Escolar Documentos
Profissional Documentos
Cultura Documentos
WIOSNA PRAWDY
Rozdzia 1
W korytarzu zapada miertelna cisza. Ane wodzia wzrokiem od Marii do lensmana.
Co on takiego powiedzia? Czy nie co o Pederze? Chodzi o Pedera...". Tak, tak powiedzia.
Opara si o cian w obawie, e upadnie.
Maria staa bez ruchu.
- Czy... masz od niego wiadomo? - wyszeptaa wreszcie. Jej dolna warga draa,
zauwaya Ane. Tak bardzo chciaa podej i pocieszy ciotk, ale sama z trudem trzymaa
si na nogach.
Lensman nerwowymi ruchami obraca kapelusz w doniach. Odchrzkn i unis
gow.
- Tak. Chocia nie, nie jest to wiadomo, ale... -Spojrza Marii prosto w oczy. Przykro mi, Mario, ale go znalelimy.
- Znalelicie go? yje? - Jej oczy rozwietlia nadzieja. - Gdzie on jest? Lensman
zwily ukryte pod siwymi wsami usta.
- Przykro mi to mwi, ale Peder nie yje. Znaleziono jego zwoki. Maria opada na
krzeso i wpatrzya si przed siebie pustym wzrokiem. Po chwili ukrya twarz w doniach.
Ane poczua otaczajce j rami Trygvego i zamkna oczy. Nie yje, nie yje,
powtarzaa w mylach. A wic nadzieja na odnalezienie go ywego, zgasa.
Znaleziono jego zwoki. C za okropne sowo. Tak smutne, e miaa ochot wymaza
je z pamici na zawsze. Czy lensman nie mg uy innego okrelenia? Ukrya twarz na piersi
Trygvego i staraa si niczego wicej nie sysze. To byo zbyt straszne.
Elizabeth przenosia wzrok z Marii na Ane. Waciwie nie wiedziaa, ktrej ma
bardziej wspczu: Ane, ktrej wesele zakoczyo si tak tragicznym wydarzeniem, czy
Marii, ktra otrzymaa ostateczne potwierdzenie, e Peder nie yje. Zebraa si w sobie i
podesza do siostry. Niezgrabnie pogaskaa j po plecach i powiedziaa cicho:
- No ju, nie pacz...
Maria spojrzaa na ni. Na jej twarzy nie byo ladu ez, ale oczy miaa pociemniae od
smutku, a skr bia jak papier.
- Skd wiecie, e to Peder? - szepna, patrzc na lensmana.
- Mia obrczk z wyrytym twoim imieniem. Zapomniaem j wzi, ale dostaniesz j
jutro.
Maria pokiwaa gow, jakby potwierdzajc. Jej imi byo na jego obrczce. Twoja
Maria, oraz data.
- To dobrze. Dzikuj.
- Nie ma za co. - Wzi w donie filiank i j obraca. - Moecie po niego przyjecha
jutro, gdy si rozjani.
- Przeszkodzono wam w witowaniu urodzin ony - napomkna Maria. Lensman
wzruszy ramionami.
- Nie ma o czym mwi. - Zerkn na swoje wielkie donie. - Przykro mi, e
przyniosem tak wiadomo, Mario. Bardzo mi przykro. Peder by takim dobrym
czowiekiem. On... - Co zdawio mu gos i zamilk. Maria kilka razy pokiwaa gow. Potem
przyszy zy. Najpierw pakaa cicho, po czym przytulia si do siostry i zakaa:
- Biedny Peder - wykrztusia z trudem. - Ze te musia umrze w taki okropny sposb!
Przecie by taki dobry!
Lensman poczu si niepewnie. Odchrzkn kilka razy i nie wiedzia, co zrobi z
rkami.
- Mona si byo domyli, e umar na miejscu. Poprosiem doktora, by na niego
spojrza, i potwierdzi to.
- A skd to wie? - spytaa Ane.
- Powiedzia, e czaszka Pedera odniosa cikie obraenia. Elizabeth podaa Marii
chusteczk. Siostra przycisna j do twarzy, starajc si stumi wstrzsajcy ni szloch.
- Moe pjdziesz na gr si pooy? - szepna jej do ucha Elizabeth.
Maria pokrcia gow. Lensman podnis si powoli.
- Ja nie mam ju nic wicej do dodania. Moecie po niego przyjecha, kiedy wam
pasuje. - Zatrzyma si porodku salonu. - Przykro mi, e przyniosem t nowin w taki dzie.
- Wycign do najpierw do Ane, potem do Trygvego. - Mimo to przyjmijcie moje
gratulacje. Podzikowali cicho i Ane zaoferowaa si, e go odprowadzi. W salonie zapada
przytaczajca cisza. Wszyscy wpatrywali si w kieliszki lub podog.
Wrcia Ane, opada na najblisze krzeso i wydmuchaa nos. Spojrzaa na Mari.
- Jak si czujesz? Maria pokiwaa gow i wyprostowaa si.
- Idcie i kadcie si - rzeka. - Jutro jest nowy dzie.
Elizabeth rozejrzaa si po salonie. Wynajte suce zwolnia przed sprztaniem i
pozwolia im wyj razem z gomi. Teraz si z tego cieszya, bo nie musiaa mie obcych
ludzi w domu w chwili tragedii.
- Tak mi przykro, e wasz wielki dzie tak si zakoczy - powiedziaa Maria,
spogldajc na Ane zapakanymi oczami. - Powinnicie go wspomina z radoci...
- Do tej chwili by to najlepszy dzie mojego ycia - rzek Trygve. - To, e dalej tak
si potoczy, nie jest niczyj win. A ju na pewno nie twoj, Mario. Maria umiechna si
blado, po czym machna doni.
- C, bdziecie tak siedzie przez ca noc i patrze, jak pacz? Jens wsta i pogadzi
j po wosach.
- Uwaam, e ty te potrzebujesz snu. Ale zawsze bya uparta, wic pewnie
posiedzisz tu do rana.
Maria umiechna si drcymi wargami i pokiwaa gow.
- Dobranoc, Jens - powiedziaa.
- Dobranoc, Mario. Pozostali take wstali, poegnali si i wyszli. Zostaa jedynie
Elizabeth.
- Nie idziesz? - spytaa Maria.
- Nie, jeszcze nie.
- Jeste taka uparta - powtrzya Maria sowa Jensa i umiechna si. Zapada cisza.
Elizabeth czua jednak, e to dobra cisza. Pozostay tylko we dwie, z nikim nie musiay
dzieli si mylami i mogy spokojnie pogry si w smutku. Szczerze mwic, czua ulg,
e wreszcie wiedz, co si stao z Pederem. Byway chwile, gdy miaa nadziej, e on
powrci. Kiedy indziej wyobrania podsuwaa jej obrazy jego mierci. Uton w morzu?
Zgin inn okropn mierci?
Maria otara oczy i wyjrzaa przez okno na pogrone w mroku podwrze.
, - Szkoda, e dowiedzielimy si tego wanie dzi. Gdyby tylko poczeka do jutra...
A moe i nie? Niezalenie od tego, kiedy usyszy si wiadomo o mierci, i tak jest rwnie
smutna. A waciwie to dobrze, e wreszcie wiem, co si z nim stao.
Elizabeth spojrzaa na siostr i wierzchem doni pogadzia jej zapakany policzek.
- Wanie te tak sobie pomylaam. Lepiej jest mie jak pewno, mimo e sprawia
bl. Teraz moesz si uspokoi i zacz patrze w przyszo. Maria pokiwaa gow.
- Wiesz, Elizabeth, ja nie sdz, by Peder by... inny - oznajmia, patrzc siostrze w
oczy.
- Skd ci to przyszo do gowy?
- Zauwayam, jak na mnie czasem patrzy.
- Moe kocha ci jak przyjacik? W kocu bylicie maestwem.
- Nie, Elizabeth. Dugo si nad tym zastanawiaam i wiem, jak mczyzna patrzy na
kobiet, gdy jej poda. A Peder tak wanie na mnie patrzy.
- No to dlaczego chcia, ebycie mieli osobne sypialnie?
- Bo by miy! Duo starszy ode mnie i wcale nie naiwny. Oeni si ze mn, by
Kristine miaa ojca. Chcia si nami opiekowa, zapewni nam bezpieczestwo. Poniewa
dugo nie mg znale sobie ony, ludzie zaczli gada. Wycigali wnioski, jakie im tylko
przyszy do gowy i uznali, e on jest inny. Nigdy nie zauwaya, czy oglda si za
kobietami, zanim si ze mn oeni? Elizabeth dobrze si zastanowia, zanim odpowiedziaa:
- Nie wiem. Nigdy nie patrzyam na Pedera w ten sposb. Ale skoro tak mwisz... zamylia si. -W kadym razie nie oglda si za mczyznami.
- Niektrzy twierdzili, e nie jest prawdziwym mczyzn, bo ma zbyt adnie i
porzdnie w domu - prychna Maria. - Peder y samotnie przez wikszo swego dorosego
ycia i nie mia nikogo, kto by po nim sprzta. Moliwe, e niektrzy, gdy musz sobie sami
radzi, ucz si dba o porzdek w domu. Elizabeth umiechna si.
- Peder by dobrym czowiekiem. Czy to nie szkoda, &e czsto mwi si o kim
dobrze dopiero, gdy umrze? Siostra pokiwaa gow.
- Tak, ale na szczcie my z Pederem nie szczdzilimy sobie miych sw. Elizabeth
uja jej do i ucisna.
- Powinna si z tego cieszy, Mario. Pjdziemy ju spa? Sama powiedziaa, e jutro
czeka nas nowy dzie.
Maria wstaa.
- Zostawiamy to tak? - skina gow w stron stosw brudnych naczy i
poprzestawianych mebli.
- Zostawiamy. Chod ju.
Rami w rami weszy po schodach na poddasze. Mao im pozostao godzin na sen,
pomylaa Elizabeth, ale pozwoli jutro Marii duej pospa.
Rozdzia 2
Maria obudzia si nagle. Spaa twardo, ale od razu poczua si przytomna, wpatrujc
si w pogrony w mroku pokj. Chwil potrwao, zanim przypomniaa sobie wydarzenia
poprzedniego dnia. Zamkna znw oczy, pragnc przespa wszystkie przykre rzeczy, ktre j
jeszcze czekaj. Pomimo e Peder zagin ju dawno i wszyscy liczyli si z moliwoci, e
nie yje, taka wiadomo bya bolesna. W ten sposb stao si to ostateczne.
Otworzya oczy. Powoli przyzwyczajay si do ciemnoci i zaczynaa odrnia
zarysy mebli. Komoda, szafa, ko Ane, w ktrym spaa Kristine. Ane przeniosa si teraz do
pokoju Trygvego.
To chyba s wyroki boskie, uderzyo j nagle. Kto umiera, kto si eni, rodziy si
dzieci. Zycie toczyo si dalej. Niesprawiedliwe byo, gdy umierali modzi. Wedug niej Pan
Bg mg ich oszczdzi i zamiast nich pozwoli pj do nieba starym, sytym ycia
ludziom.
Ostatnio umaro wiele osb, pomylaa. Najpierw Kristian, potem Lina, teraz Peder.
Wydawao jej si niemal, e czciej bya w kociele na pogrzebie ni na zwykym,
niedzielnym naboestwie. Odrzucia kodr i postawia stopy na lodowatej pododze. Szybko
nalaa wody z dzbanka do misy i umya twarz. Woya ubranie, trzsc si z zimna. Nie
chciaa obudzi Kristine, wic wylizna si na korytarz z butami w rku. Woya je dopiero
w kuchni.
Jak przypuszczaa, nikt jeszcze nie wsta. Z salonu dobiegy j cztery uderzenia
zegara. Ziewna. Naprawd jest tak wczenie? Moga jeszcze pospa godzin, albo i dwie.
Pooya na palenisku troch torfu i szczap, i wkrtce ogie zapon z trzaskiem.
- No, dobrze - mrukna z zadowoleniem, ocierajc donie o fartuch. Zapaa tac i
wesza do salonu. Skoro ju wstaa, rwnie dobrze moe zabra si za sprztanie po weselu.
Gdy wyniosa naczynia, pozostao tylko poustawia na swoich miejscach meble.
Usyszaa skrzypienie desek w korytarzu i w szparze drzwi pojawia si gowa Jensa.
- Jens, co robisz tak wczenie?
- Mgbym ci spyta o to samo.
Ziewn i przecign doni po rozczochranych wosach. Maria rozemiaa si na
widok jego fryzury. Wosy utworzyy jakby koguci grzebie.
- Sprztam - odpara.
- Widz. Ale dlaczego w rodku nocy? Maria opada na fotel.
- Nie mogam ju spa. Obudziam ci? Pokrci gow i wszed do salonu.
zniesie wicej pociesze i uwagi. Musi przez to przej na swj sposb i nawet wiedziaa, jak
to zrobi. Najpierw jednak powinna zebra nieco si.
Okoo poudnia pojawi si lensman. Jens zbi ju trumn i wstawi do szopy nad
morzem. Maria posza j obejrze! Pochwalia robot, szczeglnie pomys pomalowania jej
na czarno. Jens podzikowa z dum, mwic, e stara si jak najlepiej.
Maria siedziaa w salonie, spisujc wszystko, o czym naleao pamita przed
pogrzebem. O tylu drobiazgach atwo zapomnie! Chciaa, eby Peder mia adny pogrzeb,
cho bez niepotrzebnego zamieszania. On by tego nie chcia.
Gdy dojrzaa lensmana zajedajcego na podwrze, odwrcia si i usiada dalej od
okna. Wiedziaa, e przywiz szcztki Pedera. Jens podj si przeoenia ich do nowej
trumny, za co Maria bya mu gboko wdziczna.
Niedugo potem przysza do niej Ane i przekazaa, e lensman chce z ni rozmawia.
Powoli wysza mu na spotkanie. Sta w korytarzu. Spojrza na ni ze wspczuciem, po czym
poda jej strzelb.
- Jest Pedera, to znaczy teraz twoja. Wzia j do rki, nie ogldajc.
- A oto obrczka - doda, wycigajc do. Maria przyja j i delikatnie cisna.
- Dzikuj - szepna, czujc ogarniajcy j pacz. Gdy urzdnik si poegna,
pobiega na poddasze.
Zawina obrczk w wyprasowan chusteczk, a strzelb postawia w kcie. Moe
zosta w Dalsrud, pomylaa. Nie chciaa mie broni palnej w domu po tym, co zdarzyo si u
Bergette. Niech Elizabeth zrobi z ni, co zechce. Dopiero po poudniu poczua, e jest w
stanie wyj do ludzi.
- Na pewno nie chcesz, by kto pojecha z tob do pastora? - spytaa Elizabeth.
- Na pewno. Mam te co jeszcze do zaatwienia, wic troch potrwa, zanim wrc.
Nie bjcie si o mnie. Elizabeth pogaskaa siostr po policzku i szepna:
- Moja ty Maryjko...
Troska w jej gosie ogrzaa serce Marii.
Wizyta u pastora przesza gadko. Pogrzeb odbdzie si za tydzie. Nie bdzie mowy
pogrzebowej, ale pastor obieca, e przyjdzie i pobogosawi grb. Maria szczodrze zapacia,
podzikowaa i opucia stare domostwo.
Skierowaa konia w stron obejcia lensmana. Uniosa do do pozdrowienia, gdy
dostrzega urzdnika wychodzcego z altany. Czyby sprawdza jej stan? Maria wiedziaa, jak
bardzo jest z niej dumny. Podszed do niej, zanim zdya zej z wozu.
- Mog ci jeszcze w czym pomc? - wydysza lensman, czerwony na twarzy.
Rozdzia 3
Elizabeth siedziaa na wozie razem z pozostaymi domownikami z Dalsrud. Jechali z
kocioa. Cieszya si, e ziemia akurat odmarza, bo inaczej musieliby odoy pogrzeb a do
wiosny. Z ust leciay oboczki pary, lecz pod baranicami byo ciepo i dobrze. Zaoya
dodatkow par grubych poczoch i nieco wiksze buty, ale i tak nie byo ich wida spod
kilku warstw spdnic.
Ceremonia bya adna, o ile mona tak nazwa naboestwo pogrzebowe. Wedug
niej, byo smutne i bolesne, ale Marii zapewne przynioso ulg. Dobrze, e wiedziaa, co si
stao z Pederem i e moga teraz odwiedza jego grb.
Poniewa nie miao by kazania, na cmentarzu nie pojawio si wiele osb. Maria
stwierdzia, e si z tego cieszy. Byli wszyscy z Heimly, Mathilde z Sofie i oczywicie
wszyscy z Dalsrud. Zaprosia ich na styp. Elizabeth proponowaa, eby j zrobi w Dalsrud,
lecz Maria bya nieugita. Stypa miaa si odby w Storvika, gdzie by dom Pedera. I koniec
dyskusji.
- Jed szybciej! - zawoa William.
- Nie wypada - odpara Elizabeth.
- Dlaczego?
- Bo jedziemy z pogrzebu i powinno si jecha powoli. Szybko si jedzie tylko na
wesele.
- Takie, jak miaa Ane? Elizabeth pokiwaa gow i przytulia chopca do siebie.
- Marzniesz?
- Nie. A dostaniemy ciasto i sok u Marii?
- Tak, ale musisz si grzecznie zachowywa.
May salon wkrtce zapeni si gomi. Dzieci posadzono w kuchni. Elizabeth
wczoraj pomoga Marii nakry stoy, wic teraz stay gotowe. Pozostao tylko rozpali w
piecu i pod kuchni, i podgrza ros. Nikt si nie przyznawa, e zmarz, ale wszyscy mieli
czerwone twarze i rozcierali zesztywniae donie.
Pocztkowo rozmawiali pgosem, nikt nie odway si odezwa goniej. Maria
wydawaa si oywiona, zauwaya Elizabeth. Zmiana nastpia po jej wizycie u pastora.
Gdzie jeszcze wtedy bya siostra, nie wiedziaa. mier Pedera nikogo nie zaskoczya,
nieprzyjemne byy jedynie jej okolicznoci i e wiadomo przysza akurat w dzie lubu Ane
i Trygvego.
Przyniesiono wazy z rosoem i rozlano go do talerzy. Szklanki napeniono wod.
Odmwiono modlitw i wszyscy zaczli je. Gorcy ros rozgrzewa. Elizabeth wycigna
szyj, by dojrze, jak si sprawuj dzieci w kuchni. Szeptay do siebie i czasem chichotay,
ale wydawao si, e take jedz.
Srebrne yki dwiczay o talerze, szklanki odstawiano ostronie na biay obrus, lecz
nikt nic nie mwi. Atmosfera stawaa si przytaczajca. Elizabeth pocia si w swojej
czarnej, wenianej sukni i podwjnych poczochach. aowaa, e nie zdja jednej pary przed
tym, jak zasiedli do stou. Zrobi to od razu, gdy skocz je, pomylaa.
- Ale masz pikne zasonki, Mario - rzucia znienacka Mathilde. Wszyscy wpatrzyli
si w ni, zdumieni. C to za kwestia na stypie? -pomylaa Elizabeth i rozejrzaa si wok.
- Sama je uszya? - pytaa dalej Mathilde, nie przejmujc si wbitymi w ni
spojrzeniami. Maria umiechna si z dum.
- Tak, zamwiam materia tylko na te okna. Chciaam, by byy wyjtkowe.
- Zgadzam si z tob - odezwaa si ostronie Dorte, ocierajc usta lnian serwetk.
- Jeste zdolna - pochwalia j Mathilde. Policzki Marii porowiay.
- Dzikuj. Ale to tylko proste ciegi. To Dorte jest zdolna, potrafi uszy
najpikniejsze suknie! Jakob odchrzkn.
- No, a co u was sycha? - spyta Jensa. - Wypywae ostatnio na morze? Elizabeth
ogarna gwatowna ochota do miechu, z trudem udao jej si opanowa. Oto siedzieli, z
szacunku dla blu Marii nie odzywajc si ani sowem, podczas gdy ona tsknia za
rozmow!
Do pogawdki mczyzn przyczy si Olav i atmosfera staa si lejsza. Szybko
skoczyli je i Elizabeth wylizna si do sypialni siostry, eby pozby si dodatkowych
poczoch. Gdy wrcia, kobiety zaczy sprzta ze stou.
- Jestem najedzony - obwieci William.
- Zjade wszystko?
- Tak, inni te. Nawet maa Kristine.
- Ja duuza! - Kristine wycigna swoje pulchne ramionka w gr, co rozmieszyo
Williama.
- Jestecie zuchy - rzucia Elizabeth, mierzwic mu wosy. Podesza do nich Maria.
- To dziwny dzie - wyrzeka w zamyleniu.
- Dlaczego? - Elizabeth spojrzaa na siostr.
- Tak si obawiaam tego dnia, przygnbiajcej ciszy i smutnych rozmw. Peder by
tak nie chcia. Wolaby, ebymy mio spdzili czas i weselili si. Nie uwaasz?
- Tak. - Elizabeth pokiwaa gow, chocia nie znaa Pedera a tak dobrze.
bo inaczej ja ci wyprowadz!
Elizabeth poczua, jak krew szumi jej w uszach ze zoci i szoku. Dostrzega, e Elen
mruga oczami i jakby zapada si w sobie.
- Stypa? - wyszeptaa. - Czy odnaleziono Pedera? Olav nie odpowiedzia, tylko zapa
j za rami i wyprowadzi z domu.
Dorte poklepaa Jakoba po ramieniu i co szepna. Jakob usiad niechtnie. Siedzieli
w milczeniu, dopki Olav nie wrci.
- Przepraszam - powiedzia zawstydzony.
- To nie twoja wina - odpara cicho Maria. - Szkoda mi Elen.
- Nie sdz, by bya trzewa - stwierdzia Mathilde. Olav umiechn si z przeksem.
- O tak, bya trzewa, ale bdzie udawaa, e to si nigdy nie wydarzyo. -Westchn
ciko i zwily usta. - To ta druga strona Elen, ktrej wczeniej nie znalicie.
- Jest zazdrosna? - spytaa Elizabeth.
- O, tak! - odpar Olav. - Uwaa, e mam kochank na kadym cyplu. Oskaraa mnie
o wszystko. Jej napady wciekoci byy straszne, ale ju za moment wydawaa si anioem,
bez najmniejszych oznak zazdroci czy gniewu.
- A wic moe i dobrze, e tak si stao - rzucia Elizabeth cicho. - Moe to suszne, e
si rozstalicie.
Sofie zacza chichota, zasaniajc usta doni i dostaa od matki kuksaca w bok.
- Przepraszam - wykrztusia, lecz znw porwa j miech.
- C ci tak mieszy? - spyta Olav.
- Radz ci - zagrzmiaa Sofie udawanym, powanym tonem gosu - zabieraj si std do
diaba, bo inaczej ja ci wyprowadz!
Ramiona Olava zaczy drga, po czym rozemia si serdecznie.
Pozostali poszli za jego przykadem.
