzya si z Ane,
ktra take wybiega w dywanikami pod pach.
- Nie mog si ruszy! - wykrztusia Helene. zy spyway jej po twarzy.
- Co ty mwisz? Nie moesz si ruszy?
- Tak, nie mog si ruszy - wystkaa Helene, czerwona na twarzy. - le syszysz?
- Ale kochana... - Elizabeth zbiega ze schodw z Ane depczc jej po pitach. - Co
si stao? Gdzie ci boli? Brzuch?
- Nie, plecy. Podniosam wiadra z wod, i nagle nie mogam si poruszy. Poczuam

okropny bl w krzyu i... - Zacza szlocha.


- Biedna, chyba strzelio ci w krzyu.
- Naprawd?
- Tak. Jedyne, co pomaga, to odpoczynek - tumaczya Ane.
- Przecie nie mog teraz odpoczywa, chyba rozumiesz. Zaraz wita! Miaam
sprzta poddasze... No i Kathinka! No i...
- Teraz bd cicho - rzeka stanowczo Elizabeth. -Chod na gr do pokoju
gocinnego. Tam bdziesz lee.
- Przecie mam wasny dom - zaprotestowaa Helene.
- No tak, ale tam ci nikt nie usyszy, jeli bdziesz potrzebowaa pomocy
- odpara Elizabeth, ujmujc j pod rami. - No ju, chod.
- Auuuu! - Helene kurczowo zapaa si porczy. -Boli mnie, jak tylko bior gbszy
oddech. Ane wymienia spojrzenia z matk.
- Niestety, bdzie ci bardziej bolao nawet wtedy, gdy si pooysz, ale nie ma na to
rady - powiedziaa.
- Jak dugo to potrwa? - Twarz Helene bya czerwona i zapuchnita od paczu.
- Jaki tydzie - rzucia szybko Ane. - Pomyl, e byo gorzej, gdy rodzia Kathink.
- Oj, chyba nie - stkna Helene, wchodzc powoli po schodach. Elizabeth widziaa,
e kady krok sprawia jej cierpienie.
- Stj teraz, a my ci rozbierzemy - polecia, gdy doszy na miejsce. -Bdziemy bardzo
ostrone.
- Ja chc siku! Elizabeth pochylia si i wycigna nocnik, stojcy pod kiem.
- Postawi go na ku, a ty sprbuj usi, nie pochylajc si. Dasz rad? Helene
pokiwaa gow i krzywic si z blu usiada na nocniku.
- A co bdzie pniej, gdy bd musiaa i do wychodka?
- Pomoemy ci. Co wymylimy. - Elizabeth pogaskaa j po policzku. -Teraz nie
zastanawiaj si za duo, Helene, tylko le i odpoczywaj. Przynios ci jakie ksiki i moe
twoj robtk na drutach? Chcesz? Helene pokiwaa gow. Sprboway pomc jej pooy
si do ka, ale gdy tylko lekko odchylia si do tyu, krzykna z blu.
- Musisz trzyma plecy jak najbardziej prosto - polecia Ane.
- Wiem, Ane, ju to mwia! - Helene bya zirytowana, gdy z trudem podcigna si
na ku. Gdy wreszcie si uoya, przetara domi zapakan twarz.
- Dobry Boe, pom mi - jkna.
-No, ju dobrze - szepna Elizabeth i usiada na brzegu ka. - Wszystko bdzie

dobrze. Z kadym dniem bdzie ci lepiej i za tydzie staniesz na nogi.


- Dlaczego tak si stao? - spytaa Helene, pocigajc nosem.
- Jestem tylko akuszerk, a nie lekarzem - odpara Ane. Spojrzaa na Elizabeth. Mamo, masz co umierzajcego bl? A moe wezwiemy Torsteina?
- Nie, adnego lekarza! - zaprotestowaa Helene. -Zacznie mnie bada i bdzie znowu
bolao. Poza tym nie chc, by Torstein oglda mnie w takim stanie.
Ane pokrcia gow.
- Jak wolisz, ale sdz, e Torstein widzia wicej przez te lata.
- Nie chc.
- No dobrze, niech tak bdzie. - Ane splota rce na piersiach. - Mam ci co przynie
Helene pokrcia gow.
- Ja i tak przynios ci napar - stwierdzia stanowczo Elizabeth. - Sprawi, e zaniesz.
Par godzin snu na pewno ci pomoe. Gdy doszy do drzwi, dobieg ich saby gos Helene.
- Przepraszam, e byam taka za...
- Miaa ku temu wszelkie powody - umiechna si Ane. - Odpoczywaj teraz! Gdy
Elizabeth zaniosa ju chorej napar, posza poszuka Ane.
- Pojed po Mari - powiedziaa. - We dwie nie damy wszystkiemu rady. Ane
spojrzaa na matk zdumiona.
- Uwaasz, e ona moe tak po prostu zamkn sklep?
- Nie wiem. W kadym razie spytaj, czy nie moe tu przyjecha na kilka dni. Ane
pokiwaa gow.
- Powiedziaam Larsowi, co si stao. Martwi si o ni, biedak. Elizabeth suchaa
jednym uchem. Jej myli kryy wok tego, co trzeba jeszcze zrobi.
- No to jad - rzucia Ane, wyrywajc j z zamylenia.
- Jed ostronie. Ktrego konia wemiesz?
- Mi.
C za gupie pytanie, pomylaa Elizabeth, patrzc w lad za crk. Przecie Ane nie
uywaa innych koni poza wasn Mi. Gdy Ane wyjechaa z podwrza, zacz sypa nieg.
Grube patki paday gsto i po chwili biay kouch okry ziemi.
Maria odesza od lady i stana przy oknie o maych szybkach. Naprawd zacz sypa
nieg!
- Kristine, chod tutaj! Wzia crk na rce.
- Widzisz? Dziecko zamiao si, zachwycone.
- Pan Bg i anioki nas usyseli?

Maria umiechna si.


- Tak, oni sysz wszystko.
Poprzedniego wieczoru Kristine marudzia, e jeszcze nie ma niegu i Maria
zaproponowaa, eby doday tak prob do wieczornej modlitwy. Razem pomodliy si do
Pana Boga i aniow, by na Boe Narodzenie by nieg.
Maria dugo staa z crk na rku, po czym postawia j na krzele, by nadal moga
wyglda przez okno. nieg pada wielkimi patkami i zmienia smutny krajobraz w
odwitny i wiey. Jakie dzieci przebiegy ze miechem, ko cign skrzypicy wz, jakie
dwie kobiety zatrzymay si na pogawdk.
Myli Marii powdroway do Pedera. Lea na cmentarzu, co byo lepsze ni tamto
opuszczone rumowisko. Moe to on przekaza Bogu ich prob o biae wita? Pewnie
powiedzia, e to dla Kristine. Maria poczua, jak zapieko j pod powiekami, i szybko
zamrugaa.
Zadwicza dzwonek nad drzwiami i wpada Ane. Otrzepaa nieg z paszcza i
przygadzia wosy.
- Co powiesz na to, by zamkn sklep? - wypalia bezporednio, jak zwykle.
- Zamkn sklep? - spytaa Maria, pomagajc Kristine zej z krzesa. -Dlaczego?
- Helene strzelio w krzyu i musi lee w ku. Nie uda nam si nikogo wynaj
przed witami i mama jest przeraona tym, co jeszcze trzeba zrobi. Pewnie zapracuje si na
mier, jeli nikt nam nie pomoe. Wiesz, jaka ona jest.
- Wielkie nieba... - Maria rozejrzaa si wokoo. - Jutro jest pitek. -Potara doni
czoo, zastanawiajc si. - Tak, mogabym zosta w Dalsrud do niedzieli wieczr, moe do
poniedziaku. Ludzie raczej kupili ju to, czego potrzebuj i zapewne nikt nie umrze, jeli
poczeka z kupnem kawy czy tytoniu. No i nie sdz, by towary ucierpiay, jeli nie napali si
tu przez te kilka dni.
- Och, wielkie dziki! - Ane odetchna z ulg. Maria napisaa zawiadomienie na
kartce i przybia je na drzwiach.
- Pewnie zamoknie - umiechna si. - Ale ludzie sobie przeka. Zamkna na klucz
drzwi sklepu i poszy w kierunku domu. Musiaa wzi ze sob troch rzeczy, skoro miay
tam zosta kilka dni.
- Co si stao Helene? - spytaa Maria w drodze do Dalsrud.
- Podniosa wiadra z wod i strzelio j w krzyu.
- Och, biedactwo! Syszaam, e to strasznie boli. Ane pokiwaa gow.
- Ja ju widziaam to u ludzi. Pomaga tylko odpoczynek.

- Ciesz si na te wita szczeglnie - stwierdzia nagle Maria. Ane spojrzaa na ni


uwanie.
- Postanowiam sobie, e bd si nimi napawaa. Potrzebujemy ich po tych
wszystkich smutnych wydarzeniach tego roku.
Ane zwrcia spojrzenie na drog i dopiero po duszej chwili odpowiedziaa:
- Masz racj, Mario. Sprawmy, by te wita byy radosne, a nie smutne. Choby dla
dzieci. - Zebraa lejce w jedn do i pogaskaa Mari po policzku. - Jutro zrobimy pczki.
Chocia mama ma ju pewnie gotowy plan dziaa.
- Tak, na pewno - rzucia Maria, krzywic si z udawan rezygnacj, po czym
wycigna szyj i pokazaa palcem przed siebie. - A to co takiego? Ane spojrzaa we
wskazanym kierunku.
- Kto, komu si bardzo spieszy - zamiaa si. -Biedak, w drewniakach po tym
niegu!
Gdy zbliyy si do mczyzny, ten odwrci si i zrobi kilka krokw na drog. Ane
musiaa mocno ciga lejce, by zatrzyma konia.
- Czy cakiem zwariowae? - krzykna. - Mogam ci przejecha! Maria poznaa, e
to jaki parobek.
- Przepraszam - wydysza. - Musicie ze mn pojecha. Zacz si pord!
- Wskakuj - rzucia Ane, wskazujc mu miejsce z tyu. Chopak nie da si dwa razy
prosi.
- Gdzie ona mieszka?
- Jedcie, ja poka, gdzie.
- Jak czsto s skurcze?
-Co?
- Jak czsto j boli?
- Krzyczy i pacze cay czas. Strach tego sucha, naprawd.
Maria wolaaby najpierw zajecha do Dalsrud i zostawi tam Kristine, ale rozumiaa,
e to niemoliwe. Zajoby zbyt duo czasu.
- Dawno zacza krzycze? - spytaa Ane, strzelajc lejcami.
Parobek wzruszy ramionami.
- Nie wiem, byem w obejciu. Nagle mnie zawoali i kazali w te pdy lecie po
akuszerk. Cae szczcie, e akurat pani przejedaa, oszczdzio to sporo czasu. Sdzicie,
e ona przeyje? No, bo wiele kobiet umiera przy porodzie... Maria zerkna na Ane, ktra
przewrcia oczami. Co on gada?

- To tutaj - rzuci parobek, wskazujc brudnym palcem. - To ten dom. Bogate


gospodarstwo, stwierdzia Maria. Miao wiele zabudowa i wygldao na dobrze utrzymane.
Ane skierowaa klacz na podwrze i poprosia chopaka, by si ni dobrze
zaopiekowa.
- Moe pani by spokojna. Mam rk do zwierzt, a zwaszcza do koni -doda, gadzc
Mi po chrapach.
Maria zeskoczya z wozu, zdja Kristine i wesza z ni po schodach. Drzwi si
otworzyy, zanim zdya zapuka i stana w nich kobieta.
- Jak to dobrze, e moga tak szybko przyjecha -powiedziaa, po czym zatrzymaa
si. - Tyle was jest?
- Jechaam po Mari - wyjania Ane. - Parobek zatrzyma nas w drodze do domu.
- Ach, to tak.
Marii wydawao si, e widziaa ju wczeniej t kobiet, ale nie moga skojarzy,
gdzie. W tym gospodarstwie wczeniej nie bya.
- Moe zaczekacie w salonie? - spytaa kobieta, spo-a gldajc na Mari. -Powiem
sucej, by przyniosa
wam kawy. I soku - dodaa, zerkajc na Kristine.
W tym momencie rozleg si przenikliwy krzyk. Spojrzenia wszystkich skieroway si
ku poddaszu. Kobieta spojrzaa z przeraeniem na Ane.
- Biedna Elen. Strasznie cierpi.
Mari przeszed dreszcz. Oczywicie! Ta kobieta to matka Elen. Dopiero teraz j
poznaa. Ane wspomniaa kiedy, e Elen zamieszkaa u siostry matki. Matka oczywicie
przyjechaa, eby pomc crce przy porodzie.
Maria poczua, e wolaaby std uciec. Znale jakie usprawiedliwienie i odjecha do
Dalsrud. Moga wrci po Ane pniej, albo lepiej - przysa Larsa. Nie do zniesienia bya
wiadomo, e znalaza si w tym samym domu, co rodzca Elen. A ju na pewno nie chce
jej widzie! Ta kobieta, cho go zdradzia, jest nadal on Olava. No i jeszcze ta okropna
scena, ktr urzdzia na stypie!
- Zostaniesz tu - powiedziaa Ane, jakby czytaa w jej mylach, po czym zebraa
spdnice i posza za matk Elen po schodach na gr. Maria staa zdezorientowana w
korytarzu, trzymajc Kristine za rczk.
- Pani chora? - spytaa maa, zerkajc na ni.
- Tak, boli j - mrukna Maria. Rozejrzaa si ukradkiem. Gdzie by ten salon, o
ktrym mwia matka Elen? Otworzya ostronie jakie drzwi i zajrzaa do rodka. Tak, to tu.

- Chod - powiedziaa i wprowadzia Kristine ze sob. W eliwnym piecyku palio si


mocno, wic w pokoju byo ciepo i przyjemnie. Cicho, jakby obawiajc si haasowa, zdja
okrycia z crki i z siebie, i przewiesia je przez porcz krzesa. Po chwili wesza suca,
niosc tac z kaw, sokiem i ciasteczkami. Z poddasza wci dobiegay rozpaczliwe krzyki.
Dziewczyna dygna przed Mari i spojrzaa na Kristine.
- Jaka z ciebie sodka dziewczynka! Jak si nazywasz?
- Kristine.
- Ojej! Wiesz, moja mama te ma tak na imi.
- Pani jest chora - owiadczya maa.
- Tak, boli j brzuch. Ale niedugo urodzi mae dziecko. To dopiero bdzie zabawa!
- Zobacz je?
- C, moliwe. Spytamy. W drzwiach stana matka Elen.
- Masz tam pomc. Maria zerkna na suc, lecz ta si nie ruszya.
- No chod! - Matka Elen przyzwaa j niecierpliwie doni.
- Kto, ja? - Maria spojrzaa na ni zdumiona.
- Tak, twoja siostra polecia ci wezwa. Maria poczua, jak kolana jej mikn.
- Ja musz... - odkaszlna i zacza na nowo: - Ja nie mog zostawi Kristine.
- Ja si ni zajm - zaofiarowaa si natychmiast suca. - To aden problem. Wezm
j do kuchni i bdzie moga razem z nami piec ciasto. Obiecuj, e si ni dobrze zajm.
Prawda? - umiechna si do maej. Maria nie wiedziaa, co powiedzie. Zerkna na
creczk. Kristine umiechna si i zapaa za rk suc.
- Pieczemy ciasto? - spytaa z nadziej w gosie.
- Chod, trzeba si spieszy - poganiaa matka Elen. Maria podniosa si na drcych
nogach. Ledwo j utrzymay.
- Potrzebuj wicej czystych przecierade - rzucia Ane, gdy tylko stany w
drzwiach.
Matka Elen znikna. Maria staa bezradnie ze zwieszonymi rkami. Ju dawno nie
czua si tak niepewnie. Ane przyzwaa j gestem doni.
Maria zrobia kilka krokw. Elen stkaa, krzyczaa i jczaa. Czy naprawd tak j
bolao, czy tylko ualaa si nad sob? Maria nie pamitaa, by sama tak krzyczaa, rodzc
Kristine. Ale moe zapomniaa?
- Wymij szmatk - polecia Ane.
Zanim Maria zdya cokolwiek zrobi, w drzwiach stana matka Elen z narczem
przecierade i wrczya je Marii.

- Moe powinni posa po doktora? - spytaa niepewnie Maria.


- Nie - rzucia Ane, nie odwracajc wzroku od Elen. - Pjdzie dobrze i bez niego.
- Jeste pewna?
- Jestem akuszerk! - ucia ostrzejszym tonem. -Torstein nie zrobi nic poza tym, co
my.
- Czy ja mog co jeszcze zrobi? - spytaa matka Elen. Ane pokrcia gow.
- Nie, moe pani zej na d i czeka. Powiemy od razu, gdy bdzie po wszystkim.
Starsza kobieta wycofaa si i zamkna drzwi.
- Chod tu z przecieradem, Mario, i wymij wreszcie t szmatk, dobrze? - poprosia
Ane, po czym zwrcia si do Elen: - Musisz oddycha spokojniej. Jeli nadal bdziesz tak
dyszaa, w kocu zemdlejesz. A jeli troch si rozlunisz, nie bdzie ci tak bolao.
- Moesz sobie mwi! Nie wiesz, jak mnie boli!
- Nie wiem, ale przyjmowaam wiele porodw.
- Dziecko pewnie le ley - narzekaa dalej Elen, jakby nie syszc jej sw.
Marii dray donie, lecz w kocu wya szmatk i podaa j Ane. Dopiero wtedy
Elen j zauwaya.
- A co, u diaba, ty tu robisz? - wrzasna, wbijajc w ni spojrzenie. Maria z
przestrachem cofna si o krok.
- Uspokj si. Maria nam pomoe - powiedziaa Ane.
- To ona zepsua wszystko midzy mn i Olavem. To wszystko jej wina!

Rozdzia 5
- No ju, ju - powiedziaa Ane i delikatnie pooya Elen z powrotem na posaniu.
Maria chciaa krzycze, e to nieprawda, e Elen sama zepsua swoje maestwo, e
zdradzia ma i zasza w ci z innym. Ale milczaa. Sama nie miaa czystego sumienia,
poniewa urodzia dziecko Olava. Wprawdzie ona nie bya zamna, gdy j poczli, ale on
mia on. Elen cisna domi przecierado, odrzucia gow w ty i krzykna:
- Nie mog ju duej! Nie dam rady!
- O, tak, dasz rad. Jeste bardzo dzielna - odpara Ane spokojnie.
- Niech ona std wyjdzie - wystkaa Elen, rzucajc Marii nienawistne spojrzenie. Chc, eby mama tu bya. Potargane wosy okalay jej byszczc od potu twarz.
- Twoja matka jest zbyt zdenerwowana - odpara Ane. - Mario, podaj przecierado.
Rodzca znw zacza krzycze.
- Chod tu! - polecia Ane.
Maria z wahaniem podesza do ka. Czy Kristine nie mogaby zacz paka i j
woa, tak by moga std uciec?
- Elen, we Mari za rk i ciskaj. To pomoe -rzucia Ane. - Dziecko ju idzie, i gdy
powiem, przyj! Elen ju miaa zaprotestowa, gdy nadszed kolejny skurcz.
- Dobrze - pochwalia Ane. - Teraz odpocznij. Tak, dobrze... Maria ze wspczuciem
obserwowaa cierpienia rodzcej. Gdy pojawia si gwka dziecka, twarz Elen cign
grymas blu. Po gwce wysuna si reszta ciaka.
- To chopiec - szepna Maria. - Masz syna, Elen! Kobieta rzucia jej niechtne
spojrzenie, po czym zamkna oczy i opada na poduszki.
Maria zerkna na Ane. Czy ona te zauwaya, e Elen nawet nie chciaa zobaczy
swego dziecka?
Ane wzia nitki i noyce, i przecia ppowin, po czym podaa dziecko Marii.
- Umyj go.
Maria pooya krzyczcego noworodka na komodzie i umya go delikatnie. Czy
Kristine te bya taka maleka? Nie pamitaa. Dziecko wydawao si zdrowe. Miao mocne
ciako i donony gos. Moe marznie, pomylaa i owina go szybko w przygotowane
pieluszki.
Ane mya Elen, a Maria staa i koysaa chopczyka w ramionach, a jego pacz ucich.
Biedne malestwo, pomylaa. Pewnie nie zabraknie mu jedzenia ani ubra, ale co z reszt?
Czy Elen i Amund bd razem? Zerkna na Elen, ktra nawet nie spojrzaa w ich kierunku.

Mari przeszed dreszcz. Czyby Elen nie chciaa zna swego dziecka?
- Pjd i powiedz babci, e moe tu przyj - rzucia Ane. Maria pokiwaa gow,
przekazaa dziecko Ane i zesza na d. Przez chwil nie wiedziaa, ktre drzwi ma otworzy,
ale zaraz w drzwiach salonu pojawia si poblada matka Elen.
- I co? - spytaa.
- Wszystko dobrze i z matk, i z dzieckiem. Moe pani pj na gr.
- Och, mj dobry Boe! - Zatrzymaa si w poowie schodw. - Co si urodzio?
Powiedz, e to chopiec! Nasz dziedzic!
- Sama pani zobaczy.
Maria usyszaa gos Kristine i kierujc si nim, trafia do kuchni. Wszyscy wpatrzyli
si w ni, gdy wesza. Pachniao ciastem, przyprawami i cukrem, te wspaniae zapachy
przypominay, e niedugo wita.
- Popatrz! - Kristine pkaa z dumy, pokazujc jej mae ciastko. - Mama chce?
Maria pokiwaa gow, wzia ciastko i odamaa kawaek. Nagle uwiadomia sobie,
e wszyscy nadal wpatruj si w ni intensywnie.
- To chopiec - rzucia, czujc, jak rumieniec wypeza jej na policzki. Czy widzieli,
jakie sprzeczne myli przebiegay jej przez gow? Musiaa zebra si w sobie. Umiechna
si z trudem. - Duy i zdrowy chopiec. Ale nie wiem, jak si ma nazywa. Suce miay si
i gaday jedna przez drug.
- Kto musi zawiadomi Amunda - powiedziaa ktra.
- Och, ale bdzie dumny! - rzucia inna.
Maria odwrcia twarz. Czy ich nie zawstydzao, e Elen bya niewierna mowi? Czy
te uwaay, e wszystko byo w porzdku?
Moliwe, e zauwayy jej konsternacj, bo nagle zapada cisza. Zajy si ciastkami,
tylko jedna z nich spojrzaa na Mari.
- Stao si tak, jak si stao, i nic nie da si ju zrobi - stwierdzia.
Maria pokiwaa gow, jakby si z ni zgadzaa. Uja Kristine za rczk.
- Dzikuj, e si ni zajycie - rzucia na odchodnym. Ane czekaa na ni w
korytarzu. Wydawaa si zmczona, lecz z umiechem opieraa si o balustrad schodw.
- To takie dobre uczucie, gdy wszystko idzie, jak powinno - wyrzeka w zamyleniu.
Maria nie wiedziaa, co odpowiedzie, wic przyniosa ich okrycia i pomoga Kristine
si ubra. Na schodach Ane wycigna do i pokazaa kilka monet.
- Dobrze mi zapacili - powiedziaa, wkadajc je w rkawiczk. -Przydadz si, gdy
przeprowadzimy si do Dalen - dodaa zadowolona. Jechay dug chwil bez sowa, po czym

Ane odwrcia si do Marii.


- Co Elen miaa na myli, mwic, e ich rozstanie z Olavem to twoja wina? Maria
odwrcia si, udajc, e patrzy na mijan okolic.
- Myl, e potrzebowaa a kogo zrzuci win. To przecie ona ma dziecko z innym
i bya niewierna ju duszy czas, wic moe sama sobie dzikowa. I sama widziaa, jak si
zachowaa na stypie Pedera.
- Tak, to prawda. Ale mimo wszystko, dlaczego wpltuje w to ciebie? Maria spojrzaa
na siostrzenic.
- Ona wie, e bylimy z Olavem przyjacimi od dziecka. A e jest zazdrosna, atwo
jej zrzuci win na mnie. Ane pokrcia gow.
- No to ma problem. Nie jest jej dobrze ze sob.
- A jak jest waciwie midzy ni i Amundem?
spytaa Maria, chcc skierowa rozmow na inne tory. - No, czy s razem? Czy on
uzna dziecko?
- Nie wiem wicej ni ty.
- Elen wydawaa si taka dziwna po porodzie. Czy nie jest tak, e matka od razu chce
zobaczy dziecko i wzi je w ramiona? Wydawao si, jakby w ogle si nim nie
interesowaa. Ane umiechna si.
- Pewnie bya zmczona. Wiele matek tak reaguje. Uczucia pojawiaj si, gdy troch
odpoczn. Moe nawet po paru godzinach.
- Trzymaa dziecko, gdy wysza? Ane zastanowia si.
- Nie. Gdy przysza jej matka, ona je wzia. - Poklepaa Mari po kolanie. - Nie
przejmuj si! W Elen na pewno obudz si matczyne uczucia! Maria te miaa tak nadziej.
Zarwno dla dobra dziecka, jak i Elen.
- Mniam, mniam, ale dobra fldra! - powiedzia William, nadziewajc na widelec
nastpny kawaek ryby.
- Ale kochanie - westchna Elizabeth. - Na wigili nie jemy fldry, tylko halibuta!
- Ale smakuje podobnie, i podobnie wyglda - odpar synek z pen buzi.
- Pewnie bdziesz niezym rybakiem - zamia si Jens. - Chyba ci wezm na
szkolenie.
- Dzisiaj?
- Nie, po witach, oczywicie.
- Ja te chc! - zawoaa Kathinka. Elizabeth zadwiczaa noem o brzeg kieliszka i
wstaa.

- Chciaabym powiedzie par sw.


Wszyscy doroli odoyli sztuce i skierowali na ni uwag, tylko dzieci jady dalej.
- Najpierw chc podzikowa wam wszystkim. Larsie, Trygve i Jensie, pracowalicie
wytrwale niczym dziesi dzikich koni. Dzikuj, e znalelicie tak pikn choink i e
narbalicie tyle drew, e wystarczy nam na dugo w przyszym roku, no i e zowilicie tak
pysznego halibuta. - Mwic to, spojrzaa na Williama i mrugna do niego
porozumiewawczo. - Nastpnie chc podzikowa Helene, e udao jej si pokona bolcy
krzy. Bez twojej pomocy jestemy niemal bezsilni, Helene, przecie jeste tu kuchark!
Maryjko! Jeste anioem, bo zamkna sklep, eby pomc nam tutaj. Nie wiem, czy ludzie w
Storvika sdz tak samo, ale w kadym razie my jestemy ci wdziczni! - Zebrani zamiali
si. - No i ty, Ane, moje dziecko. Tak, jeste nim, mimo e ju dorosa. Przyjmujesz porody,
dbasz o dom i o obor. Jestem z ciebie naprawd dumna. -Elizabeth poczua nagle, e si
wzruszya, i szybko zakoczya: - Wznosz toast za was wszystkich!
- A o nas nic nie powiedziaa - zaprotestowa William.
- To dlatego, e dla was miaa by osobna mowa -pospieszya z odpowiedzi
Elizabeth. - A wic Williamie, Kristine, Kathinko i Signe: wielkie dziki, e pomagalicie
przy witecznych wypiekach i e potraficie si adnie bawi, gdy my jestemy zajci. Wasze
zdrowie! Dzieci upiy po yku ze swoich szklanek z sokiem
1 umiechny si zadowolone.
- Czy ktra z was wie, jak si miewa Elen? - spytaa Helene, gdy stay zajte
zmywaniem. Miaa podwinite rkawy i rce mokre a po okcie. Elizabeth woya wytarty
talerz do szafki i spojrzaa pytajco na Ane.
- Nie, ja nic nie syszaam. A ty, Mario?
Maria pokrcia gow, bojc si, by nie spytay jej o nic wicej. Ane, zamylona,
wycieraa kieliszek.
- Mam nadziej, e dobrze, i e zaja si dzieckiem, gdy tylko odpocza. Maria
posza do salonu po reszt naczy ze stou. Zacza je zbiera po cichu, by przez uchylone
drzwi sysze dalsz rozmow.
- Czy miaa bardzo ciki pord? - spytaa Elizabeth. - Syszaam, e wtedy matki
mog odrzuci dziecko...
- Nie, wszystko poszo normalnie. - Ane umiechna si i odstawia wytarty kieliszek.
- To by faktycznie jeden z atwiejszych porodw, ktre odbieraam. Podejrzewam, e Elen
krzyczaa wicej, ni to byo konieczne.
- Ech, i tak cierpiaa - rzucia Helene. - Poczekaj tylko, Ane, a sama bdziesz rodzi!

Zobaczysz, jakie to bolesne. Sprbuj wypchn co takiego... - Zoya donie, by pokaza


rozmiar gwki dziecka, lecz Elizabeth jej przerwaa.
- No, ju wystarczy, Helene. Nie musisz straszy tej, ktra jeszcze nie rodzia. Ane
zamiaa si serdecznie.
- Nie uda jej si! Za duo ju widziaam.
- Kiedy bd prezenty? - spyta William, wpadajc do kuchni na czele reszty dzieci.
Maria sza na kocu, niosc talerze i pmisek po rybie.
- Musicie by cierpliwi. Najpierw pjdziemy do obory obrzdzi zwierzta.
- Ojej, jakie to nuuudne! - zajcza William.
- Nudne? Chyba oszalae! - Helene zrobia wielkie oczy. - Nie syszae, e teraz
huldra moe podmienia krowy?
Elizabeth posaa jej ostrzegawcze spojrzenie, lecz Helene nie przeja si nim.
- Ona ma niebieskie krowy!
- To prawda? - spyta zachwycony William. - To ja chc do obory!
- My te! - przyczyy si dziewczynki. Elizabeth westchna z rezygnacj, ale nie
protestowaa. Czworo dzieci w oborze, no c... Ciemno ogarniaa gospodarstwo. William
klcza na krzele z noskiem przycinitym do szyby i chucha, po czym rysowa palcem
jakie figury. Elizabeth wiedziaa, e zostawi brzydkie plamy, ale daa mu spokj. Bdzie
przynajmniej zajty przez jaki czas...
- Ju nie ma adnych ptaszkw na snopku! - zauway.
- Poszy spa - rzuci Jens. - Ty pewnie te si niedugo pooysz? William odwrci
si gwatownie niczym ukuty ig.
- Teraz?! Jens zamia si.
- Nie, artuj. Wiesz, jeli przylatuje duo ptakw -do boonarodzeniowego snopka, to
dobry znak. Ale jeli nie, zapowiada to nieurodzaj.
- W takim razie moemy spodziewa si dobrych zbiorw - rzek Trygve.
- A co oznacza, e huldra nie podmienia adnej z naszych krw? - spyta William.
- Oznacza to, e zaoyem solidny zamek na drzwiach obory - zamia si Trygve.
Elizabeth postawia na stole filianki, spodki i talerzyki z najlepszego serwisu z
delikatnej porcelany, ktrego uywali tylko przy waniejszych okazjach. Nagle zatrzymaa
si, bo odkrya, e postawia o jedno nakrycie za duo. Zerkna ukradkiem na Jensa. Czy to
zauway? Mg si zastanawia, czy miaa na myli Kristiana czy Lin. Nigdy mu nie powie,
kogo, by mu nie sprawi blu. Szybko wyniosa nakrycie do kuchni.
Gdy wrcia, Ane siedziaa przy pianinie i powitaa j dwikami koldy Pikna jest

ziemia. Elizabeth przyczya si do crki. Gdy skoczyy, Lars stwierdzi, e czas przeczyta
boonarodzeniow Ewangeli. Elizabeth poczua si skonsternowana i zacza nalewa kaw.
Zauwaya, e przy stole zapada cisza. Wreszcie odezwaa si Ane:
- To chyba musi j przeczyta Jens. Elizabeth zerkna na ni z ukosa.
- Zwykle czyta j tata-Kristian, ale ju go nie ma, wic tata-Jens powinien to zrobi.
- Czy kto ma co przeciwko temu? - spytaa Elizabeth. Wszyscy pokrcili gowami.
Jens odchrzkn i poszed po Bibli. W cakowitej ciszy zacz czyta:
- W owym czasie wyszed dekret od cesarza Augusta... Dzieci siedziay i suchay
cicho, dopki Jens nie zacz czyta o Maryi dziewicy.
- Czyta o Marii! - zachichotay.
Elizabeth przypomniaa sobie, e Ane take lubia wanie ten fragment, gdy bya
maa.
Wreszcie nadszed czas rozdawania prezentw. Skarpety i rkawice byy mile
widziane, gdy mczyni wiedzieli, jak wane jest ciepe ubranie na zimowym poowie.
Dzikowali i przymierzali.
Helene miaa zy w oczach i rumiece na policzkach. Dostaa od Larsa materia na
bluzk i kilka metrw koronek.
- Moesz sobie uszy co nowego - powiedzia, te zaczerwieniony.
Signe wysza na chwil, po czym wrcia, trzymajc co za plecami. Z umiechem
zadowolenia podesza do ojca.
- Zrobiam to dla ciebie na drutach - powiedziaa, wycigajc bezksztatny woreczek. To sakiewka, w ktrej moesz trzyma pienidze, gdy idziesz do sklepu; albo te, ktre
zarobisz w Storvaagen. Jens zamruga oczami i odchrzkn. Dopiero po duszej chwili
udao mu si doby gosu.
- Dzikuj ci bardzo, moja maa Signe. To najpikniejszy prezent, jaki kiedykolwiek
dostaem. Uciska j i obejrza dokadnie prezent.
- A to dla ciebie, Elizabeth - powiedziaa Signe, wrczajc jej podobny woreczek. Moesz w tym trzyma szpilki do wosw, bo przecie uywasz ich tylko wtedy, gdy si
stroisz. Zwykle masz tylko warkocz. Nawet pani lensmanowa powiedziaa, e nosisz si jak
moda dziewczyna. Wszyscy si zamiali.
- Tak powiedziaa? - spytaa Elizabeth.
- Tak, kiedy bya tu z wizyt, a ty nie syszaa. To ile?
- Nie, to adnie powiedziane.
Elizabeth musiaa odkaszln, by si nie rozemia. Rozdano reszt prezentw.

