Você está na página 1de 251

KERSTIN GIER

T r y l o g i a c z a s u

CZERWIE RUBINU
A g a t a P r z e k a d J a n i s z e w s k a
L i t e r a c k i

E G M O N T

Tytu oryginau: Rubinrot 2009 by Arena Verlag GmbH, Wiirzburg for the Polish edition by Egmont Polska Sp. z o.o. Warszawa 2011 Redakcja: Anna Jutta-Walenko Korekta: Agnieszka Trzeszkowska, Anna Sidorek Projekt okadki: Katarzyna Borkowska Wydanie pierwsze, Warszawa 2011 Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o. ul. Dzielna 60, 01-029 Warszawa tel. 22 838 41 00 www.egmont.pl/ksiazki ISBN 978-83-237-3438-3 Skad i amanie: Ktka, Warszawa Druk: Colonel, Krakw

Dla osia, delfina i sowy, ktre tak wiernie towarzyszyy mi podczas pisania, i dla pewnego maego czerwonego pitrowego autobusu, ktry przynis mi szczcie dokadnie we waciwym czasie.

Prolog Hyde Park, Londyn 8 kwietnia 1912 roku Dziewczyna osuna si na kolana i wybuchna paczem. Towarzyszcy jej chopak rozejrza si wok. Tak jak si spodziewa, o tej porze park by zupenie pusty. Moda na jogging miaa nadej dopiero wiele lat pniej, a dla picych na parkowych awkach wczgw przykrytych jedynie gazetami byo zbyt zimno. Ostronie owin chronograf chusteczk i schowa go do plecaka. Jego towarzyszka klczaa wrd przekwitych krokusw pod jednym z drzew na pnocnym brzegu jeziora Serpentine. Ramiona jej dray, a ciaem wstrzsa szloch, ktry brzmia jak rozpaczliwy jk zranionego zwierzcia. Nie mg tego znie, ale z dowiadczenia wiedzia, e lepiej bdzie zostawi j w spokoju. Usiad wic obok na wilgotnej od rosy trawie, zapatrzy si w gadk niczym lustro powierzchni wody i czeka. Czeka na to, by bl, ktry prawdopodobnie ju nigdy do koca jej nie opuci, nieco zela. Czu si zreszt tak samo jak ona, ale stara si jako trzyma. Nie powinna martwi si jeszcze o niego. - Czy wynaleli ju chusteczki higieniczne? - Pocigna w kocu nosem i zwrcia ku niemu twarz mokr od ez. - Nie mam pojcia - odpar. - Ale mog ci zaoferowa stylow chusteczk z materiau, z monogramem. - G.M. Czyby ukrad j Grace? - Nie, sama mi j daa. Moesz j teraz zasmarka, ksiniczko. Oddajc mu chusteczk, cigna usta w krzywym umieszku.
4

- Jest teraz kompletnie do niczego. Przepraszam. - Ach, co tam! W tych czasach wywiesza si je na socu, eby wyschy, i uywa jeszcze raz powiedzia. - Najwaniejsze, e przestaa paka. W jej oczach natychmiast znw pojawiy si zy. - Nie powinnimy byli tak jej zostawia. Przecie ona nas potrzebuje! Wcale nie wiemy, czy nasz podstp si uda, i nie mamy szansy kiedykolwiek si tego dowiedzie. Jej sowa go zabolay. Martwi zdalibymy si jej na jeszcze mniej. - Gdybymy mogli si gdzie ukry wraz z ni, gdzie za granic, pod faszywym nazwiskiem, do chwili kiedy bdzie wystarczajco dua... Przerwa jej, energicznie potrzsajc gow. - Znaleliby nas wszdzie, rozmawialimy ju o tym tysic razy. Nie zostawilimy jej, wybralimy jedyne waciwe wyjcie: umoliwilimy jej bezpieczne ycie. Przynajmniej przez najblisze szesnacie lat. Przez chwil milczaa. Gdzie w oddali zara ko, a od strony West Carriage Drive dobiegy jakie gosy, chocia bya jeszcze noc. - Wiem, e masz racj - powiedziaa w kocu. - Ale boli mnie wiadomo, e ju nigdy jej nie zobaczymy. Przecigna doni po zapakanych oczach. - Przynajmniej nie bdziemy si nudzi. Prdzej czy pniej wytropi nas rwnie w tych czasach i nal na nas Stranikw. On nie zrezygnuje bez walki ani z chronografu, ani ze swoich planw. Umiechn si, widzc w jej oczach bysk zainteresowania, i wiedzia ju, e kryzys min. - Moe jednak bylimy sprytniejsi ni on, a moe na koniec okae si, e ten drugi chronograf nie dziaa. Wtedy ju si nie wydostanie. - Byoby wspaniale. Ale jeli mu si uda, tylko my bdziemy mogli pokrzyowa jego plany. - I choby dlatego zrobilimy to, co do nas naleao. Wsta i otrzepa dinsy.
5

- Chod ju! Ta przeklta trawa jest wilgotna, a ty musisz o siebie dba. Pozwolia, by podcign j do gry i pocaowa. - I co teraz zrobimy? Znajdziemy kryjwk dla chronografu? Zerkna niezdecydowanie na most oddzielajcy Hyde Park od Kensington Gardens. - Tak. Ale najpierw oprnimy skrytki Stranikw i wemiemy sobie pienidze. A potem moemy pojecha pocigiem do Southampton. Stamtd w rod wypywa w swj dziewiczy rejs Titanic". Rozemiaa si. - Ach, wic tak rozumiesz dbanie o siebie! Ale i tak z tob pojad. By tak szczliwy, syszc ponownie miech ukochanej, e natychmiast pocaowa j raz jeszcze. - Pomylaem sobie... Wiesz przecie, e kapitan na penym morzu ma prawo udzieli lubu, prawda, ksiniczko? - Chcesz si ze mn oeni? Na Titanicu"? Zwariowae? - To byoby takie romantyczne! - Owszem, gdyby nie ta gra lodowa! Pooya mu gow na piersi i wtulia twarz w jego kurtk. - Tak bardzo ci kocham - wymruczaa. - Czy zostaniesz moj on? - Tak - powiedziaa, z twarz cigle ukryt na jego piersi. -Ale tylko, jeli wysidziemy najpniej w Oueenstown. - Gotowa na kolejn przygod, ksiniczko? - Gotowa, jeli i ty jeste gotw - odrzeka cicho.

Niekontrolowan podr w czasie zapowiadaj, wystpujce z reguy kilka minut, czasem te kilka godzin czy nawet dni wczeniej, zawroty gowy, mdoci i niekiedy drenie ng. Wielu nosicieli genu mwi take o migrenopodobnych blach gowy. Pierwszy skok w czasie - nazywany rwnie inicjacyjnym - ma miejsce midzy szesnastym a siedemnastym rokiem ycia nosiciea genu. Kroniki Stranikw Tom II, Zasady oglnie obowizujce

1. Pierwszy raz poczuam to w poniedziaek w poudnie w szkolnej stowce. Przez moment cisno mnie w brzuchu tak jak na grskiej kolejce, kiedy lecisz w d z najwyej pooonego punktu. Trwao to tylko dwie sekundy, ale wystarczyo, ebym wywalia sobie puree z sosem z talerza na mundurek. Sztuce z brzkiem upady na podog, talerz udao mi si jeszcze przytrzyma. - To i tak smakuje, jakby ju raz byo zbierane z podogi -powiedziaa moja przyjacika Leslie, podczas gdy ja usiowaam uprztn ten baagan. Oczywicie wszyscy si na mnie gapili. - Jeli chcesz, moesz sobie wysmarowa bluzk take moj porcj. - Nie, dzikuj. Gra od mundurka liceum Saint Lennox bya wprawdzie przypadkiem tego samego koloru co puree z ziemniakw, ale plama i tak nieprzyjemnie kua w oczy. Zapiam guziki granatowej bluzy, ktr miaam na wierzchu. - I co, maa Gwenny znowu bawi si jedzeniem? - odezwaa si Cynthia Dale. - Tylko nie siadaj koo mnie, ofermo! - W yciu nie usiadabym koo ciebie z wasnej woli, Cyn. Niestety, mae wypadki z jedzeniem zdarzay mi si w szkole do czsto. Nie dalej jak w zeszym tygodniu zielony kisiel wylecia mi /, aluminiowej foremki i wyldowa dwa metry dalej w spaghetti carbonara jednego gocia z pitej klasy. Tydzie wczeniej wylat mi si sok winiowy i wszyscy przy stole wygldali tak, jakby mieli osp wietrzn. A ile razy zamoczyam w sosie, soku czy mleku ten idiotyczny krawat, ktry by czci mundurka, tego ju nie zlicz. Tyle e jeszcze nigdy dotd mnie przy tym nie mdlio.
8

Chocia pewnie tylko to sobie wmwiam. Ostatnio w naszym domu po prostu za duo si mwi o mdociach. Ale nie moich, tylko mojej kuzynki Charlotty, ktra, jak zwykle liczna i perfekcyjna, siedziaa obok Cynthii i jada yk puree. Caa rodzina czekaa na to, eby Charlotte zemdlio. W niektre dni lady Arista - moja babka dopytywaa si co dziesi minut, czy Charlotta co czuje. Z przerw midzy tymi pytaniami korzystaa ciotka Glenda, matka Charlotty, eby zapyta do-kadniusieko o to samo. I za kadym razem kiedy Charlotta odpowiadaa przeczco, lady Arista cigaa usta, a ciotka Glenda wzdychaa. Czasami take na odwrt. Pozostali - mama, moja siostra Caroline, mj brat Nick i cioteczna babka Maddy - przewracali oczami. Oczywicie posiadanie w rodzinie nosiciela genu podry w czasie byo ekscytujce, ale z upywem lat wyranie spowszedniao. Czasami po prostu mielimy dosy tego teatru, jaki urzdzano wok Charlotty. Sama Charlotta zwykle ukrywaa swoje emocje za tajemniczym umieszkiem w stylu Mony Lisy. Na jej miejscu te bym nie wiedziaa, czy brakiem mdoci mam si cieszy, czy raczej martwi. No, szczerze mwic, pewnie bym si cieszya. Byam raczej typem strachajy. Wolaam mie spokj. - To si wydarzy prdzej czy pniej - powtarzaa codziennie lady Arista. -1 wtedy musimy by przygotowani. No i faktycznie wydarzyo si po obiedzie, na lekcji historii z panem Whitmanem. Ze stowki wyszam godna. Jakby tego wszystkiego byo mao, w deserze - kompot z agrestu i pud-ding waniliowy - znalazam czarny wos i nie byam pewna, czy jest to mj wos, czy moe kucharki. Tak czy owak, apetyt mi przeszed. Pan Whitman odda nam klaswk, ktr pisalimy w zeszym tygodniu. - Widz, e dobrze si przygotowalicie. Szczeglnie Charlotta. Szstka z plusem. Charlotta odgarna z twarzy jeden ze swoich lnicych rudych kosmykw.
9

- Och - powiedziaa, jakby wynik by dla niej zaskoczeniem, a przecie zawsze i ze wszystkiego dostawaa najlepsze stopnie. Ale take Leslie i ja mogymy tym razem by zadowolone. Obie dostaymy szstki z minusem, cho nasze przygotowanie polegao na obejrzeniu na DVD filmu o krlowej Elbiecie, z Cate Blanchett, i podjadaniu przy tym chipsw i lodw. Tyle e na historii zawsze uwaaymy, co na innych przedmiotach niestety rzadziej si zdarzao. Lekcje pana Whitmana byy po prostu tak ciekawe, e nie dao si inaczej, jak tylko sucha. Sam pan Whitman te by bardzo interesujcy. Kochaa si w nim, skrycie lub otwarcie, wikszo dziewczyn. Pani Counter, nauczycielka geografii, rwnie. Gdy pan Whitman przechodzi obok niej, zawsze czerwieniaa jak burak. Ae rzeczywicie wyglda zabjczo, co do tego wszystkie byymy zgodne. To znaczy wszystkie prcz Leslie. Jej zdaniem pan Whitman przypomina wiewirk z kreskwki. Za kadym razem kiedy spoglda na mnie tymi wielkimi brzowymi oczami, mam ochot da mu orzecha" - powiedziaa kiedy. Dosza nawet do tego, e namolne wiewirki w parku nazywaa panami Whitmanami". I co zabawne, byo to zaraliwe i ja te zaczam mwi: Zobacz tylko, taki grubiutki, may pan Whitman, jaki liczny!", widzc zbliajc si do nas w podskokach wiewirk. Przez t histori z wiewirkami Leslie i ja byymy z ca pewnoci jedynymi dziewczynami w klasie, ktre nie durzyy si w panu Whitmanie. Ja wprawdzie od czasu do czasu prbowaam (choby dlatego, e chopcy w naszej klasie byli w sumie jeszcze dzieciakami), ale na nic si to nie zdawao, bo porwnanie z wiewirk nieodwoalnie zagniedzio si w mojej gowie. A jak tu paa romantycznym uczuciem do wiewirki? Cynthia rozpucia pogosk, e pan Whitman w czasie studiw pracowa jako model. Na dowd wycia z ilustrowanego pisma stron z reklam, na ktrej mczyzna, do podobny do pana Whitmana, namydl! si elem pod prysznic. Prcz Cynthii nikt nie wierzy!, e to pan Whitman jest tym facetem od elu. Bo tamten miai doek w podbrdku, a pan Whitman nie.
10

Chopakom z naszej klasy pan Whitman niezbyt si podoba. A Gordon Gelderman wrcz go nie znosi. Bo zanim pan Whitman trafi do naszej szkoy, wszystkie dziewczyny z naszej klasy kochay si w Gordonie. Ja te, musz si niestety do tego przyzna, ale miaam wtedy jedenacie lat, a Gordon by cakiem adny. Teraz, w wieku szesnastu lat, by ju tylko gupi. A od dwch lat przechodzi nieustajc mutacj. Niestety, piski na przemian z buczeniem nie powstrzymyway go od cigego wygadywania gupot. Strasznie si zdenerwowa pa z klaswki. - To jest dyskryminacja, prosz pana. Zasuyem co najmniej na czwrk. Nie moe mi pan stawia zych stopni tylko dlatego, e jestem chopakiem. Pan Whitman wyj klaswk z rk Gordona i przewrci stron. - Elbieta I bya tak okropnie brzydka, e nie moga znale ma. Dlatego wszyscy nazywali j brzydk dziewic" - odczyta na gos. Klasa zachichotaa. - No i co? Przecie to prawda - broni si Gordon. - Wyupiaste oczy, zacinite usta, a ju na pewno kretyska fryzura. Musielimy gruntownie przestudiowa malowida przedstawiajce Tudorw w National Portrait Gallery i faktycznie, na tych obrazach Elbieta I nie bardzo przypominaa Cate Blan-chett. Ale po pierwsze, w tamtych czasach uwaano wskie usta i spiczaste nosy za bardzo szykowne, a po drugie, ciuchy byy naprawd super. Po trzecie, Elbieta I nie miaa wprawdzie ma, ale miata za to mas romansw - midzy innymi z tym... no, jake on si nazywa!? W filmie gra! go Clive Owen. - To ona sama nazywaa siebie Krlow Dziewic - wyjani Gordonowi pan Whitman. - A to dlatego, e... - urwa. -Charlotto, le si czujesz? Boli ci gowa? Wszyscy spojrzeli na Charlotl, ktra obiema rkami trzymaa si za gow. - Tylko mnie... mdli - powiedziaa i spojrzaa na mnie. -Wszystko wok wiruje. Wziam gboki oddech. A wic stao si. Babcia bdzie zachwycona. A co dopiero ciotka Glenda.
11

- Suuuper - szepna Leslie obok mnie. - Czy teraz stanie si przezroczysta? Cho lady Arista od najmodszych lat wpajaa nam, bymy pod adnym pozorem nie rozmawiali o tym, co dzieje si w naszej rodzinie, sama podjam decyzj, by dla Leslie zakaz ten zama. W kocu bya moj najlepsz przyjacik, a najlepsze przyjaciki nie maj przed sob tajemnic. Charlotta po raz pierwszy, odkd j znaam (co, cile biorc, oznaczao cae moje ycie), sprawiaa wraenie niemal bezradnej. Ja za to wiedziaam, co mam robi. Ciotka Glenda wystarczajco wiele razy mi to powtarzaa. - Zaprowadz Charlotte do domu - zwrciam si do pana Whitmana i wstaam. - Jeli si pan zgodzi. Wzrok pana Whitmana w dalszym cigu spoczywa na Char-lotcie. - Uwaam, e to dobry pomys, Gwendolyn - powiedzia. -ycz ci powrotu do zdrowia, Charlotto. - Dzikuj - odrzeka Charlotta. W drodze do drzwi zataczaa si lekko. - Idziesz, Gwenny? Pospiesznie ujam j za rami. Po raz pierwszy w obecnoci Charlotty poczuam si wana. To byo mie, dla odmiany poczu si komu potrzebnym. - Koniecznie do mnie zadzwo i wszystko mi opowiedz -szepna mi jeszcze Leslie. Za drzwiami Charlotta odzyskaa zwyk energi. Oczywicie chciaa jeszcze zabra z szafki swoje rzeczy. Przytrzymaam jej rami. - Zostaw to, Charlotto. Musimy jak najszybciej znale si w domu. Lady Arista powiedziaa... - Ju mi przeszo - powiedziaa Charlotta. - No i co z tego? To si moe zdarzy w kadej chwili. Charlotta daa si pocign w drug stron. - Gdzie ja mam kred? - Idc, grzebaam w kieszeni kurtki. - O, tu jest. I komrka. Mam zadzwoni do domu? Boisz si? Och, gupie pytanie, przepraszam. Jestem zdenerwowana.
12

- Ju dobrze. Nie boj si. Spojrzaam na ni z boku, chcc sprawdzi, czy nie kamie. Przywdziaa swj zamylony umieszek Mony Lisy i nie byo wida, jakie kryj si za nim uczucia. - Mam zadzwoni do domu? - A co to da? - odpowiedziaa pytaniem Charlotta. - Pomylaam tylko... - Mylenie moesz spokojnie pozostawi mnie - burkna. Rami w rami zbiegymy po schodach, w kierunku wnki, w ktrej zawsze siedzia James. Natychmiast wsta, kiedy nas zobaczy, ale ja tylko si do niego umiechnam. Problem z Jamesem polega na tym, e oprcz mnie nikt go nie widzia ani nie sysza. James by duchem. Dlatego unikaam rozmw z nim, kiedy nie byam sama. Wyjtek robiam tylko dla Leslie. Ona nawet przez sekund nie wtpia w istnienie Jamesa. Leslie zawsze mi wierzya i to by jeden z powodw, dla ktrych bya moj najlepsz przyjacik. Strasznie aowaa, e nie moe zobaczy ani usysze Jamesa. A ja si waciwie z tego cieszyam, bo pierwsze sowa, jakie na jej widok powiedzia James, brzmiay: Boe w niebiesiech! To biedne dziecko ma wicej piegw, ni jest gwiazd na niebie! Jeli jak najszybciej nie zacznie smarowa si dobrym pynem wybielajcym, nigdy nie znajdzie sobie ma!". Zapytaj go, czy moe gdzie nie zakopa skarbu?" - tak natomiast brzmiao pierwsze pytanie Leslie, kiedy ich sobie przedstawiam. Niestety, James nigdzie nie zakopa skarbu. By do uraony, e Leslie go o to posdzia. By te zawsze uraony, gdy zachowywaam si tak, jakbym go nie widziaa. W ogle bardzo atwo si obraa. Czy on jest przezroczysty? - spytaa Leslie podczas tego pierwszego spotkania. - A moe czarno-biay?". Nie, James waciwie wyglda zupenie normalnie. Z wyjtkiem ciuchw, rzecz jasna.
13

Moesz przez niego przej na wskro?". Nie wiem, nigdy nie prbowaam". To sprbuj" - zaproponowaa Leslie. Ale James nie zamierza pozwoli na to, ebym przez niego przesza. Co to ma znaczy: duch?! - obruszy si. - James August Pere-grin Pimplebottom, spadkobierca czternastego hrabiego Hards-dale, nie pozwoli si obraa nawet maym dziewczynkom". Podobnie jak wiele duchw nie chcia przyj do wiadomoci, e nie jest ju czowiekiem. Po prostu nie pamita, e umar. Znalimy si ju od piciu lat, od mojego pierwszego dnia w liceum Saint Lennox, ale Jamesowi zdawao si, e zaledwie par dni temu gra z przyjacimi w karty i plt androny o koniach, sztucznych pieprzykach i perukach (nosi! jedne i drugie, pieprzyki i peruki, cho wygldao to lepiej, ni teraz brzmi). To, e od pocztku naszej znajomoci urosam dwadziecia centymetrw, e dorobiam si aparatu na zbach i biustu, rozmylnie ignorowa. Podobnie jak fakt, e miejski paac jego ojca przerobiono na prywatn szko, z biec wod, wiatem elektrycznym i centralnym ogrzewaniem. Jedynym, co zdawa si od czasu do czasu rejestrowa, bya dugo spdniczek szkolnych mundurkw. Najwyraniej widok damskich ydek i kostek nalea w jego czasach do prawdziwych rzadkoci. - To niezbyt uprzejmie ze strony damy nie ukoni si komu wyej postawionemu, panno Gwendolyn - zawoa teraz, znowu porzdnie wkurzony, bo nie zwrciam na niego uwagi. - Wybacz. Spieszymy si - powiedziaam. - Jeli mgbym w jaki sposb by pomocny, jestem do dyspozycji. - James wygadzi sobie koronkowe mankiety. - Wielkie dziki, ale nie. Musimy szybko znale si w domu. - Tak jakby James mg by nam w czymkolwiek pomocny! Nawet nie potrafi otworzy drzwi. - Charlotta le si czuje. - Och, bardzo mi przykro - odrzek James, ktry mia sabo do Charlotty. Uwaa, e moja kuzynka, w przeciwiestwie do pieguski bez manier", jak zwyk nazywa Leslie, jest zniewalajca i obdarzona czarujcym wdzikiem". Dzisiaj te zasypa j pochlebstwami. - Prosz,
14

przeka jej moje najlepsze yczenia. I powiedz jej, e dzi znowu wyglda zachwycajco. Nieco blado, ale uroczo niczym nimfa. - Powiem. Przestali rozmawia ze swoim wyimaginowanym przyjacielem - odezwaa si Charlotta. - Bo w kocu wyldujesz w domu wariatw. No dobra, to jej nie powiem. I bez tego jest wystarczajco zarozumiaa. - James nie jest wyimaginowany, on jest niewidzialny. To chyba wielka rnica! - Skoro tak twierdzisz - mrukna Charlotta. Obie z ciotk Glend byy zdania, e wymyliam Jamesa i inne duchy, aby pokaza, jaka jestem wana. aowaam, e im o tym kiedy powiedziaam. Ale gdy byam maa, nie umiaam nie mwi o gargulcach, ktre oyway i na moich oczach taczyy na tle fasad domw, i stroiy do mnie miny. Gargulce byy zabawne, ale widziaam te okropne, mroczne sylwetki duchw, ktre wzbudzay we mnie strach. Upyno kilka lat, zanim pojam, e duch nie moe mi nic zrobi. Jedyne, co duch moe zrobi, to napdzi czowiekowi stracha. Oczywicie nie James. On by zupenie niegrony. - Zdaniem Leslie to dobrze, e James umar tak modo. Z nazwiskiem Pimplebottom i tak nie znalazby sobie ony -powiedziaam, upewniwszy si najpierw, e James ju nas nie syszy. - No bo kto chciaby nosi nazwisko Pryszczaty Tyek? To okropne! Charlotta przewrcia oczami. - Tak czy owak, wcale nie wyglda le - cignam. - I jest obrzydliwie bogaty, o ile mona mu wierzy. Tylko ten jego zwyczaj nieustannego podtykania sobie pod nos wyperfumo-wanej koronkowej chusteczki jest mao mski. - Jaka szkoda, e nikt prcz ciebie nie moe go podziwia -powiedziaa Charlotta. Te byam tego zdania. - I jak to gupio, e rozpowiadasz o swoich dziwactwach poza rodzin - dodaa.
15

To by znowu taki typowy dla Charlotty cios poniej pasa. Mia mnie zabole i niestety zabola. - Nie jestem dziwaczk! - Oczywicie, e jeste! - I kto to mwi? Ty, nosicielka genu? - Ale nie paplam o tym na lewo i prawo - zauwaya Charlotta. - A ty zachowujesz si zupenie jak ta stuknita ciotka Maddy. Ona nawet mleczarzowi opowiada swoje wizje. - Jeste bezczelna. - A ty naiwna. Kcc si, przemierzyymy hol, minymy przeszklon kan-ciap szkolnego konserwatora i wyszymy na dziedziniec. Wia wiatr, a niebo wygldao tak, jakby zaraz mia lun deszcz. aowaam, e nie zabraam naszych rzeczy z szafek. Paszcz by si teraz przyda. - Przepraszam ci za to porwnanie z ciotk Maddy. -W gosie Charlotty zabrzmiaa nuta skruchy. - Chyba jestem troch podekscytowana. Zaskoczya mnie. Dotd nigdy nie przepraszaa. - Rozumiem - powiedziaam szybko. Niech wie, e potrafi doceni jej przeprosiny. W rzeczywistoci o zrozumieniu nie mogo by nawet mowy. Na jej miejscu trzsabym si ze strachu. Wprawdzie te byabym podekscytowana, ale mniej wicej tak jak w czasie wizyty u dentysty. - Poza tym lubi ciotk Maddy. To bya prawda. Cioteczna babka Maddy bya wprawdzie odrobin gadatliwa i miaa skonno do powtarzania wszystkiego po cztery razy, ale zdecydowanie wolaam to ni wielce tajemnicze miny pozostaych. Poza tym ciotka zawsze szczodrze rozdzielaa midzy nas cytrynowe cukierki. Ale Charlotta miaa w nosie cytrynowe cukierki. Przeszymy przez ulic i dalej szybko podaymy chodnikiem. - Nie zezuj tak na mnie - burkna Charlotta. - Zauwaysz, kiedy znikn. Wtedy narysujesz kred ten swj durny krzyyk i polecisz do domu. Ale to si wcale nie wydarzy, nie dzi. - A skd to moesz wiedzie? Jeste ciekawa, gdzie wyldujesz? To znaczy kiedy?
16

- Oczywicie. - Miejmy nadziej, e nie w rodku wielkiego poaru w 1664 roku. - Wielki poar Londynu mia miejsce w 1666 roku - powiedziaa Charlotta. - Doprawdy, atwo to zapamita. Poza tym ta cz miasta nie bya wtedy zbytnio zabudowana, a wic nic si tu nie palio. Mwiam ju, e Charlotta na drugie i trzecie imi miaa ponurak" i przemdrzalec"? Nie odpuszczaam jednak. Moe i byo to bezczelne, ale chciaam, cho na krtk chwil, zetrze jej z twarzy ten durnowaty umieszek. - Te mundurki pewnie pal si jak soma - zauwayam mimochodem. - Wiedziaabym, co robi - rzucia krtko Charlotta, nie przestajc si umiecha. Nie miaam innego wyjcia, jak tylko podziwia jej opanowanie. Mnie wizja nagego wyldowania w przeszoci po prostu przeraaa. Niewane, w jakich czasach, przecie dawniej zawsze byo okropnie. Co par lat wybuchaa jaka wojna albo ospa czy inna zaraza, wystarczyo powiedzie jedno faszywe sowo, a ju ogaszali ci czarownic i palili na stosie. Poza tym byy tylko zwyczajne wychodki, wszyscy ludzie mieli pchy, a rankiem oprniali zawarto nocnikw przez okna, nie zwaajc, czy kto nie idzie ulic. Charlotte przez cae ycie przygotowywano do tego, by umiaa odnale si w przeszoci. Nigdy nie miaa czasu na zabaw, na koleanki, na chodzenie po sklepach, na kino czy chopakw. Zamiast tego pobieraa lekcje taca, fechtunku i jazdy konnej, uczya si jzykw i historii. Poza tym od roku w ka^ d rod po poudniu wyjedaa gdzie z lady Arist i ciotk Glend i wracay dopiero pnym wieczorem. Nazyway to nauk misteriw". Jednak nikt nie chcia nam powiedzie, co to s za misteria, a ju najmniej sama Charlotta. To jest tajemnica" - tak prawdopodobnie brzmiao pierwsze zdanie, ktre pynnie wypowiedziaa. I zaraz potem: To nie wasza sprawa".
17

Leslie zawsze mwia, e nasza rodzina ma pewnie wicej tajemnic ni wywiad brytyjski w caej swojej historii. Bardzo moliwe, e miaa racj. Zwykle wracaymy do domu autobusem, przystanek linii numer 8 znajdowa si przy Berkeley Suare, a stamtd do naszego domu byo ju niedaleko. Dzi te cztery przystanki pokonaymy pieszo, zgodnie z zarzdzeniem ciotki Glendy. Przez chwil ciskaam w doni kawaek kredy, ale Charlotta cigle bya obok mnie. Kiedy wspiymy si na schody przed drzwiami wejciowymi, byam niemal rozczarowana. Tu bowiem koczy si mj udzia w caej tej historii. Odtd spraw miaa przej moja babka. Pocignam Charlotte za rkaw. - Zobacz! Ten czowiek w czerni znowu tu jest. - No i co z tego? - Charlotta nawet nie spojrzaa. Mczyzna sta naprzeciwko, przed wejciem do domu pod numerem 18. Jak zawsze mia na sobie czarny paszcz i kapelusz zsunity na oczy. Mylaam, e jest duchem, dopki si nie zorientowaam, e moje rodzestwo i Leslie te go widz. Od miesicy na okrgo obserwowa nasz dom. Moliwe, e tych mczyzn byo wicej, e si zmieniali i e wygldali tak samo. Sprzeczalimy si, czy s wamywaczami na przeszpiegach, prywatnymi detektywami czy zymi czarownikami. O tym ostatnim wicie przekonana bya moja siostra Caroline. Miaa dziewi lat i uwielbiaa historie o zych czarownikach i dobrych wrkach. Mj brat Nick mia dwanacie lat i uwaa historie o czarownikach i wrkach za gupoty, dlatego obstawia wamywaczy. Leslie i ja byymy za prywatnymi detektywami. Jednak kiedy przechodzilimy na drug stron, aby przyjrze si temu czowiekowi z bliska, on albo znika w domu, albo wsiada do czarnego bentleya zaparkowanego przy krawniku i odjeda. To czarodziejski samochd - twierdzia Caroline. - Kiedy nikt nie patrzy, zamienia si w kruka. A ten mczyzna w czerni staje si bardzo malekim ludzikiem i wznosi si na jego grzbiecie w przestworza".
18

Nick zapisa sobie numery rejestracyjne bentleya, na wszelki wypadek. Chocia po skoku na pewno przemaluj go na inny kolor i zao nowe tablice rejestracyjne" - powiedzia. Doroli zachowywali si tak, jakby nie widzieli niczego podejrzanego w tym, e ubrany na czarno mczyzna w kapeluszu obserwuje ich noc i dzie. Charlotta rwnie. Czego si czepiacie tego biednego czowieka? - mwia. - On tam po prostu pali papierosa, to wszystko". No jasne! Ju raczej skonna byam uwierzy w wersj z zaczarowanym krukiem. Zaczo pada. Dobrze, e dopiero teraz. - Moe przynajmniej znowu jest ci niedobrze? - zapytaam, kiedy czekaymy, a otworz nam drzwi, bo nie miaymy swoich kluczy. - Nie rb takiej afery - powiedziaa Charlotta. - Zdarzy si, kiedy bdzie si miao zdarzy. Drzwi otworzy nam pan Bernhard. Leslie uwaaa, e pan Bernhard jest naszym lokajem i stanowi ostateczny dowd na to, e jestemy prawie tak bogaci jak krlowa albo Madonna. Nie wiedziaam dokadnie, kim lub czym jest pan Bernhard. Dla mojej mamy by powiernikiem babki", a sama babka nazywaa go starym przyjacielem rodziny". Dla mnie i mojego rodzestwa by po prostu tajemniczym sucym lady Aristy". Na nasz widok unis brwi. - Dzie dobry panu - powiedziaam. - Paskudna pogoda, nieprawda? - Absolutnie paskudna. Z tym swoim haczykowatym nosem i brzowymi oczami, ktre patrzyy zza okrgych zotych okularw, pan Bernhard przypomina mi zawsze sow, a cilej: puchacza. - Wychodzc z domu, naley koniecznie woy paszcz. - Ehm, zapewne naley - zgodziam si. - Gdzie jest lady Arista? - spytaa Charlotta. Nigdy nie bya nadmiernie uprzejma wobec pana Bernharda. Moe dlatego, e w przeciwiestwie do reszty dzieci nigdy nie czua przed nim adnego respektu. Pan Bernhard mia przeraajc
19

zdolno nagego wyaniania si znikd w kadym zaktku domu. Porusza si przy tym cicho jak kot. Zdawao si, e nic nie ujdzie jego uwagi - niezalenie od pory dnia czy nocy on by obecny zawsze. Pan Bernhard mieszka w naszym domu, jeszcze zanim si urodziam, a moja mama mwia, e mieszka nawet wtedy, kiedy ona bya ma dziewczynk. Dlatego pan Bernhard mia prawdopodobnie tyle lat co lady Arista, cho moe na tyle nie wyglda. Zajmowa apartament na drugim pitrze, a wchodzio si tam przez oddzielny korytarz schodami z pierwszego pitra. Nawet progu tego korytarza nie wolno nam byo przestpi. Mj brat utrzymywa, e pan Bernhard zamontowa tam drzwi spustowe i rne inne cuda, by odci drog nieproszonym gociom. Nie mia na to jednak adnego dowodu. adne z nas nigdy nie odwayo si zapuci w ten korytarz. Pan Bernhard potrzebuje swojej sfery prywatnoci" - powtarzaa czsto lady Arista. Tak, tak, to by si przydao kademu z nas" - mwia wtedy mama, ale tak cicho, e lady Arista tego nie syszaa. - Wasza babcia jest w pokoju muzycznym - poinformowa Charlotte pan Bernhard. - Dzikuj. Charlotta zostawia nas przy drzwiach i pobiega na gr. Pokj muzyczny znajdowa si na pierwszym pitrze i nikt nie wiedzia, dlaczego go tak nazwano. Nie byo tam nawet fortepianu. Byo to ulubione pomieszczenie lady Aristy i ciotecznej babki Maddy. W powietrzu unosia si wo fiokowych perfum i dymu z cygaretek lady Aristy. Wietrzono tu o wiele za rzadko. Po duszym pobycie w tym pokoju robio si czowiekowi niedobrze. Pan Bernhard zamkn drzwi wejciowe, ale zdyam jeszcze szybko zerkn na drug stron ulicy. Mczyzna w kapeluszu cigle tam sta. Czy mi si zdawao, czy wanie podnis rk, jakby do kogo macha? Moe do pana Bernharda, a moe do mnie...? Drzwi si zatrzasny, a ja nie zdoaam dokoczy tej myli, bo nagle w odku znowu odezwao si tamto uczucie z grskiej kolejki. Wszystko rozmyo mi si przed oczami. Kolana ugiy si pode mn i musiaam oprze si o cian, eby nie upa.
20

Po chwili jednak wszystko mino. Serce bio mi jak oszalae. Co byo ze mn nie tak. Bez grskiej kolejki czowiekowi nie robi si przecie niedobrze dwa razy w cigu dwch godzin. A moe... ach, co za bzdury! Prawdopodobnie za szybko ro-sam. A moe miaam... hmmm... guza mzgu? Albo po prostu byam godna? T.ik, pewnie o to chodzio. Od niadania nic nie jadam, bo ohiad wyldowa na mojej bluzce. Odetchnam z ulg. Dopiero teraz spostrzegam, e sowie oczy pana Bernharda przygldaj mi si z uwag. - Hopla - powiedzia po duszej chwili. Czuam, jak oblewam si rumiecem. - To ja ju pjd... odrabia lekcje. Pan Bernhard z cakowit obojtnoci skin gow. Ale idc w gr po schodach, czuam na plecach jego wzrok.

21

Kroniki Stranikw 10 padziernika 1994 roku Powrt z Durham, gdzie byem w odwiedzinach u najmodszej crki lorda Montrose, Grace Shepherd, ktra ku zaskoczeniu wszystkich ju przedwczoraj wydaa na wiat crk. Wszyscy cieszymy si z narodzin Gwendolyn Sophie Elisabeth Shepherd 2460g, 52 cm Matka i dziecko czuj si dobrze. Najserdeczniejsze gratulacje dla Wielkiego Mistrza z okazji narodzin jego pitej wnuczki. Raport: Thomas George, Krg Wewntrzny

22

2. Leslie nazywaa nasz dom wytwornym paacem" ze wzgldu na du liczb pokoi, malowida, boazerie i antyki. Podejrzewaa, e za kad cian znajduje si tajne przejcie, a w kadej szafie jest przynajmniej jedna skrytka. Kiedy byymy modsze, zawsze gdy mnie odwiedzaa, wybieraymy si na odkrywcz wdrwk po domu. To, e surowo zabraniano nam wszenia po ktach, sprawiao, e te wdrwki byy jeszcze bardziej ekscytujce. Wypracowywaymy coraz zmylniejsze strategie, eby nas nie przyapano. Z biegiem czasu rzeczywicie znalazymy kilka skrytek, a nawet jedne tajemne drzwi. Znajdoway si na klatce schodowej, za obrazem przedstawiajcym brodatego otyego mczyzn na koniu, z obnaon szpad i ponurym spojrzeniem. w ponury mczyzna by, wedug informacji ciotecznej babki Maddy, moim praprapradziadkiem o imieniu Hugh, a jego kasztanka nosia imi Gruba Andzia. Przejcie za obrazem prowadzio wprawdzie tylko kilka schodkw w d, do azienki, ale i tak na swj sposb byo tajemne. Ale z ciebie szczciara, e moesz tu mieszka" - powtarzaa zawsze Leslie. Moim zdaniem to raczej Leslie bya szczciar. Mieszkaa z mam, tat i kudatym psem o imieniu Bertie w przytulnej czynszwce w pnocnym Kensington. Nie byio tam adnych tajemnic, adnych niezwykych sucych i adnych wkurzajcych krewnych. Dawniej my te mieszkalimy w takim domu, mama, tato, moje rodzestwo i ja, w maym domu w Durham w pnocnej Anglii. Ale potem tato umar. Moja siostra miaa wtedy p roku i mama wraz z nami przeniosa si do Londynu, pewnie dlatego, e czua si samotna. By moe rwnie nie starczao jej pienidzy. Mama dorastaa w tym domu razem ze swoim rodzestwem, Glend i Harrym. Tylko wuj Harry nie mieszka w Londynie -wraz z on osiad w Gloucestershire.
23

Na pocztku ten dom mnie te, tak jak Leslie, wydawa si paacem. Ale kiedy trzeba dzieli paac z liczn rodzin, po pewnym czasie przestaje si wydawa a taki wielki. Poza tym bya w nim masa niepotrzebnych pomieszcze, takich jak sala balowa na parterze, cignca si przez ca szeroko domu. wietnie by si tu jedzio na deskorolce, ale to byo zabronione. Sala bya pikna, miaa wysokie okna, sztukaterie na suficie i yrandole, ale za mojego ycia nie odby si tu aden bal ani nawet wiksza uroczysto czy impreza. W tej sali balowej odbyway si jedynie lekcje taca Charlotty i jej nauka fechtunku. Antresola dla muzykw, na ktr wchodzio si z holu po schodach, bya zbdna niczym koklusz. Moe przydawaa si tylko Caroline i jej przyjacikom, ktre w czasie zabawy w chowanego anektoway ciemne kty pod schodami prowadzcymi std na pierwsze pitro. Na pierwszym pitrze znajdowa si wspomniany ju pokj muzyczny, poza tym pokoje lady Aristy i ciotecznej babki Maddy, azienka (ta z tajemnymi drzwiami) oraz jadalnia, w ktrej co wieczr o godzinie smej caa rodzina musiaa gromadzi si przy kolacji. Midzy jadalni a kuchni, pooon dokadnie pod ni, kursowaa staromodna winda, ktr dla zabawy wozili si w gr i w d Nick i Caroline, cho oczywicie byo to surowo zabronione. Leslie i ja te to wczeniej robiymy, potem jednak niestety przestaymy si do niej mieci. Na drugim pitrze znajdowao si mieszkanie pana Bernharda, gabinet mojego zmarego dziadka, lorda Montrose, i ogromna biblioteka. Na tym pitrze, za rogiem, byl take pokj Charlotty, z wykuszem, ktrym chtnie si pysznia. Jej matka zajmowaa salon i sypialni z oknami wychodzcymi na ulic. Ciotka Glenda rozwioda si z ojcem Charlotty, ktry wraz z now on mieszka gdzie w hrabstwie Kent. Prcz pana Bernharda w domu nie byo wic adnego innego mczyzny, chyba e za mczyzn uznaoby si mojego brata. Zwierzt domowych te nie byo, cho usilnie o nie bagalimy. Lady Arista nie lubia zwierzt, a ciotka Glenda miaa uczulenie na wszystko, co byo poronite sierci.
24

Moja mama, moje rodzestwo i ja mieszkalimy na trzecim pitrze, na poddaszu z licznymi skosami; byy tam jednak rwnie dwa mae balkony. Kade z nas zajmowao niewielki pokoik, a Charlotta zazdrocia nam duej azienki, bo ta na drugim pitrze nie miaa okna, nasza za miaa a dwa. Ale ja lubiam przebywa na naszym pitrze rwnie dlatego, e mama, Nick, Caroline i ja bylimy tu w swoim gronie, co w tym domu wariatw bywao czasem prawdziwym dobrodziejstwem. Wad natomiast bya ogromna odlego od kuchni, co znw uwiadomiam sobie z przykroci, docierajc na gr. Trzeba by to wzi choby jabko. A tak musiaam zadowoli si malanymi herbatnikami z zapasw, ktre mama zgromadzia w kredensie. Z czystej obawy przed powrotem mdoci zjadam a jedenacie herbatnikw. Zdjam buty i kurtk, opadam na sof w szwalni i wycignam si jak duga. Dzi wszystko byo jakie dziwne. To znaczy jeszcze dziwniejsze ni zwykle. Bya dopiero druga. Zanim bd moga zadzwoni do Leslie i pogada z ni o moich problemach, upynie co najmniej ptorej godziny. Rodzestwo te nie wrci ze szkoy przed czwart, a mama koczy prac dopiero koo pitej. Zwykle uwielbiaam by sama w domu. Mogam si w spokoju wykpa i nikt nie dobija si w tym czasie do azienki, chcc skorzysta z toalety. Mogam nastawi muzyk i gono piewa sobie do niej. I mogam oglda w telewizji, co chciaam, i nikt nie jcza mi nad uchem, e zaraz bdzie Bob Budowniczy". Ale dzi na adn z tych rzeczy nie miaam ochoty. Nawet nie chciao mi si zdrzemn. Wrcz przeciwnie, sofa - zwykle miejsce niedocignionego poczucia bezpieczestwa - wydawaa mi si teraz chwiejn tratw na rwcej rzece. Baam si, e wraz ze mn popynie w dal, kiedy tylko zamkn oczy. Aby pozby si tych natrtnych myli, wstaam i zaczam troch porzdkowa szwalni. Bya ona czym w rodzaju naszego nieoficjalnego salonu, bo szczliwym trafem ani ciotki, ani moja babka niczego nie szyy i dlatego nadzwyczaj rzadko pojawiay si na trzecim pitrze. Zreszt brakowao tu nawet maszyny do szycia. Za to ze szwalni prowadziy na dach wskie schody. Przeznaczone byy wycznie dla kominiarza, ale Leslie i ja wybraymy sobie dach na jedn z
25

naszych ulubionych kryjwek. Rozciga si stamtd cudowny widok i nie byo lepszego miejsca na dziewczyskie rozmowy (na przykad o chopakach i o tym, e nie znamy adnego, w ktrym warto byoby si zakocha). Oczywicie mogo to by troch niebezpieczne, bo nie byo lam balustrady, tylko sigajce kolan zdobienie kalenicy z galwanizowanego elaza. Ale w kocu nie musiaymy tam koniecznie wiczy skoku w dal ani taczy do upadego. Klucz do drzwi na dach spoczywa w kredensie, w cukiernicy w ryczki. W mojej rodzinie nikt nie wiedzia, e znam t skrytk, w przeciwnym razie na pewno rozptaoby si pieko. Dlatego zawsze bardzo uwaaam, eby nikt nie zobaczy, jak przekradam si na dach. Mona si tam byo te opala, urzdza pikniki albo po prostu si schowa, gdy chciao si mie wity spokj. Jak mwiam, czsto tego chciaam, ale akurat nie teraz. Poskadaam koce, zmiotam z sofy okruchy herbatnikw, przetrzepaam poduszki, nadajc im waciwy ksztat, i schowaam do pudeka porozrzucane wok figury szachowe. Nawet podlaam azali w doniczce stojcej na sekretarzyku w kcie i wilgotn ciereczk wytaram stolik koo sofy. Potem rozejrzaam si po wysprztanym ju idealnie pokoju. Mino dokadnie dziesi minut, a mnie brakowao towarzystwa jeszcze bardziej ni przedtem. Ciekawe, czy w pokoju muzycznym Charlotta znowu poczua mdoci. Co si waciwie dzieje, kiedy przeskakuje si z domu w Mayfair w XXI wieku do, powiedzmy, XV wieku, kiedy w tym miejscu nie byo jeszcze adnych domw albo stao tylko kilka? Zawisao si w powietrzu, a potem spadao jak kamie siedem metrw w d? Moe ldowao si w mrowisku? Biedna Charlotta. Ale moe w czasie tej tajemniczej nauki misteriw nauczono j lata? A propos misteriw: nagle wpado mi do gowy, jak zacz myle o czym innym. Poszam do pokoju mamy i wyjrzaam na d, na ulic. Mczyzna w czerni wci stal przed wejciem do domu pod numerem 18. Widziaam jego nogi i kawaek paszcza. Jeszcze nigdy wysoko trzech piter nie wydawaa mi si tak gigantyczna. Dla artu wyliczyam sobie, ile metrw dzieli mnie od ziemi.
26

Czy w ogle mona przey upadek z wysokoci czternastu metrw? No, moe gdyby czowiek mia szczcie i spad na bagniste podoe? Podobno dawniej cay Londyn rozciga si na bagnach, tak przynajmniej twierdzia pani Counter, nasza nauczycielka geografii. Bagna byy w porzdku, przynajmniej wyldowaoby si mikko. Niestety tylko po to, by nastpnie marnie skoczy w szlamie. Przeknam lin. Moje wasne myli przejmoway mnie groz. Aby nie by ju duej sama, postanowiam zoy wizyt moim krewnym w pokoju muzycznym, nawet biorc na siebie ryzyko, e odel mnie z powrotem ze wzgldu na cile tajne rozmowy. Gdy weszam do pokoju, cioteczna babka Maddy siedziaa pod oknem na swym ulubionym fotelu, Charlotta za stal przy drugim oknie, opierajc si o biurko w stylu Ludwika XIV, ktrego barwnie polakierowanej i zoconej powierzchni nie wolno nam byo dotyka pod adnym pozorem, adn czci ciaa (nie do wiary, e co tak koszmarnego jak to biurko mogo by tak wartociowe, jak to utrzymywaa lady Arista. Nawet nie miao skrytek, stwierdziymy to z Leslie ju wiele lat temu). Charlotta przebraa si i zamiast szkolnego mundurka miaa teraz na sobie ciemnoniebiesk sukienk, ktra wygldaa jak poczenie koszuli nocnej, szlafroka i mnisiego habitu. - Jak widzisz, cigle jeszcze tu jestem - odezwaa si. - To... to wietnie - odrzekam, starajc si nie gapi z nadmiernym przeraeniem na jej strj. - To jest nie do zniesienia - powiedziaa ciotka Glenda, chodzc od jednego okna do drugiego. Podobnie jak Charlotta bya wysoka, szczupa i miaa pomiennorude loki. Moja mama miaa takie same loki i moja babcia te kiedy bya ruda. Rwnie Caroline i Nick odziedziczyli ten kolor wosw. Tylko ja miaam proste, ciemne wosy jak mj ojciec. Dawniej te bardzo chciaam by ruda, ale Leslie przekonaa mnie, e moje czarne wosy piknie kontrastuj z niebieskimi oczami i jasn cer. Leslie wmwia mi, e znami w ksztacie pksiyca, ktre miaam na skroni, nazywane przez ciotk Glend miesznym bananem", wyglda tajemniczo i interesujco. Obecnie uwaaam, e jestem cakiem adna, gwnie dziki
27

aparatowi, ktry poskromi moje wystajce przednie zby i uwolni mnie od podobiestwa do zajczka. Ale oczywicie daleko mi byo do tego uroku i zupenie zniewalajcego wdziku", jaki miaa Charlotta, eby wspomnie Jamesa. Ha! Ile bym daa, eby mg j zobaczy w tej workowatej kiecce. - Ciwcndolyn, anioku, chcesz cytrynowego cukierka? - Ciotka Maddy postukaa w stojcy obok taboret. - Chod, usid tu obok i zajmij mnie troch rozmow. Glenda strasznie mnie denerwuje tym swoim bieganiem w t i we w t. - Nie masz pojcia o uczuciach matki, ciociu Maddy - powiedziaa ciotka Glenda. - Nie, pewnie, e nie mam - westchna cioteczna babka Maddy. Bya siostr mojego dziadka i nigdy nie wysza za m. Bya okrg, niewielk osbk z rozemianymi, dziecicymi oczami i wosami ufarbowanymi na zoty blond, w ktrych nierzadko tkwi zapomniany papilot. - A gdzie jest lady Arista? - zapytaam, biorc cukierka. - Jest obok, telefonuje - odrzeka cioteczna babka. - Ale niestety rozmawia tak, e nie mona zrozumie ani sowa. Nawiasem mwic, to bya ostatnia puszka cukierkw. Nie miaaby przypadkiem czasu, eby polecie do Selfridges i kupi mi now? - Jasne - powiedziaam. Charlotta przeniosa ciar ciaa z jednej nogi na drug i ciotka Glenda natychmiast ruszya w jej kierunku. - Charlotto! - Nic - powiedziaa Charlotta. Ciotka Glenda zacisna wargi. - Moe powinna raczej zaczeka na parterze? - zapytaam Charlotte. - Nie spadaby z tak duej wysokoci. - Moe powinna raczej si zamkn, skoro mowa o sprawach, o ktrych nie masz bladego pojcia? - odparowaa Charlotta.