- Tak, tato, ty jak ju co powiesz... - rzuci Olav, ocierajc z. Jakob nie
odpowiedzia, lecz Elizabeth dostrzega umiech kryjcy si pod jego brod. Zerkna na
Mari, ktra take siedziaa z lekkim umiechem na twarzy. Nawet i ona dostrzega w tej
sytuacji co komicznego. Czyby byo prawd to, co powiedzia Olav, e Elen bdzie
udawaa, e jej nieproszona wizyta nigdy nie miaa miejsca?
- Jakebym chciaa, eby Peder tu by - westchna Maria. - miaby si razem z nami.
- Na pewno syszy to w niebie - odpara Dorte ciepo.
- Tak sdzisz?
- Z ca pewnoci.
Elizabeth bya pewna, e Dorte ma racj. Pomidzy niebem a ziemi byo wicej, ni
ludzie mog przypuszcza. I Peder na pewno ledzi wszystko z gry. Na swj sposb.
Rozdzia 4
- Nie wyobraam sobie, jak zdymy ze wszystkim przed witami. -Elizabeth
zeskrobaa resztk kremu ze spodeczka i spojrzaa na Bergette.
- Jest nas za mao.
Ogarn j nagy smutek. Lino i Kristianie, pomylaa, jaka szkoda, e was tu nie ma.
Bergette zerkna na ni znad filianki z kaw.
- Nie mylaa, by zatrudni jeszcze jedn suc i parobka? Elizabeth obracaa
filiank w doniach.
- Trudno znale odpowiedni osob. adna nie dorwna Linie.
- Nie, oczywicie, e nie - odpara Bergette cicho. - Nikt nie moe zastpi innego
czowieka. Ale Lina stanowia dowd, e na wiecie istniej odpowiedni ludzie. Lars te jest
dobry, prawda?
- O, tak. Wszyscy w Dalsrud s pracowici, ale ja ju kiedy le wybraam. Bg to wie.
Bergette pokiwaa ze zrozumieniem gow.
- Tak jak my wszyscy, Elizabeth. Pomyl o tej, ktra uganiaa si za Sigvardem!
Elizabeth zadraa na wspomnienie tego, do czego to doprowadzio.
- Ile ju zrobia i ile ci pozostao? - spytaa Bergette. - Jestem pewna, e tylko
panikujesz, jak zwykle.
- Flatbrod ju upieczony, wynajlimy do tego kobiet. Oczywicie, jestemy ju po
uboju i rolada si ju marynuje. Pozostay ciasta i sprztnicie domu.
- To gdzie jest problem? - Bergette uniosa brwi. -Niedugo skoczysz. Machna
doni i wzia jeszcze jeden kawaek ciasta.
- Jeszcze nie skoczyam prezentw. - Elizabeth signa do koszyczka obok krzesa
po robtk na drutach. Nie powinna narzeka na brak czasu i siedzie z zaoonymi rkami.
Waciwie powinna teraz pracowa, a nie siedzie tu z Bergette. Ale przecie jej nie wygoni,
to jej dobra przyjacika.
- Rozchorujesz si, Elizabeth, jeli nie potraktujesz tego lej. Jestecie we trzy kobiety
i jeli popracujecie razem dwa, trzy dni, wszystko upieczecie. Przecie masz taki dobry,
elazny piecyk!
Elizabeth umiechna si.
- Moe i masz racj. A jak idzie u ciebie? Zdysz ze wszystkim? Bergette wzruszya
ramionami.
- Raczej tak. Karen-Louise jest taka pomocna! Bdzie z niej dobra gospodyni. Pomyl,
to ju jedenacie lat temu pomoga jej i jej bratu przyj na wiat! - Bergette zamilka i
Rozdzia 5
- No ju, ju - powiedziaa Ane i delikatnie pooya Elen z powrotem na posaniu.
Maria chciaa krzycze, e to nieprawda, e Elen sama zepsua swoje maestwo, e
zdradzia ma i zasza w ci z innym. Ale milczaa. Sama nie miaa czystego sumienia,
poniewa urodzia dziecko Olava. Wprawdzie ona nie bya zamna, gdy j poczli, ale on
mia on. Elen cisna domi przecierado, odrzucia gow w ty i krzykna:
- Nie mog ju duej! Nie dam rady!
- O, tak, dasz rad. Jeste bardzo dzielna - odpara Ane spokojnie.
- Niech ona std wyjdzie - wystkaa Elen, rzucajc Marii nienawistne spojrzenie. Chc, eby mama tu bya. Potargane wosy okalay jej byszczc od potu twarz.
- Twoja matka jest zbyt zdenerwowana - odpara Ane. - Mario, podaj przecierado.
Rodzca znw zacza krzycze.
- Chod tu! - polecia Ane.
Maria z wahaniem podesza do ka. Czy Kristine nie mogaby zacz paka i j
woa, tak by moga std uciec?
- Elen, we Mari za rk i ciskaj. To pomoe -rzucia Ane. - Dziecko ju idzie, i gdy
powiem, przyj! Elen ju miaa zaprotestowa, gdy nadszed kolejny skurcz.
- Dobrze - pochwalia Ane. - Teraz odpocznij. Tak, dobrze... Maria ze wspczuciem
obserwowaa cierpienia rodzcej. Gdy pojawia si gwka dziecka, twarz Elen cign
grymas blu. Po gwce wysuna si reszta ciaka.
- To chopiec - szepna Maria. - Masz syna, Elen! Kobieta rzucia jej niechtne
spojrzenie, po czym zamkna oczy i opada na poduszki.
Maria zerkna na Ane. Czy ona te zauwaya, e Elen nawet nie chciaa zobaczy
swego dziecka?
Ane wzia nitki i noyce, i przecia ppowin, po czym podaa dziecko Marii.
- Umyj go.
Maria pooya krzyczcego noworodka na komodzie i umya go delikatnie. Czy
Kristine te bya taka maleka? Nie pamitaa. Dziecko wydawao si zdrowe. Miao mocne
ciako i donony gos. Moe marznie, pomylaa i owina go szybko w przygotowane
pieluszki.
Ane mya Elen, a Maria staa i koysaa chopczyka w ramionach, a jego pacz ucich.
Biedne malestwo, pomylaa. Pewnie nie zabraknie mu jedzenia ani ubra, ale co z reszt?
Czy Elen i Amund bd razem? Zerkna na Elen, ktra nawet nie spojrzaa w ich kierunku.
Mari przeszed dreszcz. Czyby Elen nie chciaa zna swego dziecka?
- Pjd i powiedz babci, e moe tu przyj - rzucia Ane. Maria pokiwaa gow,
przekazaa dziecko Ane i zesza na d. Przez chwil nie wiedziaa, ktre drzwi ma otworzy,
ale zaraz w drzwiach salonu pojawia si poblada matka Elen.
- I co? - spytaa.
- Wszystko dobrze i z matk, i z dzieckiem. Moe pani pj na gr.
- Och, mj dobry Boe! - Zatrzymaa si w poowie schodw. - Co si urodzio?
Powiedz, e to chopiec! Nasz dziedzic!
- Sama pani zobaczy.
Maria usyszaa gos Kristine i kierujc si nim, trafia do kuchni. Wszyscy wpatrzyli
si w ni, gdy wesza. Pachniao ciastem, przyprawami i cukrem, te wspaniae zapachy
przypominay, e niedugo wita.
- Popatrz! - Kristine pkaa z dumy, pokazujc jej mae ciastko. - Mama chce?
Maria pokiwaa gow, wzia ciastko i odamaa kawaek. Nagle uwiadomia sobie,
e wszyscy nadal wpatruj si w ni intensywnie.
- To chopiec - rzucia, czujc, jak rumieniec wypeza jej na policzki. Czy widzieli,
jakie sprzeczne myli przebiegay jej przez gow? Musiaa zebra si w sobie. Umiechna
si z trudem. - Duy i zdrowy chopiec. Ale nie wiem, jak si ma nazywa. Suce miay si
i gaday jedna przez drug.
- Kto musi zawiadomi Amunda - powiedziaa ktra.
- Och, ale bdzie dumny! - rzucia inna.
Maria odwrcia twarz. Czy ich nie zawstydzao, e Elen bya niewierna mowi? Czy
te uwaay, e wszystko byo w porzdku?
Moliwe, e zauwayy jej konsternacj, bo nagle zapada cisza. Zajy si ciastkami,
tylko jedna z nich spojrzaa na Mari.
- Stao si tak, jak si stao, i nic nie da si ju zrobi - stwierdzia.
Maria pokiwaa gow, jakby si z ni zgadzaa. Uja Kristine za rczk.
- Dzikuj, e si ni zajycie - rzucia na odchodnym. Ane czekaa na ni w
korytarzu. Wydawaa si zmczona, lecz z umiechem opieraa si o balustrad schodw.
- To takie dobre uczucie, gdy wszystko idzie, jak powinno - wyrzeka w zamyleniu.
Maria nie wiedziaa, co odpowiedzie, wic przyniosa ich okrycia i pomoga Kristine
si ubra. Na schodach Ane wycigna do i pokazaa kilka monet.
- Dobrze mi zapacili - powiedziaa, wkadajc je w rkawiczk. -Przydadz si, gdy
przeprowadzimy si do Dalen - dodaa zadowolona. Jechay dug chwil bez sowa, po czym
ziemia. Elizabeth przyczya si do crki. Gdy skoczyy, Lars stwierdzi, e czas przeczyta
boonarodzeniow Ewangeli. Elizabeth poczua si skonsternowana i zacza nalewa kaw.
Zauwaya, e przy stole zapada cisza. Wreszcie odezwaa si Ane:
- To chyba musi j przeczyta Jens. Elizabeth zerkna na ni z ukosa.
- Zwykle czyta j tata-Kristian, ale ju go nie ma, wic tata-Jens powinien to zrobi.
- Czy kto ma co przeciwko temu? - spytaa Elizabeth. Wszyscy pokrcili gowami.
Jens odchrzkn i poszed po Bibli. W cakowitej ciszy zacz czyta:
- W owym czasie wyszed dekret od cesarza Augusta... Dzieci siedziay i suchay
cicho, dopki Jens nie zacz czyta o Maryi dziewicy.
- Czyta o Marii! - zachichotay.
Elizabeth przypomniaa sobie, e Ane take lubia wanie ten fragment, gdy bya
maa.
Wreszcie nadszed czas rozdawania prezentw. Skarpety i rkawice byy mile
widziane, gdy mczyni wiedzieli, jak wane jest ciepe ubranie na zimowym poowie.
Dzikowali i przymierzali.
Helene miaa zy w oczach i rumiece na policzkach. Dostaa od Larsa materia na
bluzk i kilka metrw koronek.
- Moesz sobie uszy co nowego - powiedzia, te zaczerwieniony.
Signe wysza na chwil, po czym wrcia, trzymajc co za plecami. Z umiechem
zadowolenia podesza do ojca.
- Zrobiam to dla ciebie na drutach - powiedziaa, wycigajc bezksztatny woreczek. To sakiewka, w ktrej moesz trzyma pienidze, gdy idziesz do sklepu; albo te, ktre
zarobisz w Storvaagen. Jens zamruga oczami i odchrzkn. Dopiero po duszej chwili
udao mu si doby gosu.
- Dzikuj ci bardzo, moja maa Signe. To najpikniejszy prezent, jaki kiedykolwiek
dostaem. Uciska j i obejrza dokadnie prezent.
- A to dla ciebie, Elizabeth - powiedziaa Signe, wrczajc jej podobny woreczek. Moesz w tym trzyma szpilki do wosw, bo przecie uywasz ich tylko wtedy, gdy si
stroisz. Zwykle masz tylko warkocz. Nawet pani lensmanowa powiedziaa, e nosisz si jak
moda dziewczyna. Wszyscy si zamiali.
- Tak powiedziaa? - spytaa Elizabeth.
- Tak, kiedy bya tu z wizyt, a ty nie syszaa. To ile?
- Nie, to adnie powiedziane.
Elizabeth musiaa odkaszln, by si nie rozemia. Rozdano reszt prezentw.
William dosta spodnie i koszul, ale najbardziej cieszy si z nowych zabawek, podobnie jak
dziewczynki. Maria miaa prezenty ze sklepu: chusteczki do nosa, grzebienie, przybory do
haftowania. Na koniec pozostay jej dwa upominki.
- To dla ciebie, Elizabeth - powiedziaa, wrczajc siostrze ksik.
- Zagadkowa historia miosna z kraju pnocy, napisana przez Kn. Pedersena. Przesuna doni po ksice i zerkna na Mari. - Ju si ciesz, e j bd czyta. Co
oznacza skrt Kn.?
- Waciwie nazywa si Knud Pedersen Hamsund.
Ksik wydano w tysic osiemset siedemdziesitym sidmym roku. To jego debiut.
- Ojej! - Elizabeth przekartkowaa kilka stron i postanowia, e ju jutro zabierze si za
czytanie.
- A to dla ciebie, Ane - powiedziaa Maria, wrczajc siostrzenicy take ksik. Ane
przeczytaa na okadce:
- Skrcona nauka muzyki dla dzieci, z atwymi wiczeniami do piewu i
wielogosowymi utworami do uytku szkolnego.
Spojrzaa na zarumienion Mari.
- Nie miaam adnych piewnikw dla dorosych, ale uwaam, e ten si take nadaje.
A ty tak lubisz muzyk, Ane. Spjrz, s te koldy! Ane umiechna si do niej.
- Nie musisz si usprawiedliwia, Mario, to wspaniay prezent! -Otworzya ksik. O, jest nawet kolda, Trzej wici krlowie. Elizabeth spojrzaa na lece obok niej prezenty.
Wszystkie zostay kupione lub zrobione z mioci. William wystruga dla niej patyk i
wytumaczy, e moe nim miesza sosy. Umiechna si i poczua, e ogarnia j ciepa
rado. Jake bya szczliwa, e miaa ich wszystkich! Tego wieczora leaa przy palcej si
lampie. Od strony ka Williama dobiega jego spokojny oddech. Moe nia mu si ta mia
wigilia? Zasn w jej objciach, zmczony po wszystkich wydarzeniach tego dnia.
Tumaczya dzieciom, e wituj narodziny Jezusa, ale pomylaa, e to rwnie dobrze moe
by ich wito. Na szczcie wieczr okaza si udany dla wszystkich. Bardzo si
denerwowaa, jak to bdzie bez Kristiana i Liny, ale jako poszo. Bya pewna, e i tak
wszyscy o nich pomyleli. Tak byo najlepiej.
Ksika, ktr dostaa od Marii, spoczywaa otwarta na jej brzuchu.
Elizabeth ju przeczytaa kilkanacie stron i bardzo jej si podobao. Ale teraz leaa,
wpatrzona przed siebie. Czy zdmuchna wszystkie wieczki? Czy domkna drzwiczki
pieca? Pomyle tylko, gdyby jaka iskra poleciaa na podog, cay dom w jednej chwili
stanby w pomieniach!
- Chod, podejdziemy do niej. - Elizabeth uja siostr pod rami i cho poczua, e ta
si lekko opiera, pocigna j ze sob.
- Dzie dobry i wesoych wit! - rzucia Elizabeth z umiechem. - Pani te wczenie
przyjechaa, jak widz.
- O, tak jest najlepiej. Nie lubi przyjeda w ostatniej chwili.
- Jak si czuje Elen? - Elizabeth nie moga duej czeka z zadaniem tego pytania. - I
may? - dodaa szybko.
- Wszystko dobrze, dzikuj - odpara kobieta z dum.
- Gratuluj! - Elizabeth wycigna do.
- Dzi nie mogli przyjecha, skoro jest tak zimno. Mielimy chrzest w domu. Z wizyt
w kociele musz poczeka na cieplejsz pogod. Nie mona naraa maego na
przezibienie. - A Elen dobrze si czuje jako matka? - Elizabeth zapamitaa niepokojce
spostrzeenie Marii, e tamta nie wydawaa si zainteresowana swoim synem.
- Tak... - Matka Elen zawahaa si. - Po porodzie dugo spaa, ale gdy si obudzia,
cay czas chciaa mie maego przy sobie. - Umiechna si lekko zawstydzona i zerkna na
Ane. - Przez chwil obawiaam si, czy go nie odrzuci, ale bya tylko zmczona. Wiecie, to
by pierwszy raz, wic...
- To nic niezwykego - rzucia szybko Ane. Zapada cisza. Matka Elen rozejrzaa si,
jakby chciaa sprawdzi, czy kto niepowoany ich nie syszy. Krcia guzikiem u paszcza.
Miaa adne rkawiczki, zauwaya Elizabeth, pewnie drogie.
- Oni zobacz, czy bd mogli wzi lub, gdy min trzy lata -wykrztusia wreszcie.
Elizabeth poczua zaenowanie. Ta sprawa jej nie obchodzia. -Ale nie wiadomo, czy
bdzie im wolno - dodaa kobieta.
- Pastor zrozumie, e dziecko potrzebuje ojca -wtrcia Ane.
- Mam nadziej. - Kobieta wyranie stracia rezon. - To, co Elen zrobia wobec Olava,
nie byo waciwe, ale nie powinna by przez cae ycie karana za jeden faszywy krok.
Nawet ona zasuguje na dobry los. A ju na pewno to dziecko.
- Z pewnoci dobrze si uoy - powiedziaa Ane. - Ale i tak nie jest jej teraz le,
prawda?
- Nie, oczywicie, e nie. - Matka Elen zamilka, po czym spojrzaa po kolei na kad
z nich. - Bardzo wam dzikuj, e podeszycie do mnie. W kcikach jej oczu pojawiy si
zy. A wic jednak czua wstyd z powodu crki, pomylaa Elizabeth. Wspczua jej, ale nie
wiedziaa, co jeszcze mogaby powiedzie.
Rozdzwoniy si dzwony kocielne. U jej boku pojawi si nagle William i zapa j za
rk.
- Widzisz, mamo, wcale si nie zgubiem! Elizabeth umiechna si do synka.
- To dobrze. A teraz wchodzimy do kocioa. Elen nie dopucia si niewiernoci tylko
jeden raz, pomylaa jeszcze. Ale pewnie tak to wytumaczya matce. Jeli Elen chce y z
takim kamstwem, wybiera cik drog. Ona sama tego dowiadczya...
Rozdzia 6
Elizabeth wzia motki weny i uniosa je ku wiatku. Zmruya oczy. Tak, kolory
byy adne i jednolite. Niebieski, ty, brzowy i czerwony. Stawiaa sobie za punkt honoru,
by farbowana przez ni wena bya bez zarzutu, zwaszcza gdy robia j dla ony lensmana.
Ta kobieta z pewnoci rozpowiedziaaby w caej wsi, gdyby znalaza jak wad.
Zebraa wszystkie motki i woya je do pciennego worka. Zesza do kuchni. Pniej
poprosi Helene lub Ane, by je zawiozy, pomylaa.
- Pieczecie?
Stana w drzwiach kuchni. Dzieci siedziay przy stole nad spodeczkami kogla-mogla,
zajadajc go ze smakiem. Helene wprawnie operowaa form do wafli, ktre nastpnie Ane
zwijaa szybko w roki.
- Przy trzech akomych mczyznach w domu nie na dugo wystarcza witecznych
wypiekw - rzucia Helene, nie odwracajc si od pieca.
- Ale kochana, przed witami byy pene dwa pojemniki! Ane odoya cieniutki
wafel na tac i zerkna na Elizabeth.
- Tak, przed witami. Ale oni wiedz, gdzie jest spiarnia. No i mamy jeszcze te dwa
akociowe potwory - skina gow w kierunku Signe i Williama.
- Ale eby piec teraz, tu po witach? Helene wzruszya ramionami.
- To adna wielka praca, chcemy mie tylko tyle, ile potrzeba na jutrzejsze przyjcie.
Byby wstyd, gdybymy poday tylko sze rodzajw ciasteczek zamiast siedmiu! Elizabeth
pokiwaa gow.
- Mylaam, e poprosz ktr z was o zawiezienie weny onie lensmana, ale skoro
tak... Ane umiechna si szeroko.
- To musisz sama pojecha! Cieszysz si? Elizabeth posaa jej wymowne spojrzenie,
ale nic nie powiedziaa ze wzgldu na towarzystwo przy stole.
- Czy lensman z on s zaproszeni na jutro? - spytaa Helene. Elizabeth pokiwaa
gow.
- Ale nie jestem pewna, czy bd mogli przyjecha.
- Nie wiesz, czy raczej masz nadziej, e nie? - zachichotaa Helene.
- To id.
Elizabeth wrcia na poddasze, by si przebra. Nie wypadao jecha do lensmana w
ubraniu roboczym, mimo e miaa to by krtka wizyta. Zamierzaa wrci od razu, gdy tylko
odda wen.
Po chwili wyjedaa ju z podwrza maymi saniami. Worek z wen lea obok niej.
W mylach ukadaa sobie, co powie sucej, gdy ta otworzy jej drzwi.
Dzie dobry, czy mogaby to odda pani lensmanowej? Powiedz, e to od Elizabeth.
Mam nadziej, e znajdzie czas, by nas jutro odwiedzi.
Tak, to wydawao si dobre. Elizabeth umiechna si, zadowolona, wjedajc na
podwrze lensmana. Altan zwieczaa czapa ze niegu. Ile to razy uyli tej altany w czasie
lata? Jako nie moga sobie wyobrazi lensmana z on, siedzcych w altanie, pijcych kaw i
umiechajcych si czule do siebie. Elizabeth zmarszczya nos. Szczerze mwic, nie umiaa
sobie nawet ich wyobrazi jako modej i zakochanej pary z przeszoci. Zapukaa do drzwi i
otworzya jej suca.
- Dzie dobry - przywitaa j dziewczyna, dygajc. Elizabeth poznaa j z kocioa i
umiechna si do niej.
- Dzie dobry. Czy mogaby to odda... Nie skoczya, gdy w drzwiach pojawia si
ona lensmana.
- Wracaj! - warkna do sucej i odepchna j swym potnym biodrem. Przywoaa
na twarz uprzejmy umiech i szerzej otworzya drzwi.
- Ale wejd, Elizabeth, nie stj na mrozie!
- Chciaam tylko to przekaza - powiedziaa Elizabeth, wycigajc przed siebie worek,
z prn nadziej, e moe ona lensmana akurat nie ma czasu. 57
- Wypuszczasz ciepo! - powiedziaa gospodyni, jakby nie syszc jej sw. Elizabeth
wesza do rodka.
- Oto wena, ktr dla pani ufarbowaam.
- wietnie! Wejd do salonu, zamarzniemy w korytarzu. Siadaj. Zadzwonia maym,
mosinym dzwonkiem i wkrtce wesza ta sama suca.
- Do do pieca! - rozkazaa pani. Dziewczyna zabraa si za robot, po czym
otrzepaa donie.
- Ju. Czy mam poda kaw i ciasto? Moe to dobre czeko...
- Ile razy mam ci mwi, e masz czeka na pozwolenie, eby si odezwa? przerwaa jej pani tak ostrym tonem, e Elizabeth a drgna.
- Przepraszam, mylaam tylko...