William dosta spodnie i koszul, ale najbardziej cieszy si z nowych zabawek, podobnie jak
dziewczynki. Maria miaa prezenty ze sklepu: chusteczki do nosa, grzebienie, przybory do
haftowania. Na koniec pozostay jej dwa upominki.
- To dla ciebie, Elizabeth - powiedziaa, wrczajc siostrze ksik.
- Zagadkowa historia miosna z kraju pnocy, napisana przez Kn. Pedersena. Przesuna doni po ksice i zerkna na Mari. - Ju si ciesz, e j bd czyta. Co
oznacza skrt Kn.?
- Waciwie nazywa si Knud Pedersen Hamsund.
Ksik wydano w tysic osiemset siedemdziesitym sidmym roku. To jego debiut.
- Ojej! - Elizabeth przekartkowaa kilka stron i postanowia, e ju jutro zabierze si za
czytanie.
- A to dla ciebie, Ane - powiedziaa Maria, wrczajc siostrzenicy take ksik. Ane
przeczytaa na okadce:
- Skrcona nauka muzyki dla dzieci, z atwymi wiczeniami do piewu i
wielogosowymi utworami do uytku szkolnego.
Spojrzaa na zarumienion Mari.
- Nie miaam adnych piewnikw dla dorosych, ale uwaam, e ten si take nadaje.
A ty tak lubisz muzyk, Ane. Spjrz, s te koldy! Ane umiechna si do niej.
- Nie musisz si usprawiedliwia, Mario, to wspaniay prezent! -Otworzya ksik. O, jest nawet kolda, Trzej wici krlowie. Elizabeth spojrzaa na lece obok niej prezenty.
Wszystkie zostay kupione lub zrobione z mioci. William wystruga dla niej patyk i
wytumaczy, e moe nim miesza sosy. Umiechna si i poczua, e ogarnia j ciepa
rado. Jake bya szczliwa, e miaa ich wszystkich! Tego wieczora leaa przy palcej si
lampie. Od strony ka Williama dobiega jego spokojny oddech. Moe nia mu si ta mia
wigilia? Zasn w jej objciach, zmczony po wszystkich wydarzeniach tego dnia.
Tumaczya dzieciom, e wituj narodziny Jezusa, ale pomylaa, e to rwnie dobrze moe
by ich wito. Na szczcie wieczr okaza si udany dla wszystkich. Bardzo si
denerwowaa, jak to bdzie bez Kristiana i Liny, ale jako poszo. Bya pewna, e i tak
wszyscy o nich pomyleli. Tak byo najlepiej.
Ksika, ktr dostaa od Marii, spoczywaa otwarta na jej brzuchu.
Elizabeth ju przeczytaa kilkanacie stron i bardzo jej si podobao. Ale teraz leaa,
wpatrzona przed siebie. Czy zdmuchna wszystkie wieczki? Czy domkna drzwiczki
pieca? Pomyle tylko, gdyby jaka iskra poleciaa na podog, cay dom w jednej chwili
stanby w pomieniach!

Zdecydowanym ruchem odrzucia kodr i boso zesza po schodach. aowaa, e nie


wzia lampy, bo w domu byo kompletnie ciemno. Ostronie uchylia drzwi do salonu i
zajrzaa. Nie, wszystko byo wygaszone. Dla pewnoci podesza jeszcze do pieca i sprawdzia
drzwiczki. Tak, byy domknite. Z ulg wrcia na poddasze, starajc si nikogo nie obudzi.
Gdy wlizna si pod kodr, draa z zimna. Westchna, skulia si i zamkna oczy.
Rwnie szybko je otworzya i usiada. Znw tu by. Nie tak zimny, jak pocztkowo sdzia,
ale agodny niczym letni wiatr.
Dopiero po chwili jej oczy przyzwyczaiy si do mroku. Dostrzega zarysy postaci w
nogach ka, lecz mimo wytania wzroku, nie umiaa powiedzie, kto to jest Moe jej si
tylko wydawao?
- Czy kto tu jest? - szepna.
Usyszaa lekki szelest, jakby kto wyszepta jej imi. Eliiiiiizabeth. Moja
Eliiiiizabeth. Kristian, pomylaa. Tylko on tak j nazywa.
- Tak - szepna. - To ja, twoja Elizabeth. agodny wietrzyk znikn razem z cieniami
i wszystko byo tak, jak przedtem. Mimo to siedziaa wyprostowana, wpatrujc si po
kolei w kady kt pokoju. Panowa spokj. Wreszcie pooya si. Czy Kristian by
zazdrosny, czy bya to tylko pieszczota? Umiechna si, przekonana, e to drugie.
Ksiyc widnia jeszcze na niebieskawym niebie, gdy jechali do kocioa w pierwszy
dzie Boego Narodzenia. Panowao przenikliwe zimno. Gry te wydaj si niebieskie,
pomylaa Elizabeth. Odwrcia gow w przeciwnym kierunku i spojrzaa na fiord.
Marszczyy si na nim drobne fale. W oddali dostrzega, jak para wodna napywa na ld. Byo
niewyobraalnie piknie.
Z wielu gospodarstw wyjeday sanie, cignite przez wieo wyczyszczone konie.
Wszystkie miay przyczepione dzwonki, ktre wesoo pobrzkiway. Mrz szczypa jadcych
w policzki, ale pod baranicami byo ciepo i przyjemnie.
Na dziedzicu przed kocioem roio si od ludzi. Niektre kobiety miay szale
owinite wok gw, inne nosiy futra i futrzane czapki. Elizabeth z umiechem pozdrawiaa
znajomych. Gdy wysiadali z sa, upomniaa Williama, by zachowywa si grzecznie. Ma si
trzyma blisko i nie biega po dziedzicu, powiedziaa. Chopiec obieca jej to, by po chwili
znikn jak strzaa wrd tumu.
- Daj mu spokj - rzeka Maria, podchodzc do siostry. - Nie odbiegnie daleko...
Tylko raz w yciu jest si dzieckiem. Elizabeth zamiaa si.
- Tak, mona i tak powiedzie. A z kim tam rozmawia Ane?
- Z matk Elen.

- Chod, podejdziemy do niej. - Elizabeth uja siostr pod rami i cho poczua, e ta
si lekko opiera, pocigna j ze sob.
- Dzie dobry i wesoych wit! - rzucia Elizabeth z umiechem. - Pani te wczenie
przyjechaa, jak widz.
- O, tak jest najlepiej. Nie lubi przyjeda w ostatniej chwili.
- Jak si czuje Elen? - Elizabeth nie moga duej czeka z zadaniem tego pytania. - I
may? - dodaa szybko.
- Wszystko dobrze, dzikuj - odpara kobieta z dum.
- Gratuluj! - Elizabeth wycigna do.
- Dzi nie mogli przyjecha, skoro jest tak zimno. Mielimy chrzest w domu. Z wizyt
w kociele musz poczeka na cieplejsz pogod. Nie mona naraa maego na
przezibienie. - A Elen dobrze si czuje jako matka? - Elizabeth zapamitaa niepokojce
spostrzeenie Marii, e tamta nie wydawaa si zainteresowana swoim synem.
- Tak... - Matka Elen zawahaa si. - Po porodzie dugo spaa, ale gdy si obudzia,
cay czas chciaa mie maego przy sobie. - Umiechna si lekko zawstydzona i zerkna na
Ane. - Przez chwil obawiaam si, czy go nie odrzuci, ale bya tylko zmczona. Wiecie, to
by pierwszy raz, wic...
- To nic niezwykego - rzucia szybko Ane. Zapada cisza. Matka Elen rozejrzaa si,
jakby chciaa sprawdzi, czy kto niepowoany ich nie syszy. Krcia guzikiem u paszcza.
Miaa adne rkawiczki, zauwaya Elizabeth, pewnie drogie.
- Oni zobacz, czy bd mogli wzi lub, gdy min trzy lata -wykrztusia wreszcie.
Elizabeth poczua zaenowanie. Ta sprawa jej nie obchodzia. -Ale nie wiadomo, czy
bdzie im wolno - dodaa kobieta.
- Pastor zrozumie, e dziecko potrzebuje ojca -wtrcia Ane.
- Mam nadziej. - Kobieta wyranie stracia rezon. - To, co Elen zrobia wobec Olava,
nie byo waciwe, ale nie powinna by przez cae ycie karana za jeden faszywy krok.
Nawet ona zasuguje na dobry los. A ju na pewno to dziecko.
- Z pewnoci dobrze si uoy - powiedziaa Ane. - Ale i tak nie jest jej teraz le,
prawda?
- Nie, oczywicie, e nie. - Matka Elen zamilka, po czym spojrzaa po kolei na kad
z nich. - Bardzo wam dzikuj, e podeszycie do mnie. W kcikach jej oczu pojawiy si
zy. A wic jednak czua wstyd z powodu crki, pomylaa Elizabeth. Wspczua jej, ale nie
wiedziaa, co jeszcze mogaby powiedzie.
Rozdzwoniy si dzwony kocielne. U jej boku pojawi si nagle William i zapa j za

rk.
- Widzisz, mamo, wcale si nie zgubiem! Elizabeth umiechna si do synka.
- To dobrze. A teraz wchodzimy do kocioa. Elen nie dopucia si niewiernoci tylko
jeden raz, pomylaa jeszcze. Ale pewnie tak to wytumaczya matce. Jeli Elen chce y z
takim kamstwem, wybiera cik drog. Ona sama tego dowiadczya...

Rozdzia 6
Elizabeth wzia motki weny i uniosa je ku wiatku. Zmruya oczy. Tak, kolory
byy adne i jednolite. Niebieski, ty, brzowy i czerwony. Stawiaa sobie za punkt honoru,
by farbowana przez ni wena bya bez zarzutu, zwaszcza gdy robia j dla ony lensmana.
Ta kobieta z pewnoci rozpowiedziaaby w caej wsi, gdyby znalaza jak wad.
Zebraa wszystkie motki i woya je do pciennego worka. Zesza do kuchni. Pniej
poprosi Helene lub Ane, by je zawiozy, pomylaa.
- Pieczecie?
Stana w drzwiach kuchni. Dzieci siedziay przy stole nad spodeczkami kogla-mogla,
zajadajc go ze smakiem. Helene wprawnie operowaa form do wafli, ktre nastpnie Ane
zwijaa szybko w roki.
- Przy trzech akomych mczyznach w domu nie na dugo wystarcza witecznych
wypiekw - rzucia Helene, nie odwracajc si od pieca.
- Ale kochana, przed witami byy pene dwa pojemniki! Ane odoya cieniutki
wafel na tac i zerkna na Elizabeth.
- Tak, przed witami. Ale oni wiedz, gdzie jest spiarnia. No i mamy jeszcze te dwa
akociowe potwory - skina gow w kierunku Signe i Williama.
- Ale eby piec teraz, tu po witach? Helene wzruszya ramionami.
- To adna wielka praca, chcemy mie tylko tyle, ile potrzeba na jutrzejsze przyjcie.
Byby wstyd, gdybymy poday tylko sze rodzajw ciasteczek zamiast siedmiu! Elizabeth
pokiwaa gow.
- Mylaam, e poprosz ktr z was o zawiezienie weny onie lensmana, ale skoro
tak... Ane umiechna si szeroko.
- To musisz sama pojecha! Cieszysz si? Elizabeth posaa jej wymowne spojrzenie,
ale nic nie powiedziaa ze wzgldu na towarzystwo przy stole.
- Czy lensman z on s zaproszeni na jutro? - spytaa Helene. Elizabeth pokiwaa
gow.
- Ale nie jestem pewna, czy bd mogli przyjecha.
- Nie wiesz, czy raczej masz nadziej, e nie? - zachichotaa Helene.
- To id.
Elizabeth wrcia na poddasze, by si przebra. Nie wypadao jecha do lensmana w
ubraniu roboczym, mimo e miaa to by krtka wizyta. Zamierzaa wrci od razu, gdy tylko
odda wen.

Po chwili wyjedaa ju z podwrza maymi saniami. Worek z wen lea obok niej.
W mylach ukadaa sobie, co powie sucej, gdy ta otworzy jej drzwi.
Dzie dobry, czy mogaby to odda pani lensmanowej? Powiedz, e to od Elizabeth.
Mam nadziej, e znajdzie czas, by nas jutro odwiedzi.
Tak, to wydawao si dobre. Elizabeth umiechna si, zadowolona, wjedajc na
podwrze lensmana. Altan zwieczaa czapa ze niegu. Ile to razy uyli tej altany w czasie
lata? Jako nie moga sobie wyobrazi lensmana z on, siedzcych w altanie, pijcych kaw i
umiechajcych si czule do siebie. Elizabeth zmarszczya nos. Szczerze mwic, nie umiaa
sobie nawet ich wyobrazi jako modej i zakochanej pary z przeszoci. Zapukaa do drzwi i
otworzya jej suca.
- Dzie dobry - przywitaa j dziewczyna, dygajc. Elizabeth poznaa j z kocioa i
umiechna si do niej.
- Dzie dobry. Czy mogaby to odda... Nie skoczya, gdy w drzwiach pojawia si
ona lensmana.
- Wracaj! - warkna do sucej i odepchna j swym potnym biodrem. Przywoaa
na twarz uprzejmy umiech i szerzej otworzya drzwi.
- Ale wejd, Elizabeth, nie stj na mrozie!
- Chciaam tylko to przekaza - powiedziaa Elizabeth, wycigajc przed siebie worek,
z prn nadziej, e moe ona lensmana akurat nie ma czasu. 57
- Wypuszczasz ciepo! - powiedziaa gospodyni, jakby nie syszc jej sw. Elizabeth
wesza do rodka.
- Oto wena, ktr dla pani ufarbowaam.
- wietnie! Wejd do salonu, zamarzniemy w korytarzu. Siadaj. Zadzwonia maym,
mosinym dzwonkiem i wkrtce wesza ta sama suca.
- Do do pieca! - rozkazaa pani. Dziewczyna zabraa si za robot, po czym
otrzepaa donie.
- Ju. Czy mam poda kaw i ciasto? Moe to dobre czeko...
- Ile razy mam ci mwi, e masz czeka na pozwolenie, eby si odezwa? przerwaa jej pani tak ostrym tonem, e Elizabeth a drgna.
- Przepraszam, mylaam tylko...
- Twoim problemem jest to, e wcale nie mylisz! Gdyby mylaa, atwiej byoby ci
mie na subie!
Elizabeth nie moga oderwa od nich wzroku. Jak ta kobieta moga si tak odnosi do
sucej?

- Id ju i podaj nam kaw.


Suca znikna bez sowa, cicho zamykajc za sob drzwi. Gospodyni prychna
gono.
- Teraz wrcz niemoliwe jest znalezienie porzdnych sucych. Albo s bezczelne,
albo leniwe.
- Uwaam, e ta bya mia - powiedziaa Elizabeth.
- Mia? - powtrzya za ni ona lensmana. - Mnie chodzi o to, by oni wykonywali
swoj robot, a nie, eby byli mili.
- Tak, to jasne, ale...
- Mog obejrze wen? - przerwaa jej gospodyni.
- Oczywicie. - Elizabeth podaa jej worek. Kobieta uwanie obejrzaa motki w wietle
lampy. Wreszcie pokiwaa gow, zadowolona. - Dobrze. Wymienita robota. Dzikuj,
Elizabeth.
- Nie ma za co. - Odchrzkna. - Jutro mamy, jak ju wspominaam wczeniej, mae
spotkanie. Zastanawiaam si, czy moecie przyjecha? Powiedz, e nie, powiedz, e nie! prosia w duchu. W tym momencie drzwi si otworzyy i wesza suca z du tac.
- Oto kawa i ciastka - zaszczebiotaa. Elizabeth spojrzaa na ni uwanie. Dopiero
przed
chwil zostaa nieprzyjemnie obsztorcowana, a znw jest pogodna! Gdy nakrya do
stou, zatrzymaa si i spojrzaa na Elizabeth.
- Tyle o tobie syszaam - odezwaa si. - Czy to prawda, e umiesz widzie? Bo ja
chyba te!
- Ci, ktrzy nie widz, s lepi - wtrcia pani domu ostrym tonem. - Poza tym masz
mwi pani", a nie ty".
- Nic nie szkodzi - rzucia Elizabeth szybko. - Jak si nazywasz?
- Arnolda Lorentse Ferdinanda - odpara dziewczyna dumnym tonem.
- To... niezwyke imiona.
- Tak, prawda? - rozjania si suca. - Rozumiesz, gdy moja mama chodzia ze mn
w ciy, ujrzaa kiedy widmo. To bya jej ciotka, rozumiesz. Rozumie pani - poprawia si. I ona tak si nazywaa. Mama powiedziaa, e to pewnie by znak, i dlatego mnie tak nazwaa.
Ale ludzie mwi do mnie po prostu Arnolda.
- Dzikuj, to wszystko - przerwaa jej gospodyni. - Moesz ju i. I nie trzaskaj
drzwiami!
Dziewczyna dygna i umiechna si do Elizabeth, zanim wysza.

- Nie wiem, co mam robi - westchna gospodyni. - Ale prosz, czstuj si! powiedziaa, podsuwajc pater z ciastem czekoladowym. Elizabeth wzia kawaek i wbia w
niego srebrn yeczk.
- Z czym robi?
Ciasto smakowao rwnie dobrze, jak ostatnim razem. Musi pamita, by poprosi o
przepis.
- Z t niemoliw dziewczyn! - prychna pani domu.
- Arnold?
- Tak! Widziaa kiedy takie zachowanie? Wstydz si. gdy przychodz gocie. Gada i
gada o huldrach, umarlakach i innych bzdurach. Jeli jej wkrtce nie utemperuj, odel j do
pracy w oborze!
Elizabeth milczaa i jada mae kawaki ciasta, mylc o gadatliwej sucej. Oni te
potrzebowali pomocy w gospodarstwie, ale w tej sprawie zgadzaa si z on lensmana:
obecnie trudno o porzdnych pracownikw. Przypomniaa sobie Klausine, ktra nie
powiedziaa chyba ani jednego sowa prawdy, Nikoline i Pernille. Wzdrygna si.
Ku jej uldze ona lensmana przeprosia, ale powiedziaa, e nie mog do niej
przyjecha. Przed wyjazdem Elizabeth otrzymaa przepis na ciasto. W drodze do domu
rozmylaa o dziwnej sucej. Jeli pjdzie tak, jak podejrzewa, wkrtce przejdzie do pracy
w oborze.
- Czy zapalimy wieczki na choince? - spyta William, apic matk za spdnic.
Umiechna si do niego.
- Moliwe. Ale teraz nie przeszkadzaj. Wyjrzaa przez okno kuchenne. Byo wymyte
mydem, a potem przetarte wod z odrobin octu. Do pucowania szyb nadaway si te stare
gazety, przypomniaa sobie z roztargnieniem, po czym odwrcia si do syna.
- Musisz teraz by grzeczny i nie przeszkadza, bo niedugo przyjad gocie. Id,
pobaw si z Signe, Kathink czy Kristine.
- To nudne. Szkoda, e nie s chopcami.
- Co ty mwisz! Id ju.
- Ja mog sam zapali wiece w salonie - mrukn na tyle gono, by Elizabeth
usyszaa te sowa.
- Nie wolno ci! - Zerkna na pk w kuchni, gdzie nadal leay zapaki. William
umiechn si. Osign swj cel: zwrci na siebie uwag matki. Wzi na rce kota i
wyszed z kuchni.
- Czy kto ma oko na dzieci w salonie? - spytaa Helene. Staa, rozgrzebujc ar w

piecu, po czym zamkna jego drzwiczki.


- S tam mczyni - odpara Elizabeth, poprawiajc na pmisku naleniki lefse i
ukadajc adniej kromki chleba. Na stole by wdzony oso, rolada wieprzowa, domowy ser,
gotowane jajka i wiele innych smakoykw. Ostronie nakrya wszystko czystym, pciennym
rcznikiem. - Gdzie jest Maria?
- Na poddaszu, szykuje si - odpowiedziaa Ane. -Ju z ni lepiej - dodaa, obgryzajc
uamany paznokie. - Uwaam, e to dobrze, zwaszcza po tym, w jaki sposb zgin Peder.
- Ech, nawet o tym nie mw! - westchna Helene. Na zewntrz rozlegy si dzwonki
sa i wszystkie zaczy pospiesznie rozwizywa fartuchy i przygadza wosy.
- Zapraszamy, wchodcie!
Korytarz zapeni si ludmi i zimnym powietrzem. Na podog spaday grudki niegu.
Pomidzy nogami goci przemkn kot i wypad na podwrze.
- O, nie! Hagbart uciek! - zawoaa Signe. - Zmarznie, biedaczek!
- Pjdzie do obory - odpowiedzia spokojnie William.
Dorte obejmowaa i caowaa dzieci, a wywijay si zaenowane. Jakob poda
wszystkim po kolei do, a mczyzn dodatkowo klepa po ramieniu. Indianne i Torstein
przybyli, kiedy wszyscy nadal stali w korytarzu. Pozdrawiali wszystkich i umiechali si,
dzikujc za zaproszenie. Z poddasza zesza Maria. Helene z narczem ubra wierzchnich
znikna w kuchni, by je tam zostawi. Bd ciepe przed ich odjazdem.
- Mam pewn nowin - Elizabeth dosyszaa szept Indianne, skierowany do Marii. Nigdy nie zgadniesz, co to!
- No, to powiedz - odpara Maria.
Elizabeth nie usyszaa jednak odpowiedzi, bo musiaa zaj si gomi. Podszed do
niej Olav, by si przywita, po czym wycign do do Marii. Ich oczy spotkay si na dug
chwil.
Elizabeth zdziwia si. Czyby co midzy nimi byo? Zaraz odsuna od siebie t
myl. Olav i Maria? Nie, to byo niemoliwe. Otwarto drzwi do salonu i wszyscy z ochot
weszli do ciepego pomieszczenia. Ich zmarznite policzki i donie tajay. Pokj wypeni
zapach igliwia, wdzonki, kawy, ciast i pozostaego jedzenia oraz gwar rnorakich gosw i
miechu. Elizabeth chona wszystko apczywie. Chciaa wspomina ten dzie z radoci,
zachowa kad jego minut w sercu na trudne dni, gdy ogarniao j przygnbienie. To
wanie wspominanie takich chwil dawao jej napd, by y dalej.
Rozmowa toczya si gadko i nigdy nie brakowao tematw. Gospodarze otrzymali
pochway za wspaniae jedzenie, szczeglnie za roki waflowe. Dorte z uznaniem stwierdzia,

e smakuj cakiem wieo. Helene posaa w tym momencie ostre spojrzenie w stron
mskiej czci domownikw, w odpowiedzi otrzymujc szerokie umiechy. .
Elizabeth, podajc pmisek z kromkami chleba, spytaa:
- Znacie t now suc zony lensmana? Dorte i Indianne spojrzay na ni.
- Kogo? - spytay jednoczenie, po czym Indianne rozjania si. - A, masz na myli
Arnold?
- Tak, znasz j? , . .
- Znam, jak znam. Wiem, kim jest. Jest wieo po lubie z jednym z synw ze
Sonecznego Wzgrza.
- Co takiego! A gdzie mieszkaj?
- U jego rodzicw. Jest tam ciasno i biednie, ale daj rad. - Indianne zastanowia si. Syszaam, ze ona jest troch dziwna. Elizabeth pokiwaa gow.
- Temu nie zaprzecz. Ale ona lensmana ma racj, trudno dzi o dobre suce.
- Moe wy te potrzebujecie pomocy? - spytaa Dorte i odgryza kawaek chleba z
wdzonym ososiem.
Elizabeth pokiwaa gow i wypia yk kawy, zanim odpowiedziaa:
- Tak, potrzebowalimy wicej ludzi, ale na razie poczekamy. Niedugo mczyni
wypyn, wic. moe na wiosn? Mario, mogaby przynie jeszcze kawy? Siostra wstaa i
zabraa ze sob pusty dzbanek. Torstein odchrzkn.
- Syszelicie, e jazda na nartach staa si modna wrd kobiet? Dorte spojrzaa na
niego zdumiona.
- Na nartach? Chyba oszalae. Gdzie o tym syszae?
- Dostaem list od kolegi z Christianii. Pisze, ze zaoyli tam osobne stowarzyszenie
narciarskie dla kobiet z najlepszych rodzin.
Elizabeth przewrcia oczami.
- Nie sdzisz chyba, e w to uwierz! One nie maj co robi?
- Take rowery staj si popularne - zamia si Torstein.
- Co to jest rower? - spytaa Dorte.
- To jest...
- Co jakby bicykl - wtrci Jens.
- Co takiego? - spytaa Elizabeth. Jens zamia si gono.
- No, nie wiem, widziaem go tylko kiedy na fotografii. Jest podobny do welocypedu,
ale mniejszy.
- Do czego takiego...? - spytaa Dorte zdezorientowana.

- Welocypedu. Nie syszaa o tym? - spyta Torstein.


- Gadacie o dziwnych rzeczach... - Elizabeth spojrzaa w kierunku drzwi.
- Gdzie jest Maria i ta kawa?
Wstaa, gdy Torstein zacz wyjania dziaanie roweru. Zatrzymaa j rozmowa
dobiegajca z kuchni. Z kim Maria tam rozmawia? Staa przez chwil, przysuchujc si, ale
poniewa nie moga si domyli, otworzya drzwi.
- Olav? Nie zauwayam, e te wychodzie. Mczyzna uciek spojrzeniem.
- Musiaem wyj na zewntrz na chwil... Tak, i wszedem tu, gdy wrciem i...
Przesta si tumaczy i wyszed z kuchni.
- Co mu jest?
Maria wzruszya ramionami, nie odwracajc wzroku od czajnika. -Jak tam z kaw,
gotowa?
- Prawie, musz tylko wsypa Olava i... - Zalaa si psem. - To znaczy, musz
wsypa jeszcze troch kawy i bdzie gotowa. Elizabeth spojrzaa na siostr uwanie.
- Pokcilicie si?
- Nie, dlaczego tak sdzisz? - Ruchy Marii stay si nerwowe. - Przecie wolno nam
chyba porozmawia.
- Oczywicie, oczywicie. A tak w ogle, jak to tajemnic miaa Indianne?
- Tajemnic? - Maria spojrzaa na ni pytajco.
- Syszaam, e tak ci powiedziaa w korytarzu po przyjedzie.
- A, to. Nie, nie wiem. Poprosiam, by mi powiedziaa od razu, ale ona odpara, e
jeszcze troch poczeka.
- Nie jeste ciekawa? - spytaa zaczepnie Elizabeth. Maria umiechna si, zamieszaa
w czajniku z kaw, po czym przelaa j do srebrnego dzbanka.
- Chyba nie a tak bardzo, jak ty! Elizabeth prychna i wzia dzbanek.
- Na awie stoi jeszcze jeden pusty dzbanek, nalej te* do niego. Ja musz wraca,
inaczej przegapi, o czym mwi - rzucia, puszczajc oko do siostry. Gdy wesza, Ane
siedziaa przy pianinie, a dwiki koldy wypeniay salon. Wszyscy siedzieli w nabonej
ciszy i suchali. Elizabeth opada cicho na krzeso i zoya rce. Gdy muzyka ucicha,
rozlegy si energiczne oklaski. Ane zarumienia si i umiechna zadowolona.
- Dzikuj bardzo - powiedziaa, dygajc kilkakrotnie. Elizabeth dolaa kawy. Maria
odstawia swj dzbanek na drugi st.
- Czstujcie si wszystkim, prosz! - zawoaa Elizabeth. - Wczoraj dostaam od ony
lensmana przepis na pyszne ciasto czekoladowe. Po witach kupi skadniki i je upiek.

Musicie wtedy znw przyjecha!


- Ojej, tyle si je w czasie wit - westchna Dorte, sigajc po pczka. -Ale jest tyle
dobrego, e potem mona poci przez reszt roku. -No, nie sdz, by komu z nas dziaa si
krzywda przez reszt roku -zamia si Jakob.
Wszyscy pokiwali gowami i przeszli do rozmowy o prezentach, o wigilijnym
halibucie i o tym, co ich czeka w nowym roku. Dorte odchrzkna i spojrzaa wymownie na
Indianne. Dziewczyna wzia Torsteina za rk i powiedziaa:
- Mamy dla was nowin! Ja mam powiedzie, czy ty?
- Ty!
- A wic: jestem w ciy!
Wszyscy zaczli gratulowa, kady chcia uj jej do i powiedzie co miego.
Indianne zarumienia si, zadowolona.
- Kiedy rozwizanie? - spytaa Elizabeth i zaraz dodaa: - Ktry to miesic?
- Trzeci, wic w lipcu urodzi si on albo ona, jeli wszystko pjdzie dobrze.
- C, a dlaczego by miao by inaczej? - zdziwi si Olav. - Przecie yjesz z
doktorem! A jeli bdzie trzeba, pomoe ci Ane. Prawda? - zerkn na ni. - A moe zbyt
jeste zajta, jako moda matka, by mie na to czas?
- Gupstwa! - odpara Ane zirytowana, po czym zwrcia si do Indianne.
- Oczywicie, e ci pomog, jeli chcesz.
- Oczywicie, e chc. Im wicej pomocnikw, tym lepiej.
- Macie jakie imiona? - spytaa Maria.
- Chyba troch za wczenie, co? - zamia si Torstein, zerkajc na Indianne.
- No c, ja mam jedno - odpara, umiechajc si tajemniczo.
- Jakie? Podzielisz si z nami? - spyta Olav.
- Nie, jeszcze nie. To bdzie niespodzianka, gdy ju dziecko si urodzi. A tobie
powiem, gdy bdziemy sami - zwrcia si do ma.
- Dobre i to - zamia si Torstein. - Przynajmniej ja nie bd czeka do lata!
- A wic to bya ta niespodzianka, o ktrej mwia? - spytaa Maria. Indianne
pokiwaa gow.
- No i chciaabym, by bya matk chrzestn. Chcesz?
- Oczywicie - rozjania si Maria.
- No, to musimy wznie toast - zdecydowaa Elizabeth, wyjmujc z szafki dwie
butelki. - Likier dla pa i koniak dla panw!
Fredrik rzuci pytajce spojrzenie na ojca, ktry przyzwalajco skin gow. Elizabeth

dostrzega to i podaa kieliszek modziecowi. Mia szesnacie lat i pierwszy zarost na


policzkach.
Napeniono kieliszki i wzniesiono toast. Elizabeth wypia yk i pomylaa, e ju
wiadomo, e nowy rok przyniesie co dobrego. Urodzi si nowy mieszkaniec ich wsi!

Rozdzia 7
Maria dugimi krokami sza w stron magazynu. Poprosia kilka dziewczynek, by
zajy si Kristine i teraz dochodzi j ich perlisty miech z miejsca, gdzie bawiy si w
niegu. Z jej ust dobywaa si para, co przywoao wspomnienie z dziecistwa. Ona i Indianne
bray po patyku i udaway, e pal fajk, rozmawiajc o poowach i gospodarstwie, po czym
turlay si ze miechu.
Zastanawiaa si, jak si teraz wiedzie mczyznom w Storvaagen. Czy nie marzn,
czy maj do jedzenia? I czy to zawsze kobiety musiay martwi si o wszystko? Czy to o
dzieci, czy o mw, czy o inwentarz? Tak naprawd to bardzo mczce, pomylaa, i
nieomal zapragna by mczyzn. Oni z pewnoci tak tego nie przeywali. A moe
jednak?
Moe te martwili si o tych, ktrych zostawili w domu? Tak, chyba tak. Przynajmniej
ci, ktrych znaa.
Duy klucz do magazynu wisia u jej pasa. Otworzya drzwi i zapalia kilka lamp
wiszcych na cianie. Za kadym razem, gdy tu wchodzia, ogarniao j poczucie
bezpieczestwa. Jak dugo ludzie bd mieli pienidze na zakupy, ona i Kristine mogy y
spokojnie. Miaa tu rne towary w beczkach, workach i skrzyniach: mk, dziegie, tran.
Miaa te wozy, pugi, wiosa, liny. Pod sufitem wisiay agle, kosy i rne narzdzia.
W oczach innych by to pewnie majtek. Nie pamitali, e za wszystko ona musiaa
zapaci, no i potem sprzeda, by mie pienidze na utrzymanie siebie i crki. Wesza gbiej
do rodka i umiechna si do siebie. Pomyle, z jakich to warunkw ycia wysza! Po
drugiej stronie fiordu sta jeszcze ndzny domek, ktry by jej domem rodzinnym. Rodzice
umarli wczenie, miaa tylko Elizabeth i Jensa, a potem take Ane. Nie byli z pewnoci
bogaci, ale nie cierpieli biedy. Potem Jens przepad i wtedy czsto nie wiedziay, skd wezm
nastpny posiek. Ale wszystko si nagle odmienio, gdy Elizabeth wysza za Kristiana.
Wtedy mogy codziennie je do syta.
Otulia si cianiej szalem. yo im si dobrze, bardzo dobrze, cho musiaa ciko
pracowa w gospodarstwie, tak jak Elizabeth. Nie spodziewaa si tylko, e wyjdzie za Pedera
i e tak modo zostanie wdow.
- Ogldasz swoje towary? - usyszaa nagle za sob. Odwrcia si na picie i w
drzwiach ujrzaa dwch
mczyzn. Jeden z nich nie dosta pracy przy poowach, drugi by za stary.
- Musz, jeli mam ogarnia interesy - odpara, idc w ich stron. Starszy pokiwa

gow.
- Tak, tak, trzeba. Jeli potrzebujecie pomocy, powiedzcie.
- Moe w rachunkach? - spyta drugi, miejc si.
- Ech! W noszeniu towarw, chyba rozumiesz. A syszelicie o Anne-Elizabeth z
Kjerringoy? - spyta starszy. Spod jego czerwonej czapki wystaway siwe wosy.
- Co z ni? - spytaa Maria.
- Zostaa wdow w tysic osiemset czterdziestym dziewitym. Znaa obce jzyki, bo
takie damy si tego ucz, ale gorzej byo z rachunkami. Mimo e staraa si prowadzi sama
sklep, musiaa w kocu poszuka pomocy. Zatrudnia Erasmusa Zahla, subiekta.
Stary zapatrzy si przed siebie. Modszy zsun kaszkiet z czoa i pogoni go
niecierpliwie:
- No, mw dalej!
- W tysic osiemset pidziesitym dziewitym wzili lub. On chyba mia wtedy
trzydzieci dwa lata, a ona pidziesit siedem. - Stary zamia si, zanim uwiadomi sobie,
e podobna rnica wieku bya midzy Pederem a Mari. Spowania, odchrzkn i
wymamrota przeprosiny. - No, i ona umara w tysic osiemset siedemdziesitym dziewitym.
Ale Zahl jeszcze yje. Tak, tak. Maria usiada na skrzynce i spojrzaa na niego.
- Jaka bya ta Anne-Elizabeth? Stary przestpi z nogi na nog i wsadzi rce gboko
w kieszenie.
- C, nie znaem jej osobicie, tylko o niej syszaem.
- A co syszae? - spyta jego towarzysz.
- Mwili, e miaa dwie modsze siostry. Anna-Elizabeth mwia, e byy
najadniejsze i najzdolniejsze w caym Nordland. Maria zamiaa si cicho.
- To prawda? Starszy pokiwa gow.
- A o sobie mwia, e jest najmdrzejsza w caym Nordland. Gdy mieli goci,
wychodzia przed ma, wycigaa rk i mwia: Witam u mnie!" - Stary znw si zamia.
- No, i jeszcze w ich salonie wisiay dwa portrety: wielki jej, i malutki Zahla.
- Byli chyba strasznie bogaci - powiedziaa Maria cicho. - Syszaam, e ich sklep jest
najwikszy w Nordland. Stary pokiwa kilka razy gow.
- A nie wiecie, co ja syszaem! - odezwa si ten w kaszkiecie. Maria spojrzaa na
niego.
- Co takiego?
- Maj doprowadzon wod do kuchni! Maria poczua, e marzn jej nogi, ale musiaa
tego posucha.