28

- Naprawd, gupie uwagi s ostatni rzecz, jakiej Charlotta teraz potrzebuje - powiedziaa ciotka Glenda. Zaczam aowa, e zeszam na d. - Za pierwszym razem nosiciel genu nie przeskakuje w czasie dalej ni o sto pidziesit lat wyjania cierpliwie cioteczna babka. - Ten dom zbudowano w 1781 roku, a zatem tu, w pokoju muzycznym, Charlotta jest absolutnie bezpieczna. Moe najwyej wystraszy kilka muzykujcych pa. - W tej sukience na pewno - mruknam tak cicho, e moga mnie usysze jedynie cioteczna babka, ktra zachichotaa. Drzwi otworzyy si gwatownie i do pokoju wkroczya lady Arista. Wygldaa tak jak zawsze, jakby pokna kij. Albo nawet kilka. Jeden w rkach, drugi w nogach i trzeci, ktry porodku utrzymywa to wszystko w kupie. Siwe wosy gadko zaczesaa do tyu i zwizaa w wze na karku, jak nauczycielka baletu, ktra potrafi niele da popali. - Kierowca ju jedzie. Pastwo de Villiers oczekuj nas w Tempie. W drodze powrotnej mona bdzie od razu wczyta Charlotte do chronografu. Nie zrozumiaam z tego ani sowa. - A jeli si to dzisiaj w ogle nie wydarzy? - zapytaa Charlotta. - Charlotto, kochanie, dzi byo ci trzy razy niedobrze -przypomniaa jej ciotka Glenda. - Prdzej czy pniej to si wydarzy - powiedziaa lady Arista. - A teraz chod ju, kierowca moe tu by w kadej chwili. Ciotka Glenda uja Charlotte pod rami i razem z lady Arista opuciy pokj. Kiedy zamkny si za nimi drzwi, cioteczna babka Maddy i ja spojrzaymy na siebie. Czasami czowiek ma wraenie, e jest niewidzialny, prawda? - odezwaa si ciotka Maddy. Byoby mio, gdyby rzuciy chocia do widzenia" albo trzymajcie si". Albo spytay roztropnie: Ciociu Maddy, moe miaa wizj, ktra mogaby nam pomc?". - A miaa?
29

- Nie - odpara ciotka Maddy. - Dziki Bogu, nie miaam. Po wizjach dopada mnie straszliwy gd, a i tak jestem za gruba. - Kim s pastwo de Villiers? - zapytaam. - Band aroganckich snobw, jeli chcesz zna moje zdanie - powiedziaa cioteczna babka. Sami adwokaci i bankowcy. S wacicielami banku de Villiers w rdmieciu. Mamy u nich konta. To brzmiao bardzo mao mistycznie. - A co ci ludzie maj wsplnego z Charlotta? - Powiedzmy, e maj podobne problemy jak my. - Co za problemy? Czyby musieli mieszka pod jednym dachem z babk tyranem, ciotk besti i zarozumia kuzynk? - Gen podry w czasie - odrzeka cioteczna babka. - W rodzinie de Villiers dziedzicz go mscy potomkowie. - A zatem oni te maj tak Charlotte w domu? - Jej mski odpowiednik. O ile dobrze wiem, ma na imi Gideon. - I on te czeka na to, eby mu si zrobio niedobrze? - On ma to ju za sob. Jest dwa lata starszy od Charlotty. - To znaczy, e od dwch lat rzeko przeskakuje sobie w czasie? - Mona tak powiedzie. Sprbowaam jako poczy te nowe rewelacje ze strzpkami wiedzy, ktre miaam ju wczeniej. Poniewa jednak ciotka Maddy chtnie dzi sypaa informacjami, daam sobie na to zaledwie kilka sekund. - A co to jest ten chroni... chrono... - Chronograf! - Ciotka Maddy przewrcia swoimi okrgymi niebieskim oczami. - To jest rodzaj aparatu, za pomoc ktrego mona wysa nosiciela genu, ale tylko jego, w cile okrelone czasy. To ma co wsplnego z krwi.
30

- Wehiku czasu? Napdzany krwi? O rany! Cioteczna babka wzruszya ramionami. - Nie mam pojcia, jak to dziaa. Zapominasz, e wiem tylko to, co usysz przypadkiem, siedzc tutaj i udajc, e o niczym nie mam pojcia. To wszystko jest cakowicie tajne. - Tak. I bardzo skomplikowane - powiedziaam. - Skd w ogle wiadomo, e Charlotta ma ten gen? I dlaczego ona go ma, a nie na przykad... hmmm... ty? - Dziki Bogu, ja go mie nie mog. My, Montrose'owie, zawsze bylimy wprawdzie dziwadami, ale gen trafi do naszej rodziny dopiero przez twoj babk. Bo mj brat musia si koniecznie z ni oeni - parskna ciotka Maddy. Bya siostr mojego zmarego dziadka Lucasa. Poniewa nie miaa ma, ju jako moda dziewczyna przeniosa si do niego i prowadzia mu dom. - Pierwszy raz o genie usyszaam po weselu Lucasa i lady Aristy. Ostatni nosicielk genu w linii dziedziczenia Charlotty bya pewna dama nazwiskiem Margret Tilney, a ona z kolei bya babk twojej babki lady Aristy. - I Charlotta odziedziczya ten gen po tamtej Margret? - Och, nie. Wczeniej odziedziczya go Lucy. Biedna dziewczyna. - Co to za Lucy? - Twoja kuzynka Lucy, najstarsza crka Harry'ego. - Ach! Ta Lucy! Mj wuj Harry, ten z Gloucestershire, by znacznie starszy ni Glenda i moja mama. Mia troje dorosych dzieci. Najmodszy, David, mia dwadziecia osiem lat i byl pilotem British Airways. Co jednak wcale nie znaczyo, e dostawalimy tasze bilety. Janet, rednia, miaa ju swoje dzieci, dwa mae denerwujce grzdyle o imionach Poppy i Daisy. Nigdy nie poznaam natomiast najstarszej, Lucy. Niewiele te o niej wiedziaam. W rodzinie na temat Lucy si milczao. Bya bowiem kim w rodzaju czarnej owcy w rodzie Montrose. W wieku siedemnastu lat ucieka z domu i od tej pory wszelki such po niej zagin. - A wic Lucy jest nosicielk genu?
31

- O tak - powiedziaa cioteczna babka. - Kiedy znika, rozptao si prawdziwe pieko. Twoja babka omal nie dostaa zawau serca. To by straszliwy skandal. Tak gwatownie potrzsna gow, e w jej zotych loczkach zapanowa kompletny niead. - Wyobraam sobie. Pomylaam, co by si stao, gdyby Charlotta po prostu spakowaa walizki i ucieka. - Nie, nie moesz sobie tego wyobrazi. Nie wiesz, w jak dramatycznych okolicznociach znika, i co to wszystko miao wsplnego z tym chopcem... Gwendolyn! Wyjmij palec z buzi! C za paskudny nawyk! - Przepraszam. - Nawet nie zauwayam, kiedy zaczam obgryza paznokie. - To tylko nerwy. Jest tyle rzeczy, ktrych nie rozumiem... - Ja te - zapewnia mnie cioteczna babka. - A przysuchuj si tej caej historii, od kiedy skoczyam pitnacie lat. Przy tym mam co takiego jak naturalne predyspozycje do misteriw. Wszyscy w rodzinie Montrose kochaj tajemnice. Zawsze tak byo. Jeli chcesz wiedzie, tylko dlatego mj nieszczsny brat oeni si z twoj babk. To nie mogo by za spraw jej zniewalajcego uroku, bo go nie miaa. - Zanurzya do w puszce z cukierkami i westchna, kiedy jej palce trafiy w prni. - O matko, obawiam si, e uzaleniam si od tych sodkoci. - Polec szybko do Selfridges i przynios ci nowe - powiedziaam. - Jeste i zawsze bdziesz moim najukochaszym aniokiem. Daj mi buziaka i w paszcz, bo pada. I ju nigdy wicej nie obgryzaj paznokci, syszysz? Poniewa mj paszcz cigle jeszcze wisia w szkolnej szafce, woyam kwiecisty paszcz przeciwdeszczowy mamy i wychodzc na zewntrz, nacignam kaptur na gow. Mczyzna przed drzwiami domu numer 18 wanie zapala! papierosa. Wiedziona nagym impulsem pomachaam mu, zeskakujc po schodach. Nie odmacha mi. Oczywicie, e nie. Gupek. Ruszyam przed siebie, w kierunku Oxford Street. Lao strasznie. Powinnam bya woy nie tylko paszcz przeciwdeszczowy, ale i kalosze. Moja ulubiona magnolia na rogu smtnie
32

zwiesia kwiaty. Zanim do niej dotaram, trzy razy wdepnam w kau. W chwili gdy wanie chciaam omin czwart, zupenie bez ostrzeenia co zwalio mnie z ng. odek powdrowa mi do gry jak na grskiej kolejce, ulica rozmya mi si przed oczami i zmienia si w bur rzek.

33

Ex hoc momento pendet aeternitas. (Na tej chwili wisi wieczno). Inskrypcja na zegarze sonecznym, Middle Tempie, Londyn

34

3. Kiedy odzyskaam ostro widzenia, staromodne auto skrcao wanie za rg, ja natomiast klczaam na chodniku i trzsam si ze strachu. Co z t ulic byo nie tak. Wygldaa inaczej ni zwykle. W cigu ostatniej sekundy wszystko si zmienio. Deszcz przesta pada, wia za to lodowaty wiatr i byo znacznie ciemniej ni poprzednio, prawie jak w nocy. Magnolia nie miaa ani kwiatw, ani lici. W zasadzie nie byam pewna, czy to w ogle magnolia. Czubki ogrodzenia wok niej byy pomalowane na zoty kolor. Mogabym przysic, e jeszcze wczoraj byy czarne. Zza rogu wyjecha nastpny stary samochd. Dziwaczny wehiku z duymi koami o cienkich szprychach. Spojrzaam na chodnik - kaue zniky. Znaki drogowe te. Za to bruk by nierwny i pofadowany, a uliczne latarnie wyglday inaczej, ich tawe wiato sigao nie dalej ni do drzwi najbliszego domu. Gdzie gboko w duszy przeczuwaam co zego, ale cigle jeszcze nie dopuszczaam do siebie tej myli. Najpierw wic zmusiam si, eby gboko odetchn. Potem ponownie si rozejrzaam, tym razem uwaniej. No, cile biorc, tak wiele si znowu nie zmienio. Wikszo domw wygldaa waciwie tak jak zwykle. A jednak... tam dalej znika herbaciarnia, w ktrej mama kupowaa pyszne ciastka Prince-of-Wales, a tego naronego domu po przeciwnej stronie, z potnymi kolumnami z przodu, nigdy przedtem nie widziaam. Mczyzna w kapeluszu i w czarnym paszczu przeszed obok, mierzc mnie wzrokiem, nieco zaskoczony, jednak nie zrobi adnego ruchu, eby mnie zagadn czy chocia pomc mi wsta. Podniosam si i otrzepaam piasek z kolan.
35

Dramat, ktry koata mi si po gowie, powoli, ale nieodwoalnie stawa si ponur rzeczywistoci. Kogo jeszcze chciaam okamywa? Nie trafiam na rajd starych samochodw ani magnolia nie zrzucia nagle wszystkich lici. I cho daabym wszystko za to, eby teraz zza rogu wysza Nicole Kidman, niestety, nie by to take plan filmu Portret damy wedug ksiki Henry'ego Jamesa. Dobrze wiedziaam, co si stao. Po prostu wiedziaam. I wiedziaam te, e musiaa zaj jaka pomyka. Wyldowaam w innej epoce. Nie Charlotta. JA. Kto tu popeni bardzo wielki bd. W tej samej chwili zaczam szczka zbami. Nie tylko z emocji, ale take z przejmujcego chodu. Byo zimno. Wiedziaabym, co robi" - zabrzmiay mi w uszach sowa Charlotty. No jasne, Charlotta wiedziaa, co robi. Ale mnie nikt tego nie wyjani. Staam wic na rogu mojej ulicy, drc i szczkajc zbami, i wystawiaam si na widok gapiw. Przechodzio tdy niewiele osb. Mina mnie moda kobieta w paszczu do kostek, z koszykiem w rku, a za ni mczyzna w kapeluszu, w palcie z postawionym konierzem. - Przepraszam - odezwaam si. - Moe mogliby mi pastwo powiedzie, ktry mamy rok? Kobieta przesza obok, jakby nie usyszaa, i tylko przyspieszya kroku. Mczyzna potrzsn gow. - Impertynentka - burkn. Westchnam. Ta informacja i tak nie na wiele by mi si zdaa. W gruncie rzeczy nie miao adnego znaczenia, czy znalazam si w 1899 czy na przykad w 1923 roku. Przynajmniej wiedziaam, gdzie jestem. Mieszkaam niecae sto metrw std. Nie pozostawao mi wic nic innego, jak uda si teraz po prostu do domu. Co przecie musiaam zrobi. W zapadajcym zmroku ulica wydawaa si spokojna. Szam powoli z powrotem, uwanie rozgldajc si na wszystkie strony. Co si zmienio, a co byo tak samo? Domy bardzo przy36

pominay te z moich czasw. Wprawdzie miaam wraenie, e niektre szczegy widz po raz pierwszy w yciu, ale by moe nie zwracaam na nie dotd uwagi. Automatycznie skierowaam wzrok na dom pod numerem 18, ale przed wejciem nikogo nie byo, adnego mczyzny w czerni. Zatrzymaam si. Nasz dom wyglda dokadnie tak samo jak w moich czasach. Okna na parterze i na pierwszym pitrze byy jasno owietlone, wiecio si rwnie w pokoju mamy na pierwszym pitrze. Patrzc w gr, poczuam prawdziw tsknot za domem. Z okapu dachu zwisay lodowe sople. Wiedziaabym, co robi". No wanie, co zrobiaby Charlotta? Zapada zmrok i byo okropnie zimno. Dokd poszaby Charlotta, eby nie zamarzn? Do domu? Wlepiam wzrok w okna. Moe na wiecie by ju mj dziadek? Moe nawet by mnie pozna. Przecie huta mnie na kolanach jak na koniu, kiedy byam maa... och, co za bzdury. Nawet jeli ju zdy si urodzi, raczej nie bdzie pamita, e huta mnie na kolanach, kiedy by ju starszym czowiekiem. Chd zakrad mi si pod paszcz. No dobrze, wic po prostu zadzwoni do drzwi i poprosz, eby mnie przenocowano. Pytanie tylko, jak miaam to zrobi. Dzie dobry, mam na imi Gwendolyn i jestem wnuczk lorda Montrose, ktry by moe jeszcze si w ogle nie urodzi". Raczej nie naleao zakada, e kto mi uwierzy. Najprawdopodobniej wyldowaabym w domu wariatw szybciej, nibym sobie tego yczya. A w tamtych czasach na pewno byy to bardzo ponure miejsca. Jak raz si tam trafio, czowiek ju nigdy stamtd nie wychodzi. Z drugiej strony miaam niewielki wybr. Za chwil zapadn kompletne ciemnoci, a gdzie musiaam spdzi t noc, jeli nie chciaam zamarzn. I jeli nie chciaam spotka Kuby Rozpruwacza. O mj Boe! Waciwie kiedy on grasowa po wiecie? I gdzie? Miejmy nadziej, e nie w szacownym Mayfair! Gdyby udao mi si porozmawia z jednym z moich przodkw, moe zdoaabym go przekona, e wiem wicej o rodzinie i o domu, ni mgby wiedzie ktokolwiek z zewntrz. Kto na przykad
37

wiedziaby z marszu, e praprapradziadek Hugh mia konia o imieniu Gruba Andzia? Takie rzeczy mg wiedzie tylko kto z rodziny. Podmuch wiatru sprawi, e si wzdrygnam. Byo tak zimno. Nie zdziwiabym si, gdyby zacz pada nieg. Cze, jestem Gwendolyn i przybywam z przyszoci. Jako dowd mog pokaza zamek byskawiczny. Zao si, e w ogle jeszcze nie zosta wynaleziony, prawda? Tak samo jak jumbo jty, telewizory i lodwki. Mogam przynajmniej sprbowa. Odetchnam gboko i podeszam do drzwi. Schody pod stopami wydaway si dziwnie znajome, a zarazem obce. Pomacaam cian w poszukiwaniu dzwonka, ale go nie byo. Najwidoczniej nie wynaleziono jeszcze dzwonkw elektrycznych. Ale na tej podstawie nie umiaam stwierdzi, w ktrym roku si znalazam. Nie miaam pojcia, kiedy wynaleziono te wszystkie elektryczne urzdzenia. Wczeniej ni parowce czy pniej? Chyba uczylimy si o tym w szkole. Jeli tak, niestety nie mogam sobie tego przypomnie. Znalazam uchwyt, na ktrym wisia acuszek przypominajcy nieco t starowieck spuczk klozetow u Leslie w domu. Mocno pocignam i usyszaam dzwonek, ktry rozleg si po drugiej stronie drzwi. O mj Boe. Prawdopodobnie otworzy mi kto ze suby. Co mam powiedzie, eby dopuszczono mnie przed oblicze kogo z mojej rodziny? Moe praprapradziadek Hugh jeszcze yje? Albo ju si urodzi? Czy jak tam w ogle. Po prostu o niego zapytam. Albo o Grub Andzi. Usyszaam odgos zbliajcych si krokw i zebraam si na odwag. Ale nie zobaczyam ju, kto otworzy mi drzwi, bo znowu ziemia usuna mi si spod ng, przekotowao mnie w czasie i przestrzeni i wypluo z powrotem. Ponownie znalazam si na wycieraczce przed drzwiami naszego domu. Poderwaam si z ziemi i spojrzaam dokoa. Wszystko wygldao tak jak wtedy, gdy wychodziam z domu po cukierki cytrynowe dla ciotki Maddy. Domy, samochody na parkingu, nawet deszcz.
38

Mczyzna w czerni przed wejciem do domu numer 18 gapi si na mnie. - No, nie tylko ty jeste zdziwiony - mruknam. Jak dugo mnie nie byo? Czy mczyzna w czerni widzia, jak na rogu znikam i pojawiam si z powrotem na wycieraczce? Na pewno nie dowierza wasnym oczom. Dobrze mu tak. Niech wie, jak to jest, kiedy cigle daj czowiekowi do rozwizania jakie zagadki. Zadzwoniam jak po ogie. Pan Bernhard otworzy drzwi. - Tak nam spieszno? - zapyta. - Panu pewnie nie, ale mnie tak! Pan Bernhard unis brwi. - Przepraszam, zapomniaam czego wanego. Przemknam obok niego i wbiegam na gr po schodach, przeskakujc po dwa stopnie. Ciotka Maddy spojrzaa na mnie zaskoczona, kiedy wpadam do pokoju. - Mylaam, e ju ci nie ma, anioeczku. Nie mogc zapa tchu, rzuciam okiem na zegar. Od momentu gdy wyszam z pokoju, mino dwadziecia minut. - Ale dobrze, e wrcia. Zapomniaam ci powiedzie, e w Selfridges maj te same cukierki rwnie bez cukru, a opakowanie wyglda dokadnie tak samo. Ale pod adnym pozorem ich nie kupuj, bo od tych bez cukru dostaje si... no, tego... rozwolnienia. - Ciociu Maddy, dlaczego wszyscy s tacy pewni tego, e Charlotta ma ten gen? - Dlatego, e... czy nie moesz mi zada jakiego prostszego pytania? Ciotka Maddy wygldaa na nieco skoowan. - Zbadano jej krew? A moe kto inny ma ten gen? Mj oddech powoli wraca do normy. - Charlotta jest z ca pewnoci nosicielk genu. - Bo znaleziono go w jej DNA? - Anioeczku, naprawd, pytasz niewaciw osob. Z biologii zawsze byam kompletn nog, ja nawet nie wiem, co to jest DNA. Myl, e to wszystko ma mniej wsplnego z biologi, a wicej z wysz matematyk. Niestety, z matematyki te zawsze byam bardzo saba. Gdy mowa o liczbach
39

i wzorach, zwykle od razu si wyczam. Mog ci powiedzie tylko tyle, e Charlotta przysza na wiat dokadnie tego dnia, ktry dla niej wyznaczono i ktry by znany ju przed setkami lat. - A wic to data urodzenia decyduje o tym, czy ma si ten gen, czy nie? Zagryzam doln warg. Charlotta urodzia si sidmego padziernika, ja - smego. Dzieli nas tylko jeden dzie. - Raczej na odwrt - odrzeka cioteczna ciotka. - Gen okrela dat urodzenia. Oni to dokadnie obliczyli. - A jeli si pomylili w rachunkach? O jeden dzie! Jakie to proste. To bya pomyka. To nie Charlotta miaa ten przeklty gen, lecz ja. Albo obie go miaymy. Albo... Opadam na taboret. Ciotka Maddy potrzsna gow. - Nie pomylili si, anioeczku. Myl, e jeli ci ludzie co umiej, to wanie liczy. Kim w ogle byli ci ludzie"? - Przecie kady moe si kiedy pomyli - powiedziaam. Cioteczna babka zamiaa si. - Obawiam si, e Isaac Newton jednak nie. - Newton wyliczy dat urodzin Charlotty?! - Moje kochane dziecko, rozumiem twoj ciekawo. Kiedy miaam twoje lata, byam taka sama. Ale po pierwsze, czasem lepiej nie wiedzie wszystkiego, a po drugie, naprawd mam wielk, ale to wielk ochot na moje cukierki. - To wszystko jest nielogiczne - powiedziaam. - Tylko z pozoru. Ciotka Maddy pogaskaa mnie po doni. - Chocia wiesz teraz dokadnie tyle samo co przedtem, niech ta rozmowa zostanie midzy nami. Twoja babka byaby za, gdyby si dowiedziaa, co ci tutaj mwiam. A kiedy jest za, staje si jeszcze straszniejsza ni zwykle. - Nie sypn ci, ciociu Maddy. I zaraz przynios te twoje cukierki. - Dobre z ciebie dziecko.
40

- Mam jeszcze tylko jedno pytanie: ile musi min od pierwszej podry w czasie, eby wydarzya si nastpna? Ciotka Maddy westchna. - Prosz! - powiedziaam bagalnie. - Myl, e nie ma tu reguy - rzeka. - Zapewne kady nosiciel genu jest inny. Nikt jednak nie steruje sam podrami w czasie. Mog zdarza mu si co dzie, czasami nawet po kilka razy dziennie, w sposb cakowicie niekontrolowany. Dlatego tak wany jest ten chronograf. O ile dobrze to rozumiem, dziki jego pomocy Charlotta nie musi bezwolnie dawa si przerzuca z jednej epoki w drug. Moe zosta wysana do specjalnie wybranego, bezpiecznego czasu, gdzie nic nie powinno jej si sta. Nie musisz si wic o ni martwi. Szczerze mwic, bardziej si martwiam o siebie. - A na jak dugo czowiek znika z teraniejszoci, kiedy przebywa w przeszoci? - zapytaam bez tchu. - I czy mona na przykad trafi do ery dinozaurw, kiedy wszdzie naokoo byy tylko bagna...? Cioteczna babka machna rk, przerywajc mi w p zdania. - Wystarczy ju, Gwendolyn. Przecie ja te tego wszystkiego nie wiem. Zebraam si w sobie. - Mimo to dzikuj za to, co mi powiedziaa - odrzekam. - To mi bardzo pomogo. - Niezbyt w to wierz. Mam straszliwe wyrzuty sumienia. Nie powinnam ci pomaga nawet w twoim wasnym interesie, bo przecie sama nie powinnam tego wszystkiego wiedzie. Kiedy wypytywaam o te tajemnice mojego brata, twojego ukochanego dziadka, zawsze odpowiada mi w taki sam sposb. Mwi, e im mniej o tym wiem, tym lepiej dla mojego zdrowia. Pjdziesz wreszcie po te moje cukierki? I nie zapomnij, prosz: z cukrem! Ciotka Maddy pomachaa za mn rk. Jak tajemnice mog by szkodliwe dla zdrowia? I jak duo o tym wszystkim wiedzia mj dziadek? - Isaac Newton? - powtrzya zdezorientowana Leslie. - Ten od siy cienia?
41

- Jasne, e ten. Najwyraniej jednak poza tym obliczy dat urodzenia Charlotty. Staam w dziale spoywczym Selfridges przy jogurtach, praw rk przyciskajc do jednego ucha komrk, a lew zakrywajc drugie ucho. - Pech tylko, e nikt nie wierzy, e mgby si pomyli w rachunkach. No jasne, to Newton, kto by w to uwierzy? Ale on musia si pomyli, Leslie. Urodziam si dzie pniej ni Charlotta i to ja przeniosam si w czasie, a nie ona! - To wszystko jest bardziej ni zagadkowe. Cholera, ten rupie potrzebuje godziny, eby si przeadowa! No, dawaj, baranie! - Leslie walczya ze swoim komputerem. - Och, Leslie, to byo takie... dziwne. Mao brakowao, a porozmawiaabym z jednym z moich przodkw. No wiesz, moe tam by ten gruby facet z obrazu koo tajemnego przejcia, praprapradziadek Hugh. To znaczy jeli to byy jego czasy, a nie inne. Rwnie dobrze mogliby mnie wysa do domu wariatw. - Diabli wiedz, co ci si jeszcze mogo przydarzy - odrzeka Leslie. - Dalej nie mog tego poj! Przez tyle lat urzdzaj ten cay cyrk z Charlotta, a potem dzieje si co takiego! Musisz koniecznie opowiedzie zaraz o tym swojej mamie. W ogle musisz natychmiast wraca do domu. Przecie to si moe powtrzy w kadej chwili! - Okropne, no nie? - Total. No dobra, ju jestem online. Najpierw wrzuc do (ioogle Newtona. A ty marsz do domu, natychmiast! Wiesz w ogle, od kiedy istnieje Selfridges? Pewnie wczeniej bya tam kopalnia i zaraz zlecisz dwanacie metrw w d. - Babcia dostanie szau, jak si dowie - powiedziaam. - Dostanie. A co dopiero ta biedna Charlotta... Pomyl tylko, przez te wszystkie lata musiaa sobie wszystkiego odmawia, a teraz kompletnie nic z tego nie ma. No dobra, mam Newtona. Urodzony w 1643 roku w Woolsthorpe... gdzie to w ogle jest? Zmar w 1727 roku w Londynie. Bla, bla, bla. Nic tu nie ma o podrach w czasie, tylko co o rachunku wariacyjnym, w yciu nie syszaam, a ty? Transcendencja spirali... kwa-dratrysa, optyka, mechanika nieba... bla, bla, bla... o,
42

jest te prawo powszechnego cienia... No... to o tej transcendencji spirali brzmi troch tak, jakby mogo mie co wsplnego z podrami w czasie, nie sdzisz? - Szczerze mwic, nie - odpowiedziaam. Obok mnie jaka parka gono dyskutowaa, jaki jogurt maj kupi. - Czy ty cay czas jeszcze jeste w Selfridges? - zawoaa Leslie. - W tej chwili marsz do domu! - Ju id. - Machnam w stron wyjcia t torebk z cukierkami dla ciotki Maddy. - Ale Leslie, przecie ja nie mog opowiedzie tego w domu. Wezm mnie za wariatk. Leslie prychna do telefonu. - Gwen! Kada inna rodzina mogaby ci wysa do wariatkowa, ale nie twoja! Przecie oni nie gadaj o niczym innym prcz genw podry w czasie, chronometrw i nauki misteriw. - Chronografw - poprawiam j. - To co chodzi na krew! Czy to nie obrzydliwe? - Chro-no-graf. Okej, znalazam to w Google. Przecisnam si przez tumy przechodniw na Oxford Street do kolejnych wiate. - Ciotka Glenda powie, e wszystko to sobie wymyliam, eby tylko pokaza, jaka jestem wana, i odsun Charlotte na drugi plan. - No i co z tego? Jak znowu przeniesiesz si w czasie, zobaczy, e si mylia. - A jeli ju si wcale nie przenios? Jeli to bya tylko jednorazowa sprawa? Jak katar? - Chyba sama w to nie wierzysz! No dobra, chronograf wyglda jak cakiem normalny zegarek na rk. Na eBayu moesz tego kupi ca mas, od dziewitnastu funtw w gr. Cholera... poczekaj, wrzuc do Google jednoczenie Isaaca Newtona i chronograf, i podr w czasie, i krew. - No i co? - Nie znaleziono. - Leslie pocigna nosem. - Teraz auj, e wczeniej tego nie zbadaymy. Najpierw wypoycz ksiki, wszystko na temat podry w czasie. W kocu na diaba mi ta kretyska karta biblioteczna? Gdzie teraz jeste? - Przechodz przez Oxford Street, a potem skrcam w Duke Street. - Nie mogam powstrzyma chichotu. - Pytasz dlatego, e chcesz tu przyj i narysowa kred znak krzya, gdyby nagle
43

przerwao nam rozmow? Te si wanie zastanawiam, po co Charlotcie by potrzebny ten gupi krzy. - Hmm, moe wysaliby za tob tego drugiego podrnika w czasie? Jak on si nazywa? - Gideon de Villiers. - Nieze nazwisko. Te go wrzuc do Google. Gideon de Villiers. Jak to si pisze? - A skd ja mam wiedzie? Wracajc do znaku krzya: do-k;|d oni by mieli wysia tego Gideona? To znaczy do jakich czasw? Przecie Charlotta moga by wszdzie. W kadej minucie, w kadej godzinie, w kadym roku, w kadym stuleciu. Nie, len znak krzya w ogle nie ma sensu. Leslie zaskrzeczaa mi prosto do ucha tak gono, e o mao nie wypuciam komrki. - Gideon de Villiers. Mam takiego. - Serio? - Tak! Suchaj: Druyna polo internatu Vincent w Green-wich take w tym roku odniosa zwycistwo w oglnokrajowych szkolnych zawodach w polo. Z pucharu ciesz si, od lewej: dyrektor William Henderson, trener John Carpenter, kapitan druyny Gideon de Wliers"... i tak dalej, i tak dalej. Ho, ho, nawet kapitan. Fotka jest niestety tak maa, e nie mog rozrni, gdzie czowiek, a gdzie ko. A ty gdzie teraz jeste, Gwen? - Cigle na Duke Street. To by si zgadzao: internat w Greenwich, polo na pewno. Pisz tam moe jeszcze, e od czasu do czasu pojawia si i znika? Moe wprost z koskiego grzbietu? - O, wanie widz, e ten artyku jest sprzed trzech lat. Moe od tego czasu skoczy ju szko. Znowu ci niedobrze? - Nie, jak dotd nie. - Gdzie teraz jeste? - Leslie! Cay czas na Duke Street. Szybciej ju nie mog i. - No dobra, zdzwonimy si, jak tylko wrcisz do domu. I natychmiast masz pogada ze swoj mam. Spojrzaam na zegarek.
44

- Przecie ona jeszcze nie przysza z pracy. - No to porozmawiasz z ni od razu, jak przyjdzie, jasne? Bdzie wiedziaa, co trzeba zrobi, eby nic ci si nie stao. Halo! Jeste tam? Zrozumiaa mnie? - Tak. Zrozumiaam. Leslie? - No? - Ciesz si, e ci mam. Jeste najlepsz przyjacik na wiecie. - Ty jako przyjacika te jeste cakiem nieza - powiedziaa Leslie. - To znaczy chodzi mi o to, e mogaby mi przywie co fajowego z przeszoci. Jaka inna przyjacika to potrafi? A nastpnym razem jak si bdziemy miay uczy do jakiego durnowatego testu z historii, po prostu sprawdzisz wszystko na miejscu. - Gdybym ci nie miaa, zupenie nie wiedziaabym, co robi. Zdawaam sobie spraw, e moje sowa brzmi do aonie. Ale na Boga - ja te czuam si aonie. - A waciwie czy mona przenosi przedmioty z przeszoci? - spytaa Leslie. - Nie mam pojcia. Naprawd, nie mam bladego pojcia. Nastpnym razem po prostu sprbuj. Na marginesie, jestem wanie na Grosvenor Suare. - No to zaraz bdziesz na miejscu - powiedziaa z ulg Leslie. - Poza t histori z polo nie znalazam w Google nic wicej na temat Gideona de Yilliers. Za to jest bardzo duo o prywatnym banku de Villiers i o kancelarii adwokackiej de Villiers w Tempie. - Tak, to musz by oni. - Jak tam, znowu ci niedobrze? - Nie, ale dziki, e zapytaa. Leslie odchrzkna. - Wiem, e si boisz, ale w sumie to jest cakiem cool. Chciaam powiedzie, e to prawdziwa przygoda, Gwen. A ty tkwisz w niej po uszy. Tak. Tkwiam w niej po uszy. Co za bagno.

45

Leslie miaa racj: nie byo powodu, eby zakada, e mama mi nie uwierzy. Przecie moich historii o duchach" wysuchiwaa kiedy z naleyt powag. Zawsze mogam do niej przyj, jeli si czego baam. Kiedy jeszcze mieszkalimy w Durham, caymi miesicami przeladowa mnie duch demona, ktry waciwie powinien by sprawowa sub jako kamienny gargulec na dachu katedry. Nazywa si Azrael i wyglda! jak poczenie czowieka, kota i ora. Kiedy zorientowa si, e go widz, by tak zachwycony tym, i wreszcie moe z kim porozmawia, e biega za mn krok w krok, nieustannie do mnie gada, a noc nawet chcia spa ze mn w ku. Po przezwycieniu pocztkowych obaw - Azrael, jak wszystkie gargulce, mia dosy koszmarny pysk -stopniowo si zaprzyjanilimy. Niestety, Azrael nie mg si przeprowadzi z Durham do Londynu i wci jeszcze za nim tskniam. Kilka gargulcowych demonw, jakie widziaam w Londynie, byo raczej mao sympatycznymi stworzeniami i ilo lej pory nie spotkaam adnego, ktry mgby si mierzy z Azraelem. Skoro mama uwierzya w Azraela, pewnie uwierzy te w podr w czasie. Czekaam na odpowiedni moment, eby z ni pogada. Ale ten odpowiedni moment jako nie chcia przyj. Zaraz po powrocie z pracy do domu musiaa przeprowadzi powan rozmow z moj siostr Caroline, poniewa Caroline zgosia si do opieki w czasie wakacji nad klasowym terrarium, w tym klasow maskotk, czyli kameleonem o imieniu Ja Fasola. Cho od wakacji dzielio nas jeszcze kilka miesicy, najwyraniej tej rozmowy nie dao si odoy. - Nie moesz opiekowa si Jasiem Fasol, Caroline! Wiesz doskonale, e twoja babka nie pozwala trzyma zwierzt w domu - powiedziaa mama. - A ciocia Glenda ma alergi. - Ale Ja Fasola w ogle nie ma sierci - odpara Caroline. -A poza tym on przez cay czas siedzi w terrarium. I nikomu nie przeszkadza. - Przeszkadza twojej babci! - No to moja babcia jest gupia! - Caroline! Tak nie mona! Nikt z nas nie ma bladego pojcia o kameleonach. Wyobra sobie, co by si stao, gdybymy co zrobili le i Ja Fasola by zachorowa albo nawet zdech!
46

- Nie zdechnie! Wiem, jak si nim zajmowa. Mamo, prosz! Pozwl mi go wzi! Jeli ja go nie wezm, zabierze go Tess i znowu bdzie si chwali, e jest ulubienic Jasia Fasoli. - Nie, Caroline! Kwadrans pniej cigle jeszcze dyskutoway, nawet wtedy, gdy mama posza do azienki i zamkna za sob drzwi. Caroline stana pod drzwiami i krzykna: - Lady Arista przecie w ogle nie musi o tym wiedzie! Moemy przemyci terrarium do domu, kiedy jej nie bdzie. ()na prawie w ogle nie przychodzi do mojego pokoju. - Czy w tym domu mona mie spokj przynajmniej w klozecie? - odkrzykna mama. - Nie - odpara Caroline. Potrafi niele gra ludziom na nerwach. Przestaa nudzi dopiero wtedy, kiedy mama obiecaa jej osobiste wstawiennictwo u lady Aristy w sprawie pobytu Jasia Fasoli na wakacjach w naszym domu. Czas, ktry Caroline z mam zmitryy na te swoje dyskusje, spoytkowaam na wycignicie mojemu bratu Nickowi gumy do ucia z wosw. Siedzielimy w szwalni. Mia przyklejone do gowy przynajmniej wier kilo tego wistwa, ale nie mg sobie przypomnie, skd si tam wzio. - Takie rzeczy si przecie pamita - zauwayam. - Niestety, bd musiaa ci obci par kosmykw. - Nie szkodzi - odpar Nick. - Moesz od razu ci ca reszt. Lady Arista powiedziaa, e wygldam jak dziewczyna. - Dla lady Aristy kady, kto ma wosy dusze ni zapaki, wyglda jak dziewczyna. Masz takie pikne loki, e grzechem byoby je cina. - Przecie odrosn. Zetnij je wszystkie, dobra? - Nie dam rady noyczkami do paznokci. Musisz i do fryzjera. - Dasz rad - odrzek ufnie Nick. Najwyraniej zupenie zapomnia, e ju kiedy obciam mu wosy noyczkami do paznokci i wyglda wtedy jak may sp, wieo wykluty z jaja. Miaam wtedy siedem lat, a on cztery. Jego
47

loki byy mi potrzebne, bo chciaam sobie z nich zrobi peruk. Nawiasem mwic, nie udao mi si to, a w dodatku ukarano mnie jednodniowym aresztem domowym. - Nie przeginaj - powiedziaa mama. Wanie wesza do pokoju i wyja mi noyczki z rki. Jeli w ogle, to zrobi to fryzjer. A teraz musimy zej na d, na kolacj. Nick westchn. - Nie martw si, lady Aristy dzisiaj nie ma. - Umiechnam si szeroko. - Nikt nie bdzie ci tru o t gum do ucia. Ani o t plam na swetrze. - Jak plam? - Nick spojrza w d. - O kurcz, to pewnie sok z granatw. Nic nie zauwayem. Biedne malestwo. Podszed do mnie cakiem blisko. - Ju ci mwiam, e nikt nie bdzie ci tru. - Ale przecie dzisiaj wcale nie jest roda - powiedzia Nick. - Nie szkodzi, i tak pojechay. - No to super. Kolacja bya zwykle do uciliwym wydarzeniem, gdy uczestniczyy w niej lady Arista, Charlotta i ciocia Glenda. Lady Arista krytykowaa przede wszystkim zachowanie Caroline 1 Nicka przy stole (czasem te zachowanie ciotecznej babki Maddy), ciotka Glenda wypytywaa mnie bezustannie o stopnie w szkole, a nastpnie porwnywaa je ze stopniami Charlotty, Charlotta za umiechaa si niczym Mona Lisa i na kade pytanie odpowiadaa: To nie wasza sprawa". W gruncie rzeczy moglibymy wic spokojnie zrezygnowa z tych wieczornych zgromadze, ale babcia upieraa si przy tym, bymy brali w nich udzia. Jedynie choroba zakana stanowia wystarczajce usprawiedliwienie. Posiek szykowaa pani Brompton, ktra przychodzia do nas od poniedziaku do pitku i prcz gotowania zajmowaa si take praniem (w czasie weekendu gotowaa albo ciotka Glenda, albo mama. Ku rozpaczy mojej i Nicka nigdy nie zamawialimy pizzy ani chiszczyzny). W rodowe wieczory, kiedy lady Arista, ciotka Glenda i Charlotta zajmoway si swoimi misteriami, kolacje przebiegay znacznie swobodniej. Cieszylimy si wszyscy, e dzi, cho by dopiero poniedziaek, byo tak jak w rod. Nie, ebymy gono siorbali, mlaskali czy bekali, ale
48

mielimy odwag przerywa sobie nawzajem, ka okcie na stole i zgbia tematy, ktre lady Arista uwaaa za nieodpowiednie. Na przykad kameleony. - Lubisz kameleony, ciociu Maddy? Nie chciaaby mie jednego w domu? Takiego cakiem oswojonego? - Hmm, no tak, waciwie... no tak, kiedy to mwisz, dochodz do wniosku, e waciwie zawsze chciaam mie kameleona - powiedziaa ciotka Maddy i naoya sobie na talerz stert ziemniakw z rozmarynem. - Koniecznie. Caroline pojaniaa. - Moe twoje marzenie wkrtce si speni. - Czy lady Arista i Glenda si odezway? - spytaa mama. - Twoja matka zadzwonia wieczorem, eby uprzedzi, e nie bdzie ich na kolacji - powiedziaa cioteczna babka. - W imieniu nas wszystkich wyraziam z tego powodu nasz gboki al i mam nadziej, e si ze mn zgadzacie. - Och, tak. - Nick parskn miechem. - A Charlotta. Czy ona...? - zacza mama. - Jak dotd chyba nie. - Ciotka Maddy wzruszya ramionami. - Ale spodziewaj si tego w kadej chwili. Biednej dziewczynie jest strasznie niedobrze, a teraz dostaa jeszcze migreny. - Naprawd mi jej al - powiedziaa mama. Odoya na bok widelec i nieobecnym wzrokiem wpatrywaa si w ciemnobrzow boazeri, ktra wygldaa tak, jakby kto pomyli! podog ze cian i omykowo wyoy j parkietem. - A co si stanie, jeli Charlotta w ogle nie przeniesie si w czasie? - zapytaam. - To si stanie, wczeniej czy pniej - oznajmi Nick, naladujc namaszczony ton naszej babci. Wszyscy si rozemiali prcz mnie i mamy. - A jeli si nie stanie? Jeli oni si pomylili i Charlotta w ogle nie ma tego genu? - zapytaam. Tym razem Nick zmalpowa ciotk Glend.
49

- Ju w niemowlctwie po Charlotcie byo wida, e zostaa stworzona do wyszych rzeczy. W ogle nie mona jej porwnywa z takimi zwykymi dziemi jak wy. Znowu si wszyscy rozemiali. Prcz mamy. - Czemu ci to przyszo do gowy, Gwendolyn? - Tak sobie... - Zawahaam si. - Przecie wytumaczyam ci, e pomyka jest tutaj zupenie niemoliwa - odezwaa si cioteczna babka Maddy. - Tak, bo Isaac Newton by geniuszem, a geniusze nie myl si w obliczeniach, wiem powiedziaam. - A dlaczego w ogle Newton obliczy wanie dat urodzenia Charlotty? - Ciociu Maddy! - Mama spojrzaa na ni z wyrzutem. Ciotka Maddy gono mlasna jzykiem. - Wiercia mi dziur w brzuchu pytaniami, to co miaam /.robi? Jest dokadnie taka sama jak ty, kiedy bya maa, Grace. Poza tym obiecaa, e utrzyma nasz rozmow w absolutnej tajemnicy. - Tylko przed babci - wtrciam. - A moe Isaac Newton wynalaz te ten chronograf? - Papla - rzucia cioteczna babka. - Nic wicej ci nie powiem. - Co za chronograf? - spyta Nick. - To wehiku czasu, za pomoc ktrego Charlotta zostanie wysana w przeszo - wyjaniam mu. - A krew Charlotty bdzie jakby paliwem dla tego wehikuu. - Bomba - powiedzia Nick, a Caroline pisna: - Fuj, krew! - Czy za pomoc chronografu mona te podrowa w przyszo? - spyta Nick. Mama westchna. - Zobacz tylko, co narobia, ciociu Maddy. - To twoje dzieci, Grace - umiechna si ciotka Maddy. -To normalne, e chciayby wiedzie. - Tak, pewnie tak. - Mama popatrzya na nas. - Ale nigdy nie wolno wam zadawa takich pyta babci, zrozumiano? - Cho pewnie tylko ona zna odpowiedzi - zaznaczyam. - Ale ich wam nie udzieli.
50

- A ile ty z tego wszystkiego wiesz, mamo? - Wicej, nibym chciaa. - Mwic to, mama wprawdzie si umiechaa, ale moim zdaniem to by smutny umiech. - Zreszt nie da si podrowa w przyszo, Nick, a to dlatego, e przyszo jeszcze si nie wydarzya. - He? - rzuci Nick. - A c to za logika? Rozlego si pukanie do drzwi i po chwili do jadalni wszed pan Bernhard z telefonem. Leslie z pewnoci spadaby z krzesa, gdyby zobaczya, e telefon spoczywa na srebrnej tacy. Czasami pan Bernhard rzeczywicie przegina. - Telefon do pani Grace - oznajmi. Mama wzia telefon z tacy, pan Bernhard odwrci si i opuci jadalni. Siada z nami do kolacji tylko wtedy, gdy lady Arist wyranie o to poprosia, co jednak zdarzao si zaledwie par razy w roku. Nick i ja podejrzewalimy, e potajemnie zamawia jedzenie na wynos u Wiocha albo u Chiczyka i e spoywa je w samotnoci. - Halo? Aha, to ty, mamo. Ciotka Maddy pucia do nas oko. - Wasza babka potrafi czyta w mylach - szepna. - Podejrzewa, e prowadzimy tu zakazane dyskusje. Kto sprztnie naczynia? Potrzebujemy miejsca na szarlotk pani Brompton. - I na sos waniliowy! Mimo e zjadam ogromn gr ziemniakw z rozmarynem, karmeizowanych marchewek i medalionw wieprzowych, wci jeszcze si nie najadam. Te wszystkie emocje wzbudziy we mnie wilczy apetyt. Wstaam i zaczam wstawia brudne naczynia do kuchennej windy. - Jeli Charlotta przeskoczy do ery dinozaurw, to czy mogaby mi przywie stamtd maego dinozaura? - spytaa Caroline. Cioteczna babka potrzsna gow. - Nie da si przenosi w czasie zwierzt ani osb, ktre nie maj tego genu. A tak daleko w przeszo w ogle nie mona si przenie. - Szkoda - westchna Caroline.
51

- No, ja uwaam, e to cakiem dobrze - powiedziaam. -Wyobra sobie, co by to byo, gdyby podrnicy w czasie bez przerwy przywozili dinozaury i tygrysy szablozbne... albo wodza Hunw Attyl czy Hitlera. Mama skoczya rozmawia przez telefon. - Zostan tam na noc - oznajmia. - Na wszelki wypadek. - Ale gdzie? - spyta Nick. Mama nie odpowiedziaa. - Ciociu Maddy! Czy wszystko w porzdku?

52

Filarw dwanacie dwiga czasu zamczysko. Krlestwem dwanacie zwierzt wada. Do lotu ora jest ju cakiem blisko. Pi to klucz i zarazem zasada. Dwanacie to dwa wic w Dwunastu Krgu. Trzeci sok stoi, cho sidmy by w lgu. Z tajnych zapiskw hrabiego de Saint Germain

53

4. Ciotka Maddy dziwnie sztywno siedziaa na krzele, patrzc przed siebie pustym wzrokiem, z rkami zacinitymi na porczach. Z jej twarzy zniky wszelkie kolory. - Ciociu Maddy? Och, mamo, czy ciocia ma udar? Ciociu Maddy! Syszysz mnie? Ciociu Maddy! - Chciaam wzi j za rk, ale mama mnie powstrzymaa. - Nie dotyka! Nie dotykaj jej. Caroline zacza paka. - Co jej jest? - zawoa Nick. - Czym si zakrztusia? - Musimy zadzwoni po pogotowie! - krzyknam. - Mamo, zrb co! - Ona nie ma udaru. I niczym si nie zakrztusia. Ma wizj -powiedziaa mama. - Zaraz jej przejdzie. - Na pewno? Nieruchomy wzrok ciotecznej babki Maddy przeraa mnie. Miaa rozszerzone renice, a jej powieki w ogle si nie poruszay. - Ale si tu nagle zimno zrobio - wyszepta Nick. - Czujecie to? Caroline cicho szlochaa. - Zrbcie co, eby si to skoczyo. - Lucy! - rozleg si czyj gos. Wzdrygnlimy si przestraszeni, a potem dotaro do nas, e to gos ciotki Maddy. I faktycznie, zrobio si zimno. Rozejrzaam si, ale w pokoju nie byo wida adnego ducha. - Lucy, kochane dziecko. Prowadzi mnie do drzewa. Drzewa o czerwonych owocach. Och, gdzie ona teraz jest? Ju jej nie widz. Tam midzy korzeniami co ley. Ogromny szlachetny kamie, oszlifowany szafir. Jajo. Szafirowe jajo. Ale jest pikne. Jakie cenne. Ale teraz zaczyna pka, rozpada si, tam w rodku co jest... wykluwa si piskl. Kruk. Wskakuje na drzewo. - Rozemiaa si, ale jej wzrok byl tak samo nieruchomy jak przedtem, a rce w dalszym cigu zaciskay si kurczowo na oparciu. - Wieje wiatr. - miech ciotki Maddy zamar. - Burza. Wszystko wiruje.
54

Lec. Lec z krukiem do gwiazd. Wiea. Wysoko na wiey ogromny zegar. Tam kto siedzi, na zegarze, i macha nogami. Schod natychmiast na d, lekkomylna dziewczyno! Nagle w jej gosie zabrzmia strach. Zacza krzycze. - Burza zrzuci j na d! To o wiele za wysoko. Co ona tam robi? Cie? Wielki ptak kry po niebie! Tam! Rzuca si na ni! Gwendolyn! Gwendolyn! To byo nie do wytrzymania. Odsunam mam na bok, zapaam cioteczn babk za ramiona i lekko ni potrzsnam. - Ja jestem tutaj, ciociu Maddy. Prosz! Popatrz! Cioteczna babka odwrcia gow i spojrzaa na mnie. Jej twarz stopniowo odzyskiwaa kolory. - Mj anioeczku - powiedziaa. - To naprawd bya czysta lekkomylno wspina si tak wysoko. - Dobrze si czujesz? - Spojrzaam na mam. - Jeste pewna, e to nie byo nic zego? - To bya wizja - odrzeka mama. - Ciocia czuje si dobrze. - Nie, wcale nie dobrze - zaprzeczya ciotka Maddy. - To bya straszna wizja. To znaczy pocztek by cakiem miy. Caroline przestaa paka. Ona i Nick patrzyli na cioteczn babk, jakby bya obc osob. - To byo okropne - odezwa si Nick. - Zauwaylicie, jak zimno si zrobio? - Tak ci si tylko zdawao - powiedziaam. - Na pewno nie! - Ja te to zauwayam - wtrcia Caroline. - Dostaam gsiej skrki. Ciotka Maddy chwycia mam za rk. - Grace, spotkaam twoj bratanic Lucy. Wygldaa dokadnie tak samo jak kiedy. Ten sodki umiech... Mama sprawiaa wraenie, jakby si zaraz miaa rozpaka.
55

- Reszty znowu nie zrozumiaam - mwia dalej ciotka Maddy. - Szafirowe jajo, kruk, Gwendolyn na wiey zegarowej, a potem ten zy ptak. A ty to rozumiesz? Mama pocigna nosem. - Oczywicie, e nie, ciociu Maddy. To s twoje wizje. Opada obok niej na krzeso. - Co z tego, i tak ich nie rozumiem - westchna cioteczna babka. - Zapisywaa wszystko, ebymy mogy to pniej opowiedzie twojej mamie? - Nie, cioteczko, nie zapisywaam. Ciotka Maddy pochylia si do przodu. - W takim razie powinnymy natychmiast to zapisa. A wic najpierw bya tam Lucy, potem drzewo. Czerwone owoce... czy to moga by jarzbina? Tam lea ten kamie, oszlifowanyna ksztat jaja... mj Boe, jaka ja jestem godna! Mam nadziej, e nie zjedlicie beze mnie podwieczorku. Dzi zasuyam co najmniej na dwie porcje. Albo trzy. - To byo naprawd przeraajce - powiedziaam. Caroline i Nick poszli ju spa, a ja siedziaam na brzegu ka w pokoju mamy i prbowaam wymyli jakie sensowne przejcie do mojego problemu. Mamo, dzi po poudniu co si wydarzyo i boj si, e to si powtrzy". Mama bya zajta wieczorn toalet. Wanie skoczya smarowa kremem twarz. Dbao o urod najwyraniej si opacaa. Nikt by si nie domyli, e skoczya ju czterdzieci lat. - Pierwszy raz byam przy jednej z wizji cioci Maddy - dodaam. - Pierwszy raz miaa wizj w czasie kolacji - odrzeka mama, nakadajc sobie krem na donie i wcierajc go. Zawsze uwaaa, e wiek najszybciej mona pozna po rkach i po szyi. - I co, mona te jej wizje traktowa serio? Mama wzruszya ramionami. - Taaaa... Sama syszaa, co mwia, pomieszanie z popltaniem. Co takiego zawsze mona sobie odpowiednio zinterpretowa. Trzy dni przed mierci twojego dziadka te miaa wizj. Zobaczya czarn panter, ktra skoczya mu na piersi. - Dziadek umar przecie na zawa serca. To by si zgadzao.
56

- No wic mwi, zawsze jako tam pasuje. Chcesz kremu do rk? - A ty, wierzysz w to? To znaczy nie w krem do rk, tylko w wizje cioci Maddy. - Myl, e ciocia Maddy naprawd widzi to, o czym opowiada. Ale to jeszcze nie znaczy, e to, co widzi, przepowiada przyszo. Albo e w ogle co znaczy. - Nie rozumiem! Wycignam do mamy rce, a ona zacza mi wciera krem. - To jest troch tak jak z twoimi duchami, kochanie. Jestem przekonana, e je widzisz, podobnie jak wierz cioci Maddy, e ma wizje. - Czy to ma znaczy, e wierzysz wprawdzie, e widz duchy, ale nie wierzysz, e one istniej? - wykrzyknam i oburzona cofnam rce. - Nie wiem, czy naprawd istniej - powiedziaa mama. -A w co ja wierz, to zupenie niewane. - Ale gdyby one nie istniay, to znaczyoby, e je sobie wmwiam. A to z kolei oznaczaoby, e zwariowaam. - Nie - zaprzeczya mama. - To znaczyoby tylko tyle, e... och, kochanie! Sama nie wiem. Czasami mi si zdaje, e wszyscy w tej rodzinie maj po prostu odrobin za bardzo wybuja fantazj. Bylibymy znacznie spokojniejsi i szczliwsi, gdybymy ograniczyli si do tego, w co wierz normalni ludzie. - Rozumiem. Moe to nie by dobry pomys, eby wyjeda teraz z moimi nowinkami. Wiesz, mamo, dzisiaj po poudniu odbyymy podr w przeszo, ja i moja nienormalna fantazja". - Oj, nie obraaj si na mnie - powiedziaa mama. - Wiem, e istniej rzeczy na niebie i ziemi, ktrych nie potrafimy sobie wytumaczy. Ale by moe nadajemy tym rzeczom zbyt wielkie znaczenie, zajmujc si nimi tak mocno. Nie uwaam, e zwariowaa. Ciocia Maddy te nie. Ale powiedz szczerze: czy sdzisz, e wizja cioci Maddy ma co wsplnego z twoj przyszoci? - By moe.