- Twoim problemem jest to, e wcale nie mylisz! Gdyby mylaa, atwiej byoby ci
mie na subie!
Elizabeth nie moga oderwa od nich wzroku. Jak ta kobieta moga si tak odnosi do
sucej?
- Nie wiem, co mam robi - westchna gospodyni. - Ale prosz, czstuj si! powiedziaa, podsuwajc pater z ciastem czekoladowym. Elizabeth wzia kawaek i wbia w
niego srebrn yeczk.
- Z czym robi?
Ciasto smakowao rwnie dobrze, jak ostatnim razem. Musi pamita, by poprosi o
przepis.
- Z t niemoliw dziewczyn! - prychna pani domu.
- Arnold?
- Tak! Widziaa kiedy takie zachowanie? Wstydz si. gdy przychodz gocie. Gada i
gada o huldrach, umarlakach i innych bzdurach. Jeli jej wkrtce nie utemperuj, odel j do
pracy w oborze!
Elizabeth milczaa i jada mae kawaki ciasta, mylc o gadatliwej sucej. Oni te
potrzebowali pomocy w gospodarstwie, ale w tej sprawie zgadzaa si z on lensmana:
obecnie trudno o porzdnych pracownikw. Przypomniaa sobie Klausine, ktra nie
powiedziaa chyba ani jednego sowa prawdy, Nikoline i Pernille. Wzdrygna si.
Ku jej uldze ona lensmana przeprosia, ale powiedziaa, e nie mog do niej
przyjecha. Przed wyjazdem Elizabeth otrzymaa przepis na ciasto. W drodze do domu
rozmylaa o dziwnej sucej. Jeli pjdzie tak, jak podejrzewa, wkrtce przejdzie do pracy
w oborze.
- Czy zapalimy wieczki na choince? - spyta William, apic matk za spdnic.
Umiechna si do niego.
- Moliwe. Ale teraz nie przeszkadzaj. Wyjrzaa przez okno kuchenne. Byo wymyte
mydem, a potem przetarte wod z odrobin octu. Do pucowania szyb nadaway si te stare
gazety, przypomniaa sobie z roztargnieniem, po czym odwrcia si do syna.
- Musisz teraz by grzeczny i nie przeszkadza, bo niedugo przyjad gocie. Id,
pobaw si z Signe, Kathink czy Kristine.
- To nudne. Szkoda, e nie s chopcami.
- Co ty mwisz! Id ju.
- Ja mog sam zapali wiece w salonie - mrukn na tyle gono, by Elizabeth
usyszaa te sowa.
- Nie wolno ci! - Zerkna na pk w kuchni, gdzie nadal leay zapaki. William
umiechn si. Osign swj cel: zwrci na siebie uwag matki. Wzi na rce kota i
wyszed z kuchni.
- Czy kto ma oko na dzieci w salonie? - spytaa Helene. Staa, rozgrzebujc ar w
e smakuj cakiem wieo. Helene posaa w tym momencie ostre spojrzenie w stron
mskiej czci domownikw, w odpowiedzi otrzymujc szerokie umiechy. .
Elizabeth, podajc pmisek z kromkami chleba, spytaa:
- Znacie t now suc zony lensmana? Dorte i Indianne spojrzay na ni.
- Kogo? - spytay jednoczenie, po czym Indianne rozjania si. - A, masz na myli
Arnold?
- Tak, znasz j? , . .
- Znam, jak znam. Wiem, kim jest. Jest wieo po lubie z jednym z synw ze
Sonecznego Wzgrza.
- Co takiego! A gdzie mieszkaj?
- U jego rodzicw. Jest tam ciasno i biednie, ale daj rad. - Indianne zastanowia si. Syszaam, ze ona jest troch dziwna. Elizabeth pokiwaa gow.
- Temu nie zaprzecz. Ale ona lensmana ma racj, trudno dzi o dobre suce.
- Moe wy te potrzebujecie pomocy? - spytaa Dorte i odgryza kawaek chleba z
wdzonym ososiem.
Elizabeth pokiwaa gow i wypia yk kawy, zanim odpowiedziaa:
- Tak, potrzebowalimy wicej ludzi, ale na razie poczekamy. Niedugo mczyni
wypyn, wic. moe na wiosn? Mario, mogaby przynie jeszcze kawy? Siostra wstaa i
zabraa ze sob pusty dzbanek. Torstein odchrzkn.
- Syszelicie, e jazda na nartach staa si modna wrd kobiet? Dorte spojrzaa na
niego zdumiona.
- Na nartach? Chyba oszalae. Gdzie o tym syszae?
- Dostaem list od kolegi z Christianii. Pisze, ze zaoyli tam osobne stowarzyszenie
narciarskie dla kobiet z najlepszych rodzin.
Elizabeth przewrcia oczami.
- Nie sdzisz chyba, e w to uwierz! One nie maj co robi?
- Take rowery staj si popularne - zamia si Torstein.
- Co to jest rower? - spytaa Dorte.
- To jest...
- Co jakby bicykl - wtrci Jens.
- Co takiego? - spytaa Elizabeth. Jens zamia si gono.
- No, nie wiem, widziaem go tylko kiedy na fotografii. Jest podobny do welocypedu,
ale mniejszy.
- Do czego takiego...? - spytaa Dorte zdezorientowana.
Rozdzia 7
Maria dugimi krokami sza w stron magazynu. Poprosia kilka dziewczynek, by
zajy si Kristine i teraz dochodzi j ich perlisty miech z miejsca, gdzie bawiy si w
niegu. Z jej ust dobywaa si para, co przywoao wspomnienie z dziecistwa. Ona i Indianne
bray po patyku i udaway, e pal fajk, rozmawiajc o poowach i gospodarstwie, po czym
turlay si ze miechu.
Zastanawiaa si, jak si teraz wiedzie mczyznom w Storvaagen. Czy nie marzn,
czy maj do jedzenia? I czy to zawsze kobiety musiay martwi si o wszystko? Czy to o
dzieci, czy o mw, czy o inwentarz? Tak naprawd to bardzo mczce, pomylaa, i
nieomal zapragna by mczyzn. Oni z pewnoci tak tego nie przeywali. A moe
jednak?
Moe te martwili si o tych, ktrych zostawili w domu? Tak, chyba tak. Przynajmniej
ci, ktrych znaa.
Duy klucz do magazynu wisia u jej pasa. Otworzya drzwi i zapalia kilka lamp
wiszcych na cianie. Za kadym razem, gdy tu wchodzia, ogarniao j poczucie
bezpieczestwa. Jak dugo ludzie bd mieli pienidze na zakupy, ona i Kristine mogy y
spokojnie. Miaa tu rne towary w beczkach, workach i skrzyniach: mk, dziegie, tran.
Miaa te wozy, pugi, wiosa, liny. Pod sufitem wisiay agle, kosy i rne narzdzia.
W oczach innych by to pewnie majtek. Nie pamitali, e za wszystko ona musiaa
zapaci, no i potem sprzeda, by mie pienidze na utrzymanie siebie i crki. Wesza gbiej
do rodka i umiechna si do siebie. Pomyle, z jakich to warunkw ycia wysza! Po
drugiej stronie fiordu sta jeszcze ndzny domek, ktry by jej domem rodzinnym. Rodzice
umarli wczenie, miaa tylko Elizabeth i Jensa, a potem take Ane. Nie byli z pewnoci
bogaci, ale nie cierpieli biedy. Potem Jens przepad i wtedy czsto nie wiedziay, skd wezm
nastpny posiek. Ale wszystko si nagle odmienio, gdy Elizabeth wysza za Kristiana.
Wtedy mogy codziennie je do syta.
Otulia si cianiej szalem. yo im si dobrze, bardzo dobrze, cho musiaa ciko
pracowa w gospodarstwie, tak jak Elizabeth. Nie spodziewaa si tylko, e wyjdzie za Pedera
i e tak modo zostanie wdow.
- Ogldasz swoje towary? - usyszaa nagle za sob. Odwrcia si na picie i w
drzwiach ujrzaa dwch
mczyzn. Jeden z nich nie dosta pracy przy poowach, drugi by za stary.
- Musz, jeli mam ogarnia interesy - odpara, idc w ich stron. Starszy pokiwa
gow.
- Tak, tak, trzeba. Jeli potrzebujecie pomocy, powiedzcie.
- Moe w rachunkach? - spyta drugi, miejc si.
- Ech! W noszeniu towarw, chyba rozumiesz. A syszelicie o Anne-Elizabeth z
Kjerringoy? - spyta starszy. Spod jego czerwonej czapki wystaway siwe wosy.
- Co z ni? - spytaa Maria.
- Zostaa wdow w tysic osiemset czterdziestym dziewitym. Znaa obce jzyki, bo
takie damy si tego ucz, ale gorzej byo z rachunkami. Mimo e staraa si prowadzi sama
sklep, musiaa w kocu poszuka pomocy. Zatrudnia Erasmusa Zahla, subiekta.
Stary zapatrzy si przed siebie. Modszy zsun kaszkiet z czoa i pogoni go
niecierpliwie:
- No, mw dalej!
- W tysic osiemset pidziesitym dziewitym wzili lub. On chyba mia wtedy
trzydzieci dwa lata, a ona pidziesit siedem. - Stary zamia si, zanim uwiadomi sobie,
e podobna rnica wieku bya midzy Pederem a Mari. Spowania, odchrzkn i
wymamrota przeprosiny. - No, i ona umara w tysic osiemset siedemdziesitym dziewitym.
Ale Zahl jeszcze yje. Tak, tak. Maria usiada na skrzynce i spojrzaa na niego.
- Jaka bya ta Anne-Elizabeth? Stary przestpi z nogi na nog i wsadzi rce gboko
w kieszenie.
- C, nie znaem jej osobicie, tylko o niej syszaem.
- A co syszae? - spyta jego towarzysz.
- Mwili, e miaa dwie modsze siostry. Anna-Elizabeth mwia, e byy
najadniejsze i najzdolniejsze w caym Nordland. Maria zamiaa si cicho.
- To prawda? Starszy pokiwa gow.
- A o sobie mwia, e jest najmdrzejsza w caym Nordland. Gdy mieli goci,
wychodzia przed ma, wycigaa rk i mwia: Witam u mnie!" - Stary znw si zamia.
- No, i jeszcze w ich salonie wisiay dwa portrety: wielki jej, i malutki Zahla.
- Byli chyba strasznie bogaci - powiedziaa Maria cicho. - Syszaam, e ich sklep jest
najwikszy w Nordland. Stary pokiwa kilka razy gow.
- A nie wiecie, co ja syszaem! - odezwa si ten w kaszkiecie. Maria spojrzaa na
niego.
- Co takiego?
- Maj doprowadzon wod do kuchni! Maria poczua, e marzn jej nogi, ale musiaa
tego posucha.
- Co to znaczy?
- Maj pomp przy cianie i nie musz wychodzi po wod. Maria prbowaa sobie to
wyobrazi, ale nie zdoaa.
- Kiedy to zrobili?
- W tym roku, kiedy umara.
- Maj te pozwolenie na noclegi. Mogli przenocowa kilkaset osb. Oczywicie, w
czasie pooww na Lofotach.
- Syszaam, e wtedy ludzie pi nawet w kociele - wtrci modszy i otrzyma
potwierdzenie od starszego. - No, chyba macie klienta - doda, wychylajc si za drzwi. Maria
wstaa. To pewnie poczta.
- Musz i - powiedziaa, czujc askotanie w brzuchu. - Wy nie czekacie na list? spytaa, zamykajc drzwi na klucz. Starszy splun brzow od tytoniu lin.
- Nie, nie sdz, ale pjd z wami. Popatrz sobie, kto dosta. Wiele osb zauwayo
przybycie poczty i w krt-& kim czasie sklepik zapeni si ludmi. Maria a si zgrzaa,
rozdajc przesyki.
- Laurits Pedersen - zawoaa i zaraz pojawia si rka w grze.
- Tutaj! - zawoa mczyzna i odebra swj list.
- Bertine Olsdatter!
- To ja.
Podesza moda dziewczyna i z rumiecem odebraa bia kopert. List by
najwyraniej od rybaka, bo nosi lady rybiej krwi. Moe to jej ukochany, pomylaa Maria,
sigajc po nastpny.
- Maria... - zatrzymaa si i wsuna list do kieszeni. By do niej, lecz nie dojrzaa
nadawcy. Zarumieniona i zaenowana pochylia si nad kolejn przesyk.
W sklepiku byo duszno i gorco. Pachniao mokr wen i potem, a ludzie mwili
jeden przez drugiego. Kto prosi kogo, by mu przeczyta, inny chowa si w kcie i sam
przedziera si przez tekst, a jeszcze inni chowali swoje listy gboko, by przeczyta je w
domowym zaciszu. Listy przynosiy gwnie dobre nowiny. Zawiadomienia o mierci
przynosi pastor lub lensman. Podniosa ostatni list. By do Elen i nie mia nadawcy. Odoya
go i powiedziaa gono:
- Na dzi to wszystko. Za dwa tygodnie nastpna dostawa!
Dojrzaa wiele zawiedzionych twarzy. Jakeby chciaa da im pociech! Dla kobiet
pozostaych w domu, dwa tygodnie to dugi czas oczekiwania. Jej do spocza delikatnie na
licie ukrytym w kieszeni fartucha. Czy jest od Olava? Bardzo chciaa to sprawdzi, lecz
fc
jeszcze tego nie odkry. Jeszcze nie. Gdyby chciaa, mogaby trzyma to w tajemnicy na
zawsze. Elen nie miaa takiej szansy.
W tym momencie znw zadwicza dzwonek nad drzwiami i wpady dziewczynki.
- Kristine mwi, e marzn jej palce - powiedziaa jedna, prowadzc ma w stron
pieca.
- Biedactwo ty moje! Zimno ci? - spytaa Maria, zdejmujc z crki wierzchnie
odzienie.
- Oj, zimno - odpara Kristine z umiechem.
Maria daa kilka monet dziewczynkom i podzikowaa za pomoc. Szczliwe i
rozgadane, znikny za drzwiami. Maria usiada przy piecu z creczk w objciach.
- Dobrze si bawia?
- Tak. Byy sanki i lepiymy bawana.
- To dobrze. Moe jeszcze kiedy by si z nimi pobawia?
- Tak, jutro!
Myli Marii powdroway znw do przyjcia w Dalsrud. Gdy siedzieli z Olavem w
kuchni, ich rozmowa zesza na Elen. Maria spytaa go, co sdzi o zdradzie. Twarz mu
pociemniaa i rzuci, e to chyba oczywiste. On i Elen nie s ju razem po tym, co ona zrobia.
Maria przypomniaa mu, e on sam te nie ma czystego sumienia. Olav wbi w ni spojrzenie
i powiedzia:
- To zdarzyo si tylko raz. Ja wybaczybym Elen, gdyby ona zrobia to tylko raz, ale
w jej przypadku byo tego wicej. Przecie nawet ma z nim dziecko! Ale ju ci to wczeniej
tumaczyem.
Maria o mao nie powiedziaa mu wtedy, e jego niewierno take miaa
konsekwencje, ale wesza Elizabeth i Olav opuci kuchni.
Po tej rozmowie Maria czsto mylaa, e moe nadszed czas wyjawienia Olavowi
prawdy, pomimo obietnicy, ktr sobie kiedy zoya: chciaa, eby tylko Kristine poznaa
prawd, gdy nadejdzie czas. Ale wtedy Olav by onaty. Teraz ju nie jest. Teraz oboje s
samotni. Dopiero gdy nadszed wieczr i Kristine posza spa, Maria moga doczyta list do
koca. Dotara do miejsca, w ktrym Olav pisze, e myli o czym dotyczcym Elen.
Nie chc, by dziecko Elen roso bez ojca, wic mam nadziej, e Amund podejmie za
nie odpowiedzialno i e bd razem. On te jest pewnie na poowie, ale zastanawiaem si,
czy moe co o tym syszaa.
Maria wypia yk podgrzanej kawy. Gdyby tak Olav wiedzia, jak Elen zachowaa si
dzi w sklepie! Moe powinna mu opowiedzie? Nie ze zoci na Elen, ale tylko dla
informacji. Czytaa dalej. Nastpny akapit opisywa ycie w Storvaagen. Olav wspomnia o
kim, kogo nazywano Enok-Dwa szylingi. By chyba znajomym Jensa, pisa Olav, i
niezwykle zabawnym czowiekiem. Dostarcza im wielu powodw do miechu. Olav
komentowa potem to, co ona napisaa, a na koniec napisa:
Musz ju koczy moje pisanie, ale mam nadziej, e dostan od Ciebie wicej listw.
Czuj si jak w Wigili, gdy id do sklepu i mog co odebra. Wszyscy pytaj mnie, czy to od
ukochanej. miej si wtedy i mwi, e to nie ich sprawa.
Mam nadziej, e Ty i Kristine jestecie zdrowe i niczego Wam nie brakuje.
Z najlepszymi pozdrowieniami od Twojego oddanego Olava.
Maria przeczytaa ostatnie linijki po kilka razy, a nauczya si ich na pami. Wyja
przybory do pisania, by od razu odpisa na jego list. Opowiedziaa najpierw o pogodzie i o
dzisiejszym spotkaniu z dwoma mczyznami w magazynie. Przekazaa mu opowiedzian
przez nich histori. Piro potem biego szybciej i opisywaa mu mae, zabawne przygody z
Kristine. Sama si przy tym miaa.
Po chwili zatrzymaa si. Czy ma mu opowiedzie o spotkaniu z Elen? Nie, to nie
pasowao do tych zabawnych historyjek. Olav potrzebowa pocieszenia, nie zmartwienia.
Potrzebowa czego, co go ogrzeje. Nie napisze mu te, e Kristine jest jego crk. Tak wane
wiadomoci przekazuje si osobicie.
Na wiosn, postanowia. Na wiosn mu powie. Podpisaa list. Twoja oddana Maria.
Zoya arkusiki papieru i woya je do koperty. Wyle list przy pierwszej okazji.
Rozdzia 8
Elizabeth odwrcia si w drzwiach. Gryzy j wyrzuty sumienia na myl o pracy,
ktr tu zaniedbuje, ale jednoczenie czua, e dawno nigdzie nie bya i e potrzebuje czasem
kogo odwiedzi.
William zosta w domu, mimo e zrobi obraon min i tupa w podog. Elizabeth
nie pocieszaa go, bo przecie nie powinien si tak zachowywa. Powiedziaa mu, e ju jest
duym chopcem, w lecie skoczy pi lat. William zawstydzi si i niechtnie przeprosi.
Pogaskaa go wtedy po gowie i pocaowaa w czoo.
- Fu, nie rb tak! - rzuci, odwracajc si. - Ju niedugo bd dorosy i nie bd si
przytula do mamy.
- Nawet wtedy, gdy bdziesz kad si spa? - zaartowaa. Zastanowi si.
- Tylko wtedy - oznajmi, unoszc w gr wskazujcy paluszek. Elizabeth umiechaa
si do siebie, uwizujc konia przed zagrod na Sonecznym Wzgrzu. Schody byy
odmiecione ze niegu, a dom, obor, wychodek i szop na drewno czya wydeptana cieka.
Zauwaya, e szopa bya nowa. To dobrze, znaczy to, e daj sobie rad, pomylaa, pukajc
do drzwi.
Gospodyni na pewno widziaa j ju z okna, bo nie wydawaa si zdziwiona.
- Prosz wchodzi, prosz - powiedziaa miym tonem, przepuszczajc j do rodka.
- Dzikuj. Chciaam do was na chwil zajrze -powiedziaa Elizabeth, rozgldajc si
dyskretnie. Byo schludnie i czysto, chocia ciasno, nie tak jak w Dalsrud, gdzie mieli due
pokoje z meblami obitymi pluszem.
- Prosz, niech pani siada - zaprosia kobieta, wskazujc na krzeso. Kiedy byo
czerwone, teraz farba na siedzeniu i oparciu si stara.
- Wziam ze sob troch kawy i kilka lefse - powiedziaa Elizabeth, rozwizujc
zawinitko i podsuwajc je w kierunku gospodyni.
- O mj Boe! Dzikuj, i dzikuj jeszcze raz za wszystko, co dostalimy na wita. Kobieta zajrzaa do zawinitka. - Nie, nie cierpimy ndzy, prosz mi wierzy, ale jest tak, e...
- umilka i umiechna si zawstydzona. - Nieczsto mamy pienidze na kaw i takie
przysmaki. Elizabeth pokiwaa gow, mwic cicho, e rozumie. Na stole pojawiy si
filianki i spodki. Elizabeth zauwaya, e kilka byo obitych. Gospodyni zaparzya i nalaa
kaw, po czym wyja robtk na drutach, ktr trzymaa w kieszeni fartucha.
- Prosz si czstowa - powiedziaa, skinwszy gow w stron nalenikw lefse.
- Dzikuj. O, prawie bym zapomniaa! - Elizabeth wyja kilka kbkw weny. - To
spruta wena i niedue kbki, ale moe si wam jednak przydadz? Kobieta bya zachwycona
i dzikowaa wielokrotnie.
- W naszym domu zawsze potrzeba weny na skarpety i rkawice -przyznaa. - Teraz
ledwie wystarczyo dla mczyzn na pow. Ale zrobiam porzdne rkawice, z podwjn
nitk na kciuku. Zanim je sfilcowaam, sigay a do okcia. Mczyni z tego domu nie bd
marzli, o nie!
- Ja te zrobiam par rkawic dla Jensa - napomkna Elizabeth, sama si dziwic,
dlaczego to mwi. Poczua, jak oblewa j rumieniec i pochylia si nad filiank z kaw.
Poczua na sobie spojrzenie gospodyni.
- Tsknia pani za nim? Elizabeth spojrzaa na ni, nagle zirytowana.
- Co masz na myli?
Kobieta nie stracia rezonu, jak Elizabeth przypuszczaa, lecz patrzya na ni
spokojnie.
- Ju dugo jestecie wdow. Chyba rok?
- Tak, i co z tego? - Elizabeth upia yk kawy, lekko parzc jzyk. Gospodyni
niewzruszenie robia na drutach.
- Moe zawsze ywia pani uczucia wobec Jensa? Przecie kiedy bylicie
maestwem.
Elizabeth zawahaa si przed odpowiedzi. Co ona miaa na myli? Na policzkach
nadal czua rumieniec i aowaa, e wyskoczya z tymi rkawicami.
- Lubi Jensa jak przyjaciela - wyjania, sama syszc, jak gupio to brzmi.
- Przyjaciela? - powtrzya kobieta spokojnie, nalewajc nieco kawy na spodek i
spijajc j z wielk przyjemnoci. - Moe tak by, e kobieta i mczyzna s tylko
przyjacimi?
- O, tak. - Elizabeth wyprostowaa si, wzia jeden lefse i oderwaa kawaek. - Helene
przyjani si z Jensem, a Ane z Larsem.
- Oni mieszkaj w tym samym domu i widuj si codziennie. To, co jest pomidzy
pani i Jensem, to zupenie co innego. Elizabeth wbia w ni ostre spojrzenie.