- Co to znaczy?
- Maj pomp przy cianie i nie musz wychodzi po wod. Maria prbowaa sobie to
wyobrazi, ale nie zdoaa.
- Kiedy to zrobili?
- W tym roku, kiedy umara.
- Maj te pozwolenie na noclegi. Mogli przenocowa kilkaset osb. Oczywicie, w
czasie pooww na Lofotach.
- Syszaam, e wtedy ludzie pi nawet w kociele - wtrci modszy i otrzyma
potwierdzenie od starszego. - No, chyba macie klienta - doda, wychylajc si za drzwi. Maria
wstaa. To pewnie poczta.
- Musz i - powiedziaa, czujc askotanie w brzuchu. - Wy nie czekacie na list? spytaa, zamykajc drzwi na klucz. Starszy splun brzow od tytoniu lin.
- Nie, nie sdz, ale pjd z wami. Popatrz sobie, kto dosta. Wiele osb zauwayo
przybycie poczty i w krt-& kim czasie sklepik zapeni si ludmi. Maria a si zgrzaa,
rozdajc przesyki.
- Laurits Pedersen - zawoaa i zaraz pojawia si rka w grze.
- Tutaj! - zawoa mczyzna i odebra swj list.
- Bertine Olsdatter!
- To ja.
Podesza moda dziewczyna i z rumiecem odebraa bia kopert. List by
najwyraniej od rybaka, bo nosi lady rybiej krwi. Moe to jej ukochany, pomylaa Maria,
sigajc po nastpny.
- Maria... - zatrzymaa si i wsuna list do kieszeni. By do niej, lecz nie dojrzaa
nadawcy. Zarumieniona i zaenowana pochylia si nad kolejn przesyk.
W sklepiku byo duszno i gorco. Pachniao mokr wen i potem, a ludzie mwili
jeden przez drugiego. Kto prosi kogo, by mu przeczyta, inny chowa si w kcie i sam
przedziera si przez tekst, a jeszcze inni chowali swoje listy gboko, by przeczyta je w
domowym zaciszu. Listy przynosiy gwnie dobre nowiny. Zawiadomienia o mierci
przynosi pastor lub lensman. Podniosa ostatni list. By do Elen i nie mia nadawcy. Odoya
go i powiedziaa gono:
- Na dzi to wszystko. Za dwa tygodnie nastpna dostawa!
Dojrzaa wiele zawiedzionych twarzy. Jakeby chciaa da im pociech! Dla kobiet
pozostaych w domu, dwa tygodnie to dugi czas oczekiwania. Jej do spocza delikatnie na
licie ukrytym w kieszeni fartucha. Czy jest od Olava? Bardzo chciaa to sprawdzi, lecz

sklep nadal by peen ludzi.


Kilka tygodni temu napisaa do niego list. Niedugi, opisujcy codzienne wydarzenia.
Teraz ciekawa bya, co ori odpisze. Czy tylko o poowach i pogodzie, czy te dopisze co
jeszcze? Poczua, jak serce bije jej mocno w piersi, lecz musiaa si opanowa, poniewa do
lady podesza klientka. Maria odwaya cukier i mk, i wpisaa naleno do ksiki.
Kobieta powiedziaa, e zapaci na wiosn, jak wrci jej m. Maria ze zrozumieniem
pokiwaa gow.
Wreszcie sklepik opustosza. Pierwsi ruszyli ci, ktrzy nie przeczytali swoich listw
na miejscu. Pozostali opowiadali o treci listw, nawet czytajc na gos ich fragmenty. Ci,
ktrzy dostali gazet Lofoten Tidende, dzielili si wiadomociami ze wiata.
Maria wyja z kieszeni list, gdy wyszed ostatni klient. Zwaya go w doni, zanim
powoli odwrcia. Krew uderzya jej do twarzy, gdy ujrzaa, e jest od Olava. Ma przeczyta
teraz, czy poczeka do wieczora? Szybko wycigna szpilk z wosw i rozerwaa kopert.
Droga Mario!
Oto kilka sw ode mnie. Bardzo si ucieszyem Twoim listem. Widok Twojego pisma
mnie oszoomi. aowaem tylko, e nie mam Twojego zdjcia. Ale z drugiej strony, mam je,
bo jeste czsto w moich mylach.
Czsto, pomylaa Maria. Napisa, e czsto, ale nie zawsze. Co to oznacza? Zacza
czyta dalej.
Czy widziaa si ostatnio z Elen? Bo jest jedna sprawa, o ktrej ostatnio wiele
mylaem.
Poczua ukucie w sercu. Dlaczego pyta j o Elen? Czyby nadal j kocha? Zwrcia
wzrok w stron okna i dojrzaa dwie dziewczynki cignce Kristine na saneczkach. Na
szczcie ubraa j ciepo, wic nie zmarznie.
Maria przypomniaa sobie przyjcie boonarodzeniowe w Dalsrud i rozmow z
Olavem. Zatopiona w mylach, nie zareagowaa, gdy zadwicza dzwonek nad drzwiami.
Dopiero gdy podniosa oczy, drgna i wstaa z zydla.
- Elen? To ty? - spytaa. Co za zbieg okolicznoci...
- Tak, a to dziwne?
- Nie, ja tylko... Masz ze sob dziecko?

- Oczywicie, e nie! - odpara Elen, cigajc ciasne rkawiczki. - On jest w domu, a


ja mam mimo to potrzeb zobaczenia innych ludzi. -Zatrzymaa si i wpatrzya w lad. Dostaa list od Olava?
Maria schwycia kopert i wsadzia j razem z listem do kieszeni fartucha. Elen
zmruya oczy i wypia pier.
- A wic korespondujesz sobie z Olavem, co? Tak, szybka jeste - rzucia z
nienawici w gosie.
- O co ci chodzi? - Maria poczua, e poc jej si donie, ktrymi si wspara o lad.
- O co mi chodzi? - prychna Elen. - Ja byam on Olava, a z powodu jednego
bdnego kroku zostaam wygnana. I kto czeka gotowy? Tak, ty! Biedna wdowa ze Storvika,
ktra musi harowa w dzie i w nocy, w sklepie i przy dziecku.
- Ja nigdy nie narzekaam - zaprotestowaa Maria, czujc ogarniajc j irytacj.
- Ludzie i tak gadaj. Szczeglnie w Heimly.
- Co mwi?
- Wanie to, co ci powiedziaam! - zawoaa Elen z wypiekami na policzkach. - Ze al
im ciebie, e musisz sobie sama dawa rad!
- Przesta krzycze, jeszcze dobrze sysz - odpara Maria spokojnie. -Poza tym nic
nie poradz na to, e ludzie o mnie gadaj. Ja o to nie prosz.
- Ale lubisz odgrywa ofiar - stwierdzia Elen, wstrzsajc gow.
- Przysza tu co kupi? - ucia Maria.
Elen nie odpowiedziaa od razu, obrzucajc j dugim, krytycznym spojrzeniem.
- Widz, e przytya ostatnio - zauwaya zoliwie.
- Moliwe - odpara Maria lekkim tonem. Elen dobrze pamitaa, e ona zawsze
chciaa by szczupa, wic wiedziaa, czym jej dopiec. Ale postanowia nie da jej satysfakcji.
Uniosa gow. - Wielu mczyznom si to podoba. Elen zamiaa si szyderczo.
- A co, masz kilku na raz? Maria zdecydowaa, e nie zareaguje.
- Chcesz co kupi, czy nie?
- Nie, nie wydaj tu wicej pienidzy, ni musz. Przyszam spyta, czy co do mnie
przyszo. Maria otworzya szuflad i wyja list.
- Prosz - rzucia, kadc go na ladzie. Poznaa teraz, e to nie jest charakter pisma
Olava i poczua ciep fal ulgi. Elen wzia list bez sowa. Odwrcia go, po czym schowaa
do kieszeni.
- Czy to od Amunda? - odwaya si spyta Maria.
- Tak. To znaczy, nic ci do tego! - Elen zacisna usta i zerkna spode ba na Mari. -

Od kiedy to piszecie do siebie z Olavem listy? Maria wzruszya ramionami.


- Jestemy przyjacimi od dziecistwa, wic...
- Ju to syszaam, ale nie mw mi teraz, e robilicie to, kiedy ja i on bylimy
maestwem!
- Nie. - Nie chciaa mwi nic wicej. - Chyba ci musz przeprosi, ale mam robot.
Elen prychna i z impetem wysza.
Maria opada z powrotem na zydel i potara czoo. Nie powinna by za na Elen i nie
miaa adnego prawa jej ocenia. Przecie sama popenia podobny

fc

grzech, cho nikt

jeszcze tego nie odkry. Jeszcze nie. Gdyby chciaa, mogaby trzyma to w tajemnicy na
zawsze. Elen nie miaa takiej szansy.
W tym momencie znw zadwicza dzwonek nad drzwiami i wpady dziewczynki.
- Kristine mwi, e marzn jej palce - powiedziaa jedna, prowadzc ma w stron
pieca.
- Biedactwo ty moje! Zimno ci? - spytaa Maria, zdejmujc z crki wierzchnie
odzienie.
- Oj, zimno - odpara Kristine z umiechem.
Maria daa kilka monet dziewczynkom i podzikowaa za pomoc. Szczliwe i
rozgadane, znikny za drzwiami. Maria usiada przy piecu z creczk w objciach.
- Dobrze si bawia?
- Tak. Byy sanki i lepiymy bawana.
- To dobrze. Moe jeszcze kiedy by si z nimi pobawia?
- Tak, jutro!
Myli Marii powdroway znw do przyjcia w Dalsrud. Gdy siedzieli z Olavem w
kuchni, ich rozmowa zesza na Elen. Maria spytaa go, co sdzi o zdradzie. Twarz mu
pociemniaa i rzuci, e to chyba oczywiste. On i Elen nie s ju razem po tym, co ona zrobia.
Maria przypomniaa mu, e on sam te nie ma czystego sumienia. Olav wbi w ni spojrzenie
i powiedzia:
- To zdarzyo si tylko raz. Ja wybaczybym Elen, gdyby ona zrobia to tylko raz, ale
w jej przypadku byo tego wicej. Przecie nawet ma z nim dziecko! Ale ju ci to wczeniej
tumaczyem.
Maria o mao nie powiedziaa mu wtedy, e jego niewierno take miaa
konsekwencje, ale wesza Elizabeth i Olav opuci kuchni.
Po tej rozmowie Maria czsto mylaa, e moe nadszed czas wyjawienia Olavowi
prawdy, pomimo obietnicy, ktr sobie kiedy zoya: chciaa, eby tylko Kristine poznaa

prawd, gdy nadejdzie czas. Ale wtedy Olav by onaty. Teraz ju nie jest. Teraz oboje s
samotni. Dopiero gdy nadszed wieczr i Kristine posza spa, Maria moga doczyta list do
koca. Dotara do miejsca, w ktrym Olav pisze, e myli o czym dotyczcym Elen.
Nie chc, by dziecko Elen roso bez ojca, wic mam nadziej, e Amund podejmie za
nie odpowiedzialno i e bd razem. On te jest pewnie na poowie, ale zastanawiaem si,
czy moe co o tym syszaa.
Maria wypia yk podgrzanej kawy. Gdyby tak Olav wiedzia, jak Elen zachowaa si
dzi w sklepie! Moe powinna mu opowiedzie? Nie ze zoci na Elen, ale tylko dla
informacji. Czytaa dalej. Nastpny akapit opisywa ycie w Storvaagen. Olav wspomnia o
kim, kogo nazywano Enok-Dwa szylingi. By chyba znajomym Jensa, pisa Olav, i
niezwykle zabawnym czowiekiem. Dostarcza im wielu powodw do miechu. Olav
komentowa potem to, co ona napisaa, a na koniec napisa:
Musz ju koczy moje pisanie, ale mam nadziej, e dostan od Ciebie wicej listw.
Czuj si jak w Wigili, gdy id do sklepu i mog co odebra. Wszyscy pytaj mnie, czy to od
ukochanej. miej si wtedy i mwi, e to nie ich sprawa.
Mam nadziej, e Ty i Kristine jestecie zdrowe i niczego Wam nie brakuje.
Z najlepszymi pozdrowieniami od Twojego oddanego Olava.
Maria przeczytaa ostatnie linijki po kilka razy, a nauczya si ich na pami. Wyja
przybory do pisania, by od razu odpisa na jego list. Opowiedziaa najpierw o pogodzie i o
dzisiejszym spotkaniu z dwoma mczyznami w magazynie. Przekazaa mu opowiedzian
przez nich histori. Piro potem biego szybciej i opisywaa mu mae, zabawne przygody z
Kristine. Sama si przy tym miaa.
Po chwili zatrzymaa si. Czy ma mu opowiedzie o spotkaniu z Elen? Nie, to nie
pasowao do tych zabawnych historyjek. Olav potrzebowa pocieszenia, nie zmartwienia.
Potrzebowa czego, co go ogrzeje. Nie napisze mu te, e Kristine jest jego crk. Tak wane
wiadomoci przekazuje si osobicie.
Na wiosn, postanowia. Na wiosn mu powie. Podpisaa list. Twoja oddana Maria.
Zoya arkusiki papieru i woya je do koperty. Wyle list przy pierwszej okazji.

Rozdzia 8
Elizabeth odwrcia si w drzwiach. Gryzy j wyrzuty sumienia na myl o pracy,
ktr tu zaniedbuje, ale jednoczenie czua, e dawno nigdzie nie bya i e potrzebuje czasem
kogo odwiedzi.
William zosta w domu, mimo e zrobi obraon min i tupa w podog. Elizabeth
nie pocieszaa go, bo przecie nie powinien si tak zachowywa. Powiedziaa mu, e ju jest
duym chopcem, w lecie skoczy pi lat. William zawstydzi si i niechtnie przeprosi.
Pogaskaa go wtedy po gowie i pocaowaa w czoo.
- Fu, nie rb tak! - rzuci, odwracajc si. - Ju niedugo bd dorosy i nie bd si
przytula do mamy.
- Nawet wtedy, gdy bdziesz kad si spa? - zaartowaa. Zastanowi si.
- Tylko wtedy - oznajmi, unoszc w gr wskazujcy paluszek. Elizabeth umiechaa
si do siebie, uwizujc konia przed zagrod na Sonecznym Wzgrzu. Schody byy
odmiecione ze niegu, a dom, obor, wychodek i szop na drewno czya wydeptana cieka.
Zauwaya, e szopa bya nowa. To dobrze, znaczy to, e daj sobie rad, pomylaa, pukajc
do drzwi.
Gospodyni na pewno widziaa j ju z okna, bo nie wydawaa si zdziwiona.
- Prosz wchodzi, prosz - powiedziaa miym tonem, przepuszczajc j do rodka.
- Dzikuj. Chciaam do was na chwil zajrze -powiedziaa Elizabeth, rozgldajc si
dyskretnie. Byo schludnie i czysto, chocia ciasno, nie tak jak w Dalsrud, gdzie mieli due
pokoje z meblami obitymi pluszem.
- Prosz, niech pani siada - zaprosia kobieta, wskazujc na krzeso. Kiedy byo
czerwone, teraz farba na siedzeniu i oparciu si stara.
- Wziam ze sob troch kawy i kilka lefse - powiedziaa Elizabeth, rozwizujc
zawinitko i podsuwajc je w kierunku gospodyni.
- O mj Boe! Dzikuj, i dzikuj jeszcze raz za wszystko, co dostalimy na wita. Kobieta zajrzaa do zawinitka. - Nie, nie cierpimy ndzy, prosz mi wierzy, ale jest tak, e...
- umilka i umiechna si zawstydzona. - Nieczsto mamy pienidze na kaw i takie
przysmaki. Elizabeth pokiwaa gow, mwic cicho, e rozumie. Na stole pojawiy si
filianki i spodki. Elizabeth zauwaya, e kilka byo obitych. Gospodyni zaparzya i nalaa
kaw, po czym wyja robtk na drutach, ktr trzymaa w kieszeni fartucha.
- Prosz si czstowa - powiedziaa, skinwszy gow w stron nalenikw lefse.
- Dzikuj. O, prawie bym zapomniaa! - Elizabeth wyja kilka kbkw weny. - To

spruta wena i niedue kbki, ale moe si wam jednak przydadz? Kobieta bya zachwycona
i dzikowaa wielokrotnie.
- W naszym domu zawsze potrzeba weny na skarpety i rkawice -przyznaa. - Teraz
ledwie wystarczyo dla mczyzn na pow. Ale zrobiam porzdne rkawice, z podwjn
nitk na kciuku. Zanim je sfilcowaam, sigay a do okcia. Mczyni z tego domu nie bd
marzli, o nie!
- Ja te zrobiam par rkawic dla Jensa - napomkna Elizabeth, sama si dziwic,
dlaczego to mwi. Poczua, jak oblewa j rumieniec i pochylia si nad filiank z kaw.
Poczua na sobie spojrzenie gospodyni.
- Tsknia pani za nim? Elizabeth spojrzaa na ni, nagle zirytowana.
- Co masz na myli?
Kobieta nie stracia rezonu, jak Elizabeth przypuszczaa, lecz patrzya na ni
spokojnie.
- Ju dugo jestecie wdow. Chyba rok?
- Tak, i co z tego? - Elizabeth upia yk kawy, lekko parzc jzyk. Gospodyni
niewzruszenie robia na drutach.
- Moe zawsze ywia pani uczucia wobec Jensa? Przecie kiedy bylicie
maestwem.
Elizabeth zawahaa si przed odpowiedzi. Co ona miaa na myli? Na policzkach
nadal czua rumieniec i aowaa, e wyskoczya z tymi rkawicami.
- Lubi Jensa jak przyjaciela - wyjania, sama syszc, jak gupio to brzmi.
- Przyjaciela? - powtrzya kobieta spokojnie, nalewajc nieco kawy na spodek i
spijajc j z wielk przyjemnoci. - Moe tak by, e kobieta i mczyzna s tylko
przyjacimi?
- O, tak. - Elizabeth wyprostowaa si, wzia jeden lefse i oderwaa kawaek. - Helene
przyjani si z Jensem, a Ane z Larsem.
- Oni mieszkaj w tym samym domu i widuj si codziennie. To, co jest pomidzy
pani i Jensem, to zupenie co innego. Elizabeth wbia w ni ostre spojrzenie.
- Jak moesz co takiego mwi? Uwaam, e jeste... bezczelna. Kobieta zamiaa si
cicho i zamoczya kawaek lefse w kawie.
- Sdzi pani, e nie widziaam was z Jensem przed kocioem? A teraz ma pani
rumiece na policzkach. adnie pani z nimi. W oczach te ma pani nowe ycie. Spowaniaa. - Nie zamierzaam by bezczelna, pani Dalsrud, ale mio mi widzie, e dobrze
si pani czuje. Zrobia pani dla nas tyle dobrego przez te lata. - Westchna i pokrcia gow.

- Bg jeden wie, e nie byo nam lekko. Ale pewnie tak ma by. Tak, tak. -Rozjania si
znw. - Jak mwiam, gdyby nie pani, nie wiem, co by z nami byo. Elizabeth wzruszya jej
przemowa. Poprawia si na twardym krzele i spytaa:
- A jak tam u twojej synowej, Arnoldy?
- Dzikuj, dobrze. - Druty znw zaczy miga rytmicznie w spracowanych doniach
kobiety.
- Jak suba u pani lensmanowej?
- Pracuje teraz w oborze - odpara kobieta, nie podnoszc wzroku znad robtki. -Tak?
Druty migay teraz wolniej.
- Dostaje jedzenie i pienidze, i daje sobie rad. Zacisna usta, jakby na znak, e nie
chce wicej o tym mwi.
- Ona jest... zabawna - wyrzeka ostronie Elizabeth.
- Zabawna? W jaki sposb? Elizabeth wzruszya ramionami.
- Trudno to okreli. Spotkaam j tylko jeden raz; Ale wyrniaa si spord innych
sucych, jakie spotkaam. Gospodyni odchrzkna.
- Wicej kawy?
- Nie, dzikuj, musz ju jecha - odpara Elizabeth, wstajc. - To miaa by krtka
wizyta. Nie zamierzaam zjada tego, co przywiozam - dodaa z umiechem. Wyja
rkawice i zawizaa chustk pod brod. - Dzikuj za rozmow.
- Nawzajem - odpara kobieta, wycigajc spracowan do. W drodze do domu
Elizabeth pozwolia koniowi i stpa. Sowa kobiety ze Sonecznego Wzgrza nadal
dwiczay jej w uszach, sprawiajc, e robio si jej gorco. Czy byo co w jej sowach?
Czy nadal kocha Jensa? Czy maestwo z Kristianem i jego mier stumiy uczucia, ktre
miaa wobec Jensa?
Przeniosa wzrok z koskich uszu na zabudowania stojce wzdu drogi. Po ostatniej
odwily byo na nich mniej niegu. Ju marzec, pomylaa. Poczua askotanie w brzuchu i
przypyw uczu, ktre przyprawiy j o mocniejsze bicie serca. Boe jedyny, pomylaa, nadal
kocham Jensa! Powtarzaa to zdanie w mylach jeszcze wiele razy. Nadal kocham Jensa! Czy
zawsze tak czua, czy te uczucia nagle rozkwity? Czy inni w domu to zauwayli, albo kto
jeszcze poza kobiet ze Sonecznego Wzgrza? Nie, chyba nie. Przecie nawet sama sobie
tego nie uwiadamiaa.
Nowo odkryte uczucie pogryo j w chaosie poczucia winy, radoci i konsternacji.
- Bya dla nas poczta? - spytaa Helene, wychodzc do niej na korytarz. Elizabeth
spojrzaa na ni zdezorientowana.

- Poczta? - powtrzya.
- Tak, miaa zajecha do sklepu, bo dzi przychodzi poczta. Elizabeth poczua, jak
zalewa j poczucie winy.
- Ja... rozumiesz, zajechaam najpierw do Sonecznego Wzgrza, i potem... - Nie
wiedziaa, co powiedzie i rozoya bezradnie rce.
- Zapomniaa pojecha do sklepu? - spytaa Helene z niedowierzaniem. Elizabeth
pokiwaa gow, zawstydzona. Helene przewrcia oczami. -Jak moga? O czym mylaa,
Elizabeth? - Jej gos z oburzenia przeszed niemal w falset.
Elizabeth patrzya w bok w obawie, e Helene si domyli. Dugo rozpinaa paszcz.
Ane wysza z kuchni. Opara si o framug drzwi i popatrzya na nie uwanie.
- Ja mog pojecha - zaoferowaa. Elizabeth spojrzaa na crk.
- Nie, dzikuj, Ane, to moe poczeka do jutra. Jeli co przyszo, nie ucieknie.
Helene prychna i odwrcia si na picie. Elizabeth rozumiaa jej zawd, bo dugo
ju czekaa na list od Larsa.
- Jak moga o tym zapomnie? - spytaa Ane ostronie, patrzc na matk.
- O tylu rzeczach ostatnio rozmylam - odpara Elizabeth.
- Na przykad, o czym?
Elizabeth zatrzymaa si wp ruchu.
- To ju rok od mierci Kristiana.
Ane nic nie odpowiedziaa, jakby nie wierzc temu wytumaczeniu. Ale nic nie
powiedziaa, bo temat by zbyt delikatny.
-Jak tam idzie na Sonecznym Wzgrzu? - spytaa Helene, przecigajc wen przez
szczotk. Wyczesane motki kada w koszu obok. Elizabeth zauwaya, e pomimo zoci
dobrze wykonuje swoj prac.
- W domu bya tylko gospodyni - odpara Elizabeth. Pochylia si, by wyj robtk z
koszyka, ale w tym momencie William wspi si na jej kolana. Chcia jej opowiedzie, co
robi, gdy jej nie byo.
- ...no i Signe powiedziaa, e jest ode mnie wiksza. Ale nie jest, prawda? Elizabeth
zrozumiaa, e musi ostronie dobiera sowa przy odpowiedzi. -Jeste wyszy ni Signe, ale
ona jest od ciebie starsza. William zmarszczy nos.
- Signe pjdzie jesieni do szkoy, a ty musisz poczeka jeszcze dwa lata.
- Bd ci moga nauczy liter - powiedziaa Signe, podchodzc do nich. -Ju niektre
znam, pokaza ci, jak wygldaj?
William zeskoczy z kolan matki i poszed za Signe, a Elizabeth wzia robtk.

-Jak mwiam, bya tylko gospodyni. Zaparzya kaw, zjadymy troch lefse... zamilka, bo nie moga przecie przekaza caej ich rozmowy.
- Spytaa, jak idzie jej synowej? - spytaa Ane. Elizabeth pokiwaa gow.
- Tak, ale nie wydawao mi si, by chciaa o niej rozmawia. Powiedziaa, e pracuje
teraz w oborze, e ma jedzenie i pac, i e daje sobie rad.
- Nie wydawao ci si, e co ukrywa?
- Moe tylko si wstydzia albo byo jej przykro?
- No tak, to moliwe.
- Raczej nic gorszego ni to - stwierdzia Elizabeth, pochylajc si nad robtk.
Zaczynaa zwa, wic musiaa uwaa. Dwa oczka razem, potem przecign nitk, o tak.
Reszta to same prawe.
Odgos wyczesywania i krccego si koowrotka, przy ktrym siedziaa Ane, zlewa
si z rozmow dzieci. Myli Elizabeth powdroway znw do Jensa.
Gdy nadszed wieczr i dzieci pooyy si spa, Elizabeth wesza do gabinetu i wyja
przybory do pisania. Prbowaa sformuowa w gowie sowa, ktre chciaa przela na papier,
ale nie byo to atwe. Jens twierdzi, e j kocha jak wtedy, gdy byli maestwem, ale ona
trzymaa go na dystans. Teraz jednak on by wdowcem, a ona wdow. Czy ju mona byo
znw rozmawia o uczuciach? Powiedzie mu, e teraz je odwzajemnia?
Chciaa mu opisa, co przeya tego dnia i pod koniec przyzna, e kobieta ze
Sonecznego Wzgrza miaa racj - ona nadal go kocha. Piro suno gadko po papierze.
Wiele razy zanurzaa je w atramencie i pisaa dalej. Czua, jakby sowa same z niej
wypyway. Nagle rozlego si pukanie do drzwi. Zirytowana, powiedziaa prosz". Helene
zamkna za sob drzwi i opara si o nie. Elizabeth spojrzaa na ni pytajco.
- Piszesz list? - spytaa Helene.
- Tak. - Elizabeth na wszelki wypadek pooya czyst kartk na licie.
- Suchaj, Elizabeth - zacza Helene z wahaniem. - Jestemy przyjacikami ju od
wielu lat, prawda?
-Tak.
- Znam ci pewnie lepiej ni inni. Gdy wrcia ze Sonecznego Wzgrza, od razu
poznaam, e co si stao. Co to byo takiego, e a zapomniaa o poczcie?
Elizabeth poczua, e ogarnia j gwatowna ch opowiedzenia Helene wszystkiego: o
rozmowie z gospodyni ze Sonecznego Wzgrza, i o wasnych uczuciach, ktre dopiero teraz
zrozumiaa.
- Rok temu umar Kristian... - zacza i zamilka. Chciaa rozwanie dobra sowa.

- Rozumiem - powiedziaa Helene, podchodzc bliej i siadajc na krzele po


przeciwnej stronie stou. Dotkna doni Elizabeth. - Tsknisz za nim, oczywicie?
- Tak, tskni, ale...
- Wiele myli i uczu budzi si w czasie aoby - przerwaa jej Helene. -Jeste
przygnbiona. Kristian by twoim mem, ojcem Williama i twoim najlepszym przyjacielem.
Elizabeth przytakiwaa sowom Helene. Miaa racj, ale najwyraniej jej nie
rozumiaa. Moe lepiej bdzie nic jej na razie nie mwi?
- No i Elizabeth - dodaa na koniec Helene. - Nie przejmuj si sprawami Sonecznego
Wzgrza i ony lensmana. Obiecaj, e si w to nie wmieszasz. Bd z tego tylko niesnaski.
- Obiecuj - powiedziaa zdecydowanie Elizabeth. - Nie bd si miesza.
- To dobrze. - Helene wstaa z umiechem. - A teraz id si pooy. Elizabeth nie
odpowiedziaa. Gdy zostaa sama, wyja list i przeczytaa, po czym podara go na drobne
kawaki. Nie moga czego takiego wysa. A gdyby tak dosta si w niepowoane rce? Jeli
Jens ma si dowiedzie o jej uczuciach, to tylko wtedy, gdy ju wrci do domu.
Nowy list spoczywa w kieszeni jej fartucha i przy porannym obrzdku w oborze, i
podczas niadania. Nie zawiera ani wyzna miosnych, ani intymnych zwierze, ale, jeli
Jens wczyta si dobrze, zrozumie, e ona tskni za nim bardziej ni zwykle. Opowiedziaa,
jak im si yje, o mniejszych i wikszych wydarzeniach. Zakoczya opisem dugiego dnia
pracy i tsknot za wiosn i ciepem. Sowa byy specjalnie sformuowane dla niego. On zna
j jak nikt inny na wiecie i powinien zrozumie, co chciaa mu przekaza.
Jak tylko skoczyy niadanie, Ane wstaa i podzikowaa za jedzenie. Otara mleczne
wsy i powiedziaa:
- No to jad do Storvika i zobacz, czy jest dla nas poczta. Moe przyszo co od
Trygvego? - dodaa z umiechem. Elizabeth take wstaa.
- Zacznij sprzta ze stou - rzucia przez rami w kierunku Helene i posza za Ane do
korytarza. Wyja z kieszeni list i wrczya go crce tak, by nie dostrzega adresata.
- Moesz go wysa? Ane wzia list i odwrcia kopert.
- Piszesz do Jensa?
Elizabeth nie zdya odpowiedzie, bo nagle w drzwiach kuchni stana Helene.
Usyszaa pytanie Ane i spojrzaa badawczo na Elizabeth, po czym zwrcia si do Ane:
- Kup jeszcze cukier, bo si prawie koczy. Ane pokiwaa gow i pochylia si, by
zawiza buty.
- To jestem gotowa. Wyl list - powiedziaa i wysza.
- Prbujesz trzyma w tajemnicy, e piszesz list do Jensa? - spytaa Helene z

iskierkami umiechu w oczach. Elizabeth prychna i przecisna si obok niej do kuchni.


- Skd ci to przyszo do gowy?
- Takie sprawiasz wraenie. Jeste tajemnicza. A teraz spieka raka! Elizabeth utkwia
wzrok w Helene.
- Ja zawsze pisaam do Jensa.
- Take kiedy y Kristian?
- Tak, czasami.
- Aha...
Wicej nie wspominay o licie i godziny mijay im pracowicie. Po jakim czasie
wrcia Ane, najwyraniej pod wraeniem czego, bo niemal jkaa si, przekazujc nowin.
- Przyszed list - powiedziaa, usiujc rozwiza zamarznite sznurowada. Wreszcie
daa im spokj i zerwaa z siebie kurtk, chustk i szal.
- Musimy wstawi kaw - stwierdzia Elizabeth i przesuna czajnik na ogie. Helene, przynie ciastka i mleko dla dzieci!
- Przyszo co do mnie? - zawoaa Helene ze spiarki.
- Nie, ale ten list jest do nas wszystkich. I ciekawy, zobaczysz!
- Dlaczego?
- Poczekaj jeszcze!
Ane pomoga Kathince wej na stoek i postawia na stole kubki dla dzieci. Helene
przyniosa filianki i talerz z ciastkami. Ane chuchaa na palce i spogldaa na wszystkie po
kolei.
- No jak, jestecie ciekawe?
- Dosy tego, powiedz wreszcie! - rzucia niecierpliwie Helene. Powolnym ruchem
Ane wycigna kopert oklejon zagranicznymi znaczkami.
- Od Amandy? - spytaa Elizabeth.
-Nie.
- Od Nilsa Wczgi? Ane pokrcia gow.
- Od matki Amandy! - odwrcia list i pokazaa nadawc.
- Masz! - Elizabeth podaa jej n. - Otwrz i czytaj! Ane z namaszczeniem rozoya
arkusiki i zacza czyta.
Drodzy wszyscy!
Poniewa moje umiejtnoci pisania nie s najlepsze, poprosiam
Amand, by napisaa to zamiast mnie.

- Wczeniej mwia, e ma zy wzrok - wtrcia Ane, zerkajc znad listu.


- Czytaj! - skarcia j Elizabeth.
Podr bya duga i cika, ale mina dobrze. Poznalimy innych, ktrzy jechali w to
samo miejsce, co my. Poczuam ulg. No i dzikowaam Stwrcy, e nie mamy ze sob maych
dzieci. Czasami pogoda bya. bardzo za i wielkie tale. Wtedy musielimy schodzi cakiem na
d, bo zamykano pokady. Moecie mi wierzy, jak trudno byo tam oddycha, gdy ludzie
chorowali! A mielimy tam i gotowa, my si i spa.
Ale w kocu dotarlimy. Odebraa nas Amanda wraz z rodzin. Ale tu jest dobrze!
Uprawiaj kilka rodzajw zb i pogoda jest duo lepsza ni u nas. Ryby nie s takie jak w
Norwegii, ale mona si przyzwyczai.
Dalej nastpowa opis jedzenia i przyrody, troch rnicej si od tej z rodzinnych
stron. Matka Amandy uwaaa, e jzyk, ktrym mwi w Ameryce, jest trudny i wtpia, czy
kiedykolwiek zdoa si go nauczy. Ale pisaa, e jej m ju zapa kilka niezbdnych
swek. Opowiedziaa potem o innych, ktrzy pynli z nimi statkiem. Podobno osiedlili si w
Pnocnej Dakocie, gdzie obiecywano im istny raj. Skoczyli jednak o wiele gorzej, pisaa.
Wielu Norwegw przybyo na obszary prerii, ktre s najbardziej wietrznym
zaktkiem Ameryki.
Oni mieli to samo marzenie, jak my wszyscy: by mc uprawia ziemi, jako wolni
ludzie. Nie wiedzieli jednak, e czeka ich krwawa harwka, dopki nie dotarli na to
pustkowie. Gdy ju wydali wszystkie swoje pienidze, nie mieli drogi odwrotu.
Ane czytaa dalej o tych biednych ludziach. Ton listu by peen wspczucia, ale
rodzina Amandy nie moga im w niczym pomc. Na koniec napisaa:
Nie chcemy was tym wszystkim martwi, wic napisz teraz, e wiedzie nam si
dobrze. Tsknimy za Wami, cho na szczcie mamy pamitk.
Zdjcie, ktre wzilimy ze sob, wisi oprawione na cianie salonu. Tak, pomylcie,
Amanda i Ole maj salon! Niemal nie do uwierzenia. Codziennie tom zagldamy i zerkamy na
portret
Tutaj zakocz moje pisanie i poprosz Was, bycie o nas nie zapominali, mimo e
jestemy daleko.

yjcie w pokoju Boym i opiekujcie si sob nawzajem.