57

- Ach tak? Masz zamiar w najbliszym czasie wdrapa si na wie i usi tam na zegarze, eby pomajta sobie nogami? - Oczywicie e nie. Ale to moe by symbol. - Tak, moe by - przyznaa mama. - A moe i nie. Id ju spa, kochanie. To by dugi dzie. Spojrzaa na zegar na nocnej szafce. - Miejmy nadziej, e Charlotta ma to ju za sob. Mj Boe, jak bardzo bym chciaa, eby to si w kocu stao. - A moe Charlotta te ma zbyt wybuja fantazj? - Wstaam i pocaowaam mam na dobranoc. Jutro sprbuj jeszcze raz. Moe. - Dobranoc. - Dobranoc, moje szczcie. Kocham ci. - Ja ciebie te, mamo. Poszam do swojego pokoju, zamknam drzwi i wdrapaam si na ko. Czuam si do paskudnie. Oczywicie powinnam bya wszystko mamie opowiedzie. Ale jej sowa day mi do mylenia. Z pewnoci miaam wybuja fantazj, ale mie fantazj to jedno, a uroi sobie podre w czasie to zupenie co innego. Ludzi, ktrzy roili sobie co takiego, poddawano leczeniu. Moe byam taka sama jak ci wszyscy, ktrzy opowiadaj, e porwao ich UFO. Po prostu walnita. Zgasiam lampk nocn i otuliam si kodr. Co byo gorsze? Zwariowa czy naprawd podrowa w czasie? Chyba to drugie, pomylaam. Na to pierwsze pewnie mona bra jakie tabletki. W ciemnociach powrci lk. Mylaam znowu o tym, jak spadabym z trzeciego pitra, std a na ziemi. Wczyam wic ponownie lampk i odwrciam si twarz do ciany. Aby zasn, prbowaam myle o czym zupenie neutralnym, ale wci mi si to nie udawao. Wreszcie zaczam liczy od tysica do tyu. W kocu musiaam jednak zasn, bo ni mi si wielki ptak, gdy nagle przebudziam si i usiadam na ku z mocno bijcym sercem.
58

I znowu to samo, to paskudne uczucie mdoci. Ogarnita panik wyskoczyam z ka i na mikkich nogach pognaam co si do mamy. Byo mi wszystko jedno, czy uzna, e jestem wariatk, chciaam tylko, eby si to skoczyo. I nie chciaam spa w d, w bagno, z wysokoci trzeciego pitra. Ledwie zdyam wyj na korytarz, ziemia usuna mi si spod ng. Przekonana, e nadesza moja ostatnia godzina, mocno zacisnam powieki. Ale tylko upnam kolanem o podog, dobrze mi znan w dotyku. Ostronie otworzyam oczy. Zrobio si janiej, jak gdyby w cigu ostatniej sekundy nagle wsta dzie. Przez chwil miaam nadziej, e nic si nie stao, ale potem zobaczyam, e jestem wprawdzie na naszym korytarzu, ale ten korytarz wyglda inaczej ni normalnie. ciany byy pomalowane na ciemnooliwkowy kolor, a z sufitu zniky lampy. Z pokoju Nicka dobiegy mnie gosy. eskie glosy. Szybko si podniosam. Gdyby kto mnie zobaczy... jak miaabym wytumaczy, skd si tu nagle znalazam? W piamie w obrazki z Hello Kitty. - Jak ja mam dosy tego wczesnego wstawania - odezwa si jaki gos. - Walter moe spa do dziewitej. A my? To ja sobie mogam zosta na wsi i dalej doi krowy! - Walter przez p nocy mia sub, Klarysso. Masz przekrzywiony czepek - usyszaam drugi gos. - Schowaj pod nim porzdnie wosy, inaczej dostaniesz bur od pani Mason. - Ona i tak nic innego nie robi, tylko krzyczy - mrukn ten pierwszy gos. - Niektre ochmistrzynie s znacznie surowsze, moja droga Klarysso. A teraz chod, zrobio si pno. Mary zesza na d ju pitnacie minut temu. - Tak, i nawet pocielia ko. Zawsze pilna, zawsze schludna, wszystko tak, jak sobie yczy pani Mason. Ale ona to robi specjalnie. Dotykaa kiedy jej kodry? Jest bardzo mikka. To niesprawiedliwe! Musiaam ucieka std jak najszybciej. Tylko dokd? Dobrze, e wszystko tutaj znaam. - Moja kodra strasznie drapie - poskarya si Klaryssa. - Zim bdziesz si cieszy, e j masz. No chod ju.
59

Klamka przesuna si w d. Skoczyam szczupakiem w stron wielkiej szafy, gwatownie szarpnam drzwi i zamknam je dokadnie w chwili, kiedy otworzyy si drzwi pokoju Nicka. - Ja tylko nie rozumiem, dlaczego moja kodra drapie, a Mary ma tak mikk - rozleg si gos Klaryssy. - To wszystko tutaj jest takie niesprawiedliwe. Betty moe jecha z lady Montrose na wie, a my musimy cae lato wytrzyma w tym dusznym miecie. - Naprawd powinna sprbowa nieco mniej narzeka, Klarysso. Mogam si tylko zgodzi z t kobiet. Ta caa Klaryssa bya straszliw mko. Usyszaam, jak schodz po schodach, i odetchnam. Mao brakowao. Jak dobrze, e wszystko tutaj znaam. Ale co teraz? Mam po prostu czeka w szafie, a wrc do swoich czasw? Ib by chyba byo najbezpieczniejsze. Chlipnam i splotam rce na piersi. Za mn, w ciemnociach, kto westchn. Zamaram z przeraenia. Co to miao by, na Boga? - Klarysso, to ty? - pado pytanie od strony pek z bielizn. To byl mski gos. - Czybym zaspa? O niebiosa! Tu w szafie kto spa. Co to za zwyczaje?! - Klarysso? Mary? Kto tu jest? - zapyta gos, tym razem znacznie przytomniej. W ciemnociach rozleg si rumor. Jaka rka wycigna si w moim kierunku i dotkna moich plecw. Nie chciaam czeka, a mnie chwyci, otworzyam drzwi szafy i uciekam. - Sta! Zatrzyma si! Szybko obejrzaam si przez rami. Z szafy wyskoczy za mn mody mczyzna w dugiej biaej koszuli. Zbiegam po schodach. Gdzie, na mio bosk, mogabym si teraz schowa? Kroki szafowego piocha dudniy za mn, a on sam wrzeszcza: apa zodzieja!". Zodzieja? Chyba si przesyszaam. A c ja mu mogam ukra? Moe szlafmyc? Dobrze, e mogabym pdzi po tych schodach nawet w najgbszym nie. Doskonale znaam kady stopie. Z szybkoci wiata zbiegam dwa pitra. Z pewnym alem minam portret praprapradziadka Hugh, bo tajemne drzwi byyby doskonaym
60

wyjciem z tej przekltej sytuacji. Ale ich mechanizm zawsze si troch zacina i zanim zdyabym si z nim upora, mczyzna w nocnej koszuli pewnie by mnie dogoni. Nie, potrzebowaam lepszej kryjwki. Na pierwszym pitrze omal nie wpadam na dziewczyn w czepku, ktra dwigaa wielki dzban. Zapiszczaa gono, kiedy minam j biegiem i - jak w scenie z filmu - wypucia dzban z rk. Rozbi si na kawaki, a jego zawarto rozlaa si po pododze. Miaam nadziej, e - te jak na filmie - mj przeladowca si na tym polinie. W kadym razie pokonanie tego odcinka zajo mu nieco wicej czasu. Wykorzystaam przewag, by dobiec do antresoli dla orkiestry. Jednym szarpniciem otworzyam drzwi do maego schowka pod schodami i wczogaam si do niego. Tak jak za moich czasw byo tu peno kurzu, baagan i caa masa pajczyn. Przez szczeliny midzy stopniami przenikao do mojej kryjwki nieco wiata, w kadym razie do, by si zorientowa, e nikt tutaj nie spa. Zupenie tak samo jak u nas, kady kt wypeniay stare graty. Nade mn rozlegy si donone gosy. Mczyzna w koszuli dyskutowa z tym biednym dziewczciem, ktre upucio dzban. - To pewnie zodziejka! Nigdy przedtem nie widziaem jej w tym domu! Teraz odezway si inne glosy. - Pobiega na d. W domu moe by jeszcze kto z tej szajki. - To nie moja wina, pani Mason. Ta zodziejka po prostu mnie omina. Pewnie chciaa ukra kosztownoci milady. - Na schodach nikogo nie spotkaam. Musi gdzie tu by. Zamknijcie drzwi na klucz i przeszukajcie dom - rozkaza bardzo energiczny damski gos. - A pan, Walterze, natychmiast pjdzie na gr i co na siebie woy. Pana owosione ydki nie s;[ wczesnym rankiem miym widokiem. O mj Boe! Jako dziecko chowaam si tu moe z milion razy, ale nigdy a tak bardzo si nie baam, e kto mnie znajdzie. Ostronie, by nie zdradzi mnie aden szmer, wsunam si gbiej
61

midzy stare graty. Po rce przebieg mi pajk. By lak wielki, e ledwie si powstrzymaam od gonego krzyku. - Lester, pan Jenkins i Tott, sprawdcie parter i piwnice. Mary i ja zajmiemy si pitrem. Klaryssa dopilnuje tylnych drzwi, a Helena wejcia. - A jeli bdzie chciaa uciec przez kuchni? - Musiaaby najpierw pokona przeszkod w postaci pani Craine i jej eliwnych patelni. Przeszukajcie schowki pod schodami i zajrzyjcie za wszystkie kotary. Byam zgubiona. Niech to diabli. To wszystko tutaj byo takie... nierealne! Tkwiam w tym schowku, siedzc w kucki, w piamie, midzy tustymi pajkami i zakurzonymi meblami - brrrrr, czyby to by wypchany krokodyl? - i czekaam, a aresztuj mnie za prb kradziey. I to wszystko tylko dlatego, e co poszo nie tak, a Isaac Newton pomyli si w obliczeniach. Z wciekoci i bezsilnoci zaczam paka. Moe tym ludziom zrobi si mnie szkoda, kiedy znajd mnie w tym stanie? Szklane oczy krokodyla drwico byskay ku mnie w mroku. Wszdzie dokoa sycha byo kroki. Kurz ze stopni sypa mi si do oczu. I wtedy znowu poczuam ucisk w odku. Jeszcze nigdy nie ucieszy mnie tak bardzo jak w tym momencie. Krokodyl rozmy mi si przed oczami, wszystko wok zawirowao i zapada cisza. I kompletne ciemnoci. Odetchnam gboko. Nie ma powodu do paniki. Prawdopodobnie wrciam do swoich czasw. I prawdopodobnie tkwiam tylko wrd gratw pod schodami, ale ju w swojej epoce. Teraz te byo tu peno tustych pajkw. Co delikatnie dotkno mojej twarzy. No dobra, panikuj! Zamachaam gwatownie rkami i szybkim ruchem wycignam nogi spod komody. Rozleg si rumor, deski zaskrzypiay, stara lampa runa na podog. To znaczy, domylaam si, e to bya lampa, bo w dalszym cigu nic nie widziaam. Ale udao mi si wyswobodzi. Z ulg wymacaam doni drzwi i wyczogaam si z
62

kryjwki. Na zewntrz wprawdzie te byo ciemno, ale udao mi si dostrzec zarys porczy, wysokich okien i lnicych yrandoli. I posta, ktra si do mnie zbliaa. Olepi mnie snop wiata latarki. Otworzyam usta, eby zacz krzycze, ale nie mogam z siebie wydoby adnego dwiku. - Szuka panienka czego specjalnego w komorze, panno Gwendolyn? - zapytaa posta. To by pan Bernhard. - Chtnie pomog panience w poszukiwaniach. - Och... ja... - Nie mogam zapa oddechu, strach cigle ciska mnie za gardo. - Co pan tutaj robi? - Usyszaem haas - powiedzia z godnoci pan Bernhard. - Wyglda panienka na... nieco zakurzon. - Tak. Zakurzon, podrapan i zapakan. Ukradkiem otaram zy z oczu. Pan Bernhard obejrza mnie w wietle latarki przez swoje sowie okulary. Spojrzaam na niego przekornie. Nocne wczogi-wanie si do schowka nie byo przecie zabronione, prawda? A powody nie powinny pana Bernharda nic a nic obchodzi. Ciekawe, czy on pi w okularach. - Budzik zadzwoni dopiero za dwie godziny - rzek w kocu. - Proponuj, eby panienka spdzia ten czas w swoim ku. Ja te jeszcze troch odpoczn. Dobranoc. - Dobranoc, panie Bernhard.

63

Kroniki Stranikw 12 lipca 1851 roku Mimo gruntownego przeszukania domu nie zdoano uj zodziejki, ktra wczesnym rankiem bya widziana w domu lorda Horacego Montrose (Krg Wewntrzny) przy Bourdon Place. Prawdopodobnie zbiega przez okno do ogrodu. Ochmistrzyni, pani Mason, sporzdzia list przedmiotw, ktre zostay skradzione. Nale do nich srebra i cenna biuteria lady Montrose, w tym kolia, ktr hrabia Wellington podarowa matce lorda Montrose. Lady Montrose przebywa obecnie na wsi. Raport: David Loyde, adept II stopnia

64

5. Wygldasz na kompletnie wykoczon - powiedziaa Leslie podczas przerwy, gdy wyszlymy na boisko. - Bo czuj si fatalnie. Leslie pogaskaa mnie po ramieniu. - Ale do twarzy ci z tymi podkronymi oczami - sprbowaa doda mi otuchy. - Dziki temu twoje oczy wydaj si jeszcze bardziej bkitne. Mimo woli si umiechnam. Leslie bya taka kochana. Siedziaymy na drewnianej awce pod kasztanowcem i musiaymy rozmawia szeptem, bo tu za nami siedziaa Cynthia Dale z przyjacik, a zaraz obok Gordon Piszczca Kaczuszka Mruczcy Mi Gelderman dyskutowa z dwoma chopakami z naszej klasy o pice nonej. Nie chciaam, eby si zorientowali, o czym gadamy. I tak uwaali mnie za dziwaczk. - Och, Gwen! Powinna bya porozmawia z mam. - Mwia mi to ju przynajmniej pidziesit razy. - Mwiam, bo to prawda. Naprawd nie rozumiem, dlaczego tego nie zrobia! - Bo... och, waciwie sama tego nie rozumiem. Chyba jako tak cigle wierzyam, e to si nie powtrzy. - Ju sama ta nocna przygoda... przecie wszystko si mogo wtedy zdarzy. Przypomnij sobie choby przepowiedni twojej ciotki. To nie mogo znaczy nic innego jak tylko groce ci wielkie niebezpieczestwo. Zegar oznacza podre w czasie, wiea symbolizuje niebezpieczestwo, a ptaki... nie powinna jej bya budzi! Pewnie dopiero potem zrobioby si naprawd ciekawie. Dzi po poudniu posprawdzam wszystko dokadnie: kruk, szafir, wiea, jarzbina. Znalazam tak stron o zjawi65

skach nadprzyrodzonych, jest bardzo pouczajca. I wyszukaam ci mnstwo ksiek o podrach w czasie. I filmy. Powrt do przyszoci, trzy czci. Moe si czego dowiemy... Z utsknieniem pomylaam o tym, jak wesoo byo zawsze u Leslie, kiedy przewalaymy si po kanapie i ogldaymy filmy na DVD. Czasami ciszaymy dwik i same podkadaymy gos nasze wasne listy dialogowe. - Mdli ci? Pokrciam gow. Teraz wiedziaam, jak biedna Charlotta musiaa si czu przez ostatnie tygodnie. To wypytywanie mogo czowiekowi dziaa na nerwy. Nie mwic o tym, e cay czas wyczekiwaam pierwszych oznak mdoci. - Gdyby tylko byo wiadomo, kiedy si to znowu zdarzy -rzeka Leslie. - Moim zdaniem to bardzo niesprawiedliwe: Charlotte przygotowywano na to cay czas, a ty musisz skaka na gbok wod. - Nie mam pojcia, co zrobiaby Charlotta, gdyby to j, a nie mnie wczoraj w nocy goni ten czowiek, ktry spa w naszej szafie - powiedziaam. - Nie sdz, eby w tej sytuacji pomogy jej lekcje taca czy fechtunku. Jak okiem sign, nie byo take konia, na ktrym mogaby uciec. Parsknam miechem, wyobraziwszy sobie Charlotte, jak zamiast mnie ucieka przed wciekym Walterem po caym domu. A moe chwyciaby szpad ze ciany w salonie i urzdzia wrd biednej suby krwaw jatk. - Pewnie, e nie, guptasie. Tylko jej nic takiego by nie spotkao, poniewa w por przeskoczyaby za pomoc tego chrono-cotam do innych czasw. Tam gdzie panowaby spokj. Tam gdzie nic nie mogoby si jej sta. Ale ty wolisz ryzykowa wasne ycie, zamiast opowiedzie swojej rodzinie, e wyszkolili nie t osob co trzeba. - Moe tymczasem Charlotta te przeskoczya w przeszo? Mieliby to, czego chcieli. Leslie westchna i zacza wertowa plik papierw lecy na jej kolanach. Zaoya dla mnie teczk z ca mas przydatnych informacji. Albo nieco mniej przydatnych. Wydrukowaa na przykad zdjcia starych samochodw i napisaa obok rok produkcji. Wynikao z tego, e samochd, ktry widziaam podczas pierwszej podry w czasie, pochodzi z 1906 roku.
66

- Kuba Rozpruwacz grasowa na East Endzie. To byo w 1888 roku. Co interesujce, nigdy nie wykryto, kto nim by. Podejrzewano wszelkie moliwe typy, ale adnemu nie zdoano niczego udowodni. A wic jeli miaaby si zaplta na East End: w 1888 roku kady facet stanowi potencjalne zagroenie. Wielki poar Londynu mia miejsce w 1666 roku, zaraza panowaa prawie przez cay czas, szczeglnie le byo jednak w latach 1348, 1528 i 1664. Nastpnie: bombardowania w czasie drugiej wojny wiatowej. Zaczy si w 1940 roku, cay Londyn leg w gruzach. Musisz si dowiedzie, czy wasz dom si uratowa, jeli tak, jeste tam bezpieczna. A jeli nie, to niezym miejscem byaby katedra witego Pawa, bo wprawdzie j trafili, ale jakim cudem ocalaa. Mogaby si tam schroni. - To wszystko brzmi strasznie gronie - powiedziaam. - Tak, ja te to sobie wyobraaam jako bardziej romantycznie. Wiesz, mylaam, e to bdzie co jak film historyczny z Charlotta w roli gwnej. Zataczy z panem Darcym na balu. Zakocha si w Robin Hoodzie. Powie Annie Boleyn, eby pod adnym pozorem nie wychodzia za Henryka VIII. I takie tam. - Anna Boleyn to ta, ktrej cili gow? - Tak - potwierdzia Leslie. - Jest o tym wietny film, z Natalie Portman. Mogabym wypoyczy to na DVD... Gwen, prosz, obiecaj mi, e dzi porozmawiasz z mam. - Obiecuj. Porozmawiam dzi wieczorem. - A gdzie jest Charlotta? - Cynthia Dale wytkna gow zza drzewa. - Chciaam od niej odpisa wypracowanie o Szekspirze. To znaczy... hmmm... chciaam zaczerpn nieco inspiracji. - Charlotta jest chora - powiedziaam. - A co jej jest? - Hmmm... - Ma biegunk - rzucia Leslie. - Cay czas siedzi na kiblu. - Fuj, bez szczegw, prosz - skrzywia si Cynthia. -A mog zobaczy wasze wypracowania? - Jeszcze ich nie skoczyymy - powiedziaa Leslie. - Chcemy przedtem obejrze na DVD Zakochanego Szekspira.
67

- Moesz przeczyta moje wypracowanie - odezwa si Gordon Gelderman swoim bardzo grubym basem. Wychyli si zza drzewa z drugiej strony. - Wszystko zernem z Wikipedii. - Sama mog wej na Wikipedi - burkna Cynthia. - Dwie godziny angielskiego - westchn Gordon, gdy rozleg si dzwonek na lekcj. - Mka dla kadego faceta. Ale Cynthia ju si lini na sam myl o Cudownym Ksiciu. - Zamknij si, Gordon. Ale jak wiadomo, Gordon nigdy si nie zamyka. - Zupenie nie rozumiem, dlaczego si tak wszystkie zachwycacie tym waszym panem Whitmanem. Przecie to gej, a w oczy kuje. - Bzdury! - Cynthia oburzona wstaa z miejsca. - Pewnie, e gej. - Gordon poszed za ni a do wejcia. Mgby tak gada do Cynthii a do drugiego pitra i nawet nie musiaby nabiera powietrza. Leslie przewrcia oczami. - Chod. - Wycigna do mnie rk, eby mi pomc podnie si z awki. - Idziemy do Cudownego Ksicia Wiewira. Na schodach na drugim pitrze wyprzedziymy Cynthi i Gordona. Cay czas gadali jeszcze o panu Whitmanie. - Przecie to wida po tym jego wieniackim sygnecie - powiedzia Gordon. - Takie co nosz tylko geje. - Mj dziadek te zawsze nosi sygnet - rzuciam, chocia wcale nie zamierzaam si wtrca. - No to twj dziadek te by gejem - oznajmi Gordon. - Ty po prostu jeste zazdrosny - podsumowaa Cynthia. - Zazdrosny? Ja? O tego miczaka?

68

- Oczywicie. Dlatego, e pan Whitman jest najprzystojniejszym, najbardziej mskim, najmdrzejszym heteroseksualnym mczyzn, jaki w ogle istnieje. I dlatego, e wygldasz przy nim jak may, gupi, mieszny chopczyk. - Dziki za komplement - powiedzia pan Whitman. Pojawi si niezauwaony tu obok nas, dzierc pod pach plik kartek papieru. Jak zawsze wyglda olniewajco (chocia odrobin przypomina wiewirk). Cynthia poczerwieniaa bardziej ni burak, o ile to w ogle moliwe. Naprawd zrobio mi si jej szkoda. Gordon umiechn si z mciw satysfakcj. - A ty, mj drogi Gordonie, powiniene dowiedzie si kiedy czego wicej o sygnetach i ich posiadaczach - doda pan Whitman. - W przyszym tygodniu chciabym dosta od ciebie krtkie wypracowanie na ten temat. Teraz Gordon te poczerwienia. Ale w przeciwiestwie do Cynthii mowy mu nie odebrao. - Z angielskiego czy z historii? - zaskrzecza. - yczybym sobie, eby na pierwszym planie umieci! aspekty historyczne, ale pozostawiam ci cakowicie woln rk. Powiedzmy, pi stron na najbliszy poniedziaek? - Pan Whitman otworzy drzwi do klasy i promiennie si do nas umiechn. - Mog prosi? - Nienawidz go - mrukn Gordon, idc do swojej awki. Leslie poklepaa go pocieszajco po ramieniu. - Myl, e z wzajemnoci. - Prosz ci, powiedz, e to mi si tylko nio - zwrcia si do mnie Cynthia. - Tylko ci si nio - powiedziaam zgodnie z jej yczeniem. - W rzeczywistoci pan Whitman nie usysza ani sowa o tym, e uwaasz go za najbardziej seksownego faceta na wiecie. Cynthia z gonym westchnieniem opada na krzeso. - Rozstp si, ziemio, i pocho mnie! Usiadam na swoim miejscu obok Leslie. - Biedaczka cigle wyglda jak burak. - Pewnie bdzie wygldaa jak burak a do skoczenia tej szkoy. Matko, ale to gupio wyszo.
69

- Moe pan Whitman bdzie jej teraz stawia lepsze stopnie? Pan Whitman w zamyleniu spojrza na puste miejsce Charlotty. - Panie Whitman? Charlotta jest chora - odezwaam si. -Nie wiem, czy moja ciocia dzwonia do sekretariatu. - Ma biegunk - rykna Cynthia. Najwyraniej odczuwaa siln potrzeb powikszenia grona tych, ktrym byo gupio. - Charlotta jest usprawiedliwiona - powiedzia pan Whitman. - Prawdopodobnie nie bdzie jej przez kilka dni. A wszystko... wrci do normy. Odwrci si i napisa na tablicy sowo sonet". - Czy kto wie, ile Szekspir napisa sonetw? - Co on mia na myli, mwic, e wszystko wrci do normy? - szepnam do Leslie. - Mnie si w kadym razie zdawao, e on wcale nie mwi o biegunce Charlotty - odrzeka cicho. Mnie te si tak zdawao. - Przyjrzaa si kiedy jego sygnetowi? - szepna Leslie. - Nie, a ty? - Jest na nim gwiazda. Gwiazda z dwunastoma zbkami. - No i co z tego? - Dwanacie zbkw, jak na zegarze. - Przecie zegar nie ma zbkw. Leslie przewrcia oczami. - Czy ty naprawd niczego nie jarzysz? Dwanacie! Zegar! Czas! Podre w czasie! Mog si zaoy, e... Gwen? - A niech to szlag! - odek znowu podjecha mi do gry, jakbym bya na karuzeli. Leslie patrzya na mnie przeraona. - O, nie! Byam tak samo przeraona jak ona. Rozpynicie si w powietrzu na oczach caej klasy byo ostatni rzecz, jakiej teraz potrzebowaam. Wstaam wic i chwiejnie podeszam do drzwi, przyciskajc rk do brzucha.
70

- Jest mi bardzo niedobrze - powiedziaam do pana Whitmana i nie czekajc na jego reakcj, gwatownie otworzyam drzwi i wyskoczyam na korytarz. - Moe kto powinien za ni pj - usyszaam gos pana Whitmana. - Leslie, moe ty? Leslie pdem wybiega za mn i z hukiem zamkna za sob drzwi. - No dobra, szybko! Do toalety, tam nas nikt nie zobaczy. Gwen! Gwenny! Twarz Leslie rozpyna mi si przed oczami, a jej gos zacz dobiega z bardzo daleka. A potem znika. Staam sama w korytarzu ze wspaniaymi zoconymi tapetami na cianach. Pod moimi stopami zamiast solidnych pyt z trawertynu rozciga si kunsztownie intarsjowany lnicy parkiet. Najwyraniej bya noc albo co najmniej wieczr, bo w przytwierdzonych do cian kandelabrach pony wiece, a z ozdobionego malowidami stropu zwisay yrandole, take z poncymi wiecami. Wszystko byo spowite mikkim, zotym wiatem. Moja pierwsza myl bya taka: super, nie poleciaam w d. Moja druga myl: gdzie si mog schowa, eby mnie nikt nie zobaczy? Nie byam bowiem w tym budynku sama. Z dou dobiegaa muzyka skrzypiec. I gosy. Sporo gosw. To miejsce niezbyt przypominao dobrze mi znany szkolny korytarz na drugim pitrze liceum Saint Lennox. Sprbowaam uprzytomni sobie rozkad pomieszcze. Za mn znajdoway si drzwi do naszej klasy, naprzeciwko pracownia klasy szstej, gdzie wanie pani Counter prowadzia lekcj geografii. Obok by skadzik. Gdybym si tam ukrya, nikt by mnie nie zobaczy, przynajmniej kiedy bd wraca. Z drugiej strony skadzik najczciej by zamknity na klucz i ukrycie si tam mogo nie by dobrym pomysem. Gdybym po powrocie znalaza si w zamknitym pomieszczeniu, musiaabym wymyli naprawd przekonujce wyjanienie, jak, u diaba, si tam dostaam. Jeli jednak poszabym gdzie indziej, to w chwili powrotu mogabym si zmaterializowa na oczach caej masy uczniw i nauczycieli. Wytumaczenie tego faktu byoby chyba jeszcze trudniejsze. Moe wic po prostu powinnam zosta na tym korytarzu i mie nadziej, e to
71

wszystko dugo nie potrwa. Moje pierwsze dwie podre w czasie trway przecie zaledwie po kilka minut. Oparam si o brokatow tapet i z utsknieniem czekaam na nadejcie mdoci. Z dou dobiega szum gosw i miechy. Syszaam, jak brzcz szklanki, a potem znowu zagray skrzypce. To brzmiao tak, jak gdyby tam na dole wietnie bawia si spora gromada ludzi. Moe James te tam by. W kocu kiedy tutaj mieszka. Wyobraziam sobie, jak - cakiem ywy - jest tam na dole i taczy do dwikw muzyki. Szkoda, e nie mogam si z nim spotka. Ale pewnie by si nie ucieszy, gdybym mu powiedziaa, skd si znamy. To znaczy gdzie go zobacz dugo po tym, jak ju umrze. Gdybym wiedziaa, na co umar, by moe mogabym go ostrzec. Hej, James, 15 lipca na Park Lane spadnie ci cega na gow, wic moe tego dnia zosta lepiej w domu". eby byo ciekawiej, James te nie wiedzia, na co umar. On nawet nie wiedzia, e w ogle umar. To znaczy, e umrze. e bdzie nieywy. Im duej mylaam o wszystkim, co miao zwizek z podrami w czasie, tym bardziej skomplikowane mi si to wydawao. Usyszaam kroki na schodach. Kto bieg na gr. Nie, to byy dwie osoby. Cholera! Czy nie mona tu sobie spokojnie posta przez par minut? Co teraz? Zdecydowaam si na pokj naprzeciwko, za moich czasw pracowni klasy szstej. Klamka w drzwiach si zacia i trwao par sekund, nim pojam, e powinnam j podnie, a nie naciska w d. Gdy wreszcie zdoaam si wlizn do rodka, kroki rozbrzmieway ju cakiem blisko. Rwnie tutaj w kandelabrach na cianach pony wiece. Jake lekkomylne byo pozostawianie ich zapalonych bez nadzoru! A mnie urzdzano awantury nawet wtedy, gdy zdarzyo mi si zapomnie w szwalni zdmuchn ma wieczk do podgrzewacza. Rozejrzaam si za jak kryjwk, ale pomieszczenie byo bardzo skpo umeblowane. Stao tu co w rodzaju sofy na wygitych pozacanych nogach oraz tapicerowane krzesa, nic, za czym mona by si schowa, jeli si byo wikszym od myszki. Nie miaam innego wyjcia, jak ukry
72

si za jedn z sigajcych podogi zotych kotar. Bya to mao oryginalna kryjwka, ale w kocu przecie nikt mnie nie szuka. Z korytarza dobiegy mnie glosy. - A ty dokd si wybierasz? - usyszaam gos mczyzny, chyba do rozwcieczonego. - Wszystko mi jedno! Byle dalej std - odpowiedzia inny glos. To by gos dziewczyny, a mwic cilej, dziewczyny zanoszcej si paczem. Ku mojemu przeraeniu wbiega wanie do lego pokoju. A za ni w mczyzna. Przez kotar widziaam ich paskie cienie. Tego mona si byo spodziewa! Ze wszystkich pomieszcze na grze musieli sobie wybra wanie to, w ktrym si ukryam. - Zostaw mnie w spokoju - powiedziaa dziewczyna. - Nie mog ci zostawi - odpar mczyzna. - Zawsze kiedy zostawiam ci sam, robisz co nieprzemylanego. - Id sobie! - Nigdzie nie pjd. Posuchaj, przykro mi, e to si wydarzyo. Nie powinienem by do tego dopuci. - Ale dopucie! Bo wpada ci w oko! Mczyzna rozemia si cicho. - Ty jeste zazdrosna. - Chciaby! No piknie! Kccy si kochankowie! To moe potrwa. Chyba uwierkn za t kotar, nim wrc do swoich czasw i niespodziewanie pojawi si przy oknie na lekcji pani Coun-ter. Moe jej powiem, e braam udzia w dowiadczeniu z fizyki. Albo e przez cay czas tam byam, a ona mnie po prostu nie zauwaya. - Hrabia bdzie si zastanawia, gdzie si podzialimy - powiedzia mski gos. - Niech ten twj hrabia wyle na poszukiwania swojego przyjaciela z Transylwanii. Po prawdzie to on wcale nie jest hrabi. Jego tytu jest tak samo faszywy jak rane policzki tej... jak ona si nazywaa? - Dziewczyna gniewnie prychna.
73

To mi si wydao jako dziwnie znajome. Bardzo znajome. Ostronie wyjrzaam zza kotary. Oboje stali tu przy drzwiach, zwrceni do mnie profilami. Dziewczyna bya naprawd dziewczyn i miaa na sobie fantastyczn sukni z ciemnoniebieskiego jedwabiu, przetykan brokatem, ze spdnic tak szerok, e chyba trudno byoby w niej przej przez normalne drzwi. Miaa nienobiae wosy, upite w przedziwny kok na czubku gowy i opadajce stamtd swobodnymi lokami na ramiona. To musiaa by peruka. Take mczyzna mia biae wosy, zwizane na karku kokard. Mimo tych siwych wosw oboje wygldali na bardzo modych i bardzo adnych, przede wszystkim mczyzna. Waciwie by to raczej chopak, w wieku moe osiemnastu, moe dziewitnastu lat. By tak przystojny, e a mi zaparo dech w piersiach. Mona by powiedzie, idealny mski profil. Wprost nie mogam oderwa od niego wzroku. Wychyliam si zza kotary znacznie dalej, niby naleao. - Ju nie pamitam, jak si nazywaa - odrzek chopak, cigle jeszcze z umiechem. - Kamca! - To nie wina hrabiego, e Rakoczy tak si zachowuje - powiedzia chopak ju cakiem powanie. - Z pewnoci go za to ukarze. Nie musisz lubi hrabiego, musisz go tylko szanowa. Dziewczyna znowu lekcewaco prychna przez nos i znowu wydao mi si to dziwnie znajome. - Nic nie musz - burkna i gwatownie odwrcia si w stron okna. To znaczy odwrcia si w moj stron. Chciaam si schowa za kotar, ale nagle znieruchomiaam. To niemoliwe! Ta dziewczyna miaa moj twarz. Patrzyam w moje wasne, wystraszone oczy! Dziewczyna zdawaa si rwnie zaskoczona jak ja, ale udao jej si szybciej doj do siebie. Gest, jaki zrobia rk, by jednoznaczny. Schowaj si! Znikaj std! Oddychajc z trudem, wsunam gow z powrotem za kotar. Kim ona bya? Przecie to nie mogo by zwyke podobiestwo. Po prostu musiaam jeszcze raz popatrze. - Co to byo? - usyszaam gos chopaka. - Nic - powiedziaa dziewczyna. Czy to by moe mj gos?
74

- Pod oknem. - Nic tam nie ma! - Kto mgby sta za kotar i nas podslu... - Zdanie urwao si niespodziewanie. Nagle zapanowaa cisza. C si tam znowu mogo sta? Bez zastanowienia odsunam kotar na bok. Dziewczyna, ktra wygldaa tak jak ja, przycisna wargi do ust chopaka. Zrazu pozwoli na to zupenie biernie, potem za obj j obiema rkami w talii i mocniej przycign do siebie. Dziewczyna zamkna oczy. Raptem w moim odku zataczyy motyle. Dziwnie byo przypatrywa si sobie samej, jak cauj si z chopakiem. Moim zdaniem robiam to cakiem niele. Byo dla mnie jasne, e dziewczyna pocaowaa go tylko po to, by odwrci jego uwag ode mnie. Mio z jej strony, ale dlaczego to zrobia? I jak mam przej kolo nich niezauwaona? Motyle w moim brzuchu przeistoczyy si w trzepoczce si ptaki i obraz caujcej si pary zamaza mi si przed oczami. I zaraz potem znalazam si w pracowni szstej klasy. Moje nerwy byy w strzpach. Panowaa cisza. Liczyam si z tym, e moje nage pojawienie si wyrwie okrzyk z wielu uczniowskich garde, i z tym, e kto - by moe pani Counter - zemdleje z wraenia. Ale klasa bya pusta. Odetchnam z ulg. Przynajmniej ten jeden raz miaam szczcie. Opadam na krzeso i oparam gow na blacie stolika. To, co si wydarzyo, przekraczao moje granice pojmowania. Ta dziewczyna, ten przystojny chopak, ten pocaunek... Ta dziewczyna nie tylko wygldaa jak ja. Ta dziewczyna bya mn. Nie mogo by mowy o pomyce. Bez adnych wtpliwoci rozpoznaam siebie sam po znamieniu w ksztacie pksiyca na skroni, ktre ciotka Glenda nazywaa miesznym bananem". To niemoliwe, eby byo a tyle podobiestw.
75

Opal i bursztyn to pierwsza para, agatu w B glosy, wilka awatara, duet - solutio! - z akwamarynem, za nimi z moc szmaragd z cytrynem, kameole bliniacze to Skorpion, smy jest jadeit, digestion. WE-dur czarny turmalin pobrzmiewa, w F blask szafiru jasny olniewa i diament, z nimi prawie w rzdzie, jedenacie i siedem, Lew poznany bdzie. Projectio! Czas pynie strumieniem, rubin to pocztek, lecz i zakoczenie. Z Tajnych Akt hrabiego de Saint Germain

76

6. Nie. To tak nie mogo by. Jeszcze nigdy nie caowaam si z chopakiem. W sumie nigdy tak naprawd. W kadym razie nie w ten sposb. By ten Mortimer, ktry chodzi klas wyej i z ktrym w ostatnie wakacje spotykaam si dokadnie dwa tygodnie i p dnia. Nie tyle dlatego, e byam w nim zakochana, ile dlatego, e by najlepszym kumplem wczesnego chopaka Leslie, Maksa, i tak si jako zoyo. Ale do caowania w usta Mortimer si nie zabiera, raczej zaleao mu przede wszystkim na tym, eby robi mi na szyi malinki, kiedy - niby jako manewr odwracajcy uwag - prbowa mi wsun rk pod koszulk. Przy trzydziestu stopniach w cieniu musiaam nosi na szyi chustk i waciwie zajmowaam si wycznie odsuwaniem rk Mortimera (w ciemnej sali kinowej wyrastay mu przynajmniej trzy dodatkowe rce). Po dwch tygodniach za porozumieniem stron" zakoczylimy nasz zwizek". Ja byam dla Mortimera zbyt niedojrzaa, a Mortimer by dla mnie... hmm... zbyt namolny. Prcz niego caowaam si tylko z Gordonem na wycieczce szkolnej na wysp Wight. Ale to si nie liczyo, poniewa a) byo czci zabawy prawda lub caus" (powiedziaam prawd, ale Gordon upar si, e to byo kamstwo) i b) nie by to prawdziwy pocaunek. Gordon nawet nie wyj z ust gumy do ucia. Poza malinkowym romansem" (jak to wtedy okrelia Leslie) i mitowym causem od Gordona byam wic cakowicie niecaowana. Zapewne byam te niedojrzaa", jak skomentowa to Mortimer. Wiedziaam, e strasznie pno zaczam, w wieku szesnastu i p roku, ale Leslie, ktra bd co bd chodzia z Maksem przez cay rok, uwaaa, e caowanie jest oglnie przereklamowane. Mwia, e pewnie miaa pecha, ale chopcy, z ktrymi si caowaa, zdecydowanie nie byli fachowcami w tej dziedzinie. Twierdzia, e naleaoby wprowadzi przedmiot pod tytuem caowanie", najlepiej zamiast religii, ktrej i tak nikt nie potrzebuje.
77

Do czsto rozmawiaymy o tym, jaki powinien by idealny pocaunek, i mas filmw ogldaymy po wiele razy tylko dlatego, e byy w nich bardzo pikne sceny pocaunkw. - Ach, panna Gwendolyn. Bdziesz askawa porozmawia dzi ze mn, pani, czy znowu mnie zignorujesz? - James zobaczy, jak wychodz z pracowni szstej klasy, i podszed do mnie. - Ktra godzina? - Popatrzyam wok, szukajc Leslie. - Czy ja wygldam jak zegar? - James rzuci mi oburzone spojrzenie. - Chyba na tyle dobrze mnie znasz, eby wiedzie, e czas nie odgrywa dla mnie adnej roli. - wite sowa. Skrciam za rg, aby rzuci okiem na wielki zegar na kocu korytarza. James poszed za mn. - Byam tam tylko dwadziecia minut - powiedziaam. - Gdzie znowu? - Och, James, wydaje mi si, e byam u ciebie w domu. Wszystko tam byo naprawd adne. Duo zota. I wiato wiec, takie przytulne. - Tak - przyzna James. - Nie takie smutne i pozbawione smaku jak tutaj. - Zatoczy rk uk, wskazujc szary korytarz szkolny. Nagle zrobio mi si go strasznie al. Przecie nie by znw lak duo starszy ode mnie - a ju nie y. - James, powiedz mi, caowae si kiedy z dziewczyn? - Co prosz? - Czy si caowae? - Nie przystoi tak mwi, panno Gwendolyn. - To znaczy, e si nie caowae? - Jestem mczyzn - odrzek James. - A co to ma by niby za odpowied? - parsknam, a James przybra tak oburzony wyraz twarzy, e mimo woli musiaam, si rozemia. - Czy ty waciwie wiesz, kiedy si urodzie?
78

- Chcesz mnie obrazi? Oczywicie, e znam dat wasnych urodzin. Trzydziesty pierwszy marca. - Ktrego roku? - 1762. - James butnie wysun podbrdek do przodu. -Trzy tygodnie temu skoczyem dwadziecia jeden lat. Razem z przyjacimi doskonale bawiem si w White Club, a z okazji tego wita ojciec spaci wszystkie moje karciane dugi i podarowa mi cudown kasztank. A potem musiaem dosta tej gupiej gorczki i pooyem si do ka. Tylko po to, by po przebudzeniu zobaczy, e wszystko si zmienio, i spotka bezczeln pannic, ktra powiada, e jestem duchem. - Przykro mi. Prawdopodobnie z powodu tej gorczki umare. - Bzdura! Po prostu nie najlepiej si poczuem - burkn James, lecz w jego oczach pojawi si cie niepewnoci. - Doktor Barrow stwierdzi, e zaraziem si czarn osp od lorda Stanhope'a. - Hmm - powiedziaam tylko. Musz poszuka tej czarnej ospy w Google. - Hmm. A c ma znaczy to: hmm? - James obrzuci mnie zym spojrzeniem. - O, tutaj jeste. - Leslie wypada z toalety, dobiega do mnie i rzucia mi si na szyj. Mylaam, e umr ze strachu. - Nic mi nie jest. Po powrocie wyldowaam wprawdzie w pracowni szstej klasy, ale nikogo tam nie byo. - Szsta klasa pojechaa na wycieczk do obserwatorium w Greenwich - wyjania Leslie. - O Boe, ale si ciesz, e ci widz. Powiedziaam panu Whitmanowi, e jeste w toalecie i wyrzygujesz sobie dusz z ciaa. Wysa mnie z powrotem do ciebie, ebym odgarna ci wosy z twarzy. - Ohyda. - James z niesmakiem przytkn do nosa chusteczk. - Powiedz tej piegowatej, e dama nie rozprawia o takich rzeczach. Nie zwracaam na niego uwagi. - Leslie, zdarzyo si co miesznego... Co, czego nie potrafi sobie wytumaczy.
79

- Wcale w to nie wtpi. - Leslie podetkna mi pod nos moj komrk. - Masz. Przyniosam z twojej szafki. W tej chwili masz zadzwoni do mamy. - Leslie, ona jest w pracy. Nie mog... - Zadzwo do niej! Odbya trzy podre w czasie, a ten ostatni raz widziaam na wasne oczy. Po prostu nagle znika! To byo niesamowite. Musisz natychmiast opowiedzie o tym mamie, eby nic ci si nie stao. Prosz. Czyby Leslie miaa zy w oczach? - Piegowata ma chyba dzisiaj swj dramatyczny dzie - zauway James. Wziam od niej komrk i zaczerpnam powietrza. - Prosz - powtrzya Leslie. Moja mama pracowaa w administracji szpitala witego Bartomieja. Wystukaam jej numer, patrzc przy tym na Leslie. Kiwna gow i sprbowaa si umiechn. - Gwendolyn? - Mama najwyraniej zobaczya moje imi na wywietlaczu. Miaa zatroskany gos. Jeszcze nigdy si nie zdarzyo, ebym zadzwonia do niej ze szkoy. - Co si stao? - Mamo... le si czuj. - Chora jeste? - Nie wiem. - Moe bierze ci ta grypa, na ktr choruj teraz wszyscy wokoo. Posuchaj, id do domu i od razu si po, a ja sprbuj dzisiaj wczeniej wrci z pracy. Zrobi ci sok ze wieo wyciskanych pomaraczy i gorcy okad na szyj. - Mamo, to nie grypa. To co gorszego, ja... - Moe to czarna ospa - wtrci James. Leslie spojrzaa na mnie, chcc doda mi otuchy. - Dawaj! - sykna. - Powiedz jej! - Kochanie? Wziam gboki wdech.
80

- Mamo, wydaje mi si, e jestem taka jak Charlotta. Bo ja wanie przed chwil... I dzi w nocy te... waciwie to si zaczo ju wczoraj. Chciaam ci o tym powiedzie, ale baam si, e mi nie uwierzysz. Mama milczaa. - Mamo? Spojrzaam na Leslie. - Ona mi nie wierzy. - Bo tylko si jkasz i plczesz - szepna Leslie. - No, sprbuj jeszcze raz. Ale to ju nie byo potrzebne. - Zosta tam, gdzie jeste - mama miaa zupenie zmieniony gos. - Czekaj na mnie przy szkolnej bramie. Wezm takswk i przyjad do ciebie najszybciej, jak to moliwe. - Ale... Mama zdya si ju rozczy. - Pan Whitman si na ciebie wkurzy - powiedziaam. - Mam to w nosie - odrzeka Leslie. - Poczekam, a przyjedzie twoja mama. Nie zaprztaj sobie gowy Wiewirem. Owin go sobie wok maego paluszka. - Co ja zrobiam? - Dokadnie to, co powinna - zapewnia mnie Leslie. Opowiedziaam jej, ile si dao, o mojej podry w przeszo. Leslie uznaa, e ta dziewczyna, ktra wygldaa tak jak ja, moga by jedn z moich przodki. Byam innego zdania. Dwie osoby nie mog by a tak do siebie podobne. Chyba e s jednojajowymi blinitami. Leslie uwaaa, e ta teoria take jest do przyjcia. - No! Jak Mania czy Ania! - powiedziaa. - Przy okazji wypoycz film na DVD. Zachciao mi si rycze. Kiedy znowu Leslie i ja bdziemy mogy obejrze sobie w spokoju film na DVD?
81

Takswka przyjechaa szybciej, ni si spodziewaam. Zatrzymaa si przed szkoln bram. Mama otworzya drzwi auta. - Wsiadaj - rzucia krtko. Leslie cisna mnie za rk. - Trzymaj si. Zadzwo do mnie, jak bdziesz moga. O mao si nie rozpakaam. - Leslie... dzikuj! - Ju dobrze - powiedziaa Leslie, take walczc ze Izami, ktre napyway jej do oczu. Na filmach te zawsze pakaymy w tych samych momentach. Wgramoliam si do takswki i usiadam obok mamy. Najchtniej rzuciabym si jej na szyj, ale miaa taki wyraz twarzy, e daam sobie spokj. - Tempie - powiedziaa do kierowcy. Potem szyba midzy szoferk a tyln kanap powdrowaa do gry i takswka ruszya. - Jeste na mnie za? - spytaam. - Nie, oczywicie, e nie, kochanie. To nie twoja wina. - To prawda! To wina tego gupiego Newtona - sprbowaam niemiao zaartowa, ale mama nie bya w nastroju do artw. - Nie, to nie jego wina. Jeli w ogle, to winna jestem ja. Miaam nadziej, e ominie nas ten kielich goryczy. Patrzyam na ni szeroko otwartymi oczami. - Co masz na myli? - Mylaam... miaam nadziej... nie chciaam ci... To jkanie si byo do niej zupenie niepodobne. Wygldaa na spit i bardzo powan. Tylko raz widziaam j w takim stanie - kiedy umar tata. - Nie chciaam tego przyj do wiadomoci. Przez cay czas miaam nadziej, e to Charlotta. - Chyba wszyscy w to wierzyli. Nikomu nie przyszoby do gowy, e Newton pomyli si w obliczeniach. Babcia na pewno dostanie szau. Takswka wczya si w szpaler aut na Piccadilly.
82

- Tu nie chodzi o twoj babci - powiedziaa mama. - Kiedy to si zdarzyo pierwszy raz? - Wczoraj! Po drodze do Selfridges. - O ktrej? - Chwil po trzeciej. Nie wiedziaam, co mam zrobi, wic wrciam pod dom i zadzwoniam do drzwi. Ale zanim kto zdy mi otworzy, byam ju znowu w naszych czasach. Drugi raz zdarzy si dzi w nocy. Schowaam si w szafie, ale tam kto spa, jaki sucy. Taki lekki awanturnik. Goni mnie przez cay dom i wszyscy mnie szukali, bo myleli, e jestem zodziejk. Na szczcie przeskoczyam z powrotem w czasie, zanim zdyli mnie znale. A trzeci raz przed chwil. W szkole. Tym razem pewnie przeniosam si w czasie duo dalej, bo ludzie byli w perukach... Mamo! Jeli teraz zacznie mi si to zdarza co par godzin, ju nigdy nie bd miaa normalnego ycia! I to wszystko dlatego, e ten idiota Newton... - Sama zauwayam, e ten dowcip ju si nieco zuy. - Powinna bya natychmiast mi powiedzie! - Mama pogaskaa mnie po gowie. - Mogo ci si sta co zego! - Chciaam to zrobi, ale ty powiedziaa, e my wszyscy mamy zbyt wybuja wyobrani. - Tak, ale nie miaam na myli... Nie bya ani troch na to przygotowana. Tak mi przykro. Przecie to nie twoja wina, mamo! Nikt nie mg tego wiedzie. - Ja wiedziaam - przyznaa si mama. I po krtkiej, niezrcznej przerwie dodaa: - Urodzia si tego samego dnia co Charlotta. - Nie, wcale nie tego samego dnia. Moje urodziny s smego padziernika, a Charlotty sidmego. - Ty te urodzia si sidmego padziernika, Gwendolyn. Nie mogam uwierzy w to, co powiedziaa. Mogam si tylko w ni wpatrywa. - Skamaam w kwestii daty twoich urodzin - mwia dalej mama. - To nie byo trudne. Urodzia si w domu i poona, ktra wystawiaa wiadectwo urodzenia, przychylia si do naszej proby. - Ale dlaczego?!
83

- Chodzio tylko o to, eby ci chroni, kochanie. Nie zrozumiaam. - Chroni? A przed czym? Przecie to si wanie stao. - My... ja chciaam, eby miaa normalne dziecistwo. Beztroskie dziecistwo. - Mama spojrzaa na mnie bagalnie. - Przecie rwnie dobrze moga wcale nie odziedziczy tego genu. - Mimo e urodziam si w dniu dokadnie wyliczonym przez Newtona? - Nadzieja umiera ostatnia - powiedziaa mama. - I daj w kocu spokj z Isaakiem Newtonem. Ta caa historia jest duo szersza, ni to sobie wyobraasz. Duo szersza, duo starsza i duo potniejsza. I znacznie bardziej niebezpieczna. Chciaam, eby trzymaa si od tego z daleka. - Ale od czego? Mama westchna. - To byo gupie z mojej strony. Powinnam bya wiedzie. Prosz, wybacz mi. - Mamo! - Gos mi si niemal zaama. - Nie mam najmniejszego pojcia, o czym ty w ogle mwisz. - Z kadym jej zdaniem moje oszoomienie i rozpacz rosy. - Wiem tylko, e zdarzyo si co, co wcale nie powinno si zdarzy. I e mnie to wkurza! Co par godzin robi mi si niedobrze i przeskakuj do innych czasw. Nie mam pojcia, jak temu zaradzi. - I dlatego pojedziemy teraz do nich - oznajmia mama. Zauwayam, e moja rozpacz sprawia jej bl, jeszcze nigdy nie widziaam, eby bya a tak zaamana. - A oni to... - Stranicy. Prastara tajna organizacja, nazywana rwnie lo hrabiego de Saint Germain. Mama wyjrzaa przez okno. - Zaraz bdziemy na miejscu. - Tajna organizacja! Chcesz mnie zawie do jakiej podejrzanej sekty, mamo? - To nie jest adna sekta. Cho podejrzani s tak czy owak. - Mama odetchna gboko i na chwil zamkna oczy. -Twj dziadek by czonkiem tej loy mwia dalej. - A przed nim jego ojciec, podobnie jak przedtem jego dziadek. Tak samo czonkiem loy by Isaac Newton, Wellington, Klaproth, von Arneth, Hahnemann, Karol von Hessen-Kassel, oczywicie wszyscy czonkowie rodu de Villiers i wielu, wielu innych... Twoja babcia twierdzi, e do tej loy naleeli rwnie Churchill i Einstein.
84

Te nazwiska nic mi nie mwiy. - Ale co oni robi? - To jest... hmm... Zajmuj si prastarymi mitami. I czasem. I takimi ludmi jak my. - To znaczy, e takich jak ja jest wielu? Mama potrzsna gow. - Tylko dwanacioro. I wikszo z nich ju dawno nie yje. Takswka zatrzymaa si i szyba dzielca nas od kierowcy spyna w d. Mama podaa mu kilka jednofuntowych banknotw. - Reszty nie trzeba - powiedziaa. - A po co przywioza mnie wanie tutaj? - zapytaam, kiedy stanymy na chodniku. Przejechaymy przez cay Strand, prawie do samego skrzyowania z Fleet Street. Wok nas pdziy samochody, po chodnikach pyny rzeki ludzi. Kawiarnie i restauracje po drugiej stronie byy wypenione do ostatniego miejsca, na poboczu stay dwa czerwone pitrowe autobusy wycieczkowe, a turyci na grnym, otwartym pokadzie pstrykali zdjcia monumentalnego zespou budynkw Royal Court of Justice. - Tam w bok, midzy tymi budynkami, wchodzi si do dzielnicy Tempie. - Mama odgarna mi wosy z twarzy. Spojrzaam na wskie przejcie dla pieszych, ktre pokazaa. Nie mogam sobie przypomnie, bym cho raz tdy sza. Mama musiaa zauway zaskoczenie na mojej twarzy. - Nigdy nie bya ze szko w Tempie? - zapytaa. - Koci i ogrody s naprawd warte zobaczenia. I Fountain Court. Moim zdaniem to najpikniejsza fontanna w caym miecie. Rzuciam jej wcieke spojrzenie. Co jest, zmienia si nagle w przewodniczk? - Chod, musimy przej na drug stron - powiedziaa i wzia mnie za rk. Poszymy za grup turystw, sami Japoczycy, wszyscy z pachtami planu miasta w rkach. Za rzdem domw wchodzio si w zupenie inny wiat. Ani ladu po oywionym ruchu Strandu i Fleet Street. Tu, pomidzy zwartymi majestatycznymi cigami domw o ponadczasowej urodzie, panowa zaskakujcy spokj i cisza. Wskazaam rk na turystw.
85