- Jak moesz co takiego mwi? Uwaam, e jeste... bezczelna. Kobieta zamiaa si
cicho i zamoczya kawaek lefse w kawie.
- Sdzi pani, e nie widziaam was z Jensem przed kocioem? A teraz ma pani
rumiece na policzkach. adnie pani z nimi. W oczach te ma pani nowe ycie. Spowaniaa. - Nie zamierzaam by bezczelna, pani Dalsrud, ale mio mi widzie, e dobrze
si pani czuje. Zrobia pani dla nas tyle dobrego przez te lata. - Westchna i pokrcia gow.
- Bg jeden wie, e nie byo nam lekko. Ale pewnie tak ma by. Tak, tak. -Rozjania si
znw. - Jak mwiam, gdyby nie pani, nie wiem, co by z nami byo. Elizabeth wzruszya jej
przemowa. Poprawia si na twardym krzele i spytaa:
- A jak tam u twojej synowej, Arnoldy?
- Dzikuj, dobrze. - Druty znw zaczy miga rytmicznie w spracowanych doniach
kobiety.
- Jak suba u pani lensmanowej?
- Pracuje teraz w oborze - odpara kobieta, nie podnoszc wzroku znad robtki. -Tak?
Druty migay teraz wolniej.
- Dostaje jedzenie i pienidze, i daje sobie rad. Zacisna usta, jakby na znak, e nie
chce wicej o tym mwi.
- Ona jest... zabawna - wyrzeka ostronie Elizabeth.
- Zabawna? W jaki sposb? Elizabeth wzruszya ramionami.
- Trudno to okreli. Spotkaam j tylko jeden raz; Ale wyrniaa si spord innych
sucych, jakie spotkaam. Gospodyni odchrzkna.
- Wicej kawy?
- Nie, dzikuj, musz ju jecha - odpara Elizabeth, wstajc. - To miaa by krtka
wizyta. Nie zamierzaam zjada tego, co przywiozam - dodaa z umiechem. Wyja
rkawice i zawizaa chustk pod brod. - Dzikuj za rozmow.
- Nawzajem - odpara kobieta, wycigajc spracowan do. W drodze do domu
Elizabeth pozwolia koniowi i stpa. Sowa kobiety ze Sonecznego Wzgrza nadal
dwiczay jej w uszach, sprawiajc, e robio si jej gorco. Czy byo co w jej sowach?
Czy nadal kocha Jensa? Czy maestwo z Kristianem i jego mier stumiy uczucia, ktre
miaa wobec Jensa?
Przeniosa wzrok z koskich uszu na zabudowania stojce wzdu drogi. Po ostatniej
odwily byo na nich mniej niegu. Ju marzec, pomylaa. Poczua askotanie w brzuchu i
przypyw uczu, ktre przyprawiy j o mocniejsze bicie serca. Boe jedyny, pomylaa, nadal
kocham Jensa! Powtarzaa to zdanie w mylach jeszcze wiele razy. Nadal kocham Jensa! Czy
zawsze tak czua, czy te uczucia nagle rozkwity? Czy inni w domu to zauwayli, albo kto
jeszcze poza kobiet ze Sonecznego Wzgrza? Nie, chyba nie. Przecie nawet sama sobie
tego nie uwiadamiaa.
Nowo odkryte uczucie pogryo j w chaosie poczucia winy, radoci i konsternacji.
- Bya dla nas poczta? - spytaa Helene, wychodzc do niej na korytarz. Elizabeth
spojrzaa na ni zdezorientowana.
- Poczta? - powtrzya.
- Tak, miaa zajecha do sklepu, bo dzi przychodzi poczta. Elizabeth poczua, jak
zalewa j poczucie winy.
- Ja... rozumiesz, zajechaam najpierw do Sonecznego Wzgrza, i potem... - Nie
wiedziaa, co powiedzie i rozoya bezradnie rce.
- Zapomniaa pojecha do sklepu? - spytaa Helene z niedowierzaniem. Elizabeth
pokiwaa gow, zawstydzona. Helene przewrcia oczami. -Jak moga? O czym mylaa,
Elizabeth? - Jej gos z oburzenia przeszed niemal w falset.
Elizabeth patrzya w bok w obawie, e Helene si domyli. Dugo rozpinaa paszcz.
Ane wysza z kuchni. Opara si o framug drzwi i popatrzya na nie uwanie.
- Ja mog pojecha - zaoferowaa. Elizabeth spojrzaa na crk.
- Nie, dzikuj, Ane, to moe poczeka do jutra. Jeli co przyszo, nie ucieknie.
Helene prychna i odwrcia si na picie. Elizabeth rozumiaa jej zawd, bo dugo
ju czekaa na list od Larsa.
- Jak moga o tym zapomnie? - spytaa Ane ostronie, patrzc na matk.
- O tylu rzeczach ostatnio rozmylam - odpara Elizabeth.
- Na przykad, o czym?
Elizabeth zatrzymaa si wp ruchu.
- To ju rok od mierci Kristiana.
Ane nic nie odpowiedziaa, jakby nie wierzc temu wytumaczeniu. Ale nic nie
powiedziaa, bo temat by zbyt delikatny.
-Jak tam idzie na Sonecznym Wzgrzu? - spytaa Helene, przecigajc wen przez
szczotk. Wyczesane motki kada w koszu obok. Elizabeth zauwaya, e pomimo zoci
dobrze wykonuje swoj prac.
- W domu bya tylko gospodyni - odpara Elizabeth. Pochylia si, by wyj robtk z
koszyka, ale w tym momencie William wspi si na jej kolana. Chcia jej opowiedzie, co
robi, gdy jej nie byo.
- ...no i Signe powiedziaa, e jest ode mnie wiksza. Ale nie jest, prawda? Elizabeth
zrozumiaa, e musi ostronie dobiera sowa przy odpowiedzi. -Jeste wyszy ni Signe, ale
ona jest od ciebie starsza. William zmarszczy nos.
- Signe pjdzie jesieni do szkoy, a ty musisz poczeka jeszcze dwa lata.
- Bd ci moga nauczy liter - powiedziaa Signe, podchodzc do nich. -Ju niektre
znam, pokaza ci, jak wygldaj?
William zeskoczy z kolan matki i poszed za Signe, a Elizabeth wzia robtk.
-Jak mwiam, bya tylko gospodyni. Zaparzya kaw, zjadymy troch lefse... zamilka, bo nie moga przecie przekaza caej ich rozmowy.
- Spytaa, jak idzie jej synowej? - spytaa Ane. Elizabeth pokiwaa gow.
- Tak, ale nie wydawao mi si, by chciaa o niej rozmawia. Powiedziaa, e pracuje
teraz w oborze, e ma jedzenie i pac, i e daje sobie rad.
- Nie wydawao ci si, e co ukrywa?
- Moe tylko si wstydzia albo byo jej przykro?
- No tak, to moliwe.
- Raczej nic gorszego ni to - stwierdzia Elizabeth, pochylajc si nad robtk.
Zaczynaa zwa, wic musiaa uwaa. Dwa oczka razem, potem przecign nitk, o tak.
Reszta to same prawe.
Odgos wyczesywania i krccego si koowrotka, przy ktrym siedziaa Ane, zlewa
si z rozmow dzieci. Myli Elizabeth powdroway znw do Jensa.
Gdy nadszed wieczr i dzieci pooyy si spa, Elizabeth wesza do gabinetu i wyja
przybory do pisania. Prbowaa sformuowa w gowie sowa, ktre chciaa przela na papier,
ale nie byo to atwe. Jens twierdzi, e j kocha jak wtedy, gdy byli maestwem, ale ona
trzymaa go na dystans. Teraz jednak on by wdowcem, a ona wdow. Czy ju mona byo
znw rozmawia o uczuciach? Powiedzie mu, e teraz je odwzajemnia?
Chciaa mu opisa, co przeya tego dnia i pod koniec przyzna, e kobieta ze
Sonecznego Wzgrza miaa racj - ona nadal go kocha. Piro suno gadko po papierze.
Wiele razy zanurzaa je w atramencie i pisaa dalej. Czua, jakby sowa same z niej
wypyway. Nagle rozlego si pukanie do drzwi. Zirytowana, powiedziaa prosz". Helene
zamkna za sob drzwi i opara si o nie. Elizabeth spojrzaa na ni pytajco.
- Piszesz list? - spytaa Helene.
- Tak. - Elizabeth na wszelki wypadek pooya czyst kartk na licie.
- Suchaj, Elizabeth - zacza Helene z wahaniem. - Jestemy przyjacikami ju od
wielu lat, prawda?
-Tak.
- Znam ci pewnie lepiej ni inni. Gdy wrcia ze Sonecznego Wzgrza, od razu
poznaam, e co si stao. Co to byo takiego, e a zapomniaa o poczcie?
Elizabeth poczua, e ogarnia j gwatowna ch opowiedzenia Helene wszystkiego: o
rozmowie z gospodyni ze Sonecznego Wzgrza, i o wasnych uczuciach, ktre dopiero teraz
zrozumiaa.
- Rok temu umar Kristian... - zacza i zamilka. Chciaa rozwanie dobra sowa.
Rozdzia 9
Nadesza wiosna, a wraz z ni nadzieja na dobre plony i rychy powrt mczyzn.
Czuo si, jakby ludzie tajali wraz z przyrod. Elizabeth oddychaa gboko, wcigajc w
puca zapach zbutwiaej trawy i sonych wodorostw. Suchaa wierkania ptaszkw, radujc
si nadejciem nowej pory roku. A w gbi serca cieszya si na powrt Jensa. Musiaa sama
przed sob przyzna, e tskni za nim tak samo jak wtedy, gdy byli maestwem.
Czasami zastanawiaa si, czy moe to tylko odlego i samotno z ni igra? Moe
bdzie inaczej, gdy si spotkaj? Moe jej przejdzie? Ale wtpia. Baa si w to uwierzy, bo
czua rwnoczenie, jakby popeniaa zdrad wobec pamici Kristiana.
Mimo to postanowia uszy sobie now spdnic.
- Ale bdzie adna - zauwaya Ane pewnego dnia, gdy zobaczya, nad czym pochyla
si matka. - Szyjesz j na jak specjaln okazj? Elizabeth poczua, e piek j policzki.
- Dlaczego tak sdzisz? Przecie musz co wkada na siebie, jak wszyscy inni!
- Nie musisz si tak unosi z tego powodu - prychna Ane. - Tak tylko pytam.
Elizabeth spojrzaa na ni z umiechem. -Nie unosz si, tylko musiaam rozplta
supe skamaa. Prawda bya taka, e chciaa si przystroi na powrt Jensa. Chciaa wyglda
naprawd adnie, gdy on wrci, no a nie moga przecie zaoy odwitnej sukienki!
Zamiaa si w duchu. Ale by wygldao, gdyby zesza na nabrzee w jedwabnej sukni!
- Chyba ju rozwizaa ten supe - stwierdzia Ane, zerkajc na ni z boku.
- Tak, wanie mi si udao - odpara Elizabeth, cieszc si na zaoenie nowej
spdnicy.
Plecy je bolay, gdy stay pochylone nad owcami, cinajc ich grub, zimow wen.
Palce szybko apa skurcz od cicia noycami. Musiay by ostrone, by nie zaci skry
zwierzcia, a zarazem zebra ca wen.
- Sdzicie, e tata niedugo wrci? - spytaa Signe, upychajc wen do worka.
- Tak, chyba ju niedugo - pocieszya j Elizabeth. - Nie, Signe, wena z brzucha idzie
do tamtego worka! - wskazaa na worek lecy na pododze.
- Dlaczego?
- Najlepsza wena jest na grzbiecie, widzisz, jest mikka i czysta. Na nogach i pod
brzuchem jest sztywna, wic uywamy jej na skarpety. Tej z grzbietu na swetry i ciep
bielizn.
- A co z wen z jagnit? Elizabeth domylia si, do czego maa zmierzaa.
- No, ta chyba bdzie dla dzieci!
- Czy tata niedugo wrci? - szepna Signe, przytulajc si do jej ramienia. Elizabeth
pogaskaa j po rudoblond wosach.
- Tak, pewnego dnia wrci, nie bj si. Wczeniej czy pniej stanie w drzwiach i
powie: nie, czy to moja maa Signe tak urosa? Ale na Boga, stoi przede mn istna
konfirmantka! Signe zachichotaa zadowolona.
- Moe bdzie mia co dla mnie?
- Z pewnoci! Bergette podniosa si z krzesa.
- No dobrze, musz jecha dalej. Chciaam tylko zajrze na chwil.
- Kto ci woa w domu? - spytaa Helene.
- Jad do sklepu - odpara Bergette, nacigajc cienkie, skrzane rkawiczki.
- Mog si z tob zabra? - zapytaa Elizabeth i wstaa, nie czekajc na odpowied.
- Oczywicie.
Gdy weszy do sklepu, stay tam dwie kobiety pogrone w rozmowie ze starcem.
Maria, gdy je zobaczya, odoya robtk na drutach i wstaa z zydla.
- Ojej, to wy? - spytaa z umiechem.
- Ciocia Izabeth! - zawoaa Kristine, wybiegajc im na spotkanie. Elizabeth podniosa
ma i uciskaa, zanim zwrcia si do Marii.
- Jak si macie?
- Nie mog narzeka, skoro jestemy zdrowe. Zadwicza dzwonek u drzwi i wesza
kobieta.
W rku trzymaa skopek mleka i zawinitko. Elizabeth przepucia j do lady. Kobieta
dygna i pozdrowia je obie, zanim wyoya swe towary.
- Mam wiee mleko i kawaek masa, jeli jest pani zainteresowana. Maria uniosa
wieko, powchaa mleko, po czym rozwina zawinitko i przyjrzaa si masu.
- wietny towar - orzeka, wyjmujc kilka monet. -Ta sama stawka, czy podniosa
cen? Kobieta pokrcia gow.
- Nie, nie, ta sama. Dzikuj. Niech Bg ma was w swojej opiece.
- Dzikuj, was te. Kobieta wysza, a Bergette i Elizabeth kupiy, co zamierzay.
- Nie byo dzi poczty? - spytaa Bergette.
- Nie, dopiero w nastpny pitek. - Maria spojrzaa ze wspczuciem. -Nie wiecie,
gdzie si podziewaj mczyni? Bergette pokrcia gow.
- Niektrzy mwi, e popynli na pnoc owi gromadnika. Sama nie wiem, co o
tym sdzi. Starzec podszed do nich, zdj czapk i kilka razy odchrzkn.
- Syszaem, o czym rozmawiacie - wykrztusi ochrypym gosem. - Ale syszaem, e
odpowiada cisz.
Serce walio motem w piersi Elizabeth. Nie, Signe nie moga daleko odej,
uspokajaa sam siebie. Musi myle jasno! Czy Signe mwia, e chce i dalej w las? Nie.
Potara czoo i poczua, e jest spocone.
- Signe, to nie jest zabawne! Wychod, ale ju! - zawoaa ostrym tonem.
adnej odpowiedzi ani trzasku gazki. Syszeli jedynie ptaki w koronach drzew.
- Moe zabraa j huldra - powiedzia paczliwym tonem William.
- Bzdury. Nie ma adnych huldr!
- A skd wiesz? Helene mwia, e s.
- To dlatego, e ona lubi opowiada takie historie.
- Czy ju nigdy nie zobaczymy Signe?
- Oczywicie, e zobaczymy! Teraz usid tu i... Albo nie, chod ze mn. Nie chc
straci was obojga. - zapaa go za rk i poszli dalej ciek. -Woaj razem ze mn i rozgldaj
si za czym, co moe nalee do niej.
- Co na przykad?
- Cokolwiek, chusteczka, kawaek chleba...
- Chyba ptaki by zabray chleb.
Ma racj, pomylaa. Jak takie mae dziecko moe tak jasno myle? Oddychaa
ciko. O czym moga myle Signe, gdy od nich odesza? Chciaa pj dalej, by si
rozejrze? W ktr stron moga pj? Dlaczego nie odpowiada na ich woanie?
Nagle pomylaa o wypenionych wod dolach po torfie. Wiedziaa, e niektre z
gospodarstw wykopyway torf z tych okolic. Jeli Signe sza tdy, moga do ktrego wpa.
A z nich trudno si wydosta... Przeszy j dreszcz.
- Siiiigneeee! - zawoa William tak gono, e a si wzdrygna. -Musimy j woa
cay czas, bo inaczej nas nie usyszy. Elizabeth zacza woa razem z nim, a wreszcie miaa
tak suche i piekce gardo, e musiaa przesta. Bolay j nogi, ale jeszcze bardziej serce.
Nadzieja na ryche odnalezienie Signe zaczynaa gasn.
- Musimy zawrci i pj po pomoc - powiedziaa.
- Moe pjdmy jeszcze kawaek - poprosi William. - Moe ona si przed nami
chowa i oszukamy j, jeli nie zawoamy?
Elizabeth spojrzaa w jego ciemne oczy. Pomys by dziecinny, ale mimo to pokiwaa
gow. Poszli dalej. Nagle wydao jej si, e syszy cienki gosik spomidzy drzew. Moe jej
si wydawao?
- Syszae? - szepna, schylajc si do Williama. Pokiwa gow i wskaza palcem.
- Tam!
Podeszli cicho bliej. Elizabeth serce walio w piersi. Poczua, e zapala si w niej
niemiaa nadzieja.
Usyszeli dwiczny miech i stanli. Na polanie ujrzeli Signe, ktra rzucaa kawaki
chleba modemu liskowi. Zwierztko podkradao si, apao chleb i uciekao z powrotem.
- Wstydziaby si by tak niegrzeczna! - krzykn William. Lisek nastawi uszu i
uciek dugimi susami.
- Przestraszye go, gupi! - rozzocia si Signe. Elizabeth zamkna oczy. Gniew i
rado walczyy w jej duszy.
- Szukalimy ci! Balimy si, e zgina! - krzycza William. Signe opara rce na
biodrach.
- Chciaam tylko przej si sama. Czy to co zego?
- Tak, to co zego - wtrcia si Elizabeth, podchodzc bliej. - Nie wolno ci nigdy nigdy, syszysz? -i samej do lasu, nie mwic o tym. Nie wiedzielimy, gdzie jeste i bardzo
dugo ci szukalimy. A gdybymy tak ci nie znaleli? Dolna warga Signe zacza dre i zy
napyny jej do oczu.
- Przepraszam, Elizabeth, ja nie chciaam... Elizabeth ukucna i przytulia
dziewczynk.
- Ju dobrze, Signe. Wracamy do domu.
- Chyba nie powinnimy mwi w domu, jak bardzo bya niegrzeczna -burkn
William.
- Nie, nie powiemy. To bdzie tylko nasza sprawa. Signe pocigna nosem. Przez
reszt drogi bya milczca i zamylona.
- Idcie do domu, a ja zanios te gazki do obory - powiedziaa Elizabeth, gdy dotarli
z powrotem.
Pooya je w przejciu. Nie byo tego wiele, tylko dla posmakowania dla kadego
zwierzcia. Na podwrzu zatrzymaa si na chwil, by zebra myli. Jeli dzieci nie powiedz
nic o zaginiciu Signe, ona te nie powie. Bdzie mniej dramatycznie, a z czasem zapomn o
tym. Wesza do domu i skierowaa si ku kuchni. Dobieg j gosik Signe.
- No i poszam do lasu i nagle zobaczyam modego liska. By oswojony i jad mj
chleb! Elizabeth umiechna si do siebie. Ale dugo utrzymaa t tajemnic!
- Nie baa si? - spytaa Helene.
- Nie, ani troch!
- A jeli by ci porwaa huldra? - odezwa si kto niskim gosem.
- Nie ma huldr, tak powiedziaa mama! - rzuci William. Elizabeth zesztywniaa. Ten
gos... Rozejrzaa si i dopiero teraz zauwaya skrzynie stojce w korytarzu, wysokie buty i
kurtki wiszce na kokach. Otworzya z rozmachem drzwi.
- Wrcilicie? Jens spojrza na ni swoimi ciemnoniebieskimi oczami.
- Nie mogem tak dugo nie widzie mojej maej dziewczynki.
- Ktra urosa! - zamiaa si Signe, moszczc si wygodniej na kolanach ojca.
- Tak, ktra bardzo urosa.
- Jakby sza do konfirmacji!
- Wanie tak.
- W sklepie powiedzieli nam, e popynlicie do Finnmarku -powiedziaa Elizabeth.
- Ludzie tyle gadaj - rzuci Lars, odsuwajc talerz. - Dzikuj, byo dobre
- doda, patrzc z umiechem na Helene.
Elizabeth poczua, jak przenika j rado i sprawia, e mikn jej kolana. Tak by
chciaa obj Jensa, powiedzie mu, jak za nim tsknia, ale teraz nie moga. Uwiadomia
sobie, e nie ma na sobie nowej spdnicy, ale to nie byo ju wane. Najwaniejsze, e
siedzia tutaj, rwnie zdrowy i ywy jak przed wyjazdem. Jej Jens...
Rozdano prezenty: materiay na sukienki, wstki i zabawki. Signe dostaa przeliczn
lalk o porcelanowej twarzy. Oczy dziewczynki rozbysy i prawie nie moga doby gosu z
radoci. Obiecaa uroczycie, e bdzie o ni dbaa i bawia si tylko w niedziele. William
haasowa, przesuwajc po pododze mae sanie z drewnianym koniem. Kobiety dzikoway
za pachnce mydeka w szeleszczcych bibukach. Poo je do szuflad z bielizn, by
przenikay j swym zapachem i dopiero po jakim czasie ich uyj.
Naniesiono wody do mycia. Jens mia si kpa na poddaszu w cebrzyku, uywanym
kiedy przez Kristiana, a Lars i Trygve w letniej kuchni. Wszyscy biegali tam i z powrotem,
gadali jedni przez drugich i miali si. miali si o wiele wicej ni przez ostatnie tygodnie,
pomylaa Elizabeth, niosc czyste ubrania dla Jensa. Zapukaa do drzwi i zawoaa:
- Kad ubrania na pododze, we je potem!
- Dzikuj - odpowiedzia.
Staa jeszcze przez chwil pod drzwiami, nasuchujc pluskania wody i cichego
pogwizdywania, po czym zesza na d i zacza rozpakowywa jego skrzyni. Wyja
wszystkie ubrania i uoya w stos na pododze. Gdy tylko dwaj pozostali skocz z kpiel,
wyniesie je do letniej kuchni i jutro urzdz wielkie pranie.
W osobnej przegrdce skrzyni sta soik z maci na otarcia, ktr mu daa na wyjazd.
Oprcz tego cienki modlitewnik i pk listw przewizanych czerwon, wenian nitk.
Ucieszyo j to, zwaszcza kiedy rozpoznaa swj charakter pisma na kopertach. Ostronie
zamkna wieko, nieco zawstydzona, e zajrzaa do jego prywatnych rzeczy. Zauwaya nagle
lec na stole czyst koszul. Czyby jej nie wzia razem z ubraniem? Szybko zapaa j i
posza na poddasze.