Ane musiaa otrze oczy, gdy skoczya czyta list. Odchrzkna i upia spory yk
kawy.
- Ciesz si, e my mieszkamy w Dalsrud - westchna Signe.
- Ja te! - stwierdzi stanowczo William. - Nigdy tam nie pojedziemy. Prawda, mamo?
- Tak, zawsze bdziemy mieszkali tutaj - odpara Elizabeth, nakrywajc doni rczk
synka. - Zawsze!

Rozdzia 9
Nadesza wiosna, a wraz z ni nadzieja na dobre plony i rychy powrt mczyzn.
Czuo si, jakby ludzie tajali wraz z przyrod. Elizabeth oddychaa gboko, wcigajc w
puca zapach zbutwiaej trawy i sonych wodorostw. Suchaa wierkania ptaszkw, radujc
si nadejciem nowej pory roku. A w gbi serca cieszya si na powrt Jensa. Musiaa sama
przed sob przyzna, e tskni za nim tak samo jak wtedy, gdy byli maestwem.
Czasami zastanawiaa si, czy moe to tylko odlego i samotno z ni igra? Moe
bdzie inaczej, gdy si spotkaj? Moe jej przejdzie? Ale wtpia. Baa si w to uwierzy, bo
czua rwnoczenie, jakby popeniaa zdrad wobec pamici Kristiana.
Mimo to postanowia uszy sobie now spdnic.
- Ale bdzie adna - zauwaya Ane pewnego dnia, gdy zobaczya, nad czym pochyla
si matka. - Szyjesz j na jak specjaln okazj? Elizabeth poczua, e piek j policzki.
- Dlaczego tak sdzisz? Przecie musz co wkada na siebie, jak wszyscy inni!
- Nie musisz si tak unosi z tego powodu - prychna Ane. - Tak tylko pytam.
Elizabeth spojrzaa na ni z umiechem. -Nie unosz si, tylko musiaam rozplta
supe skamaa. Prawda bya taka, e chciaa si przystroi na powrt Jensa. Chciaa wyglda
naprawd adnie, gdy on wrci, no a nie moga przecie zaoy odwitnej sukienki!
Zamiaa si w duchu. Ale by wygldao, gdyby zesza na nabrzee w jedwabnej sukni!
- Chyba ju rozwizaa ten supe - stwierdzia Ane, zerkajc na ni z boku.
- Tak, wanie mi si udao - odpara Elizabeth, cieszc si na zaoenie nowej
spdnicy.
Plecy je bolay, gdy stay pochylone nad owcami, cinajc ich grub, zimow wen.
Palce szybko apa skurcz od cicia noycami. Musiay by ostrone, by nie zaci skry
zwierzcia, a zarazem zebra ca wen.
- Sdzicie, e tata niedugo wrci? - spytaa Signe, upychajc wen do worka.
- Tak, chyba ju niedugo - pocieszya j Elizabeth. - Nie, Signe, wena z brzucha idzie
do tamtego worka! - wskazaa na worek lecy na pododze.
- Dlaczego?
- Najlepsza wena jest na grzbiecie, widzisz, jest mikka i czysta. Na nogach i pod
brzuchem jest sztywna, wic uywamy jej na skarpety. Tej z grzbietu na swetry i ciep
bielizn.
- A co z wen z jagnit? Elizabeth domylia si, do czego maa zmierzaa.
- No, ta chyba bdzie dla dzieci!

- Tak! - Signe zaklaskaa w donie, zapominajc na chwil o tsknocie za ojcem. - Co


mi z niej zrobisz, Elizabeth?
- A co by chciaa?
- Rkawice i cienki sweter!
- No, no. ,Dobrze, zobaczymy, jak pomagasz!
- Mog te pomaga w czesaniu i tkaniu!
- To dobrze.
Elizabeth prowadzia rozmow, nie odrywajc oczu od strzyonej owcy. Jeszcze
chwila i oto zwierz stao wrd pozostaych, nagie i z row skr. Elizabeth rozprostowaa
plecy, a jej wzrok powdrowa do okienka. Kiedy oni wreszcie wrc? Na strychu czekaa
nowa, odprasowana spdnica...
Dni zleway si w jedno. Kobiety i dzieci miay swoje zajcia, ale wszystkie czekay i
tskniy, kada na swj sposb.
- Syszaycie? - spytaa Bergette pewnego dnia, gdy wpada z szybk wizyt. Przyjy
j w kuchni, bo tu gwnie przebyway. Elizabeth uwaaa, e teraz ogrzewanie salonu byoby
marnotrawieniem drewna i torfu.
- Co syszaymy? - spytaa Helene, marszczc czoo.
- Mwi, e mczyni popynli do Finnmarku owi gromadnika.
- Co to jest gromadnik? - spyta William.
- To maa ryba, ktrej uywa si na przynt - rzucia Elizabeth szybko, po czym
zwrcia si do Bergette. - A kto tak mwi? Bergette siorbna gorc kaw.
- Wiele osb. Nie dostaycie listw?
- Nie. - Elizabeth powoli pokrcia gow. - A ty dostaa?
- Ju dawno nie. Oni pewnie maj inne rzeczy na gowie ni pisanie. Tak, tak, dobrze,
e ju wiosna. Zima jest najgorsza, nigdy nie wiadomo, co z pogod...
- A lato jest dugie - mrukna Elizabeth.
- Co ty mwisz? - Bergette zerkna na ni z ukosa.
- Jeli popynli do Finnmarku, nie wrc przed latem.
- Na pewno wrc. Jeli nie, wynajmiesz pomoc -stwierdzia Bergette.
- Wynaj? - prychna Ane. - Kogo? Wszyscy mczyni s na poowie.
- No, nie wszyscy. Niektrzy wrc do domu.
- To bd mieli robot na swoim - rzucia Helene. Elizabeth posaa talerz z ciastkami
wok stou.
- Prosz, czstujcie si.

- Czy tata niedugo wrci? - szepna Signe, przytulajc si do jej ramienia. Elizabeth
pogaskaa j po rudoblond wosach.
- Tak, pewnego dnia wrci, nie bj si. Wczeniej czy pniej stanie w drzwiach i
powie: nie, czy to moja maa Signe tak urosa? Ale na Boga, stoi przede mn istna
konfirmantka! Signe zachichotaa zadowolona.
- Moe bdzie mia co dla mnie?
- Z pewnoci! Bergette podniosa si z krzesa.
- No dobrze, musz jecha dalej. Chciaam tylko zajrze na chwil.
- Kto ci woa w domu? - spytaa Helene.
- Jad do sklepu - odpara Bergette, nacigajc cienkie, skrzane rkawiczki.
- Mog si z tob zabra? - zapytaa Elizabeth i wstaa, nie czekajc na odpowied.
- Oczywicie.
Gdy weszy do sklepu, stay tam dwie kobiety pogrone w rozmowie ze starcem.
Maria, gdy je zobaczya, odoya robtk na drutach i wstaa z zydla.
- Ojej, to wy? - spytaa z umiechem.
- Ciocia Izabeth! - zawoaa Kristine, wybiegajc im na spotkanie. Elizabeth podniosa
ma i uciskaa, zanim zwrcia si do Marii.
- Jak si macie?
- Nie mog narzeka, skoro jestemy zdrowe. Zadwicza dzwonek u drzwi i wesza
kobieta.
W rku trzymaa skopek mleka i zawinitko. Elizabeth przepucia j do lady. Kobieta
dygna i pozdrowia je obie, zanim wyoya swe towary.
- Mam wiee mleko i kawaek masa, jeli jest pani zainteresowana. Maria uniosa
wieko, powchaa mleko, po czym rozwina zawinitko i przyjrzaa si masu.
- wietny towar - orzeka, wyjmujc kilka monet. -Ta sama stawka, czy podniosa
cen? Kobieta pokrcia gow.
- Nie, nie, ta sama. Dzikuj. Niech Bg ma was w swojej opiece.
- Dzikuj, was te. Kobieta wysza, a Bergette i Elizabeth kupiy, co zamierzay.
- Nie byo dzi poczty? - spytaa Bergette.
- Nie, dopiero w nastpny pitek. - Maria spojrzaa ze wspczuciem. -Nie wiecie,
gdzie si podziewaj mczyni? Bergette pokrcia gow.
- Niektrzy mwi, e popynli na pnoc owi gromadnika. Sama nie wiem, co o
tym sdzi. Starzec podszed do nich, zdj czapk i kilka razy odchrzkn.
- Syszaem, o czym rozmawiacie - wykrztusi ochrypym gosem. - Ale syszaem, e

wasz m wraca - spojrza na Bergette. - A mczyni z Dalsrud popynli do Finnmarku.


Elizabeth poczua, jakby dostaa pici w brzuch, ale nie daa tego po sobie pozna.
- Skd to wiecie? - spytaa.
- Od innego szypra. Rozmawia z Jensem.
Dziwnie byo usysze jego imi, pomylaa. Bolenie i dobrze jednoczenie.
- Aha. - Z trudem udao jej si umiechn. - Pozostao nam, kobietom, przygotowa
si na wicej pracy.
- C, gdyby mnie tak nie mczya podagra, na pewno bym wam pomg... - rzuci
stary, krcc ze wspczuciem gow.
- Dzikuj, ale nie mylcie o tym. Damy sobie rad.
- A oni maj jedzenie na tak dugo? - zastanawiaa si Maria. Podniosa robtk, ale
nie spuszczaa oczu z goci.
- Czego nie maj, pewnie kupi - stwierdzia Bergette.
Elizabeth spojrzaa na przyjacik. Wida byo po niej, e odczua ulg, e jej m
niedugo wrci, ale jednoczenie wspczua pozostaym kobietom.
- No c, musz wraca do domu z zakupami - powiedziaa, spogldajc na siostr. Dzikuj. Pewnie niedugo si zobaczymy? W kadym razie, w przyszy pitek przy poczcie.
Poczua, e zy j piek pod powiekami i pospiesznie wysza na wiee, zimne
powietrze.
W drodze do domu siedziay w milczeniu, wymieniwszy ledwie kilka sw. Elizabeth
ucieszya si, gdy zajechay pod ich dom.
- Dzikuj za podwiezienie, to mio z twojej strony - rzucia, zeskakujc z wozu.
- Mnie te byo mio. - Bergette spojrzaa na ni z powag. - Nie wahaj si, jeli
bdziecie potrzebowa pomocy!
Elizabeth pokiwaa gow, umiechajc si sabo, ale wiedziaa, e nie poprosi o
pomoc. Dadz sobie rad. Zawsze daway. Signe wybuchna paczem, gdy usyszaa smutn
nowin.
- Czy przez cale lato nie bdzie taty? - chlipaa, zaczerwieniona na twarzy. Elizabeth
wzia dziewczynk na kolana i koysaa.
- No ju, kochana Signe, nie pacz tak. Wszystko si uoy. Pomyl, jaka bdziesz
dua, gdy minie lato! Dzieci rosn szczeglnie w lecie. Zreszt, tata powinien wrci, zanim
lato si skoczy, wiesz.
- To prawda? - spytaa Signe, ocierajc oczy wierzchem doni. Elizabeth pokiwaa
gow.

- A moe ty i William chcielibycie popatrze razem ze mn na rolinki?


- Jakie to roliny o tej porze roku... - Helene zamilka nagle, i dodaa szeptem: - To
sprytne.
- Ja te mog? - spytaa Kathinka.
- Nie, moja kruszynko, ty zostaniesz ze mn - powiedziaa Helene, sadzajc sobie
crk na biodrze. -Zostaniemy sobie we dwie i zrobimy co ciekawego -szepna jej do ucha.
Elizabeth trzymaa dzieci za rczki, dopki nie doszli na skraj lasu. Dzieci skakay i
biegay, gadajc jedno przez drugie.
- A co bdzie, jak spotkamy huldr? - spytaa Signe.
- I smoka? - doda William.
- On nie mieszka w lesie - zamiaa si Signe - tylko w morzu albo na brzegu.
- Wiem przecie! Chciaem ci oszuka!
- Na pewno nie! Mylae, e on tu jest!
- Znalelicie jakie roliny, ktrych moemy uy? - wtrcia szybko Elizabeth.
Dzieci zatrzymay si.
- A jakie? - spytaa Signe. - Chyba jeszcze nic nie wyroso. Moe za wczenie?
- Ale nie, wystarczy, e dobrze poszukacie, to co znajdziecie. Moemy te zebra
troch kory i yka dla zwierzt. One to lubi. - Elizabeth odamaa ostronie kilka gazek i
podaa je dzieciom. - Prosz, moecie to nie.
A si rozjanili, e powierzya im tak wane zadanie i pospieszyli w gb lasu. Gdy
zaczli marudzi, Elizabeth znalaza kamie poronity wyschym mchem, na ktrym usiedli.
Podaa im kromki chleba, pospiesznie posmarowane masem przed wyjciem z domu.
- Jak tu adnie - westchna. - Jeli posuchacie, usyszycie, jak piewaj ptaki. Szukaj
ukochanego, by mogy uwi gniazdo i zoy jaja. William wpatrzy si w czubki drzew.
Soce rzucao im w oczy ukone promienie, wic trudno byo co dostrzec.
- Pachnie inaczej ni w domu - wyszepta uroczycie chopiec, odgryzajc kawaek
chleba.
- Prawda? - umiechna si Elizabeth.
- W domu pachnie obor i morzem. Pokiwaa gow i otoczya syna ramieniem.
- Prawda, Signe? - spyta. - Signe? Wsta i rozejrza si zdziwiony. Elizabeth poczua
paniczny lk, ciskajcy jej serce.
- Signe! - zawoaa. - Gdzie ona jest? - spytaa Williama. - Gdzie si podziaa?
Chopiec pokrci gow i wzruszy ramionami.
- Siedziaa tu z nami, i nagle ju jej nie byo. Siiiigne! Nasuchiwali, lecz las

odpowiada cisz.
Serce walio motem w piersi Elizabeth. Nie, Signe nie moga daleko odej,
uspokajaa sam siebie. Musi myle jasno! Czy Signe mwia, e chce i dalej w las? Nie.
Potara czoo i poczua, e jest spocone.
- Signe, to nie jest zabawne! Wychod, ale ju! - zawoaa ostrym tonem.
adnej odpowiedzi ani trzasku gazki. Syszeli jedynie ptaki w koronach drzew.
- Moe zabraa j huldra - powiedzia paczliwym tonem William.
- Bzdury. Nie ma adnych huldr!
- A skd wiesz? Helene mwia, e s.
- To dlatego, e ona lubi opowiada takie historie.
- Czy ju nigdy nie zobaczymy Signe?
- Oczywicie, e zobaczymy! Teraz usid tu i... Albo nie, chod ze mn. Nie chc
straci was obojga. - zapaa go za rk i poszli dalej ciek. -Woaj razem ze mn i rozgldaj
si za czym, co moe nalee do niej.
- Co na przykad?
- Cokolwiek, chusteczka, kawaek chleba...
- Chyba ptaki by zabray chleb.
Ma racj, pomylaa. Jak takie mae dziecko moe tak jasno myle? Oddychaa
ciko. O czym moga myle Signe, gdy od nich odesza? Chciaa pj dalej, by si
rozejrze? W ktr stron moga pj? Dlaczego nie odpowiada na ich woanie?
Nagle pomylaa o wypenionych wod dolach po torfie. Wiedziaa, e niektre z
gospodarstw wykopyway torf z tych okolic. Jeli Signe sza tdy, moga do ktrego wpa.
A z nich trudno si wydosta... Przeszy j dreszcz.
- Siiiigneeee! - zawoa William tak gono, e a si wzdrygna. -Musimy j woa
cay czas, bo inaczej nas nie usyszy. Elizabeth zacza woa razem z nim, a wreszcie miaa
tak suche i piekce gardo, e musiaa przesta. Bolay j nogi, ale jeszcze bardziej serce.
Nadzieja na ryche odnalezienie Signe zaczynaa gasn.
- Musimy zawrci i pj po pomoc - powiedziaa.
- Moe pjdmy jeszcze kawaek - poprosi William. - Moe ona si przed nami
chowa i oszukamy j, jeli nie zawoamy?
Elizabeth spojrzaa w jego ciemne oczy. Pomys by dziecinny, ale mimo to pokiwaa
gow. Poszli dalej. Nagle wydao jej si, e syszy cienki gosik spomidzy drzew. Moe jej
si wydawao?
- Syszae? - szepna, schylajc si do Williama. Pokiwa gow i wskaza palcem.

- Tam!
Podeszli cicho bliej. Elizabeth serce walio w piersi. Poczua, e zapala si w niej
niemiaa nadzieja.
Usyszeli dwiczny miech i stanli. Na polanie ujrzeli Signe, ktra rzucaa kawaki
chleba modemu liskowi. Zwierztko podkradao si, apao chleb i uciekao z powrotem.
- Wstydziaby si by tak niegrzeczna! - krzykn William. Lisek nastawi uszu i
uciek dugimi susami.
- Przestraszye go, gupi! - rozzocia si Signe. Elizabeth zamkna oczy. Gniew i
rado walczyy w jej duszy.
- Szukalimy ci! Balimy si, e zgina! - krzycza William. Signe opara rce na
biodrach.
- Chciaam tylko przej si sama. Czy to co zego?
- Tak, to co zego - wtrcia si Elizabeth, podchodzc bliej. - Nie wolno ci nigdy nigdy, syszysz? -i samej do lasu, nie mwic o tym. Nie wiedzielimy, gdzie jeste i bardzo
dugo ci szukalimy. A gdybymy tak ci nie znaleli? Dolna warga Signe zacza dre i zy
napyny jej do oczu.
- Przepraszam, Elizabeth, ja nie chciaam... Elizabeth ukucna i przytulia
dziewczynk.
- Ju dobrze, Signe. Wracamy do domu.
- Chyba nie powinnimy mwi w domu, jak bardzo bya niegrzeczna -burkn
William.
- Nie, nie powiemy. To bdzie tylko nasza sprawa. Signe pocigna nosem. Przez
reszt drogi bya milczca i zamylona.
- Idcie do domu, a ja zanios te gazki do obory - powiedziaa Elizabeth, gdy dotarli
z powrotem.
Pooya je w przejciu. Nie byo tego wiele, tylko dla posmakowania dla kadego
zwierzcia. Na podwrzu zatrzymaa si na chwil, by zebra myli. Jeli dzieci nie powiedz
nic o zaginiciu Signe, ona te nie powie. Bdzie mniej dramatycznie, a z czasem zapomn o
tym. Wesza do domu i skierowaa si ku kuchni. Dobieg j gosik Signe.
- No i poszam do lasu i nagle zobaczyam modego liska. By oswojony i jad mj
chleb! Elizabeth umiechna si do siebie. Ale dugo utrzymaa t tajemnic!
- Nie baa si? - spytaa Helene.
- Nie, ani troch!
- A jeli by ci porwaa huldra? - odezwa si kto niskim gosem.

- Nie ma huldr, tak powiedziaa mama! - rzuci William. Elizabeth zesztywniaa. Ten
gos... Rozejrzaa si i dopiero teraz zauwaya skrzynie stojce w korytarzu, wysokie buty i
kurtki wiszce na kokach. Otworzya z rozmachem drzwi.
- Wrcilicie? Jens spojrza na ni swoimi ciemnoniebieskimi oczami.
- Nie mogem tak dugo nie widzie mojej maej dziewczynki.
- Ktra urosa! - zamiaa si Signe, moszczc si wygodniej na kolanach ojca.
- Tak, ktra bardzo urosa.
- Jakby sza do konfirmacji!
- Wanie tak.
- W sklepie powiedzieli nam, e popynlicie do Finnmarku -powiedziaa Elizabeth.
- Ludzie tyle gadaj - rzuci Lars, odsuwajc talerz. - Dzikuj, byo dobre
- doda, patrzc z umiechem na Helene.
Elizabeth poczua, jak przenika j rado i sprawia, e mikn jej kolana. Tak by
chciaa obj Jensa, powiedzie mu, jak za nim tsknia, ale teraz nie moga. Uwiadomia
sobie, e nie ma na sobie nowej spdnicy, ale to nie byo ju wane. Najwaniejsze, e
siedzia tutaj, rwnie zdrowy i ywy jak przed wyjazdem. Jej Jens...
Rozdano prezenty: materiay na sukienki, wstki i zabawki. Signe dostaa przeliczn
lalk o porcelanowej twarzy. Oczy dziewczynki rozbysy i prawie nie moga doby gosu z
radoci. Obiecaa uroczycie, e bdzie o ni dbaa i bawia si tylko w niedziele. William
haasowa, przesuwajc po pododze mae sanie z drewnianym koniem. Kobiety dzikoway
za pachnce mydeka w szeleszczcych bibukach. Poo je do szuflad z bielizn, by
przenikay j swym zapachem i dopiero po jakim czasie ich uyj.
Naniesiono wody do mycia. Jens mia si kpa na poddaszu w cebrzyku, uywanym
kiedy przez Kristiana, a Lars i Trygve w letniej kuchni. Wszyscy biegali tam i z powrotem,
gadali jedni przez drugich i miali si. miali si o wiele wicej ni przez ostatnie tygodnie,
pomylaa Elizabeth, niosc czyste ubrania dla Jensa. Zapukaa do drzwi i zawoaa:
- Kad ubrania na pododze, we je potem!
- Dzikuj - odpowiedzia.
Staa jeszcze przez chwil pod drzwiami, nasuchujc pluskania wody i cichego
pogwizdywania, po czym zesza na d i zacza rozpakowywa jego skrzyni. Wyja
wszystkie ubrania i uoya w stos na pododze. Gdy tylko dwaj pozostali skocz z kpiel,
wyniesie je do letniej kuchni i jutro urzdz wielkie pranie.
W osobnej przegrdce skrzyni sta soik z maci na otarcia, ktr mu daa na wyjazd.
Oprcz tego cienki modlitewnik i pk listw przewizanych czerwon, wenian nitk.

Ucieszyo j to, zwaszcza kiedy rozpoznaa swj charakter pisma na kopertach. Ostronie
zamkna wieko, nieco zawstydzona, e zajrzaa do jego prywatnych rzeczy. Zauwaya nagle
lec na stole czyst koszul. Czyby jej nie wzia razem z ubraniem? Szybko zapaa j i
posza na poddasze.
- Zapomniaam da ci koszuli!
- Wejd!
- Nie siedzisz w wodzie? Zamia si.
- Nie, ju jestem ubrany.
Elizabeth poczua zaenowanie, mimo e Jens mia na sobie spodnie. Jednak powyej
by nagi i nie moga oderwa wzroku od jego torsu. Jens przecign doni przez mokre
wosy.
- Usid, Elizabeth. Jako wygldasz na przestraszon. Usiada posusznie przy
toaletce.
- Jak wam szo, gdy nas nie byo?
- Dobrze. - Zawahaa si i zacza skuba paznokie. - Ale tskniam za tob - dodaa,
zerkajc na niego. Jens spowania.
- Tak?
- Tak - odpara i pokiwaa gow. Podszed do niej i podnis j z krzesa.
- I ja za tob tskniem. Bardzo mocno.
Elizabeth nie uczynia adnego ruchu, by si uwolni z jego ramion. Przeciwnie,
przytulia si jeszcze mocniej.
- Tskniam jak wtedy, gdy bylimy maestwem - wyszeptaa. Umiechn si, a
Elizabeth pooya do na jego piersi. Kropla wody ciekaa z jego wosw i dopyna do jej
palcw. Jego serce bio mocno pod skr.
- Chcesz, bymy znw byli razem? - szepn Jens. Niemal niezauwaalnie kiwna
gow.
- Ale... - zawahaa si. - Poczekajmy troch i zobaczmy, jak to bdzie. Uczucia s
jeszcze wiee, a my mamy dzieci, o ktrych musimy myle. Nie wiadomo, jak one si do
tego odnios.
- Jak chcesz, Elizabeth. Jestem cierpliwy i bd czeka tak dugo, jak trzeba.
- Dzikuj. - Uwolnia si z jego obj i wskazaa na koszul. - Najlepiej bdzie, jeli
si ju ubierzesz, eby nie zachorowa.
Nie odpowiedzia i nie poruszy si, wic Elizabeth cicho wysza. Miaa w sercu
chaos. Czy powiedziaa i zrobia to, co powinna?

Rozdzia 10
Gdy wszed Jakob, w sklepie nie byo klientw. Maria mya pki. Wydawao jej si,
e widziaa na nich mysie bobki i ju zastanawiaa si, od kogo poyczy kota, ale okazao
si, e to tylko brud. Zawstydzona, tara pki ostr szmatk z mydem i usprawiedliwiaa si
sama przed sob, e nie moe nady ze sprztaniem kadego zakamarka sklepu.
- adnie tu pachnie - powiedzia Jakob z umiechem, zsuwajc kaszkiet na ty gowy.
Kaszkiet by nowy, zauwaya Maria, schodzc ze stoka. Moe kupi sobie w
Kabelvaag?
- Tak, czasem trzeba sprzta - mrukna. - Witaj, Jakobie, dobrze znw ci widzie.
- Dzikuj, dzikuj - odpar Jakob, przesuwajc czapk na gowie. Moe si jeszcze
do niej nie przyzwyczai? - A co u was, dobrze?
- Tak, dobrze - odpara Kristine, umiechajc si z ufnoci. Jakob ukucn przed
ma.
- No nie, ale urosa! Chyba niedugo pjdziesz do szkoy?
- Tak! - Kristine energicznie pokiwaa gow, odgarna wosy z twarzy i uniosa trzy
palce w gr.
- Masz trzy lata?
- Tak.
- Co tak pamitam, e miaa w lutym urodziny. - Jakob z umiechem zacz szuka
w kieszeni. Wycign miedzian monet i wrczy dziewczynce. -Prosz, oto prezent!
- Dzikuj bardzo. - Kristine dygna i pokazaa monet Marii. - Mamo, zobacz!
- Ojej! Co tam dostaa? Schowamy to do szuflady? Kristine woya monet do
szuflady, w ktrej trzymaa swoje rzeczy.
- Co sycha u Olava? - spytaa Maria, sama si dziwic, e zadaje takie pytanie. Jakob
wzruszy ramionami.
- C, chyba dobrze.
- Znalaz sobie jak ukochan? - pytaa dalej sztucznie lekkim tonem.
- Nie, chocia jak ju o tym mwisz, to... Przerwa mu dzwonek znad drzwi.
- Hej, u diaba, kogo ja widz? To ty, brachu, na swobodzie? - Mczyzna o tubalnym
gosie zamaszycie poklepa Jakoba po ramieniu. Jakob zamia si i odwzajemni gest.
- No, jak byo w Skraaven? - spyta.
- E, cakiem dobrze. A w Storvaagen? Dae sobie rad bez baby przez tyle czasu?
- Ledwo, ledwo - odpar Jakob, przybierajc smutn min i krcc gow.

- Ale byo trudno.


Zamiali si obaj i rozmowa zesza na poowy ryb.
Maria zerkna na Jakoba. Co te mia na myli, mwic tamte sowa? Czyby Olav
naprawd sobie kogo znalaz? A co z listami, ktre przesya jej w czasie pooww?
Oczywicie, nie wyzna w nich mioci, ale wynikao z nich, e ywi do niej uczucia. A moe
zmieni zdanie? Sama ta myl wystarczya, by zakuo j w sercu i zapieko pod powiekami.
Zamrugaa kilka razy i odwrcia si od przybyych, po czym przesuna kilka soikw i
puszek na miejsce.
Kristine piewaa do swojej szmacianej lalki. Rysy jej twarzy byy ju prawie zatarte,
lecz dziewczynce to nie przeszkadzao, bo i tak j kochaa. Maria przetara doni czoo i
odetchna gboko. Gdyby miaa kaw, moe pomogaby jej przekn t dziwn kul
dawic gardo.
- No dobrze, musimy co kupi, by nie da umrze Marii - powiedzia mczyzna,
kadc sw wielk do na ladzie.
Umiechna si i spytaa, w czym moe mu pomc: Wysupa list zakupw i Maria
szybko je wyszukaa. Przypomniaa sobie o rkawicach, o ktre j prosi. Leay gotowe pod
lad, wic wyja je i mu wrczya. Mczyzna rozjani si i od razu przymierzy.
- U licha, nieze, co? - spyta, pokazujc je Jakobowi. - Dzikuj ci, jeste anioem! powiedzia, zginajc i prostujc palce po kilka razy. - S w sam raz, a takie grube, e nie
przepuszcz ani kropli wody. Maria ucieszya si z pochway.
- To ja tobie dzikuj. Pomoge mi wiele razy przy ciarach. Mczyzna
podzikowa jeszcze raz, zabra swoje sprawunki i poegna si.
- Pogadamy jeszcze przy okazji, Jakob - rzuci przez rami i wyszed, pogwizdujc.
Jakob mia si jeszcze przez chwil, patrzc na tamtego przez okno, po czym
odwrci si znw do Marii.
- No, a ja miaem przekaza pytanie Dorte, czy do nas jutro przyjdziesz.
- Jutro? To co szczeglnego? Jakob wzruszy ramionami.
- Chyba chce zrobi jakie spotkanie przy robtkach. Maj przyj kobiety, pi kaw i
robi na drutach. Dorte uwaa, e bardzo dawno nie rozmawiaa z ludmi... - Zamia si. - Ta
Dorte mwi czasem dziwne rzeczy. Przecie cigle jest z ludmi!
- Pewnie uwaa, e dawno nie pogadaa porzdnie z kobietami -wytumaczya mu
Maria.
- No, tak. Tak czy inaczej pyta, czy pasuje ci jutro po poudniu, tak druga, trzecia?
- Tak, pasuje. Podzikuj jej i pozdrw ode mnie.

- Tak zrobi. - Pogrzeba w kieszeni. - Musz co jeszcze kupi, inaczej mnie zabije. Wycign rk i zmruy oczy, patrzc na kartk, po czym pooy j na ladzie. - Sama
zobacz.
Gdy Maria wyszukiwaa produkty, Jakob wzi na rce Kristine i razem z ni oglda
przedmioty stojce na najwyszych pkach.
Maria zerkaa na nich. Moe brakuje mu wnukw? Ma Ane, ale ona jest ju dorosa.
Musz niedugo powiedzie prawd Olavowi, pomylaa. Wtedy niech on decyduje, czy
reszta rodziny si tego dowie. A jeli on sobie kogo znalaz?
- No, to chyba masz ju wszystko.
Jakob posadzi Kristine na ladzie. Maa z radoci dotykaa wszystkiego, co znalazo
si w jej zasigu.
- To przyjedziecie jutro? - spyta, pakujc rzeczy. Maria pokiwaa gow i zsadzia
crk na d. Wzia gboki oddech i spytaa:
- Miae mi powiedzie o nowej ukochanej Olava.
- A, tak. - Na czole Jakoba pojawia si gboka bruzda. - Czy to jaka ukochana, nie
wiem. Czsto rozmawia z jedn tak w Kabelvaag, ale nic wicej nie widziaem. - Zamia
si cichb i pokrci gow. - Nie, nie s par. Na pewno nie. - Mwi to tak, jakby chcia
przekona samego siebie, po czym spojrza na Mari. - Sama go jutro spytaj. To na razie!
Maria staa, jeszcze dugo po jego wyjciu wpatrujc si w zamknite drzwi. Ma zapyta
Olava? Tak. Musi to wiedzie. A jeli si okae, e nikogo nie ma, powie mu prawd o
Kristine. Poczua ulg, gdy powzia to postanowienie.
Nastpnego popoudnia dugo si stroia. Zaoya granatow sukienk z czarnymi
koronkami i jedwabnymi wstkami, a przy szyi przypia srebrn szpilk. Odbicie w lustrze
potwierdzao, e dobrze wyglda. Wosy umya poprzedniego wieczora i teraz byszczay w
wietle lampy. Czy Olav podejdzie na tyle blisko, by poczu zapach myda, ktrego uya?
Zaczerwienia si i odwrcia od lustra, zawstydzona wasnymi mylami. Przecie jeszcze nie
wiedziaa, czy on nie ma nowej kobiety. Kristine staa, patrzc na matk i bawic si zotym
serduszkiem wiszcym na acuszku na jej szyi. Dostaa je w prezencie na chrzcie od Olava i
Elen.
- Nie ruszaj go - upomniaa j Maria - bo moesz zerwa acuszek. Niech sobie wisi
spokojnie, by je wszyscy zobaczyli. Spakowaa zabawki?
- Tak! - Kristine pobiega po swj worek. By niele wypchany, ale Maria nic nie
powiedziaa. Wzia swoj torb, w ktrej miaa pantofle i robtk ha drutach. Miay
przepyn dk przez fiord, wic zaoya wysokie buty. Niezbyt adne, ale to byo

konieczne.
askotao j w brzuchu, gdy zerkna na zegar. Kogo jeszcze zaprosia Dorte? Czy
inne kobiety te si tak wystroiy, jak ona? Oby tylko nie przyjechaa za wczenie, albo
jeszcze gorzej - za pno!
Szybko przepyny fiord. Ostronie, by nie zamoczy spdnic, zesza do wody. Jedn
rk wcigna dk tak wysoko, jak tylko moga, po czym wysadzia Kristine na ld i
starannie uwizaa dk. Przez chwil zbieraa si w sobie. Wreszcie lekko popchna crk
w kierunku cieki, uniosa spdnice i zacza i w stron gospodarstwa.
Na podwrzu sta uwizany obcy ko i jad siano. Podesza do drzwi i zapukaa.
Usyszaa cikie kroki i w drzwiach stan Olav. Maria z trudem zapaa powietrze i poczua,
jak serce bije jej coraz szybciej. Olav umiecha si.
- Dzie dobry, Mario, dzie dobry, Kristine - pozdrowi je i ukoni si z przesadn
uprzejmoci.
- Dzie dobry - odpara Kristine swoim cienkim gosikiem.
- Czy ju jest duo osb? - spytaa Maria gwnie po to, by cokolwiek powiedzie.
- Tak, siedz w salonie i gdacz.
- A fe, brzydko tak mwi! Olav uda, e si wstydzi.
- Przepraszam, chciaem powiedzie, e konwersuj!
Umiechna si do niego i poczua, e policzki jej pon. Nadal sprawia, e serce
uciekao jej z piersi. Moe nawet bardziej, ni kiedy. Tak dawno go nie widziaa i wyda si
jej jeszcze bardziej przystojny. Teraz dugo przytrzyma jej spojrzenie, a poczua si
skrpowana.
Zdja wierzchnie ubranie Kristine i pooya je na krzele, po czym zacza ciga
swoje buty.
- Przypynycie dk?
- Tak - odpara, zawstydzona brzydkimi butami. Szybko wyja pantofle.
- Ale adnie wygldasz - powiedzia cicho, tak cicho, e poprosia go o powtrzenie.
- Ja te adnie wygldam! - powiedziaa Kristine, przytrzymujc dwoma paluszkami
zote serduszko. Olav ukucn przed ni.
- Poka, co tu masz. Ale, jakie to adne! Od kogo to dostaa?
- Od ciebie! - Kristine wybuchna perlistym miechem.
- Dostaa to ode mnie? - zamia si i wsta. Teraz albo nigdy, pomylaa Maria.
- Chciaabym z tob o czym porozmawia - rzucia szybko.
- Aha. Teraz, od razu?