- A ci tutaj czego szukaj? Najpikniejszej fontanny w caym miecie? - Przyszli zwiedzi koci w Tempie - odrzeka mama, puszczajc moj ironiczn uwag mimo uszu. - Bardzo stary, wiele legend, wiele mitw. Japoczycy to uwielbiaj. A na scenie Middle Tempie Hall po raz pierwszy wystawiono Wieczr Trzech Krli Szekspira. Przez chwil szymy za Japoczykami, potem skrciymy w lewo i brukowan uliczk ruszyymy dalej midzy domami, wielokrotnie skrcajc. Atmosfera bya niemal sielska, ptaki pieway, na obficie ukwieconych klombach bzyczay pszczoy, nawet powietrze byo tu wiee i oywcze. Przy wejciach do domw wisiay miedziane tabliczki z wygrawerowanymi kolumnami nazwisk. - To wszystko adwokaci, pracownicy naukowi instytutu prawniczego - wyjania mama. - Nawet nie chc wiedzie, ile kosztuje wynajcie tutaj takiego biura. - Ja te nie - mruknam uraona. Jakby nie byo waniejszego tematu do rozmowy! Przed kolejnymi drzwiami zatrzymaa si. - To tutaj - powiedziaa. By to skromny dom, ktry mimo idealnej fasady i wieo pomalowanych futryn sprawia wraenie bardzo starego. Chciaam przeczyta nazwiska na miedzianej tablicy, ale mama popchna mnie w otwarte drzwi i poprowadzia na pierwsze pitro. Dwie mode kobiety, ktre wyszy nam naprzeciw, przywitay nas uprzejmie. - Gdzie my jestemy? Mama nie odpowiedziaa. Nacisna dzwonek, obcigna sweter i odgarna sobie wosy z twarzy. - Nie bj si, kochanie - powiedziaa, a ja nie byam pewna, czy mwi do mnie, czy do siebie. Drzwi otworzyy si z cichym zgrzytem i weszymy do jasnego pomieszczenia, ktre wygldao jak najzwyklejsze biuro. Pki z segregatorami, telefon, faks, komputer - nawet blondynka w rednim wieku za biurkiem nie wygldaa jako niezwykle. Tylko jej okulary byy troszk straszne, czarne jak smoa, z szerokimi oprawkami, ktre zakryway jej p twarzy. - W czym mog pani pomc? - zapytaa. - Och, pani jest... pann... pani Montrose?
86

- Shepherd - poprawia j mama. - Nie nosz ju panieskiego nazwiska. Wyszam za m. - Och, tak, oczywicie. - Kobieta umiechna si. - Ale nic a nic si pani nie zmienia. Zawsze i wszdzie poznaabym pani po tych wosach. - Omiota mnie wzrokiem. - Czy to pani crka? Ale podobna jest raczej do taty, nieprawda? Jak si czuje... Mama przerwaa jej w p sowa. - Pani Jenkins, musz pilnie zobaczy si z moj matk i panem de Villiers. - Och, obawiam si, e pani matka i pan de Villiers odbywaj teraz rozmow. - Pani Jenkins umiechna si przepraszajco. - Czy ma pani... Mama znowu wpada jej w sowo. - Chciaabym wzi udzia w tej rozmowie. - A wic... to... przecie pani wie, e to nie bdzie moliwe. - W takim razie prosz mi to umoliwi. Prosz im powiedzie, e przynosz im Rubin. - Co takiego? Ale... - Pani Jenkins spogldaa oszoomiona to na mnie, to na mam. - Niech pani po prostu zrobi to, o co prosz. Jeszcze nigdy nie syszaam, eby moja mama mwia takim zdecydowanym tonem. Pani Jenkins wstaa i wysza zza biurka. Zmierzya mnie wzrokiem z gry na d i od razu poczuam si nie najlepiej w tym wstrtnym szkolnym mundurku. Miaam brudne wosy zwizane gumk w koski ogon. Umalowana te nie byam (waciwie rzadko si maluj). - Jest pani pewna? - Oczywicie. Myli pani, e pozwoliabym sobie na gupie arty? Niech pani si pospieszy, mamy coraz mniej czasu. - Prosz tu poczeka. - Pani Jenkins odwrcia si i znika w kolejnych drzwiach midzy biurowymi szafami. - Rubin? - powtrzyam. - Tak - potwierdzia mama. - Kade z dwanaciorga podrnikw w czasie jest przyporzdkowane okrelonemu kamieniowi szlachetnemu. Ty jeste rubinem.
87

- Skd to wiesz? - Opal i bursztyn to pierwsza para, agatu w B gosy, wilka awatara, duet - solutio! - z akwamarynem, za nimi z moc szmaragd z cytrynem, karneole bliniacze to Skorpion, smy jest jadeit, digestion. W E-dur czarny turmalin pobrzmiewa, w F blask szafiru jasny olniewa i diament, z nimi prawie w rzdzie, jedenacie i siedem, Lew poznany bdzie. Projectio! Czas pynie strumieniem, rubin to pocztek, lecz i zakoczenie...". - Mama spojrzaa na mnie, umiechajc si ze smutkiem. -Wci jeszcze znam to na pami. Kiedy recytowaa ten tekst, z jakiego powodu dostaam gsiej skrki. Mniej przypomina mi wiersz, bardziej formu zaklcia, co, co mamrocz ze czarownice, mieszajc w kotle, z ktrego unosz si zielonkawe opary. - Co to ma znaczy? - Nic innego jak wierszyk uoony przez panw uwielbiajcych tajemnice, po to, eby jeszcze bardziej skomplikowa to, co i tak jest skomplikowane - powiedziaa mama. - Dwanacie cyfr, dwanacioro podrnikw w czasie, dwanacie kamieni szlachetnych, dwanacie rodzajw dwiku, dwanacie ascen-dentw, dwanacie krokw na drodze do stworzenia kamienia filozoficznego... - Kamienia filozoficznego? A co takiego... - przerwaam i westchnam gboko. Miaam dosy nieustannego zadawania pyta, ktrych nawet nie mogam dokoczy, a z kad odpowiedzi czuam, e wiem coraz mniej i jestem coraz bardziej zagubiona. Zreszt mama najwyraniej wcale nie zamierzaa na nie odpowiada. Wygldaa przez okno. - Tu si w ogle nic nie zmienio. Tak jakby czas zatrzyma si w miejscu. - Czsto tu bywaa? - Ojciec czasem mnie tu przywozi - odrzeka mama. - By pod tym wzgldem odrobin bardziej wspaniaomylny ni moja matka. Rwnie w kwestii tajemnic. Jako dziecko chtnie tu przyjedaam. A potem, kiedy Lucy... - westchna. Przez chwil walczyam ze sob, zastanawiajc si, czy powinnam pyta dalej, ale potem ciekawo zwyciya.
88

- Ciocia Maddy powiedziaa mi, e Lucy take podruje w czasie. To dlatego ucieka? - Tak - potwierdzia mama. - A dokd? - Tego nikt nie wie. Mama przejechaa rk po wosach. Najwyraniej bya poruszona, jeszcze nigdy nie widziaam jej tak zdenerwowanej. Gdybym sama nie bya tak wkurzona, pewnie byoby mi jej szkoda. Przez chwil milczaymy. Mama znowu wyjrzaa przez okno. - A wic jestem rubinem - odezwaam si po chwili. - Taki czerwony, prawda? Mama skina gow. - W takim razie jakim kamieniem jest Charlotta? - adnym - odpara mama. - Mamo, a moe ja mam siostr bliniaczk, o ktrej zapomniaa mi powiedzie? Mama spojrzaa na mnie z umiechem. - Nie, nie masz siostry, kochanie. - Jeste pewna? - Tak, jestem cakowicie pewna. Przecie byam przy twoich narodzinach, zapomniaa? Skd dobiegy nas odgosy szybko zbliajcych si krokw. Mama zesztywniaa i wzia gboki oddech. Razem z pani w okularach, ktra nas przywitaa, do pokoju wkroczya ciotka (ilenda, a za nimi wszed starszy, niski, ysy mczyzna. Ciotka Glenda wygldaa na rozzoszczon. - Grace! Pani Jenkins twierdzi, e powiedziaa... - Zgadza si - potwierdzia mama. -1 nie mam ochoty marnowa czasu Gwendolyn na przekonywanie akurat ciebie, e to prawda. Chc si natychmiast zobaczy z panem de Villiers. Gwendolyn musi zosta wczytana do chronografu. - Ale to idiotyzm! - Ciotka Glenda niemal krzyczaa. -Charlotta... - Jeszcze nie przeskoczya w czasie, prawda? - Mama zwrcia si do niskiego, grubego ysielca. - Bardzo mi przykro, znam pana, ale nie mog sobie przypomnie, jak si pan nazywa.
89

- George - przedstawi si mczyzna. - Thomas George. A pani jest najmodsz crk lady Aristy, Grace. Bardzo dobrze pani pamitam. - Pan George - powiedziaa mama. - Oczywicie. Odwiedzi nas pan po narodzinach Gwendolyn w Durham, pamitam pana. Oto Gwendolyn. To ona jest rubinem, ktrego panu brakuje. - To niemoliwe - odezwaa si piskliwie ciotka Glenda. -To zupenie i absolutnie niemoliwe. Gwendolyn ma niewaciw dat urodzenia. Poza tym przysza na wiat dwa miesice za szybko. Niedorozwinity wczeniak. Prosz tylko na ni spojrze. Pan George wanie to czyni. Taksowa mnie spojrzeniem przyjaznych bladoniebieskich oczu. Sprbowaam patrze na niego moliwie swobodnym wzrokiem, ukrywajc skrpowanie. Niedorozwinity wczeniak! Ciotce Glendzie najwyraniej brakowao pitej klepki. Miaam prawie metr siedemdziesit wzrostu i nosiam biustonosz z miseczk B, z uciliw tendencj do C. - Wczoraj przeskoczya w czasie po raz pierwszy - powiedziaa mama. - Nie chciaam tylko, eby co jej si stao. Kady niekontrolowany przeskok w czasie zwiksza ryzyko. Ciotka Glenda zamiaa si szyderczo. - Nikt ci w to nie uwierzy. To tylko aosna prba znalezienia si w centrum uwagi. - Och, zamknij si wreszcie, Glendo. Niczego bardziej bym sobie nie yczya, jak trzyma si jak najdalej od tego wszystkiego i pozostawi twojej Charlotcie niewdziczn rol obiektu bada tych optanych ezoteryczn mani pseudonaukowcw i fanatycznych wielbicieli tajemnic! Ale to nie Charlotta odziedziczya ten przeklty gen, lecz Gwendolyn! Wzrok mamy przepeniay wcieko i pogarda. Z tej strony kompletnie jej nie znaam. Pan George zamia si cicho. - Nie ma pani o nas najlepszego zdania, pani Shepherd. Mama wzruszya ramionami. - Nie, nie, nie. - Ciotka Glenda opada na jedno z krzese. -Nie mog duej wysuchiwa tych bzdur. Przecie nawet nie urodzia si w odpowiednim dniu. Poza tym bya wczeniakiem. Wydawao si, e ta caa sprawa z wczeniactwem jest dla niej szczeglnie wana. - Ma pani ochot na filiank herbaty, pani Montrose? -s/.cpna pani Jenkins. - Nieche mi pani da spokj z t pani herbat - prychna ciotka Glenda.
90

- Czy kto napiby si herbaty? - Nie, dzikuj - odpowiedziaam. Pan George znw mierzy mnie spojrzeniem bladoniebieskich oczu. - A wic, Gwendolyn, odbya ju podr w czasie? Skinam gow. - A dokd, jeli mog spyta? - Tam, gdzie akurat staam - odrzekam. Pan George umiechn si. - Chodzio mi o to, do jakich czasw trafia? - Nie mam najmniejszego pojcia - odparam bojowo. - Nigdzie nie byo napisu z dat. I nikt nie mia ochoty mi jej zdradzi. Prosz posucha! Nie chc tego! Chc, eby si to skoczyo. Czy moe pan zrobi tak, eby si to skoczyo? Pan George nie odpowiedzia. - Gwendolyn przysza na wiat dwa miesice przed wyliczon dat porodu - zacz, nie zwracajc si do nikogo konkretnego. - smego padziernika. Sam osobicie sprawdziem wiadectwo urodzenia i wpis w urzdzie stanu cywilnego. I dziecko te sprawdziem. Zadaam sobie pytanie, co takiego mona sprawdzi u dziecka. Czy jest prawdziwe? - Urodzia si wieczorem sidmego padziernika - powiedziaa mama, a jej gos lekko drat. Przekupilimy poon, eby w metryce przesuna o kilka godzin czas urodzenia. - Ale dlaczego? - Pan George najwyraniej rozumia z tego rwnie mao jak ja. - Bo... po tym wszystkim, co stao si z Lucy, chciaam zaoszczdzi memu dziecku tych problemw. Chciaam j chroni. I miaam nadziej, e moe wcale nie odziedziczya tego genu, tylko zupenie przypadkowo urodzia si tego samego dnia co nosicielka genu. W kocu Glenda urodzia wtedy Charlotte, w ktrej pokadano wszelkie nadzieje... - Nie kam! - zawoaa ciotka Glenda. - Przecie to wszystko byo celowe! Twoje dziecko miao si urodzi dopiero w grudniu, ale ty specjalnie zakombinowaa ze swoj ci i zaryzykowaa przedwczesny pord tylko po to, eby moga urodzi w tym samym dniu co ja! Ale ci si nie udao! Twoja crka urodzia si dzie pniej. Ale si ubawiam, jak o tym usyszaam! - Sprawdzenie tego powinno by dosy proste - powiedzia pan George.
91

- Nie pamitam nazwiska tej poonej - wtrcia szybko mama. - Wiem tylko, e miaa na imi Dawn. Ale to bez znaczenia. - Ha! - wykrzykna ciotka Glenda. - Te bym tak mwia na twoim miejscu. - Na pewno mamy nazwisko i adres tej poonej w naszych aktach. - Pan George odwrci si w stron pani Jenkins. -Trzeba j znale, to wane. - Nie ma takiej potrzeby - powiedziaa mama. - Zostawcie t biedn kobiet w spokoju. Dostaa od nas tylko troch pienidzy. - Chcemy jej zada par pyta - rzek pan George. - Pani Jenkins, prosz si dowiedzie, gdzie teraz mieszka. - Ju id. - Pani Jenkins wysza przez boczne drzwi. - Kto jeszcze o tym wie? - spyta pan George. - Wiedzia o tym tylko mj m. - W glosie mamy pobrzmiewaa nuta przekory, a zarazem triumfu. - A jego nie moe ju pan drczy pytaniami. Niestety, umar. - Wiem. Biaaczka, czy nie? Wielka tragedia. - Pan George zacz chodzi po pokoju tam i z powrotem. - Jak pani mwia, kiedy to si zaczo? - Wczoraj - wtrciam. - Zdarzyo si trzykrotnie w cigu ostatnich dwudziestu godzin - wyjania mama. - Boj si o ni. - A trzykrotnie! - Pan George zatrzyma si. - A kiedy by ostatni raz? - Mniej wicej godzin temu - powiedziaam. Od kiedy wydarzenia zaczy si toczy w szaleczym tempie, straciam cakowicie poczucie czasu. - To znaczy, e zdymy jeszcze wszystko przygotowa. - Chyba jej pan nie wierzy! - zawoaa ciotka Glenda. - Panie George! Zna pan Charlotte. A teraz niech pan wemie t dziewczyn tutaj i porwna j z moj Charlotta. Czy naprawd pan wierzy, e
92

stoi przed panem Numer Dwanacie? Rubin czerwony magi kruka obdarzony, G-dur zamyka krg, przez dwunastu utworzony". Czy pan w to wierzy? - Zawsze istnieje taka moliwo - powiedzia pan George. - Chocia pani motywy, pani Shepherd, wydaj mi si bardziej ni wtpliwe. - To ju pana problem - odrzeka zimno mama. - Jeli naprawd chciaa pani chroni swoje dziecko, nie powinna bya jej pani pozwoli y przez tyle lat w niewiadomoci. Podre w czasie bez przygotowania s bardzo niebezpieczne. Mama zagryza wargi. - Miaam wanie nadziej, e to Charlotta jest t... - Bo jest! - wykrzykna ciotka Glenda. - Od dwch dni ma jednoznaczne objawy. To si moe wydarzy w kadej chwili. Moe dzieje si wanie teraz, kiedy marnujemy czas na wysuchiwanie wyssanych z palca opowieci mojej zawistnej modszej siostry. - Moe dla odmiany raz wczyaby swj mzg, Glendo. -W gosie mamy zabrzmiao zmczenie. - Dlaczego miaybymy co takiego wymyla? Kto prcz ciebie dobrowolnie zrobiby co takiego swojej crce? - Bd si upiera, by... - Ciotka Glenda urwaa, nie zdradzajc, przy czym bdzie si upiera. To wszystko okae si podym oszustwem. Mielimy ju do czynienia z sabotaem i pan wie, panie George, do czego to doprowadzio. I teraz, niemal u celu, naprawd nie moemy sobie pozwoli na kolejne pomyki. - Myl, e decyzja nie naley do nas - powiedzia pan George. - Prosz za mn, pani Shepherd. I ty take, Gwendolyn. - Po czym z lekkim umieszkiem dorzuci: - Nie bjcie si, optani ezoteryczn mani pseudonaukowcy i fanatyczni wielbiciele tajemnic nie gryz.

93

Stpiaj pazury lwa. Czasie aroczny, Ziemi ka pore kwiat potomstwa swego, Rwij ostre zby z szczk tygrysa mrocznych, Spal sdziwego Feniksa w krwi jego. William Szekspir, sonet XIX (prze.Maciej Somczyski)

94

7. Poprowadzono nas schodami w gr, a potem dugim korytarzem, ktry kilka razy skrca pod ktem czterdziestu piciu stopni, to znw bieg par stopni w gr albo w d. Widok z nielicznych okien, ktre mijalimy, cigle si zmienia: raz wida byo rozlegy ogrd, innym razem jaki budynek albo niewielkie podwrze. Szlimy okropnie dugo, na przemian po parkiecie i posadzkach z kamiennej mozaiki, obok licznych zamknitych drzwi, krzese stojcych pod cianami w niekoczcych si rzdach, oprawionych w ramy obrazw olejnych, szaf penych ksig w skrzanych oprawach, porcelanowych figurek, rzeb i zbroi rycerskich. Wszystko wygldao jak w jakim muzeum. Ciotka Glenda przez cay czas rzucaa mamie jadowite spojrzenia. Mama ze swej strony ignorowaa siostr, na ile si dao. Bya blada i wygldaa na potwornie spit. Miaam wielk ochot wzi j za rk, ale wtedy ciotka Glenda zauwayaby, jak bardzo si boj, a to bya ostatnia rzecz, jakiej bym chciaa. Niemoliwe, ebymy cigle znajdowali si w tym samym domu. Zdawao mi si, e przeszlimy ju co najmniej przez trzy nastpne budynki, a wreszcie pan George zatrzyma si i zastuka do drzwi. Sala, do ktrej nas wprowadzi, caa bya wyoona ciemn boazeri, podobnie jak nasza jadalnia. Rwnie sufit by z ciemnego drewna. Niemal wszystko pokryway kunsztowne, czciowo barwnie pomalowane rzebienia. Meble te byy ciemne i masywne. Powinno tu by duszno i upiornie, jednak przez wysokie okna wpadao wiato dzienne i wida byo kwitncy ogrd. Za murem na kocu ogrodu migotaa nawet w socu Tamiza. Ale nie tylko ten widok i wiato sprawiay pogodne wraenie, rwnie rzeby emanoway pewn radoci mimo odraajcych twarzy i trupich czaszek. To wygldao tak, jakby ciany yy. Leslie byaby zachwycona, mogc dotkn tysicy ranych pkw, do zudzenia przypominajcych prawdziwe, oraz zwierzcych gw, w ktrych moe kryy si tajne
95

mechanizmy. Byy tam skrzydlate lwy, sokoy, gwiazdy, soca i planety, smoki, jednoroce, elfy, nimfy, drzewa i okrty, a wszystkie rzeby zdaway si pene ycia. Najwiksze wraenie zrobi na mnie smok, ktry jakby unosi si nad nami pod sufitem. Od klinowatego zakoczenia ogona do wielkiego, pokrytego uskami ba mierzy z pewnoci siedem metrw. Nie mogam oderwa od niego oczu. Ale by pikny! Z tego zachwytu niemal umkno mi, po co si tutaj znalelimy. Oraz to, e w tej sali nie bylimy sami. Wszyscy obecni zareagowali na nasz widok niczym raeni piorunem. - Wyglda na to, e wystpiy komplikacje - oznajmi pan George. Lady Arista, stojca pod jednym z okien, odezwaa si: - Grace! Czy nie powinna by w pracy? A Gwendolyn w szkole? - Niczego bardziej bymy nie pragny, mamo - powiedziaa mama. Charlotta siedziaa na sofie, tu pod jedn z fantastycznych syren, w ktrej ogonie kada uska bya kunsztownie wyrzebiona i pomalowana na wszystkie moliwe odcienie bkitu i tur-kusu. Obok sofy, oparty o szeroki gzyms kominka, sta mczyzna w wytwornym czarnym garniturze i okularach w czarnych oprawkach. Nawet krawat mia czarny. Rzuci nam wymowne, mroczne spojrzenie. Jego marynarki trzyma! si may, moe siedmioletni chopiec. - Grace! - Zza biurka podnis si wysoki mczyzna. Mia siwe falujce wosy, ktre niczym lwia grzywa opaday mu na szerokie ramiona, i oczy o wyranym jasnobrzowym odcieniu, przypominajcym bursztyn. Twarz bya znacznie modsza, ni mogyby na to wskazywa siwe wosy, i to bya jedna z tych twarzy, ktre wystarczy zobaczy raz i ju nigdy si ich nie zapomina, tak bardzo s fascynujce. Mczyzna umiechn si, pokazujc rwne, biae zby. - Grace. Dawno si nie widzielimy. - Obszed wkoo biurko i wycign rk do mojej mamy. - Nic a nic si nie zmienia. Ku mojemu zdumieniu mama zarumienia si. - Dzikuj. To samo mona powiedzie o tobie, Falk. - Wosy mi posiwiay. - Mczyzna machn rk.
96

- Moim zdaniem jest ci w nich do twarzy - odrzeka mama. Hej? Czyby mama flirtowaa z tym typkiem? Jego umiech sta si jeszcze bardziej promienny, a potem spojrzenie bursztynowych oczu przenioso si z mamy na mnie i znowu miaam niemie wraenie, e kto mierzy mnie wzrokiem. Te jego oczy byy naprawd dziwne. Rwnie dobrze mogyby nalee do wilka albo do dzikiego kota. Wycign do mnie rk. - Jestem Falk de Villiers. A ty pewnie jeste Gwendolyn, crka Grace. Ucisk jego doni by mocny i serdeczny. - Pierwsza dziewczynka z rodu Montrose, jak znam, ktra nie ma rudych wosw. - Kolor wosw odziedziczyam po tacie - wyjaniam zmieszana. - Czy moemy przej do rzeczy? - spyta stojcy obok kominka ubrany na czarno mczyzna w okularach. Falk de Villiers puci moj rk i mrugn do mnie. - Prosz. - Moja siostra opowie tu zaraz zupenie niesychan histori - odezwaa si ciotka Glenda. Byo wyranie wida, jak wiele kosztuje j to, by nie krzycze. - A pan George nie chcia mnie sucha. Ona twierdzi, e Gwendolyn - Gwendolyn! -odbya wanie a trzy podre w czasie. I poniewa doskonale wie, e nie jest w stanie tego udowodni, wyczarowaa jak z kapelusza odpowiedni dziewczyn, ktra miaaby potwierdzi faszyw dat urodzenia. Chciaabym przypomnie wam, co wydarzyo si przed siedemnastu laty i e Grace nie odegraa wwczas chwalebnej roli w tych wydarzeniach. Teraz, kiedy jestemy prawie u celu, wcale si nie dziwi, e pojawia si tu, by pokrzyowa nasze plany. Lady Arista opucia swoje miejsce pod oknem i podesza bliej. - Czy to prawda, Grace? Miaa taki sam wyraz twarzy jak zawsze, surowy i nieprzejednany. Czasem zastanawiaam si, czy powodem znieruchomienia jej rysw mogy by gadko zaczesane do tylu wosy. By moe
97

utrzymyway one minie zawsze w tym samym miejscu. Gdy bya zdenerwowana, najwyej rozszerzay si jej oczy. Tak jak teraz. - Pani Shepherd powiada, e ona i jej m przekupili poon, by sfaszowaa wpis w akcie urodzenia, eby nikt si nie dowiedzia, e take Gwendolyn moe by brana pod uwag jako nosicielka genu - oznajmi pan George. - Ale z jakiego powodu miaaby co takiego zrobi? - Mwi, e chciaa chroni dziecko, a poza tym miaa nadziej, e to Charlotta jest nosicielk genu. - Miaa nadziej! miechu warte! - zawoaa ciotka Glenda. - Moim zdaniem to brzmi cakiem logicznie - powiedzia pan George. Zerknam na Charlotte, ktra siedziaa poblada na sofie, patrzc po kolei na wszystkich obecnych. Kiedy nasze spojrzenia si skrzyoway, szybko odwrcia gow. - Mimo najlepszych chci nie potrafi w tym dostrzec adnej logiki - odezwaa si lady Arista. - Wanie sprawdzamy ca t histori - odrzek pan George. - Pani Jenkins znajdzie tamt poon. - A tak z ciekawoci: ile jej wtedy zapacia, Grace? - spyta Falk de Villiers. W cigu ostatniej minuty jego oczy zwziy si i teraz, gdy patrzy na mam, wyglda jak wilk. - Ja... nie pamitam - powiedziaa mama. Pan de Yilliers unis brwi. - To nie moga by dua suma. O ile wiem, dochody twojego ma byy raczej skromne. - Jeszcze jak - sykna jadowicie ciotka Glenda. - Ndzarz! - A zatem, jak mwicie, to nie moga by dua suma - rzeka mama. Niepewno, jaka ogarna j na widok pana de Villiers, zdya si ju ulotni, podobnie zreszt jak rumieniec z jej twarzy. - Dlaczego poona uczynia to, o co j poprosilicie? - spyta pan de Villiers. - W kocu dopucia si przecie faszerstwa dokumentw. Cakiem niebahe przestpstwo. Mama odchylia gow do tyu.
98

- Powiedzielimy, e nasza rodzina naley do sekty satanistw i chorobliwie wierzy w horoskopy. I e dziecko urodzone sidmego padziernika musiaoby znosi straszliwe cierpienia i staoby si ofiar satanistycznych obrzdw. Uwierzya nam. A poniewa miaa mikkie serce i nie cierpiaa satanistw, sfaszowaa dat urodzenia w metryce. - Satanistyczne obrzdy! C za impertynencja! - Mczyzna koo kominka sykn jak w, a may chopiec przylgn do niego jeszcze mocniej. Pan de Villiers umiechn si z uznaniem. - Zgrabna historyjka. Zobaczymy, czy poona opowie j tak samo. - Marnowanie czasu na takie sprawdzanie wydaje mi si niezbyt mdre - wtrcia lady Arista. - Susznie - przytakna ciotka Glenda. - Charlotta w kadej chwili moe cofn si w czasie. Wtedy bdziemy wiedzieli, e Grace wymylia t histori, wycigna j z kapelusza, eby rzuca nam kody pod nogi. - A nie mogy obie odziedziczy tego genu? - spyta pan George. - To si ju przecie kiedy zdarzyo. - Tak, ale Timothy i Jonathan de Villiers byli jednojajowy-mi blinitami - przypomnia pan de Villiers. -1 jako tacy byli rwnie zapowiadani w proroctwach. - A w chronografie s dwa karneole, dwie pipety, dwa razy po dwanacie elementw wachlarza i dwa tory przeszkd -powiedzia mczyzna koo kominka. - Rubin wystpuje pojedynczo. - Te prawda - przyzna pan George, a jego okrga twarz sprawiaa wraenie zatroskanej. - Powinnimy raczej przeanalizowa motywy kamstwa mojej siostry. - Ciotka Glenda rzucia mamie spojrzenie pene nienawici. - Jeli zamierzasz osign to, by wczyta krew Gwendolyn do chronografu i w ten sposb uczyni go bezuytecznym, to jeste bardziej naiwna, ni sdziam. - Jak ona moe myle, e uwierzymy jej choby w jedno sowo? - odezwa si mczyzna koo kominka. Jego zachowanie, jakby mamy i mnie wcale tu nie byo, wydao mi si mocno aroganckie. - Pamitam, jak Grace kamaa, chcc chroni Lucy i Paula. Pozwolia im uzyska decydujc przewag. Gdyby nie ona, moe jeszcze udaoby si zapobiec katastrofie. - Jake! - przywoa go do porzdku pan de Villiers.
99

- Jakiej katastrofie? - spytaam. I kim by Paul? - Ju sam obecno tych osb w tym pomieszczeniu uwaam za bezczelno - powiedzia mczyzna koo kominka. - Kim pan jest? - Wzrok mamy i jej ton byy bardzo chodne. To, e nie daa si zastraszy, zrobio na mnie due wraenie. - To nie ma nic do rzeczy. - Mczyzna nawet nie zaszczyci jej spojrzeniem. Jasnowosy chopiec wychyli si zza jego plecw i popatrzy! na mnie. Z tymi piegami na nosie przypomina! mi Nicka, kiedy byl mniejszy, dlatego umiechnam si do niego. Biedny may mie za dziadka takiego bufona, to musiaa by katastrofa. Skwitowa mj umiech przeraonym spojrzeniem szeroko otwartych oczu, a potem znw schowa si za mczyzn. - To jest doktor Jakob White - przedstawi go Falk de Vil-liers z wyran nutk rozbawienia w gosie. - Geniusz w dziedzinie medycyny i biochemii. Zwykle jest nieco bardziej uprzejmy. Spojrza na mnie, a potem jego wzrok powdrowa z powrotem na mam. - Tak czy inaczej musimy podj decyzj. Mamy ci wierzy, Grace, czy co przed nami ukrywasz? Przez kilka sekund mama wpatrywaa si w niego gniewnym wzrokiem. Potem spucia oczy i powiedziaa cicho: - Nie przyszam tu, by przeszkodzi wam w waszej wielkiej, tajemniczej misji. Jestem tu po to, by mojej crce nie stao si nic zego. Dziki chronografowi jej podre w czasie mogyby przebiega bezpiecznie, a ona mogaby w miar normalnie y. To wszystko, czego chc. - Ale tak, oczywicie - parskna ciotka Glenda. Podesza do sofy i usiada obok Charlotty. Te bym chtnie usiada, bo nogi zaczynay mnie ju bole. Ale poniewa nikt nie zaproponowa mi krzesa, nie pozostawao mi nic innego, jak sta dalej. - To, co zrobiam wtedy, nie ma nic wsplnego z... waszymi sprawami - mwia dalej mama. Zreszt niewiele o nich wiem, a z tego, co wiem, rozumiem zaledwie poow. - No to ju zupenie nie potrafi znale przyczyny, dla ktrej miaa si pani w to wtrci powiedzia ubrany na czarno pan White. - W rzeczy, o ktrych nie ma pani pojcia.
100

- Chciaam tylko pomc Lucy - odrzeka mama. - Bya moj ukochan bratanic, opiekowaam si ni, kiedy jeszcze bya niemowlciem, a ona poprosia mnie o pomoc. Co zrobiby pan na moim miejscu? Dobry Boe, oni oboje byli tacy modzi i zakochani, i... po prostu nie chciaam, eby co im si stao. - Doskonale si to pani udao, nie ma co. - Kochaam Lucy jak wasn siostr. - Mama rzucia spojrzenie ciotce Glendzie i dodaa: Bardziej ni wasn siostr. Ciotka Glenda uja rk Charlotty i pogaskaa j. Charlotta wpatrywaa si w podog. - Wszyscy bardzo kochalimy Lucy! - odezwaa si lady Arista. - Tym bardziej istotne byo, by trzyma j z daleka od tego chopca i jego dziwacznych pogldw, a nie jeszcze j w tym umacnia! - Dziwacznych pogldw! Te mi co! To przecie ta maa rudowosa bestyjka napakowaa Paulowi gow tymi idiotycznymi teoriami spiskowymi - powiedzia doktor White. - Namwia go do tej kradziey. - To kamstwo! - sprzeciwia si lady Arista. - Lucy nigdy by czego takiego nie zrobia. To Paul wykorzysta! jej modziecz naiwno i uwid! j. - Naiwno? miechu warte! - parskn doktor White. Falk de Villiers unis do. - Wielokrotnie ju toczylimy t zbdn dyskusj. Myl, e opinie wszystkich s wystarczajco dobrze znane. - Spojrza na zegar. - Gideon powinien wrci w kadej chwili, a do tego czasu musimy podj decyzj o dalszym trybie postpowania. Charlotto, jak si czujesz? - Cigle jeszcze boli mnie gowa - powiedziaa Charlotta, nie odrywajc wzroku od podogi. - Sam pan widzi. - Ciotka Glenda zamiaa si jadowicie. - Mnie te boli gowa - rzucia mama. - Ale to nie znaczy, e zaraz cofn si w czasie. - Jeste... jeste wstrtnym potworem! - wykrzykna ciotka Glenda. - Uwaam, e powinnimy po prostu zaoy, e pani Shepherd i Gwendolyn mwi prawd powiedzia pan George, wycierajc chusteczk ysin. - Inaczej tracimy tylko cenny czas. - Chyba nie mwisz powanie, Tomaszu! - Doktor White rbn pici w obramowanie kominka tak mocno, e przewrci jeden z cynowych kubkw.
101

Pan George wzdrygn si. - Wygldaoby wic na to, e ostatnia podr w czasie miaa miejsce ptorej do dwch godzin temu. Moglibymy przygotowa dziewczyn i jak najdokadniej udokumentowa kolejny przeskok w czasie. - Jestem tego samego zdania - popar go pan de Villiers. -Jakie sprzeciwy? - Rwnie dobrze mona by gada do ciany - prychnl doktor White. - Wanie - zgodzia si z nim ciotka Glenda. - Proponowabym do tego pomieszczenie archiwum - powiedzia pan George. - Gwendolyn byaby bezpieczna, a po jej powrocie moglibymy natychmiast wczyta j do chronografu. - Ja bym jej nie dopuszcza nawet w poblie chronografu! -zawoa doktor White. - Jake, na Boga, dosy ju tego - osadzi go pan de Villiers. - To tylko moda dziewczyna. Sdzisz, e ukrya bomb pod szkolnym mundurkiem? - Tamta te bya tylko mod dziewczyn - odburkn doktor White. Pan de Villiers skin w stron pana George'a. - Zrobimy tak, jak zaproponowae. Zajmij si tym. - Chod ze mn, Gwendolyn - zwrci si do mnie pan George. Nie ruszyam si z miejsca. - Mamo? - W porzdku, kochanie. Bd tu na ciebie czeka. - Mama zmusia si do umiechu. Zerknam na Charlotte. Wci wpatrywaa si w podog. Ciotka Glenda zamkna oczy i zrezygnowana odchylia si do tyu. Sprawiaa wraenie, jakby j te strasznie rozbolaa gowa. Mama natomiast patrzya na mnie tak, jakby widziaa mnie pierwszy raz w yciu. By moe tak wanie byo. Tamten may chopak znowu wyjrza zza marynarki doktora White'a i przyglda mi si szeroko otwartymi oczami. Biedny malec. Ten zoliwy staruch nie odezwa si jeszcze do niego ani jednym sowem, traktowa go jak powietrze. - Na razie, skarbie - powiedziaa mama.
102

Pan George uj mnie pod rami i umiechem doda mi otuchy. Te sprbowaam si umiechn. Jako go polubiam. W kadym razie by najmilszy z nich wszystkich. I jedyny, ktry zdawa si dawa nam wiar. Mimo to nie czuam si dobrze, zostawiajc tu mam sam. Kiedy drzwi si za nami zatrzasny i stanlimy w korytarzu, o may wos nie zaczam paka i woa ja chc do mamy!". Zdoaam si jednak opanowa. Pan George puci moje rami i poszed przede mn, najpierw t sam drog, ktr tu przyszlimy, a potem przez drzwi do nastpnego korytarza, schodami w d, przez kolejne drzwi do nastpnego korytarza - to by najprawdziwszy labirynt. Cho bardziej pasowayby tu pochodnie, korytarze byy owietlone nowoczesnymi lampami, ktre daway wiato niemal tak jasne jak dzienne. - Z pocztku mona si pogubi, ale po pewnym czasie czowiek zaczyna si tu orientowa powiedzia pan George. Znowu poszlimy w d, tym razem szerokimi kamiennymi krconymi schodami, ktre zdaway si bez koca cign w gb ziemi. - Budynek ten wznieli w dwunastym wieku rycerze z zakonu templariuszy, przedtem budowali tu Rzymianie, a jeszcze przed nimi Celtowie. Dla nich wszystkich byo to wite miejsce i nie zmienio si to do dzi. T szczegln atmosfer czu tu na kadym kroku, nie sdzisz? Jak gdyby ten kawaek ziemi emanowa szczegln moc. Niczego takiego nie czuam. Wrcz przeciwnie, byam raczej wyczerpana i zmczona. Brakowao mi snu po le przespanej ostatniej nocy. Kiedy na kocu schodw skrcilimy ostro w prawo, nagle stan przed nami mody mczyzna. Niewiele brakowao, a wpadlibymy na siebie. - Hop! - zawoa pan George. - Pan George! Chopak mia ciemne krcone wosy sigajce do ramion i zielone oczy, tak lnice, i pomylaam, e pewnie nosi szka kontaktowe. Cho nie widziaam go nigdy wczeniej, rozpozna103

am go od razu. Rwnie jego gos poznaabym zawsze i wszdzie. To by ten chopak, ktrego widziaam podczas swojej ostatniej podry w czasie. cilej biorc, chopak, z ktrym caowaa si ta dziewczyna, mj sobowtr, a ja przygldaam si zza kotary, nie wierzc wasnym oczom. Teraz gapiam si na niego osupiaa. Z przodu i bez peruki wyglda jeszcze tysic razy lepiej. Zupenie zapomniaam, e ani ja, ani Leslie nie lubiymy specjalnie chopakw z dugimi wosami (Leslie twierdzia, e chopcy zapuszczaj sobie wosy tylko po to, by schowa pod nimi odstajce uszy). Do poirytowany chopak zmierzy mnie szybko wzrokiem od stp do gw, a potem rzuci panu George'owi pytajce spojrzenie. - Gideonie, to jest Gwendolyn Shepherd - przedstawi mnie pan George, wzdychajc lekko. Gwendolyn, to jest Gideon de Villiers. Gideon de Villiers. Ten, ktry gra w polo. Ten drugi podrnik w czasie. - Cze - powiedzia uprzejmie. - Cze. Dlaczego nagle ochrypam? - Myl, e jeszcze poznacie si bliej. - Pan George zamia si nerwowo. - Moliwe, e Gwendolyn jest nasz now Charlotta. - Co prosz? - Zielone oczy otaksoway mnie ponownie, tym razem jednak skupiy si na twarzy. Niestety, mogam si tylko prostacko na niego gapi. - To niezwykle skomplikowana historia - powiedzia pan George. - Najlepiej bdzie, jeli pjdziesz do Sali Smoczej i poprosisz wuja o wyjanienia. Gideon skin gow. - I tak tam szedem. Do zobaczenia, panie George. Do widzenia, Wendy. Kim jest Wendy? - Gwendolyn - poprawi go pan George, ale Gideon zdy ju znikn za rogiem.
104

Echo jego krokw rozbrzmiewao na schodach. - Na pewno masz mas pyta - odezwa si pan George. -Sprbuj na nie odpowiedzie najlepiej, jak potrafi. Ucieszyam si, e wreszcie mog usi i rozprostowa nogi. Pomieszczenie archiwum okazao si cakiem przytulnym pokojem, cho znajdowao si w podziemiach i nie miao okien. W kominku pon ogie, wok stay regay i szafy z ksikami, a take kuszce fotele bujane i szeroka sofa, na ktrej teraz siedziaam. Kiedy weszlimy, zza biurka podnis si mody mczyzna. Skoni si panu George'owi i bez sowa opuci pokj. - Czy ten czowiek jest niemy? - spytaam, bo to pierwsze przyszo mi do gowy. - Nie - odpar pan George. - Ale zoy luby milczenia. Przez najblisze cztery tygodnie nie odezwie si ani sowem. - I co z tego bdzie mia? - To obrzd. Adepci musz przej cay szereg prb, zanim zostan przyjci do Krgu Zewntrznego. Jednym z istotniejszych elementw jest udowodnienie nam, e potrafi milcze. Pan George zamia si. - Na pewno mylisz, e jestemy dziwakami, prawda? Prosz, we t latark. Zawie j sobie na szyi. - Co si teraz ze mn stanie? - Poczekamy na kolejny przeskok w czasie. - A kiedy on nastpi? - Och, tego nikt nie potrafi przewidzie. U kadego podrnika w czasie przebiega to inaczej. Na przykad twoja praprzod-kini, druga urodzona w Krgu Dwanaciorga, przez cae swoje ycie odbya nie wicej ni pi podry w czasie. Ale zmara na gorczk popoogow w wieku zaledwie osiemnastu lat. Sam hrabia jako miody czowiek podrowa w czasie co kilka godzin, dwa do siedmiu razy dziennie. Mona sobie wyobrazi, jak niebezpieczny wid ywot, zanim udao mu si zrozumie korzyci, jakie daje chronograf. - Pan George wskaza na olejny obraz nad
105

kominkiem. Przedstawia! on mczyzn w peruce z biaymi lokami. - Nawiasem mwic, to wanie on. Hrabia de Saint Germain. - Siedem razy dziennie? To byoby straszne. Nie mogabym ani spokojnie spa, ani chodzi do szkoy. - Nie martw si. Jak si to zdarzy, obojtnie kiedy, wyldujesz w tym pomieszczeniu, a tu zawsze jeste bezpieczna. I wtedy po prostu poczekasz, a przeskoczysz z powrotem. Nie musisz si nawet rusza z miejsca. A jeli kogo spotkasz, pokaesz ten piercie. - Pan George zsun sobie z palca sygnet i poda mi go. Obrciam go w doni i przyjrzaam si grawerunkowi. To bya dwunastoramienna gwiazda ze spltanymi literami w rodku. Mdra Leslie znowu miaa racj. - Pan Whitman, mj nauczyciel od angielskiego i historii, te ma taki. - To miao by pytanie? W oczach pana George'a odbijay si pomienie z kominka. Wyglda jako tak przyjanie. - Nie. Wcale nie potrzebowaam odpowiedzi. To byo jasne jak soce: pan Whitman nalea do nich. Leslie to podejrzewaa. - Czy nie ma nic wicej, o co chciaaby zapyta? - Kim jest Paul i co si stao z Lucy? O jakiej kradziey bya mowa? Co zrobia wtedy moja mama, e wszyscy s na ni tacy wciekli? - wyrzuciam z siebie. - Och! - Pan George, zmieszany, podrapa si po gowie. -C, na to akurat nie mog ci odpowiedzie. - Tego si mogam spodziewa. - Gwendolyn, jeli naprawd jeste naszym Numerem Dwunastym, opowiemy ci wszystko z najdrobniejszymi szczegami, obiecuj. Ale najpierw musimy mie pewno. Chtnie natomiast odpowiem ci na mniej byskotliwe pytania. - Jest tu gdzie toaleta? - Och, tak, naturalnie. Zaraz za rogiem. Zaprowadz ci.
106

- Sama trafi. - Naturalnie - powtrzy pan George, ale niczym cie towarzyszy mi do samych drzwi. Sta tam, zupenie jak onierz suby paacowej, mczyzna, ktry zoy luby milczenia. - Nastpne drzwi. - Pan George pokaza rk na lewo. - Ja tu poczekam. - W toalecie - maym pomieszczeniu, w ktrym roznosia si wo rodkw dezynfekujcych, z sedesem i umywalk - wyjam z kieszeni komrk. Brak zasigu, oczywicie. A tak chciaam zda Leslie relacj ze wszystkiego. Na szczcie zegar dziaa i byam zaskoczona, e dopiero mino poudnie. Czuam si, jakbym tu bya od wielu dni. I rzeczywicie chciao mi si siusiu. Kiedy wyszam z toalety, pan George przywita! mnie z umiechem ulgi. Najwyraniej obawia! si, e mog znikn. W pomieszczeniu archiwum znowu zajam miejsce na sofie, a pan George usiad w fotelu naprzeciwko. - No to bawimy si dalej w pytania i odpowiedzi - rzek. -Ale tym razem na zmian. Jedno pytanie ty, jedno ja. - Okej - zgodziam si. - Pan pierwszy. - Chce ci si pi? - Tak, poprosz o wod, jeli mona. A moe herbat? Faktycznie, bya tu woda, sok i wino, a prcz tego czajnik. Pan George przygotowa dla nas dzbanek earl greya. - Teraz ty - powiedzia, kiedy znowu usiad. - Jeli o zdolnoci podrowania w czasie decyduje gen, to dlaczego data urodzenia w ogle odgrywa jak rol? Dlaczego ju dawno temu nie pobrano krwi Charlotcie i nie przebadano jej na obecno tego genu? I dlaczego nie mona za pomoc chronografu wysia jej w jaki bezpieczny czas w przeszoci, zanim sama z siebie przeskoczy w czasie, zapewne naraajc si na niebezpieczestwo? - A wic przede wszystkim my tylko sdzimy, e chodzi o gen, nie wiemy tego na pewno. Wiemy jedynie, e jest co we krwi, co rni was od normalnych ludzi, ale owego czynnika x nie
107

udao si nam jeszcze znale. Mimo e pracujemy nad tym od wielu lat i e moesz spotka w naszych szeregach najwybitniejszych naukowcw na wiecie. Wierz mi, to by znacznie uprocio spraw, gdybymy mogli dowie istnienia we krwi tego genu czy co tam w niej jest. Ale jestemy zdani na obliczenia i obserwacje, ktrych dokonay poprzednie pokolenia. - Co by si stao, gdyby napeniono chronograf krwi Charlotty? - W najgorszym razie mgby sta si bezuyteczny - powiedzia pan George. -1 prosz ci, Gwendolyn, mwimy tutaj o malekiej kropelce krwi, a nie o napenianiu caego zbiornika. Ale teraz moja kolej. Gdyby moga wybiera, to do jakich czasw najbardziej chciaaby si cofn? Zastanowiam si. - Nie chciaabym si cofa daleko w przeszo. Tylko o dziesi lat. Wtedy mogabym jeszcze raz zobaczy mojego tat i porozmawia z nim. Na twarzy pana George'a odmalowao si wspczucie. - Tak, to marzenie jest cakiem zrozumiae. Ale nie da si. Nikt nie moe cofn si w przeszo w obrbie wasnego ycia. Najbliej moesz przeskoczy do czasw sprzed twoich narodzin. - Och. Szkoda. Ju sobie bowiem wyobraziam, jak cofam si do czasw szkoy podstawowej, dokadnie do tego dnia, w ktrym pewien chopak, George Forbes, nazwa mnie na szkolnym boisku wstrtn ropuch" i cztery razy z rzdu kopn mnie w piszczel. Pojawiabym si tam niby Superwoman - i George Forbes ju nigdy nie kopnby maej dziewczynki, tego byam pewna. - Znowu twoja kolej - powiedzia pan George. - W miejscu, w ktrym zniknaby Charlotta, miaam narysowa kred na ziemi krzy. Dlaczego? Pan George machn rk. - Zapomnij o tych bzdurach. Twoja ciotka Glenda upieraa si przy tym, by pilnowa tego miejsca. Mielimy potem wysa w przeszo Gideona z opisem tej pozycji, eby Stranicy mogli czeka na Charlotte i pilnowa jej, a wrciaby do naszych czasw.
108

- Tak, ale przecie nie byoby wiadomo, do jakich czasw si cofna. Stranicy pewnie musieliby pilnowa tego miejsca przez dziesitki lat, dzie i noc. - To prawda - westchn pan George. - Masz racj. Ale teraz znowu moja kolej. Pamitasz jeszcze swojego dziadka? - Oczywicie. Kiedy umar, miaam ju dziesi lat. By zupenie inny ni lady Arista, wesoy i wcale nie surowy. Zawsze opowiada mojemu bratu i mnie straszne historie. Zna go pan? - Ale tak! By moim mentorem i najlepszym przyjacielem. - Pan George przez chwil w zamyleniu patrzy w pomienie. - A kim by ten may chopiec? - Jaki may chopiec? - Ten may chopiec, ktry przedtem trzyma si marynarki doktora White'a. - Co prosz? - Pan George odwrci wzrok od ognia i spojrza na mnie zdezorientowany. Co takiego! Jak miaam si wyrazi jeszcze dobitniej? - May chopiec z jasnymi wosami, mniej wicej siedmioletni. Stal obok pana White'a powiedziaam bardzo powoli. - Tam nie byo maego chopca - odpar pan George. - arty sobie ze mnie stroisz? - Nie! Naraz zrozumiaam, co zobaczyam, i ogarna mnie zo, e od razu nie zorientowaam si, o co chodzi. - May chopiec z jasnymi wosami, mwisz. W wieku siedmiu lat? - Zapomnijmy o tym. Udaam, e bardzo mnie zafrapoway ksiki stojce za mn na regale. Pan George milcza wprawdzie, ale czuam na sobie jego badawczy wzrok. - Teraz znowu moja kolej - odezwa si wreszcie. - To gupia zabawa. Czy nie moglibymy zamiast tego pogra w szachy? Na stole stay szachy. Ale pan George nie dal si zwie.
109

- Czy czasem widzisz rzeczy, ktrych inni nie widz? - May chopiec, maa sprawa - rzuciam pozornie beztroskim tonem. - Ale tak, widz czasami rzeczy, ktrych inni nie widz. Sama nie wiedziaam, dlaczego mu si z tego zwierzyam. Z jakiego powodu moje sowa najwyraniej go ucieszyy. - Zadziwiajce, doprawdy, zadziwiajce. Od kiedy masz ten dar? - Zawsze go miaam. - Fascynujce! - Pan George rozejrza si wok. - To powiedz mi jeszcze, prosz, kto tutaj siedzi prcz nas i sucha, co mwimy. - Jestemy sami. Musiaam si rozemia na widok rozczarowanej miny pana George'a. - Och, a ja przysigbym, e w tych murach a roi si od duchw. Szczeglnie w tym pokoju. Upi z filianki yk herbaty. - Masz moe ochot na ciasteczka? Z nadzieniem pomaraczowym. - Tak, chtnie. Nie wiedziaam, czy to miao zwizek z tym, e wspomnia o ciasteczkach, ale nagle poczuam w brzuchu nawrt mdoci. Wstrzymaam oddech. Pan George wsta i zacz grzeba w jednej z szuflad. Mdoci si nasiliy. Ale by si zdziwi, gdyby si odwrci, a mnie by po prostu nie byo. Chyba raczej powinnam go ostrzec. Moe ma sabe serce. - Panie George? - Teraz znowu twoja kolej, Gwendolyn. - Starannie uoy ciasteczka na talerzyku, prawie tak jak robi! to zawsze pan Bernhard. -1 sdz, e znam odpowied na twoje pytanie. Wsuchaam si w siebie. Mdoci nieco zelay. Okej. Faszywy alarm. - Zamy wic, e przeniosabym si do czasw, w ktrych tego budynku jeszcze w ogle nie byo. Czy wyldowaabym pod ziemi i udusiabym si? - Och! Aja mylaem, e zapytasz mnie o tego maego chopca z jasnymi wosami. No dobrze, a wic tak: wedug naszej wiedzy nikt jeszcze nie cofn si w czasie wicej ni o piset lat.
110

Rwnie na chronografie mona ustawi dat dla rubinu, to znaczy dla ciebie, tylko do roku 1560 naszej ery, roku urodzenia pierwszego podrnika w czasie w tym krgu, Lancelota de Villiers. Wielka szkoda, bo omija nas tyle interesujcych lat... Prosz, czstuj si. To moje ulubione ciasteczka. Signam po nie, ale naraz talerz rozmy mi si przed oczami i poczuam, jakby kto wyciga spode mnie sof, na ktrej siedziaam.

111

Mska linia rodu Lancelot de Villiers bursztyn (1562/1560-1607) William de Villiers agat (1636-1689) Hrabia de Saint Germain szmaragd .(1703-1784), Jonathan de Villiers karneol (1875-1944) Timothy de Villiers karneol (1875-1930) Gideon de Villiers diament (*1992) Paul de Villiers czarny turmalin (*1974) Kroniki Stranikw Tom IV, Krg Dwanaciorga

112

8. Wyldowaam tylkiem na zimnym kamieniu, z ciasteczkiem z nadzieniem pomaraczowym w rku. W kadym razie w dotyku zupenie przypominao ciasteczko. Wok mnie panoway absolutne ciemnoci, czarniejsze od czerni. Powinnam by cakowicie sparaliowana ze strachu, ale jakim dziwnym trafem w ogle nie odczuwaam lku. Moe bya to zasuga uspokajajcych sw pana George'a, a moe tymczasem zdyam si ju po prostu przyzwyczai do podrowania w czasie. Wetknam ciasteczko do ust (byo naprawd pyszne!), a potem wymacaam rk latark, ktr miaam zawieszon na szyi. Zanim znalazam wcznik, mino kilka sekund. W stoku wiata widziaam regay z ksikami, rozpoznaam kominek (niestety zimny i bez ognia), nad nim wisia ten sam obraz co przedtem, portret podrnika w czasie, ten hrabia Jakmutam, w peruce z biaych lokw. Waciwie brakowao tylko paru foteli i maych stolikw i - co za pech - wygodnej sofy, na ktrej siedziaam. Pan George powiedzia, e mam po prostu poczeka, a wrc. I pewnie tak bym zrobia, gdyby ta sofa w dalszym cigu tu staa. Ale przecie chyba nie zaszkodzi, jeli na chwil wyjrz za drzwi. Macajc rkami dokoa, ostronie posuwaam si naprzd. Drzwi byy zamknite na klucz. No dobra. Przynajmniej nie chciao mi si teraz i do toalety. Przeszukaam pomieszczenie, wiecc sobie latark. Moe uda mi si znale jak wskazwk co do roku, w ktrym si znalazam? Moe na cianie albo na biurku jest jaki kalendarz? Na biurku byo peno zrolowanych papierw, ksiek, otwartych listw i szkatuek. Snop wiata omit kaamarz i gsie pira. Wziam do rki jaki arkusz. By sztywny i szorstki w dotyku. Pene zawijasw pismo ledwie dawao si odcyfrowa, ale w kocu je odczytaam. Wielce Szanowny Panie Doktorze! Pana list dotar do mnie dzisiaj, by w drodze zaledwie dziewi tygodni. Mona si tylko dziwi tej szybkoci, jeli pomylimy, jak dalek drog pokona Pana zajmujcy raport o sytuacji w koloniach.