- Zapomniaam da ci koszuli!
- Wejd!
- Nie siedzisz w wodzie? Zamia si.
- Nie, ju jestem ubrany.
Elizabeth poczua zaenowanie, mimo e Jens mia na sobie spodnie. Jednak powyej
by nagi i nie moga oderwa wzroku od jego torsu. Jens przecign doni przez mokre
wosy.
- Usid, Elizabeth. Jako wygldasz na przestraszon. Usiada posusznie przy
toaletce.
- Jak wam szo, gdy nas nie byo?
- Dobrze. - Zawahaa si i zacza skuba paznokie. - Ale tskniam za tob - dodaa,
zerkajc na niego. Jens spowania.
- Tak?
- Tak - odpara i pokiwaa gow. Podszed do niej i podnis j z krzesa.
- I ja za tob tskniem. Bardzo mocno.
Elizabeth nie uczynia adnego ruchu, by si uwolni z jego ramion. Przeciwnie,
przytulia si jeszcze mocniej.
- Tskniam jak wtedy, gdy bylimy maestwem - wyszeptaa. Umiechn si, a
Elizabeth pooya do na jego piersi. Kropla wody ciekaa z jego wosw i dopyna do jej
palcw. Jego serce bio mocno pod skr.
- Chcesz, bymy znw byli razem? - szepn Jens. Niemal niezauwaalnie kiwna
gow.
- Ale... - zawahaa si. - Poczekajmy troch i zobaczmy, jak to bdzie. Uczucia s
jeszcze wiee, a my mamy dzieci, o ktrych musimy myle. Nie wiadomo, jak one si do
tego odnios.
- Jak chcesz, Elizabeth. Jestem cierpliwy i bd czeka tak dugo, jak trzeba.
- Dzikuj. - Uwolnia si z jego obj i wskazaa na koszul. - Najlepiej bdzie, jeli
si ju ubierzesz, eby nie zachorowa.
Nie odpowiedzia i nie poruszy si, wic Elizabeth cicho wysza. Miaa w sercu
chaos. Czy powiedziaa i zrobia to, co powinna?
Rozdzia 10
Gdy wszed Jakob, w sklepie nie byo klientw. Maria mya pki. Wydawao jej si,
e widziaa na nich mysie bobki i ju zastanawiaa si, od kogo poyczy kota, ale okazao
si, e to tylko brud. Zawstydzona, tara pki ostr szmatk z mydem i usprawiedliwiaa si
sama przed sob, e nie moe nady ze sprztaniem kadego zakamarka sklepu.
- adnie tu pachnie - powiedzia Jakob z umiechem, zsuwajc kaszkiet na ty gowy.
Kaszkiet by nowy, zauwaya Maria, schodzc ze stoka. Moe kupi sobie w
Kabelvaag?
- Tak, czasem trzeba sprzta - mrukna. - Witaj, Jakobie, dobrze znw ci widzie.
- Dzikuj, dzikuj - odpar Jakob, przesuwajc czapk na gowie. Moe si jeszcze
do niej nie przyzwyczai? - A co u was, dobrze?
- Tak, dobrze - odpara Kristine, umiechajc si z ufnoci. Jakob ukucn przed
ma.
- No nie, ale urosa! Chyba niedugo pjdziesz do szkoy?
- Tak! - Kristine energicznie pokiwaa gow, odgarna wosy z twarzy i uniosa trzy
palce w gr.
- Masz trzy lata?
- Tak.
- Co tak pamitam, e miaa w lutym urodziny. - Jakob z umiechem zacz szuka
w kieszeni. Wycign miedzian monet i wrczy dziewczynce. -Prosz, oto prezent!
- Dzikuj bardzo. - Kristine dygna i pokazaa monet Marii. - Mamo, zobacz!
- Ojej! Co tam dostaa? Schowamy to do szuflady? Kristine woya monet do
szuflady, w ktrej trzymaa swoje rzeczy.
- Co sycha u Olava? - spytaa Maria, sama si dziwic, e zadaje takie pytanie. Jakob
wzruszy ramionami.
- C, chyba dobrze.
- Znalaz sobie jak ukochan? - pytaa dalej sztucznie lekkim tonem.
- Nie, chocia jak ju o tym mwisz, to... Przerwa mu dzwonek znad drzwi.
- Hej, u diaba, kogo ja widz? To ty, brachu, na swobodzie? - Mczyzna o tubalnym
gosie zamaszycie poklepa Jakoba po ramieniu. Jakob zamia si i odwzajemni gest.
- No, jak byo w Skraaven? - spyta.
- E, cakiem dobrze. A w Storvaagen? Dae sobie rad bez baby przez tyle czasu?
- Ledwo, ledwo - odpar Jakob, przybierajc smutn min i krcc gow.
- Tak zrobi. - Pogrzeba w kieszeni. - Musz co jeszcze kupi, inaczej mnie zabije. Wycign rk i zmruy oczy, patrzc na kartk, po czym pooy j na ladzie. - Sama
zobacz.
Gdy Maria wyszukiwaa produkty, Jakob wzi na rce Kristine i razem z ni oglda
przedmioty stojce na najwyszych pkach.
Maria zerkaa na nich. Moe brakuje mu wnukw? Ma Ane, ale ona jest ju dorosa.
Musz niedugo powiedzie prawd Olavowi, pomylaa. Wtedy niech on decyduje, czy
reszta rodziny si tego dowie. A jeli on sobie kogo znalaz?
- No, to chyba masz ju wszystko.
Jakob posadzi Kristine na ladzie. Maa z radoci dotykaa wszystkiego, co znalazo
si w jej zasigu.
- To przyjedziecie jutro? - spyta, pakujc rzeczy. Maria pokiwaa gow i zsadzia
crk na d. Wzia gboki oddech i spytaa:
- Miae mi powiedzie o nowej ukochanej Olava.
- A, tak. - Na czole Jakoba pojawia si gboka bruzda. - Czy to jaka ukochana, nie
wiem. Czsto rozmawia z jedn tak w Kabelvaag, ale nic wicej nie widziaem. - Zamia
si cichb i pokrci gow. - Nie, nie s par. Na pewno nie. - Mwi to tak, jakby chcia
przekona samego siebie, po czym spojrza na Mari. - Sama go jutro spytaj. To na razie!
Maria staa, jeszcze dugo po jego wyjciu wpatrujc si w zamknite drzwi. Ma zapyta
Olava? Tak. Musi to wiedzie. A jeli si okae, e nikogo nie ma, powie mu prawd o
Kristine. Poczua ulg, gdy powzia to postanowienie.
Nastpnego popoudnia dugo si stroia. Zaoya granatow sukienk z czarnymi
koronkami i jedwabnymi wstkami, a przy szyi przypia srebrn szpilk. Odbicie w lustrze
potwierdzao, e dobrze wyglda. Wosy umya poprzedniego wieczora i teraz byszczay w
wietle lampy. Czy Olav podejdzie na tyle blisko, by poczu zapach myda, ktrego uya?
Zaczerwienia si i odwrcia od lustra, zawstydzona wasnymi mylami. Przecie jeszcze nie
wiedziaa, czy on nie ma nowej kobiety. Kristine staa, patrzc na matk i bawic si zotym
serduszkiem wiszcym na acuszku na jej szyi. Dostaa je w prezencie na chrzcie od Olava i
Elen.
- Nie ruszaj go - upomniaa j Maria - bo moesz zerwa acuszek. Niech sobie wisi
spokojnie, by je wszyscy zobaczyli. Spakowaa zabawki?
- Tak! - Kristine pobiega po swj worek. By niele wypchany, ale Maria nic nie
powiedziaa. Wzia swoj torb, w ktrej miaa pantofle i robtk ha drutach. Miay
przepyn dk przez fiord, wic zaoya wysokie buty. Niezbyt adne, ale to byo
konieczne.
askotao j w brzuchu, gdy zerkna na zegar. Kogo jeszcze zaprosia Dorte? Czy
inne kobiety te si tak wystroiy, jak ona? Oby tylko nie przyjechaa za wczenie, albo
jeszcze gorzej - za pno!
Szybko przepyny fiord. Ostronie, by nie zamoczy spdnic, zesza do wody. Jedn
rk wcigna dk tak wysoko, jak tylko moga, po czym wysadzia Kristine na ld i
starannie uwizaa dk. Przez chwil zbieraa si w sobie. Wreszcie lekko popchna crk
w kierunku cieki, uniosa spdnice i zacza i w stron gospodarstwa.
Na podwrzu sta uwizany obcy ko i jad siano. Podesza do drzwi i zapukaa.
Usyszaa cikie kroki i w drzwiach stan Olav. Maria z trudem zapaa powietrze i poczua,
jak serce bije jej coraz szybciej. Olav umiecha si.
- Dzie dobry, Mario, dzie dobry, Kristine - pozdrowi je i ukoni si z przesadn
uprzejmoci.
- Dzie dobry - odpara Kristine swoim cienkim gosikiem.
- Czy ju jest duo osb? - spytaa Maria gwnie po to, by cokolwiek powiedzie.
- Tak, siedz w salonie i gdacz.
- A fe, brzydko tak mwi! Olav uda, e si wstydzi.
- Przepraszam, chciaem powiedzie, e konwersuj!
Umiechna si do niego i poczua, e policzki jej pon. Nadal sprawia, e serce
uciekao jej z piersi. Moe nawet bardziej, ni kiedy. Tak dawno go nie widziaa i wyda si
jej jeszcze bardziej przystojny. Teraz dugo przytrzyma jej spojrzenie, a poczua si
skrpowana.
Zdja wierzchnie ubranie Kristine i pooya je na krzele, po czym zacza ciga
swoje buty.
- Przypynycie dk?
- Tak - odpara, zawstydzona brzydkimi butami. Szybko wyja pantofle.
- Ale adnie wygldasz - powiedzia cicho, tak cicho, e poprosia go o powtrzenie.
- Ja te adnie wygldam! - powiedziaa Kristine, przytrzymujc dwoma paluszkami
zote serduszko. Olav ukucn przed ni.
- Poka, co tu masz. Ale, jakie to adne! Od kogo to dostaa?
- Od ciebie! - Kristine wybuchna perlistym miechem.
- Dostaa to ode mnie? - zamia si i wsta. Teraz albo nigdy, pomylaa Maria.
- Chciaabym z tob o czym porozmawia - rzucia szybko.
- Aha. Teraz, od razu?
- Nie wiem, czy wierzy w t histori - rzeka. Maria posaa jej pene irytacji
spojrzenie. Dlaczego musi to psu? Historyjka bya dobra, cho na pewno odrobin
przesadzona.
- To najprawdziwsza prawda - zarzekaa si Mathilde.
- Z czego tak si miejecie? - W drzwiach stan Olav, a Maria poczua, e serce
skacze jej w piersi.
- Jak zwykle, z ciebie! - odpara Indianne.
Zrobi do niej min i umiechn si. Jego spojrzenie musno Mari, ktra poczua
mie igieki w karku. Czy moe wsta i poprosi go o chwil rozmowy na osobnoci? Nie,
wtedy wszyscy bd zadawa pytania. Zwaszcza Hansine.
Dorte poczstowaa go ciastkiem i zamienili kilka sw, po czym Olav wyszed.
- Przepraszam, musz na chwil... - powiedziaa Maria, wstajc.
- Ja chc z tob! - pisna Kristine, zamierzajc zsun si z krzesa.
- Nie, sied spokojnie. Mama musi do wychodka -szepna. Pospieszya na zewntrz.
Na schodach stana bezradnie i rozejrzaa si, lecz nigdzie nie dostrzega Olava. Zupenie,
jakby zapad si pod ziemi. Gdzie mg si podzia?
Waciwie naprawd musiaa pj do wychodka. Szybko wysza, ale nadal nigdzie
nie dostrzegaa Olava. Zakla pod nosem i posza w kierunku domu. Podwrze byo
botniste, wic musiaa ostronie stawia stopy. Ach, jake si cieszya na nadejcie wiosny!
A waciwie lata, z jego kwiatami polnymi, ptaszkami, socem, zapachem wieo skoszonej
trawy...
- Nie wejd w kau! - rozleg si nagle obok niej gos Olava.
- Ale mnie przestraszye! - zawoaa, czujc, jak jej policzki zmieniaj kolor.
- Szukaa mnie? - spyta. Sta a nazbyt blisko.
Uj j za okie, co sprawio, e poczua ciepe iskry idce przez ciao.
- Tak. - Musiaa odchrzkn kilka razy, by mc doby gosu. - Chciaam z tob
porozmawia.
- No to rozmawiaj!
- Czy to prawda, e... znalaze ukochan w Kabelvaag? - wypowiedziawszy to,
poczua si tak zdyszana, jakby dugo biega.
- Od kogo to syszaa? - spyta, nadal si umiechajc.
- Czy to wane?
- Tak.
- Od Jakoba. Olav zamia si gono.
- Znam ci na tyle dobrze, e nie musisz mi kama! Maria zrozumiaa, e nie uda jej
si wykrci.
- Nie pamitasz, jak ona zachowywaa si w szkole? Indianne pokrcia gow.
- A co to ma do rzeczy?
- Hansine bya i jest nie do zniesienia, wie i umie wszystko lepiej ni inni. Indianne
prychna, ale zaraz si umiechna.
- Chyba zbyt du wag przykadasz do tego, jaka ona bya jako dziecko. Czas
wszystko zmienia, take Hansine. Maria odetchna gboko.
- Ciesz si, e si polubiycie. Poza tym dzikuj za zaproszenie, byo bardzo mio.
- Nawzajem! - umiechna si Indianne. - Dobrej drogi do domu! Maria pokiwaa jej
doni i wysza.
Kristine spaa ju od duszego czasu. Na awie sta ^czajnik z wod, gotw do
postawienia na ogniu, gdy przyjdzie Olav.
Maria chodzia niespokojnie po kuchni, czsto podchodzc do okna i wygldajc na
podwrze. Gdzie on si podziewa? Wiedziaa, e obrzdek w oborze ju dawno si skoczy.
Czyby zapomnia o ich umowie, a moe mu si nie chciao? Ogarno j zwtpienie, nawet
chciaa zacz sprzta ze stou. Moe za wczenie nakrya? Na stole staa miska ze wieo
posmarowanymi masem i posypanymi cynamonem nalenikami lefse, a w niebiesko-biaej
salaterce leaa czekolada. Nagle si zawstydzia, e a tak si postaraa. Czy on nie robi
unikw, gdy pytaa o t kobiet z Kabelvaag? Ogarno j ze przeczucie, e on ywi do
kogo uczucia, ale nie chcia o tym powiedzie. Moe dlatego zmieni zdanie i nie przyszed?
Z westchnieniem opada na krzeso i wzia ksik ze stou. Wzrok przebiega po
tekcie, ale nie rozumiaa, co czyta. W kocu odoya ksik.
Rozlego si ostrone pukanie do drzwi. Pocztkowo mylaa, e si jej wydaje, e to
tylko jaka gazka postukuje w okno. Ale znw! Z bijcym sercem pospieszya do drzwi.
- Wic jednak przyszede? - spytaa, nie mogc ukry radoci.
- Przepraszam za spnienie - powiedzia Olav, przecigajc doni przez wosy. Musiaem pomc Jakobowi, to mnie zatrzymao. Poczua od niego zapach myda i zauwaya,
e ma na sobie wie koszul. Wyszykowa si, pomylaa, wyszykowa si dla mnie!
- Prosz, siadaj. - Wskazaa w stron nakrytego stou i posza wstawi czajnik na
ogie.
Poczua jego spojrzenie. Gdy si odwrcia, nie uciek spojrzeniem, a przeciwnie,
umiechn si.
Wyoya lefse na talerz. Zaraz potem woda zagotowaa si i musiaa odmierzy
yeczk kaw. Bdzie si parzya w czasie ich rozmowy. Olav kiwn gow w stron stosu
rkawic i skarpet, lecych w koszu.
- Dla kogo je robisz?
- Dla mczyzn w okolicy. Od niektrych bior zapat, inni rewanuj si prac.
- Bdziesz rwnie znana jak czarownica, ktra zmienia si w anioa. Spojrzaa na
niego.
- Kto to?
- Mieszkaa gdzie tu, na Lofotach, w maej osadzie. Ju zaprzestano palenia
czarownic na stosach, ale mimo to obawiano si jej, bo zajmowaa si zioami i takimi
rzeczami. W kocu wygnano j na pwysep w jakim zaktku fiordu. Zbudowaa sobie tam
domek z kamieni i gazi. Dobrzy ludzie zanosili jej jedzenie, wic udao jej si nie umrze z
godu. Maria wstaa po czajnik z kaw, nalaa do obu filianek i usiada.
- Pewnego zimowego dnia kilkoro dzieci zjedao na sankach ze zbocza a na
zamarznity fiord. Nagle pod jednym z nich zaama si ld i zaczo ton. Kobieta wybiega
i uratowaa je. Rodzice zawstydzili si swego zachowania i poszli do niej, by jej
podzikowa, ale ona ju nie ya. Zamarza, bo nie miaa ubra na zmian.
- Biedna kobieta? - westchna Maria.
- Jeszcze przez wiele lat pniej ratowaa ludzi przed zatoniciem. Jeli kto tam
zabdzi na lodzie, pojawiaa si szarobiaa posta, ktra wskazywaa bezpieczne przejcie.
- I ty porwnujesz mnie z ni? - zamiaa si Maria. - Uwaasz, e bd sta tu na
fiordzie i robi na drutach skarpety?
- C, kto to wie? W kadym razie bdziesz wspominana przez tych, ktrych
uchronia przed odmroeniem doni i stp! Maria umiechna si wzruszona.
- Chciaa ze mn o czym porozmawia - przypomnia jej Olav.
- Tak. - Maria wyprostowaa si i zacza machinalnie obraca w palcach filiank. Jest tak, e trzymaam co przed tob w tajemnicy, Olavie. Nie odwaya si podnie na
niego wzroku i nadal wpatrywaa si w filiank.
- Tak? Dlaczego masz przede mn tajemnice?
- Z wielu powodw. - Maria poczua, e si poci i otara donie o spdnic. Poczua si
jak tchrz. Uniosa gow i zmusia si, by spojrze mu w oczy. -Przede wszystkim dlatego,
e bye onaty z Elen.
- A c ona ma do tego?
Wydawa si powany, co wprawio j w jeszcze wiksze zdenerwowanie. Powinna
mu to bya powiedzie ju dawno temu, wszystko byoby o tyle prostsze!
Rozdzia 11
Okno kuchni byo otwarte na ocie i napyway przez nie zapachy wiosny: wilgotnej
ziemi, trawy i wodorostw. Trygve rozwin papiery, chyba ju sidmy raz. Wszyscy
wprawdzie je widzieli, lecz znw pochylili si nad nimi z zainteresowaniem.
- O, tutaj - powiedzia. - Tutaj bdzie sta spichlerz, mniej wicej naprzeciwko drzwi
wejciowych. - Wskaza na arkusz palcem z ciemn obwdk pod paznokciem. - A tu, midzy
domem a rzek, bdzie letnia kuchnia, eby Ane nie miaa daleko po wod albo do pukania
prania. Elizabeth pokiwaa gow, suchajc nieuwanie, jak mwi o oborze. Jacy rni s
Ane i Trygve, pomylaa. Moe nie takiego mczyzn wyobraaa sobie u jej boku? Moe
lekarza, urzdnika albo nawet pastora. Kowal przyszedby jej na myl na szarym kocu. Ale
nie przejmowaa si ju, czym zajmuje si m Ane, byle by dobry i pracowity. Moe kto,
majcy inny zawd, wygldaby inaczej i miaby czyste paznokcie...
Jednak teraz wiedziaa, e nikt tak si nie opiekuje jej ma Ane-Elise, jak Trygve. I
nikt by jej tak nie uszczliwi, jak on. Zerkna na crk. Ane posaa mowi ciepy
umiech. Inny m moe nie pozwoliby jej na prac poza domem. Trygve nigdy si temu nie
sprzeciwia, a nawet by dumny z ony akuszerki. Elizabeth umiechna si do siebie. Mio
chodzi wasnymi ciekami. Kt mgby przypuszcza, e Maria wyjdzie za Pedera, a ona
sama za Kristiana?
- Z czego si miejesz? - spytaa Ane.
- Z niczego takiego. Co sobie przypomniaam. Elizabeth machna rk i znw
spojrzaa z uwag na plany.
Wz podskakiwa na wybojach i kpach trawy. Elizabeth trzymaa si mocno, a wzrok
utkwia w domu w Dalen. Przedziwnie byo pomyle, e znw bdzie zamieszkany.
Czasami, gdy zocia si na Kristiana, mylaa, e si tu przeprowadzi.
- Tam mieszkalimy z Ane i Jensem - powiedziaa, spogldajc na Williama.
- Wiem. Wtedy, kiedy bya maa.
- Nie - zamiaa si Elizabeth. - Wtedy, kiedy Ane bya maa. I ciocia Maria. Ona te z
nami mieszkaa.
- Ale maciupki domek!
Elizabeth pokiwaa gow i zerkna z ukosa na Jensa. Zebra lejce i zatrzyma konia.
On te patrzy na dom. ciany z bali leay skpane w wiosennym socu. Tyle si tutaj
wydarzyo, pomylaa Elizabeth, dobrego i zego. Ale teraz wydawao si jej, e to wydarzyo
si wieki temu i w ogle komu innemu, nie im.
pocieszenia, ale inaczej, jako przyjaciel. Jednak teraz... Serce przyspieszyo biegu i
niewiadomie rozchylia wargi.
Twarz Jensa przybliya si i poczua jego usta na swoich. Byy mikkie, lecz
stanowcze. Ich jzyki spotkay si, co sprawio, e kolana jej zmiky. W duszy co jej
piewao: Jens, Jens, bdmy razem na zawsze. Naleymy do siebie!". Na dole trzasny
drzwi i dobieg ich gos Ane:
- Jestecie tutaj? Oderwali si od siebie, przygadzajc wosy i ubrania.
- Tak, jestemy na poddaszu! - Wasny gos wyda si Elizabeth dziwny i obcy. Miaa
nadziej, e Ane tego nie zauwaya.
- Id na gr. I ju staa przed nimi, umiechnita i z iskrzcym spojrzeniem.
- Ale mieszne ka. - Usiada i soma zatrzeszczaa w materacu. -Zachowam je, ale
chc kupi porzdne materace, takie jak w Dalsrud -powiedziaa, podskakujc kilka razy. Palenisko te zachowam. elazny piecyk jest dobry, ale jako tu nie pasuje. Trygve i ja
postanowilimy, e zachowamy ten dom dokadnie taki, jaki jest.
- Nie sdzicie, e za mao tu miejsca? - spyta Jens. - Przyzwyczajeni jestecie do
duego domu w Dalsrud.
- Nie, jeli wystarcza wam z mam, wystarczy i dla nas. Poza tym, jest nas tylko
dwoje.
- Moe z czasem bdzie was wicej - rzuci Jens.