- Tak, chtnie. Rozumiesz...


Nie skoczya, bo nagle otworzyy si drzwi do salonu.
- Maria, stoisz tu w zimnie? - zdumiaa si Dorte. - Wydawao mi si, e sysz gosy
w korytarzu, a Indianne mwi, e to pewnie myszy. No i co? A ty, Olav, dlaczego trzymasz
goci w korytarzu? Id ju do swojej roboty! A wy wchodcie, moje damy - powiedziaa,
popychajc przed sob Mari i Kristine do salonu.
Maria dostrzega Sofie, Mathilde, Indianne i jeszcze jedn kobiet, ktra wydaa jej si
znajoma, cho nie wiedziaa na razie, skd.
- Pamitasz Hansine? - spytaa Dorte.
Kobieta wstaa i wycigna do. Umiechaa si i patrzya Marii prosto w oczy.
Maria odwzajemnia jej spojrzenie, szukajc usilnie w mylach. Hansine miaa rzadkie
wosy z przedziakiem porodku tak rwnym, e chyba musiaa uy do niego linijki. Jasne
rzsy okalay niebieskie oczy, cer miaa blad. Hansine nie bya moe brzydka, ale i do
piknoci nie naleaa.
- Jako nie mog sobie przypomnie... - powiedziaa Maria z wahaniem. Tamta
zamiaa si.
- Nie, bo jestem od ciebie starsza o trzy lata! Nie pamitasz mnie ze szkoy?
Teraz sobie przypomniaa! Nieznona Hansine, ktra zawsze wiedziaa lepiej ni inni.
We wasnych oczach bya doskonaa i wiedziaa wszystko, niezalenie od tematu. Maria
zmusia si do umiechu i lekko potrzsna jej doni.
- Ju tak dawno byymy w szkole - powiedziaa, siadajc. Kristine nagle zawstydzia
si i przykleia do matki.
- Nie chcesz usi na swoim krzele? - spytaa Maria. Dorte rozemiaa si i posza
po mleko dla maej.
- A jak... - Maria zerkna na Hansine, szukajc waciwych sw. - Skd znasz Dorte?
- Znam raczej Indianne - odpara Hansine. - Jaki czas temu uciymy sobie
pogawdk, potem znw si spotkaymy i teraz jestemy przyjacikami. Prawda, Indianne?
Indianne z umiechem pokiwaa gow.
Maria musiaa si powstrzyma od komentarza. Jakim sposobem Indianne moga si
zaprzyjani z tak kobiet jak Hansine? Przecie w szkole te jej nie lubia, pamita to
doskonale. Ale moe ona te powinna da Hansine szans, pomylaa. Moe z biegiem lat si
zmienia, dojrzaa?
Dorte wrcia z mlekiem, wic Kristine pucia matk i usiada na swoim krzele.
- Widz, e brzuszek adnie ci urs! - zauwaya Maria, dmuchajc na gorc kaw i

spogldajc na Indianne. Przyjacika westchna i pooya rk na wydatnym brzuchu.


- Ech, nic nie mw. Spjrz tutaj! - Uniosa skraj spdnicy. - Spjrz na moje spuchnite
kostki! Okropnie wygldam, a jeszcze zostao tyle czasu! Urodz dopiero w czerwcu.
Maria od razu zauwaya, e Indianne wyglda inaczej. Nie tylko brzuch, ale ona caa
wydawaa si wiksza. Miaa bardziej okrg twarz, nawet jej palce stay si grubsze!
- Dobrze przynajmniej, e masz apetyt - rzucia Maria na pocieszenie.
- Tak, nie narzekam - westchna Indianne.
- Co mwi na to Torstein?
- e to nic takiego. Powinnam jedynie czsto ka wyej nogi.
- Zimne okady i duo odpoczynku - wtrcia Hansine. Maria spojrzaa na ni i
poczua nag irytacj.
- Nie wszyscy mog sobie na to pozwoli - odpara. Indianne zamiaa si.
- Ja zawsze mog odpocz, tylko e we mnie nie ma spokoju! To mj problem. Dorte
podniosa tac z ciastkami.
- Prosz, czstujcie si. Ty te, Kristine. Chcesz jeszcze mleka? Kristine pokiwaa
gow.
- Sofie, byaby tak dobra...? - poprosia Dorte, przechylajc gow, i Sofie pobiega
do kuchni.
Ciastka byy sodkie i smaczne. Rozmowa wok stou toczya si gadko. Maria
prbowaa nie przejmowa si Hansine, lecz za kadym razem, gdy ta rzucaa jak uwag,
sztywniaa i miaa ochot ostro jej odparowa. Pewnie to nie byo suszne, pomylaa.
Powinna panowa nad sob i nie nastawia si wrogo, ale z jakiego powodu nie bya w
stanie.
- Syszelicie o Nilsie i Nilsine? - spytaa Mathilde. Wszystkie kobiety spojrzay na
ni.
- Nie, a co takiego? - spytaa Indianne. Mathilde zachichotaa i otara okruszki z
brzegu ust.
- Pewnej nocy jakie obuzy posmaroway im dziegciem okna. Gdy si obudzili, w
domu panowaa ciemno. Nilsine uniosa si w ku i powiedziaa: Nils, ale jest
ciemno!". Tak, to jeszcze noc, kad si!", odpar. Wic Nilsine si pooya, a po kilku
godzinach obudzi si Nils i nie mg poj, dlaczego noc jest taka duga. - Mathilde zamiaa
si. -Mwi, e leeli tak przez wiele dni, nie jedzc ani nie pijc.
- Przecie musieli co je? - spytaa Dorte.
- Nie, przecie w nocy nikt nie je - miaa si Mathilde. Hansine spojrzaa na ni.

- Nie wiem, czy wierzy w t histori - rzeka. Maria posaa jej pene irytacji
spojrzenie. Dlaczego musi to psu? Historyjka bya dobra, cho na pewno odrobin
przesadzona.
- To najprawdziwsza prawda - zarzekaa si Mathilde.
- Z czego tak si miejecie? - W drzwiach stan Olav, a Maria poczua, e serce
skacze jej w piersi.
- Jak zwykle, z ciebie! - odpara Indianne.
Zrobi do niej min i umiechn si. Jego spojrzenie musno Mari, ktra poczua
mie igieki w karku. Czy moe wsta i poprosi go o chwil rozmowy na osobnoci? Nie,
wtedy wszyscy bd zadawa pytania. Zwaszcza Hansine.
Dorte poczstowaa go ciastkiem i zamienili kilka sw, po czym Olav wyszed.
- Przepraszam, musz na chwil... - powiedziaa Maria, wstajc.
- Ja chc z tob! - pisna Kristine, zamierzajc zsun si z krzesa.
- Nie, sied spokojnie. Mama musi do wychodka -szepna. Pospieszya na zewntrz.
Na schodach stana bezradnie i rozejrzaa si, lecz nigdzie nie dostrzega Olava. Zupenie,
jakby zapad si pod ziemi. Gdzie mg si podzia?
Waciwie naprawd musiaa pj do wychodka. Szybko wysza, ale nadal nigdzie
nie dostrzegaa Olava. Zakla pod nosem i posza w kierunku domu. Podwrze byo
botniste, wic musiaa ostronie stawia stopy. Ach, jake si cieszya na nadejcie wiosny!
A waciwie lata, z jego kwiatami polnymi, ptaszkami, socem, zapachem wieo skoszonej
trawy...
- Nie wejd w kau! - rozleg si nagle obok niej gos Olava.
- Ale mnie przestraszye! - zawoaa, czujc, jak jej policzki zmieniaj kolor.
- Szukaa mnie? - spyta. Sta a nazbyt blisko.
Uj j za okie, co sprawio, e poczua ciepe iskry idce przez ciao.
- Tak. - Musiaa odchrzkn kilka razy, by mc doby gosu. - Chciaam z tob
porozmawia.
- No to rozmawiaj!
- Czy to prawda, e... znalaze ukochan w Kabelvaag? - wypowiedziawszy to,
poczua si tak zdyszana, jakby dugo biega.
- Od kogo to syszaa? - spyta, nadal si umiechajc.
- Czy to wane?
- Tak.
- Od Jakoba. Olav zamia si gono.

- Nie bierz zbyt powanie tego wariata. Co zauway i dopiewa reszt.


- A wic to nic powanego?
- Nie, ale przecie mog rozmawia z ludmi, a niekoniecznie od razu si z nimi
eni! Maria poczua ogarniajc j ulg. Miaa ochot go obj i podzikowa!
- Czy tylko o to chciaa mnie spyta? - spyta prowokacyjnie.
- Nie - odpara. - Ale o tym nie moemy tu rozmawia. Czy moesz przyj do mnie
dzisiaj wieczorem, gdy ju poo Kristine? Spojrza na ni badawczo.
- Zapowiada si powanie - stwierdzi. Nie odpowiedziaa, przeniosa tylko wzrok w
dal, by na niego nie patrze.
- Przyjd, gdy skocz w oborze.
- Dzikuj. - Zebraa spdnice. - Musz wraca. Pobiega do domu. W korytarzu
wyrwnaa oddech
i zerkna w lustro, zanim odwaya si wej do salonu.
Kobiety siedziay z robtkami, gawdzc swobodnie. Hansine zerkna na Mari.
- Dugo ci nie byo - zauwaya.
- Rozmawiaam z Olavem - odpara szczerze i usiada.
- Tak?
- A to takie dziwne? - rzucia Maria tonem ostrzejszym, ni zamierzaa. Zauwaya, e
pozostae kobiety zerkny na ni ze zdziwieniem. Pochylia si i wyja swoj robtk z
worka.
- Nie, nie dziwne. Nie to miaam na myli - powiedziaa Hansine. Maria umiechna
si do niej. - Olav i ja dorastalimy razem -wyjania, cho sama nie wiedziaa, dlaczego.
Jakby si prbowaa broni...
Hansine ju nie odpowiedziaa, tylko odwzajemnia jej umiech. Ale zaraz zapytaa,
pochylajc si nad stoem:
- Jak ty robisz pit, Mario?
- O co ci chodzi? - zdumiaa si Maria.
- Bdzie mocniejsza i lepsza, gdy j zrobisz tak, jak ja. - Pokazaa gotow skarpet.
- Moliwe, ale ja si nauczyam w ten sposb. Hansine odwrcia si do Indianne, ale
ona dziergaa co dla dziecka. Popatrzya na robtk Dorte.
- Spjrz, Dorte robi tak, jak ja!
Maria poczua, e si a gotuje ze zoci, ale postanowia zacisn zby i nic nie
powiedzie.
- Kady ma swoje sposoby - skomentowaa Indianne spokojnie, wycigajc przed

siebie spuchnite nogi. - Kristine, kochanie, mogaby przynie mi zydelek?


Kristine, zadowolona z zadania, zaraz go przyniosa. Rozmowa potoczya si dalej o
ciy Indianne.
Wszystkie wstay niemal rwnoczenie, egnajc si. Maria pochwalia Dorte za
ciastka i kaw, no i za sam pomys spotkania.
- Caa przyjemno po mojej stronie - odpara Dor-te, machajc rk. -Chciaabym
tylko mie wicej czasu na takie spotkania. Nastpnym razem bd to moe chrzciny u
doktorostwa! Indianne wstaa z trudem, wzdychajc ciko.
- Uciesz si, gdy ju przyjdzie na wiat...
Maria spojrzaa na ni uwanie. Moe przyjacika ma zbyt duo wody w ciele?
Pamitaa, e Ane kiedy co na ten temat mwia. Ale przecie Indianne, ona lekarza, bya
w najlepszych rkach.
- Moe bdzie ich dwoje! - zaartowaa. Indianne pokrcia gow.
- Nie, tylko jedno. Torstein osucha brzuch i sysza jedno serduszko. Moe za to
bdzie due? - powiedziaa, krzywic si. Na pewno si boi, pomylaa Maria.
- W kadym razie to bdzie chopiec - wtrcia Hansine. - Widz to po jej spiczastym
brzuchu.
- Nie mw tak - rzucia ostro Maria.
- Dlaczego?
- Matka moe si tak nastawi, e si poczuje zawiedziona, gdy urodzi si
dziewczynka. Indianne zamiaa si w gos.
- Nie, moesz by pewna, e nie bd zawiedziona. Dla mnie to niewane, chopiec
czy dziewczynka, byle byo zdrowe i dobrze roso. Maria zawstydzia si. Pochylia si, by
pomc Kristine si ubra.
- Wiem, e tak uwaasz. Ale tak nie powinno si mwi Zabrzmiao to sabo i Maria
aowaa, e si w ogle odezwaa. Caa Hansine! Zawsze sprawiaa, e ludzie czuli si przez
ni beznadziejnie. Maria ponownie wzia Dorte za rk i podzikowaa.
Gdy ju miaa wychodzi, Indianne odcigna j na bok.
- Chc ci co pokaza. Poczekajmy, a bdziemy same.
Maria pokiwaa gow i czekaa, a pozostae kobiety wyjd. Kristine siedziaa
cierpliwie na schodkach na poddasze, pogryzajc ciastko. Wreszcie zostay same.
Przyjacika spojrzaa na ni powanie.
- Co masz przeciwko Hansine?
- Nic takiego - skamaa Maria, unikajc jej zagniewanego wzroku.

- Znam ci na tyle dobrze, e nie musisz mi kama! Maria zrozumiaa, e nie uda jej
si wykrci.
- Nie pamitasz, jak ona zachowywaa si w szkole? Indianne pokrcia gow.
- A co to ma do rzeczy?
- Hansine bya i jest nie do zniesienia, wie i umie wszystko lepiej ni inni. Indianne
prychna, ale zaraz si umiechna.
- Chyba zbyt du wag przykadasz do tego, jaka ona bya jako dziecko. Czas
wszystko zmienia, take Hansine. Maria odetchna gboko.
- Ciesz si, e si polubiycie. Poza tym dzikuj za zaproszenie, byo bardzo mio.
- Nawzajem! - umiechna si Indianne. - Dobrej drogi do domu! Maria pokiwaa jej
doni i wysza.
Kristine spaa ju od duszego czasu. Na awie sta ^czajnik z wod, gotw do
postawienia na ogniu, gdy przyjdzie Olav.
Maria chodzia niespokojnie po kuchni, czsto podchodzc do okna i wygldajc na
podwrze. Gdzie on si podziewa? Wiedziaa, e obrzdek w oborze ju dawno si skoczy.
Czyby zapomnia o ich umowie, a moe mu si nie chciao? Ogarno j zwtpienie, nawet
chciaa zacz sprzta ze stou. Moe za wczenie nakrya? Na stole staa miska ze wieo
posmarowanymi masem i posypanymi cynamonem nalenikami lefse, a w niebiesko-biaej
salaterce leaa czekolada. Nagle si zawstydzia, e a tak si postaraa. Czy on nie robi
unikw, gdy pytaa o t kobiet z Kabelvaag? Ogarno j ze przeczucie, e on ywi do
kogo uczucia, ale nie chcia o tym powiedzie. Moe dlatego zmieni zdanie i nie przyszed?
Z westchnieniem opada na krzeso i wzia ksik ze stou. Wzrok przebiega po
tekcie, ale nie rozumiaa, co czyta. W kocu odoya ksik.
Rozlego si ostrone pukanie do drzwi. Pocztkowo mylaa, e si jej wydaje, e to
tylko jaka gazka postukuje w okno. Ale znw! Z bijcym sercem pospieszya do drzwi.
- Wic jednak przyszede? - spytaa, nie mogc ukry radoci.
- Przepraszam za spnienie - powiedzia Olav, przecigajc doni przez wosy. Musiaem pomc Jakobowi, to mnie zatrzymao. Poczua od niego zapach myda i zauwaya,
e ma na sobie wie koszul. Wyszykowa si, pomylaa, wyszykowa si dla mnie!
- Prosz, siadaj. - Wskazaa w stron nakrytego stou i posza wstawi czajnik na
ogie.
Poczua jego spojrzenie. Gdy si odwrcia, nie uciek spojrzeniem, a przeciwnie,
umiechn si.
Wyoya lefse na talerz. Zaraz potem woda zagotowaa si i musiaa odmierzy

yeczk kaw. Bdzie si parzya w czasie ich rozmowy. Olav kiwn gow w stron stosu
rkawic i skarpet, lecych w koszu.
- Dla kogo je robisz?
- Dla mczyzn w okolicy. Od niektrych bior zapat, inni rewanuj si prac.
- Bdziesz rwnie znana jak czarownica, ktra zmienia si w anioa. Spojrzaa na
niego.
- Kto to?
- Mieszkaa gdzie tu, na Lofotach, w maej osadzie. Ju zaprzestano palenia
czarownic na stosach, ale mimo to obawiano si jej, bo zajmowaa si zioami i takimi
rzeczami. W kocu wygnano j na pwysep w jakim zaktku fiordu. Zbudowaa sobie tam
domek z kamieni i gazi. Dobrzy ludzie zanosili jej jedzenie, wic udao jej si nie umrze z
godu. Maria wstaa po czajnik z kaw, nalaa do obu filianek i usiada.
- Pewnego zimowego dnia kilkoro dzieci zjedao na sankach ze zbocza a na
zamarznity fiord. Nagle pod jednym z nich zaama si ld i zaczo ton. Kobieta wybiega
i uratowaa je. Rodzice zawstydzili si swego zachowania i poszli do niej, by jej
podzikowa, ale ona ju nie ya. Zamarza, bo nie miaa ubra na zmian.
- Biedna kobieta? - westchna Maria.
- Jeszcze przez wiele lat pniej ratowaa ludzi przed zatoniciem. Jeli kto tam
zabdzi na lodzie, pojawiaa si szarobiaa posta, ktra wskazywaa bezpieczne przejcie.
- I ty porwnujesz mnie z ni? - zamiaa si Maria. - Uwaasz, e bd sta tu na
fiordzie i robi na drutach skarpety?
- C, kto to wie? W kadym razie bdziesz wspominana przez tych, ktrych
uchronia przed odmroeniem doni i stp! Maria umiechna si wzruszona.
- Chciaa ze mn o czym porozmawia - przypomnia jej Olav.
- Tak. - Maria wyprostowaa si i zacza machinalnie obraca w palcach filiank. Jest tak, e trzymaam co przed tob w tajemnicy, Olavie. Nie odwaya si podnie na
niego wzroku i nadal wpatrywaa si w filiank.
- Tak? Dlaczego masz przede mn tajemnice?
- Z wielu powodw. - Maria poczua, e si poci i otara donie o spdnic. Poczua si
jak tchrz. Uniosa gow i zmusia si, by spojrze mu w oczy. -Przede wszystkim dlatego,
e bye onaty z Elen.
- A c ona ma do tego?
Wydawa si powany, co wprawio j w jeszcze wiksze zdenerwowanie. Powinna
mu to bya powiedzie ju dawno temu, wszystko byoby o tyle prostsze!

- Pamitasz tamten raz, gdy my... Znaczy, urodziny Jakoba?


-Tak.
- Pamitasz, e bylimy wtedy razem tam, na brzegu, i e my... - zamilka.
- No, tego nie zapomniaem. - Umiechn si lekko, po czym znw spowania.
- Zaszam wtedy w ci. - Miaa ochot zamkn oczy, ale musiaa widzie, jak
zareaguje.
Twarz Olava przez dusz chwil pozostawaa bez wyrazu, po czym na jego czole
pojawia si bruzda.
- W ci? - powtrzy. - Ale... poronia?
- Nie. - Pokrcia gow i z trudem przekna lin. - Kristine jest twoj crk.
Jego oczy pociemniay. Nie bya w stanie jasno myle. A drgna, gdy Olav wsta
nagle i opar rce o st.
- I dopiero teraz uwaasz za stosowne powiedzie mi o tym? Ponad trzy lata po tym,
jak moje. dziecko przyszo na wiat?
- Tak - nieomal pisna. - Bye onaty, i nie chciaam niszczy...
Olav wyprostowa si, odszed od stou, zatrzyma si i odwrci gwatownie.
- Dlaczego, Mario? Dlaczego, na Boga, nic nie powiedziaa?! Moe nie sysza, co
powiedziaam, pomylaa. Nie zdya jednak powtrzy, gdy mwi dalej:
- Oszukiwaa mnie przez ten cay czas! A Peder? Myla, e ona jest jego?
- Nie.
- A jak historyjk jemu opowiedziaa, co?
- Powiedziaam, e jest dzieckiem onatego mczyzny. - Czua si jak crka
strofowana przez ojca, ale nie miaa si, by wsta i powiedzie: jestem dorosa i traktuj mnie
waciwie!
Zanim jednak zdya cokolwiek zrobi, Olav zerwa kurtk z oparcia krzesa tak
gwatownie, e a si przewrcio. Zaraz potem trzasn drzwiami i znik.
Maria siedziaa nieporuszona, zbyt zszokowana, by paka. W ciszy rozlegao si
jedynie tykanie zegara. Dusz Marii ogarna rozpaczliwa pustka.

Rozdzia 11
Okno kuchni byo otwarte na ocie i napyway przez nie zapachy wiosny: wilgotnej
ziemi, trawy i wodorostw. Trygve rozwin papiery, chyba ju sidmy raz. Wszyscy
wprawdzie je widzieli, lecz znw pochylili si nad nimi z zainteresowaniem.
- O, tutaj - powiedzia. - Tutaj bdzie sta spichlerz, mniej wicej naprzeciwko drzwi
wejciowych. - Wskaza na arkusz palcem z ciemn obwdk pod paznokciem. - A tu, midzy
domem a rzek, bdzie letnia kuchnia, eby Ane nie miaa daleko po wod albo do pukania
prania. Elizabeth pokiwaa gow, suchajc nieuwanie, jak mwi o oborze. Jacy rni s
Ane i Trygve, pomylaa. Moe nie takiego mczyzn wyobraaa sobie u jej boku? Moe
lekarza, urzdnika albo nawet pastora. Kowal przyszedby jej na myl na szarym kocu. Ale
nie przejmowaa si ju, czym zajmuje si m Ane, byle by dobry i pracowity. Moe kto,
majcy inny zawd, wygldaby inaczej i miaby czyste paznokcie...
Jednak teraz wiedziaa, e nikt tak si nie opiekuje jej ma Ane-Elise, jak Trygve. I
nikt by jej tak nie uszczliwi, jak on. Zerkna na crk. Ane posaa mowi ciepy
umiech. Inny m moe nie pozwoliby jej na prac poza domem. Trygve nigdy si temu nie
sprzeciwia, a nawet by dumny z ony akuszerki. Elizabeth umiechna si do siebie. Mio
chodzi wasnymi ciekami. Kt mgby przypuszcza, e Maria wyjdzie za Pedera, a ona
sama za Kristiana?
- Z czego si miejesz? - spytaa Ane.
- Z niczego takiego. Co sobie przypomniaam. Elizabeth machna rk i znw
spojrzaa z uwag na plany.
Wz podskakiwa na wybojach i kpach trawy. Elizabeth trzymaa si mocno, a wzrok
utkwia w domu w Dalen. Przedziwnie byo pomyle, e znw bdzie zamieszkany.
Czasami, gdy zocia si na Kristiana, mylaa, e si tu przeprowadzi.
- Tam mieszkalimy z Ane i Jensem - powiedziaa, spogldajc na Williama.
- Wiem. Wtedy, kiedy bya maa.
- Nie - zamiaa si Elizabeth. - Wtedy, kiedy Ane bya maa. I ciocia Maria. Ona te z
nami mieszkaa.
- Ale maciupki domek!
Elizabeth pokiwaa gow i zerkna z ukosa na Jensa. Zebra lejce i zatrzyma konia.
On te patrzy na dom. ciany z bali leay skpane w wiosennym socu. Tyle si tutaj
wydarzyo, pomylaa Elizabeth, dobrego i zego. Ale teraz wydawao si jej, e to wydarzyo
si wieki temu i w ogle komu innemu, nie im.

- Moe wejdziemy i si rozejrzymy, zanim przyjedzie reszta? Elizabeth pokiwaa


gow, podniosa wiadra i wesza pierwsza. William zdecydowa, e zostanie na podwrzu. Z
rkami zaoonymi na plecy, jak dorosy mczyzna, chodzi powoli po obejciu, ogldajc
przywiezione materiay.
Elizabeth rozejrzaa si. Dom wyglda dokadnie tak, jak wtedy, gdy go opuszczaa.
Przybyo tylko pajczyn w ktach i zasuszonych much na parapetach. Jedna z nich si
obudzia i azia niepewnie po szybie. Jens obj Elizabeth ramieniem. Opara si o niego,
cieszc si z jego bliskoci.
- Wejdziemy do salonu? - spytaa. Pamitaa, e lubia nazywa t niewielk izb,
mocno na wyrost, salonem. Wtedy nie wiedziaa, e kiedy stanie si wacicielk dwch
duych salonw w Dalsrud.
- Tam staa choinka - powiedzia Jens.
Pokiwaa gow, wspominajc ich wigili. Ich dwoje i Ane. Nigdy nie czuli si
samotnie, byo im dobrze. Podeszli do paleniska.
- Tutaj stalimy, gdy daem ci ten jedwabny szal. Masz go jeszcze?
- Oczywicie. Nie chciaam go uywa, gdy byam on Kristiana. Sdz, e to
rozumia, bo nigdy od niego nie dostaam nowego. Jens pokiwa gow.
- Mwia, e szal jest chodny, czarny i gadki jak morze. A ja powiedziaem, e to
dlatego, e jeste crk morza. Umiechn si, a ona odwzajemnia umiech.
- Dlaczego mnie tak nazwae? Wzruszy ramionami.
- Nie pamitam.
- A pamitasz szcztki dziecka, ktre znalelimy pod podog?
- O, tak. - Zmarszczy brwi. - Biedni ludzie. Dobrze, e je w kocu pochowalimy w
powiconej ziemi.
Elizabeth odwrcia si w stron kuchennego stou. Ale si wszystko wydawao
mae! Przecie witowali tu wesele! Dzieci byy w salonie, o ile pamita. Jakim cudem
wszyscy si tu pomiecili? Wydawao si to teraz niemoliwe.
- Pjdziemy na gr? - spyta Jens.
Pokiwaa gow i pucia go pierwszego na strome schody. Zacza si mia, gdy
spojrzaa na ka.
- Zobacz, jakie wskie! Umiechn si i obj j w pasie.
- Dlatego musielimy si przytula i ogrzewa nawzajem!
Elizabeth otoczya go ramionami i odchylia gow. Tak blisko siebie nie byli od
czasw swego krtkiego maestwa. Nie w ten sposb. On czasem j obejmowa dla

pocieszenia, ale inaczej, jako przyjaciel. Jednak teraz... Serce przyspieszyo biegu i
niewiadomie rozchylia wargi.
Twarz Jensa przybliya si i poczua jego usta na swoich. Byy mikkie, lecz
stanowcze. Ich jzyki spotkay si, co sprawio, e kolana jej zmiky. W duszy co jej
piewao: Jens, Jens, bdmy razem na zawsze. Naleymy do siebie!". Na dole trzasny
drzwi i dobieg ich gos Ane:
- Jestecie tutaj? Oderwali si od siebie, przygadzajc wosy i ubrania.
- Tak, jestemy na poddaszu! - Wasny gos wyda si Elizabeth dziwny i obcy. Miaa
nadziej, e Ane tego nie zauwaya.
- Id na gr. I ju staa przed nimi, umiechnita i z iskrzcym spojrzeniem.
- Ale mieszne ka. - Usiada i soma zatrzeszczaa w materacu. -Zachowam je, ale
chc kupi porzdne materace, takie jak w Dalsrud -powiedziaa, podskakujc kilka razy. Palenisko te zachowam. elazny piecyk jest dobry, ale jako tu nie pasuje. Trygve i ja
postanowilimy, e zachowamy ten dom dokadnie taki, jaki jest.
- Nie sdzicie, e za mao tu miejsca? - spyta Jens. - Przyzwyczajeni jestecie do
duego domu w Dalsrud.
- Nie, jeli wystarcza wam z mam, wystarczy i dla nas. Poza tym, jest nas tylko
dwoje.
- Moe z czasem bdzie was wicej - rzuci Jens.
- Moliwe, ale tak czy inaczej, jest wystarczajco duo miejsca. Ane podesza do okna
i przyklka.
- To wanie tu po raz pierwszy stana - powiedziaa Elizabeth. -Wanie przy tym
oknie.
- Naprawd? - Ane wstaa z umiechem. - Oj, ale si ciesz, e si tu
przeprowadzimy! Gdy bdziemy sprzta, musisz mi opowiedzie o wszystkim, co tu si
wydarzyo.
Jens zszed pierwszy. Podwrze wypenio si ludmi. Byli ju Trygve, Lars i Jakob.
Olav te, dostrzega Elizabeth przez okno.
Zeszy na d i przywitay wszystkich. Akurat przyjechay Maria i Helene z dziemi.
- Dorte przyjedzie pniej - powiedzia Jakob. -Z Sofie i Mathilde. Miay jeszcze co
do zrobienia.
Elizabeth podzikowaa wszystkim. Gdy schylaa si po wiadro, by pj po wod,
zauwaya, e Maria i Olav nie przywitali si ze sob. Ale dziwne! Zmarszczya czoo. Ale
to nie jej sprawa. W kadym razie, dopki siostra jej nie powie, o co chodzi.

Kilka godzin pniej donie Elizabeth byy czerwone, a skra pomarszczona jak u
starej kobiety. Wycierajc donie w fartuch, poczua, e paznokcie ma mikkie niczym z
papieru. W domu unosi si ostry zapach ugu, mimo e okna byy szeroko otwarte. Usiada
na parapecie i obserwowaa mczyzn pracujcych przy stawianiu obory. Sporo zrobili, ale w
kocu byo ich a piciu, w dodatku silnych mczyzn!
- Dobrze odpocz? - rzucia Dorte, wchodzc do salonu i opierajc si o cian.
- O, tak. Gdy dziewczta skocz na poddaszu, zrobimy przerw na posiek, nie
uwaasz?
- Tak, wstawiam ju wod na kaw. - Dorte obrcia si ku Elizabeth. -Czy to nie
dziwne, e maa Ane si tu przeprowadzi, do domu twojego i Jensa? Elizabeth pokiwaa
gow.
- Troch dziwne. Czasami obawiaam si, e go nie zechce.
- Dlaczego? - zdziwia si Dorte, marszczc czoo.
- Dom jest may. Pamitaj, e ona dorastaa w duym domu, z dywanami i
wycieanymi aksamitem meblami.
- No, to chyba sabo znasz swoj crk, skoro sdzia, e bdzie si tym przejmowa.
- Moe nie, ale obawiaam si, e spojrzy na to inaczej.
- Ech, nie Ane. Ona wie, czego chce i nie boi si pracy. - Dorte zamylia si i jej
piegowata twarz zagodniaa. - Ona jest taka, jak ty. Byle tylko bya z tym, ktrego kocha,
moe mieszka gdziekolwiek. Pamitaj, e ty te nie chciaa si std tak od razu
wyprowadza, mimo owiadczyn Kristiana. Elizabeth zamiaa si.
- Tak, to prawda. - W obawie, by Dorte nie poruszya tematu Jensa, wstaa szybko. No, chyba woda ju si zagotowaa.
- Och, no pewnie! - Dorte wybiega do kuchni. Maria, Ane, Sofie i Mathilde zeszy z
poddasza.
- No, to gotowe - powiedziaa Ane, odgarniajc wilgotny kosmyk z czoa.
- Brakuje tylko pocieli, zason i chodnikw.
- No i reszty waszego dobytku - dodaa Elizabeth, wyjmujc kubki. -Wecie jedzenie i
chodmy na dwr!
Soce przygrzewao mocno. Wszyscy siedzieli z podwinitymi rkawami, zgrzani i
zmczeni po wielogodzinnej pracy. Elizabeth postaraa si, by siedzie obok Jensa, cho
usiowaa sprawi wraenie, e to czysty przypadek. Jens umiechn si i mrugn do niej
szybko, by nikt nie zauway. Ten may sygna wywoa w niej przyjemne dreszcze i sprawi,
e znw poczua si jak moda dziewczyna. Moda, zakochana i rozmarzona. Nagle

uwiadomia sobie, e jej sukienka z pewnoci jest zabrudzona, a wosy rozczochrane. Nie
chciaa, eby Jens j tak oglda. Jens, jakby czyta w jej mylach, umiechn si i szepn:
- adnie wygldasz.
Zarumienia si i rzucia wok ukradkowe spojrzenie. Czy kto to zauway? Nie,
wydawao si, e wszystkich zajmuje bez reszty nowa obora.
- Jak tylko postawimy obor, moemy si przeprowadza - oznajmi Trygve.
- Bior ze sob moje dwa konie - powiedziaa Ane. - Kupimy krow i koz, no i kilka
owiec.
- Bdziecie chyba mieli wicej zwierzt? - spytaa Maria.
- Z czasem tak. Zaczniemy z tymi, a moe w cigu roku co dokupimy. Wiele tu
trzeba zrobi - powiedziaa Ane, obrzucajc spojrzeniem obejcie.
- Wiele ju jest zrobione - zauway Jens. - Wycinanie torfu, sadzenie ziemniakw.
Nastpne bd sianokosy.
Elizabeth wzia kromk chleba, odgryza ks i ua go powoli. Pracowali razem,
najpierw w Dalsrud, potem w Dalen. Praca sza szybko, bo byo ich wielu. Zerkna na Mari.
Siedziaa naprzeciwko Olava, ale on nie powici jej ani jednego spojrzenia. Czy to
przypadek? Maria podaa mu tac z chlebem, ale te tego nie zauway. Podesza do niej
Kristine i Maria moga j poczstowa.
Przecie Maria i Olav zawsze si lubili, pomylaa Elizabeth. Czyby si pokcili? W
tym momencie siostra powiedziaa co, z czego wszyscy si zamiali. Elizabeth nie dostrzega
reakcji Olava, bo w tym momencie podszed do niego William i o co spyta. Olav wskaza
mu duy kamie i William pobieg tam, po drodze rozpinajc spodenki.
- Nie bdziemy mie duego spichlerza - powiedzia Trygve. - A tyle zapasw nie
wyprodukujemy. Ale dobrze bdzie go mie.
Ane przytakna jego sowom, po czym wycigna kubek w stron Dorte po dolewk
kawy.
- Nie bdziesz czua si tu samotna, gdy Trygve popynie na zimowy pow? - spyta
Fredrik.
Elizabeth przyjrzaa si mu uwanie. Dorastajc, coraz bardziej przypomina swojego
ojca. By ju prawie dorosym mczyzn, o dugich nogach i szerokich ramionach.
Waciwie, jak dawno Ragna umara przy jego porodzie? - zastanowia si. Czas tak szybko
pynie...
- Nie bd bardziej samotna ni inne kobiety -prychna Ane. - A ty czua si
samotna, gdy tata-Jens by na poowach, mamo?