113

Mimo woli umiechnam si. Dziewi tygodni na list! A ludzie cigle narzekaj na niesolidn brytyjsk poczt. No dobrze, a zatem znalazam si w czasach, kiedy do dostarczania listw suyy gobie. Albo limaki. Usiadam na krzele przy biurku i przeczytaam jeszcze kilka listw. Byy do nudne. Nazwiska te mi nic nie mwiy. Potem zbadaam zawarto szkatuek. Pierwsz, ktr otworzyam, wypeniay pieczcie z kunsztownie wykonanymi motywami. Szukaam dwunastoramiennej gwiazdy, ale byy tam tylko korony, spltane litery i motywy rolinne. Bardzo adne. Znalazam te woskowe wiece do pieczci we wszystkich kolorach, nawet zote i srebrne. Nastpna szkatuka bya zamknita. Moe w ktrej szufladzie bdzie do niej klucz? To mae poszukiwanie skarbw sprawiao mi prawdziw przyjemno. Jeli znajd w tej szkatuce co, co mi si spodoba, po prostu zabior to ze sob. Tylko na prb. Z ciasteczkiem te si przecie udao. Przyniosabym Leslie may prezent, to chyba nie byo zabronione. W szufladach pod blatem znalazam jeszcze kilka innych pir i kaamarzy, listy troskliwie przechowywane w kopertach, oprawne notatniki, co na ksztat sztyletu, niewielki sierpowa-ty noyk i - klucze. Wiele, wiele kluczy o rozmaitych ksztatach i rozmiarach. Leslie byaby zachwycona. Prawdopodobnie w tym pokoju do kadego klucza by jaki zamek, a kady zamek skrywa jak tajemnic. Albo skarb. Wyprbowaam kilka kluczy, na oko dostatecznie maych, by mogy zmieci si do zamka w szkatuce. Ale aden nie pasowa. Szkoda. Pewnie byy w niej cenne klejnoty. Moe powinnam zabra ze sob ca szkatuk? Bya jednak nieporczna i o wiele za dua, bym schowaa j do kieszeni kurtki. W kolejnym pudelku znajdowaa si fajka. Wprawdzie bardzo adna, kunsztownie rzebiona, prawdopodobnie z koci soniowej, ale to te nie by odpowiedni przedmiot dla Leslie. Moe powinnam zabra dla niej jedn z tych pieczci? Albo ten pikny sztylet? Albo jak ksik? Wiedziaam oczywicie, e nie wolno kra, ale to bya wyjtkowa sytuacja. Uwaaam, e mam prawo do odszkodowania. Poza tym musiaam sprawdzi, czy w ogle da si przenosi przedmioty z
114

przeszoci do teraniejszoci. Nie czuam ani odrobiny wyrzutw sumienia i sama si temu dziwiam, bo zwykle oburzaam si nawet wtedy, gdy Leslie w delikatesach u Harrodsa na promocjach czstowaa si wicej ni raz albo gdy - cakiem niedawno - zerwaa w parku kwiatek z klombu. Ale nie potrafiam si zdecydowa. Sztylet wyglda na najbardziej cenny. Jeli kamienie na rkojeci byy prawdziwe, mg by wart majtek. Ale co Leslie miaaby pocz ze sztyletem? Piecz na pewno bardziej by si jej spodobaa. Tylko ktra? Moliwo podjcia decyzji zostaa mi zwyczajnie odebrana, bo wanie powrciy mdoci. Kiedy st rozmy mi si przed oczami, chwyciam pierwszy lepszy przedmiot, jaki wpad mi w rce. Delikatnie wyldowaam na wasnych nogach. Olepio mnie jasne wiato. Szybko woyam klucz, ktry zapaam w ostatniej chwili, do kieszeni, obok komrki, i rozejrzaam si po pomieszczeniu. Wszystko byo tak jak przedtem, kiedy piam herbat z panem George'em, a pegajcy ogie w kominku rozsiewa dokoa przyjemne ciepo. Ale pan George nie by ju sam. Sta na rodku pokoju z Falkiem de Villiers i nieuprzejmym doktorem White'em (razem z tym maym jasnowosym chopcem) i toczy z nimi cich rozmow. Gideon de Villiers niedbale opiera si o rega z ksikami. To on pierwszy mnie zauway. - Cze, Wendy - powiedzia. - Gwendolyn - poprawiam go. Mj Boe, czy to tak trudno zapamita? Przecie ja te nie mwiam do niego Gisbert". Pozostali trzej mczyni podeszli, wpatrujc si we mnie -doktor White nieufnie mruc oczy, pan George najwyraniej z radoci. - To trwao prawie pitnacie minut - powiedzia. - Wszystko z tob w porzdku, Gwendolyn? Dobrze si czujesz? Skinam gow. - Czy kto ci widzia? - Nikogo tam nie byo. Zreszt tak jak mi pan kaza, nie ruszyam si z miejsca. - Podaam panu George'owi latark i sygnet. - Gdzie jest moja mama? - Na grze, z pozostaymi - odrzek krtko pan de Villiers.
115

- Chc z ni porozmawia. - Nie martw si, porozmawiasz. Pniej - powiedzia pan George. - Ale najpierw... och, zupenie nie wiem, od czego zacz. Jego twarz promieniaa radoci. Ciekawe, z czego on si tak cieszy. - Mojego bratanka Gideona zdya ju pozna - powiedzia pan de Villiers. - To, co wanie ci si przydarzyo, on przey ju przed dwoma laty. Oczywicie byl do tego znacznie lepiej przygotowany ni ty. Nadrobienie tego, co zaniedbano u ciebie w cigu ostatnich lat, bdzie trudne. - Trudne? Ja raczej uznabym to za niemoliwe - wtrci doktor White. - To wcale nie bdzie konieczne - odezwa si Gideon. -Znacznie lepiej poradz sobie sam. - Zobaczymy - powiedzia pan de Villiers. - Myl, e nie doceniacie tej dziewczyny - rzek pan George, po czym uderzy w uroczysty, niemal namaszczony ton. - Gwendolyn Shepherd! Jeste teraz czci prastarej tajemnicy. Czas, by nauczya si t tajemnic rozumie. Po pierwsze, powinna wiedzie... - Nie uprzedzajmy wypadkw - wpadi mu w sowo doktor White. - Moe i ma ten gen, ale to jeszcze nie znaczy, e mona jej zaufa. - Albo e w ogle zrozumie, o co w tym chodzi - uzupeni Gideon. Aha. Najwyraniej mia mnie za nieco ograniczon. Nadty gupek. - Kto wie, jakie instrukcje otrzymaa od swojej matki - powiedzia doktor White. - I kto wie, od kogo ona z kolei otrzymaa instrukcje. Mamy tylko ten jeden jedyny chronograf, nie moemy sobie pozwoli na kolejny bd. Chciabym, eby zostao to wzite pod uwag. Pan George wyglda, jakby go spoliczkowano. - Mona zupenie niepotrzebnie skomplikowa sprawy. - Zabior j teraz do mojego gabinetu - oznajmi! doktor White. - Nie miej mi tego za ze, Thomas. Ale na wyjanienia przyjdzie jeszcze pora. Po plecach przebieg mi zimny dreszcz. Ostatni rzecz, jakiej pragnam, byo udanie si do gabinetu z tym doktorem Frankensteinem. - Chc do mamy - powiedziaam, liczc si z tym, e zabrzmi to, jakbym bya maym dzieckiem. Gideon mlasn pogardliwie jzykiem.
116

- Nie musisz si ba, Gwendolyn - uspokoi mnie pan George. - Potrzebujemy tylko odrobiny twojej krwi, a poza tym doktor White odpowiada za twoj odporno i twoje zdrowie. W przeszoci czai si niestety caa masa gronych zarazkw, zupenie nieznanych organizmowi wspczesnego czowieka. To nie potrwa dugo. Czy on w ogle mia wiadomo, jak strasznie to zabrzmiao? Potrzebujemy tylko odrobiny twojej krwi"... i... to nie potrwa dugo"... ja ci krc! - Ale ja... ja nie chc zosta sama z doktorem Franken... z doktorem White'em - zaprotestowaam. Byo mi teraz wszystko jedno, czy zachowuj si wobec tego czowieka uprzejmie, czy nie. Poza tym on sam te mia fatalne maniery. A co do Gideona - niech sobie myli o mnie, co mu si ywnie podoba! - Doktor White nie jest tak... pozbawiony serca, jak mogoby to wyglda - powiedzia pan George. - Nie musisz... - Ale tak, musi - warkn doktor White. Powoli zaczynaa ogarnia mnie wcieko. Co ten zblazowany staruch sobie waciwie wyobraa? Niech lepiej kupi sobie garnitur w jakim odpowiednim kolorze! - Ach tak? A co pan zrobi, jeli odmwi? - prychnlam, zauwaajc jednoczenie, e jego oczy za okularami w czarnych oprawkach, rzucajce w moj stron gniewne byski, s zaczerwienione i zaognione. wietny lekarz, pomylaam. Niech sam si najpierw wyleczy. Zanim doktor White zdy wymyli, co ma ze mn zrobi (moja wyobrania w mgnieniu oka podsuna mi kilka niezbyt apetycznych szczegw), usyszaam z ulg, e do rozmowy wtrci si pan de Villiers. - Ka zawiadomi pani Jenkins - powiedzia kategorycznym tonem. - Pki nie przyjdzie, Gwendolyn bdzie towarzyszy! pan George. Rzuciam doktorowi triumfujce spojrzenie, jedno z tych, ktre zastpuj pokazanie jzyka, ale on mnie zignorowa. - Spotkamy si zatem za p godziny na grze, w Sali Smoczej - zakoczy! pan de Villiers.
117

Wychodzc z pokoju, mimo woli raz jeszcze zerknam w stron Gideona, eby sprawdzi, czy moje zwycistwo nad doktorem White'em zrobio na nim wraenie. Najwyraniej nie, bo gapi si na moje nogi. Prawdopodobnie porwnywa je z nogami Charlotty. Cholera! Jej byy dusze i szczuplejsze. I na pewno nie miaa podrapanych ydek, bo nie musiaa poprzedniej nocy przedziera si pord starych rupieci i wypchanych krokodyli. Gabinet doktora White'a wyglda! jak najzwyczajniejszy na wiecie gabinet lekarski. A doktor White, kiedy woy na garnitur biay fartuch, a potem dugo i starannie my rce, wyglda jak najzwyczajniejszy na wiecie lekarz. Tylko towarzyszcy mu may chopiec z jasnymi wosami by dosy niezwyky. - Zdejmij bluz i podwi rkaw - rzuci doktor White. Pan George postanowi przyj rol tumacza. - Bd tak mia, zdejmij bluz i podwi rkaw. May duch przyglda! mi si z zainteresowaniem. Kiedy si do niego umiechnam, szybko schowa si za doktorem Whi-te'em, aby sekund pniej znowu zza niego wyjrze. - Czy ty mnie moe widzisz? Skinam gow. - Patrz w drug stron - warkn doktor White, okrcajc mi rami opask. - Widok krwi nie robi na mnie wraenia - odparam. - O ile to jest moja wasna krew. - Reszta mnie nie widzi - powiedzia may duch. - Wiem. Mam na imi Gwendolyn. A ty? - Dla ciebie wci jeszcze doktor White. - Mam na imi Robert - powiedzia may duch. - To bardzo adne imi - zauwayam. - Dzikuj uprzejmie - powiedzia doktor White. - Za to ty masz bardzo adne yy. Niemal nie poczuam wkucia. Doktor White z naboestwem napeni moj krwi szklan probwk. Potem zamieni pen na pust i t te napeni. - Ona nie rozmawia z tob, Jake - powiedzia pan George.
118

- Ach tak? A z kim? - Z Robertem-wyjaniam. Gowa doktora White'a gwatownie si podniosa. Po raz pierwszy spojrza prosto na mnie. - Co prosz? - Nie, nic - odparam. Doktor White wymamrota do siebie co, czego nie zrozumiaam. Pan George posa mi umiech spiskowca. Kto zapuka do drzwi. Do gabinetu wesza pani Jenkins, ta sekretarka w grubych okularach. - No, wreszcie pani jest - burkn doktor White. - Moesz si std zmywa, Thomas. Teraz pani Jenkins zabawi si w przy-zwoitk. Niech pani usidzie na krzele tam z tylu. I prosz trzyma buzi na kdk. - Szarmancki jak zawsze - rzucia pani Jenkins, ale posusznie usiada na wskazanym krzele. - Do zobaczenia za chwil - powiedzia do mnie pan George. Podnis jedn z probwek wypenionych moj krwi. - Id zatankowa - doda, szczerzc zby. - A gdzie stoi ten chronograf? I jak on wyglda? - spytaam, kiedy drzwi za panem George'em si zamkny. - Czy mona do niego wsi? - Ostatnia osoba, ktra wypytywaa mnie o chronograf, niecae dwa lata pniej go ukrada. Doktor White wycign mi kaniul z rki i przycisn watk miejsce ukucia. - Z pewnoci rozumiesz wic, e powstrzymam si od odpowiedzi na twoje pytania. - Kto ukrad chronograf? May duch - chopiec o imieniu Robert - gwatownie skin gow. - Tak, twoja urocza kuzynka Lucy we wasnej osobie - wycedzi doktor White. - Doskonale pamitam, kiedy siedziaa tu pierwszy raz. Sprawiaa wraenie cakiem tak samo niegronej i nieporadnej jak ty. - Lucy jest mia - powiedzia Robert. - Lubi j. Poniewa by duchem, pewnie zdawao mu si, e ostatni raz widzia Lucy dopiero co, moe nawet wczoraj.
119

- Lucy ukrada chronograf? Ale dlaczego? - A skd ja mam to wiedzie? Prawdopodobnie cierpiaa na schizoidalne zaburzenia osobowoci warkn doktor White. - To chyba rodzinne. W tej rodzinie s same histeryczki. A Lucy prcz tego miaa najwyraniej sporo kryminogennych skonnoci. - Doktorze White! - obruszya si pani Jenkins. - Przecie to nieprawda! - Czy nie kazaem pani siedzie cicho? - Ale skoro Lucy ukrada chronograf, to jakim cudem znalaz si tutaj? - No wanie, jakim cudem? - Doktor White zdj mi z ramienia opask uciskow. - Poniewa istnieje jeszcze jeden chronograf, mdralo. Kiedy miaa ostatnie szczepienie prze-ciwtcowe? - Nie wiem. To znaczy, e istnieje wicej chronografw? - Nie, tylko te dwa - odrzek doktor White. - Przeciw ospie najwyraniej nie bya szczepiona. Postuka mnie kontrolnie w rami. - Jakie schorzenia przewleke? Alergia? - Nie. Nie byam te szczepiona przeciw dumie. Ani przeciw cholerze. Ani czarnej ospie. - Mimo woli pomylaam o Jamesie. - Czy w ogle mona si zaszczepi przeciw czarnej ospie? Jeden mj przyjaciel zmar chyba na czarn osp. - Nie bardzo w to wierz - rzek doktor White. - Czarna ospa to inna nazwa ospy prawdziwej. A u nas ju od bardzo dawna nikt na to nie umar. - Ten mj przyjaciel te ju od dawna nie yje. - Ja zawsze mylaam, e ospa to jest to samo co odra - odezwaa si pani Jenkins. - A ja mylaem, e uzgodnilimy, e bdzie pani siedziaa cicho! Pani Jenkins umilka. - Waciwie dlaczego jest pan dla wszystkich taki nieuprzejmy? - zapytaam. - Auu! - To tylko mae uszczypnicie - powiedzia doktor White. - A co to byo? - Nie chciaaby tego wiedzie, wierz mi. Westchnam. May duch o imieniu Robert westchn take. - Czy on zawsze taki jest? - spytaam go.
120

- Najczciej - odrzek Robert. - On tego nie robi specjalnie - wtrcia pani Jenkins. - Pani Jenkins! - Ju dobrze. - Na razie skoczyem. Do nastpnego razu bd mia wyniki bada twojej krwi, a moe twoja czarujca mamusia udostpni te ksieczk szczepie i histori chorb. - Nigdy nie chorowaam. Czy teraz jestem zaszczepiona przeciw dumie? - Nie. To nie jest specjalnie skuteczne. Dziaa tylko okoo p roku i daje powane objawy uboczne. O ile wiem, nigdy nie cofniesz si do roku, w ktrym szalaa duma. Moesz si ubra. Pani Jenkins zaprowadzi ci na gr. Przyjd tam za minut. Pani Jenkins podniosa si z krzesa. - Chod, Gwendolyn. Na pewno jeste godna, zaraz bdzie co do jedzenia. Pani Mallory przygotowaa dzisiaj piecze cielc i szparagi. Pycha. Faktycznie, byam godna. Miaam ochot nawet na piecze cielc ze szparagami, cho normalnie nie byam wielk fank takich potraw. - Wiesz, doktor to w gruncie rzeczy dobry czowiek - powiedziaa pani Jenkins, kiedy szlymy na gr. - Tylko przewanie ma problemy z uprzejmoci. - Najwyraniej. - Kiedy by cakiem inny. Wesoy, zawsze w dobrym nastroju. Wprawdzie ju wtedy nosi te okropne czarne garnitury, ale do tego przynajmniej zakada kolorowe krawaty. Tak byo, zanim zmar jego may synek... och, to straszna tragedia. Od tego czasu to jakby inny czowiek. - Robert? - Tak, ten may mia na imi Robert - potwierdzia pani Jenkins. - Czy pan George ju ci o nim opowiada? - Nie.

121

- Kochane dziecitko. W czasie przyjcia urodzinowego utopi si u znajomych w basenie, sprbuj to sobie wyobrazi. -Pani Jenkins, idc, odliczaa lata na palcach. - To byo osiemnacie lat temu. Biedny doktor. Biedny Robert. Przynajmniej nie wyglda jak topielec. Niektre duchy najwyraniej czerpi przyjemno z tego, e chodz sobie w takim samym stanie, w jakim byy w chwili mierci. Na szczcie jeszcze nigdy nie spotkaam adnego z siekier w gowie. Albo w ogle bez gowy. Pani Jenkins zapukaa do drzwi. - Zrobimy may przystanek u madame Rossini. Musi zdj z ciebie miar. - Miar? A po co? Ale pokj, do ktrego wepchna mnie pani Jenkins, sam wyjani mi wszystko: to bya szwalnia, a spord tkanin, sukien, maszyn do szycia, manekinw, noyc i szpulek nici umiechaa si do mnie tgawa kobieta z burz rudych wosw. - Witam - powiedziaa z francuskim akcentem. - Ty pewnie jeste Gwendolyn. A ja jestem madame Rossini i zajm si twoj garderob. Chwycia centymetr krawiecki. - Przecie nie moemy pozwoli ci biega w roku tym-i-owym w takim okropnym szkolnym mundurku, n'est cepas*? Skinam gow. Mundurki byy naprawd okropne, niezalenie od epoki. - Pewnie doszoby do pospolitego ruszenia, gdyby tak wysza na ulic. - Madame Rossini zaamaa rce, nie wypuszczajc z nich centymetra. - Niestety, musimy si pospieszy, tam na grze na nas czekaj - wtrcia pani Jenkins. - Zrobi to szybciutko. Czy mogaby zdj kurtk? - Madame Rossini opasaa mnie centymetrem w talii. - Cudownie. A teraz biodra. Jak mody rebaczek. Myl, e moemy wykorzysta wiele z tego, co przygotowaam dla tamtej drugiej, moe z niewielkimi poprawkami tu i wdzie. Mwic tamta druga", z pewnoci miaa na myli Charlotte. Przyjrzaam si jasnotej sukni z bia przezroczyst koronk, wiszcej na jednym z manekinw - bya jak z garderoby w Dumie i uprzedzeniu. Charlotta na pewno wygldaaby w niej zachwycajco. - Charlotta jest ode mnie wysza i szczuplejsza - zauwayam.
*

N'est ce pas (franc.) - prawda? 122

- Tak, odrobin - przyznaa madame Rossini. - Chuda jak patyk. - (Powiedziaa patik" i mimo woli zachichotaam cicho). Zmierzya mi rwnie obwd szyi i gow. - Do kapeluszy i peruk wyjania i zamiaa si do mnie. - Jak to mio raz dla odmiany uszy co dla brunetki. U rudych trzeba zawsze by bardzo ostronym z kolorami. Ten cudowny kawaek tafty, kolor zachodzcego soca, mam ju od kilku lat. Moesz by pierwsz, ktrej bdzie w tym kolorze do twarzy. - Madame Rossini, prosz! - Pani Jenkins wskazaa na zegarek na przegubie rki. - Ju, ju, zaraz kocz - zapewnia j madame Rossini, powiewajc wok mnie centymetrem. Zmierzya mi nawet kostki. - Ech, ci mczyni, zawsze si spiesz. Ale moda i uroda to jak raz nie jest szybki interes. - Na koniec klepna mnie po przyjacielsku i powiedziaa: - Do zobaczenia, abdzia szyjko. Teraz zauwayam, e ona sama w ogle nie ma szyi. Jej gowa zdawaa si spoczywa bezporednio na ramionach. Ale madame Rossini bya naprawd mia. - Do zobaczenia, dzikuj. Kiedy znalazymy si na zewntrz, pani Jenkins przyspieszya i ledwie mogam dotrzyma jej kroku, cho miaa pantofle na wysokich obcasach, ja za moje wygodne, nieco rozdeptane ciemnoniebieskie szkolne adidasy. - Za chwil bdziemy na miejscu - oznajmia. Przed nami rozciga! si kolejny korytarz, ktry zdawa si nie mie koca. Nie mogam zrozumie, jak mona si poapa w takim labiryncie. - Pani tu mieszka? - Nie, mieszkam w Islington. Kocz prac o pitej i jad do ma, do domu. - A co pani m na to, e pracuje pani dla tajnej loy, ktra w piwnicy trzyma wehiku czasu? Pani Jenkins zamiaa si. - Och, on nic o tym nie wie. W umowie o prac podpisaam zobowizanie do zachowania tajemnicy. Ani mojemu mowi, ani nikomu innemu nie mog zdradzi, co si tutaj dzieje. - Nikomu innemu? Wrd tych murw krya si caa masa szcztkw gadatliwych sekretarek.
123

- Inaczej straciabym prac - powiedziaa pani Jenkins i to zabrzmiao tak, jak gdyby faktycznie ta perspektywa wydawaa jej si przeraajca. -I tak nikt by mi nie uwierzy - dodaa wesoo. - A ju na pewno nie mj m. Ten poczciwiec nie ma za grosz fantazji. Myli, e morduj si w jakiej zwykej kancelarii adwokackiej z nudnymi aktami. O, nie! Akta! - Zatrzymaa si. - Zapomniaam o nich. Doktor White mnie zabije! -Rzucia mi niezdecydowane spojrzenie. - Poradzisz sobie beze mnie przez te ostatnie par metrw? Za rogiem w lewo, a potem drugie drzwi po prawej. - Za rogiem w lewo, drugie drzwi po prawej, jasne. - Kochana jeste! Pani Jenkins ruszya biegiem. Nie mam pojcia, jak to zrobia na tych obcasach. Ja natomiast na te ostatnie par metrw" miaam cakiem sporo czasu. Wreszcie mogam si w spokoju przyjrze obrazom na cianach (wyblake), postuka w zbroj rycersk (zardzewiaa) i przejecha palcem po ramie jednego z obrazw (zakurzona). Skrciwszy za rg, usyszaam gosy. - Charlotto, poczekaj. Byskawicznie cofnam si i przylgnam plecami do ciany. Charlotta wysza ze Smoczej Sali, a obok niej kroczy Gideon, trzymajc j pod rk - tyle zdyam dostrzec. Miaam nadziej, e mnie nie widzieli. - To wszystko jest tak strasznie przykre i poniajce - powiedziaa Charlotta. - Nie, wcale nie. Przecie to nie twoja wina. Jake mikko i serdecznie brzmia jego gos. On si w niej buja, pomylaam i z jakiego gupawego powodu troch mnie to zabolao. Jeszcze mocniej przywaram do ciany, cho miaam wielk ochot zobaczy, co robi tamtych dwoje. Moe trzymaj si za rczki? Charlotta wydawaa si niepocieszona. - Objawy fantomowe! O mao nie zapadam si pod ziemi. Naprawd wierzyam, e to si moe sta w kadej chwili... - Te bym wierzy! na twoim miejscu - powiedzia Gideon. -Twoja ciotka musi by szalona, e ukrywaa to wszystko przez tyle lat. A twojej kuzynki bardzo mi al. - Naprawd?
124

- Pomyl tylko! Jak ona sobie z tym poradzi? Nie ma najmniejszego pojcia... Jak nadrobi to, czego my uczylimy si przez ostatnie dziesi lat? - Tak, biedna Gwendolyn. - W glosie Charlotty nie usyszaam zbytniego wspczucia. - Ale ona ma te swoje mocne strony. Och. To z kolei by!o mile. - Umie chichota z koleank, pisa SMS-y i recytowa z pamici obsady filmw. Jednak nie byo mie. Znw ostronie wyjrzaam zza rogu. - Tak wanie pomylaem, kiedy zobaczyem j po raz pierwszy - powiedzia Gideon. - Ech, bdzie mi ciebie naprawd brakowao... na przykad naszych lekcji fechtunku. Charlotta westchna. - Dobrze si bawilimy, prawda? - Tak. Ale pomyl, jakie masz teraz moliwoci, Charlotto! Zazdroszcz ci tego! Jeste wolna i moesz robi, co chcesz. - Nigdy nie chciaam niczego innego poza tym tutaj! - Tak, bo nie miaa wyboru - odrzek Gideon. - Ale teraz cay wiat stoi przed tob otworem. Moesz studiowa za granic i wybra si w dalek podr, podczas gdy mnie nie wolno oddali si od tego choler... od tego chronografu na duej ni jeden dzie i musz spdza noce w 1953 roku. Wierz mi, bardzo chtnie bym si z tob zamieni. Drzwi Smoczej Sali otworzyy si ponownie i na korytarz wysza lady Arista wraz z ciotk Glend. Szybko si cofnam. - Jeszcze tego poauj - powiedziaa ciotka Glenda. - Glendo, prosz ci! - prbowaa j uspokoi lady Arista. -Przecie jestemy rodzin, musimy trzyma si razem. - Powiedz to lepiej Grace - warkna ciotka Glenda. - To przecie ona wpakowaa nas w t obdn sytuacj. Chce chroni crk! Dobre sobie! Nikt przy zdrowych zmysach nie uwierzyby w ani jedno jej sowo. Po tym wszystkim, co si stao. Ale to ju nie jest nasz problem. Chod, Charlotto.
125

- Odprowadz was do samochodu - zaofiarowa si Gideon. Lizus! Poczekaam, a odgosy ich krokw cakiem umilkn, a potem odwayam si wyj z ukrycia. Lady Arista wci tam bya. Zmczona pocieraa palcem czoo. Wygldaa zaskakujco staro, jak nigdy dotd. Typowa dla nauczycielek baletu dyscyplina najwidoczniej j opucia i nawet w rysach jej twarzy zapanowa lekki nieporzdek. Zrobio mi si jej al. - Babciu - odezwaam si cicho. - Wszystko w porzdku? Jej sylwetka natychmiast si wyprya. Wszystkie poknite kije wrciy na swoje poprzednie pozycje i znieruchomiay. - Ach, to ty - powiedziaa. Jej badawczy wzrok zatrzyma si na mojej bluzce. - Czy to jest moe plama? Dziecko, naprawd musisz zacz troch dba o swj wygld.

126

Przerwy midzy kolejnymi podrami w czasie - o ile nie podlegaj kontroli chronografu - s rne dla kadego nosiciela genu. Hrabia de Saint Germain w wyniku swoich obserwacji doszed do wniosku, e kobiety, nosicielki genu, nie przemieszczaj si w czasie tak czsto i nie przebywaj w innej epoce tak dugo jak mczyni, my jednak z dzisiejszego punktu widzenia, nie moemy tego potwierdzi. Czas trwania niekontrolowanych podry w czasie waha si, wedug zapiskw, od omiu minut i dwunastu sekund (podr inicjacyjna Timothy'ego de Villiers, 5 maja 1892 roku) do dwch godzin i czterech minut (Margret Tilney, druga podr, 22 marca 1894 roku). Czas, jaki podrnikowi daje do dyspozycji chronograf, wynosi najmniej trzydzieci minut, a najwicej cztery godziny. Nie wiadomo, czy kto odby kiedy niekontrolowan podr w czasie w obrbie wasnego ycia. Hrabia de Saint Germain zakada w swoich zapiskach, i jest to niemoliwe ze wzgldu na zasad cigoci (zob. tom III, Zasady cigoci). Take chronografu nie da si ustawi tak by cofn podrnika w czasie w obrbie jego wasnego ycia. Kroniki Stranikw Tom II, Zasady oglne

127

9. Mama przytulia mnie tak, jakbym odnalaza si co najmniej po trzech latach. Musiaam j tysic razy zapewni, e wszystko ze mn w porzdku, i dopiero wtedy przestaa si dopytywa. - A ty jak, mamo, te w porzdku? - Tak, kochanie, miewam si dobrze. - A zatem wszyscy dobrze si miewaj - rzuci kpico pan de Villiers. - wietnie, e to sobie wyjanilimy. - Podszed do mamy i do mnie tak blisko, e czuam zapach jego wody ko-loskiej (co korzenno-owocowego z nut cynamonu. Natychmiast zrobiam si jeszcze bardziej godna). -1 co my teraz mamy z tob zrobi, Grace? - Wbi w mam spojrzenie swoich wilczych oczu. - Powiedziaam prawd. - Tak, jeli chodzi o los Gwendolyn - rzek pan de Villiers. -Naleaoby jednak wyjani, dlaczego poona, ktra przedtem bya na tyle uprzejma, e zgodzia si sfaszowa akt urodzenia, akurat dzisiaj musiaa niespodziewanie wyjecha. Mama wzruszya ramionami. - Nie przypisywaabym od razu kademu przypadkowi a tak wielkiego znaczenia, Falk. - Rwnie dziwne wydaje mi si to, e kto decyduje si na pord w domu, wiedzc, e zapowiada si przedwczesne rozwizanie. Kada kobieta, ktra ma cho troch oleju w gowie, przy pierwszych blach pojechaaby do szpitala. Prawd mwic, mia racj. - To po prostu poszo bardzo szybko - wyjania mama i nawet jej powieka nie drgna. - I tak si cieszyam, e poona jest na miejscu. - No dobrze, ale nawet jeli tak, to w razie przedwczesnego porodu natychmiast po urodzeniu dziecka jedzie si do szpitala, eby to dziecko zbada. - I tak zrobilimy. - Ale dopiero nastpnego dnia - zauway pan de Villiers. -W dokumentacji szpitala napisano, e dziecko zostao wprawdzie gruntownie zbadane, ale matka zbada si nie chciaa. Dlaczego, Grace?
128

Mama rozemiaa si. - Myl, e lepiej by mnie zrozumia, gdyby sam kiedy urodzi dziecko i mia za sob kilkadziesit bada ginekologicznych. Czuam si doskonale, chciaam tylko wiedzie, czy z dzieckiem wszystko w porzdku. Ale w jaki sposb udao ci si tak szybko dotrze do dokumentacji szpitalnej? Mylaam, e tego rodzaju informacje s objte tajemnic lekarsk. - Jeli o mnie chodzi, moesz oskary szpital o zamanie ustawy o ochronie danych osobowych powiedzia pan de Vil-liers. - A tymczasem bdziemy dalej szuka tej poonej. Szalenie mnie interesuje, co te ta kobieta bdzie nam miaa do powiedzenia. Drzwi si otworzyy i do pokoju wszed pan George i doktor White oraz pani Jenkins, ktra dwigaa stert segregatorw. Za nimi wkroczy Gideon. Tym razem obejrzaam go sobie caego, nie tylko jego przystojn twarz. Szukaam czego, co by mi si nie spodobao, ebym nie musiaa si czu taka niedoskonaa, gdy si z nim porwnywaam. Niestety, niczego nie udao mi si znale. Nie mia ani krzywych ng (od gry w polo), ani za dugich rk, ani przyronitych do gowy patkw uszu (co zdaniem Leslie miao by oznak skpstwa). Wyglda! po prostu bosko, kiedy tak si teraz opiera! poladkami o biurko, splatajc rce na piersi. Jedynym, co mogo mi si wyda beznadziejne, byy jego wosy sigajce prawie do ramion. Niestety, mia takie zdrowe, lnice wosy, e mimo woli poczuam ch, by sprawdzi, jakie s w dotyku. Tyle wietnej prezencji na marne, co za strata. - Wszystko gotowe - oznajmi pan George i puci do mnie oko. - Wehiku czasu przygotowany do startu. Robert, chopiec-duch, pomacha mi niemiao. Ja te mu pomachaam. - A wic jestemy w komplecie - powiedzia pan de Wliers. - To znaczy Glenda i Charlotta musiay si niestety poegna. Ale kazay wszystkich serdecznie pozdrowi. - Tak, zao si, e tak - wtrci doktor White. - Naprawd biedna dziewczyna. Dwa dni odczuwania tych fantomowych objaww to na pewno nie byo przyjemne - westchn pan George, a na jego okrgej twarzy pojawi si wyraz wspczucia.
129

- I jeszcze do tego ta matka - mrukn doktor White, wertujc segregator przyniesiony przez pani Jenkins. - Biedne dziecko, naprawd ma pecha. - Pani Jenkins, na jakim etapie jest madame Rossini z garderob Gwendolyn? - Przecie dopiero... Zaraz j zapytam. - Pani Jenkins pospiesznie opucia pokj. Pan George zatar rce. Rozpieraa go ch dziaania. - No to moemy zaczyna. - Ale nie narazi jej pan na niebezpieczestwo, prawda? -zwrcia si mama do pana George'a. Bdzie j pan trzyma z dala od tamtej sprawy? - Oczywicie, e bdziemy j trzyma z dala od tamtej sprawy - wtrci Gideon. - Zrobimy wszystko, aby chroni Gwendolyn - zapewni pan George. - Nie moemy jej trzyma z dala - powiedzia pan de Vil-liers. - Ona jest czci tamtej sprawy. To powinno by dla ciebie jasne od samego pocztku. Zanim zacza t swoj gupi zabaw w chowanego. - I to przez pani dziewczyna jest kompletnie nieprzygotowana i niezorientowana - zaznaczy doktor White. - A to niesychanie utrudni nasz misj. Ale moe wanie o to pani chodzio. - Chodzio mi o to, by nie naraa swojej crki na niebezpieczestwo - odrzeka mama. - Sam ju wiele osignem - owiadczy Gideon. - Sam take mog to doprowadzi do koca. - Tak te miaam nadziej - powiedziaa mama. Sam take mog to doprowadzi do koca". O rany! Z trudem zdusiam chichot. To zabrzmiao jak w jednym z tych durnowatych filmw akcji, w ktrych obdarzony melancholijnym spojrzeniem miniak ratuje wiat, walczc ze studwudziesto-osobow druyn ninja, flot wrogich statkw kosmicznych albo caym miastem uzbrojonych po zby drabw wyjtych spod prawa. - Zobaczymy, do jakich zada si ewentualnie nada - powiedzia pan de Villiers. - Mamy jej krew - doda Gideon. - Wicej niczego od niej nie potrzebujemy. Jeli o mnie chodzi, moe przychodzi codziennie i poddawa si elapsji, i wszyscy bd szczliwi. Co prosz? Elapsji? To brzmiao jak jeden z tych terminw, za pomoc ktrych pan Whitman mia zwyczaj wprawia nas w zakopotanie na lekcjach angielskiego: W gruncie rzeczy cakiem nieze
130

wypracowanie, Gordonie, ale na przyszy raz moe mniej epatuj patosem". A moe mniej elaptuj"? Niewane, w kadym razie nikt, ani Gordon, ani reszta klasy, nigdy wczeniej nie sysza tego sowa. Oprcz Charlotty, rzecz jasna. Pan George zauway moj zakopotan min. - Pod pojciem elapsji rozumiemy celowe wykorzystanie twojego przydziau podry w czasie, polegajce na wysianiu ci za pomoc chronografu na kilka godzin w przeszo. W ten sposb zapobiegamy niekontrolowanym przeskokom w czasie. - Odwrci si do pozostaych. - Jestem pewien, e Gwendolyn jeszcze zaskoczy nas wszystkich swoim potencjaem. Jest... - Jest dzieciakiem! - wszed mu w sowo Gideon. - Nie ma o niczym pojcia. Oblaam si rumiecem. A c to za bezczelno! I jak pogardliwie na mnie patrzy. Ten gupi, zarozumiay... zawodnik polo! - Wcale nie! - obruszyam si. Nie byam dzieckiem. Miaam szesnacie i p roku. Dokadnie tyle samo co Charlotta. W moim wieku Maria Antonina ju dawno bya matk (wiedziaam to nie z lekcji historii, lecz z filmu z Kirsten Dunst, ktry ogldaymy z Leslie na DVD). A Joanna d'Arc miaa zaledwie pitnacie lat, kiedy... - Ach, nie? - Gos Gideona wprost ocieka drwin. - A co ty na przykad wiesz z historii? - Wystarczajco duo - odpowiedziaam. Czy nie dostaam ostatnio pitki z klaswki z historii? - Och, doprawdy? Kto rzdzi Angli po Jerzym I? Nie miaam bladego pojcia. - Jerzy II? - rzuciam na chybi trafi. Ha! Wyglda na rozczarowanego. Chyba si zgadzao. - A jaka dynastia w 1702 roku zastpia na tronie Stuartw i dlaczego? Cholera. - Ehmm... tego jeszcze nie przerabialimy - powiedziaam. - No jasne, e nie. - Gideon odwrci si do pozostaych. -Nie wie z historii nic. Nawet nie umie si odpowiednio wysowi. Niewane, do jakich czasw si przeniesiemy, i tak wszyscy bd si na
131

ni gapi. A poza tym w ogle nie ma pojcia, o co chodzi. Byaby nie tylko cakowicie bezuyteczna, ale wrcz niebezpieczna dla caej misji. Co prosz? Ja nie umiem si odpowiednio wysowi? Wanie przyszo mi do gowy kilka bardzo odpowiednich przeklestw, ktrymi chtnie bym go teraz obrzucia. - Myl, e wystarczajco dobitnie przedstawie swoje zdanie, Gideonie - odezwa si pan de Villiers. - A teraz warto by si byo dowiedzie, co o tym wszystkim sdzi hrabia. - Nie moecie tego zrobi. - Mama miaa dziwnie zduszony gos. - Hrabia na pewno niezwykle si ucieszy, mogc ci pozna, Gwendolyn - rzeki do mnie pan George, nie zwracajc uwagi na jej sowa. - Rubin, dwunasta z kolei, ostatnia w krgu. Wasze spotkanie bdzie uroczyst chwil. - Nie - zaprotestowaa mama. Wszyscy spojrzeli na ni. - Grace - zagrzmiaa moja babka - nie zaczynaj znowu! - Nie - powtrzya mama. - Prosz! On nie musi jej poznawa, to nie jest konieczne. Niech mu wystarczy, e za spraw jej krwi krg zostanie zamknity. - Mgby zosta zamknity - sprostowa doktor White - gdybymy po tej kradziey nie musieli raz jeszcze zaczyna wszystkiego od nowa. - Tak czy owak, nie chc, eby Gwendolyn si z nim spotkaa - powiedziaa mama. - To mj warunek. Gideon moe to zaatwi sam. - Decyzja nie naley do ciebie - zaznaczy pan de Villiers, a doktor White wykrzykn: - Warunki! Ona stawia warunki! - Ale ona ma racj - wtrci Gideon. - Nikomu nie pomoe, jeli wcigniemy w to t dziewczyn. Wytumacz hrabiemu, co si stao, i jestem pewien, e podzieli moj opini. - Na pewno bdzie chcia j zobaczy, eby mc wyrobi sobie o niej zdanie - powiedzia Falk de Villiers. - To nie bdzie dla niej niebezpieczne. Nawet nie musi opuszcza tego domu. - Pani Shepherd, zapewniam pani, e Gwendolyn nic si nie stanie - owiadczy pan George. Pani opinia na temat hrabiego opiera si, jak sdz, na uprzedzeniach, ktrych usunicie sprawioby nam tu wszystkim ogromn rado. - Obawiam si, e nie jest to moliwe.
132

- Droga Grace, z pewnoci chciaaby nas poinformowa, na podstawie jakich informacji tak le oceniasz hrabiego, czowieka, ktrego nigdy w yciu nie spotkaa. Mama zacisna usta. - Suchamy! - ponagli j pan de Villiers. Mama milczaa. - To tylko... takie przeczucie - wyszeptaa w kocu. Na twarzy pana de Villiers pojawi si cyniczny umieszek. - Nie wiem dlaczego, Grace, ale cay czas mam wraenie, e co przed nami ukrywasz. Powiedz, czego si boisz? - Kim w ogle jest ten hrabia i dlaczego nie powinnam si z nim spotka? - zapytaam. - Poniewa twoja matka ma przeczucie! - powiedzia doktor White i poprawi marynark. Nawiasem mwic, pani Shepherd, ten czowiek nie yje ju od ponad dwustu lat. - I nieche tak zostanie - mrukna mama. - Hrabia de Saint Germain jest pitym spord dwanacior-ga podrnikw w czasie, Gwendolyn - zacz mi wyjania pan George. - Widziaa wczeniej jego portret w archiwum. By pierwszym, ktry w ogle poj zasad dziaania chronografu i rozszyfrowa Dawne Akta. Nie tylko zorientowa si, w jaki sposb za pomoc chronografu przenie si w dowolny dzie wedug wasnego uznania, lecz take odkry tajemnic kryjc si za tajemnic. Tajemnic Dwanaciorga. Korzystajc z chronografu, zdoa odszuka cztery osoby, ktre podroway w czasie przed nim, i wprowadzi je w ca t histori. Hrabia uzyska pomoc najwiatlejszych umysw swoich czasw: matematykw, alchemikw, magw, filozofw. Wszystkich zafascynowaa jego opowie. Wsplnie rozszyfrowali Dawne Akta i obliczyli daty narodzin pozostaych siedmiu podrnikw w czasie, ktrzy musieli si jeszcze narodzi, aby krg mg si zamkn. W 1745 roku tu, w Londynie, hrabia zaoy Stowarzyszenie Stranikw, tajn lo hrabiego de Saint Germain. Rozszyfrowanie Dawnych Akt zawdzicza tak znanym osobistociom jak Rajmundus Lullus, Agryppa z Nettesheim, John Colet, Henry Draper, Simon Forman, Samuel Hartlib, Kenelm Digby i John Wallis. adne z tych nazwisk kompletnie nic mi nie mwio. - adne z tych nazwisk kompletnie nic ci nie mwi - wtrci drwico Gideon.
133

O rany! Czyby umia czyta w mylach? Na wypadek gdyby tak wanie byo, rzuciam mu ze spojrzenie i pomylaam z caych sil: Ty idioto! Bufonie!". Odwrci wzrok. - Ale Isaac Newton zmar ju w 1727 roku. Jakim cudem mg nalee do Stranikw? - Sama si zdziwiam, e przyszo mi to teraz do gowy. Leslie powiedziaa mi to wczoraj przez telefon i z niewyjanionych powodw utkwio mi to w gowie. Wcale nie byam taka gupia, jak sdzi ten cay Gideon. - To prawda - pan George si umiechn. - To jedna z korzyci, jak ma si jako podrnik w czasie. Mona sobie poszuka przyjaci w przeszoci. - A c to za tajemnica kryjca si za tajemnic? - spytaam. -Tajemnica Dwanaciorga objawi si, gdy krew wszystkich dwanaciorga podrnikw w czasie zostanie wczytana do chronografu - oznajmi uroczycie pan George. - Dlatego krg musi zosta zamknity. To jest wanie owo wielkie zadanie, ktre naley wykona. - Ale przecie ja jestem ostatni z dwunastki! Ze mn krg powinien by kompletny! - Tak, i byby kompletny - powiedzia doktor White - gdyby twoja kuzynka Lucy siedemnacie lat temu nie wpada na pomys, by ukra chronograf. - Paul ukrad chronograf - sprostowaa lady Arista. - Lucy tylko... Pan de Villiers unis do. - Ju dobrze, dobrze, powiedzmy po prostu, e ukradli go wsplnie. Dwoje dzieci, ktre zbdziy... niweczc w ten sposb wysiek piciuset lat. Misja omal nie zakoczya si fiaskiem, a dziedzictwo hrabiego de Saint Germain byoby stracone na wieki. - To dziedzictwo jest tajemnic? - Na szczcie w tych murach znajdowa si jeszcze jeden chronograf - powiedzia pan George. Nie przewidywano, e kiedykolwiek zostanie uyty. Trafi w posiadanie Stranikw w 1757 roku. By zepsuty, przez wieki zaniedbywany i pozbawiony cennych kamieni szlachetnych. W trakcie mudnych, trwajce dwiecie lat prac rekonstrukcyjnych Stranikom udao si...
134

- Skracajc nieco t histori - niecierpliwie wpad mu w sowo doktor White - zosta naprawiony i rzeczywicie dziaa, co jednak moglimy sprawdzi dopiero wtedy, gdy jedenasty podrnik w czasie, to znaczy Gideon, osign wiek inicjacji. Stracilimy jeden z chronografw oraz prbki krwi dziesiciu podrnikw w czasie. Teraz to drugie zadanie musimy wykona jeszcze raz od samego pocztku. - Aby... hm... rozszyfrowa Tajemnic Dwanaciorga - podsumowaam. O may wos, a uyabym sowa objawi". Powoli zaczynaam si czu tak, jakby kto mi wypra mzg. W odpowiedzi doktor White i pan George uroczycie skinli gowami. - No tak, a c to za tajemnica? Mama zacza si mia. Kompletnie nie pasowao to do sytuacji, ale mama zanosia si miechem tak jak Caroline, kiedy ogldaa w telewizji Jasia Fasol. - Grace! - sykna lady Arista. - We si w gar! - Mwiem przecie, e to wszystko histeryczki - burkn doktor White. - Dobrze, e potrafisz wszdzie znale jaki zabawny aspekt -powiedzia pan de Villiers. Mama otara sobie zy z kcikw oczu. - Przepraszam. Po prostu nie mogam si opanowa. Tak naprawd i szczerze to miaabym ochot si rozpaka. Pojam, e nikt mi tu nie wyjani, co to za tajemnica. - A c tak gronego ma w sobie ten hrabia, e nie powinnam si z nim spotka? - zwrciam si do mamy. Mama, nagle znowu miertelnie powana, potrzsna gow. Zaczynaam si o ni martwi. Te wahania nastrojw byy do niej zupenie niepodobne. - Zupenie nic - odpowiedzia zamiast niej doktor White. - Twoja matka obawia si jedynie, e mogaby si zetkn z intelektualn spucizn, ktra stoi w sprzecznoci z jej pogldami. Tak czy owak, w tych murach to nie ona podejmuje decyzje.
135

- Intelektualna spucizna - powtrzya mama i tym razem to jej gos a ocieka drwin. - Czy ty aby troch nie przeginasz? - Mwcie, co chcecie, ale po prostu pozostawmy Gwendolyn decyzj, czy chce si spotka z hrabi, czy nie. - Tylko na rozmow? W przeszoci? - Przeniosam pytajcy wzrok z pana de Villiers na pana George'a i z powrotem. - Czy on bdzie mi mg wyjani, o co chodzi z t tajemnic? - Jeli bdzie chcia - powiedzia pan George. - Spotkasz si z nim w 1782 roku. Wtedy hrabia by ju starym czowiekiem. I praktycznie tylko jeszcze raz odwiedzi Londyn. W trakcie cile tajnej misji, o ktrej nic nie wiedz ani historycy, ani jego biografowie. Nocowa tu, w tym domu. Dziki temu zaaranowanie rozmowy midzy wami jest bardzo proste. Rzecz jasna, Gideon bdzie ci towarzyszy. Gideon wymamrota co pod nosem, usyszaam sowa idiota" i niaka". Niaka idioty? Ale ja nienawidziam tego typa. - Mamo? - Nie zgadzaj si na to, kochanie. - Ale dlaczego? - To dla ciebie jeszcze za wczenie. - Na co jest dla mnie za wczenie? Dlaczego miaabym si nie spotka z tym hrabi? W czym on jest taki niebezpieczny? No, powiedz mi, mamo. - Wanie, powiedz jej, Grace - odezwa si pan de Villiers. - Ona nienawidzi tych wszystkich sekretw. I tak sobie myl, e ze strony wasnej matki to musi szczeglnie bole. Mama milczaa. - Widzisz, trudno z nas wydoby naprawd poyteczne informacje. - Bursztynowe oczy pana de Villiers patrzyy na mnie powanie. Moja mama cigle milczaa. Najchtniej bym ni potrzsna. Falk de Villiers mia racj: te kretyskie aluzje w niczym mi nie pomagay.
136

- A wic sama si tego dowiem - owiadczyam. - Chc go pozna. Nie wiem, co mnie napado, ale naraz przestaam si czu jak picioletnie dziecko, ktre najchtniej uciekoby do domu, eby si schowa pod kiem. Gideon westchn. - Syszaa, Grace - powiedzia pan de Villiers. - Proponowabym, eby pojechaa teraz do Mayfair i wzia tabletk na uspokojenie. Przywieziemy Gwendolyn do domu, kiedy... kiedy z ni skoczymy. - Nie zostawi jej samej - szepna mama. - Caroline i Nick zaraz wrc ze szkoy, mamo. Moesz spokojnie i. Potrafi sama o siebie zadba. - Nie, nie potrafisz - szepna mama. - Pojad z tob, Grace - powiedziaa lady Arista zaskakujco mikkim tonem. - Spdziam tu cae dwie doby i gowa mnie boli. Sprawy przybray doprawdy nieoczekiwany obrt. Ale teraz. .. teraz to ju nie zaley od nas. - Bardzo mdrze - pochwali babk doktor White. Mama wygldaa tak, jakby zaraz miaa wybuchn paczem. - A wic dobrze - westchna. - Pjd. Ufam, e zostanie uczynione wszystko, by Gwendolyn nie przydarzyo si nic zego. - I e jutro rano punktualnie pojawi si w szkole - dodaa lady Arista. - Nie powinna zbyt wiele opuszcza. Nie jest taka jak Charlotta. Spojrzaam na ni zaskoczona. O szkole w ogle nie pomylaam. - Gdzie mj kapelusz i paszcz? - spytaa lady Arista. Zgromadzeni w pokoju mczyni odetchnli. Nie byo tego sycha, lecz wida. - Pani Jenkins zadba o wszystko, lady Aristo - powiedzia pan de Villiers. - Chod, moje dziecko - zwrcia si lady Arista do mamy. Mama zawahaa si. - Grace - Falk de Villiers uj jej do i podnis j do swoich ust - to bya dla mnie wielka przyjemno zobaczy ci znowu po tylu latach.
137

- Tych lat nie byo znowu a tak wiele - zauwaya mama. - Siedemnacie. - Sze. - Mama wydawaa si nieco uraona. - Widzielimy si na pogrzebie mojego ojca. Ale pewnie o tym zapomniae. - Rozejrzaa si, szukajc wzrokiem pana George'a. - Bdzie pan na ni uwaa? - Pani Shepherd, przyrzekam pani, e Gwendolyn bdzie u nas bezpieczna - owiadczy! pan George. - Prosz mi zaufa. - Nic innego mi nie pozostaje. - Mama zabraa rk panu de Villiers i zaoya torebk na rami. Czy mog jeszcze przez chwil porozmawia z moj crk w cztery oczy? - Oczywicie - powiedzia Falk de Villiers. - Tu obok nikt wam nie bdzie przeszkadza. - Wolaabym wyj na zewntrz - odrzeka mama. Pan de Villiers unis brwi. - Boisz si, e bdziemy ci podsuchiwa? Obserwowa przez wizjery w portretach? - Zamia si. - Po prostu potrzebuj troch wieego powietrza - powiedziaa mama. O tej porze ogrd by zamknity dla zwiedzajcych. Kilkoro turystw - rozpoznawalnych po wypasionych aparatach fotograficznych na szyi - przygldao si z zazdroci mamie, kiedy otwieraa, a potem zamykaa za nami jedn z furt, elazn zdobion bram dwumetrowej wysokoci. Byam oczarowana bogactwem klombw, soczyst zieleni i zapachem unoszcym si w powietrzu. - Miaa dobry pomys - powiedziaam. - Zaczynaam si tam czu jak odmieniec jaskiniowy. Z tsknot wystawiam twarz do soca. Grzao zaskakujco mocno jak na pocztek kwietnia. Mama usiada na awce z drewna tekowego i potara rk czoo, bardzo podobnym gestem jak wczeniej lady Arista, tylko mama nie wygldaa przy tym tak staro. - To prawdziwy koszmar - westchna. Usiadam obok niej na awce.
138

- Tak. Tylko nie ma kiedy sobie tego przemyle. Wczoraj rano jeszcze wszystko byo jak dawniej i nagle... Wydaje mi si, e zaraz pknie mi gowa, tak wiele musz przyj do wiadomoci w tak krtkim czasie. Tysice drobnych informacji, ktre jako nie bardzo chc do siebie pasowa. - Strasznie mi przykro - powiedziaa mama. - Tak bardzo chciaam ci tego wszystkiego zaoszczdzi. - Co ty takiego wtedy zrobia, e wszyscy s teraz na ciebie wciekli? - Pomogam uciec Lucy i Paulowi. - Rozejrzaa si szybko, tak jakby chciaa si upewni, e nikt nas nie podsuchuje. -Przez jaki czas ukrywali si u nas w Durham. Ale oni si oczywicie dowiedzieli. Lucy i Paul musieli ucieka. Mylaam o tym, co dzi usyszaam. I nagle pojam, gdzie znajdowaa si moja kuzynka. Czarna owca w mojej rodzinie nie zamieszkaa ani w dorzeczu Amazonki wrd tubylcw, ani nie ukrya si w Irlandii w eskim klasztorze, jak to sobie wyobraaymy z Leslie jako dzieci. Nie, Lucy i Paul byli zupenie gdzie indziej. - Razem z chronografem znikli w przeszoci, prawda? Mama skina gow. - W gruncie rzeczy nie mieli innego wyboru. Ale to nie bya dla nich atwa decyzja. - Dlaczego? - Nie wolno zabiera chronografu z jego epoki. Jeli si to zrobi, samemu nie mona ju wrci. Ten, kto zabierze chronograf w przeszo, musi w niej pozosta. Przeknam lin. - Co moe skoni czowieka do podjcia takiej decyzji? - Zrozumieli, e w teraniejszoci nie ma dla nich i dla chronografu bezpiecznej kryjwki. Stranicy prdzej czy pniej znaleliby ich w kadym miejscu na wiecie. - A dlaczego go ukradli, mamo? - Chcieli zapobiec... zamkniciu krgu krwi. - A co si stanie, kiedy krg krwi zostanie zamknity? O rany, teraz gadaam ju jak jedna z nich. Krg krwi". Na kolejnym etapie zaczn mwi wierszem.
139

- Posuchaj mnie uwanie, kochanie, mamy naprawd bardzo mao czasu. I chocia oni teraz twierdz co wrcz przeciwnego, bd prbowali wczy ci do tej swojej tak zwanej misji. Potrzebuj ci do tego, eby zamkn krg i objawi tajemnic. - Co si kryje za t tajemnic, mamo? Miaam wraenie, e zadaam to pytanie ju tysic razy. W gbi duszy nieomal je wykrzyczaam. - Wiem tyle co pozostali. Mog tylko snu przypuszczenia na ten temat. Tajemnica ma wielk moc i daje wielk moc temu, kto potrafi j wykorzysta. Ale moc w rkach niewaciwego czowieka jest bardzo niebezpieczna. Lucy i Paul uwaali, e dlatego lepiej pozostawi tajemnic nieodkryt. Ponieli za to wielkie ofiary. - To zrozumiaam. Nie rozumiem tylko dlaczego. - Nawet jeli niektrzy spord tych tam, w rodku, kieruj si wycznie naukow ciekawoci, to motywy wielu innych z pewnoci nie s szlachetne. Wiem, e nie cofn si przed niczym, eby osign swj cel. Nie moesz ufa nikomu z nich. Nikomu, Gwendolyn. Westchnam. Nic z tego, co mi powiedziaa, nie wydao mi si w aden sposb przydatne. Zza ogrodzenia dobieg nas dwik silnika, a potem przed wejciem zatrzyma si samochd. Mimo e samochody w ogle nie mogy tutaj wjeda. - Ju pora, Grace! - zawoaa lady Arista. Mama podniosa si. - Och, dzi wieczorem bdzie cudownie. Lodowate spojrzenia Glendy na pewno zmro ca kolacj. - Dlaczego ta poona wyjechaa akurat dzisiaj? I dlaczego nie urodzia mnie w szpitalu? - Niech zostawi t biedn kobiet w spokoju - powiedziaa mama. - Grace! No chode ju wreszcie! - Lady Arista postukaa kocem parasola w elazn krat. - Chyba zaraz dostaniesz lanie - zaartowaam. - Serce mi pka, e musz ci tu zostawi. - Mogabym po prostu wrci z tob do domu - powiedziaam, ale w tej samej chwili poczuam, e waciwie wcale tego nie chc.
140

Falk de Villiers mia racj: byam teraz czci tej historii i co dziwne, zaczynao mi si to podoba. - To niemoliwe - odpara mama. - W trakcie niekontrolowanych przeskokw w czasie mogaby zosta ranna albo nawet zgin. Tutaj, przynajmniej pod tym wzgldem, jeste bezpieczna. - Obja mnie. - Nie zapomnij, co ci powiedziaam. Nie ufaj nikomu. Nawet swoim przeczuciom. I strze si hrabiego de Saint Germain. Wiem, e on potrafi przenika do duszy swojego rozmwcy. Potrafi czyta w twoich mylach, a nawet gorzej: zapanuje nad twoj wol, o ile na to pozwolisz. Przytuliam si do niej bardzo mocno. - Kocham ci, mamo. Za jej plecami dostrzegam, e przed bram pojawi! si jeszcze pan de Villiers. Obrciwszy si, mama take go spostrzega. - A przed tym tam powinna szczeglnie mie si na bacznoci - szepna. - Sta si bardzo niebezpiecznym czowiekiem. -W jej gosie wyranie pobrzmiewao co w rodzaju podziwu. Wiedziona nagym impulsem zapytaam: - Czy co ci kiedy z nim czyo, mamo? Nie musiaa mi wcale odpowiada, po jej minie widziaam, e trafiam w dziesitk. - Miaam siedemnacie lat i atwo byo zrobi na mnie wraenie. - Rozumiem. - Umiechnam si. - Ma do fajowe oczy, moim zdaniem. Mama te si umiechna. Szymy bardzo powoli w stron bramy. - Och, tak. Paul mia dokadnie takie same oczy. Ale w przeciwiestwie do swojego starszego brata nie by ani troch zarozumiay. Nie ma si co dziwi, e Lucy si w nim zakochaa. - Bardzo chciaabym wiedzie, co si z nimi stao. - Obawiam si, e prdzej czy pniej si tego dowiesz. - Daj mi klucz - rzuci niecierpliwie Falk de Villiers. Mama podaa mu przez elazn krat bramy pk kluczy, a on j otworzy. - Zamwiem dla was samochd.