- Moliwe, ale tak czy inaczej, jest wystarczajco duo miejsca. Ane podesza do okna
i przyklka.
- To wanie tu po raz pierwszy stana - powiedziaa Elizabeth. -Wanie przy tym
oknie.
- Naprawd? - Ane wstaa z umiechem. - Oj, ale si ciesz, e si tu
przeprowadzimy! Gdy bdziemy sprzta, musisz mi opowiedzie o wszystkim, co tu si
wydarzyo.
Jens zszed pierwszy. Podwrze wypenio si ludmi. Byli ju Trygve, Lars i Jakob.
Olav te, dostrzega Elizabeth przez okno.
Zeszy na d i przywitay wszystkich. Akurat przyjechay Maria i Helene z dziemi.
- Dorte przyjedzie pniej - powiedzia Jakob. -Z Sofie i Mathilde. Miay jeszcze co
do zrobienia.
Elizabeth podzikowaa wszystkim. Gdy schylaa si po wiadro, by pj po wod,
zauwaya, e Maria i Olav nie przywitali si ze sob. Ale dziwne! Zmarszczya czoo. Ale
to nie jej sprawa. W kadym razie, dopki siostra jej nie powie, o co chodzi.
Kilka godzin pniej donie Elizabeth byy czerwone, a skra pomarszczona jak u
starej kobiety. Wycierajc donie w fartuch, poczua, e paznokcie ma mikkie niczym z
papieru. W domu unosi si ostry zapach ugu, mimo e okna byy szeroko otwarte. Usiada
na parapecie i obserwowaa mczyzn pracujcych przy stawianiu obory. Sporo zrobili, ale w
kocu byo ich a piciu, w dodatku silnych mczyzn!
- Dobrze odpocz? - rzucia Dorte, wchodzc do salonu i opierajc si o cian.
- O, tak. Gdy dziewczta skocz na poddaszu, zrobimy przerw na posiek, nie
uwaasz?
- Tak, wstawiam ju wod na kaw. - Dorte obrcia si ku Elizabeth. -Czy to nie
dziwne, e maa Ane si tu przeprowadzi, do domu twojego i Jensa? Elizabeth pokiwaa
gow.
- Troch dziwne. Czasami obawiaam si, e go nie zechce.
- Dlaczego? - zdziwia si Dorte, marszczc czoo.
- Dom jest may. Pamitaj, e ona dorastaa w duym domu, z dywanami i
wycieanymi aksamitem meblami.
- No, to chyba sabo znasz swoj crk, skoro sdzia, e bdzie si tym przejmowa.
- Moe nie, ale obawiaam si, e spojrzy na to inaczej.
- Ech, nie Ane. Ona wie, czego chce i nie boi si pracy. - Dorte zamylia si i jej
piegowata twarz zagodniaa. - Ona jest taka, jak ty. Byle tylko bya z tym, ktrego kocha,
moe mieszka gdziekolwiek. Pamitaj, e ty te nie chciaa si std tak od razu
wyprowadza, mimo owiadczyn Kristiana. Elizabeth zamiaa si.
- Tak, to prawda. - W obawie, by Dorte nie poruszya tematu Jensa, wstaa szybko. No, chyba woda ju si zagotowaa.
- Och, no pewnie! - Dorte wybiega do kuchni. Maria, Ane, Sofie i Mathilde zeszy z
poddasza.
- No, to gotowe - powiedziaa Ane, odgarniajc wilgotny kosmyk z czoa.
- Brakuje tylko pocieli, zason i chodnikw.
- No i reszty waszego dobytku - dodaa Elizabeth, wyjmujc kubki. -Wecie jedzenie i
chodmy na dwr!
Soce przygrzewao mocno. Wszyscy siedzieli z podwinitymi rkawami, zgrzani i
zmczeni po wielogodzinnej pracy. Elizabeth postaraa si, by siedzie obok Jensa, cho
usiowaa sprawi wraenie, e to czysty przypadek. Jens umiechn si i mrugn do niej
szybko, by nikt nie zauway. Ten may sygna wywoa w niej przyjemne dreszcze i sprawi,
e znw poczua si jak moda dziewczyna. Moda, zakochana i rozmarzona. Nagle
uwiadomia sobie, e jej sukienka z pewnoci jest zabrudzona, a wosy rozczochrane. Nie
chciaa, eby Jens j tak oglda. Jens, jakby czyta w jej mylach, umiechn si i szepn:
- adnie wygldasz.
Zarumienia si i rzucia wok ukradkowe spojrzenie. Czy kto to zauway? Nie,
wydawao si, e wszystkich zajmuje bez reszty nowa obora.
- Jak tylko postawimy obor, moemy si przeprowadza - oznajmi Trygve.
- Bior ze sob moje dwa konie - powiedziaa Ane. - Kupimy krow i koz, no i kilka
owiec.
- Bdziecie chyba mieli wicej zwierzt? - spytaa Maria.
- Z czasem tak. Zaczniemy z tymi, a moe w cigu roku co dokupimy. Wiele tu
trzeba zrobi - powiedziaa Ane, obrzucajc spojrzeniem obejcie.
- Wiele ju jest zrobione - zauway Jens. - Wycinanie torfu, sadzenie ziemniakw.
Nastpne bd sianokosy.
Elizabeth wzia kromk chleba, odgryza ks i ua go powoli. Pracowali razem,
najpierw w Dalsrud, potem w Dalen. Praca sza szybko, bo byo ich wielu. Zerkna na Mari.
Siedziaa naprzeciwko Olava, ale on nie powici jej ani jednego spojrzenia. Czy to
przypadek? Maria podaa mu tac z chlebem, ale te tego nie zauway. Podesza do niej
Kristine i Maria moga j poczstowa.
Przecie Maria i Olav zawsze si lubili, pomylaa Elizabeth. Czyby si pokcili? W
tym momencie siostra powiedziaa co, z czego wszyscy si zamiali. Elizabeth nie dostrzega
reakcji Olava, bo w tym momencie podszed do niego William i o co spyta. Olav wskaza
mu duy kamie i William pobieg tam, po drodze rozpinajc spodenki.
- Nie bdziemy mie duego spichlerza - powiedzia Trygve. - A tyle zapasw nie
wyprodukujemy. Ale dobrze bdzie go mie.
Ane przytakna jego sowom, po czym wycigna kubek w stron Dorte po dolewk
kawy.
- Nie bdziesz czua si tu samotna, gdy Trygve popynie na zimowy pow? - spyta
Fredrik.
Elizabeth przyjrzaa si mu uwanie. Dorastajc, coraz bardziej przypomina swojego
ojca. By ju prawie dorosym mczyzn, o dugich nogach i szerokich ramionach.
Waciwie, jak dawno Ragna umara przy jego porodzie? - zastanowia si. Czas tak szybko
pynie...
- Nie bd bardziej samotna ni inne kobiety -prychna Ane. - A ty czua si
samotna, gdy tata-Jens by na poowach, mamo?
- Czasami tak. Ale jako to szo. Masz tu tak miych ssiadw, e nie bdzie
problemu. No i bdziesz stale zajta z obor, domem, no i twoj prac akuszerki. Ane
zerkna na Trygvego, po czym jej wzrok powdrowa w d doliny.
- Nie, nigdy nie bd tu samotna - powiedziaa w zamyleniu. - Tutaj jest mj dom.
Rozdzia 12
Drzwi do sklepu stay otwarte na ocie, podparte kamieniem. Wprawdzie nie dzwoni
wtedy dzwonek nad nimi, ale Maria i tak syszaa i widziaa wchodzcych.
By rodek sianokosw, ale w sobotnie popoudnie wiele osb wybrao odpoczynek.
Poprzedniego dnia pada deszcz, jednak teraz si rozjaniao. Przynajmniej tak jej si
wydawao, gdy ostatnim razem wygldaa na zewntrz. Zarwno w Dalen, jak i w Dalsrud
przydaaby si jej pomoc, wic Mari drczyy wyrzuty sumienia.
- Damy sobie rad - powiedziaa Elizabeth ostatnim razem, gdy Maria poruszya ten
temat. - Jeli masz czas, raczej pom Ane. My wynajmiemy kogo do pomocy. Maria
umiechna si do siebie, gdy pomylaa o Ane i Trygvem. adnie si ju urzdzili w Dalen.
Obora bya gotowa, a prace przy letniej kuchni Trygve mia zakoczy po sianokosach. W
domu wida ju byo rk Ane. Wisiay obrazki, zasonki, ktre sama uszya, nowe chodniki.
Mieli kilka nowych mebli, a stare pomalowaa na wesoe kolory: ty, niebieski i biay. Ane
umiaa adnie i przytulnie urzdzi dom.
Z zamylenia wyrwa j widok Olava. Sta na zewntrz i rozmawia z kilkoma
mczyznami. Mia go gow i podwinite rkawy koszuli. mia si z czego, co
opowiada jeden z jego znajomych i klepa go po barku. Jak dobrze byo sysze jego miech,
pomylaa. Przesuna si odrobin, by go lepiej widzie przez otwarte drzwi. '
- Mog pj na dwr? - spytaa Kristine.
- Nie, teraz nie. Musisz by razem z kim. A zobacz, moe masz co nowego w twojej
szufladzie?
Czasami podmieniaa jakie zabawki w tej szufladzie, by crka moga zaglda do niej
z ciekawoci. Monet, ktr maa dostaa od Jakoba, schowaa do skrzyni, by leaa tam
bezpiecznie. Do sklepu wszed klient.
- No, jak ci idzie? - spyta, opierajc okcie o lad.
- Dzikuj, dobrze. Mczyzna zsun kaszkiet na ty gowy.
- No tak. - Rozejrza si i zatrzyma wzrok przy ksikach. - Jak idzie wypoyczanie?
- Teraz ludzie nie maj na to czasu, ale pewnie potem co wezm. Ja i tak na tym nie
zarabiam, to tylko oferta dla was.
- Tak, pewnie tak.
Mczyzna nie wydawa si szczeglnie czym zainteresowany, pewnie przyszed tu
dla zabicia czasu. Zmruy oczy i pochyli si.
- Z kim tam rozmawia Olav? Nie, musz i. Do widzenia. Maria odprowadzaa go
spojrzeniem, a doczy do zebranych mczyzn. Jake by chciaa sama tam pj, stan
obok Olava i spyta, co sycha! Ale on nie powici jej nawet spojrzenia po tym, jak
powiedziaa mu, e Kristine jest jego crk. Nie by ani razu w sklepie, tylko prosi kogo z
rodziny, by mu co kupi. Jakob skomentowa to ostatnio, kadc list zakupw na ladzie.
- Nie rozumiem, co ugryzo tego Olava. Nie chce mu si przepyn przez fiord! Jeli
jest co, co si nazywa lkiem przed sklepem, to chyba on to ma. - Jakob podrapa si w
swoj ciemn, krcon czupryn, ktra zaczynaa siwie, jak zauwaya Maria.
- Powiedzia ci co moe? Nie, przecie nie mg, skoro tu nie przychodzi
- zreflektowa si ze miechem Jakob.
Gdy byli w Dalen, eby pomaga Ane i Trygvemu, udawa, e jej nie widzi. Nagle
staa si dla niego powietrzem. Nawet nie patrzy na Kristine! To j najbardziej bolao. Czy
dziecko zrobio mu co zego? Przecie ju wiedzia, e to jego wasna crka! Jednoczenie
czua zo. Najchtniej wykrzyczaaby mu, co sdzi o takim beznadziejnym zachowaniu. By
dziecinny i niesprawiedliwy. Zy! Tak, chciaaby mu krzykn w twarz, e jest zym
czowiekiem!
Pniej, gdy si opamitywaa, przychodzi al. Zwaszcza wieczorami, gdy leaa
skulona w ku, rkami obejmujc nogi. Wtedy czsto pakaa w poduszk, cicho, by
Kristine si nie obudzia. Czasami prosia Boga o wybaczenie tych brzydkich myli. Ale to
moe Olava powinna prosi o wybaczenie? Nie. On przecie nie syszy jej myli. To potrafi
jedynie Pan Bg. Serce przyspieszyo rytm, gdy uwiadomia sobie, e Olav zmierza w
kierunku sklepu. Szybko sprawdzia, czy na jej szarej sukience nie ma plam. Nie, bya rwnie
czysta, jak rano, gdy j wkadaa. Nie miaa lustra, wic po prostu przygadzia rk wosy.
Gdy wszed, udawaa, e przeglda jakie papiery. Za nim weszli pozostali trzej
mczyni. Maria odczekaa chwil, zanim na niego spojrzaa. Umiechna si tak, jak
zwykle do klientw, ale Olav na ni nie patrzy. Specjalnie unika jej spojrzenia, pomylaa ze
smutkiem.
- Id na spacerek - paplaa Kristine do siebie, udajc, e jej szmaciana lalka idzie po
krzesach. - Dzie dobry, dzie dobry. Dokd idziesz? -spytaa lalk, po czym odpowiedziaa
cienkim gosikiem: - Do sklepu po cukierki.
- Czym mog suy? - zapytaa Maria, patrzc na mczyzn. Jeden z nich podszed do
lady i poprosi o jaki drobiazg. Drugi powiedzia, e przyszed tylko pogada ze znajomymi.
Maria bya do tego przyzwyczajona, wic daa im spokj. Suchaa, jak pytaj Olava, co tam u
nowych ssiadw i czy sdzi, e Ane i Trygve bd si dobrze czuli w Dalen. Odpowiedzia,
e nie rozumie, dlaczego miaoby by inaczej. Maria wsuchiwaa si w kade jego sowo,
usiujc zgadn, w jakim jest nastroju. Ale on nie dawa niczego po sobie pozna.
Nagle stan przed lad i serce Marii zaczo wali jak oszalae. Chcia tylko kilka
haczykw na ryby, nic poza tym. Olav pooy pienidze na ladzie, jakby nie dostrzegajc
wycignitej rki Marii. Maria spucia gow, majc nadziej, e tamci tego nie zauwayli.
Ale zaraz wyprostowaa kark. Przecie ona nie ma si czego wstydzi! To Olav le si
zachowuje! I obawiaa si, czy nie wzbudzi tym czyich podejrze i pyta. Trzeba uwaa na
plotki.
Olav zaraz potem wyszed, egnajc si z mczyznami. Na ni nawet nie spojrza.
Mimo to al jej si go zrobio. Schud, by zaronity. Nawet jego palce wydaway si jej
szczuplejsze.
Czy zdradzi komu tajemnic? Nie, raczej nie, bo wtedy wszyscy we wsi by o tym
gadali. Tego typu plotki pdz niczym wezbrany potok wiosn: szybko i gwatownie
docieraj do wszystkich. Przez otwarte drzwi dostrzega, e si zatrzyma i wda w rozmow z
jak kobiet. Po chwili poegnali si i Olav poszed w kierunku brzegu fiordu. Maria cofna
si i stara niewidoczny kurz z lady.
Kobieta wesza do sklepu, witajc si ze wszystkimi, po czym zacza wybiera
towary. Maria waya i mierzya, pakowaa w papier i notowaa naleno.
- Uwaam, e Olav schud - oznajmia nagle kobieta.
- Tak? - Maria udawaa, e nic nie zauwaya.
- Tak, spotkaam go teraz i nawet pomylaam, e mu to powiem, ale daam spokj.
Moliwe, e ta sprawa z Elen tak go dotkna, biedaka. A jest takim miym mczyzn. Tak,
tak ju jest. No dobrze, musz rusza z powrotem. Dzieci s same i pewnie postawi dom na
gowie - zamiaa si i wysza.
Reszta dnia bya trudna dla Marii. Godziny wloky si powoli. Przez chwil miaa
ochot po prostu zamkn sklep, pj do domu, schowa si pod kodr i tylko paka. Ale
zebraa si w sobie i nadal obsugiwaa klientw, umiechaa si, przyjmowaa pienidze,
notowaa nalenoci i rozmawiaa ze wszystkimi. Poczua jednak ulg, gdy wreszcie moga
zamkn drzwi, wzi Kristine za rczk i pj do domu. Zjady obiad. Kristine paplaa po
swojemu. Maria nie komentowaa, pozwalaa jej opowiada, co i jak chciaa. Dzi nie miaa
na nic innego siy.
- Dobrze, ale jedz - mwia tylko czasem. - Chcesz wicej masa na ryb? Dokadnie
umya i wytara naczynia po obiedzie, wiedzc, e popoudniowe godziny te bd si jej
duyy. Po jakim czasie naniosa wody i wyszorowaa podog i w kuchni, i w salonie.
Miaa nadziej, e wysiek fizyczny jej pomoe, ale ulga trwaa tylko krtk chwil. Kristine
zachowywaa si tak, jak zwykle i nie zauwaaa zamylenia matki. Mae dzieci s takie
nieskomplikowane, pomylaa Maria, ale jednak miaa wyrzuty sumienia, e nie powica
crce uwagi. Dlatego wieczorem nadrobia to, siadajc na skraju jej eczka i piewajc
koysanki, a maa zasna. Siedziaa potem jeszcze chwil, wpatrujc si w creczk.
Pogadzia delikatnie jej brzowe, gste wosy, sigajce ju do ramion. Umiechna si
czule i pocaowaa Kristine w czoo, zanim wstaa i cicho wysza.
Usiada w bujanym fotelu. Koszyk z robtk na drutach wyglda z kta jak wyrzut
sumienia. Powinna co robi, ale nie miaa siy. Bolay j ramiona i plecy, i nawet gowa.
Ksika leaa obok niej na stole, ale jej te nie ruszya. Czytaa j wczoraj i zaciekawia j,
ale dzi nawet czytanie jej nie pocigao. Nic teraz nie wydawao si wane. W piersi ciya
jej bolesna kula, jakby nagromadzony pacz, ktry jeszcze nie znalaz ujcia. Co moga
zrobi, eby si go pozby? Wszystko byoby atwiejsze, gdyby moga tak po prostu si
wypaka i zapomnie o wszystkim. Zapomnie o Olavie.
Jej donie leay na podoku niczym martwe ptaki. Zoya je i zacza si modli
szeptem:
- Dobry Boe, daj mi si. Pom mi zapomnie o Olavie. Pom mi pozby si tych
uczu, ebym moga pj dalej przez ycie i moe znale innego mczyzn, ktrego
pokocham. Amen.
Nie powiedziaa za mao? Przygryza warg. Pan Bg i tak wie najlepiej.
Usyszaa chrobotanie w cianie. Pewnie jaki ptak szuka owadw, chyba e to mysz?
Moe powinna sprawi sobie kota? Ale nie, odrzucia t myl. Wszdzie azi peno kotw.
Szybko si rozmnaaj i nikt nie ma serca ich umierca, wic jest ich coraz wicej.
Wstaa i zacigna zasonki. Wieczr by jasny, ale nie chciaa, eby kto zaglda jej
do okien. Zatrzymaa si przy szafce, wahaa si chwil, po czym szybko wyja przybory do
pisania i papier, i pooya to na stole. Usiada wygodnie, zanurzya piro w atramencie i
zacza pisa.
Drogi Olavie!
Poniewa nie chcesz ze mn rozmawia, czuj si zmuszona do Ciebie napisa. I
moliwe, e to najlepsze wyjcie, bo w ten sposb powiem wszystko, co chc.
Zanim Kristine si urodzia, a wrcz od dnia, kiedy zrozumiaam, e jestem w ciy,
podjam postanowienie, e nie powiem nikomu, kto jest jej ojcem. I dotrzymaam tego.
Postanowiam take, e Kristine dowie si prawdy, gdy bdzie na tyle dua, by zrozumie.
Ostatnio wiele rozmylaam i doszam do kolejnego postanowienia.
pogardzaem. Ktrzy nie chc podj odpowiedzialnoci, ktrzy unikaj swoich obowizkw.
Dzieciaki w mskich ciaach.
- No, niele - powiedziaa, opierajc si plecami o krzeso.
Wydawa si zaenowany, jakby on by dzieckiem, a ona dorosa. Nagle wyprostowa
si i spojrza jej w oczy. Maria drgna. Role si odwrciy.
- Dlaczego nie powiedziaa od razu?
- Przecie wiesz. Bye onaty.
- A kiedy usyszaa, e si rozchodzimy?
- Miae co innego na gowie. Zreszt, jakie to ma znaczenie? Wzruszy ramionami.
- Moe szok byby mniejszy?
- Nie sdz.
- No, moe i nie. - Zamilk i wpatrywa si w podog, po czym znw spojrza na
Mari.
- Nienawidzia mnie, gdy si zorientowaa, e jeste w ciy?
- Nie, ja ci nigdy nie nienawidziam, Olavie. Ale wiele rozmylaam o mojej
przyszoci. I przyszoci dziecka. Miaam szczcie, e mieszkaam w Dalsrud, ale i tak
byabym napitnowana. Przecie to bya te moja wina. Mogam wtedy odmwi.
- To dlatego wysza za Pedera? Mimo e on wola...
- To nieprawda! To tylko paskudne plotki! Peder wola kobiety, mimo e mnie nigdy
nie dotkn. By na to zbyt dobry. Wiedzia, e nie widz w nim mczyzny i wiedzia, e
kocham innego. Ojca Kristine.
- Zawsze tak byo?
- Co?
- e mnie kochaa. Maria pokiwaa gow.
- Ja nie jestem taka, e pi z kadym, i raczej o tym wiesz. Dawno temu mylaam, e
bdziemy razem. -Umiechna si kcikiem ust i postanowia by wobec niego cakiem
szczera. - Pamitasz, jak pisalimy do siebie listy, gdy wyjechae do szkoy? Naprawd
wierzyam, e bdziemy razem. A do dnia, gdy ogosie swoje zarczyny z Elen. Nie mia
si z niej. Gdyby tak zrobi, daaby mu w twarz. Olav patrzy tylko na ni ze smutkiem w
oczach.
- Gdybym cho troch si domyla - mrukn. -Wielu rzeczy moglibymy unikn.
- Nieodgadnione s drogi Pana - stwierdzia sucho.
- A co powiedzieli w Dalsrud? - spyta nagle.
- Powiedziaam im, e ojciec dziecka jest onaty i dlatego nikt si nie dowie, kim jest.
niecierpliwie szarpali oporne guziki i paski. Wreszcie stan przed ni nagi. Wtedy pomg jej
zdj sweter i nocn koszul. Ich skra arzya si, jego donie docieray wszdzie, delikatne,
dajce, wymagajce, a jednoczenie pytajce. Osunli si na podog. Bya twarda, ale nie
zwracali na to uwagi. Istnieli tylko oni. Tyle mieli do nadrobienia, tyle mioci do
ofiarowania...
Gdy wszed w ni, przypomniaa sobie, e mwi kiedy, e najgorzej jest za
pierwszym razem. Teraz by drugi. Nie bolao, tylko byo dobrze. Jego pieszczoty sprawiy,
e pona, e zapomniaa o caym wiecie, e a dygotaa z radoci, e on jest tak blisko.
Gdy si skoczyo, przeprosi j. Zdziwia si, dlaczego.
- Powinna czu si jeszcze lepiej.
- Lepiej? - zdumiaa si. - To moliwe?