- Czasami tak. Ale jako to szo. Masz tu tak miych ssiadw, e nie bdzie
problemu. No i bdziesz stale zajta z obor, domem, no i twoj prac akuszerki. Ane
zerkna na Trygvego, po czym jej wzrok powdrowa w d doliny.
- Nie, nigdy nie bd tu samotna - powiedziaa w zamyleniu. - Tutaj jest mj dom.

Rozdzia 12
Drzwi do sklepu stay otwarte na ocie, podparte kamieniem. Wprawdzie nie dzwoni
wtedy dzwonek nad nimi, ale Maria i tak syszaa i widziaa wchodzcych.
By rodek sianokosw, ale w sobotnie popoudnie wiele osb wybrao odpoczynek.
Poprzedniego dnia pada deszcz, jednak teraz si rozjaniao. Przynajmniej tak jej si
wydawao, gdy ostatnim razem wygldaa na zewntrz. Zarwno w Dalen, jak i w Dalsrud
przydaaby si jej pomoc, wic Mari drczyy wyrzuty sumienia.
- Damy sobie rad - powiedziaa Elizabeth ostatnim razem, gdy Maria poruszya ten
temat. - Jeli masz czas, raczej pom Ane. My wynajmiemy kogo do pomocy. Maria
umiechna si do siebie, gdy pomylaa o Ane i Trygvem. adnie si ju urzdzili w Dalen.
Obora bya gotowa, a prace przy letniej kuchni Trygve mia zakoczy po sianokosach. W
domu wida ju byo rk Ane. Wisiay obrazki, zasonki, ktre sama uszya, nowe chodniki.
Mieli kilka nowych mebli, a stare pomalowaa na wesoe kolory: ty, niebieski i biay. Ane
umiaa adnie i przytulnie urzdzi dom.
Z zamylenia wyrwa j widok Olava. Sta na zewntrz i rozmawia z kilkoma
mczyznami. Mia go gow i podwinite rkawy koszuli. mia si z czego, co
opowiada jeden z jego znajomych i klepa go po barku. Jak dobrze byo sysze jego miech,
pomylaa. Przesuna si odrobin, by go lepiej widzie przez otwarte drzwi. '
- Mog pj na dwr? - spytaa Kristine.
- Nie, teraz nie. Musisz by razem z kim. A zobacz, moe masz co nowego w twojej
szufladzie?
Czasami podmieniaa jakie zabawki w tej szufladzie, by crka moga zaglda do niej
z ciekawoci. Monet, ktr maa dostaa od Jakoba, schowaa do skrzyni, by leaa tam
bezpiecznie. Do sklepu wszed klient.
- No, jak ci idzie? - spyta, opierajc okcie o lad.
- Dzikuj, dobrze. Mczyzna zsun kaszkiet na ty gowy.
- No tak. - Rozejrza si i zatrzyma wzrok przy ksikach. - Jak idzie wypoyczanie?
- Teraz ludzie nie maj na to czasu, ale pewnie potem co wezm. Ja i tak na tym nie
zarabiam, to tylko oferta dla was.
- Tak, pewnie tak.
Mczyzna nie wydawa si szczeglnie czym zainteresowany, pewnie przyszed tu
dla zabicia czasu. Zmruy oczy i pochyli si.
- Z kim tam rozmawia Olav? Nie, musz i. Do widzenia. Maria odprowadzaa go

spojrzeniem, a doczy do zebranych mczyzn. Jake by chciaa sama tam pj, stan
obok Olava i spyta, co sycha! Ale on nie powici jej nawet spojrzenia po tym, jak
powiedziaa mu, e Kristine jest jego crk. Nie by ani razu w sklepie, tylko prosi kogo z
rodziny, by mu co kupi. Jakob skomentowa to ostatnio, kadc list zakupw na ladzie.
- Nie rozumiem, co ugryzo tego Olava. Nie chce mu si przepyn przez fiord! Jeli
jest co, co si nazywa lkiem przed sklepem, to chyba on to ma. - Jakob podrapa si w
swoj ciemn, krcon czupryn, ktra zaczynaa siwie, jak zauwaya Maria.
- Powiedzia ci co moe? Nie, przecie nie mg, skoro tu nie przychodzi
- zreflektowa si ze miechem Jakob.
Gdy byli w Dalen, eby pomaga Ane i Trygvemu, udawa, e jej nie widzi. Nagle
staa si dla niego powietrzem. Nawet nie patrzy na Kristine! To j najbardziej bolao. Czy
dziecko zrobio mu co zego? Przecie ju wiedzia, e to jego wasna crka! Jednoczenie
czua zo. Najchtniej wykrzyczaaby mu, co sdzi o takim beznadziejnym zachowaniu. By
dziecinny i niesprawiedliwy. Zy! Tak, chciaaby mu krzykn w twarz, e jest zym
czowiekiem!
Pniej, gdy si opamitywaa, przychodzi al. Zwaszcza wieczorami, gdy leaa
skulona w ku, rkami obejmujc nogi. Wtedy czsto pakaa w poduszk, cicho, by
Kristine si nie obudzia. Czasami prosia Boga o wybaczenie tych brzydkich myli. Ale to
moe Olava powinna prosi o wybaczenie? Nie. On przecie nie syszy jej myli. To potrafi
jedynie Pan Bg. Serce przyspieszyo rytm, gdy uwiadomia sobie, e Olav zmierza w
kierunku sklepu. Szybko sprawdzia, czy na jej szarej sukience nie ma plam. Nie, bya rwnie
czysta, jak rano, gdy j wkadaa. Nie miaa lustra, wic po prostu przygadzia rk wosy.
Gdy wszed, udawaa, e przeglda jakie papiery. Za nim weszli pozostali trzej
mczyni. Maria odczekaa chwil, zanim na niego spojrzaa. Umiechna si tak, jak
zwykle do klientw, ale Olav na ni nie patrzy. Specjalnie unika jej spojrzenia, pomylaa ze
smutkiem.
- Id na spacerek - paplaa Kristine do siebie, udajc, e jej szmaciana lalka idzie po
krzesach. - Dzie dobry, dzie dobry. Dokd idziesz? -spytaa lalk, po czym odpowiedziaa
cienkim gosikiem: - Do sklepu po cukierki.
- Czym mog suy? - zapytaa Maria, patrzc na mczyzn. Jeden z nich podszed do
lady i poprosi o jaki drobiazg. Drugi powiedzia, e przyszed tylko pogada ze znajomymi.
Maria bya do tego przyzwyczajona, wic daa im spokj. Suchaa, jak pytaj Olava, co tam u
nowych ssiadw i czy sdzi, e Ane i Trygve bd si dobrze czuli w Dalen. Odpowiedzia,
e nie rozumie, dlaczego miaoby by inaczej. Maria wsuchiwaa si w kade jego sowo,

usiujc zgadn, w jakim jest nastroju. Ale on nie dawa niczego po sobie pozna.
Nagle stan przed lad i serce Marii zaczo wali jak oszalae. Chcia tylko kilka
haczykw na ryby, nic poza tym. Olav pooy pienidze na ladzie, jakby nie dostrzegajc
wycignitej rki Marii. Maria spucia gow, majc nadziej, e tamci tego nie zauwayli.
Ale zaraz wyprostowaa kark. Przecie ona nie ma si czego wstydzi! To Olav le si
zachowuje! I obawiaa si, czy nie wzbudzi tym czyich podejrze i pyta. Trzeba uwaa na
plotki.
Olav zaraz potem wyszed, egnajc si z mczyznami. Na ni nawet nie spojrza.
Mimo to al jej si go zrobio. Schud, by zaronity. Nawet jego palce wydaway si jej
szczuplejsze.
Czy zdradzi komu tajemnic? Nie, raczej nie, bo wtedy wszyscy we wsi by o tym
gadali. Tego typu plotki pdz niczym wezbrany potok wiosn: szybko i gwatownie
docieraj do wszystkich. Przez otwarte drzwi dostrzega, e si zatrzyma i wda w rozmow z
jak kobiet. Po chwili poegnali si i Olav poszed w kierunku brzegu fiordu. Maria cofna
si i stara niewidoczny kurz z lady.
Kobieta wesza do sklepu, witajc si ze wszystkimi, po czym zacza wybiera
towary. Maria waya i mierzya, pakowaa w papier i notowaa naleno.
- Uwaam, e Olav schud - oznajmia nagle kobieta.
- Tak? - Maria udawaa, e nic nie zauwaya.
- Tak, spotkaam go teraz i nawet pomylaam, e mu to powiem, ale daam spokj.
Moliwe, e ta sprawa z Elen tak go dotkna, biedaka. A jest takim miym mczyzn. Tak,
tak ju jest. No dobrze, musz rusza z powrotem. Dzieci s same i pewnie postawi dom na
gowie - zamiaa si i wysza.
Reszta dnia bya trudna dla Marii. Godziny wloky si powoli. Przez chwil miaa
ochot po prostu zamkn sklep, pj do domu, schowa si pod kodr i tylko paka. Ale
zebraa si w sobie i nadal obsugiwaa klientw, umiechaa si, przyjmowaa pienidze,
notowaa nalenoci i rozmawiaa ze wszystkimi. Poczua jednak ulg, gdy wreszcie moga
zamkn drzwi, wzi Kristine za rczk i pj do domu. Zjady obiad. Kristine paplaa po
swojemu. Maria nie komentowaa, pozwalaa jej opowiada, co i jak chciaa. Dzi nie miaa
na nic innego siy.
- Dobrze, ale jedz - mwia tylko czasem. - Chcesz wicej masa na ryb? Dokadnie
umya i wytara naczynia po obiedzie, wiedzc, e popoudniowe godziny te bd si jej
duyy. Po jakim czasie naniosa wody i wyszorowaa podog i w kuchni, i w salonie.
Miaa nadziej, e wysiek fizyczny jej pomoe, ale ulga trwaa tylko krtk chwil. Kristine

zachowywaa si tak, jak zwykle i nie zauwaaa zamylenia matki. Mae dzieci s takie
nieskomplikowane, pomylaa Maria, ale jednak miaa wyrzuty sumienia, e nie powica
crce uwagi. Dlatego wieczorem nadrobia to, siadajc na skraju jej eczka i piewajc
koysanki, a maa zasna. Siedziaa potem jeszcze chwil, wpatrujc si w creczk.
Pogadzia delikatnie jej brzowe, gste wosy, sigajce ju do ramion. Umiechna si
czule i pocaowaa Kristine w czoo, zanim wstaa i cicho wysza.
Usiada w bujanym fotelu. Koszyk z robtk na drutach wyglda z kta jak wyrzut
sumienia. Powinna co robi, ale nie miaa siy. Bolay j ramiona i plecy, i nawet gowa.
Ksika leaa obok niej na stole, ale jej te nie ruszya. Czytaa j wczoraj i zaciekawia j,
ale dzi nawet czytanie jej nie pocigao. Nic teraz nie wydawao si wane. W piersi ciya
jej bolesna kula, jakby nagromadzony pacz, ktry jeszcze nie znalaz ujcia. Co moga
zrobi, eby si go pozby? Wszystko byoby atwiejsze, gdyby moga tak po prostu si
wypaka i zapomnie o wszystkim. Zapomnie o Olavie.
Jej donie leay na podoku niczym martwe ptaki. Zoya je i zacza si modli
szeptem:
- Dobry Boe, daj mi si. Pom mi zapomnie o Olavie. Pom mi pozby si tych
uczu, ebym moga pj dalej przez ycie i moe znale innego mczyzn, ktrego
pokocham. Amen.
Nie powiedziaa za mao? Przygryza warg. Pan Bg i tak wie najlepiej.
Usyszaa chrobotanie w cianie. Pewnie jaki ptak szuka owadw, chyba e to mysz?
Moe powinna sprawi sobie kota? Ale nie, odrzucia t myl. Wszdzie azi peno kotw.
Szybko si rozmnaaj i nikt nie ma serca ich umierca, wic jest ich coraz wicej.
Wstaa i zacigna zasonki. Wieczr by jasny, ale nie chciaa, eby kto zaglda jej
do okien. Zatrzymaa si przy szafce, wahaa si chwil, po czym szybko wyja przybory do
pisania i papier, i pooya to na stole. Usiada wygodnie, zanurzya piro w atramencie i
zacza pisa.
Drogi Olavie!
Poniewa nie chcesz ze mn rozmawia, czuj si zmuszona do Ciebie napisa. I
moliwe, e to najlepsze wyjcie, bo w ten sposb powiem wszystko, co chc.
Zanim Kristine si urodzia, a wrcz od dnia, kiedy zrozumiaam, e jestem w ciy,
podjam postanowienie, e nie powiem nikomu, kto jest jej ojcem. I dotrzymaam tego.
Postanowiam take, e Kristine dowie si prawdy, gdy bdzie na tyle dua, by zrozumie.
Ostatnio wiele rozmylaam i doszam do kolejnego postanowienia.

Kristine nigdy si nie dowie, e ty jeste jej ojcem! Bo po co jej to?


Wierzy, e wszyscy ludzie s dobrzy i e wszyscy j kochaj. Czy mam jej powiedzie,
e jej wasny ojciec nie chcia jej zna? Nie, takiej krzywdy nie wyrzdz swojemu dziecku.
Dlatego powiem, e jej ojciec nie yje.
Pisaa szybko, czasem zatrzymywaa piro, wzdychaa, po czym moczya je w
atramencie i pisaa dalej. Zdoaa unikn kleksw i jej pismo byo rwne. Nie chciaa, eby
Olav zauway, e pisaa to w gniewie, e w wielkim wzburzeniu przelewaa te sowa na
papier. Podja to postanowienie i nigdy go nie zmieni. Nigdy!
Poda ten list komu z Heimly, gdy zajdzie do sklepu. Bez nadawcy, ale naklei
znaczek. Pewnie bd si zastanawia, dlaczego nie ma stempla. Wtedy powie, e czasem si
tak zdarza, gdy jest duo listw. Wpatrzya si niewidzcym wzrokiem przed siebie. Pewnie
spytaj Olava, od kogo ten list, a on bdzie zmuszony kama. Przez moment odczuwaa
rado. Przycisn go do muru, i dobrze mu tak! Atrament wysech, wic starannie zoya list
i woya do koperty. Napisaa na niej jego adres: Olav Myran, Heimly, Storvika, Lofoty. To
wystarczy, pomylaa, odkadajc list. Siedziaa przez chwil bez ruchu. Koszyk z drutami
znw z niej szydzi. Wstaa i postanowia zrobi kaw. Czy co takiego mona witowa,
zastanawiaa si, wyjmujc filiank i miseczk z czekolad. Moe to j troch pocieszy?
Ucisk w piersi zacz sabn, gdy dmuchaa na aromatyczny napj. Wzia kawaeczek
czekolady i poczekaa, a rozpuci si w jej ustach. Jutro Kristine te dostanie kawaek,
pomylaa, od razu po niadaniu. Ta myl dobrze jej zrobia. Ju si cieszya na myl o
zachwycie crki. Oprnia dwie filianki. Wstaa i posza po ksik, lecz nadal nie bya w
stanie si na niej skupi. Signa w kocu po robtk. Przecigaa mechanicznie nitk przez
oczka. Dwa lewe, dwa prawe... Nawet nie musiaa si szczeglnie wpatrywa, moga
pozwoli mylom pyn swobodnie. Wyobraa sobie now przyszo bez Olava. Moe
Bg ju j wysucha, bo byo jej na duszy jakby lej.
Nadesza noc. Nocna koszula, wieo wyprasowana, chodzia skr. Maria
wyszczotkowaa wosy i splota je w luny warkocz. Zamkna oczy i poczua, jak ogarnia j
senno. Sen by wybawieniem. nio jej si, e kto przychodzi z wizyt. Bertine i Simon.
- Dlaczego przychodzicie tutaj? - zdziwia si. -Przecie zwykle zatrzymujecie si w
Dalsrud? A gdzie jest wasza d?
- Zapomnielimy o niej, wic przyszlimy pieszo - odpara Bertine, cigajc
rkawiczki. Rozejrzaa si wok. - Ale tu macie adnie! Zanim zdya jej odpowiedzie,
Simon dorzuci:

- Spotkaem Pedera. Powiedzia, eby przestaa pisa tyle listw do Olava.


- Pedera? Przecie on nie yje. Nie wiedziae? -spytaa oszoomiona.
- Wiedziae, czy nie wiedziae - powtrzya Bertine, unoszc brwi. - Ale masz adn
sukienk! Chyba najnowszy fason? Obesza Mari, z uznaniem kiwajc gow.
- To moja koszula nocna - zaprotestowaa Maria. - Czy wam si w gowach
pomieszao?
Poczua nagy chd. Rozejrzaa si za czym do okrycia i raptownie obudzia si.
Kodra leaa na pododze. Pochylia si po ni i nagle uwiadomia sobie, e kto puka do
okna. Moe to ptak, pomylaa otumaniona snem, jednak wstaa i zerkna za zasonk. A
ciarki j przeszy, gdy napotkaa wzrok Olava.
- Czego chcesz? - wyszeptaa. Wskaza gestem, by otworzya drzwi. Maria pucia
zasonk i zaoya sweter wiszcy na krzele. Nagle zatrzymaa si. Dlaczego waciwie ma
go wpuszcza, skoro si tak wobec niej zachowywa? Zerkna na pic Kristine.
- Twj tata chce wej - szepna. - Mam go wpuci? Rozlego si pukanie do drzwi i
Maria pospieszya w obawie, by dziecko si nie obudzio.
- Czego chcesz? - burkna, otwierajc. - Nie wiesz, ktra godzina? Wsun si w
uchylone drzwi, mnc czapk w doniach.
- Przepraszam, e ci obudziem - powiedzia, uciekajc spojrzeniem. Maria
skrzyowaa ramiona na piersiach, wpatrujc si w niego z oczekiwaniem.
- Musz z tob porozmawia, Mario.
- To nie moe poczeka do jutra?
- Nie, bo mog straci odwag. Noc jest dobra do rozmw. Zrozumiaa go i otworzya
szerzej drzwi.
- Usid, podgrzej kaw.
- Nie, nie trzeba.
Olav zamkn drzwi i potulnie poszed za Mari.
Usiad na krzele. Maria nie chciaa mu niczego uatwia i te usiada w milczeniu.
Ktem oka widziaa list lecy na stole. Moga mu go teraz poda ze sowami, e nie maj ju
o czym rozmawia i wyprosi go.
- Przepraszam!
- Co? - Maria pochylia si i ciki warkocz zsun si jej z ramienia.
- Przepraszam za moje zachowanie.
Nie wiedziaa, co powiedzie, wic milczc czekaa na cig dalszy.
- Zachowaem si jak... dra! Jak gupiec, jak... idiota! Jak ci, ktrymi zawsze

pogardzaem. Ktrzy nie chc podj odpowiedzialnoci, ktrzy unikaj swoich obowizkw.
Dzieciaki w mskich ciaach.
- No, niele - powiedziaa, opierajc si plecami o krzeso.
Wydawa si zaenowany, jakby on by dzieckiem, a ona dorosa. Nagle wyprostowa
si i spojrza jej w oczy. Maria drgna. Role si odwrciy.
- Dlaczego nie powiedziaa od razu?
- Przecie wiesz. Bye onaty.
- A kiedy usyszaa, e si rozchodzimy?
- Miae co innego na gowie. Zreszt, jakie to ma znaczenie? Wzruszy ramionami.
- Moe szok byby mniejszy?
- Nie sdz.
- No, moe i nie. - Zamilk i wpatrywa si w podog, po czym znw spojrza na
Mari.
- Nienawidzia mnie, gdy si zorientowaa, e jeste w ciy?
- Nie, ja ci nigdy nie nienawidziam, Olavie. Ale wiele rozmylaam o mojej
przyszoci. I przyszoci dziecka. Miaam szczcie, e mieszkaam w Dalsrud, ale i tak
byabym napitnowana. Przecie to bya te moja wina. Mogam wtedy odmwi.
- To dlatego wysza za Pedera? Mimo e on wola...
- To nieprawda! To tylko paskudne plotki! Peder wola kobiety, mimo e mnie nigdy
nie dotkn. By na to zbyt dobry. Wiedzia, e nie widz w nim mczyzny i wiedzia, e
kocham innego. Ojca Kristine.
- Zawsze tak byo?
- Co?
- e mnie kochaa. Maria pokiwaa gow.
- Ja nie jestem taka, e pi z kadym, i raczej o tym wiesz. Dawno temu mylaam, e
bdziemy razem. -Umiechna si kcikiem ust i postanowia by wobec niego cakiem
szczera. - Pamitasz, jak pisalimy do siebie listy, gdy wyjechae do szkoy? Naprawd
wierzyam, e bdziemy razem. A do dnia, gdy ogosie swoje zarczyny z Elen. Nie mia
si z niej. Gdyby tak zrobi, daaby mu w twarz. Olav patrzy tylko na ni ze smutkiem w
oczach.
- Gdybym cho troch si domyla - mrukn. -Wielu rzeczy moglibymy unikn.
- Nieodgadnione s drogi Pana - stwierdzia sucho.
- A co powiedzieli w Dalsrud? - spyta nagle.
- Powiedziaam im, e ojciec dziecka jest onaty i dlatego nikt si nie dowie, kim jest.

Wystarczyo im to. Nikt ciebie nie podejrzewa. Moesz by spokojny.


- Tata i Dorte nie wiedz, e s jej dziadkami...
- Nie. Mogaby mu powiedzie, co napisaa w licie, ale znw to odsuna.
- Uwaasz, e jest do mnie podobna?
- Chyba tylko ja to widz. Zamilk na dusz chwil, po czym rzuci znienacka:
- Ju niedugo Ane i Trygve przenios si do Dalen. Maria wstaa, czujc, e to koniec
rozmowy. Nie mieli ju sobie nic do powiedzenia.
- Odprowadz ci - stwierdzia stanowczo. - Nastpnym razem, gdyby chcia
rozmawia, przyjd za dnia. Jutro mam sporo pracy i potrzebuj snu. Przy drzwiach Olav
zatrzyma si i spojrza na ni.
- Moesz mi wybaczy, Mario? Zastanowia si.
- Nie wiem - odpara uczciwie. - W kadym razie powiniene o to spyta Kristine. To
ona nie ma ojca.
Olav wbi spojrzenie w podog. Gdy podnis gow, mia w oczach nowy blask.
- Nie byem cakiem szczery wobec ciebie. Nie przyszedem pyta ci o to wszystko.
Przyszedem spyta, czy... czy chcesz by ze mn.
Maria wpatrzya si uwanie w jego twarz. Czyby sobie artowa?
- Straciem odwag, gdy mnie ledwo wpucia i bya taka za.
- Nie byam za.
- W takim razie nieprzejednana. - Umiechn si przelotnie. - Najpierw mylaem, czy
by nie strzeli sobie jednego dla kurau, ale to nie dla mnie. - Zamilk i spojrza na Mari
pytajco. - Chcecie mnie, ty i Kristine?
- To owiadczyny?
- To ty zdecydujesz.
- Teraz nie zdecyduj. Chyba lepiej bdzie, jak pjdziesz.
Blask znikn z jego twarzy. Pokiwa gow w milczeniu i wyszed. Zamkna za nim
drzwi, lecz zaraz je otworzya.
- Olav. Wracaj.
Odwrci si szybko z nadziej w oczach.
- Chod.
Podszed bez wahania. Stanli naprzeciwko siebie. Maria wpatrywaa si w jego
niebieskie oczy i chona jego posta. Otoczya ramionami jego szyj i wtulia si w niego
caym ciaem. Odpowiedzia, obejmujc j mocno i szukajc ustami jej ust.
Draa, gdy razem uwalniali Olava z ubra. Po kolei paday na podog, a oni

niecierpliwie szarpali oporne guziki i paski. Wreszcie stan przed ni nagi. Wtedy pomg jej
zdj sweter i nocn koszul. Ich skra arzya si, jego donie docieray wszdzie, delikatne,
dajce, wymagajce, a jednoczenie pytajce. Osunli si na podog. Bya twarda, ale nie
zwracali na to uwagi. Istnieli tylko oni. Tyle mieli do nadrobienia, tyle mioci do
ofiarowania...
Gdy wszed w ni, przypomniaa sobie, e mwi kiedy, e najgorzej jest za
pierwszym razem. Teraz by drugi. Nie bolao, tylko byo dobrze. Jego pieszczoty sprawiy,
e pona, e zapomniaa o caym wiecie, e a dygotaa z radoci, e on jest tak blisko.
Gdy si skoczyo, przeprosi j. Zdziwia si, dlaczego.
- Powinna czu si jeszcze lepiej.
- Lepiej? - zdumiaa si. - To moliwe?
- Tak, poka ci... - mrukn i zacz caowa jej brzuch i uda. Po chwili poczua, e
naprawd moe by jeszcze lepiej.
Haftowane poduszki leay na pododze. Nie mogli pooy si do ka, bo Kristine
mogaby si obudzi. Nie powinna ich tak razem zobaczy. Jeszcze nie.
Wic przyjmujesz moje owiadczyny? - spyta Olav, spogldajc na Mari. Leaa na
jego ramieniu, a ich nogi byy splecione ze sob pod wenianym kocem.
- Nadal jeste mem Elen, i bdziesz nim jeszcze przez dwa lata.
- A kiedy ten czas si skoczy? Pocaowaa go i nic nie odpowiedziaa. Poczua, e si
zdenerwowa, bo minie jego ciaa stay.
- Sdz, e tak zrobimy - powiedziaa w kocu. List, ktry ley na stole, spali,
pomylaa leniwie, wdychajc zapach Olava. - Gdy ju bdziesz wolny.
- Ciekawe, co powie Elen, gdy si dowie.
- A czy nas to obchodzi?
- Nie - umiechn si.
- A ciekawe, co powiedz nasi w Dalsrud i Heimly?
- Powiemy im jutro? - spyta, nadal si umiechajc.
- Nie, poczekamy na lepsz okazj, gdy wszyscy bd razem. Tak bdzie waciwie.
- Ciesz si - powiedzia, gadzc j po policzku jednym palcem.
- Ja te.
- Ale najbardziej ciesz si, e powiemy to Kristine - doda. Maria spojrzaa na niego
powanie.
- Niech ona te jeszcze poczeka, Olavie. Dopiero, kiedy pozostali si dowiedz.
- Dobrze. Przytuli j do siebie i Maria z zadowoleniem zamkna oczy.

Rozdzia 13
- Elizabeth! Elizabeth, idziesz?
Syszaa po tonie gosu, e Jens traci cierpliwo, jednak pochylia si nad jeszcze
jedn skrzyni. Gdzie, na Boga, schowaa te motki weny, ktre miaa da Ane? Nie, tu te
ich nie ma. Wyprostowaa si i rozejrzaa.
- Tak, ju id!
- Czy to dzi mielimy ich odwiedzi?
Elizabeth zrobia zrezygnowan min, lecz nie miaa si mu odpowiada. O, tu s,
schowane pod niedawno skoczonym dywanikiem!
- Ju id!
Zapaa motki i pospieszya schodami na d. Jens sta oparty plecami o cian i
umiechn si na jej widok. Nie by tak zniecierpliwiony, jakiego udawa.
- Ale adnie wygldasz! - stwierdzi, przygldajc si jej.
-Nie mw tak - mrukna pod nosem, wbrew woli przygadzajc wosy i sprawdzajc,
czy spdnica si nie pogniota. To bya ta spdnica, ktr szya tej wiosny, czekajc na jego
powrt z poowu. Gdy zerkna na niego, napotkaa jego przekorne spojrzenie. Nie powinna
dawa mu do zrozumienia, e przejmuje si jego zdaniem na temat jej wygldu, pomylaa.
- Jeste adna - powtrzy, podchodzc do niej. Jej serce zabio mocniej, ale nie
odsuna si. Gdy
poczua jego do, odgarniajc jej za ucho pasmo wosw, gorce prdy przeszyy jej
ciao. Jego twarz zbliya si. Poczua ch pogaskania go po policzku, przesunicia palcem
wskazujcym po blinie na policzku, ktra bya pamitk po napadzie zazdroci Kristiana.
Odsuna to wspomnienie od siebie i wpatrzya si w usta Jensa. A gdyby tak je pocaowaa,
tak krtko, tylko by sobie przypomnie ich smak...?
- Ja chc jecha do Ane! - W drzwiach pojawi si William z naburmuszon min. Signe te chce. Elizabeth odsuna si od Jensa i odchrzkna.
- Nie, dzi nie, Williamie. Zostaniecie tu razem z Helene i Larsem.
- Ale to nudne!
- No to sam si prosisz o wicej pracy! - rzucia Elizabeth. W jej sowniku nie istniao
sowo nudno", bo zawsze narzekaa na brak czasu.
- Nikt nie chce mi pomc - narzeka William.
- Bzdury. Patrzye do zagrody kaczek, czy zosta tam puch?
Pokrci gow.

- Szukae drewna naniesionego przez morze? Znw zaprzeczenie.


- No to zawoaj Signe i bierzcie si do roboty! - Pogaskaa go po wosach i posza do
kuchni. Na stole sta przygotowany przez ni wczeniej koszyk. Ane i Trygve mieli wszystko,
co trzeba, ale i tak spakowaa troch kawy, cukru i co sodkiego.
- No, to jestem gotowa. Dacie sobie rad bez nas? Helene spojrzaa na ni z rezygnacj
w oczach, ale nic nie powiedziaa.
- To jad. Nie wiem, kiedy wrcimy. Nie czekajcie z obiadem, w razie czego sobie
podgrzejemy.
Elizabeth umiechna si, zapaa koszyk i wysza.
Jens zaprzg konia do lekkiego wozu i czeka przed obor. Znad brzegu morza
dobieg ich gos Williama, a po nim perlisty miech Signe. Dobrze byo sysze, e maa
znw si mieje, pomylaa Elizabeth. Czas po mierci Liny by trudny dla dziewczynki.
Niewiele rozumiaa i o niewiele umiaa zapyta. A z drugiej strony, dzieci szybciej
zapominaj a ich ycie jest prostsze ni dorosych...
- Znw gdzie odpywasz? - Jens wycign do niej do i pomg wej na wz.
Wpatrywa si w ni przez dusz chwil.
- Co takiego? - spytaa.
- Bardzo adnie dzi wygldasz.
- Gupstwa gadasz! - Zapaa lejce i strzepna nimi delikatnie. Ko ruszy.
Jens zamia si do siebie, ale Elizabeth udaa, e nie syszy. Odwrcia si od niego,
patrzc na mijany krajobraz.
- Nie lubisz, gdy tak mwi - stwierdzi. -Nie.
- Dlaczego?
- Bo to mnie krpuje.
- Krpuje? Dlaczego?
- Ale duo pytasz. - Odwrcia si do niego. - Bo mam wyrzuty sumienia wobec... zamilka i wpatrzya si w swoje donie trzymajce lejce.
- Kristiana i Liny? - dokoczy Jens. -Tak.
- Oni nie yj, Elizabeth, a my idziemy dalej!
- Wiem.
- Nie uwaasz, e oni yczyliby nam szczcia? -Nie, to nie to, ale... -Pooya do na
jego doni.
- Nie rozmawiajmy teraz ju o tym.
- Jak chcesz - odpar, mrugajc do niej.

Serce podskoczyo jej w piersi. Jak on mg jeszcze a tak na ni dziaa? By taki


modzieczy i sprawia, e ona te si czua jak moda dziewczyna, a miaa przecie
trzydzieci sze lat!
- Sdzisz, e znajd jakie drewno? - spyta.
- Co? Kto?
- Dzieci.
- A, one. Tak, pewnie znajd.
- Nie bd tego taka pewna. Raczej powita nas na schodach stos muszelek, gdy
wrcimy! Ma racj, pomylaa.
- Pozwlmy im by dziemi, jak dugo si da.
- To prawda - Jens pokiwa gow. - Zobacz, orze!
- Pokaza rk na niebo.
- Mam nadziej, e nie porwie jagnit w grach.
- Nie, to bielik, apie tylko ryby. Odrnisz go po skrzydach, s na kocach
rozdzielone jak palce.
Osonia oczy doni i mruc je, spojrzaa we wskazanym kierunku. Mia racj, to
bielik. Miaa tylko nadziej, e Jens nie myli si take co do porywania jagnit.
Mathilde pokiwaa do nich, gdy przejedali. Staa z ma kos i cinaa traw przy
cianie obory. Elizabeth pamitaa, e tam zawsze rosa wyjtkowo bujnie. Pomachaa do
kobiety i spytaa, czy wraca do Heimly.
- Nie, dzi mam wolne - odpara. W Neset napotkali Dorte i Torsteina. Jens cign
lejce i pozdrowi ich.
- Co tutaj robicie?
- No wiesz, jeli to miejsce ma jako wyglda, potrzebuje prawdziwego fachowca odpar Torstein z szerokim umiechem.
- No to co ty tu robisz? - zamia si Jens.
- Poszlimy na przechadzk. Dorte miaa zbiera jakie zioa, a ja chciaem si czego
o nich dowiedzie.
- A wic pan doktor nie ma nic przeciwko takim lekarstwom? - spytaa Elizabeth.
- Zupenie nic. Na pewno nie ja. Ty przecie wielu pomoga - doda. - I to od ciebie
co o nich wiem.
- To dobrze - umiechna si Elizabeth. - Jest z wami Indianne?
- Nie. Jest ju taka gruba, e nie moga. No i jest gorco.
- Kiedy ma termin?