141

- Zobaczymy si jutro rano przy niadaniu, Gwendolyn -powiedziaa lady Arista i uja mnie doni pod brod. - Gowa do gry! Naleysz do rodziny Montrose, a my zawsze i wszdzie trzymamy fason. - Bd si stara, babciu. - I tak trzyma. Ach! - Zamachaa rkami, jakby chciaa odpdzi natrtne muchy. - Co ci ludzie sobie myl? Przecie nie jestem krlow! Jednak w tym eleganckim kapeluszu, z parasolem i w dopasowanym kolorystycznie paszczu wygldaa w oczach turystw tak brytyjsko, e fotografowali j ze wszystkich stron. Mama jeszcze raz mnie przytulia. - Ta tajemnica pochona ju ludzkie istnienia - szepna mi do ucha. - Nie zapominaj o tym. Z mieszanymi uczuciami patrzyam za ni i za babk, kiedy skrcay za rg i znikay mi z pola widzenia. Pan George zapa moj do i cisn j. - Nie bj si, Gwendolyn. Nie jeste sama. Faktycznie, nie byam sama. Byam z ludmi, ktrym nie mogam ufa. Nikomu z nich", powiedziaa mama. Spojrzaam w przyjazne bkitne oczy pana George'a, poszukujc w nich czego niebezpiecznego albo nieszczerego. Niczego takiego nie udao mi si znale. Nie ufaj nikomu". Nawet wasnym przeczuciom". - Chod, wracamy do rodka. Musisz co zje. - Mam nadziej, e ta krtka rozmowa z mam wyjania ci co nieco - powiedzia pan de Villiers, gdy szlimy na gr. -Niech zgadn: ostrzega ci przed nami. Wszyscy jestemy pozbawieni skrupuw i zakamani, nieprawda? - Pan wie to lepiej ode mnie - odrzekam. - Ale waciwie rozmawiaymy o tym, e midzy panem a moj mam co kiedy byo. Pan de Villiers podnis brwi zaskoczony. - Tak powiedziaa? - Na jego twarzy odmalowao si co w rodzaju zakopotania. - No c, to byo dawno temu. Byem mody...
142

- I atwo byo na panu zrobi wraenie - uzupeniam. - Mama tumaczya to tak samo. Pan George wybuchn gonym miechem. - Och, tak, faktycznie! Zupenie o tym zapomniaem. Ty i Grace Montrose bylicie adn par, Falk. Nawet jeli to trwao zaledwie trzy tygodnie. A potem, na tamtym balu dobroczynnym w Holland House, rzucia w ciebie kawakiem sernika i powiedziaa, e nie chce rozmawia z tob ju nigdy wicej. - To by tort mietankowy z malinami - sprostowa pan de Villiers i mrugn do mnie. - Waciwie chciaa mi go rzuci w twarz. Ale na szczcie trafia tylko w koszul. Plama nigdy si nie spraa. I to wszystko dlatego, e bya zazdrosna o dziewczyn, ktrej imienia nawet nie pamitam. - Larissa Crofts, crka ministra finansw - wtrci pan George. - Naprawd? - pan de Villiers wydawa si szczerze zaskoczony. - Obecnego czy wczesnego? - wczesnego. - adna bya? - Do nawet. - Tak czy owak, Grace zamaa mi serce, poniewa zacza si zadawa z pewnym chopakiem ze szkoy. Jego nazwisko akurat bardzo dobrze pamitam. - Jasne. Bo zamae mu nos i z tego powodu jego rodzice nieomal podali ci do sdu - powiedzia pan George. - Czy to prawda? - Byam niezwykle zafascynowana. - To by wypadek - rzek pan de Villiers. - Gralimy w jednej druynie rugby. - Nieze rzeczy tu wychodz na jaw, nieprawda, Gwendolyn? - Pan George mia si, wci jeszcze rozbawiony, otwierajc drzwi do Smoczej Sali. - Mona tak powiedzie. Zatrzymaam si, ujrzawszy Gideona siedzcego przy stole porodku pokoju. Spoglda na nas ze zmarszczonym czoem. Pan de Villiers popchn mnie do przodu. - To nie byo nic powanego - rzuci. - Miosnym zwizkom midzy czonkami rodzin de Villiers i Montrose nigdy nie przywiecaa dobra gwiazda. Mona by powiedzie, e z gry byy skazane na klsk.
143

- Myl, e to ostrzeenie jest cakowicie zbdne, wuju -mrukn Gideon, krzyujc rce na piersi. - Ona kompletnie nie jest w moim typie. Ta ona" to byam ja. Nim ta obelga do mnie dotara, mina jedna, moe dwie sekundy. Pierwszym odruchem byo zrewanowa mu si tekstem w rodzaju: Ja te nie przepadam za aroganckimi zarozumialcami" albo: Co za ulga! Bo ja ju mam chopaka. I jest dobrze wychowany". Ale w kocu nie powiedziaam nic. Okej. Nie byam w jego typie. No i co z tego? Nie to nie. Zwisao mi to naci od pietruszki.

144

Kroniki Stranikw 4 sierpnia 1953 roku Mielimy dzi fascynujcego gocia z przyszoci. Jedenasty z Krgu Dwanaciorga, Gideon de Villiers, w przyszoci bdzie u nas kadej nocy przez trzy godziny poddawa si elapsji. Przygotowalimy mu posianie w biurze sir Waltera. Jest tam chodno i cicho i chopiec nie bdzie tam naraony na ciekawskie spojrzenia i gupie pytania. W czasie jego dzisiejszej wizyty cakiemprzypadkowo"przyszli do nas wszyscy oficerowie penicy sub. I cakiem przypadkowo wszyscy zadali po par pyta dotyczcych przyszoci. Chopiec zarekomendowa im zakup akcji Apple, cokolwiek to znaczy. Robert Peel, Krg Wewntrzny

145

10. Paszcz: wenecki aksamit, podbity jedwabn taft. Suknia: niemiecki len z nadrukiem, przystrojony koronk z Devonshire, gorset z jedwabiu haftowanego brokatem. - Madame Rossini ostronie rozoya poszczeglne czci garderoby na stole. Po posiku pani Jenkins ponownie zaprowadzia mnie do niej do szwalni. Ten may pokj bardziej mi si podoba ni sztywna jadalnia, wszdzie wok leay te przeliczne tkaniny, a madame Rossini ze sw wi szyj bya bodaj jedyn osob, ktrej nawet moja mama nie okazaa ladu nieufnoci. - Wszystko w zgaszonym bkicie z kremowymi zdobieniami, bardzo elegancki komplet na popoudnie - cigna. - Do tego odpowiednie jedwabne buty z brokatem. Znacznie wygodniejsze, ni na to wygldaj. Szczliwym trafem i ty, i tamta chudzina nosicie ten sam rozmiar buta. Chwycia w czubki palcw mj szkolny mundurek i odoya go na bok. - Fuj, fuj, nawet najpikniejsza dziewczyna wygldaaby w tym jak strach na wrble. Gdyby cho mona byo skrci spdnic do modnej dugoci. Och, i ta paskudna moczu! Ten, kto wpad na taki pomys, musia zaiste nienawidzi uczniw z caego serca. - Mog zosta w mojej bielinie? - Tylko w majtkach - powiedziaa madame Rossini (zabawnie to zabrzmiao, bez ch" na kocu). Nie s z epoki, ale chyba nikt nie bdzie ci zaglda pod spdnic. A jeli tak, najlepiej kopnij go tak mocno, eby mu si wszystkie gwiazdy na niebie pokazay. Te buty na to nie wygldaj, ale ich czubki maj metalowe wzmocnienia. Bya w toalecie? To wane, bo jak ju woysz t sukni, to bdzie trudno... - Tak, ju trzy razy pani o to pytaa, madame Rossini. - Wol si upewni. Wci na nowo zdumiewao mnie to, jak si tu o mnie troszcz i jakie drobiazgi bior pod uwag. Po jedzeniu pani Jenkins dala mi nawet cakiem nowiusiek kosmetyczk z przyborami toaletowymi, ebym moga sobie wyszorowa zby i umy twarz. Spodziewaam si, e gorset po zasznurowaniu odetnie mi dopyw powietrza i wydusi mi z odka piecze cielc, ale w rzeczywistoci nosio si go cakiem przyjemnie.
146

- A ja mylaam, e kobiety masowo mdlay w tych ustrojstwach. - Bo tak byo. A to dlatego, e zbyt mocno je sznuroway. Poza tym w tamtych czasach powietrze byo diabelnie cikie, bo nikt si nie my, tylko wszyscy si perfumowali. - Madame Rossini zachichotaa. - W perukach mieszkay wszy i pchy, a gdzie przeczytaam, e czasami nawet myszy budoway sobie tam gniazda. Tak, moda bya wtedy przecudna, ale dla higieny to nie byy dobre czasy. Ty nie nosisz gorsetu jak tamte biedne stworzenia, ty masz specjaln konstrukcj a la madame Rossini, wygodn, jakby to bya druga skra. - Ach, tak. - Byam niesychanie podekscytowana, wkadajc halk z krynolin. - Mam wraenie, jakbym musiaa targa ze sob ogromn klatk dla ptakw. - To drobiazg - zapewnia mnie madame Rossini, ostronie wkadajc mi sukni przez gow. - Ta krynolina jest zupenie malutka w porwnaniu z tymi, ktre w tamtych czasach noszono w Wersalu. Cztery i p metra w obwodzie, sowo honoru. I twoja nie jest z fiszbinw, tylko z leciutkich jak pirko nowoczesnych wkien wglowych. I tak tego nikt nie widzi. Wok mnie rozpociera si bladoniebieski materia z kremowymi pnczami kwiatw, ktry wygldaby bardzo adnie rwnie jako obicie kanapy. Musiaam jednak przyzna, e suknia, mimo swej dugoci i monstrualnego obwodu, bya bardzo wygodna i naprawd leaa jak ula. - Bajecznie - westchna z zachwytem madame Rossini i popchna mnie do lustra. - Och - powiedziaam zaskoczona. Kt by pomyla, e obicie kanapy moe tak przepiknie si prezentowa? A ja razem z nim! Jaka smuka wydawaa si moja talia, jaki bkit miay moje oczy! Och! Tylko mj dekolt wyglda niczym dekolt piewaczki operowej tu przed eksplozj. - Tutaj dojdzie jeszcze troch koronki - wyjania madame Rossini, podajc za moim spojrzeniem. - Bd co bd to suknia koktajlowa. Ale wieczorem trzeba pokaza, co si ma. Mam nadziej, e spotka nas jeszcze przyjemno szycia dla ciebie sukni balowej. A teraz wemy si do twoich wosw. - Dostan peruk? - Nie - odpara madame Rossini. - Jeste mod dziewczyn i jest wczesne popoudnie. Wystarczy adna fryzura i stosowny kapelusz. - (Jak piknie mwia r"!). - Z twoj skr nie musimy nic robi.
147

To najczystszy alabaster. I ta pikna pksiycowata plamka na twej skroni moe z powodzeniem gra rol pieprzyka. Tres chic*. Madame Rossini zakrcia mi wosy na gorce waki, nastpnie szpilkami zrcznie upia przedni parti wosw na czubku, pozwalajc reszcie opa mikkimi lokami na ramiona. Przejrzaam si w lustrze i sama si sob zachwyciam. Przypomniaa mi si przebierana impreza w zeszym roku u Cynthii. Z braku lepszego pomysu poszam na ni przebrana za przystanek autobusowy i pod koniec wieczoru najchtniej tukabym wszystkich naokoo moj tablic, bo kady pyta mnie o rozkad jazdy. Ha! Gdybym wtedy znaa madame Rossini! Byabym gwiazd wieczoru. Caa w zachwytach obrciam si jeszcze raz przed lustrem, ale na tym si skoczyo, bo madame Rossini znowu stana za mn i naoya mi na gow kapelusz - prawdziwe monstrum ze somy, z pirami i niebieskimi wstkami. Moim zdaniem kompletnie popsu cao. Prbowaam namwi madame Rossini, eby z niego zrezygnowaa, ale bya nieprzejednana. - Bez kapelusza... nie, to byoby niestosowne. To nie jest konkurs piknoci, ma cherie**. Tu idzie o autentyzm. Wygrzebaam komrk z kieszeni mundurka. - Czy mogaby pani przynajmniej zrobi mi zdjcie, bez kapelusza? Madame Rossini rozemiaa si. - Bien sur***, moja sodka. Przybraam odpowiedni poz, a madame Rossini pstrykna mi co najmniej ze trzydzieci zdj, ze wszystkich stron, kilka take w kapeluszu. A co tam, niech Leslie te si pomieje. - No, a teraz powiem tam na grze, e jeste gotowa do drogi. Poczekaj tu i ju nie cigaj kapelusza! Jest zaoony idealnie. - Dobrze, madame Rossini - powiedziaam grzecznie.
*

Tres chic(franc.) bardzo szykownie Ma cherie (franc.) - kochanie *** Bien sur (franc.) - naturalnie
**

148

Kiedy tylko opucia pokj, byskawicznie wystukaam numer Leslie i wysaam jej SMS-em jedno ze zdj w kapeluszu. Zadzwonia do mnie czternacie sekund pniej. Na szczcie tutaj, w szwalni madame Rossini, zasig by doskonay. - Siedz w autobusie - wykrzyczaa mi Leslie do ucha. - Ale ju wycignam notatnik i dugopis. Musisz tylko mwi goniej, obok mnie gada dwch niedosyszcych Hindusw, niestety nie w jzyku migowym! Wyterkotaam jej o wszystkim, co si wydarzyo, i sprbowaam jej szybko wytumaczy, gdzie jestem i co powiedziaa mama. Cho mwiam do chaotycznie, Leslie zdawaa si za mn nada. Powtarzaa tylko na przemian ale odjazd" i tylko uwaaj!". Opisaam jej Gideona (chciaa zna kady szczeg). - Moim zdaniem dugie wosy nie s a takie ze. Mog wyglda cakiem sexy. Przypomnij sobie choby Obdnego rycerza. Ale zwr uwag na jego uszy. - To i tak bez znaczenia. Jest zarozumiay i pyszakowaty. Poza tym kocha si w Charlotcie. Zapisaa kamie filozoficzny"? - Tak, wszystko zapisaam. Jak tylko dotr do domu, zaraz wejd do Internetu. Hrabia de Saint Germain... skd ja znam to nazwisko? Czy to moliwe, e spotkaam je w jakim filmie? Nie, to by hrabia Monte Christo. - A co, jeli on naprawd umie czyta w mylach? - To myl po prostu o czym niegronym. Albo licz do tyu, od tysica do jednego. Najlepiej co osiem. Nie da si przy tym myle o niczym innym. - Mog tu przyj w kadej chwili. Wtedy po prostu si rozcz. Aha, i sprawd, czy znajdziesz co na temat maego chopca, Roberta White'a, ktry osiemnacie lat temu utopi si w basenie. - Zapisaam wszystko - powiedziaa Leslie. - O rany, ale odjazd. Powinnymy byy pomyle o nou sprynowym albo o sprayu z pieprzem... Wiesz co? Zabierz ze sob przynajmniej komrk. Podreptaam w mojej sukni do drzwi i ostronie wyjrzaam na zewntrz. - Do przeszoci? Mylisz, e mogabym stamtd do ciebie zadzwoni?
149

- Bzdura! Ale moesz zrobi zdjcia, ktre bd dla nas wskazwk. Aha, i strasznie chciaabym zobaczy zdjcie Gideona. Jak si da, z uszami. Uszy bardzo duo mwi o czowieku. Przede wszystkim patki uszu. Teraz rozlegy si odgosy krokw. Cicho zamknam drzwi. - To chyba ju. Na razie, Leslie. - Tylko bd ostrona - rzucia jeszcze. Zoyam komrk i wsunam j za dekolt. Doskonale zmiecia si w niewielkiej pustej przestrzeni pod biustem. Ciekawe, co kiedy choway tam damy. Buteleczki z trucizn, rewolwery (bardzo mae), listy miosne? Kiedy Gideon wszed do pokoju, najpierw uderzya mnie myl: a dlaczego on nie musi nosi kapelusza? A potem: jak mona dobrze wyglda w czerwonej kamizelce z mory, ciemnozielonych spodniach do kolan i jedwabnych poczochach w paski? I jeli w ogle cokolwiek jeszcze pomylaam, to najwyej co w stylu: mam nadziej, e nie wida po mnie, co myl. Zielone oczy omioty mnie przelotnie. - adny kapelusz. Gnojek. - Cudownie - zachwyci si pan George, ktry wszed za nim do szwalni. - Madame Rossini, wykonaa pani fantastyczn robot. - Tak, wiem - powiedziaa madame Rossini. Znieruchomiaa w p kroku. Szwalnia bya zbyt maa, by pomieci wszystkich, sama moja spdnica zajmowaa p przestrzeni. Gideon zwiza swoje loki na karku i w tym wanie dostrzegam szans na cit ripost. - Jaka pikna aksamitna kokarda - wycedziam z ca ironi, na jak mnie byo sta. - Nasza pani od geografii nosi dokadnie tak sam. Gideon, zamiast posa mi ze spojrzenie, umiechn si. - Ech, ta kokardka to naprawd jeszcze nic. Powinna mnie zobaczy w peruce. cile biorc, ju go w niej widziaam. - Monsieur Gideon, wycignam panu spodnie w kolorze cytryny, a nie te ciemne. - Akcent madame Rossini przybiera na sile, kiedy bya oburzona, i teraz powiedziaa sitriny" i siemne".
150

Gideon obrci si w stron madame Rossini. - te spodnie do czerwonej kamizelki, poczoch w stylu Pippi Langstrumpf i brzowego paszcza ze zotymi guzikami? To byo dla mnie po prostu zbyt kolorowe. - Mczyzna w stylu rokoko nosi si kolorowo! - Madame Rossini rzucia mu surowe spojrzenie. I to ja jestem tu fachowcem, a nie pan. - Tak, madame Rossini - zgodzi si uprzejmie Gideon. -Nastpnym razem pani posucham. Spojrzaam na jego uszy. Nie byy ani troch odstajce, a poza tym waciwie pod adnym wzgldem nie rzucay si w oczy, co w zasadzie sprawio mi ulg. Cho oczywicie byo mi to cakowicie obojtne. - A gdzie s te zamszowe rkawiczki? - Och, pomylaem sobie, e skoro ju nie wkadam tych spodni, to lepiej dam te sobie spokj z rkawiczkami. - Ale naturalnie! - mlasna Madame Rossini. - Szacunek dla pana smaku, mody czowieku. Ale tu nie chodzi o gust, lecz o autentyczno. Poza tym zawsze bardzo staraam si wybiera tylko te kolory, w ktrych jest panu do twarzy, niewdziczny modziecze. Przepucia nas, mamroczc co pod nosem. - Bardzo, bardzo dzikuj, madame Rossini - powiedziaam. - Ach, ty moja abdzia szyjko. Caa przyjemno po mojej stronie. Ty przynajmniej potrafisz doceni moj prac. Umiechnam si mimo woli. Podobao mi si bycie abdzi szyjk. Pan George skin na mnie. - A teraz pozwl za mn, Gwendolyn. - Najpierw zasonimy jej oczy - powiedzia Gideon i zrobi tak gest, jakby chcia zerwa mi kapelusz z gowy. - Doktor White si przy tym upiera - wyjani pan George z przepraszajcym umiechem.

151

- Ale to zrujnuje jej fryzur! - Madame Rossini odepchna do Gideona. - Chce jej pan powyrywa wosy z gowy? Nigdy pan nie sysza o szpilkach do kapeluszy? - Podaa kapelusz i szpilk panu George'owi. - Prosz nie go ostronie. Gideon zawiza mi oczy czarn chustk. Mimo woli wstrzymaam oddech, kiedy jego rka musna mj policzek, i niestety nie udao mi si powstrzyma wypywajcego na twarz rumieca. Na szczcie sta za mn i nie mg tego widzie. - Auu! - zawoaam, kiedy kilka wosw wpltao si w wizany przez niego supe. - Przepraszam. Widzisz co? - Nie. Przed oczami miaam wycznie ciemno. - Dlaczego nie mog zobaczy, dokd idziemy? - Nie moesz pozna dokadnego miejsca przechowywania chronografu - odrzek Gideon. Pooy mi rk na plecach i popchn mnie do przodu. To byo dziwne uczucie, tak po prostu i na lepo w pustk, a rka Gideona na moich plecach jeszcze mnie dodatkowo denerwowaa. - Moim zdaniem to zbyteczne rodki ostronoci - doda. -Ten dom to jeden wielki labirynt. Nigdy w yciu nie odnalazaby potem tego pokoju. A pan George tak czy owak uwaa, e ponad wszelk wtpliwo jeste poza podejrzeniem, jeli chodzi o ewentualn zdrad. Ib byo mie ze strony pana George'a, cho nie bardzo wiedziaam, co to wszystko znaczy. Kto mgby by zainteresowany miejscem przechowywania chronografu i dlaczego? Uderzyam ramieniem w co twardego. - Auu! - Zabierz t rk, Gideonie, zachowujesz si jak grubianin - zwrci mu do ostro uwag pan George. - Ona nie jest wzkiem na zakupy! Poczuam, jak ciepa, sucha do obejmuje moj do, i wzdrygnam si. - Ju dobrze - powiedzia Gideon. - To tylko ja. Teraz bdzie par schodkw w d. Ostronie. Przez chwil szlimy obok siebie w milczeniu, raz prosto, potem znw schodami w d albo skrcalimy w bok, a ja w gruncie rzeczy skupiaam si na tym, by zapobiec dreniu mojej doni w
152

doni Gideona. Albo poceniu si. Gideon nie powinien myle, e jego blisko wprawia mnie w zakopotanie. Ciekawe, czy zwrci uwag, jak mi przyspieszy puls. Wtedy nagle trafiam praw nog w pustk, potknam si i na pewno bym si przewrcia, gdyby Gideon nie chwyci mnie mocno i nie przecign na rwny grunt. Obiema rkami obejmowa mnie w talii. - Uwaga, stopie - powiedzia. - Och, dzikuj, te go zauwayam - warknam. - Kiedy ju sobie skrciam nog. - Na mio bosk, Gideonie! Uwaaj! - zezoci si pan George. - Prosz, we ten kapelusz. Ja pomog Gwendolyn. Za rk z panem George'em szo mi si znacznie atwiej. Moe dlatego, e mogam si skoncentrowa na swoich krokach, a nie na tym, eby mi si nie trzsa rka. Ten nasz spacer trwa poow wiecznoci. Znowu miaam wraenie, e wdrujemy gboko do rodka Ziemi. Wreszcie si zatrzymalimy, a ja niejasno podejrzewaam, e specjalnie poprowadzono mnie kilka razy okrn drog, eby mnie zmyli. Jakie drzwi otworzyy si i na powrt zamkny. Pan George zdj mi wreszcie opask z oczu. - No to jestemy. - Pikny jak wczesny majowy poranek - powiedzia doktor White, a byo to skierowane do Gideona. - Wielkie dziki - Gideon skoni si lekko. - Ostatni krzyk mody z Parya. Waciwie powinienem by woy do tego jeszcze te spodnie i rkawiczki, ale po prostu nie mogem si na to zdoby. - Madame Rossini jest za jak diabli - wtrci! pan George. - Gideonie! - rzek! z wyrzutem pan de Villiers, ktry wynurzy! si zza plecw doktora White'a. - te spodnie, wuju! - Przecie nie spotkasz tam starych kolegw ze szkoy, ktrzy mogliby ci wymia - powiedzia pan de Villiers. - Nie. - Gideon rzuci na st mj kapelusz. - Raczej typw, ktrzy chodz w haftowanych rowych frakach i uwaaj, e s super. - Wzdrygn si.
153

Kiedy ju przywykam do jasnego wiata, z zaciekawieniem rozejrzaam si wok. W pomieszczeniu nie byo okien, jak naleao si tego spodziewa, nie byo te kominka. Na prno szukaam wzrokiem wehikuu czasu. Spostrzegam tylko st i kilka krzese, skrzyni, szaf, a na cianie acisk sentencj wyryt w kamieniu. Pan de Villiers umiechn si do mnie przyjanie. - Bardzo ci do twarzy w bkitach, Gwendolyn. Madame Rossini niezwykle elegancko uoya ci wosy. - Ehm... dzikuj. - Powinnimy si pospieszy, umieram z gorca w tych ciuchach. - Gideon odchyli po paszcza, odsaniajc przypasan do boku szpad. - Sta tutaj. - Doktor White podszed do stou i rozwin czerwony aksamit, odsaniajc przedmiot, ktry na pierwszy rzut oka wyglda jak nieduy stojcy zegar. - Wszystko ustawiem. Macie do dyspozycji trzy godziny. Teraz przyjrzaam si dokadniej i zorientowaam si, e to nie jest zegar, lecz dziwaczne urzdzenie z wypolerowanego drewna i metalu, z niezliczonymi przyciskami, klapkami i pokrtami. Ze wszystkich stron byo wymalowane w miniaturowe soca, ksiyce i gwiazdy. Byo wygite jak pudo rezonansowe skrzypiec i wysadzane lnicymi kamieniami szlachetnymi, tak wielkimi, e absolutnie nie mogy by prawdziwe. - To jest chronograf? Taki may? - Way cztery i p kilograma - oznajmi! doktor White i zabrzmiao to tak, jakby by dumnym ojcem informujcym, ile way jego nowo narodzone dziecko. - I uprzedzajc twoje pytanie, tak, wszystkie kamienie s prawdziwe. Sam tylko ten rubin ma sze karatw. - Najpierw pjdzie Gideon - powiedzia pan de Villiers. -Haso? - Qua redit nescitis - powiedzia Gideon. - Gwendolyn? - Tak? - Haso!
154

- Jakie znowu haso? - Qua redit nescitis - powiedzia pan de Villiers. - Haso Stranikw w owym dniu dwudziestego czwartego wrzenia. - Mamy szsty kwietnia. Gideon przewrci! oczami. - Wyldujemy dwudziestego czwartego wrzenia, i to w samym rodku tych murw. Jeli nie chcemy, eby Stranicy skrcili nas o gow, musimy zna haso. Qua redit nescitis. Powtrz! - Qua redit nescitis - powtrzyam. W yciu nie zapamitaabym tego duej ni przez sekund. No wanie, ju zapomniaam. Moe mogabym to sobie zapisa na kartce? - Co to znaczy? - Tylko mi nie mw, e nie masz w szkole aciny! - Nie mam. Uczyam si francuskiego i niemieckiego, to i tak byo wystarczajco przechlapane. - Nie znacie godziny jego powrotu" - przetumaczy doktor White. - Kwiecisty przekad - wtrci pan George. - Mona by te powiedzie: Nie wiecie, kiedy...". - Moi panowie! - Pan de Villiers postukal znaczco w swj zegarek na przegubie rki. - Nie mamy zbyt duo czasu. Jeste gotw, Gideonie? Gideon wycign! d!o do doktora White'a. Ten odchyli! klapk w chronografie i woy do otworu wskazujcy palec Gideona. Rozleg si cichy terkot, gdy kka w rodku aparatu ruszyy; to brzmiao prawie jak melodia. Jak w zegarze z kurantem. Jeden z kamieni szlachetnych, ogromny diament, rozjarzy si nagle od rodka, oblewajc twarz Gideona jasnym, przejrzystym wiatem. W tym samym momencie Gideon znikn. - Ale odjazd - wyszeptaam zafascynowana. - I to w dosownym znaczeniu - powiedzia pan George. -Teraz twoja kolej. Sta dokadnie tutaj. - I pamitaj o tym, na co ci uczulilimy - podj doktor White. - Masz sucha Gideona. Zawsze trzymaj si blisko niego, niezalenie od tego, co si bdzie dziao. Uj moj rk i wsun mj palec wskazujcy do otwartej przegrdki. Co spiczastego wwiercio mi si w opuszk palca. - Auu! - wrzasnam, cofajc si.
155

Doktor White przytrzyma moj rk przycinit do klapki. - Nie ruszaj si! Tym razem na chronografie rozwietli si duy szafirowy kamie. Niebieskie wiato rozlao si wok i olepio mnie. Ostatni rzecz, jak widziaam, by mj wielki kapelusz, w zapomnieniu pozostawiony na stole. Potem zapada ciemno. Czyja rka chwycia mnie za rami. Cholera, jak brzmiao to idiotyczne haso? Kwak cotam, cotam. - To ty, Gideonie? - wyszeptaam. - A kt by inny - odszepn i puci moje rami. - Brawo, nie wywrcia si. Rozbysn pomie zapaki, a w nastpnej chwili pomieszczenie rozwietlia pochodnia. - Super. Wzie j ze sob? - Nie, ju tutaj bya. Potrzymaj. Chwyciam pochodni, cieszc si, e nie mam na sobie tego durnowatego kapelusza. Te ogromne powiewajce pira zajyby si ogniem w uamku sekundy i caa byabym wtedy pikn ponc pochodni. - Cicho - powiedzia Gideon, chocia nie wydaam z siebie ani jednego dwiku. Otworzy drzwi (ten klucz by w drzwiach czy przynis go ze sob? nie zwrciam na to uwagi) i ostronie wyjrza na korytarz. Panoway tam egipskie ciemnoci. - Czu tu stchlizn - zauwayam. - Bzdura. Chod ju! Gideon zamkn za nami drzwi, wyj mi pochodni z rki i wkroczy do ciemnego korytarza. Poszam za nim. - Bdziesz mi znowu zawizywa oczy? - zapytaam p-artem. - Jest zupenie ciemno, i tak nic tu nie zobaczysz - powiedzia Gideon. - To jeszcze jeden powd, dla ktrego masz si mnie trzyma. Bo najpniej za trzy godziny musimy by z powrotem tu na dole.
156

Jeszcze jeden powd, dla ktrego powinnam zna drog. Jak miaabym sobie poradzi, gdyby Gideonowi co si stao albo gdybymy si rozdzielili? Uznaam, e to kiepski plan pozostawia mnie w takiej niewiadomoci. Ale ugryzam si w jzyk. Nie miaam ochoty wszczyna wanie teraz dyskusji z panem Obrzydliwcem. Czu byo stchlizn znacznie bardziej ni w naszych czasach. Ciekawe, do ktrego roku przeskoczylimy. Ta wo naprawd wskazywaa na to, e co si tutaj psuje. Z jakiego powodu przyszy mi na myl szczury. W filmach, gdzie byly dugie, ciemne korytarze i pochodnie, zawsze byy te szczury. Wstrtne czarne szczury z oczami wieccymi w ciemnociach. Albo martwe szczury. Ach tak, i jeszcze pajki. Pajki waciwie te tam zawsze byy. Staraam si nie dotyka cian i nie wyobraa sobie, jak tuste pajki czepiaj si rbka mojej sukni i wolno si pod ni wlizguj, a potem sun w gr po moich goych nogach... Zamiast tego liczyam kroki do kadego kolejnego zakrtu. Po czterdziestu czterech krokach skrcilimy w prawo, po pidziesiciu piciu w lewo, potem jeszcze raz w lewo i doszlimy do krconych schodw prowadzcych w gr. Zeby dotrzyma kroku Gideonowi, podniosam sukni najwyej, jak tylko mogam. Gdzie tam na grze palio si wiato i im wyej wchodzilimy, tym robio si janiej, a wreszcie znalelimy si w obszernym korytarzu, ktry rozwietlay liczne pochodnie przymocowane do cian. Na kocu tego korytarza znajdoway si szerokie drzwi, a po obu ich stronach stay dwie rycerskie zbroje, tak samo zardzewiae jak w naszych czasach. Szczurw na szczcie nigdzie nie zauwayam, ale i tak zdawao mi si, e kto nas obserwuje, i to wraenie stawao si tym silniejsze, im bardziej zblialimy si do drzwi. Rozejrzaam si dokoa, ale korytarz by pusty. Kiedy niespodziewanie jedna ze zbroi poruszya rk, wycigajc w nasz stron gronie wygldajc lanc (czy co to tam byo), stanam jak wryta, usiujc zapa oddech. Teraz ju wiedziaam, kto nas obserwowa. A potem zbroja zupenie zbytecznie odezwaa si blaszanym gosem Sta!".
157

Miaam ochot wrzasn ze strachu, ale z moich ust znowu nie wydoby si ani jeden dwik. Tak czy owak, do szybko do mnie dotaro, e to nie zbroja si porusza i e to nie zbroja przemwia, lecz znajdujcy si w niej czowiek. Take druga zbroja zdawaa si kry kogo w rodku. - Musimy zobaczy si z Mistrzem - oznajmi Gideon. -W pewnej pilnej sprawie. - Haso - zadaa druga zbroja. - Qua redit nescitis - wyrecytowa Gideon. Ach tak, faktycznie. Przez chwil byam naprawd pena podziwu dla niego. On rzeczywicie to zapamita. - Moecie przej - powiedziaa pierwsza zbroja i nawet przytrzymaa nam drzwi. Za nimi rozciga si kolejny korytarz, ktry te owietlay pochodnie. Gideon wetkn nasz pochodni w uchwyt na cianie i szybko ruszy przodem, ja za nim, tak prdko, jak tylko pozwalaa mi na to suknia z krynolin. Zdyam si ju do porzdnie zadysze. - Czuj si jak w jakim horrorze. O mao nie dostaam zawau serca. Mylaam, e to tylko zardzewiaa dekoracja. To znaczy, wydaje mi si, e zbroje rycerskie w osiemnastym wieku nie byy specjalnie modne, prawda? I chyba niezbyt przydatne, tak myl. - Strae nosz je ze wzgldu na tradycj - wyjani Gideon. - Tak samo jest w naszych czasach. ^ - W naszych czasach nigdy nie widziaam rycerzy w zbrojach. Ale potem przyszo mi do gowy, e moe jednak widziaam. I tylko mi si zdawao, e to byy zbroje bez rycerzy. - Pospiesz si troch - powiedzia Gideon. atwo mu byo mwi, on nie musia targa ze sob sukni o rozmiarach jednoosobowego namiotu. - Kim jest Mistrz? - Wielki Mistrz stoi na czele zakonu. W tych czasach jest nim oczywicie sam hrabia. Zakon istnieje od niedawna, hrabia zaoy go zaledwie trzydzieci siedem lat temu. Take pniej przewodniczenie obejmowali czonkowie rodu de Villiers. Czy to miao znaczy, e hrabia de Saint Germain by czonkiem rodu de Villiers? W takim razie dlaczego nazywa si de Saint Germain?
158

- A dzisiaj? To znaczy w naszych czasach? Kto jest Wielkim Mistrzem? - Obecnie jest nim mj wuj Falk - powiedzia Gideon. - Zastpi twojego dziadka, lorda Montrose. - Ach, tak. Mj kochany, wiecznie umiechnity dziadek w roli Wielkiego Mistrza tajnej loy hrabiego de Saint Germain! A ja zawsze mylaam, e dziadek przez cae ycie by pod pantoflem babci. - A jak pozycj ma w zakonie lady Arista? - Nie ma adnej. Kobieta nie moe zosta czonkiem loy. Najblisi krewni czonkw Krgu Wysokiego Stopnia zaliczaj si wprawdzie automatycznie do Zewntrznego Krgu Wtajemniczonych, ale nie maj nic do powiedzenia. To byo oczywiste. Moe sposb, w jaki mnie traktowa, by w rodzinie de Vil-liers wrodzony? Taki rodzaj wady genetycznej, ktra powodowaa, e kobiety kwitowao si jedynie lekcewacym umieszkiem? Z drugiej strony dla Charlotty byl uprzedzajco miy. I musiaam przyzna, e w tej chwili zachowuje si w miar przyzwoicie. - Dlaczego przez cay czas nazywacie wasn babk lady Arista"? - zapyta. - Dlaczego nie mwicie o niej babcia" albo babunia", jak inne dzieci? - Tak to ju jest - powiedziaam. - Dlaczego kobiety nie mog by czonkami loy? Gideon wycign rk w moj stron i odepchn mnie za siebie. - A teraz na moment si przymknij. - Co prosz? Na kocu korytarza znajdoway si kolejne schody. Z gry wpadao wiato dzienne, ale zanim doszlimy do schodw, z cienia wyonio si dwch mczyzn z obnaonymi szpadami. Najwyraniej czekali na nas. - Dzie dobry. - Gideon w przeciwiestwie do mnie nawet si nie wzdrygn, cho pooy do na swojej szpadzie. - Haso - zawoa pierwszy mczyzna.
159

- Przecie bye tu wczoraj, panie - powiedzia drugi mczyzna i podszed o krok bliej, eby przyjrze si Gideonowi. - Ty albo twj modszy brat. Podobiestwo jest doprawdy uderzajce. - Czy to ten chopiec, ktry potrafi wyania si z nicoci? -zapyta pierwszy mczyzna. Obaj gapili si na Gideona z rozdziawionymi ustami. Byli ubrani podobnie jak Gideon. Najwyraniej madame Rossini miaa racj: mczyni z epoki rokoko lubili barwne stroje. Ci tutaj poczyli turkus w fioletowe kwiatki z czerwieni i brzem, a jeden z nich mia na sobie jasnote spodnie do kolan. Powinno to wyglda okropnie, ale nawet nie - byo po prostu do kolorowe. Obaj nosili peruki i nad uszami mieli loki przypominajce kiebaski, a na karku dodatkowy warkocz przewizany aksamitn wstk. - Powiedzmy, e znam drogi w tym domu, ktre wam nie s znane - rzuci Gideon z aroganckim umieszkiem. - Ja i moja towarzyszka musimy si zobaczy z Wielkim Mistrzem. W pewnej pilnej sprawie. - Bufon! Najpierw wymienia siebie, a potem mnie - mruknam. Haso? Kwak rudy nie szczyty". Albo co w tym stylu. - Qua redit nescitis - powiedzia Gideon. No, prawie.

160

eska linia rodu Elaine Burghley opal 1562-1580 Cecilia Woodvile akwamaryn 1628-1684 Jeanne de Pontcarree (madame d'Urfe) cytryn 1705-1775 Margret Tilney jadeit 1877-1944 Lucy Montrose szafir (*1976)

161

11. Mczyzna w tych spodniach schowa szpad. - Chodcie za mn. Zaintrygowana wyjrzaam przez pierwsze okno, ktre mijalimy. Czyli to jest wanie XVIII wiek. Z podekscytowania zacza mnie swdzie skra na gowie. Jednak zobaczyam tylko adny dziedziniec z fontann porodku, ten, ktry widziaam ju wczeniej. Znowu poszlimy schodami w gr. Gideon puci mnie przodem. - Bye tutaj wczoraj? - zapytaam zaciekawiona. Mwiam szeptem, eby ten w tym nas nie usysza. Szed ledwie kilka krokw przed nami. - Dla niego to byo wczoraj - powiedzia Gideon. - Dla mnie to ju s prawie dwa lata. - A po co tu bye? - Przedstawiem si hrabiemu i musiaem go poinformowa, e pierwszy chronograf zosta skradziony. - Pewnie mu si to niespecjalnie spodobao. Ten w tym zachowywa si, jakby nas nie sysza, ale byo wida, jak nadstawia uszu pod biaymi kiebaskami wosw. - Przyj to z wiksz godnoci, ni si spodziewaem - rzek Gideon. - I kiedy mino przeraenie, by szczerze ucieszony, e drugi chronograf dziaa i e w zwizku z tym mamy szans doprowadzi wszystko do szczliwego koca. - A gdzie chronograf jest teraz? - wyszeptaam. - To znaczy w tej chwili, w tych czasach? - Przypuszczalnie gdzie w tym budynku. Hrabia nigdy nie rozstaje si z nim na duej, bo te musi poddawa si elapsji, aby zapobiec niekontrolowanym przeskokom w czasie. - To dlaczego nie moemy tego chronografu po prostu zabra w przyszo? - Z wielu powodw - powiedzia Gideon. Ton jego gosu si zmieni. Nie by ju taki arogancki. Ale za to protekcjonalny. - Te najwaniejsze s chyba oczywiste. Jedna z dwch zotych zasad Stranikw w postpowaniu z chronografem brzmi, i cigo nigdy nie moe zosta przerwana.
162

Gdybymy zabrali ze sob chronograf w przyszo, hrabia i podrnicy w czasie, ktrzy urodzili si po nim, byliby zmuszeni obej si bez niego. - No tak, ale nikt nie mgby go ukra. Gideon potrzsn gow. - Wida, e do tej pory niewiele si zastanawiaa nad natur czasu. Istniej cigi zdarze, ktrych przerwanie mogoby by bardzo niebezpieczne. W najgorszym razie mogaby si wcale nie urodzi. - Rozumiem - skamaam. Tymczasem dotarlimy na pierwsze pitro, mijajc nastpnych dwch uzbrojonych w szpady mczyzn, z ktrymi ten w tym wymieni szeptem par sw. Jak to byo z tym hasem? Przyszo mi do gowy: Qua nesuick moskito". Musz koniecznie sprawi sobie nowy mzg. Obaj mczyni spojrzeli na Gideona i na mnie /. nieskrywa n ciekawoci i ledwie ich minlimy, znw zaczli midzy so b szepta. Ale bym chciaa usysze, co mwi. Ten w tym zastuka do drzwi. W rodku, przy biurku, siedzia kolejny mczyzna, te w peruce blond - i te kolorowo ubrany. Znad blatu biurka lni olepiajco ty akiet i kamizelka w kwiatki, spod stou miay si do nas czerwone spodnie do kolan i poczochy w paski. Nie dziwiam si ju niczemu. - Panie sekretarzu - powiedzia ten w tym - znowu przyszed ten go z wczoraj i znowu zna haso. Sekretarz z niedowierzaniem spojrza na twarz Gideona. - Jak moecie zna haso, skoro ujawnilimy je zaledwie dwie godziny temu, a od tamtej pory nikt nie opuci tego domu? Wszystkie wejcia s pilnie strzeone. A ona to kto? Kobiety nie maj tu wstpu. Chciaam si uprzejmie przedstawi, ale Gideon zapa mnie za rami, nie dopuszczajc do gosu. - Musimy porozmawia z hrabi. W pewnej naglcej sprawie. To bardzo pilne. - Przyszli z dou - oznajmi ten w tym. - Ale hrabiego nie ma w domu - powiedzia sekretarz. Poderwa si na nogi i zaama rce. Moglibymy wysa emisariusza...
163

- Nie, musimy z nim rozmawia osobicie. Nie mamy czasu na wysyanie emisariuszy w t i we w t. Gdzie obecnie przebywa hrabia? - Jest gociem lorda Bromptona w jego nowym domu przy Wigmore Street. Na wielce wanej naradzie, ktr zwoa wczoraj bezporednio po waszej wizycie. Gideon zakl cicho. - Potrzebujemy powozu, ktry zawiezie nas na Wigmore Street. Natychmiast. - To mog zorganizowa. - Sekretarz skin! na tego w tym. - Zajmij si tym osobicie, Wilbour. - Ale czy wystarczy nam na to czasu? - zapytaam, mylc chociaby o dugiej drodze powrotnej przez zatch piwnic. -Zanim dojedziemy powozem na Wigmore Street... Na Wigmore Street nasz dentysta mia gabinet. Najbliszy przystanek metra, Central Line, znajdowa si przy Bond Street. Ale jadc std, trzeba by si byo co najmniej raz przesi. Nawet nie chciaam sobie wyobraa, jak dugo trwaaby podr powozem. - Moe bdzie lepiej, jeli przyjdziemy tu innym razem? - Nie - odpar Gideon i nagle si do mnie umiechn. Na jego twarzy malowao si co, czego nie potrafiam do koca zinterpretowa. Czyby ch przygody? - Mamy jeszcze dwie i p godziny doda pogodnie. - Jedziemy na Wigmore Street. Jazda powozem przez Londyn bya bardziej ekscytujca ni wszystko, co przeyam do tej pory. Nie wiedzie czemu, bardzo malowniczo wyobraaam sobie Londyn bez samochodw, z ulicami, po ktrych paradowali ludzie z parasolami i w kapeluszach, a tu i wdzie niespiesznie przejedaa doroka. Zero smrodu spalin, zero takswek pdzcych jak oszalae i wpadajcych na czowieka nawet wtedy, gdy chce przej przez jezdni na zielonym wietle. W rzeczywistoci jednak wcale nie byo malowniczo. Po pierwsze, pada deszcz. Po drugie, nawet bez samochodw i autobusw na ulicach panowa ogromny chaos: doroki i powozy wszelkiej maci przepychay si w cisku, rozpryskujc wok boto i wod z kau. Wprawdzie nie byo spalin, ale te na ulicach wcale nie pachniao - czuo si zgnilizn, a poza tym koskie ajno i jakie inne, niezbyt przyjemne wonie.
164

Nigdy dotd nie widziaam naraz tylu koni. Sam nasz powz cigny cztery, wszystkie kare, przepikne. Mczyzna w tym akiecie siedzia na kole i gna konie przez cib na zamanie karku. Powz chybota si strasznie, a za kadym razem kiedy wchodzilimy w zakrt, mylaam, e si przewrcimy. Ze strachu i poniewa bardzo si staraam, eby na wybojach nie polecie na Gideona, niewiele zobaczyam z tego Londynu, ktry rozpociera si za oknem powozu. Kiedy przez nie wygldaam, nic, ale to nic nie wydawao mi si znajome. Byo tak, jakbym wyldowaa w jakim kompletnie innym miecie. - To jest Kingsway - powiedzia Gideon. - Nie do poznania, prawda? Nasz wonica odway si na ryzykowny manewr wyprzedzania, min wz zaprzony w woy i powz podobny do naszego. Tym razem nie zdoaam nic poradzi na si cikoci, ktra popchna mnie na Gideona. - Ten facet chyba myli, e jest Ben Hurem - mruknam, przesuwajc si z powrotem do mojego kta. - Powoenie to wielka frajda. - W ustach Gideona zabrzmiao to tak, jakby zazdroci temu mczynie na kole. - Jeszcze fajniej jest w odkrytej bryczce. Najbardziej lubi wagonet. Powz znowu si zachwia i zaczo mi si robi troch niedobrze. W kadym razie to nie bya impreza dla kogo o wraliwym odku. - Ja chyba wol jaguara - powiedziaam sabym gosem. Tak czy owak, musz przyzna, e zatrzymalimy si na Wigmore Street szybciej, ni mogabym si tego spodziewa. Kiedy wysiedlimy przed wspaniaym domem, rozejrzaam si, ale w tej czci miasta nie udao mi si rozpozna niczego z naszych czasw, cho bywaam u dentysty czciej, nibym chciaa. A jednak wkoo unosi si jaki znajomy powiew. I przestao pada. Lokaj, ktry otworzy nam drzwi, twierdzi zrazu, e lorda Bromptona nie ma w domu, ale Gideon przekona go, e wedug jego wiedzy jest wrcz odwrotnie i e lokaj, o ile nie zaprowadzi nas natychmiast do lorda i jego goci, jeszcze tego samego dnia straci posad. Wcisn wystraszonemu mczynie sygnet w rk i rozkaza mu si pospieszy. - Masz wasny sygnet? - spytaam, kiedy czekalimy w holu.
165

- Tak, oczywicie - potwierdzi Gideon. - Bardzo jeste podekscytowana? - Ja? A dlaczego? Powinnam by? Cigle jeszcze czuam w kociach podr powozem i na razie nie potrafiam sobie wyobrazi niczego ekscytujcego. Jednak teraz, kiedy to powiedzia, serce zaczo mi bi jak oszalae. Przypomniao mi si wszystko to, co mama mwia o hrabim de Saint Germain. A jeli ten czowiek naprawd potrafi czyta w mylach? Signam rk do upitych wosw, pewnie caa fryzura zniszczya si w czasie jazdy. - Wyglda idealnie. - Gideon lekko si umiechn. Co to miao znaczy? Chcia, ebym si zdenerwowaa, czy co? - Wiesz, nasza kucharka te ma na nazwisko Brompton -rzuciam, prbujc zamaskowa swoje zmieszanie. - Tak, wiat jest may - powiedzia Gideon. Lokaj wrci pdem po schodach, przeskakujc po kilka stopni. - Panowie oczekuj ci, sir. Poszlimy za nim na pierwsze pitro. - On naprawd umie czyta w mylach? - wyszeptaam. - Lokaj? - odszepn Gideon. - Mam nadziej, e nie. Wanie sobie pomylaem, e przypomina asic. Czyby to by przypyw poczucia humoru? Czyby pan Zejd-cie-mi-z-drogi-wypeniam-wanmisj naprawd sobie zaartowa? Szybko wyszczerzyam zby (takie rzeczy trzeba bd co bd pozytywnie wzmacnia). - Nie lokaj, hrabia - powiedziaam po chwili. Skin gow. - Tak si przynajmniej mwi. - Czy w twoich mylach te czyta? - Jeli tak, to ja tego nie zauwayem. Lokaj otworzy przed nami drzwi i skoni si gboko. Zatrzymaam si. Moe najlepiej bdzie nie myle o niczym? Ale to byo po prostu niemoliwe. Gdy tylko sprbowaam w ogle nie myle, przez gow natychmiast przeleciao mi milion myli.
166