- Tak, poka ci... - mrukn i zacz caowa jej brzuch i uda. Po chwili poczua, e
naprawd moe by jeszcze lepiej.
Haftowane poduszki leay na pododze. Nie mogli pooy si do ka, bo Kristine
mogaby si obudzi. Nie powinna ich tak razem zobaczy. Jeszcze nie.
Wic przyjmujesz moje owiadczyny? - spyta Olav, spogldajc na Mari. Leaa na
jego ramieniu, a ich nogi byy splecione ze sob pod wenianym kocem.
- Nadal jeste mem Elen, i bdziesz nim jeszcze przez dwa lata.
- A kiedy ten czas si skoczy? Pocaowaa go i nic nie odpowiedziaa. Poczua, e si
zdenerwowa, bo minie jego ciaa stay.
- Sdz, e tak zrobimy - powiedziaa w kocu. List, ktry ley na stole, spali,
pomylaa leniwie, wdychajc zapach Olava. - Gdy ju bdziesz wolny.
- Ciekawe, co powie Elen, gdy si dowie.
- A czy nas to obchodzi?
- Nie - umiechn si.
- A ciekawe, co powiedz nasi w Dalsrud i Heimly?
- Powiemy im jutro? - spyta, nadal si umiechajc.
- Nie, poczekamy na lepsz okazj, gdy wszyscy bd razem. Tak bdzie waciwie.
- Ciesz si - powiedzia, gadzc j po policzku jednym palcem.
- Ja te.
- Ale najbardziej ciesz si, e powiemy to Kristine - doda. Maria spojrzaa na niego
powanie.
- Niech ona te jeszcze poczeka, Olavie. Dopiero, kiedy pozostali si dowiedz.
- Dobrze. Przytuli j do siebie i Maria z zadowoleniem zamkna oczy.
Rozdzia 13
- Elizabeth! Elizabeth, idziesz?
Syszaa po tonie gosu, e Jens traci cierpliwo, jednak pochylia si nad jeszcze
jedn skrzyni. Gdzie, na Boga, schowaa te motki weny, ktre miaa da Ane? Nie, tu te
ich nie ma. Wyprostowaa si i rozejrzaa.
- Tak, ju id!
- Czy to dzi mielimy ich odwiedzi?
Elizabeth zrobia zrezygnowan min, lecz nie miaa si mu odpowiada. O, tu s,
schowane pod niedawno skoczonym dywanikiem!
- Ju id!
Zapaa motki i pospieszya schodami na d. Jens sta oparty plecami o cian i
umiechn si na jej widok. Nie by tak zniecierpliwiony, jakiego udawa.
- Ale adnie wygldasz! - stwierdzi, przygldajc si jej.
-Nie mw tak - mrukna pod nosem, wbrew woli przygadzajc wosy i sprawdzajc,
czy spdnica si nie pogniota. To bya ta spdnica, ktr szya tej wiosny, czekajc na jego
powrt z poowu. Gdy zerkna na niego, napotkaa jego przekorne spojrzenie. Nie powinna
dawa mu do zrozumienia, e przejmuje si jego zdaniem na temat jej wygldu, pomylaa.
- Jeste adna - powtrzy, podchodzc do niej. Jej serce zabio mocniej, ale nie
odsuna si. Gdy
poczua jego do, odgarniajc jej za ucho pasmo wosw, gorce prdy przeszyy jej
ciao. Jego twarz zbliya si. Poczua ch pogaskania go po policzku, przesunicia palcem
wskazujcym po blinie na policzku, ktra bya pamitk po napadzie zazdroci Kristiana.
Odsuna to wspomnienie od siebie i wpatrzya si w usta Jensa. A gdyby tak je pocaowaa,
tak krtko, tylko by sobie przypomnie ich smak...?
- Ja chc jecha do Ane! - W drzwiach pojawi si William z naburmuszon min. Signe te chce. Elizabeth odsuna si od Jensa i odchrzkna.
- Nie, dzi nie, Williamie. Zostaniecie tu razem z Helene i Larsem.
- Ale to nudne!
- No to sam si prosisz o wicej pracy! - rzucia Elizabeth. W jej sowniku nie istniao
sowo nudno", bo zawsze narzekaa na brak czasu.
- Nikt nie chce mi pomc - narzeka William.
- Bzdury. Patrzye do zagrody kaczek, czy zosta tam puch?
Pokrci gow.
miejsce miecha.
- Wychodzimy - szepna Ane, cignc Elizabeth za okie. - To nie dla nas.
Weszy do domu. Pachniao w nim czystoci i latem, zauwaya Elizabeth,
wycierajc buty. Byo tu zupenie jak kiedy, a jednoczenie inaczej. Moe zasonki byy z
lepszego materiau, a chodniki nowe? Obrus na stole te by nowy i wieo uprasowany. Czy
te pomieszczenia wypeni si kiedy dziecicym miechem? Czy mae donie bd cign
za ten pikny obrus, a mae stopki zakc idealn lini chodniczka? Babcia, pomylaa, jakby
smakujc to sowo. Bd wtedy babci!
- I jak sdzisz, mamy tu adnie?
Elizabeth pokiwaa gow i obrzucia wzrokiem ciany. Spojrzaa na aw, gdzie stay
rne doniczki.
- Co w nich jest?
- Roliny. Ale tylko te, ktre mona potem ususzy. Tam jest kminek -wskazaa na
jedn z doniczek. -A na oknie mam babk i takie rne, ktre dobrze jest mie pod rk na
wszelki wypadek.
- To dobrze. A wic pamitasz, czego ci nauczyam?
- Tak. Dorte te si tym zainteresowaa. Czy mog jej przekaza to, co wiem? - spytaa
Ane, nalewajc wody do wazonu. Woya kwiaty i postawia wazon porodku stou.
- Oczywicie, e tak, Ane. Wicej osb otrzyma pomoc.
- Dokadnie tak sobie mylaam. Ale adna z nas nie jest tak dobra, jak ty. No i nikt
nie umie zatrzymywa krwi.
- No, moe i nie. - Elizabeth odstawia koszyk. -Wziam ze sob wen dla ciebie,
troch kawy i cukru, i...
Ane klasna w donie i obejrzaa motki w wietle padajcym z okna.
- Ale pikne kolory! ty i czerwony. Mnie nigdy takie nie wychodz. Elizabeth
poczua, e pochway sprawiaj jej przyjemno, mimo e wiedziaa, e crka przesadza.
Farbowanie wychodzio Ane rwnie dobrze, bo przecie uyway tych samych barwnikw.
Gdy Ane robia ciasto na gofry, rozmawiay o gospodarstwie i rolinach, nadajcych
si do leczenia i farbowania. Strzpiasty szczaw jest dobry na kolk i zatwardzenie, uwaaa
Elizabeth. A dla mczyzn, cierpicych na choroby miejsc intymnych, pomoc jest pooenie
kobiecych wosw na zaatakowane miejsce. Najlepiej wosw kobiety lekkich obyczajw,
wtedy dziaanie jest szybsze, tak syszaa.
- W takim razie wosy Elen s bardzo cenne - stwierdzia Ane.
- Ech, nie mw tak! W kadym razie nie przy ludziach, zwaszcza z Heimly. Im moe
by przykro.
- Wiem przecie. - Ane nabraa gboko powietrza.
- Ale ona mnie tak zoci!
- Rozumiem ci.
Elizabeth zacza wykada reszt rzeczy z koszyka, by zmieni temat rozmowy.
Ane powtarzaa, e to niepotrzebne, bo maj dosy jedzenia, jednak Elizabeth
dostrzega, e crka si ucieszya. Elizabeth usiada na awie i przyoya policzek do okna.
- Czsto tu siadaam - powiedziaa cicho. - Dobrze mi si tak mylao. -Zamilka.
Rozgrzana forma do gofrw zasyczaa, gdy Ane wylaa na ni porcj ciasta.
- Czuam si wtedy cakiem jak w domu. Siadywaam tak w Nymark.
- Ale w Dalsrud ju nie?
- Nie, nie miaam na to czasu. - Elizabeth wyprostowaa si. - Dobrze ci si ukada z
ssiadami? Ane obrcia form w palenisku.
- Oczywicie, e tak. Przecie to nie adni obcy. Dlaczego pytasz? Elizabeth
wzruszya ramionami.
- Pomylaam tylko o czasach, gdy ja si tu wprowadziam, a Ragna zostaa moj
teciow. Nie zawsze dobrze si midzy nami ukadao. Ane nadziaa na widelec pierwszego
gofra i pooya go na talerzu. By adnie zarumieniony, zauwaya Elizabeth.
- Ale polubiycie si, zanim umara - rzucia Ane. Znaa dobrze wszystkie historie
opowiadane jej przez matk. Elizabeth bya z tego zadowolona. Nie chciaa, eby poszy w
zapomnienie. Miaa ciekawe ycie, wiele si zdarzyo przez te lata...
- Poznaam niedawno przyjacik Indianne - rzucia Ane.
- Tak?
- Bya w sklepie: Domyliam si, e ona i Maria nie przepadaj za sob.
- Dlaczego? Ane zastanowia si.
- Chyba rozumiem Mari. Hansine jest bardzo dominujca. Wszystko, co mwi i
sdzi, musi by suszne.
- A po czym si domylia, e si nie lubi?
- Z rozmowy. Ale na szczcie Maria nie musi mie z ni duo do czynienia.
- No nie.
- Ty i tata-Jens wiele ze sob przebywacie ostatnio - zauwaya Ane. Elizabeth wstaa
szybko i podesza do kredensu.
- Nakryj do stou - rzucia.
- Zawstydzia si? - spytaa Ane, spogldajc na matk.
- Nie, dlaczego bym miaa si wstydzi? Ja i Jens mieszkamy pod jednym dachem.
Nie rozumiem, do czego zmierzasz. Ane uoya upieczone gofry w adny stos.
- Moe doszy do gosu dawne uczucia? - spytaa spokojnie. Elizabeth zauwaya, e
donie jej si trzs, a filianki dwiczay o spodki. Musz wzi si w gar, pomylaa.
- Uwaam, e mwisz bzdury.
- Czy to by byo co zego?
- Ze mwisz bzdury?
- Nie, e znw zakochaa si w tacie. Elizabeth zrozumiaa, e crka specjalnie
powiedziaa tata" zamiast Jens".
- Kristian umar nie tak dawno temu.
- Nie, ale wiele kobiet wychodzi ponownie za m, gdy zostaj wdowami. Wdowcy
te.
- No dobrze, gotowe. Mam pj po mczyzn?
- Ja pjd. Kawa te gotowa - powiedziaa Ane, odsuwajc czajnik z ognia.
Gdy wysza, zapada cisza. Sycha byo jedynie piew ptakw i szum rzeki. Elizabeth
spojrzaa na drzwi salonu. Ciekawo skonia j, by tam zajrze. W tym pokoju kryo si tyle
wspomnie, z wigilii i innych uroczystoci.
Byo tam chodniej, gdy tamta cz domu bya pozbawiona soca i zbudowana z
grubych bali, ktre nie przepuszczay tak atwo ciepa z zewntrz. Elizabeth otulia si
rkami. Nagle poczua dziwny zapach. Przypomina zapach starych ludzi, pomylaa.
Rozejrzaa si. Moe Ane czego zapomniaa i... Myli zatrzymay si gwatownie, gdy
pojawiy si przed ni zarysy kobiecej postaci. Wydawao si, jakby czas stan w miejscu.
Nie bya w stanie jasno myle. Kobieta stawaa si coraz bardziej wyrana, a wreszcie
stana przed ni.
- Dawno si nie widziaymy, Elizabeth - powiedziaa Lina-Laponka, umiechajc si
przelotnie. Miaa na sobie czarn, wenian chust, a jej twarz bya istnym labiryntem
zmarszczek i bruzd. W doni trzymaa kostur. - Nie bj si mnie - dodaa.
- Jestem teraz dorosa - szepna Elizabeth.
- Oczywicie, e jeste - zamiaa si stara. - Pamitasz, jak si spotkaymy za
pierwszym razem? W oborze, w obejciu twoich rodzicw? Miaa wtedy dopiero szesnacie
lat.
Elizabeth pokiwaa gow. Oczywicie, e to pamita, cho wraz z biegiem lat
wspomnienie si zacierao i sprawiao wraenie nie rzeczywistego wydarzenia, lecz jakiej
opowiadanej historii.
lubi, gdy gospodarstwa stoj puste, a to miejsce ma dla niego szczeglne znaczenie.
- Prawda, Elizabeth? - Spojrza na ni, a ona skwapliwie pokiwaa gow.
- Tak, dla mnie te ma znaczenie. Ane si tu urodzia, wic dom naley przede
wszystkim do niej. -Zerkna na Jensa. Wpatrywa si w ni badawczo. Poczua si troch
niepewnie pod jego spojrzeniem. Czy powinna mu powiedzie, kogo widziaa? No nie, bo
wtedy musiaaby mu przekaza jej sowa, a tego nie chciaa. Dla niej byo za wczenie myle
o maestwie. Oczywicie, ywia uczucia wobec Jensa, ale potrzebowaa wicej czasu. Jak
miaaby o tym powiedzie innym, kiedy sama nie bya gotowa do podjcia zobowizania?
- Co tak ucicha? - wyrwa j z zamylenia Trygve. Elizabeth oderwaa gofrowe
serduszko i posmarowaa demem jagodowym. Zby zrobi mi si niebieskie, pomylaa z
roztargnieniem.
- Po prostu rozkoszuj si dobrym jedzeniem - powiedziaa, umiechajc si do crki.
- O, tak, Ane umie gotowa, to trzeba przyzna. Ane wstrzsna gow.
- To uwaasz, e inne prace wykonuj gorzej?
- Przecie nie to miaem na myli - zamia si Trygve. W tym momencie drzwi
otworzyy si z impetem i stan w nich Torstein.
- Ane, chod! Jaka kobieta z wysp rodzi! Ane wstaa tak gwatownie, e a krzeso
si przewrcio.
- Moesz wiosowa? - spytaa, apic swoj torb akuszerki.
- Oczywicie, e mog. Wybiegli. Elizabeth dobiegy jeszcze sowa:
- Rodzi ju drug dob.
Wok stou zapada cisza. Jaka mucha obijaa si o szyb w nadziei, e wreszcie
wydostanie si na wolno.
- Biedna kobieta - powiedziaa cicho. - Dwie doby to dugo. Miejmy nadziej, e da
rad. Ale jeli dziecko si zakleszczyo, to... - Zamilka. -Pewnie nie ma ju si - dodaa.
- Ane i Torstein na pewno pomog - powiedzia Jens spokojnym tonem.
- Tak sdzisz?
- W kadym razie mam nadziej.
Elizabeth wstaa i odstawia filiank i spodek Ane. Poczua si podenerwowana i
musiaa co robi. Uwiadomia sobie, e zapomniaa robtki na drutach. Szkoda...
- Skoczylicie ju letni kuchni? - spytaa.
- Tak. - Trygve odsun si z krzesem i przecign si z zadowoleniem. -Poszo
szybko z pomoc Jensa.
- Ech, ja pomogem tylko troch - mrukn Jens i sign po jeszcze jedno gofrowe
serduszko.
Gdy skoczyli je, wstali od stou, a Elizabeth nastawia wod na zmywanie.
- To my wyjdziemy na zewntrz, eby ci nie przeszkadza - zaartowa Trygve.
Elizabeth posaa mu kose spojrzenie.
- Przeszkadza? - zamiaa si. - Nie, po prostu boicie si, e poprosz was o pomoc w
kobiecej pracy - dodaa, podwijajc rkawy. Niedugo potem kuchnia znw wygldaa tak
czysto, jak wtedy, gdy przyjechali. Staa przez chwil, opierajc si biodrem o kuchenny blat,
po czym wesza znw do salonu. Czy naprawd widziaa t staruszk? Czy to moliwe?
Przetara czoo wilgotn doni. Moe tylko jest zmczona? Nie, przecie nawet rozmawiay.
Tego nie mona sobie wyobrazi. Wcigna powietrze. Pachniao czystoci.
Po cichu zamkna drzwi i wysza. Najwyszy czas wraca do domu, pomylaa.
W dole zbocza spotkali znw Dorte. Biega w ich kierunku, a podskakiwa jej obfity
biust.
- Och, dobrze, e jeszcze nie odjechalicie - wydyszaa. - Torstein mia zabra te
ubrania dla Indianne, ale musia wypyn na wyspy... - Zamilka, spogldajc na spokojne
wody fiordu. Myli pewnie o tej rodzcej kobiecie, pomylaa Elizabeth i zadraa. Jak tam jej
idzie? aowaa, e nie zaoferowaa swojej pomocy. Przecie umie zatrzyma krew, gdyby
bya taka potrzeba.
- Uszya je? - spyta Jens.
- Co? - Dorte spojrzaa na niego oszoomiona.
- Czy uszya te sukienki dla Indianne?
- Nie, nie. - Dorte pokrcia gow i podaa im narcze ubra. - Tylko je zwziam. Jak
tylko urodzi, na pewno znw bdzie szczupa, jestem tego pewna. -Umiechna si
przepraszajco. - Indianne powiedziaa oczywicie, e sama to moe zrobi, ale uwaam, e
bdzie miaa co innego do roboty ni szycie.
- Zajedziemy do niej, to przecie po drodze - obiecaa Elizabeth, kadc ubrania na
kolanach.
- Sdzicie, e tam na wyspie dobrze pjdzie? - spytaa Dorte, a gboka bruzda
przecia jej piegowate czoo.
- Oczywicie, e tak! - rzuci energicznie Jens. - Kobiety rodz od tysicy lat, wic
dlaczego nie miaoby dobrze pj?
- Kobiety take umieraj przy porodzie od tysicy lat - przypomniaa mu Dorte. Jedn z nich bya... -zamilka, rumienic si.
- Wiem - przyzna Jens lekko zaenowany. - Mama umara rodzc Fredrika...
- W kadym razie fiord jest jak lustro - wtrcia szybko Elizabeth. - Nie musz pyn
w niepogod.
- Tak, masz racj - odpara Dorte. - No, nie bd was duej zatrzymywa. Pozdrwcie
tam wszystkich w Dalsrud! Dusz chwil jechali w milczeniu, po czym Jens spyta:
- Dlaczego bya taka dziwna tam w Dalen?
- Widziaam Lin-Laponk - wyrwao si Elizabeth, zanim zdya si zastanowi.
- Aha. Co powiedziaa? - Jens nawet na ni nie spojrza i zada pytanie normalnym
gosem, jakby rozmawiali o pogodzie. -Nie uwaasz, e to brzmi dziwnie? - spytaa
zdumiona.
- No tak, ale skoro j widziaa, to tak byo. Zreszt nie pierwszy raz.
- Nie. - Elizabeth spojrzaa na swoje donie zacinite na sukienkach Indianne. Czy
powinna by z nim cakiem szczera? W kadym razie nie powinna kama. - Powiedziaa, e
powinnam rzuci ci si w ramiona. Jens mia si dugo i szczerze.
- Naprawd uya tych sw?
- No, moe nie - zachichotaa Elizabeth. - Ale wiesz, co mam na myli.
- No, a ty chcesz tego? Chcesz rzuci mi si w ramiona? - spojrza na ni
prowokacyjnie.
- Uwaam, e troch za wczenie, by o tym mwi. Pozwlmy, by wszystko szo
swoim tempem. Nie uwaasz?
- Jak sobie yczysz. Ja nadal czekam.
Pooya do na jego przedramieniu. Skra bya opalona na letnim socu, a woski
nim rozjanione.
- Jeste najbardziej cierpliwym mczyzn, jakiego kiedykolwiek poznaam.
- Dzikuj, to mie - umiechn si. - Ale zakadam, e czeka mnie co dobrego, wic
to nie jest trudne. Elizabeth, speszona, cofna do.
- Wejdziesz ze mn? - spytaa, gdy zajechali na podwrze domu doktora. Jens pokrci
gow.
- Nie, bo wtedy zostaniemy na duej. Na ile znam Indianne, bdzie kawa i ciastka i
gadanie. Nie dam rady, kiedy nie ma Torsteina. Elizabeth zeskoczya z wozu.
- Zaraz wrc - obiecaa i szybkim krokiem posza w stron domu. Pukaa wiele razy
bez skutku, wreszcie wesza do rodka.
- Halo? Jest tu kto? Indianne? Nagle usyszaa przecigy krzyk, dochodzcy z
poddasza.
- Dobry Boe! - Elizabeth przeegnaa si, zebraa spdnice i wbiega po schodach.
Rozdzia 14
Indianne odpoczywaa, a blinita spay w jej ramionach. Z dou dobieg Elizabeth
odgos otwieranych drzwi i stukot chodakw. Niski i wyszy gos zmieszay si. Jens
rozmawia ze suc. Dziewczyna wydaa okrzyk i Jens uciszy j, po czym otworzyy si
drzwi i ich gosy si przytumiy.
- Czy to normalne, eby paka tak dugo jak ja? -spytaa Indianne, patrzc na ni
zazawionymi oczami.
- Oczywicie - uspokoia j Elizabeth. - To przecie zy szczcia! I tak trzeba dodaa. Indianne ucaowaa gwki dzieci.
- Mylaam, e jestem przygotowana do tego, jak jest by matk. e to bdzie
najwiksze na wiecie szczcie. e wypeni mnie niezwyka rado i instynkt opiekuczy.
Ale mimo to jest inaczej. Jest tak... -zamiaa si. - Nie do opisania! Nawet nie umiem
wyrazili, jak to czuj. Bez mrugnicia okiem byabym gotowa umrze za tych dwoje! Nigdy
wczeniej czego takiego nie czuam, nawet wobec Torsteina.
- Nie musisz mi tego tumaczy, Indianne. Jestem matk dwojga dzieci, tak samo jak
ty, tyle e urodzonych w wikszym odstpie czasu.
- Niemal o tym zapomniaam. - Indianne pocigna nosem i zamiaa si.
- Teraz czuj si, jakbym bya jedyn mam na caym wiecie. - Spojrzaa w sufit.
- Mama. Pomyl, jestem mam! Za rok albo dwa te mae stworzenia bd biega i
nazywa mnie mam. Bd miaa dwa imiona: Indianne i mama.
- Nie bd mwi do ciebie matko"?
- Nie, tak mwi tylko w wyszych sferach.
- A ty do nich nie naleysz? Indianne pokrcia gow.
- Ja zawsze mwiam mamo". Och, czy ten Torstein ju wraca? Tak bym chciaa
pokaza mu dzieci.
- Spowaniaa. - Co mylisz, jak si potoczyo tam na wyspie? Biedakom nie jest
atwo. Brudno i godno...
- Nie zawsz - rzucia Elizabeth. - A ona dostaa dobr pomoc zarwno doktora, jak i
akuszerki.
Nie chciaa martwi jej swoimi obawami. Chyba nie byo. dobrze, skoro wezwali ich
oboje. Indianne odprya si.
- Sdzisz, e bd miaa do mleka dla nich obojga?