- Ju jest po terminie. Sdzilimy, e dziecko ma si urodzi w czerwcu, a mamy ju


koniec lipca. Pewnie co le obliczylimy.
- Zajdziecie na chwil na kaw? - spytaa Dorte.
- Dzikujemy, ale jedziemy z wizyt do Ane.
- No to innym razem - powiedziaa Dorte, przekadajc narcze zi na drugie rami.
- Jeli bdziemy mieli czas, zajedziemy po drodze do domu. Dorte rozjania si w
umiechu.
- Naprawd?
Pokiwali gowami i poegnali si.
Na polanie w Dalen pasa si Mia i drugi ko. Oba podniosy by i zaray cicho,
poznajc zapewne konia z Dalsrud. Elizabeth, gdy dojrzaa crk, zeskoczya z wozu.
- Ane! - zawoaa, machajc rk.
Ane zebraa spdnice i ruszya w ich kierunku, umiechajc si. W rku niosa duy
bukiet kwiatw. Elizabeth otworzya ramiona i przytuliy si na dusz chwil, po czym
odsuna crk na odlego ramienia i wpatrzya si w ni uwanie.
- Co, pewnie uwaasz, e schuda? - zaartowa Jens. - Moe je za mao, bo tskni za
tob.
- arty sobie stroisz! - zamiaa si Ane. - Mam si dobrze. - Nadal trzymaa Elizabeth
za rk. - Nawet wspaniale. Trygve te tak mwi.
- A wic le wam byo w Dalsrud? - spytaa Elizabeth z byskiem w oku.
- Oczywicie, e nie! Ale tutaj jest teraz mj dom. Mj i Trygvego.
- Tylko tak artuj. Zbieraa kwiaty?
- Tak, stawiam je na stole. Robi tak co drugi dzie. To zabiera tylko kilka minut zapewnia, jakby chcc powiedzie, e nie zaniedbuje przez to pracy.
Podszed do nich Trygve, wycigajc wielk do i przywita si serdecznie. Mia
rozchestan koszul i podwinite rkawy. Jego czarne, krcone wosy byy potargane, a
donie brudne. Elizabeth umiechna si do niego. Lubia go wanie takim.
- Chcecie obejrze moj now kuni? Niedugo bdzie gotowa, potrzebuj tylko
pomocy mskiej rki.
- To dobrze si skada, e przyjechaem! - rzuci Jens.
Poszli za nim. Kunia nie bya obszerna, ale zawieraa wszystko, co trzeba. Porodku
krlowao murowane palenisko, obok stao kowado. Niedaleko staa kad z wod, a na
cianach wisiay rzdami podkowy.
- No to widzisz - powiedzia Trygve do Jensa. - Potrzebuj pomocy do postawienia na

miejsce miecha.
- Wychodzimy - szepna Ane, cignc Elizabeth za okie. - To nie dla nas.
Weszy do domu. Pachniao w nim czystoci i latem, zauwaya Elizabeth,
wycierajc buty. Byo tu zupenie jak kiedy, a jednoczenie inaczej. Moe zasonki byy z
lepszego materiau, a chodniki nowe? Obrus na stole te by nowy i wieo uprasowany. Czy
te pomieszczenia wypeni si kiedy dziecicym miechem? Czy mae donie bd cign
za ten pikny obrus, a mae stopki zakc idealn lini chodniczka? Babcia, pomylaa, jakby
smakujc to sowo. Bd wtedy babci!
- I jak sdzisz, mamy tu adnie?
Elizabeth pokiwaa gow i obrzucia wzrokiem ciany. Spojrzaa na aw, gdzie stay
rne doniczki.
- Co w nich jest?
- Roliny. Ale tylko te, ktre mona potem ususzy. Tam jest kminek -wskazaa na
jedn z doniczek. -A na oknie mam babk i takie rne, ktre dobrze jest mie pod rk na
wszelki wypadek.
- To dobrze. A wic pamitasz, czego ci nauczyam?
- Tak. Dorte te si tym zainteresowaa. Czy mog jej przekaza to, co wiem? - spytaa
Ane, nalewajc wody do wazonu. Woya kwiaty i postawia wazon porodku stou.
- Oczywicie, e tak, Ane. Wicej osb otrzyma pomoc.
- Dokadnie tak sobie mylaam. Ale adna z nas nie jest tak dobra, jak ty. No i nikt
nie umie zatrzymywa krwi.
- No, moe i nie. - Elizabeth odstawia koszyk. -Wziam ze sob wen dla ciebie,
troch kawy i cukru, i...
Ane klasna w donie i obejrzaa motki w wietle padajcym z okna.
- Ale pikne kolory! ty i czerwony. Mnie nigdy takie nie wychodz. Elizabeth
poczua, e pochway sprawiaj jej przyjemno, mimo e wiedziaa, e crka przesadza.
Farbowanie wychodzio Ane rwnie dobrze, bo przecie uyway tych samych barwnikw.
Gdy Ane robia ciasto na gofry, rozmawiay o gospodarstwie i rolinach, nadajcych
si do leczenia i farbowania. Strzpiasty szczaw jest dobry na kolk i zatwardzenie, uwaaa
Elizabeth. A dla mczyzn, cierpicych na choroby miejsc intymnych, pomoc jest pooenie
kobiecych wosw na zaatakowane miejsce. Najlepiej wosw kobiety lekkich obyczajw,
wtedy dziaanie jest szybsze, tak syszaa.
- W takim razie wosy Elen s bardzo cenne - stwierdzia Ane.
- Ech, nie mw tak! W kadym razie nie przy ludziach, zwaszcza z Heimly. Im moe

by przykro.
- Wiem przecie. - Ane nabraa gboko powietrza.
- Ale ona mnie tak zoci!
- Rozumiem ci.
Elizabeth zacza wykada reszt rzeczy z koszyka, by zmieni temat rozmowy.
Ane powtarzaa, e to niepotrzebne, bo maj dosy jedzenia, jednak Elizabeth
dostrzega, e crka si ucieszya. Elizabeth usiada na awie i przyoya policzek do okna.
- Czsto tu siadaam - powiedziaa cicho. - Dobrze mi si tak mylao. -Zamilka.
Rozgrzana forma do gofrw zasyczaa, gdy Ane wylaa na ni porcj ciasta.
- Czuam si wtedy cakiem jak w domu. Siadywaam tak w Nymark.
- Ale w Dalsrud ju nie?
- Nie, nie miaam na to czasu. - Elizabeth wyprostowaa si. - Dobrze ci si ukada z
ssiadami? Ane obrcia form w palenisku.
- Oczywicie, e tak. Przecie to nie adni obcy. Dlaczego pytasz? Elizabeth
wzruszya ramionami.
- Pomylaam tylko o czasach, gdy ja si tu wprowadziam, a Ragna zostaa moj
teciow. Nie zawsze dobrze si midzy nami ukadao. Ane nadziaa na widelec pierwszego
gofra i pooya go na talerzu. By adnie zarumieniony, zauwaya Elizabeth.
- Ale polubiycie si, zanim umara - rzucia Ane. Znaa dobrze wszystkie historie
opowiadane jej przez matk. Elizabeth bya z tego zadowolona. Nie chciaa, eby poszy w
zapomnienie. Miaa ciekawe ycie, wiele si zdarzyo przez te lata...
- Poznaam niedawno przyjacik Indianne - rzucia Ane.
- Tak?
- Bya w sklepie: Domyliam si, e ona i Maria nie przepadaj za sob.
- Dlaczego? Ane zastanowia si.
- Chyba rozumiem Mari. Hansine jest bardzo dominujca. Wszystko, co mwi i
sdzi, musi by suszne.
- A po czym si domylia, e si nie lubi?
- Z rozmowy. Ale na szczcie Maria nie musi mie z ni duo do czynienia.
- No nie.
- Ty i tata-Jens wiele ze sob przebywacie ostatnio - zauwaya Ane. Elizabeth wstaa
szybko i podesza do kredensu.
- Nakryj do stou - rzucia.
- Zawstydzia si? - spytaa Ane, spogldajc na matk.

- Nie, dlaczego bym miaa si wstydzi? Ja i Jens mieszkamy pod jednym dachem.
Nie rozumiem, do czego zmierzasz. Ane uoya upieczone gofry w adny stos.
- Moe doszy do gosu dawne uczucia? - spytaa spokojnie. Elizabeth zauwaya, e
donie jej si trzs, a filianki dwiczay o spodki. Musz wzi si w gar, pomylaa.
- Uwaam, e mwisz bzdury.
- Czy to by byo co zego?
- Ze mwisz bzdury?
- Nie, e znw zakochaa si w tacie. Elizabeth zrozumiaa, e crka specjalnie
powiedziaa tata" zamiast Jens".
- Kristian umar nie tak dawno temu.
- Nie, ale wiele kobiet wychodzi ponownie za m, gdy zostaj wdowami. Wdowcy
te.
- No dobrze, gotowe. Mam pj po mczyzn?
- Ja pjd. Kawa te gotowa - powiedziaa Ane, odsuwajc czajnik z ognia.
Gdy wysza, zapada cisza. Sycha byo jedynie piew ptakw i szum rzeki. Elizabeth
spojrzaa na drzwi salonu. Ciekawo skonia j, by tam zajrze. W tym pokoju kryo si tyle
wspomnie, z wigilii i innych uroczystoci.
Byo tam chodniej, gdy tamta cz domu bya pozbawiona soca i zbudowana z
grubych bali, ktre nie przepuszczay tak atwo ciepa z zewntrz. Elizabeth otulia si
rkami. Nagle poczua dziwny zapach. Przypomina zapach starych ludzi, pomylaa.
Rozejrzaa si. Moe Ane czego zapomniaa i... Myli zatrzymay si gwatownie, gdy
pojawiy si przed ni zarysy kobiecej postaci. Wydawao si, jakby czas stan w miejscu.
Nie bya w stanie jasno myle. Kobieta stawaa si coraz bardziej wyrana, a wreszcie
stana przed ni.
- Dawno si nie widziaymy, Elizabeth - powiedziaa Lina-Laponka, umiechajc si
przelotnie. Miaa na sobie czarn, wenian chust, a jej twarz bya istnym labiryntem
zmarszczek i bruzd. W doni trzymaa kostur. - Nie bj si mnie - dodaa.
- Jestem teraz dorosa - szepna Elizabeth.
- Oczywicie, e jeste - zamiaa si stara. - Pamitasz, jak si spotkaymy za
pierwszym razem? W oborze, w obejciu twoich rodzicw? Miaa wtedy dopiero szesnacie
lat.
Elizabeth pokiwaa gow. Oczywicie, e to pamita, cho wraz z biegiem lat
wspomnienie si zacierao i sprawiao wraenie nie rzeczywistego wydarzenia, lecz jakiej
opowiadanej historii.

- Czego chcesz? - wydusia ochrypym gosem.


- Ane wyrosa na rozsdn kobiet - powiedziaa staruszka, opierajc si caym
ciarem o kostur. - Ale ty przeciwnie, ukrywasz swoje uczucia do Jensa.
Elizabeth ju otworzya usta, by protestowa i wyjani, e jest wdow i nadal ma
Kristiana w pamici. Ale Lina-Laponka nie daa jej doj do gosu.
- ycie zatacza krg, nie wiesz tego?
- No tak, czowiek rodzi si bezradny, a gdy si zestarzeje, staje si znw bezradny.
- Nie to mam na myli. Rozpocza ycie z Jensem. Pozwl, by je skoczya te
razem z nim. Przyjmij go z powrotem! On ci kocha, moe nawet bardziej ni Kristian. I w
inny sposb.
- Wiem, ale...
- Dlaczego to odwlekasz?
Elizabeth nie wiedziaa, co odpowiedzie, zreszt stara i tak by nie bya zadowolona.
Usyszaa odgos krokw w korytarzu i otwieranych drzwi.
- Niedugo przyjd - zabrzmia gos Ane. - Mamo? Gdzie jeste?
- Ane, chod tutaj! - Elizabeth podbiega do drzwi i wcigna crk za sob do
salonu. - Przywitaj si z... - zamilka i rozejrzaa si. Izba bya pusta. Nawet zapach znikn.
W uszach dwicza jej jedynie piewny akcent Liny-Laponki. Ane spojrzaa na matk
zdezorientowana.
- O co ci chodzi?
- Widziaam... naprawd j widziaam...
- Kogo? - Ane zapaa matk za nadgarstek i spojrzaa przenikliwie w jej oczy.
- Rozmawiaam z Lin-Laponk. Pamitasz, e ci o niej opowiadaam?
- Tak, co do sowa. I ona bya tu, w moim salonie? Elizabeth pokiwaa gow.
- Chciaa mi tylko powiedzie, e... Nie, niewane. Nie chciaa niczego zego, za to
powiedziaa, e wyrosa na rozsdn kobiet. Usyszay kroki w korytarzu.
- Nie mw im o tym!
- Trygve wie wszystko o tobie, a ja nie mam przed nim tajemnic.
- No tak, ale... - Elizabeth zawahaa si. - To poczekaj przynajmniej, a pojedziemy do
domu, i popro go, by to zachowa dla siebie.
- Oczywicie. Trygve nie rozpuszcza plotek. Mczyni weszli i zasiedli za stoem.
Ane nalaa
kawy i poczstowaa wszystkich goframi. Rozmowa toczya si o pracy woonej w
gospodarstwo. Jens stwierdzi, e dobrze jest znw widzie ycie w tych zabudowaniach. Nie

lubi, gdy gospodarstwa stoj puste, a to miejsce ma dla niego szczeglne znaczenie.
- Prawda, Elizabeth? - Spojrza na ni, a ona skwapliwie pokiwaa gow.
- Tak, dla mnie te ma znaczenie. Ane si tu urodzia, wic dom naley przede
wszystkim do niej. -Zerkna na Jensa. Wpatrywa si w ni badawczo. Poczua si troch
niepewnie pod jego spojrzeniem. Czy powinna mu powiedzie, kogo widziaa? No nie, bo
wtedy musiaaby mu przekaza jej sowa, a tego nie chciaa. Dla niej byo za wczenie myle
o maestwie. Oczywicie, ywia uczucia wobec Jensa, ale potrzebowaa wicej czasu. Jak
miaaby o tym powiedzie innym, kiedy sama nie bya gotowa do podjcia zobowizania?
- Co tak ucicha? - wyrwa j z zamylenia Trygve. Elizabeth oderwaa gofrowe
serduszko i posmarowaa demem jagodowym. Zby zrobi mi si niebieskie, pomylaa z
roztargnieniem.
- Po prostu rozkoszuj si dobrym jedzeniem - powiedziaa, umiechajc si do crki.
- O, tak, Ane umie gotowa, to trzeba przyzna. Ane wstrzsna gow.
- To uwaasz, e inne prace wykonuj gorzej?
- Przecie nie to miaem na myli - zamia si Trygve. W tym momencie drzwi
otworzyy si z impetem i stan w nich Torstein.
- Ane, chod! Jaka kobieta z wysp rodzi! Ane wstaa tak gwatownie, e a krzeso
si przewrcio.
- Moesz wiosowa? - spytaa, apic swoj torb akuszerki.
- Oczywicie, e mog. Wybiegli. Elizabeth dobiegy jeszcze sowa:
- Rodzi ju drug dob.
Wok stou zapada cisza. Jaka mucha obijaa si o szyb w nadziei, e wreszcie
wydostanie si na wolno.
- Biedna kobieta - powiedziaa cicho. - Dwie doby to dugo. Miejmy nadziej, e da
rad. Ale jeli dziecko si zakleszczyo, to... - Zamilka. -Pewnie nie ma ju si - dodaa.
- Ane i Torstein na pewno pomog - powiedzia Jens spokojnym tonem.
- Tak sdzisz?
- W kadym razie mam nadziej.
Elizabeth wstaa i odstawia filiank i spodek Ane. Poczua si podenerwowana i
musiaa co robi. Uwiadomia sobie, e zapomniaa robtki na drutach. Szkoda...
- Skoczylicie ju letni kuchni? - spytaa.
- Tak. - Trygve odsun si z krzesem i przecign si z zadowoleniem. -Poszo
szybko z pomoc Jensa.
- Ech, ja pomogem tylko troch - mrukn Jens i sign po jeszcze jedno gofrowe

serduszko.
Gdy skoczyli je, wstali od stou, a Elizabeth nastawia wod na zmywanie.
- To my wyjdziemy na zewntrz, eby ci nie przeszkadza - zaartowa Trygve.
Elizabeth posaa mu kose spojrzenie.
- Przeszkadza? - zamiaa si. - Nie, po prostu boicie si, e poprosz was o pomoc w
kobiecej pracy - dodaa, podwijajc rkawy. Niedugo potem kuchnia znw wygldaa tak
czysto, jak wtedy, gdy przyjechali. Staa przez chwil, opierajc si biodrem o kuchenny blat,
po czym wesza znw do salonu. Czy naprawd widziaa t staruszk? Czy to moliwe?
Przetara czoo wilgotn doni. Moe tylko jest zmczona? Nie, przecie nawet rozmawiay.
Tego nie mona sobie wyobrazi. Wcigna powietrze. Pachniao czystoci.
Po cichu zamkna drzwi i wysza. Najwyszy czas wraca do domu, pomylaa.
W dole zbocza spotkali znw Dorte. Biega w ich kierunku, a podskakiwa jej obfity
biust.
- Och, dobrze, e jeszcze nie odjechalicie - wydyszaa. - Torstein mia zabra te
ubrania dla Indianne, ale musia wypyn na wyspy... - Zamilka, spogldajc na spokojne
wody fiordu. Myli pewnie o tej rodzcej kobiecie, pomylaa Elizabeth i zadraa. Jak tam jej
idzie? aowaa, e nie zaoferowaa swojej pomocy. Przecie umie zatrzyma krew, gdyby
bya taka potrzeba.
- Uszya je? - spyta Jens.
- Co? - Dorte spojrzaa na niego oszoomiona.
- Czy uszya te sukienki dla Indianne?
- Nie, nie. - Dorte pokrcia gow i podaa im narcze ubra. - Tylko je zwziam. Jak
tylko urodzi, na pewno znw bdzie szczupa, jestem tego pewna. -Umiechna si
przepraszajco. - Indianne powiedziaa oczywicie, e sama to moe zrobi, ale uwaam, e
bdzie miaa co innego do roboty ni szycie.
- Zajedziemy do niej, to przecie po drodze - obiecaa Elizabeth, kadc ubrania na
kolanach.
- Sdzicie, e tam na wyspie dobrze pjdzie? - spytaa Dorte, a gboka bruzda
przecia jej piegowate czoo.
- Oczywicie, e tak! - rzuci energicznie Jens. - Kobiety rodz od tysicy lat, wic
dlaczego nie miaoby dobrze pj?
- Kobiety take umieraj przy porodzie od tysicy lat - przypomniaa mu Dorte. Jedn z nich bya... -zamilka, rumienic si.
- Wiem - przyzna Jens lekko zaenowany. - Mama umara rodzc Fredrika...

- W kadym razie fiord jest jak lustro - wtrcia szybko Elizabeth. - Nie musz pyn
w niepogod.
- Tak, masz racj - odpara Dorte. - No, nie bd was duej zatrzymywa. Pozdrwcie
tam wszystkich w Dalsrud! Dusz chwil jechali w milczeniu, po czym Jens spyta:
- Dlaczego bya taka dziwna tam w Dalen?
- Widziaam Lin-Laponk - wyrwao si Elizabeth, zanim zdya si zastanowi.
- Aha. Co powiedziaa? - Jens nawet na ni nie spojrza i zada pytanie normalnym
gosem, jakby rozmawiali o pogodzie. -Nie uwaasz, e to brzmi dziwnie? - spytaa
zdumiona.
- No tak, ale skoro j widziaa, to tak byo. Zreszt nie pierwszy raz.
- Nie. - Elizabeth spojrzaa na swoje donie zacinite na sukienkach Indianne. Czy
powinna by z nim cakiem szczera? W kadym razie nie powinna kama. - Powiedziaa, e
powinnam rzuci ci si w ramiona. Jens mia si dugo i szczerze.
- Naprawd uya tych sw?
- No, moe nie - zachichotaa Elizabeth. - Ale wiesz, co mam na myli.
- No, a ty chcesz tego? Chcesz rzuci mi si w ramiona? - spojrza na ni
prowokacyjnie.
- Uwaam, e troch za wczenie, by o tym mwi. Pozwlmy, by wszystko szo
swoim tempem. Nie uwaasz?
- Jak sobie yczysz. Ja nadal czekam.
Pooya do na jego przedramieniu. Skra bya opalona na letnim socu, a woski
nim rozjanione.
- Jeste najbardziej cierpliwym mczyzn, jakiego kiedykolwiek poznaam.
- Dzikuj, to mie - umiechn si. - Ale zakadam, e czeka mnie co dobrego, wic
to nie jest trudne. Elizabeth, speszona, cofna do.
- Wejdziesz ze mn? - spytaa, gdy zajechali na podwrze domu doktora. Jens pokrci
gow.
- Nie, bo wtedy zostaniemy na duej. Na ile znam Indianne, bdzie kawa i ciastka i
gadanie. Nie dam rady, kiedy nie ma Torsteina. Elizabeth zeskoczya z wozu.
- Zaraz wrc - obiecaa i szybkim krokiem posza w stron domu. Pukaa wiele razy
bez skutku, wreszcie wesza do rodka.
- Halo? Jest tu kto? Indianne? Nagle usyszaa przecigy krzyk, dochodzcy z
poddasza.
- Dobry Boe! - Elizabeth przeegnaa si, zebraa spdnice i wbiega po schodach.

Usyszaa znowu krzyk i szarpniciem otworzya jedne z drzwi.


- Indianne! Kochana, uderzya si? - spytaa, klkajc obok lecej na pododze
kobiety.
- Dziecko! Chyba rodz... - wystkaa Indianne, trzymajc si za brzuch.
- Gdzie s suce? - Elizabeth pomoga jej wsta i podprowadzia do ka.
- Jedna w sklepie, druga ma wolne, a trzecia pierze ubrania w rzece... Och, jak boli!
- Gdzie ci boli?
- W krzyu.
- To na pewno skurcze. Teraz pomog ci si rozebra i wszystko bdzie dobrze.
- Gdzie jest Torstein?
- Musia popyn na wyspy z Ane. Jaka kobieta tam rodzi. Indianne zgia si w
nowym skurczu. Gdy min, zakaa:
- A mn si cakiem nie przejmuje!
- Przecie nie wiedzia, e si zaczo, rozumiesz to.
0 tak, zdejmujemy te ubrania...
Gdy zdoaa naoy Indianne nocn koszul, usyszaa dobiegajcy z dou gos Jensa:
- Gdzie si podziaa? Elizabeth? Indianne? Halo!
- Och, zapomniaam o Jensie! Zaraz wracam. - Wybiega na korytarz. -Jens! Indianne
zacza rodzi, a jest sama! Musisz zagotowa wod! We te zimn
1 przyjd tu! Wrcia do pokoju.
- Zsikaam si - wydusia Indianne, odsuwajc kodr.
- To nic takiego - pocieszya j Elizabeth, podcigajc jej koszul. - To przez pord.
Dziecko idzie szybciej, ni mylaam. Teraz rb, co ci powiem, Indianne. Przyj, kiedy dam ci
zna. Indianne pokiwaa gow.
- Teraz!
Pojawia si gwka dziecka. Bya malutka i nieco sina, ale Elizabeth wiedziaa, e
noworodki czsto tak wygldaj.
- Umieeeeeram! - wya Indianne.
- Nie, nie, tylko ci si wydaje. Dobrze, teraz spokojnie. Odpoczywaj i oddychaj
gboko. - Elizabeth pogaskaa j po spoconym czole. W drzwiach stan Jens.
- Mam wod. O, cholera. Dziecko ju si rodzi?
- Tak, teraz ju pjdzie prdko.
- Mam co zrobi? - Jens stan z kubkiem i misk wody w doniach.
- Odstaw to - polecia Elizabeth.

- I chod tutaj - wystkaa Indianne, wycigajc do niego rk. Jens posucha.


Indianne zapaa go za rami, krzyczc przecigle.
- Au! Nie wiedziaem, e jeste taka silna - skrzywi si Jens.
- Ju idzie! Tak, dzielna dziewczyna! Dalej, Indianne! Najgorzej jest z gwk, potem
bdzie atwiej... Teraz, tak!
Elizabeth zapaa mae ciako i szybko otara buzi dziecka, ktre zaraz zaczo
paka...
- Ale adne! - wyszeptaa Indianne. - Najadniejsze na wiecie. Poka mi je. Chopiec
czy dziewczynka?
- Chopiec! May Torstein! Indianne miaa si, szczliwa, tulc ma istotk do
siebie.
- One s takie mae? - spytaa zaniepokojona, przytulajc policzek do maej gwki.
- Nie jest duy, ale da sobie rad - stwierdzia Elizabeth. - Zacza masowa brzuch
Indianne, by uatwi wydalenie oyska, gdy nagle zatrzymaa si. -Co tu... - Zamilka i
nacisna w kilku miejscach. W tym momencie Indianne jkna i wygia si z blu.
- We dziecko! - polecia Elizabeth Jensowi. Wzi chopczyka w ramiona, otuli go
pieluszk i przestraszony obserwowa, co si dzieje.
- Jest nastpne! - zamiaa si Elizabeth. - Masz bliniaki, Indianne! Musiaa otrze
oczy, bo zaleway je zy. To byo pikne. Poprzednim razem, gdy przyjmowaa pord
bliniaczy, rodzia Bergette. Wtedy jej synek umar. Ale teraz wydawao si, e wszystko
bdzie dobrze. Elizabeth a zmiky kolana z poczucia ulgi. Drugie dziecko wylizno si
bez problemw i zaraz potem Elizabeth trzymaa w rkach ma dziewczynk, bijc
pistkami i krzyczc wniebogosy.
- Wszystko z ni w porzdku - pooya ma na piersiach Indianne.
- Jeste niczym owca, Indianne - zamia si Jens. -Dzieci wyskakuj z ciebie jedno po
drugim!
- Uwaaj, bo zaraz ty std wyskoczysz! - prychna Indianne, miejc si i paczc
jednoczenie. Elizabeth odebraa od niego chopczyka.
- Teraz id ju, Jens. Mczyni w ogle nie powinni tu by.
- No, s wyjtki. Ja ju byem kiedy akuszerk, o ile pamitam. Elizabeth pokiwaa
gow.
- Tak, ale teraz rodzia twoja siostra.
- Pomyle tylko, jestem wujkiem - mrukn do siebie Jens, wychodzc.
- Uwaasz, e przeyj? - spytaa Indianne, wycigajc wolne rami po synka.

- Oczywicie, e tak - odpara Elizabeth, ukadajc go w zgiciu jej ramienia. - Jak je


nazwiesz? zy spyway po policzkach Indianne.
- Mylaam, e jeli bdzie dziewczynka, nazw j Ragnhild Debora, po mamie
Ragnie i mamie Dorte. Ale teraz mam i dziewczynk, i chopca. Moe bd Ragnhild i Dag.
- To adne imiona - zgodzia si Elizabeth. Pozwolia jej potrzyma jeszcze dzieci, po
czym je umya i owina w pieluszki. Podwjne szczcie dla matki! Ale Torstein si zdziwi!
Mwi, e bdzie tylko jedno. Pewnie troch potrwa, zanim przyzwyczaj si do myli, e
maj dwoje. Podaa z powrotem dzieci modej matce i patrzya na nich troje. Pikny widok,
pomylaa, umiechajc si do siebie. Jej myli powdroway do kobiety rodzcej na wyspie.
Oby i tam poszo dobrze!

Rozdzia 14
Indianne odpoczywaa, a blinita spay w jej ramionach. Z dou dobieg Elizabeth
odgos otwieranych drzwi i stukot chodakw. Niski i wyszy gos zmieszay si. Jens
rozmawia ze suc. Dziewczyna wydaa okrzyk i Jens uciszy j, po czym otworzyy si
drzwi i ich gosy si przytumiy.
- Czy to normalne, eby paka tak dugo jak ja? -spytaa Indianne, patrzc na ni
zazawionymi oczami.
- Oczywicie - uspokoia j Elizabeth. - To przecie zy szczcia! I tak trzeba dodaa. Indianne ucaowaa gwki dzieci.
- Mylaam, e jestem przygotowana do tego, jak jest by matk. e to bdzie
najwiksze na wiecie szczcie. e wypeni mnie niezwyka rado i instynkt opiekuczy.
Ale mimo to jest inaczej. Jest tak... -zamiaa si. - Nie do opisania! Nawet nie umiem
wyrazili, jak to czuj. Bez mrugnicia okiem byabym gotowa umrze za tych dwoje! Nigdy
wczeniej czego takiego nie czuam, nawet wobec Torsteina.
- Nie musisz mi tego tumaczy, Indianne. Jestem matk dwojga dzieci, tak samo jak
ty, tyle e urodzonych w wikszym odstpie czasu.
- Niemal o tym zapomniaam. - Indianne pocigna nosem i zamiaa si.
- Teraz czuj si, jakbym bya jedyn mam na caym wiecie. - Spojrzaa w sufit.
- Mama. Pomyl, jestem mam! Za rok albo dwa te mae stworzenia bd biega i
nazywa mnie mam. Bd miaa dwa imiona: Indianne i mama.
- Nie bd mwi do ciebie matko"?
- Nie, tak mwi tylko w wyszych sferach.
- A ty do nich nie naleysz? Indianne pokrcia gow.
- Ja zawsze mwiam mamo". Och, czy ten Torstein ju wraca? Tak bym chciaa
pokaza mu dzieci.
- Spowaniaa. - Co mylisz, jak si potoczyo tam na wyspie? Biedakom nie jest
atwo. Brudno i godno...
- Nie zawsz - rzucia Elizabeth. - A ona dostaa dobr pomoc zarwno doktora, jak i
akuszerki.
Nie chciaa martwi jej swoimi obawami. Chyba nie byo. dobrze, skoro wezwali ich
oboje. Indianne odprya si.
- Sdzisz, e bd miaa do mleka dla nich obojga?
- Tak, tylko przystawiaj je czsto do piersi, wtedy bdzie wicej pokarmu. A gdyby

jednak byo za mao, moesz miesza krowie mleko z wod i im dawa.


- Pomyle, e Torstein nie usysza, e mam dwoje dzieci w brzuchu. Indianne
zamiaa si i uoya wygodniej.
- Ciko ci? Moe wezm jedno?
- O, nie, niech le. Musimy zdoby jeszcze jedn koysk. Moe bym poyczya od
Helene?
- Z pewnoci. Przyl z ni Larsa.
Z dou dobieg je odgos otwieranych drzwi i gwar wielu gosw. Suba dowiadywaa
si nowin. Elizabeth moga sobie wyobrazi ich rozmowy. Gospodyni urodzia, i to nie jedno
dziecko, ale dwoje na raz! Co za sensacja! I wyglda na to, e i matka, i dzieci czuj si
dobrze! I Jens by przy porodzie! Mczyzna! Ale Indianne jest on lekarza, wic moe to
byo dla niej naturalne. A czy Jens nie by przypadkiem przy narodzinach Ane? Tak,
rzeczywicie by, tak mwili. No i zrzdzeniem losu Elizabeth wanie przejedaa.
Pomyle, co by byo, gdyby gospodyni miaa rodzi cakiem sama! Mogoby si to le
skoczy. Bg nad ni czuwa!
- Bd miaa wicej szycia - szepna Indianne.
- Nie powinna szepta - powiedziaa Elizabeth. -Najlepiej przyzwyczaja je do
haasw, wtedy bd lepiej spa. Indianne odchrzkna i powiedziaa nieco goniej:
- Bd musiaa uszy wicej ubranek dla tych maluszkw.
- Oj, prawie bym zapomniaa. Na dole le twoje sukienki od Dorte, ktra je zwzia.
- Ona jest taka mia. Dobrze bdzie znw si normalnie ubra. Strasznie mi tego
brakowao.
- Mog ci poyczy ubranka dla dzieci. Mam przecie i po chopcu, i po dziewczynce.
- Bardzo dzikuj, Elizabeth, kochana jeste. Ja jeszcze...
Usyszay kroki w korytarzu i drzwi otworzyy si z impetem. Torstein dwoma susami
znalaz si przy ku.
- Czy to prawda? Czy ja naprawd...? - Uklk przy ku i wpatrzy si w nich troje. Jeste najlepsza na wiecie - powiedzia nagle ochrypym gosem. - Wygldaj na silne i
zdrowe - doda. Spojrza czule na Indianne i pocaowa j w czoo.
Elizabeth poczua si zbdna. Wstaa i posza w stron drzwi. Zatrzymaa si jednak i
zwrcia do Torsteina:
- Musz ci o co spyta. Jak poszo tej kobiecie na wyspie? Torstein umiechn si
przelotnie.
- W kocu dobrze. Urodzia duego syna. Ane miaa ze sob zioa, ktre przyspieszyy

skurcze.
- To dobrze - szepna Elizabeth, ale Torstein ju tego nie sysza, zajty swoj
rodzin. Na korytarzu zoya donie i powiedziaa:
- Dziki ci, Boe. Wiedziaam, e mnie dzi wysuchasz.
Helene musiaa zauway, e wracaj, bo ju zacza podgrzewa dla nich obiad.
Elizabeth zaburczao w brzuchu, gdy poczua zapach ryby i ziemniakw z patelni.
- Ale ci dugo nie byo, mamo! - narzeka William, wieszajc si na niej.
- By tutaj jeden z synw ze Sonecznego Wzgrza i pyta o ciebie -rzucia Helene
przez rami.
- Czego chcia?
- Nie wiem. To ten, ktry jest mem sucej ony lensmana. Elizabeth zaniepokoia
si.
- Nie powiedzia ani sowa, o co chodzi?
- Nie. Spytaam, czy mam ci co przekaza, ale nie chcia. Mrukn tylko, e to wane
i e musi koniecznie z tob porozmawia w cztery oczy. Elizabeth prbowaa odsun
niepokj. Skoro to wane, na pewno wrci. Signe uja Jensa za rk i spojrzaa na niego
wielkimi, bkitnymi oczami.
- Ju mylaam, e nigdy nie wrcisz, tato. Jens podnis j w gr.
- Oczywicie, e wrciem. Nie bj si o to! Elizabeth usiada ciko. Zabola j krzy,
gdy posadzia sobie Williama na kolanach.
- Po drodze zajechalimy do Indianne - powiedziaa.
- Aha. Co u niej? - spyta Lars zza gazety. Z szelestem przewrci stron.
- Urodzia, Jens i ja pomagalimy, bo nikogo wicej nie byo. Helene odwrcia si
gwatownie, a Lars opuci gazet Lofoten Tidende na st.
- No nie mw! - krzykna Helene. - Opowiadaj! Elizabeth zamiaa si z jej doboru
sw.
- Moe niech to opowie akuszer - zerkna na Jensa.
- No c... Mielimy tam zajecha tylko po to, by zostawi jej ubrania od Dorte.
Elizabeth wesza na chwil, a ja czekaem i czekaem. W kocu zajrzaem do rodka i okazao
si, e Indianne jest sama i rodzi dzieci.
- Dzieci? - spyta Lars ze miechem. - Urodzia ich wicej?
- Tak, dwoje.
Helene wytrzeszczya oczy. Zapomniaa o jedzeniu na kuchni, wycigna stoek i
usiada.

- Dymi si - zauwaya Kathinka.