- Panie przodem - powiedzia Gideon i delikatnie przepchn mnie przez prg. Zrobiam par krokw, a potem znowu si zatrzymaam, nie wiedzc, czego si ode mnie oczekuje. Gideon szed za mn, lokaj, ponownie skoniwszy si gboko, zamkn za nami drzwi. Stalimy w wielkim, elegancko urzdzonym salonie z wysokimi oknami i haftowanymi zasonami, ktre prawdopodobnie sprawdziyby si rwnie dobrze jako suknie. Przywita nas wzrok trzech mczyzn. Pierwszy z nich by gruby i z trudnoci dwign si z krzesa, drugi by modszy, bardzo uminiony, i tylko on nie nosi! peruki, trzeci natomiast by szczupy i wysoki, a rysami twarzy przypomina tego z portretu w archiwum. Hrabia de Saint Germain. Gideon skoni si, cho nie tak gboko jak lokaj. Ukonili si rwnie ci trzej mczyni. Ja nie zrobiam nic. Nikt mnie nie nauczy, jak dyga w sukni z krynolin. A poza tym uwaaam, e dyganie jest gupie. - Nie mylaem, e spotkam ci tak prdko, mody przyjacielu - odezwa si ten, ktrego uznaam za hrabiego de Saint Germain. Umiecha si od ucha do ucha. - Lordzie Bromp-ton, czy mog panu przedstawi prapraprawnuka mojego pra-praprawnuka? Gideon de Villiers. - Lordzie Brompton! - znowu lekki ukon. Najwyraniej ucisk doni nie by jeszcze w modzie. - Uwaam, e mj rd, przynajmniej pod wzgldem prezencji, bardzo piknie si rozwin powiedzia hrabia. - Najwyraniej miaem szczcie w wyborze damy mego serca. Przesadnie haczykowaty nos najzupeniej zanikn. - Ach, drogi hrabio! Pan znowu prbuje zrobi na mnie wraenie swymi niewiarygodnymi opowieciami - rzek lord Brompton, opadajc z powrotem na krzeso, ktre wygldao na tak malekie, e wystraszyam si, i zaraz si poamie. Lord nie by tylko troch zaokrglony jak pan George, ale byl po prostu straszliwie gruby! - Nie mam jednak nic przeciwko temu - mwi dalej, a jego wiskie oczka rzucay rozbawione spojrzenia. - Z panem jest zawsze wietna zabawa. Co par sekund jaka niespodzianka. Hrabia skwitowa to miechem, po czym zwrci si do modego mczyzny bez peruki.
167

- Lord Brompton jest i zawsze by niedowiarkiem, mj drogi Miro! Musimy co wymyli, by przekona go do naszej sprawy. Mczyzna odpowiedzia co w obcym, twardo brzmicym, urywanym jzyku, a hrabia znowu zacz si mia. Spojrza na Gideona. - To jest, drogi wnuku, mj dobry przyjaciel i powiernik Miro Rakoczy, w Kronikach Stranikw lepiej znany jako Czarny Lampart. - Bardzo mi mio - powiedzia Gideon. Znowu wymiana ukonw. Rakoczy - skd ja znam to nazwisko? I dlaczego jego widok wzbudza we mnie tak niech? Po wargach hrabiego przemkn umiech, kiedy jego wzrok powoli przesuwa si po mojej postaci. Odruchowo poszukaam jakiego podobiestwa z Gideonem albo z Falkiem de Vil-liers. Ale nic nie znalazam. Oczy hrabiego byy bardzo ciemne, a jego spojrzenie miao w sobie co przenikliwego, co od razu przypomniao mi sowa mamy. Byle tylko nie myle! Mj mzg musia mie jednak jakie zajcie, dlatego piewaam w mylach God Save the Queen. Hrabia przeszed na francuski, ktrego pocztkowo nie rozumiaam (zwaywszy, e wanie w mylach z penym zaangaowaniem piewaam hymn narodowy), ale potem, z pewnym opnieniem, pomijajc jakie nieznane sowa, przetumaczyam nastpujco: A ty, adna dziewczyno, ty jeste co tam, co tam tej co tam, co tam Jeanne de Urfe. Mwiono mi, e masz rude wosy". No tak, wkuwanie swek chyba faktycznie jest kluczem do poznania jzykw obcych, tak przynajmniej twierdzi nasz nauczyciel francuskiego. Niestety, nie znaam adnej Joanny d'Urfe i dlatego nie udao mi si uchwyci sensu caego zdania. - Ona nie rozumie po francusku - powiedzia Gideon, rwnie po francusku. -1 to nie jest dziewczyna, ktrej oczekiwalicie. - Jak to moliwe? - Hrabia potrzsn gow. - To wszystko jest wielce co tam, co tam. - Niestety, do co tam, co tam przygotowano nie t osob. Tak, niestety. - Pomyka? To wszystko i tak wydaje mi si jedn wielk pomyk.
168

- To jest Gwendolyn Shepherd, kuzynka rzeczonej Charlotty Montrose, o ktrej wam wczoraj opowiadaem. - A wic take wnuczka lorda Montrose, ostatniego co tam, co tam. I tym samym kuzynka co tam, co tam? - Hrabia de Saint Germain zmierzy mnie spojrzeniem ciemnych oczu, a ja znowu zaczam piewa w mylach. - Ja tego co tam, co tam, co tam, co tam zupenie nie mog poj. - Nasi naukowcy twierdz, e to zupenie moliwie, by geny co tam, co tam... Hrabia unis do, przerywajc Gideonowi w p sowa. - Wiem, wiem! Wedug zasad nauki moe to i jest prawda. Niemniej jednak mam ze przeczucia. No, to cakiem jak ja. - Czyli po francusku nie? - spyta, tym razem po niemiecku. Z moim niemieckim byo wprawdzie odrobin lepiej (miaam z niego mocn czwrk, i to ju czwarty rok z rzdu), ale take i tutaj zdarzay si sowa, ktrych nie rozumiaam. - Dlaczego zostaa tak le przygotowana? - Ona w ogle nie jest przygotowana, markizie. Nie zna jzykw obcych. - Teraz Gideon mwi po niemiecku. - Zreszt pod kadym innym wzgldem te jest kompletnie co tam, co tam. Charlotta i Gwendolyn urodziy si tego samego dnia. W wyniku pomyki przyjto, e Gwendolyn urodzia si dzie pniej. - Ale jak to mona byo przeoczy? No, teraz wreszcie znowu rozumiaam wszystko. Przeszli z powrotem na angielski, ktrym hrabia wada bez cienia obcego akcentu. - Dlaczego mam wraenie, e Stranicy w twoich czasach niezbyt powanie traktuj swoje obowizki? - Myl, e odpowied znajduje si w tym licie. - Gideon wycign z wewntrznej kieszeni fraka zapiecztowany list i poda! go hrabiemu. Spojrzenie hrabiego przeszyo mnie na wylot. Byskawicznie uciekam wzrokiem przed tym spojrzeniem ciemnych oczu i zerknam na pozostaych dwch mczyzn. Lord Brompton zrozumia z tego wszystkiego chyba jeszcze mniej ni
169

ja (jego usta ponad licznymi fadami podbrdka byy otwarte i wyglda do gupkowato), a ten drugi, Rakoczy, przypatrywa si uwanie swoim paznokciom. By! jeszcze mody, moe koo trzydziestki, mia ciemne wosy i szczup, dug twarz. Wygldaby cakiem niele, ale jego mina bya tak odpychajca, jakby akurat zjad co obrzydliwego, a skra miaa chorobliwie blady odcie. Pomylaam, e moe naoy sobie jasnoszary puder, ale wtedy nagle podnis wzrok i spojrza mi prosto w oczy. Jego oczy byy czarne jak wgle, nie mogam rozrni, gdzie koczy si renica, a zaczyna tczwka. Wyglday dziwnie martwo, chocia nie potrafiam powiedzie dlaczego. Automatycznie znowu zaczam deklamowa w mylach God Save the Queen. Tymczasem hrabia zama piecz i rozoy list. Westchn i zacz czyta. Od czasu do czasu podnosi gow i spoglda na mnie. Siedziaam sztywno, nie ruszajc si z miejsca. Co byo w tym licie? Kto go napisa? Take lorda Brompto-na i pana Rakoczego zdawao si to interesowa. Lord Brompton wyciga grub szyj, jakby chcia zobaczy, co byo tam napisane, podczas gdy Rakoczy koncentrowa si bardziej na samym hrabim. Wyraz obrzydzenia na jego twarzy by najwyraniej wrodzony. Kiedy znowu spojrza na mnie, wszystkie woski na ramionach stany mi dba. Jego oczy wyglday jak czarne dziury i teraz odkryam, dlaczego wyday mi si takie martwe. Brakowao tego maego bysku wiata, tej jasnej iskierki, ktra oywia kade oczy. To byo nie tylko dziwne, ale i straszne. Cieszyam si, e dzieli mnie od tych oczu dystans przynajmniej piciu metrw. - Twoja matka, dziecko, wydaje si niezwykle upart osob, nieprawda? - Hrabia zakoczy lektur listu i zoy go. - Na temat jej motyww mona tylko snu przypuszczenia. Podszed do mnie kilka krokw. Pod jego przeszywajcym spojrzeniem nie potrafiam sobie nawet przypomnie sw hymnu narodowego. Ale potem zauwayam co, czego wczeniej nie widziaam z daleka i dlatego, e tak strasznie si baam - hrabia by stary. Mimo e jego oczy dosownie kipiay energi, sylwetk mia prost, a jego gos brzmia dwicznie i ywotnie, nie dao si nie dostrzec oznak upywajcego czasu. Skra na twarzy i rkach bya pomarszczona jak pergamin, przewiecay przez ni niebieskawe yki, spod
170

warstwy pudru wyranie przebijay si zmarszczki. Przez ten wiek byo w nim co kruchego, co, co napawao mnie nieomal wspczuciem. Tak czy owak, w uamku sekundy opuci mnie cay strach. To by tylko stary czowiek, starszy ni moja babka. - Gwendolyn nie wie nic ani o motywach swojej matki, ani o wydarzeniach w tle, ktre doprowadziy do tej sytuacji - wyjani! Gideon. - Nie ma pojcia o niczym. - Dziwne, bardzo dziwne - powiedzia hrabia, okrajc mnie powoli. - Faktycznie jeszcze nigdy si nie spotkalimy. Oczywicie, e nie, jak on to sobie wyobraa? - Ale nie byoby ci tutaj, gdyby nie bya rubinem. Rubin czerwony magi kruka obdarzony, Gdur zamyka krg, przez dwunastu utworzony" - zacytowa, po czym zakoczy swj obchd, stan naprzeciw mnie i spojrza mi w oczy. - Jaka jest twoja magia, panienko? Wyrecytowaam w mylach kolejny wers hymnu. Och! Co ja wyprawiam? Przecie to tylko stary czowiek. Powinnam traktowa go z szacunkiem, a nie gapi si na niego jak sparaliowany krlik na wa. - Nie wiem, sir. - Co jest w tobie szczeglnego? Zdrad mi. Co jest we mnie szczeglnego? Pomijajc to, e od dwch dni mog podrowa w czasie? Naraz zabrzmia mi w uszach gos ciotki Glendy: Ju w niemowlctwie po Charlotcie byo wida, e urodzia si do wielkich rzeczy. W ogle nie mona jej porwnywa ze zwykymi dziemi". - Myl, e we mnie nie ma nic szczeglnego, sir. Hrabia mlasn jzykiem. - By moe masz racj. To przecie tylko wierszyk. Wierszyk wtpliwego pochodzenia. Nagle najwyraniej straci! zainteresowanie mn i odwrci si w stron Gideona. - Mj kochany synu, czytam z podziwem o tym, co do tej pory osigne. Odnalaze w Belgii lady Lancelota de Vil-liers. William de Villiers, Cecilia Woodville, czarujcy akwama-ryn, i blinita, ktrych nigdy nie poznaem, te s odhaczeni. Niech pan sobie wyobrazi, lordzie
171

Brompton, ten chopiec odwiedzi nawet w Paryu madame Jeanne d'Urfe, z domu Pont-carre, i namwi j do maego aktu krwiodawstwa. - Czy mwi pan o tej madame d'Urfe, ktrej mj ojciec zawdzicza przyja z pani Pompadour i wreszcie take z panem? - Nie znam adnej innej - odrzek hrabia. - Ale ta pani d'Urfe nie yje ju od dziesiciu lat. - cilej biorc, od siedmiu - sprostowa hrabia. - W tamtym czasie przebywaem na dworze margrabiego Karola Aleksandra z Ansbach. Ach, czuj tak wielk wi z Niemcami. Podoba mi si, e panuje tam due zainteresowanie wolnomularstwem i alchemi. Jak poinformowano mnie ju przed wielu lay, umr wanie w Niemczech. - Prosz nas nie zwodzi - powiedzia lord Brompton. - Jak ten chopiec mg odwiedzi madame d'Urfe siedem lat temu w Paryu? Siedem lat temu sam przecie by jeszcze dzieckiem. - Pan przez cay czas myli w niewaciwy sposb, drogi lordzie. Niech pan spyta Gideona, kiedy mia przyjemno upuci madame d'Urfe nieco krwi. Lord spojrza pytajco na Gideona. - W maju 1759 roku - odrzek Gideon. Lord wyda z siebie przenikliwy chichot. - Ale to przecie niemoliwe. Pan sam ma nie wicej ni dwadziecia lat. Take hrabia si zamia. By to miech zadowolenia. - W 1759 roku. Nigdy mi o tym nie opowiedziaa, wielce tajemnicza niewiasta. - Pan rwnie by w tym czasie w Paryu, ale miaem cise zalecenie, by nie wchodzi panu w drog. - Wiem, ze wzgldu na cigo - westchn hrabia. - Czasem zoszcz si na swoje wasne zasady... Ale powrmy do drogiej Jeanne. Czy musiae uy siy? Przy mnie nie bya zbyt skonna do wsppracy. - Wspominaa mi o tym - powiedzia Gideon. -1 o tym, jak wyudzi pan od niej chronograf. - Wyudzi! Nawet nie wiedziaa, jaki skarb odziedziczya po swojej babce. Biedny, sterany aparat poniewiera si, nieuywany i nierozpoznany, w zakurzonej skrzyni na strychu. Prdzej czy pniej popadby w cakowite zapomnienie. Uratowaem go i przywrciem mu jego pierwotn rang. A
172

dziki geniuszom, ktrzy przystpi jeszcze do mej loy w przyszoci, dzi jest cakowicie zdolny do dziaania. To graniczy z cudem. - Madame mwia te, e nieomal j pan udusi, tylko dlatego, e nie znaa daty urodzenia i panieskiego nazwiska swojej prababki. Udusi? No, niezy czad! - Tak, to prawda. Tego rodzaju luki w pamici kosztoway mnie nieskoczenie wiele czasu, ktry spdziem na wertowaniu starych ksig kocielnych, miast powici si waniejszym sprawom. Jeanne jest niezwykle pamitliw osob. Tym bardziej zadziwia mnie, e udao si panu skoni j do wsppracy. Gideon umiechn si. - To nie byo atwe. Ale najwyraniej zrobiem na niej wraenie czowieka godnego zaufania. Poza tym zataczyem z ni gawota. I cierpliwie wysuchiwaem jej narzeka na pana. - C za niesprawiedliwo. Przecie zaatwiem jej ekscytujcy romans z Casanov i nawet jeli chodzio mu wycznie o jej pienidze, to i tak zazdrocio jej wiele kobiet. A chrono-grafem podzieliem si z ni po bratersku. Gdyby mnie nie miaa. .. - Hrabia, najwyraniej rozbawiony, odwrci si znowu do mnie. - Niewdziczne babsko ta twoja antenatka. Niestety, nie zostaa obdarzona wielk inteligencj. Myl, e nigdy do koca nie zrozumiaa, co si z ni waciwie dzieje, biedna, stara kobieta. Prcz tego bya obraona, e w Krgu Dwanaciorga przypad jej zaledwie cytryn. Dlaczego pan moe by szmaragdem, a ja jestem tylko aosnym cytrynem powiedziaa. - Nikt, kto ma o sobie wysokie mniemanie, nie nosi dzi cytrynw". - Zachichota cicho. - Doprawdy, jej prostactwo byo niezrwnane. Chtnie bym si dowiedzia, ile razy jeszcze na stare lata podrowaa w czasie. Moe ju wcale. I tak nie bya wielk podrniczk. Czasem midzy kolejnymi przeskokami mija cay miesic. Powiedziabym, e kobieca krew jest znacznie bardziej ociaa ni nasza. Podobnie jak kobiecy rozum ustpuje mskiemu w bystroci. Czy zgadzasz si ze mn, panienko? Stary szowinista, pomylaam, przymykajc oczy. Gupkowaty, przemdrzay nudziarz. O rany! Chyba oszalaam! Przecie miaam nie myle o niczym!
173

Ale najwidoczniej z t umiejtnoci hrabiego czytania w cudzych mylach nie byo najlepiej, bo znowu zachichota rozbawiony. - Nie jest specjalnie rozmowna, prawda? - Jest tylko niemiaa - powiedzia Gideon. Duo lepiej pasowaoby tu okrelenie zastraszona". - Nie ma niemiaych kobiet - sprzeciwi si hrabia. - Za pozornie niemiaym spuszczaniem oczu ukrywaj jedynie swoje prostactwo. Coraz bardziej dochodziam do przekonania, e nie powinnam si go ba. By jedynie zadufanym, pogardzajcym kobietami dziaduniem, ktry lubi si wsuchiwa w dwik swojego gosu. - Najwyraniej nie masz, panie, dobrego zdania o pci eskiej - powiedzia lord Brompton. - Ale skde - zaprzeczy hrabia. - Kocham kobiety. Naprawd! Nie sdz tylko, by dysponoway tym rodzajem rozumu, ktry da postp ludzkoci. Dlatego w mojej loy kobiety nie maj czego szuka. - Obdarzy! lorda promiennym umiechem. - Zreszt, wielu mczyzn wanie z tego powodu stara si o przyjcie do loy, lordzie Brompton. - A jednak kobiety kochaj ci, panie! Mj ojciec nie ustawa w wychwalaniu twych sukcesw u dam. Pono zarwno w Londynie, jak i w Paryu w kadej epoce cieliy ci si u stp. Hrabia natychmiast zatopi si we wspomnieniach czasw, kiedy by boyszczem kobiet. - Oszaamianie kobiet i podporzdkowywanie ich swojej woli nie jest szczeglnie trudne, mj drogi lordzie. One wszystkie s takie same. Gdybym nie zajmowa si sprawami wyszego rzdu, ju dawno napisabym poradnik dla mczyzn o tym, jak prawidowo naley obchodzi si z kobietami. No jasne. Od razu przyszed mi do gowy odpowiedni tytu. Przez duszenie do sukcesu. Albo W ten sposb zbajerujesz kad kobiet. O mao nie zachichotaam. Ale potem spostrzegam, e Rakoczy bardzo wnikliwie mnie obserwuje, i moje rozbawienie mino rwnie szybko, jak si pojawio. Chyba oszalaam! Wpatrywaam si w czarne oczy przez sekund, a potem spuciam wzrok na mozaik na pododze, prbujc zwalczy uczucie paniki, ktre mnie zniewalao. To nie hrabia by tym, przed ktrym naleao mie si na bacznoci, tego byam zupenie pewna. I naprawd nie powinnam czu si tutaj bezpieczna.
174

- To wszystko jest wielce zabawne - powiedzia lord Brompton. Jego liczne podbrdki trzsy si z uciechy. - Ty, panie, i twoi towarzysze powinnicie byli zosta aktorami, to nie ulega wtpliwoci. Tak jak mwi mj ojciec, potrafisz, drogi hrabio de Saint Germain, snu historie, ktre wprawiaj czowieka w zdumienie. Niestety, nie moesz niczego udowodni. Do tej pory nie zaprezentowae nam, panie, choby jednej sztuczki. - Sztuczki! - zawoa hrabia. - Och, mj drogi lordzie, jeste wielkim niedowiarkiem. Ju dawno stracibym do ciebie cierpliwo, gdybym nie czu si zobowizany wobec twego ojca, Panie, wie nad jego dusz. I gdybym a tak bardzo nie by zainteresowany twymi pienidzmi i wpywami. Lord zamia si odrobin nieswojo. - Przynajmniej jeste, panie, szczery. - Alchemia nie moe si bowiem oby bez protektorw. -Hrabia gwatownie odwrci si w stron Rakoczego. - Bdziemy musieli zaprezentowa naszemu drogiemu lordowi kilka tych naszych sztuczek, Miro. Naley do ludzi, ktrzy wierz tylko w to, co widz. Ale najpierw musz w cztery oczy zamieni par sw z moim prawnukiem i napisa list do Wielkiego Mistrza mojej loy w przyszoci. - Moe pan miao skorzysta z gabinetu obok. - Lord wskaza na drzwi z tyu. - A ja bd z niecierpliwoci czeka na prezentacj. - Chod, mj synu. - Hrabia uj Gideona pod rami. - Jest kilka rzeczy, o ktre musz ci jeszcze zapyta. I par, o ktrych powiniene wiedzie. - Mamy tylko p godziny - zaznaczy Gideon, spogldajc na kieszonkowy zegarek przytwierdzony zotym acuszkiem do jego kamizelki. - Najpniej za p godziny musimy rusza z powrotem do Tempie. - To wystarczy - powiedzia hrabia. - Szybko pisz i potrafi jednoczenie mwi i pisa. Gideon zamia si krtko. Zdawa si naprawd uwaa hrabiego za dowcipnego i najwyraniej zupenie zapomnia o tym, e ja te tu jestem. Chrzknam. Stojc ju w drzwiach, odwrci si w moj stron i pytajco unis jedn brew.
175

Moja odpowied bya rwnie milczca, bo przecie nie mogam krzykn: Tylko nie zostawiaj mnie samej z tymi wariatami". Gideon zawaha si. - Tylko by przeszkadzaa - rzuci hrabia. - Poczekaj tu na mnie - powiedzia Gideon niespodziewanie mikko. - Lord i Miro dotrzymaj jej w tym czasie towarzystwa -rzek hrabia. - Moecie spokojnie wypyta j troch o przyszo. To niepowtarzalna okazja. Przybywa z dwudziestego pierwszego wieku, zapytajcie j o automatyczne pocigi, ktre bd mkn przez Londyn pod ziemi. Albo o srebrzyste wehikuy powietrzne, ktre wznosz si w powietrze z rykiem tysicy lww i mog przekracza morza na wysokoci wielu kilometrw. Lord tak si mia, e miaam teraz powane obawy o los jego krzesa. Trzs mu si kady potny waek tuszczu. - Jeszcze co? Za adne skarby nie chciaam zosta sama z nim i z Rakoczym. Ale Gideon tylko si umiechn, mimo e rzuciam mu bagalne spojrzenie. - Zaraz wrc - powiedzia.

176

Kroniki Stranikw 12 czerwca 1948 Czarny turmalin, Paul de Villiers, przyby dzi do nas zgodnie z umow z roku 1992, aby dokona elapsji w archiwum. Tym razem jednak byt w towarzystwie rudowosej dziewczyny, ktra utrzymywaa, e nazywa si Lucy Montrose i jest wnuczk naszego adepta Lucasa Montrose'a. Wykazywaa pod kadym wzgldem fatalne podobiestwo do Aristy Bishop (linia jadeitu, numer obserwacyjny 4). Zaprowadzilimy ich oboje do biura Lucasa. Teraz jest dla nas wszystkich jasne, e Lucas zapewne owiadczy siAricie, a nie Claudine Seymore, tak jak mielimy nadziej (cho trzeba przyzna, e Arista ma lepsze nogi i naprawd wietny bekhend). To bardzo osobliwe goci swoje wnuki, nim si jeszcze ma dzieci. Raport: Kenneth de Yilliers, Krg Wewntrzny
177

12. Kiedy zatrzasny si drzwi za Gideonem i hrabi, automatycznie zrobiam krok do tyu. - Moe pani spokojnie usi - powiedzia lord i wskaza jedno ze swych delikatnych krzese. Rakoczy zacisn usta. Czy moe mia to by umiech? Jeli tak, powinien jeszcze powiczy przed lustrem. - Nie, dzikuj. Raczej postoj. Jeszcze jeden krok do tyu, a nieomal wlazam na nagiego anioka stojcego na cokole na prawo od drzwi. Im wiksza odlego midzy mn a tymi czarnymi oczami, tym lepiej. - I raczy pani twierdzi, e przybya z dwudziestego pierwszego wieku? Waciwie trudno byo mwi, e racz". Mimo to skinam gow. Lord Brompton zatar rce. - No to jaki krl rzdzi Angli w tym wieku? - Mamy premiera, ktry rzdzi krajem - odrzekam po chwili wahania. - Krlowa peni raczej obowizki reprezentacyjne. - Krlowa? - Elbieta II. Jest bardzo mia. W zeszym roku przybya nawet do naszej szkoy na midzynarodowe wito. Zapiewalimy hymn narodowy w siedmiu rnych jzykach, a Gordon Uelderman poprosi o autograf w ksice do angielskiego, ktr potem sprzeda na aukcji na eBayu za osiemdziesit funtw. No tak, ale panom to oczywicie nic nie powie. W kadym razie mamy premiera i rzd z posami do parlamentu wybieranymi przez nard. Lord Brompton zamia si z uznaniem. - C za zabawna wizja, nieprawda, Rakoczy? To nad wyraz wesoe, co sobie wymyli hrabia. A jak w dwudziestym pierwszym wieku bdzie wygldaa Francja? - Wydaje mi si, e oni te maj premiera. Krla nie maj, 0 ile dobrze wiem, nawet takiego, ktry by im suy do celw reprezentacyjnych. W wyniku rewolucji znieli wadz szlachty i samego krla te. Biedn Mari Antonin skrcili o gow. Czy to nie straszne?
178

- Och, tak - zamia si lord. - Francuzi to w ogle okropni ludzie. Dlatego my, Anglicy, nigdy si z nimi nie ukadamy. Nieche mi pani jeszcze zdradzi: z kim w dwudziestym pierwszym wieku bdziemy prowadzili wojn? - Z nikim... - odrzekam troch niepewnie. - W kadym razie nie na powanie. Od czasu do czasu mieszamy si w to i owo, na Bliskim Wschodzie i tak dalej. Mwic szczerze, o polityce nie mam kompletnie adnego pojcia. Prosz mnie raczej zapyta o co na temat... lodwek. Oczywicie nie o to, jak dziaaj, bo tego nie wiem. Wiem tylko, e dziaaj. W kadym mieszkaniu w Londynie stoi taka lodwka i mona w niej caymi dniami przechowywa ser, mleko i miso. Lord Brompton nie wyglda na specjalnie zainteresowanego lodwkami. Rakoczy wi si na swoim krzele. Miaam nadziej, e nie wpadnie na pomys, eby wsta. - Moe mnie pan te zapyta o telefony - powiedziaam szybko. - Mimo e nie potrafi wyjani, jak dziaaj. Na mj gust lord Brompton te by tego nie zrozumia. Mwic szczerze, wyglda! na czowieka, ktremu nawet nie opaca si objania zasady dziaania arwki. Poszukaam w mylach czego, co mogoby go zainteresowa. - I co jeszcze... hmmm... midzy Dover a Calais jest tunel, ktry prowadzi pod kanaem. To niesychanie rozbawio lorda Bromptona. Zanoszc si od miechu, wali si rkami po potnych udach. - Wyborne! Wyborne! Zaczam si ju odrobin rozlunia, kiedy po raz pierwszy odezwa! si Rakoczy. Mwi! po angielsku z twardym akcentem. - A co z Transylwani? - Transylwani? Ojczyzn hrabiego Drakuli? Czy on mwi serio? Unikaam spojrzenia jego czarnych oczu. A moe to on by Drakul! Ta jego przeraliwie blada cera nawet by pasowaa. - Moj ojczyzn w piknych Karpatach. Ksistwem Transylwanii. Co zdarzy si w Transylwanii w dwudziestym pierwszym wieku?
179

Jego glos brzmi! odrobin chropawo. I wyranie pobrzmiewao w nim co w rodzaju nostalgii. - I co porabia lud Kurucw? Jaki lud, przepraszam bardzo? Kurucw? W yciu nie syszaam. - No wic jeli chodzi o Transylwani, to w naszych czasach panuje tam wzgldny spokj rzekam ostronie. Mwic szczerze, nawet nie wiedziaam, gdzie to jest. Bo te Karpaty znaam wycznie z powiedzonek. Leslie, opowiadajc o swoim wujku Leonie z Yorkshire, mawiaa: On mieszka gdzie tam w Karpatach", a dla lady Aristy wszystko, co leao dalej ni Chelsea, byo Karpatami". No tak, pewnie Karpaty rzeczywicie zamieszkiwali Kurucowie. - A kto rzdzi Transylwani? - spyta Rakoczy. By tak napity, jak gdyby zamierza poderwa si z krzesa, gdyby moja odpowied wypada niezadowalajco. Hm, hm. Nieze pytanie, naprawd nieze. Naley do Bugarii? Czy do Rumunii? A moe do Wgier? - Nie wiem - odparam szczerze. - To tak daleko od nas. Zapytam o to pani Counter. To nasza nauczycielka geografii. Rakoczy wyglda na rozczarowanego. Moe powinnam bya mu troch lepiej nakama. Transylwani rzdzi hrabia Dra-kula, ju od dwustu lat. To rezerwat przyrody, w ktrym yj wymare gdzie indziej gatunki nietoperzy. Kurucowie s najszczliwszymi ludmi w Europie". To by mu si na pewno bardziej spodobao. - A jak w dwudziestym pierwszym wieku maj si sprawy w koloniach? - spyta lord Brompton. Z ulg spostrzegam, e Rakoczy znowu opar si plecami na krzele. I nie rozpad si w py, kiedy soce przedaro si przez zason chmur i rozwietlio pokj olepiajco jasnym blaskiem. Przez chwil rozmawialimy na luzie o Ameryce i Jamajce, i o kilku innych wyspach, o ktrych na moj hab nigdy przedtem nie syszaam. Lord Brompton wydawa si istotnie poruszony tym, e wszystkie rzdz si teraz same (z takiego zaoenia po prostu wyszam, ale zupenie pewna nie byam). Oczywicie nie wierzy w ani jedno moje sowo i co chwil wybucha miechem. Rakoczy
180

ju nie bra udziau w naszej rozmowie, przypatrujc si tylko na przemian swoim dugim, szponiastym paznokciom albo tapecie. Co jaki czas spoglda te na mnie. -Och, zaiste uwaam, e to deprymujce, i jest pani tylko aktork - westchn lord Brompton. Miabym wielk ochot pani uwierzy. -No tak - powiedziaam wyrozumiale. - Na pana miejscu te bym w to wszystko nie wierzya. Niestety, nie mam dowodw... och, prosz poczeka! - Signam do dekoltu i wycignam komrk. -Co to jest? Papieronica? - Nie! - Otworzyam komrk, ktra zapiszczaa, bo oczywicie nie moga znale sieci. Jasne. - To jest... ach, niewane. Mog tym robi zdjcia. -Zdjcia? Podniosam komrk i na wywietlaczu ukaza si lord i Rakoczy.- Prosz o umiech. No i gotowe. Soce wiecio tak jasno, e lampa byskowa si nie uruchomia. Szkoda. Na pewno zrobiaby na nich obu wielkie wraenie. -Co to byo? - Lord Brompton zadziwiajco szybko zapanowa nad swoimi zwaami tuszczu i podszed do mnie. Pokazaam mu zdjcie na wywietlaczu. wietnie uchwyciam i jego, i Rakoczego. -Ale... c to jest? Jak to moliwe? - Nazywamy to fotografowaniem - powiedziaam. Lord Brompton z zachwytem przejecha palcem po komrce. - Cudowne! Rakoczy, musi pan to zobaczy. - Nie, dzikuj - odpar leniwie Rakoczy. - Nie wiem, jak pani to robi, ale to najlepsza sztuczka, jak kiedykolwiek widziaem. Och, a teraz co si stao? Na wywietlaczu wida byo Leslie. Lord nacisn jaki klawisz. - To moja przyjacika Leslie - westchnam tsknie. -Zdjcie zrobiam w zeszym tygodniu. W tle wida Marylebone High Street, kanapka jest z Pret a Manger, a to sklep Aveda, widzi pan? Mama
181

kupuje tam zawsze lakier do wosw. - Nagle ogarna mnie przemona tsknota za domem. - A tutaj jest kawaek takswki. To taka doroka, ktra jedzi bez koni. - Ile pani chce za to cudowne pudeeczko? Zapac kad cen, kad! - Hmm, no nie, naprawd, to nie jest na sprzeda. Bd tego jeszcze potrzebowaa. - Krcc z ubolewaniem gow, zamknam cudowne pudeeczko, to znaczy komrk, i wsunam z powrotem do schowka w gbi dekoltu. I w sam por, bo wanie otworzyy si drzwi. Hrabia i Gideon powrcili, hrabia z umiechem zadowolenia, Gideon raczej powany. Teraz take Rakoczy podnis si z krzesa. Gideon rzuci mi badawcze spojrzenie. Przekornie odpowiedziaam mu tym samym. A moe myla, e tymczasem si std zmyj? Waciwie pewnie by mu to pasowao. W kocu jeszcze niedawno uczula mnie na to, bym si go przez cay czas trzymaa, a potem, przy pierwszej nadarzajcej si okazji, zostawi! mnie sam. - I jak? Podobaoby si panu ycie w dwudziestym pierwszym wieku, lordzie Brompton? - zapyta! hrabia. - Bezwarunkowo! Ale pan ma wspaniae pomysy! - Lord zaklaska! w donie. - To byo naprawd wielce zabawne. - Wiedziaem, e si panu spodoba. A temu biednemu dziecku mg pan miao zaproponowa, by usiado. - Ale uczyniem to. Ale ona wolaa sta. - Lord nachyli si konspiracyjnie. - Ja naprawd bardzo chtnie bym naby ten srebrny relikwiarz, drogi hrabio. - Srebrny relikwiarz? - Musimy si ju niestety poegna. - Gideon kilkoma krokami przemierzy pokj i stan obok mnie. - Rozumiem, rozumiem! Oczywicie, dwudziesty pierwszy wiek czeka! - zawoa lord Brompton. Serdeczne dziki za wizyt. To byo zupenie przecudownie zabawne. - Mog si pod tym podpisa obiema rkami - powiedzia hrabia. - Mam nadziej, e ta przyjemno bdzie nam jeszcze raz dana.
182

Rakoczy nie odezwa si sowem. Tylko na mnie patrzy. I nagle poczuam si tak, jakby kto przyoy mi lodowat do do garda. Wystraszona usiowaam zapa oddech i spojrzaam w d. Nic nie dostrzegam. Mimo to bardzo wyranie czuam palce zaciskajce si na mojej szyi. W kadej chwdi mog cisn. To nie byl Rakoczy, to by hrabia. Ale nawet nie poruszy wargami. Zdezorientowana przeniosam wzrok z jego ust na do. Znajdowaa si w odlegoci czterech metrw ode mnie. Jakim cudem moga jednoczenie trzyma mnie za gardo? I dlaczego syszaam w gowie jego gos, cho on nic nie mwi? Nie wiem dokadnie, jak rol grasz, panienko, i czy w ogle jeste wana. Ale nie cierpi, by kto ama moje zasady. To tylko ostrzeenie. Zrozumiaa? Ucisk palcw sta si mocniejszy. Byam sparaliowana ze strachu. Mogam si tylko na niego gapi i dysze, apic powietrze. Czyby nikt nie zauway, co si ze mn dzieje? Pytam, czy zrozumiaa. - Tak - wyszeptaam. Ucisk natychmiast zela, do si odsuna. Powietrze zaczo swobodnie wpywa do moich puc. Hrabia cign usta i rozmasowa sobie nadgarstek. - Jeszcze si zobaczymy - powiedzia. Gideon si skoni, mczyni rwnie. Tylko ja staam wyprostowana jak struna, nie mogc si poruszy. W kocu Gideon chwyci mnie za rk i wycign z pokoju. Nawet gdy znalelimy si znowu w powozie, napicie nie ustpowao. Czuam si wyczerpana, bezsilna i w jaki sposb take zbrukana. Jak hrabia zdoa rozmawia ze mn tak, e inni tego nie usyszeli? I jak mu si udao dotkn mnie, mimo e sta cztery metry ode mnie? Mama miaa racj, to, co o nim mwiono, byo prawd: umia wnika do duszy innego czowieka i przejmowa kontrol nad jego uczuciami. Daam si na
183

pocztku zwie jego prnemu, niezbornemu gadulstwu i jego starczemu wygldowi. Podeszam do niego zbyt beztrosko. Strasznie to gupie z mojej strony. W ogle za lekko podeszam do caej tej historii, w ktr si wpltaam. Doroka ruszya z miejsca. Trzso tak samo mocno jak w drodze tutaj. Gideon wyda polecenie ubranemu na to Stranikowi, eby si pospieszy. Co prawda wcale nie byo to konieczne, bo przecie ju w tamt stron jecha tak, jakby mu ycie byo niemie. - Wszystko z tob w porzdku? Wygldasz, jakby zobaczya ducha. - Gideon zdj paszcz i pooy go obok siebie. - Strasznie gorco jak na wrzesie. - Nie ducha - powiedziaam, niezdolna spojrze mu w oczy. Glos dra mi lekko. - Tylko hrabiego de Saint Germain i jedn z tych jego sztuczek. - Nie by dla ciebie zbyt uprzejmy - przyzna Gideon. - Ale tego naleao si spodziewa. Najwyraniej mia zupenie inn wizj tego, jaka powinna by. Poniewa milczaam, mwi dalej: - W proroctwach dwunasty podrnik w czasie jest przedstawiany zawsze jako kto szczeglny, wyjtkowy. Magi kruka obdarzony". Cokolwiek to znaczy. Hrabia w kadym razie wydawa si niespecjalnie wierzy, e jeste tylko zwyczajn dziewczyn. Co dziwne, ta jego uwaga natychmiast rozwiaa we mnie owo paskudne uczucie bezsilnoci wywoane fantomowym dotykiem hrabiego. Zamiast wyczerpania i lku poczuam teraz ogromn uraz. I wcieko. Zagryzam wargi. - Gwendolyn? - Co? - Nie chciaem ci obrazi. Mwic zwyczajna", nie miaem na myli gupia", raczej chodzio mi o przecitn", rozumiesz? Coraz lepiej. - W porzdku. - Spiorunowaam go wzrokiem. - Mam gdzie, co o mnie mylisz. Spokojnie wytrzyma mj wzrok.
184

- To nie twoja wina. - Przecie w ogle mnie nie znasz - prychnam. - Moe i tak - powiedzia Gideon. - Ale znam ca mas takich dziewczyn jak ty. Wszystkie jestecie takie same. - Ca mas dziewczyn? Och! - Was interesuj tylko fryzury, ciuchy, filmy i piosenkarze. Przez cay czas chichoczecie i chodzicie stadami do toalety. I obgadujecie Lis, bo kupia sobie u Marksa i Spencera bluzk za pi funtw. Mimo e byam wcieka, musiaam si rozemia. - Chcesz powiedzie, e wszystkie dziewczyny, ktre znasz, obgaduj Lis, bo kupia sobie u Marksa i Spencera bluzk za pi funtw? - Wiesz, o co mi chodzi. - Tak, wiem, wiem. - Waciwie nie miaam ochoty mwi dalej, ale samo jako to ze mnie popyno. - Mylisz, e wszystkie dziewczyny, ktre rni si od Charlotty, s puste i gupie. Tylko dlatego, e miay normalne dziecistwo, a nie przez cay czas nauk fechtunku i misteriw. Tak naprawd nigdy nie poznae normalnej dziewczyny, dlatego wymylie sobie te aosne uprzedzenia. - Uwaaj sobie! Ja te byem w liceum, tak samo jak ty. - No jasne! - Sowa wyleway si ze mnie wartkim stiu mieniem. - Jeli przygotowywae si do swojej roli podrnika w czasie choby w poowie tak starannie jak Charlotta, to nie masz przyjaci ani wrd dziewczyn, ani wrd chopakw, a twoja opinia na temat tak zwanych przecitnych dziewczyn opiera si na obserwacjach, ktre sobie urzdzae, stojc samotnie na szkolnym boisku. A moe mi powiesz, e chopaki z twojego internatu uwaali twoje pasje typu acina, gawot i powoenie bryczk za super, hiper i odpalowe? Gideon wydawa si raczej rozbawiony ni obraony. - Zapomniaa o grze na altwce. - Odchyli si do tyu i splt rce na piersi. - Na altwce? Serio? - Moja wcieko ulotnia si tak nagle, jak si pojawia. - Na altwce, ja nie mog!
185

- Przynajmniej dostaa teraz troch kolorw na twarzy. Przed chwil bya blada jak Miro Rakoczy. Faktycznie, Rakoczy. - Jak si to waciwie pisze? - R-a-k-o-c-z-y - przeliterowa Gideon. - Czemu pytasz? - Chc go wrzuci w Google. - O, tak ci si spodoba? - Spodoba? To wampir - powiedziaam. - Z Transylwanii. - Owszem, pochodzi z Transylwanii. Ale nie jest wampirem. - A skd ty to moesz wiedzie? - Bo wampiry nie istniej, Gwendolyn. - Ach tak? Nie istniej? Skoro istniej wehikuy czasu... -i ludzie, ktrzy s w stanie udusi kogo, nawet go nie dotykajc", dodaam w myli - to dlaczego nie mog istnie wampiry? Spojrzae mu cho raz w oczy? S jak czarne dziury. To skutek okadw z belladony, z ktrymi eksperymentuje - wyjani Gideon. - To trujca rolina, ktra rzekomo pomaga poszerzy granice umysu. - A ty skd o tym wiesz? - Tak jest napisane w Kronikach Stranikw. Rakoczy jest tam nazywany Czarnym Lampartem. Dwukrotnie ocali hrabiemu ycie. Jest bardzo silny i niezwykle biegle posuguje si broni. - Kto chcia zabi hrabiego? Gideon wzruszy ramionami. - Taki czowiek jak on ma wielu wrogw. - W to nietrudno uwierzy. Ale odniosam wraenie, e sam potrafi si dobrze upilnowa. - Bez wtpienia - zgodzi si ze mn Gideon. Zastanawiaam si, czy powinnam mu opowiedzie, co zrobi hrabia, ale w kocu zdecydowaam, e nie. Gideon nie tylko by dla niego uprzejmy, dla mnie to wygldao tak, jakby jego i hrabiego czya jaka szczeglna, mocna wi. Nie ufaj nikomu".
186

- Ty naprawd udae si w przeszo do tych wszystkich ludzi i pobrae od nich krew? zapytaam. Gideon skin gow. - Z tob i ze mn teraz ju omioro z dwanaciorga podrnikw w czasie zostao wczytanych do chronografu. Pozosta czwrk jeszcze znajd. Przypomniay mi si sowa hrabiego. - Jak moge pojecha z Londynu do Parya i Brukseli? -zapytaam. - Chodzi o to, e czas, jaki mona spdzi w przeszoci, jest ograniczony do kilku godzin. - cile biorc, do czterech - powiedzia Gideon. - W cigu czterech godzin za nic w wiecie nie daoby si w tamtych czasach dojecha z Londynu do Parya, nie mwic o tym, eby jeszcze zataczy gawota i pobra od kogo krew. - To prawda. I dlatego najpierw pojechalimy z chronogra-fem do Parya, guptasie. To samo zrobilimy z Bruksel, Mediolanem i Bath. Pozostaych znalazem w Londynie. - Rozumiem. - Naprawd? - Umiech Gideona znw by peen drwiny. Tym razem go zignorowaam. - Tak, tak, powoli zaczynam rozumie par rzeczy. - Wyjrzaam przez okno. - Ale w tamt stron nie jechalimy koo tych k, prawda? - To jest Hyde Park - powiedzia Gideon, nagle mocno skoncentrowany i spity. Wychyli si z powozu. - Hej, Wil-bour, czy jak tam si nazywasz, dlaczego jedziemy tdy? Musimy najkrtsz drog dosta si z powrotem do Tempie! Czowiek na kole odpowiedzia co, czego nie zrozumiaam. - Zatrzymaj si natychmiast - rozkaza Gideon. Gdy si do mnie odwrci, zobaczyam, e zblad. - Co si dzieje? - Nie wiem. Ten czowiek twierdzi, e otrzyma rozkaz dowiezienia nas na poudniowy kraniec parku, w umwione miejsce. Konie zatrzymay si i Gideon otworzy drzwi powozu.
187

- Co si tu nie zgadza. Do przeskoku w czasie pozostao nam niewiele czasu. Przejm powoenie i zawioz nas do Tempie. - Wysiad i zamykajc drzwi powozu, doda: - A ty masz zosta w rodku, obojtnie, co si bdzie dziao. W tym momencie rozleg si huk. Skuliam si instynktownie. Cho znaam ten dwik tylko z filmw, od razu wiedziaam, e to musia by strza. Usyszaam cichy krzyk, konie zaray, doroka poderwaa si w przd, ale potem, chyboczc, stana w miejscu. - Schyl si! - zawoa Gideon i popchn mnie na awk. Pad drugi strza. Cisza, ktra po nim nastpia, bya nie do wytrzymania. - Gideon? - Wyprostowaam si i wyjrzaam na zewntrz. Za oknem, na ce, Gideon doby szpady. - Powiedziaem ci, nie ruszaj si stamtd! Dziki Bogu, y jeszcze. Moliwe jednak, e ju niedugo. Jak z nicoci wyonio si naraz dwch mczyzn, obaj ubrani na czarno, trzeci za zblia si na koniu od strony cieni rzucanych przez drzewa. W rku mia srebrzycie poyskujcy pistolet. Gideon bi si z oboma mczyznami jednoczenie, wszyscy walczyli w milczeniu, nie byo sycha nic poza ich postkiwaniami i brzkiem zwierajcych si kling. Przez kilka sekund przygldaam si zafascynowana, jak zrcznie radzi sobie Gideon. To byo jak w filmie, kady wypad, kady cios, kady skok by wykonany perfekcyjnie, jak gdyby kaskaderzy cyzelowali choreografi przez wiele dni. Ale gdy jeden z mczyzn krzykn i osun si na kolana, a z jego szyi trysna fontanna krwi, natychmiast oprzytomniaam. To nie by aden film, to si dziao naprawd. I nawet jeli szpady mogy by miercionon broni (trafiony mczyzna lea tymczasem w drgawkach na ziemi, wydajc z siebie straszliwe jki), to w konfrontacji z pistoletami wydaway mi si mao skuteczne. Dlaczego Gideon nie nosi przy sobie pistoletu? Przecie zabranie z domu tak praktycznej broni byoby dziecinnie proste. No i gdzie podzia si wonica, dlaczego nie walczy u boku Gideona? - Kim jestecie? Czego chcecie? - zapyta Gideon.
188

- Niczego wicej poza twoim yciem, panie - powiedzia ten mczyzna, ktry doczy do nich ostatni. - Zatem tego wanie nie dostaniecie! - Wemiemy sobie! Moesz by tego pewien! I znowu walka rozgrywajca si za oknem powozu wygldaa jak wywiczony balet, ale trzeci mczyzna, ten ranny, lea teraz bez ycia na ziemi, a pozostali musieli go omija. Gideon parowa kady cios, jak gdyby potrafi z gry przewidzie zamiary przeciwnika, ale tamci rwnie na pewno od dziecka pobierali lekcje fechtunku. Naraz zobaczyam, jak szpada przeciwnika sunie ze wistem w stron jego ramienia, podczas gdy Gideon zajty by parowaniem ciosu tego drugiego. I tylko delikatny zwrot w bok przeszkodzi napastnikowi, ktry prawdopodobnie uciby mu p rki. Usyszaam dwik pkajcego drewna, gdy szpada zamiast w Gideona uderzya w powz. To wszystko nie mogo si dzia naprawd! Kim byli ci ludzie i czego od nas chcieli? Pospiesznie przesunam si na awce i wyjrzaam przez okno po drugiej stronie powozu. Czy nikt nie zauway, co si tutaj dzieje? Czy naprawd mona byo w biay dzie zosta napadnitym w Hyde Parku? Walka zdawaa si trwa ca wieczno. Cho Gideon dobrze sobie radzi z napastnikami, nie wygldao na to, by kiedykolwiek mg zdoby nad nimi przewag.Tamci dwaj mczyni bd go otacza coraz cianiej i wreszcie go pokonaj. Nie miaiam pojcia, ile czasu upyno od strzau ani ile czasu pozostao jeszcze do naszego przeskoku w czasie. Prawdopodobnie zbyt duo, by mie nadziej, e na oczach napastnikw rozpyniemy si w powietrzu. Nie mogam ju duej wytrzyma w powozie i tak po prostu si przyglda, jak ci dwaj zabijaj Gideona. Moe udaoby mi si wydosta przez okno i sprowadzi pomoc? Przez krtk chwil obawiaam si, czy ogromna suknia zmieci si w tym otworze, ale po sekundzie staam ju na piaszczystej drodze, prbujc zorientowa si w naszym pooeniu. Z tamtej strony powozu sycha byo tylko jki, przeklestwa i bezlitosny brzk metalu uderzajcego o metal.
189

- Poddaj si po prostu, panie - wysapal jeden z tych obcych. - Przenigdy! - odpowiedzia Gideon. Ostronie poszam naprzd, do koni. O mao si przy tym nie wywrciam, potknwszy si o co tego. Z trudem stumiam okrzyk. To by ten czowiek w tym akiecie. Zsun si z koza i lea na plecach w piasku. Z przeraeniem dostrzegam, e brakowao mu czci twarzy, a jego odzie bya przesiknita krwi. Jego szeroko otwarte oko w nieuszkodzonej czci twarzy wpatrywao si w nico. To dla niego by przeznaczony strza, ktry usyszaam przedtem. Widok by zbyt straszny, czuam, jak wszystko przewraca mi si w odku. Jeszcze nigdy nie widziaam martwego czowieka. Ile bym daa, eby siedzie teraz w kinie i mc po prostu odwrci oczy od ekranu! Ale to tutaj dziao si naprawd. Ten czowiek nie y, a tam, po drugiej stronie, Gideonowi grozio miertelne niebezpieczestwo. Z otpienia wyrwa mnie brzk elaza. Gideon jkn i to ju cakowicie przywrcio mnie do rzeczywistoci. Zanim zdyam si zastanowi, co robi, spostrzegam szpad przytroczon do boku martwego mczyzny i szybko j odpiam. Okazaa si cisza, ni mylaam, ale od razu poczuam si lepiej. Wprawdzie nie miaam pojcia, jak naley obchodzi si z broni, ale z ca pewnoci szpada bya ostra i spiczasta. Odgosy walki nie milky. Zaryzykowaam i wychyliam si, eby sprawdzi sytuacj. Zobaczyam, e tamtym mczyznom udao si przyprze Gideona plecami do powozu. Kilka kosmykw wysuno mu si z warkocza i opado na czoo. W jednym rkawie ziaa gboka dziura, ale ku swej uldze nigdzie nie dostrzegam krwi. Na razie wic nie odnis ran. Po raz ostatni rozejrzaam si na wszystkie strony, jednak znikd nie mona byo oczekiwa pomocy. Zwayam szpad w doni i zdecydowanie postpiam do przodu. Moje pojawienie si powinno przynajmniej odwrci ich uwag i moe dziki temu Gideon zyska troch czasu. W rzeczywistoci jednak stao si zupenie inaczej. Poniewa obaj mczyni walczyli zwrceni do mnie plecami, nie dostrzegli mnie, natomiast oczy Gideona rozszerzyy si z przeraenia na mj widok.
190

Przez uamek sekundy zawaha si i to wystarczyo jednemu z ubranych na czarno mczyzn, by jeszcze raz go trafi, niemal dokadnie w tym samym miejscu, w ktrym rozdarty by rkaw. Tym razem polaa si krew. Gideon walczy jednak dalej, tak jakby nic si nie stao. - Ju dugo nie wytrzymasz, panie! - krzykn tamten mczyzna triumfujco i jeszcze gwatowniej natar na Gideona. -Mdl si, jeli potrafisz! Bo za chwil staniesz przed obliczem Stwrcy. Chwyciam oburcz rkoje szpady i ruszyam do przodu, nie zwaajc na przeraone spojrzenie Gideona. Tamci mczyni nie syszeli, e nadchodz. Moj obecno zauwayli dopiero wtedy, gdy miecz przejecha po obleczonych czarnym paszczem plecach jednego z nich, nie napotykajc adnego oporu. Przez jedn straszliw chwil mylaam, e chybiam, e by moe trafiam akurat dokadnie w luk midzy tuowiem a ramieniem, ale potem mczyzna, charczc, upuci szpad i run na ziemi niczym city pie drzewa. Dopiero kiedy upad, puciam rkoje szpady. O mj Boe! Gideon wykorzysta chwil przeraenia drugiego z mczyzn i zada mu cios, ktry powali go na kolana. - Zwariowaa? - wrzasn na mnie, odkopujc na bok szpad przeciwnika i przystawiajc mu czubek wasnej szpady do garda. Z mczyzny jakby uszo powietrze. - Prosz... nie zabijaj mnie, panie - powiedzia. Zaczam szczka zbami. To si nie mogo wydarzy. Wanie przed chwil przebiam czowieka szpad. Tamten zacz charcze. Ten drugi wyglda, jakby mia si zaraz rozpaka. -Kim jestecie i czego od nas chcecie? - spyta zimno Gideon. - Uczyniem tylko to, czego ode mnie zadano. Prosz! - Kto i czego od was zada? Spod czubka szpady przytknitej do jego garda wypyna kropelka krwi. Gideon zacisn usta, jak gdyby z trudem tylko mg si opanowa, by nie puci szpady w ruch.
191

- Nie znam nazwisk, przysigam. Znieksztacona strachem twarz zacza si rozmywa przed moimi oczami, ziele k zawirowaa wok mnie, nieomal z ulg daam si porwa temu wirowi i zamknam powieki.