- Tak, tylko przystawiaj je czsto do piersi, wtedy bdzie wicej pokarmu. A gdyby
skurcze.
- To dobrze - szepna Elizabeth, ale Torstein ju tego nie sysza, zajty swoj
rodzin. Na korytarzu zoya donie i powiedziaa:
- Dziki ci, Boe. Wiedziaam, e mnie dzi wysuchasz.
Helene musiaa zauway, e wracaj, bo ju zacza podgrzewa dla nich obiad.
Elizabeth zaburczao w brzuchu, gdy poczua zapach ryby i ziemniakw z patelni.
- Ale ci dugo nie byo, mamo! - narzeka William, wieszajc si na niej.
- By tutaj jeden z synw ze Sonecznego Wzgrza i pyta o ciebie -rzucia Helene
przez rami.
- Czego chcia?
- Nie wiem. To ten, ktry jest mem sucej ony lensmana. Elizabeth zaniepokoia
si.
- Nie powiedzia ani sowa, o co chodzi?
- Nie. Spytaam, czy mam ci co przekaza, ale nie chcia. Mrukn tylko, e to wane
i e musi koniecznie z tob porozmawia w cztery oczy. Elizabeth prbowaa odsun
niepokj. Skoro to wane, na pewno wrci. Signe uja Jensa za rk i spojrzaa na niego
wielkimi, bkitnymi oczami.
- Ju mylaam, e nigdy nie wrcisz, tato. Jens podnis j w gr.
- Oczywicie, e wrciem. Nie bj si o to! Elizabeth usiada ciko. Zabola j krzy,
gdy posadzia sobie Williama na kolanach.
- Po drodze zajechalimy do Indianne - powiedziaa.
- Aha. Co u niej? - spyta Lars zza gazety. Z szelestem przewrci stron.
- Urodzia, Jens i ja pomagalimy, bo nikogo wicej nie byo. Helene odwrcia si
gwatownie, a Lars opuci gazet Lofoten Tidende na st.
- No nie mw! - krzykna Helene. - Opowiadaj! Elizabeth zamiaa si z jej doboru
sw.
- Moe niech to opowie akuszer - zerkna na Jensa.
- No c... Mielimy tam zajecha tylko po to, by zostawi jej ubrania od Dorte.
Elizabeth wesza na chwil, a ja czekaem i czekaem. W kocu zajrzaem do rodka i okazao
si, e Indianne jest sama i rodzi dzieci.
- Dzieci? - spyta Lars ze miechem. - Urodzia ich wicej?
- Tak, dwoje.
Helene wytrzeszczya oczy. Zapomniaa o jedzeniu na kuchni, wycigna stoek i
usiada.
- Ubieramy si?
- Nie, bdziemy tak lee do koca dnia!
Elizabeth podniosa si i zacza ubiera, nie wstydzc si, e Jens ley z rkami
zaoonymi za gow i patrzy na ni.
- Bdziesz tak lea? Moe powiem Helene, eby ci pomoga? Zerwa si.
- Oszczd mnie! Zacignaby mnie za ucho do domu, mwic o przezibieniu i
korzonkach, i innych okropnociach, ktrych si mogem nabawi od chodu. Elizabeth
zamiaa si w gos.
- Pomoesz mi nazbiera zi?
- Oczywicie. Czego potrzebujesz? Elizabeth spojrzaa na niego z zastanowieniem.
- A skd wiedziae, gdzie jestem?
- Kiedy zbierasz zioa, nie idziesz w stron morza - odpar, zapinajc koszul.
- Mam nadziej, e inni tego nie zauwayli.
- Nie, nie s tak spostrzegawczy jak ja!
- Zupenie, jakbym syszaa Signe!
Elizabeth wzia Jensa za rk i poszli szuka zi. Jego do bya ciepa, sucha i silna.
Gdy Elizabeth miaa troch wolnego czasu, chodzia do gabinetu. Zwykle byo to po
poudniu, gdy reszta domownikw odpoczywaa po obiedzie. Przede wszystkim uzupeniaa
rachunki, ale take robia proste notatki o yciu w gospodarstwie. Syszaa, e wielu
gospodarzy zapisuje zbiory zboa, ziemniakw i opisuje pogod. Ona dodawaa wicej
informacji, ale nie byo to nic osobistego. Odoya piro i zapatrzya si przed siebie. Czy
waciwe byo, e posuna si a tak daleko z Jensem? Tamtego dnia odczuwaa to jako co
naturalnego, ale potem zacza wtpi. A jeli zasza w ci? Nikt nie wiedzia, e oni chc
do siebie wrci. Ale czy tak jest naprawd? Moe tylko szukaj u siebie pocieszenia? Jens
zachowywa si dokadnie tak, jak wczeniej, by rwnie miy i troskliwy. Nie zmusza jej do
niczego i uwaa, by nie okazywa jej zbyt wiele czuoci, gdy inni byli w pobliu.
Westchna i wyszukaa pok kartk spord pliku innych. Znalaza j na strychu
ju dawno temu, ale jeszcze jej nie czytaa. Byy na niej przepisy, starannie zapisane
gotyckim drukiem. Umiechna si, czytajc jeden z nich, uoony wierszem.
Zapukano do drzwi i wesza Helene.
- Kto do ciebie. Elizabeth wstaa.
- Kto to?
- Ten ze Sonecznego Wzgrza, z on.
- Przylij ich tu. I zrb troch kawy, dobrze?
- Jeszcze jest ciepa, ale podgrzej - rzucia Helene i wysza. Po krtkiej chwili stanli
w drzwiach.
Mody mczyzna ze Sonecznego Wzgrza wycign do. Jego wosy byy proste i
kasztanowe, spojrzenie bezporednie, a ucisk doni mocny.
- Cornelius - przedstawi si z ukonem.
- Elizabeth - odpara z umiechem. Spojrzaa na towarzyszc mu kobiet. - Ciebie ju
poznaam, Arnoldo. - Wycigna do niej do. -Prosz, siadajcie. -Wskazaa na dwa wolne
krzesa. - Syszaam, e bye ju tu i pytae o mnie, Corneliusie. Przykro mi, e mnie nie
zastae.
- Prosz nie przeprasza. Liczyem si z tym, e jest pani zajta. , - Och, tak.
Mczyzna umiechn si z zaenowaniem, lecz nieco si odpry.
- Cornelius jest uprzejmy - rzucia Arnolda. - Ja te si nauczyam tego i owego u pani
lensmanowej.
Spucia wzrok, mwic to, i Elizabeth nie moga powstrzyma si od pytania:
- Dobrze ci tam? Arnolda nadal wpatrywaa si w swoj spdnic, gdy odpowiedziaa:
- Powinnam si cieszy z takiego miejsca. Wielu mi zazdroci, ale... -zamilka i
zerkna na Corneliusa.
- Jest z tego pensja - stwierdzi, poprawiajc si na krzele.
Wesza Helene z kaw i talerzykiem ciasteczek.
- Prosz, czstujcie si - powiedziaa Elizabeth, przysuwajc talerzyk w stron
przybyych.
- Bardzo dzikujemy. - Kade z nich wzio po ciastku i odgryzo po maym kawaku.
- A wic, czym mog suy? - spytaa Elizabeth, dmuchajc na gorc kaw i
czekajc z ciekawoci na odpowied. Cornelius zerkn na Arnold.
- Chodzi o to, e... - zacz powoli.
- Potrzebujemy miejsca do mieszkania - dokoczya szybko Arnolda. -Jestemy
maestwem i musimy mie co wasnego. - Zacisna usta, jakby w obawie, e powiedziaa
zbyt duo.
- Ach, tak? - Elizabeth pokiwaa zachcajco gow. - A gdzie teraz mieszkacie?
- Mieszkamy na Sonecznym Wzgrzu, ale tam jest ciasno - odpara Arnolda. Dlatego chcielibymy spyta, czy moemy wydzierawi gospodarstwo tych, co wyjechali do
Ameryki. Elizabeth ukrya umiech. A wic tak mwi we wsi o rodzinie Amandy!
- C, w zasadzie... - Zastanowia si. - Widzielicie, jak to miejsce wyglda? Nie jest
due.
Rozdzia 15
Maria staa oparta ramieniem o framug i spogldaa na okolic. Powietrze byo ju
chodniejsze, zapowiadajc bliski koniec lata. Gdzie z okolic drogi dobiega j dziecicy
miech Kristine. Dziewczynki, ktre si czasem ni opiekoway, zabray j ze sob. Zarabiay
przy okazji kilka groszy.
Kilku mczyzn stao przy magazynie, dwie kobiety rozmawiay ze sob niedaleko
nich. Nieopodal przejecha chopak na koskim grzebiecie. By na oklep i w drewniakach.
Dziwne, e nie spada, pomylaa Maria, przesuwajc wzrok na znajom sylwetk na brzegu.
Czy to nie Olav?
Stana na palcach, by lepiej widzie. Tak, to on. Pomachaa mu rk, ale jej nie
zauway. A moe by moga... Rozejrzaa si. Na pewno nic nie zaszkodzi, jeli opuci sklep
na kilka minut, ale dla pewnoci zamkna drzwi na klucz.
Podbiega kilka krokw, zatrzymaa si i przygadzia wosy. Miaa ochot zaple na
nowo warkocz, ale zrezygnowaa. Odetchna gboko i ostatni odcinek drogi przesza
spokojnym krokiem. Nie wypadao, eby pdzia mu na spotkanie.
- Jedziesz do domu, czy dopiero przypyne? - spytaa.
Drgn i nieomal si polizn na wodorostach.
- A, to ty? - Jego twarz rozjania si w umiechu. - Musz wraca. Niestety - doda.
Maria poczua, jak jej serce zapada si w piersi.
- Odjedasz, nie zagldajc do mnie? A tak ci si spieszy?
- Tak, niestety, dzi tak. - Wycign do niej rce, ale zorientowa si, e s brudne i
opuci je. - Przyjad innego dnia. Moe ktrego wieczoru, kiedy ju zamkniesz sklep.
Bdziemy wtedy mogli by razem. Pokiwaa gow, zirytowana, e pacz ciska jej gardo.
Podszed do niej.
- Przykro ci? Mog przyj, zanim pooysz Kristine. Co ty na to? Pobawibym si z
ni troch. Maria odchrzkna i zmusia si do umiechu.
- Ciesz si. Moe wiesz, ktrego dnia? Mogabym upiec ciasto - dodaa szybko, cho
nie dlatego spytaa. Chciaa zna konkretn dat, by nie czeka w niepewnoci kadego
wieczoru. Spuci na moment wzrok.
- Mam teraz sporo pracy w gospodarstwie... - Zamilk i spojrza na ni przepraszajco.
- Ale to ju niedugo, obiecuj!
- Musz wraca - powiedziaa. - Mog przyj klienci.
- Zosta jeszcze chwil! - poprosi, usiujc zapa jej do, ale dosign! jedynie
koniuszkw palcw.
- Przykro mi.
Uniosa spdnice i pospieszya w gr. Jego ostatnie sowa miay sodko-gorzki smak.
Przecie moga jeszcze troch zosta... Czyby chciaa go ukara, e nie mia dla niej czasu?
Byo to dziecinne, bo przecie tak naprawd to chciaa si do niego przytuli. No, moe
byoby to zbyt ryzykowne, bo ludzie mogliby ich zobaczy. Miaa wielk ochot odwrci si
i spojrze za nim, ale wytrzymaa, dopki nie dosza do sklepu. Gdy zerkna przez okno, a
cisno j w brzuchu z zawodu, bo ju odpyn.
Weszli klienci. Jeden chcia zwitek tytoniu na kredyt, inny miark kawy. Maria
wydawaa towar gawdzc, z nimi, ale jej myli kryy zupenie gdzie indziej. Dlaczego
waciwie musz ukrywa przed wszystkimi, e si kochaj? Moe najpierw powinni da do
zrozumienia, e s par, a dopiero potem, ze Kristine jest jego crk. Porozmawia o tym z
Olavem, gdy przyjedzie. Ciekawe, co on myli na ten temat Nagle poczua niepewno. A
jeli on bdzie chcia czeka, a uprawomocni si jego rozwd? Jeszcze dwa lata? Czy ona
wytrzyma tak dugo? Czy Kristine nie powinna si dowiedzie, e ma ojca zanim skoczy
pi lat? Te myli przyprawiay j o bl gowy. Gdy klienci wyszli, podesza znw do okna i
zesztywniaa. Olav, ktremu tak bardzo spieszyo si do domu, sta na nabrzeu. A obok
niego staa... Elen!
Maria poczua, jak serce tucze jej si w piersi. Zakrya usta doni, by stumi okrzyk
przeraenia. Ciarki przechodziy jej po ciele, gdy patrzya na nich. Elen staa blisko niego,
szczupa i adna. O czym rozmawiali
Olav machn rk i odwrci si. Elen okrya go i pooya mu rk na ramieniu.
Spojrza na m, zdj kaszkiet i poczochra wosy. Elen pucia jego rami, pokiwaa gow i
skierowaa si do sklepu.
Maria cofna si o kilka krokw, ale zdya dostrzec, e Olav poszed w stron
dki. A co robi wczeniej? Zdoaa stan za lad, gdy zadwicza dzwonek nad drzwiami.
Umiechna si, mimo e serce bio jej jak oszalae.
- Dzie dobry, Elen. Jak si masz?
Elen odpowiedziaa powcigliwie, nawet z umiechem, ale nie spytaa a ty?", jak
nakazywa obyczaj. Maria obrzucia j uwanym spojrzeniem. Elen miaa wieo umyte
wosy, uoone w wyszukan fryzur. Pewnie duo czasu na to powicia, pomylaa,
spogldajc z zazdroci na jej szczup tali. Jak ona moga by taka szczupa, skoro
niedawno urodzia dziecko?
- Jak si chowa synek? - spytaa uprzejmie.
- Dzikuj, dobrze. - Elen przebiega wzrokiem pki za Mari. - Musz wzi kaw...
no i cukier. Moe masz czekolad?
- Tak, przywieli wczoraj. Oczekujesz goci? Elen pokiwaa gow, umiechajc si
tajemniczo.
- Moliwe, moliwe... A co u ciebie? Znalaza sobie nowego mczyzn?
Maria odwrcia si do niej plecami, bo nie chciaa spoglda jej w twarz,
odpowiadajc.
- yj z dnia na dzie i patrz, co ycie przyniesie.
- Tak, moe to najlepiej. W twojej sytuacji i tak jest to trudne. Maria obrcia si na
picie.
- Co masz na myli?
- Nie, nic takiego, tylko...
-Tak?
- No, jeste sama z duym ju dzieckiem, i...
- I co?
- Ech, no... - Elen z umiechem przechylia gow na bok. - Nie odbieraj tego le,
droga Mario. Nie chciaam sprawi ci przykroci. Ale wiesz, tak ju jest. Gdy mczyzna
zostaje sam z dziemi, zwykle ma gospodarstwo i mao ktra dziewczyna odmawia mu lubu.
Ale jeli ma si tyle lat, co ty, nie jest to atwe.
- Mwisz z wasnego dowiadczenia? - spytaa kwano Maria z wymuszonym
umiechem.
- Nie, skde. - Elen zamiaa si, lecz nie kontynuowaa tematu. - Co to ja chciaam...
aha, czekolada.
Moe jeszcze troch cukierkw. Tamte wygldaj adnie - wskazaa na sj z
brzowymi karmelkami.
Maria walczya ze sob, by zachowywa si uprzejmie. W duszy szalaa z zazdroci i
gniewu. Najchtniej by spoliczkowaa t zarozumia kobiet po drugiej stronie lady.
Podaa towary i przyja pienidze.
- Nie bd taka draliwa - powiedziaa Elen faszywie sodkim gosem, wkadajc
zakupy do torby. -Mam moe pozdrowi od ciebie Olava?
- Olava? Jak to?
- Przychodzi do mnie dzi wieczorem - rzucia Elen, puszczajc do niej oko i wysza,
szeleszczc spdnicami.
Jeszcze dugo w uszach Marii rozbrzmiewa dwik dzwonka nad drzwiami.
Tej nocy budzi j kilka razy ten sam koszmar. nia, e Olav i Elen wrcili do siebie i
e stoj u niej w sklepie, miejc si i pokazujc j palcami.
Uwierzya w to, co ci mwiem?" - mia si szyderczo Olav. Tak ju jest, gdy kto
jest stary, gruby i brzydki - wtrowaa mu Elen. -Ona taka jest!"
Sklep zapenia si ludmi. Przychodzili zewszd: z zaplecza, przez drzwi, przez
ciany. I wszyscy si z niej natrzsali. miali si, bili domi o uda, wycigali na wierzch
tajemnice, o ktrych nikt nie mg wiedzie. Skulia si i zakrya domi gow obronnym
gestem, prbujc odci si od gosw i miechu, lecz bezskutecznie.
Wreszcie obudzia si, spocona i udrczona. Musiaa sobie powtarza, e to by tylko
sen, lecz gdy znw zasna, przyni jej si dalszy cig tamtego koszmaru... Nazajutrz Maria
miaa wraenie, e dzie nigdy si nie skoczy. Do sklepu przyszo mao klientw, wic
miaa duo czasu na mylenie. Co robi Olav u Elen? Dlaczego kama, mwic, e jest zajty,
skoro dla niej mia czas?
Co chwil musiaa spoglda w lustro. Czy naprawd zrobia si stara, gruba i
brzydka? Odsuna lusterko na odlego ramienia i prbowaa spojrze na siebie oczami
innych. Oczywicie, nie bya tak szczupa jak Indianne i Elen, ale miaa kobiece ksztaty.
Mczyni to lubi, powtarzaa jej wiele razy Elizabeth. A stara przecie nie bya, miaa tylko
dwadziecia sze lat. Moe Elen bya zazdrosna?
Nagle uderzya j pewna myl. Waciwie dlaczego Olav mia odwiedza Elen?
Przecie ona jest z Amundem. A moe ju nie? Ta myl bynajmniej jej nie uspokoia...
Po poudniu do sklepu zajrzaa Elizabeth. Na chwil Maria zapomniaa o
nieprzyjemnych sprawach i obja siostr.
- Ciocia Elizabeth! - zawoaa Kristine, biegnc jej na powitanie. -Przysza do mnie?
- Tak, przyszam ci odwiedzi. Jak si masz?
- Dobrze. adna sukienka?
- Tak, zawsze masz adne sukienki - pochwalia j Elizabeth.
- Bardzo jest przejta swoimi strojami - zamiaa si Maria. - To jej sposb
pozdrawiania ludzi... A jak tam u was w Dalsrud?
- Wszystko dobrze, nie mog narzeka. A w sobot robimy spotkanie.
- A z jakiej okazji? Kto ma urodziny? Elizabeth pokrcia gow.
- Nie, chciaam tylko zebra wszystkich, zanim zacznie si zbieranie ziemniakw i
strzyenie owiec. Potem ju blisko do przygotowa witecznych. Zaprosiam cae Heimly.
Przyjad take Mathilde i Sofie. Oczywicie, i ty z Kristine! Moecie u nas spa, bycie nie
musiay wraca po nocy. Prawda, ze tak moe by? Zgd si, Mario!
- O czym tak rozmylasz? - spyta Jens. - Czy to nie jaka kobieta zamcia ci w
gowie?
- Nie... Albo, tak... To... - rzuci bezradne spojrzenie w stron Marii. Nadszed czas,
pomylaa, i wstaa. Troch potrwao, zanim zebrani zorientowali si, e chce co powiedzie.
Gwar gosw powoli ucich i zapada cisza. Maria odchrzkna i splota przed sob donie.
- Mam wam co do powiedzenia - zacza.
Olav take wsta i spojrzenia wszystkich skupiy si na nim.
- Chcemy wam powiedzie, e kiedy, kilka lat temu, my z Olavem... bylimy ze sob
- mwia dalej Maria. Nie tak to chciaa uj, pomylaa, czujc, e zalewa j rumieniec. Ale
nie pozostao jej nic innego, jak tylko mwi dalej: - Dziewi miesicy pniej przysza na
wiat Kristine. -Zamilka i rozejrzaa si po zebranych.
Nikt nic nie powiedzia. Mona by usysze, gdyby kto upuci szpilk na podog,
pomylaa Maria. Twarze zebranych przypominay zastyge maski. Nikt si nie ucieszy, jak
to sobie wyobraaa. Usyszaa gos Olava.
- Kristine jest moj crk, a my z Mari kochamy si. Kiedy nadejdzie czas,
wemiemy lub. - Zakaszla w zwinit do. - Tak, no to moecie nam pogratulowa - doda
z umiechem.
- Gratulowa? - wyszeptaa Ane. - Jeste po prostu dziwk, Mario! Mathilde wpatrzya
si w Olava.
- Ale przecie ostatnio ty i Elen... - Zacisna usta i zamilka. Dorte wybuchna
paczem i ukrya twarz w doniach.
Maria rozejrzaa si zdumiona. Co takiego powiedziaa Ane? Nazwaa j dziwk!
Zakrcio jej si w gowie i z trudem utrzymaa si na nogach.
- Olav - wyszeptaa, lecz on patrzy w inn stron i jej nie usysza. A co chciaa
powiedzie Mathilde? Dlaczego wszyscy tak zareagowali? Przecie mogliby si ucieszy!
- Mamo, mamo - chlipna Kristine, podchodzc do niej. Maria przytulia dziecko do
siebie obronnym gestem.
- Tak, mama tu jest - wyszeptaa gosem zduszonym przez zy.
POSOWIE
W tym tomie jest mowa o tym, e Olav i Elen si rozstaj. Rozwd w tamtych czasach
nie by czym zwykym, zwaszcza na wsi, i wiele byo potrzeba, by go otrzyma.
Niewierno stanowia jeden z powodw, lub gdy ktra ze stron bya bita przez drug tak, e
zagraao to yciu. Ale nawet wtedy maonkowie mogli usysze, e powinni wzi si w
gar i y jak porzdni ludzie.
Separacja w tamtych czasach trwaa cae trzy lata.
Ksika, ktr otrzymuje Elizabeth, to oczywicie ksika Knuta Hamsuna. Niedawno
wydano j na nowo.
Moje rda podaj, e historia o sklepie na Kjerringoy jest prawdziwa. W licie z
Ameryki matka Amandy opowiada o Norwegach, ktrzy zostali tam oszukani. Okoo poowa
ludnoci Norwegii wyemigrowaa do Ameryki w drugiej poowie dziewitnastego wieku i na
pocztku dwudziestego. Wszyscy szukali szczcia, bo syszeli, e tam biedacy stawali si w
mgnieniu oka bogaczami.
Cz z nich udaa si do Pnocnej Dakoty, i - tak jak ludzie w opowieci - zostali
oszukani. To rzeczywicie jedyny stan, w ktrym ilo mieszkacw spada.
Historia o Nilsie i Nilsine, ktr opowiada Mathilde, pewnie bya prawdziwa, lecz
wraz z upywem lat mocno przesadzona. Pewnie to samo dotyczy historii o czarownicy, ktra
zamienia si w anioa. Trine Angelsen