- O mj Boe jedyny! - Helene skoczya i zsuna patelni z ognia. - Co si urodzio? spytaa, rozdzielajc jedzenie na dwa talerze.
- Chopiec i dziewczynka - odpara Elizabeth. - Indianne zamierza nazwa je Ragnhild
i Dag.
- No nie! Poddaj si! - Helene pokrcia gow. -Jedzcie. A gdzie by Torstein?
- Musia popyn na wyspy, odebra tam pord. B)d ju w Heimly, gdy
przyjechalimy.
Elizabeth przekna kilka ksw obiadu i opowiedziaa wszystko Helene. W czasie,
gdy kawa si parzya, wszystko zostao dokadnie omwione.
- Oczywicie, e poycz jej koysk - powiedziaa Helene. - Jake by inaczej! Mog
te da par ubranek, jeli chce.
- Oczywicie, e tak - odpara Elizabeth i zacza rozsznurowywa buty. Cudownie
byo rozprostowa palce stp. Nagle ogarna j przemona ochota zamoczenia ich w morzu,
poczucia chodnej, sonej wody. Wstaa.
- Pjd po zioa - stwierdzia. - Williamie, ty zostajesz.
- Dugo ci nie bdzie? - spyta. -Nie, nie. A duo zebralicie dzi puchu i drewna?
- Tak, wielki stos! - odpara Signe, pokazujc jego wielko rkami.
- Ale drewno nadal ley porodku podwrza - wtrci Lars. - Moe zaniesiecie je na
miejsce do drewutni?
- Pewnie! Chod, Signe!
- Ja te chc! - krzykna Kathinka i pobiega za nimi tak szybko, a jej loczki
podskakiway.
- No to ja id po zioa - rzucia Elizabeth, wsuwajc stopy w zniszczone chodaki.
Saby wiatr przeczesywa delikatnie jej wosy. Elizabeth umiechna si do siebie,
schodzc na brzeg. Zioa, pomylaa. Byy tylko wymwk, by moga poby przez chwil
sama. Zbierze troch rolin wracajc do domu, eby nie budzi podejrze. Gdy dosza do
swojego miejsca, usiada we wrzosach i spojrzaa na morze. Ale jest nieskoczenie wielkie!
Spojrzaa w drug stron, a jej wzrok zatrzyma si na bkitnych grach. Gdy bya maa,
ojciec jej wyjani, e gry wydaj si takie dlatego, e s bardzo daleko.
Pooya si na plecach i patrzya w niebo, a jej oczy same si zamkny. Tyle si
wydarzyo tego dnia! Spotkanie z Lin-Laponk, pord Indianne... Ane bdzie zdumiona, gdy
si o tym dowie. Dwoje dzieci w brzuchu i ani lekarz, ani akuszerka tego nie odkryli.
Musiaa si zdrzemn, bo nagle poczua, e marznie i otworzya oczy.

- Jens! Co tu robisz? - spytaa, siadajc, zawstydzona, e tak ley.


- Patrzyem na ciebie, jak spaa.
- Nie spalam!
- Pochrapywaa... Zamiaa si.
- O, nie, na pewno nie!
- No dobrze, moe i nie - zgodzi si Jens, gryzc dbo trawy. - To w taki sposb
zbierasz zioa? Spojrzaa zawstydzona na wrzosy.
- Byam taka zmczona, e musiaam mie godzink dla siebie. Jens spojrza w niebo.
- Uwaam, e min najwyej kwadrans.
- Wiesz to po socu? Umiechn si szeroko.
- Nie, chciaem ci tylko zaimponowa. Spojrzaem na zegar, zanim za tob poszedem.
- Przysun si bliej. - Zasuya na odpoczynek. To by dla ciebie wyczerpujcy dzie.
Pokiwaa gow i odwrcia si ku niemu. Jego twarz bya tak blisko, e nagle
poczua, e nie moe si powstrzyma. Pogaskaa go po policzku, przesuna palcem po jego
dugich rzsach i przycisna usta do jego ust. Odpowiedzia na jej pocaunek, jednoczenie
kadc j na ziemi. Oddychali szybko. Syszeli krzyk mew, czuli zapach morza i wodorostw.
Dobrze byo by z dala od dnia codziennego i innych ludzi. Elizabeth zarzucia mu rce na
szyj i nie stawiaa oporu, gdy zacz rozpina guziki jej bluzki. Pomoga mu zdj koszul,
potem przysza kolej na pozostae czci garderoby. Wkrtce leeli nadzy. Elizabeth odrzucia
gow w ty, jczc, gdy usta Jensa przesuway si po jej ciele caujc, skubic i smakujc.
Wyszeptaa jego imi, gdy pooy si na niej, a potem wykrzykna je gono, gdy
ogarna j rozkosz. Nie wstydzia si. Byo tak, jak by powinno.
Jens odgarn wosy z jej twarzy i spyta, czy nie marznie.
- Nie, jest mi ciepo - wyszeptaa, oplatajc jego nogi swoimi. - Nie aujesz? Pokrci
gow.
- Nie mog zachowywa si, jakbym nie y, poniewa Lina umara. Nie uwaam, e
robi co zego, bo ona by chciaa, ebym y dalej. Nie tskni za ni mniej z tego powodu.
Ale myl o niej nie sprawia mi ju blu, i cieszy mnie to.
Elizabeth zastanawiaa si przez chwil nad jego sowami, po czym zgodzia si z nim.
- Masz przecie Signe. Jest podobna do Liny.
- A William jest podobny do Kristiana. Umiechna si.
- Tak, to prawda.
- No i mamy Ane, ktra jest podobna do nas. Elizabeth zamiaa si i pocaowaa go w
czubek nosa.

- Ubieramy si?
- Nie, bdziemy tak lee do koca dnia!
Elizabeth podniosa si i zacza ubiera, nie wstydzc si, e Jens ley z rkami
zaoonymi za gow i patrzy na ni.
- Bdziesz tak lea? Moe powiem Helene, eby ci pomoga? Zerwa si.
- Oszczd mnie! Zacignaby mnie za ucho do domu, mwic o przezibieniu i
korzonkach, i innych okropnociach, ktrych si mogem nabawi od chodu. Elizabeth
zamiaa si w gos.
- Pomoesz mi nazbiera zi?
- Oczywicie. Czego potrzebujesz? Elizabeth spojrzaa na niego z zastanowieniem.
- A skd wiedziae, gdzie jestem?
- Kiedy zbierasz zioa, nie idziesz w stron morza - odpar, zapinajc koszul.
- Mam nadziej, e inni tego nie zauwayli.
- Nie, nie s tak spostrzegawczy jak ja!
- Zupenie, jakbym syszaa Signe!
Elizabeth wzia Jensa za rk i poszli szuka zi. Jego do bya ciepa, sucha i silna.
Gdy Elizabeth miaa troch wolnego czasu, chodzia do gabinetu. Zwykle byo to po
poudniu, gdy reszta domownikw odpoczywaa po obiedzie. Przede wszystkim uzupeniaa
rachunki, ale take robia proste notatki o yciu w gospodarstwie. Syszaa, e wielu
gospodarzy zapisuje zbiory zboa, ziemniakw i opisuje pogod. Ona dodawaa wicej
informacji, ale nie byo to nic osobistego. Odoya piro i zapatrzya si przed siebie. Czy
waciwe byo, e posuna si a tak daleko z Jensem? Tamtego dnia odczuwaa to jako co
naturalnego, ale potem zacza wtpi. A jeli zasza w ci? Nikt nie wiedzia, e oni chc
do siebie wrci. Ale czy tak jest naprawd? Moe tylko szukaj u siebie pocieszenia? Jens
zachowywa si dokadnie tak, jak wczeniej, by rwnie miy i troskliwy. Nie zmusza jej do
niczego i uwaa, by nie okazywa jej zbyt wiele czuoci, gdy inni byli w pobliu.
Westchna i wyszukaa pok kartk spord pliku innych. Znalaza j na strychu
ju dawno temu, ale jeszcze jej nie czytaa. Byy na niej przepisy, starannie zapisane
gotyckim drukiem. Umiechna si, czytajc jeden z nich, uoony wierszem.
Zapukano do drzwi i wesza Helene.
- Kto do ciebie. Elizabeth wstaa.
- Kto to?
- Ten ze Sonecznego Wzgrza, z on.
- Przylij ich tu. I zrb troch kawy, dobrze?

- Jeszcze jest ciepa, ale podgrzej - rzucia Helene i wysza. Po krtkiej chwili stanli
w drzwiach.
Mody mczyzna ze Sonecznego Wzgrza wycign do. Jego wosy byy proste i
kasztanowe, spojrzenie bezporednie, a ucisk doni mocny.
- Cornelius - przedstawi si z ukonem.
- Elizabeth - odpara z umiechem. Spojrzaa na towarzyszc mu kobiet. - Ciebie ju
poznaam, Arnoldo. - Wycigna do niej do. -Prosz, siadajcie. -Wskazaa na dwa wolne
krzesa. - Syszaam, e bye ju tu i pytae o mnie, Corneliusie. Przykro mi, e mnie nie
zastae.
- Prosz nie przeprasza. Liczyem si z tym, e jest pani zajta. , - Och, tak.
Mczyzna umiechn si z zaenowaniem, lecz nieco si odpry.
- Cornelius jest uprzejmy - rzucia Arnolda. - Ja te si nauczyam tego i owego u pani
lensmanowej.
Spucia wzrok, mwic to, i Elizabeth nie moga powstrzyma si od pytania:
- Dobrze ci tam? Arnolda nadal wpatrywaa si w swoj spdnic, gdy odpowiedziaa:
- Powinnam si cieszy z takiego miejsca. Wielu mi zazdroci, ale... -zamilka i
zerkna na Corneliusa.
- Jest z tego pensja - stwierdzi, poprawiajc si na krzele.
Wesza Helene z kaw i talerzykiem ciasteczek.
- Prosz, czstujcie si - powiedziaa Elizabeth, przysuwajc talerzyk w stron
przybyych.
- Bardzo dzikujemy. - Kade z nich wzio po ciastku i odgryzo po maym kawaku.
- A wic, czym mog suy? - spytaa Elizabeth, dmuchajc na gorc kaw i
czekajc z ciekawoci na odpowied. Cornelius zerkn na Arnold.
- Chodzi o to, e... - zacz powoli.
- Potrzebujemy miejsca do mieszkania - dokoczya szybko Arnolda. -Jestemy
maestwem i musimy mie co wasnego. - Zacisna usta, jakby w obawie, e powiedziaa
zbyt duo.
- Ach, tak? - Elizabeth pokiwaa zachcajco gow. - A gdzie teraz mieszkacie?
- Mieszkamy na Sonecznym Wzgrzu, ale tam jest ciasno - odpara Arnolda. Dlatego chcielibymy spyta, czy moemy wydzierawi gospodarstwo tych, co wyjechali do
Ameryki. Elizabeth ukrya umiech. A wic tak mwi we wsi o rodzinie Amandy!
- C, w zasadzie... - Zastanowia si. - Widzielicie, jak to miejsce wyglda? Nie jest
due.

- Jestemy do tego przyzwyczajeni - rzuci Cornelius szybko.


- Tak... - Elizabeth upia yk kawy i zastukaa palcami po blacie biurka, po czym
spojrzaa prosto na nich. - A nie chcecie kupi tego miejsca?
- Nie sta nas na to - odpowiedziaa Arnolda. - Nie pac mi zbyt dobrze u lensmana.
M skarci j spojrzeniem i kobieta zamilka.
- Chodzi mi o to, e nie musicie paci wszystkiego teraz - tumaczya Elizabeth. - Ale
jeli bdziecie paci raty zamiast dzierawy? Co wy na to? Nie byoby dobrze sta si
wacicielami? Uprawia wasn ziemi i dba o swj wasny dom? - spytaa z umiechem.
Modzi zerknli po sobie i pokiwali gowami.
- No to tak zrobimy. - Elizabeth wycigna szuflad i wyja plik kartek.
- Spiszemy umow. Kiedy chcecie si wprowadzi? - Gdy adne nie odpowiedziao,
spytaa: - Moe dzi? Arnolda rozjania si.
- Och, to byoby wspaniale! Powiedz, e tak, Corneliusie!
- Niech tak bdzie. - Pokiwa gow. - Ale prosz mi powiedzie, czy bdziemy mie
prace do odrabiania w Dalsrud? Elizabeth zanurzya piro w atramencie.
- Nie. Ale jeli si zgodzicie, chtnie przyjm jak pomoc w potrzebie. Oczywicie,
za zapat, no i kiedy wam bdzie pasowao.
- Oczywicie - odpar Cornelius. - Chtnie pomoemy, kiedy bdzie trzeba.
Gdy kontrakt zosta spisany i wymieniono uciski doni, modzi wyszli. Elizabeth staa
na schodach i patrzya w lad za nimi. Arnolda wsuna rk pod rami ma. Ich kroki
wydaway si lekkie, miali si z czego. Tacy modzi i zakochani, pomylaa, maj cae ycie
przed sob. Cieszya si, e moga im pomc.
- Czego oni chcieli? - spytaa Helene, pojawiajc si nagle za jej plecami.
- Kupili gospodarstwo.
-Co?!
- Wejdmy do rodka, to wam wszystko opowiem. Jest wicej kawy?
- Pewnie, i kawy, i ciasta. Helene wesza przed ni do domu.

Rozdzia 15
Maria staa oparta ramieniem o framug i spogldaa na okolic. Powietrze byo ju
chodniejsze, zapowiadajc bliski koniec lata. Gdzie z okolic drogi dobiega j dziecicy
miech Kristine. Dziewczynki, ktre si czasem ni opiekoway, zabray j ze sob. Zarabiay
przy okazji kilka groszy.
Kilku mczyzn stao przy magazynie, dwie kobiety rozmawiay ze sob niedaleko
nich. Nieopodal przejecha chopak na koskim grzebiecie. By na oklep i w drewniakach.
Dziwne, e nie spada, pomylaa Maria, przesuwajc wzrok na znajom sylwetk na brzegu.
Czy to nie Olav?
Stana na palcach, by lepiej widzie. Tak, to on. Pomachaa mu rk, ale jej nie
zauway. A moe by moga... Rozejrzaa si. Na pewno nic nie zaszkodzi, jeli opuci sklep
na kilka minut, ale dla pewnoci zamkna drzwi na klucz.
Podbiega kilka krokw, zatrzymaa si i przygadzia wosy. Miaa ochot zaple na
nowo warkocz, ale zrezygnowaa. Odetchna gboko i ostatni odcinek drogi przesza
spokojnym krokiem. Nie wypadao, eby pdzia mu na spotkanie.
- Jedziesz do domu, czy dopiero przypyne? - spytaa.
Drgn i nieomal si polizn na wodorostach.
- A, to ty? - Jego twarz rozjania si w umiechu. - Musz wraca. Niestety - doda.
Maria poczua, jak jej serce zapada si w piersi.
- Odjedasz, nie zagldajc do mnie? A tak ci si spieszy?
- Tak, niestety, dzi tak. - Wycign do niej rce, ale zorientowa si, e s brudne i
opuci je. - Przyjad innego dnia. Moe ktrego wieczoru, kiedy ju zamkniesz sklep.
Bdziemy wtedy mogli by razem. Pokiwaa gow, zirytowana, e pacz ciska jej gardo.
Podszed do niej.
- Przykro ci? Mog przyj, zanim pooysz Kristine. Co ty na to? Pobawibym si z
ni troch. Maria odchrzkna i zmusia si do umiechu.
- Ciesz si. Moe wiesz, ktrego dnia? Mogabym upiec ciasto - dodaa szybko, cho
nie dlatego spytaa. Chciaa zna konkretn dat, by nie czeka w niepewnoci kadego
wieczoru. Spuci na moment wzrok.
- Mam teraz sporo pracy w gospodarstwie... - Zamilk i spojrza na ni przepraszajco.
- Ale to ju niedugo, obiecuj!
- Musz wraca - powiedziaa. - Mog przyj klienci.
- Zosta jeszcze chwil! - poprosi, usiujc zapa jej do, ale dosign! jedynie

koniuszkw palcw.
- Przykro mi.
Uniosa spdnice i pospieszya w gr. Jego ostatnie sowa miay sodko-gorzki smak.
Przecie moga jeszcze troch zosta... Czyby chciaa go ukara, e nie mia dla niej czasu?
Byo to dziecinne, bo przecie tak naprawd to chciaa si do niego przytuli. No, moe
byoby to zbyt ryzykowne, bo ludzie mogliby ich zobaczy. Miaa wielk ochot odwrci si
i spojrze za nim, ale wytrzymaa, dopki nie dosza do sklepu. Gdy zerkna przez okno, a
cisno j w brzuchu z zawodu, bo ju odpyn.
Weszli klienci. Jeden chcia zwitek tytoniu na kredyt, inny miark kawy. Maria
wydawaa towar gawdzc, z nimi, ale jej myli kryy zupenie gdzie indziej. Dlaczego
waciwie musz ukrywa przed wszystkimi, e si kochaj? Moe najpierw powinni da do
zrozumienia, e s par, a dopiero potem, ze Kristine jest jego crk. Porozmawia o tym z
Olavem, gdy przyjedzie. Ciekawe, co on myli na ten temat Nagle poczua niepewno. A
jeli on bdzie chcia czeka, a uprawomocni si jego rozwd? Jeszcze dwa lata? Czy ona
wytrzyma tak dugo? Czy Kristine nie powinna si dowiedzie, e ma ojca zanim skoczy
pi lat? Te myli przyprawiay j o bl gowy. Gdy klienci wyszli, podesza znw do okna i
zesztywniaa. Olav, ktremu tak bardzo spieszyo si do domu, sta na nabrzeu. A obok
niego staa... Elen!
Maria poczua, jak serce tucze jej si w piersi. Zakrya usta doni, by stumi okrzyk
przeraenia. Ciarki przechodziy jej po ciele, gdy patrzya na nich. Elen staa blisko niego,
szczupa i adna. O czym rozmawiali
Olav machn rk i odwrci si. Elen okrya go i pooya mu rk na ramieniu.
Spojrza na m, zdj kaszkiet i poczochra wosy. Elen pucia jego rami, pokiwaa gow i
skierowaa si do sklepu.
Maria cofna si o kilka krokw, ale zdya dostrzec, e Olav poszed w stron
dki. A co robi wczeniej? Zdoaa stan za lad, gdy zadwicza dzwonek nad drzwiami.
Umiechna si, mimo e serce bio jej jak oszalae.
- Dzie dobry, Elen. Jak si masz?
Elen odpowiedziaa powcigliwie, nawet z umiechem, ale nie spytaa a ty?", jak
nakazywa obyczaj. Maria obrzucia j uwanym spojrzeniem. Elen miaa wieo umyte
wosy, uoone w wyszukan fryzur. Pewnie duo czasu na to powicia, pomylaa,
spogldajc z zazdroci na jej szczup tali. Jak ona moga by taka szczupa, skoro
niedawno urodzia dziecko?
- Jak si chowa synek? - spytaa uprzejmie.

- Dzikuj, dobrze. - Elen przebiega wzrokiem pki za Mari. - Musz wzi kaw...
no i cukier. Moe masz czekolad?
- Tak, przywieli wczoraj. Oczekujesz goci? Elen pokiwaa gow, umiechajc si
tajemniczo.
- Moliwe, moliwe... A co u ciebie? Znalaza sobie nowego mczyzn?
Maria odwrcia si do niej plecami, bo nie chciaa spoglda jej w twarz,
odpowiadajc.
- yj z dnia na dzie i patrz, co ycie przyniesie.
- Tak, moe to najlepiej. W twojej sytuacji i tak jest to trudne. Maria obrcia si na
picie.
- Co masz na myli?
- Nie, nic takiego, tylko...
-Tak?
- No, jeste sama z duym ju dzieckiem, i...
- I co?
- Ech, no... - Elen z umiechem przechylia gow na bok. - Nie odbieraj tego le,
droga Mario. Nie chciaam sprawi ci przykroci. Ale wiesz, tak ju jest. Gdy mczyzna
zostaje sam z dziemi, zwykle ma gospodarstwo i mao ktra dziewczyna odmawia mu lubu.
Ale jeli ma si tyle lat, co ty, nie jest to atwe.
- Mwisz z wasnego dowiadczenia? - spytaa kwano Maria z wymuszonym
umiechem.
- Nie, skde. - Elen zamiaa si, lecz nie kontynuowaa tematu. - Co to ja chciaam...
aha, czekolada.
Moe jeszcze troch cukierkw. Tamte wygldaj adnie - wskazaa na sj z
brzowymi karmelkami.
Maria walczya ze sob, by zachowywa si uprzejmie. W duszy szalaa z zazdroci i
gniewu. Najchtniej by spoliczkowaa t zarozumia kobiet po drugiej stronie lady.
Podaa towary i przyja pienidze.
- Nie bd taka draliwa - powiedziaa Elen faszywie sodkim gosem, wkadajc
zakupy do torby. -Mam moe pozdrowi od ciebie Olava?
- Olava? Jak to?
- Przychodzi do mnie dzi wieczorem - rzucia Elen, puszczajc do niej oko i wysza,
szeleszczc spdnicami.
Jeszcze dugo w uszach Marii rozbrzmiewa dwik dzwonka nad drzwiami.

Tej nocy budzi j kilka razy ten sam koszmar. nia, e Olav i Elen wrcili do siebie i
e stoj u niej w sklepie, miejc si i pokazujc j palcami.
Uwierzya w to, co ci mwiem?" - mia si szyderczo Olav. Tak ju jest, gdy kto
jest stary, gruby i brzydki - wtrowaa mu Elen. -Ona taka jest!"
Sklep zapenia si ludmi. Przychodzili zewszd: z zaplecza, przez drzwi, przez
ciany. I wszyscy si z niej natrzsali. miali si, bili domi o uda, wycigali na wierzch
tajemnice, o ktrych nikt nie mg wiedzie. Skulia si i zakrya domi gow obronnym
gestem, prbujc odci si od gosw i miechu, lecz bezskutecznie.
Wreszcie obudzia si, spocona i udrczona. Musiaa sobie powtarza, e to by tylko
sen, lecz gdy znw zasna, przyni jej si dalszy cig tamtego koszmaru... Nazajutrz Maria
miaa wraenie, e dzie nigdy si nie skoczy. Do sklepu przyszo mao klientw, wic
miaa duo czasu na mylenie. Co robi Olav u Elen? Dlaczego kama, mwic, e jest zajty,
skoro dla niej mia czas?
Co chwil musiaa spoglda w lustro. Czy naprawd zrobia si stara, gruba i
brzydka? Odsuna lusterko na odlego ramienia i prbowaa spojrze na siebie oczami
innych. Oczywicie, nie bya tak szczupa jak Indianne i Elen, ale miaa kobiece ksztaty.
Mczyni to lubi, powtarzaa jej wiele razy Elizabeth. A stara przecie nie bya, miaa tylko
dwadziecia sze lat. Moe Elen bya zazdrosna?
Nagle uderzya j pewna myl. Waciwie dlaczego Olav mia odwiedza Elen?
Przecie ona jest z Amundem. A moe ju nie? Ta myl bynajmniej jej nie uspokoia...
Po poudniu do sklepu zajrzaa Elizabeth. Na chwil Maria zapomniaa o
nieprzyjemnych sprawach i obja siostr.
- Ciocia Elizabeth! - zawoaa Kristine, biegnc jej na powitanie. -Przysza do mnie?
- Tak, przyszam ci odwiedzi. Jak si masz?
- Dobrze. adna sukienka?
- Tak, zawsze masz adne sukienki - pochwalia j Elizabeth.
- Bardzo jest przejta swoimi strojami - zamiaa si Maria. - To jej sposb
pozdrawiania ludzi... A jak tam u was w Dalsrud?
- Wszystko dobrze, nie mog narzeka. A w sobot robimy spotkanie.
- A z jakiej okazji? Kto ma urodziny? Elizabeth pokrcia gow.
- Nie, chciaam tylko zebra wszystkich, zanim zacznie si zbieranie ziemniakw i
strzyenie owiec. Potem ju blisko do przygotowa witecznych. Zaprosiam cae Heimly.
Przyjad take Mathilde i Sofie. Oczywicie, i ty z Kristine! Moecie u nas spa, bycie nie
musiay wraca po nocy. Prawda, ze tak moe by? Zgd si, Mario!

- Tak! - wykrzykna entuzjastycznie Kristine.


- To dobrze - zamiaa si Elizabeth. - A ty, Maryjko?
- Dobrze. . . , Maria poczua, e ju si cieszy. Mia bdzie jaka odmiana od
codziennoci. Moe uda si jej odsun choby na troch te cikie myli, z ktrymi si
boryka. Olav pewnie te przyjedzie? Moe zdoa porozmawia z nim w cztery oczy i spyta,
co si dzieje pomidzy nim a Elen?
Elizabeth kupia produkty potrzebne do ciast i poegnaa si. Ju za dwa dni si
spotkaj, przypomniaa i wtedy porozmawiaj. Maria pokiwaa gow z umiechem, nie
odpowiadajc, bo sklep wanie zapeni si klientami.
Czekaa na Olava przez cae popoudnie i wieczr Kristine musiaa ju pj spa. A
przecie mia przyj wczeniej, eby si z ni pobawi! A wic to kamstwa i czcze
obietnice... Moe wrcili do siebie z Elen, ale by zbyt tchrzliwy, by si przyzna? lo
byoby bardzo trudne do udwignicia, ale Mana nie pakaa. Powinna unie wysoko gow i
pokaza mu, e si tym nie przejmuje. Bya zbyt dumna, by okaza, e cierpi z jego powodu.
Wreszcie oczy zaczy j piec ze zmczenia. Zacza przygotowywa si do spania,
gdy usyszaa ciche pukanie do drzwi. Przez chwil nie wiedziaa, czy jej such nie myli, ale
zaraz znw zapukano. Olav stan w drzwiach z czapk w doni i min winowajcy.
- Jeste za? - spyta.
Odczekaa chwil, po czym odsuna si na bok, wpuszczajc go do
rodka. Chciaa go cho troch ukara.
Z wahaniem przekroczy prg, ale zatrzyma si przy drzwiach.
- Powinienem przyjecha wczeniej, ale... byem bardzo zajty. Maria nadal nic nie
mwia. Czua, jak zawd i zo powoli z niej spywaj, cho tego nie chciaa. W gniewie
czua si silniejsza. Nie chciaa znw da si omota adnym swkom i kiepskim
wymwkom. On nie pierwszy raz j zawid.
- Obiecaem przyj, zanim Kristine si pooy -mwi dalej ze skruch.
- Tak, obiecae.
- Bd jeszcze inne dni... Przyjad wczeniej!
- Jak mio. - Przejechaa doni po obrusie i poprawia stojcy porodku wazon.
Zrobio jej si al Olava. - W porzdku. Umiechn si z widoczn ulg.
- Dzikuj. Jeste wspaniaa.
- Usid. Chcesz kawy?
- Nie, nie rb sobie kopotu.
- Moe nie masz czasu? - spytaa, prbujc ukry zawd. Pokrci gow i usiad na

sofie. Poklepa miejsce -obok siebie.


- Chod, usid tu ze mn.
Podesza na lekko sztywnych nogach. Czy zaraz usyszy o Elen? Olav nic nie mwi,
odgarn tylko ostronie pasmo wosw z jej czoa.
- Co u Elen? - spytaa Maria ostro. Spojrza na ni zdezorientowany.
- Nie wiem. Dlaczego pytasz?
- Tak mi si przypomniaa.
Umiechn si i przycisn usta do jej wosw.
- Nie myl o niej - wyszepta.
- Niedawno bya w sklepie.
- Tak?
- Tego dnia, kiedy ostatnio ci widziaam. -Aha.
Jego do znalaza drog do zagbienia jej szyi, gaskaa i piecia. Jak mio,
pomylaa Maria, ustawiajc si tak, by uatwi mu dostp.
- Tego wieczora miaa mie gocia - dodaa.
- Ale adnie pachniesz - powiedzia, caujc jej kark. - To perfumy?
- Nie, mydo.
- Smakuje Mari - wyszepta. Zamiaa si cicho, czujc, jak krew pulsuje jej szybciej
w yach.
- Lubisz mnie? - spytaa, nie przejmujc si, e moe okazuje sabo i ebrze o dobre
sowo.
- Czy ja ci lubi? Tylko o tobie myl przez cae dnie. A w nocy nisz mi si, ty i
Kristine.
- A wic dowied tego - rzucia, odsuwajc si lekko. Spojrza na ni niepewnie.
- Jak mam to zrobi? Jeszcze nie moemy wzi lubu, wiesz o tym, Mario, ale...
- To wymyl inny sposb, by to okaza.
- Nie wierzysz mi? Nie odpowiedziaa, a Olav zapatrzy si przed siebie. Nagle
rozjani si.
- W sobot obie rodziny spotkaj si w Dalsrud. Wtedy powiemy im, e jestemy
razem i e Kristine jest moj crk. Co ty na to? Maria wpatrzya si w niego. Czy dobrze
usyszaa?
- Naprawd chcesz to zrobi? - spytaa z niedowierzaniem.
- Oczywicie, e zrobi. Ktrego dnia musz si o tym dowiedzie.
- A co z Elen? - wymkno jej si.

- Kiedy otrzymamy rozwd, my wemiemy lub. Przecie ju to mwiem - zamia


si.
Nie to miaa na myli, lecz ju nie chciaa duej rozmawia. O tym, co si midzy
nimi zdarzyo, powie jej, jeli bdzie chcia. Teraz miaa ochot po prostu cieszy si na
sobot. Zamkna oczy i opara gow o jego rami, ktre zaraz j otoczyo, a usta dosigy
czoa, nosa i wreszcie warg. Niewane, co si wydarzyo. I tak mu wybaczam, zdya jeszcze
pomyle Maria.
Marii uyczono jej dawnego pokoju, w ktrym moga si przygotowa do przyjcia.
Tam miay te spa z Kristine. Ane i Trygve bd musieli wraca wieczorem, tak jak i
rodzina z Heimly, eby obrzdzi zwierzta. Z dou dobiegao j wiele gosw, wysokich i
niskich. Wiedziaa, e Olav jeszcze nie przyjecha, ale i tak odek miaa cinity z
napicia. Po kilka razy powtarzaa w gowie sowa, jakie mieli wypowiedzie. Zastanawiaa
si tylko, kiedy. Poczeka, a wszyscy wypij kaw i ju si nagadaj? Czy moe lepiej po
prostu powiedzie to od razu?
Cieszya si tak bardzo, e najchtniej wybiegaby na schody przed domem i
wykrzyczaa nowin. Zamiaa si w duchu, gdy pomylaa, jakby to mogo zosta odebrane.
Zerkna jeszcze raz do duego lustra. Zielona sukienka ciasno opinaa piersi i tali.
Obrcia si bokiem i stwierdzia stanowczo, e na pewno nie jest gruba, jak by tego chciaa
Elen. Woya trzy halki, na ktrych spdnica adnie si ukadaa. Moe jej bdzie za gorco,
ale niewane! Czua, jakby to byo przyjcie zarczynowe, mimo e nie mieli wymienia
piercionkw. Usyszaa, e kto wchodzi i korytarz wypeniaj nowe gosy. Szybko wysza z
pokoju. Dopiero kiedy dosza do schodw, zwolnia i spokojnie zesza na d, by si
przywita.
Omwiono ju wiele tematw, nawet po kilka razy. Pord Indianne znalaz si na
pierwszym miejscu. Indianne te zaproszono, ale jeszcze nie moga wyjeda z domu, bo
blinita byy za mae. Na szczcie miaa do pokarmu, co byo niemal cudem, zwaywszy
na jej szczupo. Dzieci rosy w oczach, - opowiadaa Dorte. Torstein wpad niedawno do
Heimly i przekaza nowiny. No i oni oczywicie te ich odwiedzali. Blinita s cudowne,
wychwalaa Dorte z wypiekami na policzkach. Maj ciemne woski, tak jak rodzice. Moe te
bd miay brzowe oczy, bo ju s raczej ciemne.
Maria suchaa rozmw, kiwaa gow i wtrcaa czasem swko, ale jej myli kryy
zupenie gdzie indziej. Czasem zerkaa ukradkiem na Olava. Okazao si, e jest rwnie
rozkojarzony jak ona, gdy wszyscy zamiali si, e nie usysza skierowanego do niego
pytania.

- O czym tak rozmylasz? - spyta Jens. - Czy to nie jaka kobieta zamcia ci w
gowie?
- Nie... Albo, tak... To... - rzuci bezradne spojrzenie w stron Marii. Nadszed czas,
pomylaa, i wstaa. Troch potrwao, zanim zebrani zorientowali si, e chce co powiedzie.
Gwar gosw powoli ucich i zapada cisza. Maria odchrzkna i splota przed sob donie.
- Mam wam co do powiedzenia - zacza.
Olav take wsta i spojrzenia wszystkich skupiy si na nim.
- Chcemy wam powiedzie, e kiedy, kilka lat temu, my z Olavem... bylimy ze sob
- mwia dalej Maria. Nie tak to chciaa uj, pomylaa, czujc, e zalewa j rumieniec. Ale
nie pozostao jej nic innego, jak tylko mwi dalej: - Dziewi miesicy pniej przysza na
wiat Kristine. -Zamilka i rozejrzaa si po zebranych.
Nikt nic nie powiedzia. Mona by usysze, gdyby kto upuci szpilk na podog,
pomylaa Maria. Twarze zebranych przypominay zastyge maski. Nikt si nie ucieszy, jak
to sobie wyobraaa. Usyszaa gos Olava.
- Kristine jest moj crk, a my z Mari kochamy si. Kiedy nadejdzie czas,
wemiemy lub. - Zakaszla w zwinit do. - Tak, no to moecie nam pogratulowa - doda
z umiechem.
- Gratulowa? - wyszeptaa Ane. - Jeste po prostu dziwk, Mario! Mathilde wpatrzya
si w Olava.
- Ale przecie ostatnio ty i Elen... - Zacisna usta i zamilka. Dorte wybuchna
paczem i ukrya twarz w doniach.
Maria rozejrzaa si zdumiona. Co takiego powiedziaa Ane? Nazwaa j dziwk!
Zakrcio jej si w gowie i z trudem utrzymaa si na nogach.
- Olav - wyszeptaa, lecz on patrzy w inn stron i jej nie usysza. A co chciaa
powiedzie Mathilde? Dlaczego wszyscy tak zareagowali? Przecie mogliby si ucieszy!
- Mamo, mamo - chlipna Kristine, podchodzc do niej. Maria przytulia dziecko do
siebie obronnym gestem.
- Tak, mama tu jest - wyszeptaa gosem zduszonym przez zy.

POSOWIE
W tym tomie jest mowa o tym, e Olav i Elen si rozstaj. Rozwd w tamtych czasach
nie by czym zwykym, zwaszcza na wsi, i wiele byo potrzeba, by go otrzyma.
Niewierno stanowia jeden z powodw, lub gdy ktra ze stron bya bita przez drug tak, e
zagraao to yciu. Ale nawet wtedy maonkowie mogli usysze, e powinni wzi si w
gar i y jak porzdni ludzie.
Separacja w tamtych czasach trwaa cae trzy lata.
Ksika, ktr otrzymuje Elizabeth, to oczywicie ksika Knuta Hamsuna. Niedawno
wydano j na nowo.
Moje rda podaj, e historia o sklepie na Kjerringoy jest prawdziwa. W licie z
Ameryki matka Amandy opowiada o Norwegach, ktrzy zostali tam oszukani. Okoo poowa
ludnoci Norwegii wyemigrowaa do Ameryki w drugiej poowie dziewitnastego wieku i na
pocztku dwudziestego. Wszyscy szukali szczcia, bo syszeli, e tam biedacy stawali si w
mgnieniu oka bogaczami.
Cz z nich udaa si do Pnocnej Dakoty, i - tak jak ludzie w opowieci - zostali
oszukani. To rzeczywicie jedyny stan, w ktrym ilo mieszkacw spada.
Historia o Nilsie i Nilsine, ktr opowiada Mathilde, pewnie bya prawdziwa, lecz
wraz z upywem lat mocno przesadzona. Pewnie to samo dotyczy historii o czarownicy, ktra
zamienia si w anioa. Trine Angelsen

Você também pode gostar