192

13. Wyldowaam mikko porodku mojej wasnej sukni, ale nie byam w stanie si podnie. Zdawao mi si, e wszystkie koci z moich ng gdzie zniky, cala si trzsam i szczkaam zbami jak oszalaa. - Wstawaj! - Gideon poda mi do. Szpad przytroczy na powrt do pasa. Z przeraeniem spostrzegam, e lepi si od krwi. - Chod, Gwendolyn! Ludzie si na nas gapi. By ju wieczr i dawno zapada ciemno, ale my wyldowalimy pod latarni w parku. Biegacz ze suchawkami na uszach min nas truchtem, rzucajc nam zdziwione spojrzenie. - Mwiem ci, e masz zosta w powozie! - Poniewa nie reagowaam, Gideon zapa mnie za rk i poderwa z ziemi. Twarz mia blad jak ciana. - To byo strasznie lekkomylne i ogromnie... niebezpieczne, i... Przekn lin i wlepi we mnie wzrok. - I, do wszystkich diabw, do odwane. - Mylaam, e czujesz, kiedy trafiasz kogo w ebra - wykrztusiam, szczkajc zbami. - Nie wiedziaam, e to takie uczucie, jakby... jakby si kroio tort. Dlaczego ten czowiek nie mia koci? - Na pewno mia - powiedzia Gideon. - Trafia go akurat gdzie pomidzy. - Czy on umrze? - Jeli to by czysty cios, to nie. Ale osiemnastowieczn medycyn trudno porwna z serialem Chirurdzy. Jeli to by czysty cios? C to znaczy? Jak cios moe by czysty? Co ja narobiam? Moe wanie zabiam czowieka! Ta myl sprawia, e o may wos znowu nie osunam si na ziemi. Ale Gideon mnie przytrzyma. - Chod, musimy wrci do Tempie. Bd si o nas martwi. Najwyraniej dokadnie wiedzia, gdzie si znalelimy, bo pocign mnie zdecydowanie za sob, mijajc dwie kobiety, ktre spaceroway z psami i gapiy si na nas. - I prosz, przesta szczka zbami. To brzmi okropnie.
193

- Jestem morderczyni - powiedziaam. - Syszaa ju kiedy o obronie koniecznej? Bronia si. A mwic precyzyjniej, bronia mnie. Umiechn si do mnie krzywo i przemkno mi przez gow, e jeszcze godzin temu mogabym przysic, e nigdy w yciu nie zdoaby si do czego takiego przyzna. Bo te i nie zdoa. - Nie, eby to byo konieczne - doda. - Jak to nie byo konieczne? A co z twoj rk? Ty krwawisz! - Nie jest tak le. Doktor White mi to opatrzy. Przez chwil szlimy obok siebie w milczeniu. Chodne wieczorne powietrze dobrze na mnie dziaao, puls powoli wraca do normy i przestaam szczka zbami. - Serce mi stano, kiedy nagle ci zobaczyem. Puci moj rk. Najwyraniej uzna, e dam ju rad sama utrzyma si na nogach. - Dlaczego nie miae przy sobie pistoletu? -zaintrygowaam go. - Tamten czowiek mia! - Nawet dwa! - powiedzia Gideon. - To dlaczego ich nie uy? - Ale uy. Zastrzeli biednego Wilboura, a kula z drugiego pistoletu mina mnie o wos. - Ale dlaczego nie wystrzeli jeszcze raz? - Bo kady pistolet ma tylko jeden strza, guptasie. Te mae praktyczne rewolwery, ktre widziaa na filmach z Jamesem Bondem, jeszcze nie zostay wynalezione. - Ale teraz s ju wynalezione! Dlaczego zabierasz ze sob w przeszo t gupi szpad, a nie wemiesz porzdnego pistoletu? - Przecie nie jestem patnym zabjc - odrzek Gideon. - Ale to jest... to znaczy... co jeszcze mona mie z tego, e przybywa si z przyszoci? Och! To my jestemy tutaj! Wyszlimy dokadnie na Apsley House koo Hyde Park Cor-ner. Wieczorni spacerowicze, biegacze i waciciele psw patrzyli na nas z nieukrywanym zdziwieniem. - Wemiemy takswk do Tempie - powiedzia Gideon.
194

- Masz przy sobie kas? - Oczywicie, e nie. - Ale za to ja mam komrk - powiedziaam i wycignam telefon zza dekoltu. - Ach, to jest ten srebrny relikwiarz! Tak sobie wanie mylaem. Ty idio... dawaj to! - Hej! To mj telefon! - I co z tego? Znasz numer? Gideon ju wystukiwa numer na klawiaturze. -Przepraszam, moja kochana... - Jaka starsza pani pocigna mnie za rkaw. - Po prostu musz pani o to zapyta. Czy pastwo s moe z teatru? - Hmm, no tak - odpowiedziaam. - Tak wanie mylaam. - Kobieta z trudem moga utrzyma na smyczy jamniczk, ktra cigna mocno w stron innego psa, kilka metrw dalej. - To wyglda tak cudownie autentycznie, tylko kostiumolog potrafi zrobi co takiego. Wie pani, ja w modoci te bardzo duo szyam... Polly! Nie cignij mnie tak! - Zaraz po nas przyjad - oznajmi Gideon i odda mi komrk. - Podejdziemy do rogu Piccadilly. - A gdzie mona podziwia wasze przedstawienie? - Hmm, znaczy... dzisiaj wieczorem byl ostatni spektakl -powiedziaam. - Och, jaka szkoda. - Te tak uwaam. Gideon pocign mnie za sob. - Dowidzenia. - Nie rozumiem, jak ci ludzie mogli nas znale. I jakie rozkazy skoniy Wilboura do tego, eby zawie nas do Hyde Parku. Przecie nawet nie mieliby czasu na przygotowanie zasadzki - mrucza do siebie Gideon. Tu, na ulicy, ludzie gapili si na nas jeszcze bardziej ni w parku. - Kto wiedzia, e tam bdziemy. Ale skd? Jak to w ogle moliwe? - Wilbour... on mia jedno oko... - Nagle zebrao mi si na wymioty. - Co ty wyprawiasz? Dawiam si, ale nic nie poszo.
195

- Gwendolyn, musimy jeszcze przej kawaek. We kilka gbokich oddechw i ci przejdzie. Zatrzymaam si. Miarka si przebraa. - Przejdzie mi? - Cho waciwie chciao mi si raczej wrzeszcze, zmusiam si, by mwi powoli i wyranie. - Przejdzie mi to, e wanie zabiam czowieka? Przejdzie mi to, e cae moje ycie nagle stano na gowie? Przejdzie mi to, e bezczelny dugowosy, ubrany w jedwabne poczochy, grajcy na skrzypcach dra nie ma nic lepszego do roboty, jak tylko bez przerwy mn komenderowa, chocia wanie uratowaam mu jego zasrane ycie? Owiadczam ci, e mam wszelkie powody do tego, eby si teraz porzyga! I jeli ci to ciekawi, jeste jednym z tych powodw! Rzyga mi si chce! No dobra, ostatnie zdanie moe i troch wykrzyczaam, ale niezbyt gono. Nagle zorientowaam si, jak dobrze byo wyrzuci z siebie to wszystko. Po raz pierwszy tego dnia poczuam si naprawd wolna i przestao mnie mdli. Gideon patrzy na mnie kompletnie zaskoczony. Gdyby nie to, e byam cakowicie zaamana, pewnie bym si rozemiaa. Ha! Wreszcie najwyraniej jemu te odebrao mow! - A teraz chc do domu - zakoczyam, by z jak najwiksz godnoci ukoronowa swoje zwycistwo. Niestety, tak do koca mi si to nie udao, bo na myl o rodzinie usta nagle zaczy mi dre i poczuam, jak do oczu napywaj mi zy. Cholera, cholera, cholera! - Ju dobrze - powiedzia Gideon. Jego zaskakujco agodny ton obrci wniwecz moje opanowanie. zy pocieky mi z oczu i nie mogam nic na to poradzi. - Hej, Gwendolyn. Przykro mi. - Gideon podszed do mnie cakiem blisko, chwyci mnie za ramiona i przycign do siebie. - Co za idiota ze mnie, nie pomylaem, jakie to musi dla ciebie by trudne - wymamrota gdzie na ukos od mojego ucha.
196

- A przecie jeszcze pamitam, jakie to by!o dziwne uczucie, kiedy pierwszy raz przeskoczyem w czasie. Mimo nauki fech-tunku. Nie mwic o lekcjach gry na altwce... Pogadzi! moje wosy. Chlipnam jeszcze goniej. - Nie pacz - powiedzia bezradnie. - Wszystko bdzie dobrze. Ale nic nie byo dobrze. Wszystko byo straszne. Ta dzika pogo dzi w nocy, kiedy wzito mnie za zodziejk, koszmarne oczy Rakoczego, hrabia z tym jego gosem zimnym jak ld i doni ciskajc moje gardo i wreszcie biedny Wilbour, i ten czowiek, ktremu zadaam cios w plecy. Nie mwic o tym, e nie umiaam powiedzie Gideonowi, co o tym myl, i nie wybuchn przy tym paczem, tak eby nie musia mnie pociesza. Wyrwaam mu si. O niebiosa, gdzie si podzia mj szacunek do samej siebie? Zmieszana otaram sobie doni twarz.- Chcesz chusteczk? - zapyta i z umiechem wyj z kieszeni haftowan chusteczk w kolorze cytryny. - W czasach rokoko niestety nie byo jeszcze chusteczek higienicznych. Potraktuj j jako prezent. Wycigaam wanie po ni rk, kiedy obok nas zatrzymaa si czarna limuzyna. W rodku czeka na nas pan George, z ysin ca pokryt drobniutkimi kropelkami potu, i na jego widok myli krce swobodnie w mojej gowie uspokoiy si nieco. Pozostao jedynie miertelne zmczenie. - Omal nie umarlimy ze strachu - powiedzia pan George. - Och, mj Boe, Gideonie, co ci si stao w rk? Ty krwawisz! A Gwendolyn jest kompletnie wykoczona. Jest ranna? - Tylko wyczerpana - rzek krtko Gideon. - Zawieziemy j do domu. - Ale to niemoliwe. Musimy was oboje zbada i trzeba jak najszybciej opatrzy twoj ran. - Ju dawno przestaa krwawi, to tylko zadrapanie, naprawd. Gwendolyn chce wrci do domu. - Moe jej elapsja nie trwaa wystarczajco dugo. Przecie jutro musi i do szkoy i... - Panie George. - Gos Gideona przybra tak dobrze mi znany arogancki ton, ale tym razem nie by on skierowany do mnie. - Nie byo jej przez trzy godziny, to do na nastpne osiemnacie godzin.
197

- Prawdopodobnie do - zgodzi si pan George. - Ale to wbrew zasadom, a poza tym musimy si dowiedzie, czy... - Panie George! Da za wygran, obrci si i zastuka w okno szoferki. Szyba z szelestem spyna w d. - Prosz skrci w prawo, w Berkeley Street - powiedzia. -Nadoymy troch drogi. Bourdon Place, numer 81. Gdy auto wtoczyo si w Berkeley Street, odetchnam z ulg. Mogam wrci do domu. Do mamy. Pan George przyglda! mi si z powag. Mia wzrok peen wspczucia, jakby jeszcze nigdy nie widzia nic tak poaowania godnego jakja. - Na mio bosk, co si wydarzyo? Cigle jeszcze zmczenie ciyo mi niczym ow. - Trzech mczyzn napado na nasz powz w Hyde Parku -wyjani Gideon. - Wonica zosta zastrzelony. - O mj Boe - powiedzia pan George. - Wprawdzie nic nie rozumiem, ale to ma sens. - Co takiego? - Tak napisano w Kronikach. Data 14 wrzenia 1782 roku. Stranika drugiego stopnia, Jamesa Wilboura, znaleziono martwego w Hyde Parku. Kula wyrwaa mu p twarzy. Nigdy si nie dowiedziano, kto to uczyni. - Teraz ju wiemy - rzek ponuro Gideon. - To znaczy wiem, jak wyglda morderca, ale nie znam jego nazwiska. - A ja go zabiam - powiedziaam tpo. - Co? - Wbia zabjcy Wilboura szpad w plecy - wyjani Gideon. - Ale czy go faktycznie zabia, nie wiemy. Niebieskie oczy pana George'a zrobiy si okrge jak monety. - Co zrobia?!
198

- Byo dwch na jednego - mruknam. - Przecie nie mogam spokojnie si temu przyglda. - Byo trzech na jednego - poprawi mnie Gideon. - I jednego z nich zdyem ju zaatwi. Mwiem ci, e masz zosta w powozie, obojtnie, co si bdzie dziao. - Nie wygldao na to, eby mia jeszcze dugo wytrzyma -powiedziaam, nie patrzc na niego. Gideon milcza, a pan George patrzy to na Gideona, to na mnie i potrzsa gow. - C za katastrofa! Twoja matka mnie zabije, Gwendolyn! To miaa by cakiem bezpieczna akcja. Rozmowa z hrabi, w tym samym domu, bez adnego ryzyka. Ani przez sekund nie miao ci grozi niebezpieczestwo. A zamiast tego przejechalicie przez pl miasta i dalicie si napa rozbjnikom... Gideon, na mio bosk, co ty sobie wyobraa? - Poszoby zupenie gadko, gdyby kto nas nie zdradzi. - Gideon mwi wzburzonym tonem. Kto musia wiedzie o naszej wizycie. Kto, kto zdoa nakoni Wilboura do tego, eby zawiz nas na ustalone miejsce w Hyde Parku. - Ale dlaczego kto chciaby was zabi? I kto mg wiedzie o waszej wizycie wanie tego dnia? Przecie to nie ma sensu. -pan George zagryz doln warg. - No, to jestemy. Spojrzaam w gr. Tak, tu by nasz dom, z oknami rozjarzonymi wiatem. Gdzie tam w rodku czekaa na mnie mama. 1moje ko. - Dzikuj - powiedzia Gideon. Odwrciam si w jego stron. - Za co? - By moe... by moe rzeczywicie ju dugo bym nie wytrzyma. - Krzywy grymas przemkn mu przez twarz. - Myl, e faktycznie uratowaa moje zasrane ycie. Och! Nie miaam pojcia, co powiedzie. Mogam si tylko na niego gapi. Zauwayam, e dolna warga znowu zacza mi dre. Gideon szybciutko wycign koronkow chusteczk. Tym razem j wziam. - Najlepiej wytrzyj sobie twarz, bo twoja mama mogaby zauway, e pakaa - powiedzia. Miao mnie to rozmieszy, ale w tamtej chwili byo to niemoliwe. Przynajmniej jednak nie rozryczaam si po raz kolejny.
199

Kierowca otworzy drzwi samochodu i pan George wysiad. - Odprowadz j do drzwi, Gideonie, to potrwa tylko chwil. - Dobranoc - wydusiam z siebie. - Spij dobrze. - Gideon umiechn si. - Zobaczymy si jutro. - Gwen! Gwenny! - Caroline potrzsaa mn, starajc si mnie dobudzi. - Spnisz si, jeli zaraz nie wstaniesz! Prosz, wstawaj! Nacignam sobie kodr na gow. Nie chciaam si budzi, jeszcze we nie wiedziaam, e czekaj na mnie straszliwe wspomnienia, jeli opuszcz ten bogosawiony stan psnu. - Serio, Gwenny! Ju jest pitnacie po! Na prno zaciskaam powieki. Wspomnienia wdary si do mojej gowy niczym... hmmm... niczym Attyla w szeregi Wandali? Z historii naprawd byam straszn nog. Przed moimi oczami przetoczyy si niczym kolorowy film wydarzenia dwch ostatnich dni. Nie mogam sobie jednak przypomnie, jak znalazam si w ku. Pamitaam tylko, jak wczoraj wieczorem pan Bernhard otworzy mi drzwi. Dobry wieczr, panno Gwendolyn. Dobry wieczr, panie George". Dobry wieczr, panie Bernhardzie. Przywiozem Gwendolyn do domu troch wczeniej, ni to byo zaplanowane. Prosz przekaza moje pozdrowienia lady Aricie". Oczywicie. Dobranoc, sir". Zamykajc drzwi za panem George'em, pan Bernhard mia jak zawsze niewzruszon min. adna suknia, panno Gwendolyn - powiedzia do mnie po chwili. Koniec osiemnastego wieku?". Chyba tak". Byam tak zmczona, e mogabym si pooy na dywanie i natychmiast zasn. Jeszcze nigdy tak bardzo nie stskniam si za swoim kiem. Baam si tylko, e w drodze na trzecie pitro natkn si na ciotk Glend, Charlotte i lady Arist, a one zasypi mnie wyrzutami, drwinami i pytaniami. Niestety, panie zjady ju kolacj. Ale przygotowaem dla panienki ma przeksk w kuchni". Och, to bardzo mie, panie Bernhardzie, aleja...".
200

Panienka chciaaby si pooy - powiedzia pan Bernhard i na jego twarzy pojawi si ledwie dostrzegalny umiech. - Proponuj, by udaa si panienka prosto do swej sypialni, wszystkie panie s w pokoju muzycznym, i jeli przekradnie si panienka jak kot, nic nie usysz. Potem powiadomi pani Shepherd, e panienka wrcia, i dam jej przeksk, eby zabraa dla panienki na gr". Byam zbyt zmczona, by zdziwi si jego zapobiegliwoci i trosk. Mruknam tylko: Wielkie dziki, panie Bernhardzie" i poszam po schodach na gr. Przeksk i rozmow z mam pamitam jak przez mg, bo ju wtedy na wp spalam. Na pewno nie byam w stanie niczego pogry. Ale moe to bya zupa. - Och, jakie to pikne! - Caroline odkrya sukni, ktra razem z obszyt falbankami halk wisiaa przewieszona przez krzeso. - Przyniosa to ze sob z przeszoci? - Nie. Ju wczeniej miaam j na sobie. - Wyprostowaam si. - Czy mama opowiadaa wam, co si stao? Caroline skina gow. - Wcale nie musiaa duo opowiada. Ciotka Glenda tak si dara, e ssiedzi teraz te na pewno wszystko wiedz. Zachowywaa si tak, jakby mama bya pod oszustk, ktra wykrada biednej Char lotcie gen podry w czasie. - A Charlotta? - Posza do swojego pokoju i ju z niego nie wysza, cho ciotka Glenda bagaa j na kolanach. Ciotka Glenda wrzeszczaa, e ycie Charlotty zostao zmarnowane i e to wszystko wina mamy. Babcia powiedziaa, eby ciotka Glenda wzia tabletk, inaczej bdzie zmuszona wezwa lekarza. A ciotka Maddy cay czas si wtrcaa i gadaa co o orle, o szafirze, o jarzbinie i o zegarze na wiey. - To musiao by straszne - powiedziaam. - Strasznie ciekawe - ucilia Caroline. - Stwierdzilimy razem z Nickiem, e to dobrze, e ty masz ten gen, a nie Charlotta. Moim zdaniem poradzisz sobie ze wszystkim rwnie dobrze jak Charlotta, chocia ciotka Glenda mwi, e masz rozum wielkoci ziarnka grochu i dwie lewe nogi. Strasznie jest bezczelna. - Pogaskaa lnic tkanin gorsetu. - Pokaesz mi dzi po szkole, jak wygldasz w tej sukni, co? - Jasne. Ale jak chcesz, te j moesz przymierzy. Caroline zachichotaa.
201

- Przecie ona jest na mnie za dua, Gwenny! A teraz ju naprawd musisz wsta, bo inaczej nie dostaniesz niadania. Cakiem obudziam si dopiero pod prysznicem. Kiedy myam wosy, moje myli nieubaganie kryy wok wczorajszego wieczora, a cilej biorc, wok tej pgodziny (czas odczuwany), ktr spdziam, ryczc jak bbr w ramionach Gideona. Przypominaam sobie, jak przytuli mnie do siebie i pogaska po wosach. Byam tak wykoczona, e w ogle nie pomylaam o tym, jak bardzo si do siebie zbliylimy. Ale tym bardziej byo mi teraz gupio. Szczeglnie dlatego, e wbrew swoim zwyczajom byl dla mnie naprawd miy (nawet jeli tylko z czystego wspczucia). A przecie zaoyam sobie, e bd go nienawidzi do koca moich dni. - Gwenny! - Caroline zastukaa do drzwi azienki. - No chod ju! Nie moesz bez koca siedzie w azience. Miaa racj. Nie mogam tu siedzie bez koca. Musiaam wyj - z powrotem w to mieszne nowe ycie, ktre nagle dostaam. Zakrciam kran z ciep wod i pozwoliam tak dugo spywa lodowatemu strumieniowi po moim ciele, a wypuka z niego ostatnie resztki zmczenia. Mj mundurek pozosta w szwalni madame Rossini, a dwie bluzki byy w praniu, dlatego musiaam woy drugi komplet, ktry byl ju na mnie troch za may. Bluzka opinaa si na piersiach, a spdnica bya odrobin za krtka. A niech tam. Ciemnoniebieskie szkolne buty te zostay w Tempie, wic wziam czarne adidasy, co w zasadzie byo zabronione. Ale moe dyrektor Gilles wanie dzisiaj nie zrobi kontrolnego przejcia po klasach. Na wysuszenie wosw nie byo ju czasu, wytaram je wic rcznikiem na tyle, na ile si dao, i przeczesaam. Wilgotne i gadkie opady mi na ramiona. Po jedwabistych lokach, wyczarowanych wczoraj przez madame Rossini, nie zostao ani ladu. Przez moment przygldaam si swojej twarzy w lustrze. Nie wygldaam na zbytnio wyspan, ale w sumie byo lepiej, ni mona by si spodziewa. Rozsmarowaam sobie na policzkach I i czole odrobin kremu przeciwzmarszczkowego mamy. Na to nigdy nie jest za wczenie, powtarza zawsze mama.
202

Chtnie zrezygnowaabym ze niadania, ale przecie i tak musiaam kiedy stan oko w oko z ciotk Glend i Charlotta, i wic lepiej byo mie to ju za sob. - Wielki ptak jest symbolem nieszczcia - usyszaam gos i ciotecznej babki Maddy. O rany! Zwykle nie wstawaa przed dziesit, bya piochem i uwaaa niadanie za jedyny zbdny posiek w cigu dnia. - Szkoda, e nikt mnie nie sucha. , - Ale Maddy! Nikt nie jest w stanie poj twoich wizji! Syszelimy to ju co najmniej dziesi razy. - To bya lady Arista. - No wanie - powiedziaa ciotka Glenda. - Jeli jeszcze raz usysz sowo szafirowe jajo", zaczn krzycze. - Dzie dobry - odezwaam si. Nastpia chwila ciszy. Wszyscy gapili si na mnie, jakbym bya sklonowan owieczk Doiy. - Dzie dobry, dziecko - powiedziaa po chwili lady Arista. - Mam nadziej, e dobrze spaa. - Tak, dzikuj, wspaniale. Byam bardzo zmczona. - To na pewno byo zbyt duo jak dla ciebie - rzucia wyniole ciotka Glenda. Faktycznie, byo. Opadam na krzeso, naprzeciw Charlotty, ktra nawet nie tkna swojej grzanki. Spojrzaa na mnie tak, jakby to dopiero mj widok odebra jej resztki apetytu. A jednak mama i Nick umiechali si do mnie konspiracyjnie, a Caroline podsuna mi miseczk z patkami kukurydzianymi. Znad drugiego koca stou kiwaa do mnie cioteczna babka Maddy w swym rowym szlafroku. - Anioeczku! Ale si ciesz, e ci widz! Wniesiesz wreszcie troch wiata w to cae zamieszanie. W tym wczorajszym wrzasku w niczym nie mogam si poapa. Glenda wycigna jakie przedpotopowe historie, z czasw kiedy nasza Lucy daa drapaka z tym przystojnym chopakiem od de Villiersw. Nigdy si nie dowiedziaam, dlaczego wszyscy zrobili wtedy tak afer z tego, e Grace pozwolia im przez par dni mieszka u siebie. Wydawaoby si, e to wszystko dawno ju popado w zapomnienie. Ale nie, ledwie si troch uleao, a tu przyszo par dzikw i z powrotem rozkopao. Caroline parskna miechem. Bez wtpienia wyobraaa sobie teraz ciotk Glend jako dzika.
203

- To nie jest serial telewizyjny, ciociu Maddy - prychna ciotka Glenda. - Dziki Bogu, nie - powiedziaa cioteczna babka Maddy. -Gdyby to by serial, dawno ju bym zgubia wtek. - Przecie to cakiem proste - rzucia zimno Charlotta. -Wszyscy myleli, e to ja mam gen, ale w rzeczywistoci ma go Gwendolyn. - Odsuna od siebie talerz i wstaa. - Niech si martwi, jak sobie z tym poradzi. - Charlotto, poczekaj! Ale ciotka Glenda nie zdoaa zatrzyma Charlotty w pokoju. Zanim pobiega za ni, rzucia jeszcze mamie zowrogie spojrzenie. - Powinna si wstydzi, Grace! - Ona naprawd stanowi oglne zagroenie - powiedzia Nick. Lady Arista westchna gboko. Mama te westchna. - Musz i do pracy, Gwendolyn. Umwiam si z panem George'em, e dzi odbierze ci ze szkoy. Poddasz si elapsji i zostaniesz wysiana do roku 1956, do bezpiecznej piwnicy, i tam bdziesz moga w spokoju odrobi lekcje. - Ale czad! - zawoa Nick. Pomylaam to samo. - A potem natychmiast wrcisz do domu - powiedziaa lady Arista. - I to ju bdzie koniec dnia - zauwayam. Czy od teraz kady mj dzie bdzie tak wyglda? Po szkole do Tempie na elapsj, potem siedzenie w jakiej nudnej piwnicy, odrabianie lekcji, a potem z powrotem do domu na kolacj? Co za koszmar! Cioteczna babka Maddy zakla cicho, kiedy jeden z rkaww jej szlafroka wyldowa w demie na jej grzance. - O tej porze czowiek powinien lee w ku, zawsze to powtarzam. - Dokadnie - zgodzi si Nick. Jak kadego ranka mama pocaowaa jego, Caroline i mnie na poegnanie, a potem pooya mi rk na ramieniu i powiedziaa cicho:
204

- Jeli spotkasz przypadkowo mojego tat, pozdrw go ode mnie. Lady Arista drgna lekko na dwik tych sw. Przez chwil w milczeniu popijaa herbat, po czym spojrzaa na zegarek i powiedziaa: - Musicie si pospieszy, jeli chcecie zdy do szkoy. - Tak czy owak, kiedy w przyszoci otworz biuro detektywistyczne - powiedziaa Leslie. Wanie poszymy na wagary. Zamiast na geografii z pani Counter byymy obie w jednej kabinie damskiej toalety. Leslie siedziaa na pokrywie deski klozetowej, trzymajc na kolanach gruby segregator. Ja opieraam si plecami o drzwi pomazane dugopisem i flamastrem. Byo tam napisane: Jenny kocha Adama, Malcolm to kretyn i ycie jest do dupy. Midzy innymi. - Zgbianie tajemnic mam po prostu we krwi - oznajmia Leslie. - Albo moe jeszcze bd studiowa histori i wyspecjalizuj si w starych mitach i dokumentach. I zrobi co takiego jak Tom Hanks w Kodzie da Vinci. Oczywicie wygldam lepiej od niego i zatrudni sobie jakiego naprawd spoko asystenta. - Zrb tak - powiedziaam. - To na pewno bdzie pasjonujce. A ja tymczasem spdz kady dzie reszty mojego ycia w pozbawionej piwnicy okien, w 1956 roku. - Tylko trzy godziny w cigu dnia - przypomniaa mi Leslie. Bya zorientowana w caej sprawie. Zdawao si, e znacznie lepiej i znacznie szybciej pojmuje te rne skomplikowane relacje. Wysuchaa wszystkiego, wcznie z moj histori o tych ludziach w parku oraz z niekoczc si litani moich wyrzutw sumienia. Lepiej, jak si bdziesz broni, ni eby miaa da si pokroi jak tort" - taki by jej komentarz. I dziwnym trafem ten komentarz pomg mi bardziej ni wszystkie zapewnienia pana George'a czy Gideona. - Popatrz na to w ten sposb - powiedziaa teraz. - Skoro musisz odrabia lekcje w piwnicy, to przynajmniej nie spotkasz strasznych hrabiw, ktrzy opanowali sztuk telekinezy. Telekineza" bya pojciem, ktre Leslie wynalaza na okreslenie zdolnoci hrabiego do duszenia mnie, chocia stal kilka metrw dalej. Za pomoc telekinezy, twierdzia, mona si te
205

porozumiewa bez otwierania ust. Obiecaa mi, e zajmie si tym tematem jeszcze dzi po poudniu. Wczorajszy dzie i p nocy spdzia na poszukiwaniu w Internecie informacji na temat hrabiego de Saint Germain i caej reszty tego kramu, o ktrym jej opowiedziaam. Odrzucia moje natrtne podzikowania, twierdzc, e to wszystko sprawio jej ogromn radoch. - A wic ten hrabia de Saint Germain jest bardzo tajemnicz postaci historyczn. Nie ma pewnoci nawet co do daty jego urodzenia. Jego pochodzenie kryje wiele tajemnic - mwia z przejciem. - Rzekomo mia si w ogle nie starze, a przyczyny tego jedni upatrywali w magii, inni za w zbilansowanej diecie. - Ale on by stary - wtrciam. - Moe i dobrze si trzyma, ale na pewno by stary. - No wic to jedno si nie sprawdzio - powiedziaa Leslie. Musia by fascynujc osobowoci, bo wystpuje w wielu powieciach, a w niektrych krgach zwizanych z ezoteryk jest kim w rodzaju guru, wtajemniczonym, cokolwiek to znaczy. Nalea do licznych tajnych stowarzysze, wolnomularzy i rokrzyowcw, i jeszcze paru innych, by wietnym muzykiem, gra na skrzypcach i komponowa, mwi pynnie tuzinem jzykw i... teraz si mocno trzymaj, podrowa w czasie. W kadym razie utrzymywa, e byl wiadkiem wielu rnych zdarze, przy ktrych nie mg by obecny. - Taaak, najwidoczniej mg. - No, obd. Poza tym para si alchemi. W Niemczech mia wasn pracowni alchemiczn, w ktrej prowadzi wszelkiego rodzaju eksperymenty. - Alchemi? To ma co wsplnego z kamieniem filozoficznym, prawda? - Tak. I z magi. Ale kamie filozoficzny dla kadego oznacza co innego. Jedni chcieli tylko w sztuczny sposb uzyska zoto, co doprowadzio do wielce dziwacznych wybrykw. Wszyscy krlowie i ksita byli strasznie napaleni na ludzi, ktrzy utrzymywali, e s alchemikami, bo oni wszyscy byli oczywicie strasznie napaleni na zoto. W czasie prb wyprodukowania zota uzyskano
206

wprawdzie midzy innymi porcelan, ale najczciej nie uzyskiwano nic i dlatego alchemicy czsto byli ogaszani heretykami i oszustami, wtrcani do wizienia albo skracani o gow. - Sami sobie byli winni - powiedziaam. - Trzeba byo lepiej uwaa na lekcjach chemii. - Ale w rzeczywistoci alchemikom nie chodzio wcale o zoto. Tak naprawd bya to tylko przykrywka dla ich eksperymentw. Kamie filozoficzny jest w znacznie wikszym stopniu symbolem niemiertelnoci. Alchemicy myleli, e jeli wymieszaj waciwe skadniki: oczy ropuchy, krew dziewicy, wosy z ogona czarnego kota... cha, cha, nie, to by tylko art... no wic jeli wymieszaj waciwe skadniki i zastosuj waciw procedur chemiczn, to na kocu otrzymaj substancj, ktrej wypicie uczyni czowieka niemiertelnym. Zwolennicy hrabiego de Saint Germain utrzymuj, e by w posiadaniu takiej receptury i w zwizku z tym jest niemiertelny. Wprawdzie rda powiadaj, e zmar w Niemczech w 1784 roku, ale istniej inne rda i relacje osb, ktre miay go spotka ywego jeszcze wiele lat pniej. - Hmm, hmm - mruknam. - Nie wierz, e jest niemiertelny. Ale moe stanie si niemiertelny? Moe to jest ta tajemnica skrywana za tajemnic? To, co si stanie, gdy krg si zamknie? - Moliwe. Ale to jest tylko jedna strona medalu, forsowana przez zaprzysigych mionikw ezoterycznych teorii spiskowych, ktrzy czasem chtnie manipuluj danymi rdowymi. Krytyczni obserwatorzy zakadaj, e mity krce wok hrabiego de Saint Germain naley w wikszoci zawdzicza jedynie fantazji jego fanw oraz jego wasnej, zrcznej inscenizacji. Leslie klepaa to wszystko tak pynnie i z takim entuzjazmem, e musiaam si rozemia. - No to id do pana Whitmana i zapytaj go, czy moesz o tym napisa referat - zaproponowaam. Tyle tego wyszukaa, e przypuszczalnie mogaby napisa ca ksik. - Nie sdz, eby Wiewir potrafi doceni moje wysiki -powiedziaa Leslie. - W kocu jest jednym z fanw hrabiego de Saint Germain, jako Stranik musi nim by. A zatem dla mnie jest zupenie jasne, e to on jest zym duchem w caej tej historii, to znaczy de Saint Germain, a nie Wiewir. Grozi ci i dusi ci. A twoja mama ostrzega ci, eby miaa si przed nim na bacznoci. Ona wie wicej, ni si do tego przyznaje. A wiedzie moe waciwie tylko od tej caej Lucy.
207

- Sdz, e wszyscy wiedz wicej, ni si do tego przyznaj - westchnam. - W kadym razie wiedz wicej ode mnie. Nawet ty! Leslie rozemiaa si. - Potraktuj mnie po prostu jako zewntrzny modu swojego mzgu. A wok swego pochodzenia hrabia robi zawsze wielk tajemnic. Nazwisko i tytu zostay w kadym razie wymylone. Prawdopodobnie by nielubnym synem Marii Anny von Habsburg, wdowy po hiszpaskim krlu Karolu II. Jeli chodzi o ojca, w gr moe wchodzi wiele osb. Inna teoria brzmi, i jest synem transylwaskiego ksicia, ktry wychowa si we Woszech u ostatniego ksicia z rodu Medyceuszy. Tak czy tak, adnej z tych teorii dowie nie sposb i kady porusza si po omacku. Ale my dwie mamy teraz now teori. - Mamy? Leslie przewrcia oczami. - Oczywicie! Wiemy, e jedno z jego rodzicw musiao pochodzi z rodziny de Villiers. - A skd my to wiemy? - Och, Gwen! Sama powiedziaa, e pierwszy podrnik w czasie nazywa si de Villiers, a wic hrabia musi by prawowitym lub nieprawowitym czonkiem tego rodu, chyba to rozumiesz, prawda? W przeciwnym razie jego potomkowie nie nosiliby tego nazwiska. - Hmm, no tak - przyznaam niepewnie. Nie do koca jeszcze rozumiaam t ca spraw z dziedziczeniem. - Ale moim zdaniem w historii z transylwaskim ksiciem te co jest. To przecie nie moe by przypadek, e ten Rakoczy wanie stamtd pochodzi. - Jeszcze tego poszukam - obiecaa Leslie. - Uwaga! Drzwi przed nami zakoysay si i kto wszed do damskiej toalety. Ta osoba - zaoyymy oczywicie, e to bya ona" - wesza do kabiny obok. Siedziaymy cichutko, dopki nie wysza. - Nie umya rk, fuj! - wzdrygna si Leslie. - Ciesz si, e nie wiem, kto to by. - Papierowe rczniki si skoczyy - powiedziaam. Powoli zaczynay mi cierpn nogi. - Mylisz, e bdziemy miay kopoty? Pani Counter na pewno zauway, e nas nie ma. A nawet jeli nie, to na pewno zaraz kto wypapla.
208

- Dla pani Counter wszyscy uczniowie i tak wygldaj tak samo. Od pitej klasy mwi na mnie Lilly, a ciebie myli z Cynthia. Akurat z ni! Nie, nie, to tutaj jest znacznie waniejsze ni geografia. Musisz si jak najstaranniej przygotowa. Im wicej si wie o swoim przeciwniku, tym lepiej. - Gdybym tylko wiedziaa, kto jest moim prawdziwym przeciwnikiem. - Nie moesz ufa nikomu - powiedziaa Leslie, dokadnie tak samo jak moja mama. - Gdyby to by film, na kocu czarnym charakterem okazaby si ten, po ktrym najmniej si tego mona byo spodziewa. Ale poniewa to nie jest film, stawiam na tego gocia, ktry ci dusi. - Ale kto napuci na nas tych ubranych na czarno typkw w Hyde Parku? Hrabia? Nigdy w yciu. Przecie potrzebuje Gideona, eby dotar do pozostaych podrnikw w czasie i pobra od nich krew, by krg mg si zamkn. - Tak, to prawda. - Leslie w zamyleniu przygryza doln warg. - Ale moe w tym filmie jest wicej czarnych charakterw. Bd co bd ukradli chronograf. A co si waciwie dzieje z tym facetem w czerni pod numerem osiemnastym? Wzruszyam ramionami. - Dzi rano sta tam jak zwykle. A dlaczego? Mylisz, e on te mgby doby szpady? - Nie. Stawiam raczej na to, e naley do Stranikw i wystaje tam jak gupek po prostu dla zasady. - Leslie powrcia do swoich papierw. - Nawiasem mwic, o Stranikach jako takich nie udao mi si niczego znale, to chyba byo bardzo tajne stowarzyszenie. Ale kilka nazwisk, ktre wymienia, jak Churchill, Wellington, Newton, znalazam te u wolnomula-rzy. Mona zatem zaoy, e obie loe co najmniej pozostaway ze sob w kontakcie. O Robercie Whicie, chopcu, ktry si utopi, nie znalazam w Internecie nic, ale w bibliotece mona przejrze wszystkie wydania Timesa" i Observera" z ostatnich czterdziestu lat. Jestem pewna, e co tam znajd. Co tam jeszcze byo? Ach, tak, jarzbina, szafir i kruk... no, to oczywicie mona interpretowa na wszelkie moliwe sposoby, ale w tych nadprzyrodzonych historiach wszystko moe zawsze oznacza wszystko i dlatego nie da si znale jednoznacznej odpowiedzi. Trzeba oprze si bardziej na faktach ni na tych pokemonach. Musisz si po prostu wicej dowiedzie. Przede wszystkim na temat Lucy i Paula
209

i dlaczego ukradli chronograf... Najwyraniej wiedz co, czego nie wiedz pozostali. Albo czego nie chc przyj do wiadomoci. Albo maj na ten temat zasadniczo odmienne zdanie. Drzwi znowu si otworzyy. Tym razem kroki byy cikie i energiczne. I zmierzay wprost do drzwi naszej kabiny. - Leslie Hay i Gwendolyn Shepherd! Macie natychmiast stamtd wyj i wrci do klasy! Obie milczaymy osupiae. A potem Leslie powiedziaa: - Wie pan, e to jest damska toaleta, panie Whitman? - Licz do trzech - oznajmi pan Whitman. - Raz... Przy trzy" otworzyymy drzwi. - Bd uwagi w dzienniczkach - powiedzia pan Whitman, mierzc nas wzrokiem gronej wiewirki. - Bardzo mnie rozczarowaycie. Przede wszystkim ty, Gwendolyn. Tylko dlatego, e zaja miejsce swojej kuzynki, nie moesz si teraz zachowywa tak, jakby ci wszystko byo wolno. Charlotta nigdy nie zaniedbywaa szkolnych obowizkw. - Tak jest, panie Whitman. Ta autorytarna poza bya do niego zupenie niepodobna. Zawsze by taki uroczy, a co najwyej czasami sarkastyczny. - A teraz zjedajcie do klasy. - A skd pan wiedzia, e tu jestemy? Pan Whitman, jakby nie sysza mojego pytania, wycign rk po segregator Leslie. - A to na razie rekwiruj. - O nie, to niemoliwe. - Leslie przycisna segregator do piersi. - Oddaj to, Leslie! - Ale ja... ja tego potrzebuj na lekcje! - Licz do trzech. Przy dwa" Leslie, zgrzytajc zbami, podaa mu segregator. Byo nam strasznie gupio, kiedy pan Whitman wepchn nas do klasy. Pani Counter najwyraniej potraktowaa nasze wagary osobicie, bo przez reszt lekcji cakowicie nas ignorowaa.
210

- Paliycie co? - spyta potem Gordon. - Nie, kretynie - zaatakowaa go Leslie. - Chciaymy sobie tylko w spokoju pogada. r - Poszycie na wagary, bo chciaycie sobie pogada?! -Gordon stukn si w gow. - O rany! Dziewczyny! - Teraz pan Whitman bdzie mg obejrze wszystkie twoje papiery - zwrciam si do Leslie. -I dowie si, i Stranicy te si dowiedz, e wszystko ci opowiedziaam. A to na pewno jest zabronione. - Tak, na pewno jest - zgodzia si Leslie. - Moe przyl do mnie faceta w czerni, eby mnie sprztn, bo wiem rzeczy, ktrych nikt nie powinien wiedzie... - Ta wizja zdawaa si j bawi. - A jeli ta myl wcale nie jest tak absurdalna? - No to... id dzi po poudniu kupi ci spray pieprzowy, to od razu wezm te dla siebie. - Leslie poklepaa mnie po plecach. - Chod ju! Nie damy si zastraszy. - Nie, nie, na pewno nie. Zazdrociam Leslie jej niewzruszonego optymizmu. Zawsze patrzya na wszystko od jasnej strony. O ile ta sprawa w ogle miaa jak jasn stron.

211

Kroniki Stranikw 14 sierpnia 1949 roku Midzy 15.00 a 18.00 Lucy i Paul pojawili si w moim biurze, by podda si elapsji. Rozmawialimy o odbudowie i renowacji poszczeglnych czci miasta i o niewiarygodnym fakcie, e w ich czasach Notting Hill stanie si jedn z najbardziej popularnych i szykownych dzielnic (oni na to mwi trendy"). Poza tym przynieli mi list wszystkich zwycizcw Wimbledonu po 1950 roku. Obiecaem im, e wygrane w zakadach przeznacz na fundusz edukacyjny dla moich dzieci i wnukw. Poza tym rozwaam nabycie jednej lub dwch podupadych nieruchomoci w Notting Hill. Nigdy nic nie wiadomo. Raport: Lucas Montrose, adept III stopnia

212

14. Lekcja wloka si nieznonie dugo, obiad by paskudny jak zwykle (pudding yorkshire) i kiedy po podwjnej lekcji chemii moglimy po poudniu wreszcie wraca do domu, waciwie byam gotowa znowu i spa. Charlotta przez cay dzie mnie ignorowaa. Raz, w czasie przerwy, sprbowaam z ni porozmawia, ale powiedziaa: - Jeli chciaaby mnie przeprosi, zapomnij! - A za co miaabym ci przeprasza? - zapytaam wkurzona. - No, skoro sama nie wiesz... - Charlotto! Nic nie mog na to poradzi, e to ja odziedziczyam ten durny gen, a nie ty. Charlotta spiorunowaa mnie wzrokiem. Bya wcieka. - To nie jest durny gen, to jest dar. Co bardzo szczeglnego. Dajc go komu takiemu jak ty, zwyczajnie go zmarnowano. Ale ty jeste o wiele za dziecinna, eby cokolwiek z tego zrozumie. Odwrcia si i po prostu mnie zostawia. - W kocu si pozbiera - powiedziaa Leslie, kiedy poszymy do szafek po swoje rzeczy. - Musi najpierw przywykn do tego, e nie jest ju nikim szczeglnym. - Ale ona jest taka niesprawiedliwa. Przecie niczego jej nie zabraam. - W gruncie rzeczy zabraa. - Leslie podaa mi swoj szczotk do wosw. - Masz! -Co ja mam z tym zrobi? -Uczesa si, to chyba jasne! Powoli przejechaam szczotk po wosach. -Po co ja to waciwie robi? - zapytaam po chwili.
213

-Po to, eby adnie wygldaa, kiedy znowu spotkasz si z Gideonem. Na szczcie nie potrzebujesz tuszu do rzs, bo twoje rzsy z natury s tak strasznie czarne i dugie... Na dwik imienia Gideona zrobiam si czerwona jak burak. - Moe wcale si z nim dzisiaj nie zobacz. Maj mnie wysa do roku 1956, ebym odrobia lekcje w jakiej piwnicy. - No tak, ale moe natkniesz si na niego przedtem albo potem. - Leslie, ja nie jestem w jego typie! - On wcale tak nie myla - powiedziaa Leslie. - Ale oczywicie, e myla! - No i co z tego? Mona zmieni zdanie. W kadym razie on na pewno jest w twoim typie. Otworzyam usta i zaraz znw je zamknam. Nie byo sensu zaprzecza. Owszem, by w moim typie. Chocia chtnie bym udawaa, e jest inaczej. - On by si spodoba kadej dziewczynie - powiedziaam. - Przynajmniej z wygldu. Ale przez cay czas mnie wkurza i rozkazuje mi, i jest po prostu... jest po prostu nieprawdopodobnie... - .. .fantastyczny? - Leslie umiechna si do mnie z czuoci. - Ty te jeste, naprawd! Jeste najbardziej fantastyczn dziewczyn, jak znam. No, moe poza mn. A rozkazywa te potrafisz. Chod ju. Chc koniecznie zobaczy t limuzyn, ktra po ciebie przyjedzie. James ukoni mi si sztywno, kiedy mijaymy jego nisz. - Poczekaj - poprosiam Leslie. - Musz o co zapyta Jamesa. Kiedy si zatrzymaam, zblazowana mina Jamesa od razu znika i umiechn si do mnie uradowany. - Rozmylaem o naszej ostatniej rozmowie - powiedzia. - O pocaunkach? - Nie! O ospie. Moe faktycznie na ni zachorowaem. Nawiasem mwic, twoje wosy piknie dzi byszcz.
214

- Dzikuj. James, moesz mi wywiadczy przysug? - Mam nadziej, e to nie ma nic wsplnego z caowaniem. Mimo woli rozemiaam si. - To te nie jest zy pomys - powiedziaam. - Ale mnie chodzi o maniery. - Maniery? - Zawsze narzekasz, e mam bardzo ze maniery. I w peni si z tob zgadzam. Dlatego chciaabym ci prosi, eby mi pokaza, jak naley si waciwie zachowywa. W twoich czasach. Jak si wysawia, jak dyga, jak... och, ju sama nie wiem co. - Jak trzyma wachlarz? Jak taczy? Jak si zachowa w obecnoci nastpcy tronu? - Wanie! - Mog ci to pokaza - odrzek James. - Kochany jeste. - Ju miaam odej, ale co mi si przypomniao. - Ach, jeszcze jedno, James! Umiesz walczy na szpady? - Oczywicie - powiedzia James. - Nie chciabym si chwali, ale wrd moich przyjaci w klubie uchodz za jednego z najlepszych fechtmistrzw. Sam Galliano mawia, e mam wybitny talent. - Super! Jeste prawdziwym przyjacielem. - Chcesz, eby duch nauczy ci fechtunku? - Leslie z zainteresowaniem przysuchiwaa si naszej rozmowie. Oczywicie moga usysze tylko moje kwestie. - Czy duch w ogle moe utrzyma w rku szpad? - Zobaczymy - powiedziaam. - W kadym razie wietnie si orientuje w osiemnastym wieku. W kocu to jego czasy. Gordon Gelderman wyprzedzi nas na schodach. - Znowu rozmawiaa z nisz, Gwendolyn? Dokadnie to widziaem. - Tak, Gordonie, to jest moja ulubiona nisza. Obraa si, jeli z ni nie porozmawiam. - Wiesz, e jeste dziwaczk, prawda? - Tak, drogi Gordonie, wiem. Ale przynajmniej nie mam mutacji. - To przechodzi - powiedzia Gordon.
215

- Byoby mio, gdyby TY sobie przeszed - wtrcia Leslie. - Ach, na pewno znowu chcecie sobie pogada. - Gordon zawsze by strasznie namolny. Rozumiem. Przegadaycie dzisiaj dopiero pi godzin. Spotkamy si pniej w kinie? - Nie - odpara Leslie. - Ja i tak nie mog - powiedzia Gordon, postpujc za nami przez hol niczym cie. - Musz napisa to durne wypracowanie o sygnetach. Mwiem ju, e nienawidz pana Whitmana? - Tak, ale dopiero ze sto razy - rzucia Leslie. Jeszcze nim wyszymy, dostrzegam limuzyn stojc przed szkoln bram. Serce zaczo mi nieco szybciej bi. Wci byo mi straszliwie gupio z powodu wczorajszego wieczoru. - Hej, a to co za wzek? - Gordon gwizdn cicho przez zby. - Moe te plotki, e crka Madonny chodzi do naszej szkoy, oczywicie incognito i pod faszywym nazwiskiem, s jednak prawdziwe? - Jasne. - Leslie wzniosa oczy do nieba. -1 dlatego przyjeda po ni limuzyna. eby si nikt nie poapa z tym incognito. Kilkoro uczniw gapio si na limuzyn. Take Cynthia i jej przyjacika Sara stay na schodach i wytrzeszczay oczy. Ale patrzyy nie na limuzyn, tylko kawaek dalej na prawo. - A ja mylaam, e tej kujonki chopaki w ogle nie interesuj - odezwaa si Sarah. - A ju na pewno nie takie ciacha. - A moe to jest jej kuzyn - powiedziaa Cynthia. - Albo jej brat. Wbiam palce w rk Leslie. Na naszym szkolnym boisku faktycznie stal Gideon, kompletnie wyluzowany, w dinsach i koszulce. I rozmawia! z Charlotta. Leslie od razu wiedziaa, o co chodzi. - A ja mylaam, e ma dugie wosy - zwrcia si do mnie z wyrzutem. - No bo ma - odrzekam. - Pdugie - ucilia Leslie. - To jest rnica. Spoko go. - To gej, mog si zaoy o pidziesit funtw, e to gej -powiedzia Gordon, opierajc rk na moim ramieniu, eby lepiej widzie midzy mn a Cynthia. - O matko, on jej dotyka - zawoaa Cynthia. - Bierze j za rk!
216

Do tej pory doskonale znaam umiech Charlotty. Nie umiechaa si czsto (pomijajc grymas zacinitych ust w stylu Mony Lisy), ale kiedy ju to robia, wygldaa zachwycajco. Miaa nawet doeczek, ktry stawa si wtedy widoczny. Gideon te go musia widzie i te na pewno uwaa, e Charlotta jest zachwycajca. - Gaszcze j po policzku! O mj Boe. Naprawd! Poczuam ukucie, ktrego nie dato si ju zignorowa. - A teraz j cauje! Wszyscy wstrzymalimy oddech. To faktycznie wygldao tak, jakby Gideon chcia pocaowa Charlotte. - Ale tylko w policzek - powiedziaa z ulg Cynthia. - To jednak jej kuzyn. Gwenny, powiedz, prosz, e to jest jej kuzyn. - Nie - odparam. - Nie s spokrewnieni. - I on nie jest gejem - dodaa Leslie. - Zaoysz si? Spjrz tylko na jego sygnet! Charlotta raz jeszcze umiechna si do Gideona i ruszya przed siebie energicznym krokiem. Jej pody nastrj najwidoczniej si ulotni. Gideon zwrci si w nasz stron. Dobrze wiedziaam, jak wygldamy: cztery dziewczyny i Gordon, gapicy si i chichoczcy na schodach. Znam ca mas takich dziewczyn jak ty". Dokadnie tak, jak si spodziewa. No, super. - Gwendolyn! - zawoa Gideon. - Jeste nareszcie! Cynthia, Sarah i Gordon zgodnie wstrzymali oddech. I ja te, jeli mam by szczera. Tylko Leslie dalej bya wyluzowana. Daa mi lekkiego kuksaca. - No, pospiesz si troch. Limuzyna na ciebie czeka. Idc w d po schodach, czuam na plecach wzrok tamtych. Chyba mieli szeroko otwarte usta. A ju Gordon na pewno.
217

- Cze - powiedziaam, podchodzc do Gideona. Wicej nie byam w stanie wykrztusi. W promieniach soca jego oczy jeszcze bardziej lniy zieleni ni zwykle. - Cze. - Przyjrza mi si, by moe nieco zbyt dokadnie. -Urosa przez noc? - Nie. - Nacignam bluz na piersiach. - Mundurek mi si skurczy. Gideon wyszczerzy zby. Potem spojrza mi przez rami. - Te tam na grze to twoje przyjaciki? Co mi si zdaje, e jedna wanie mdleje. O mj Boe. - To Cynthia Dale - powiedziaam, nie odwracajc si. -Cierpi na podwyszony poziom estrogenw. Jeli jeste zainteresowany, mog ci z ni pozna. Umiech Gideona sta si jeszcze szerszy. - Moe jeszcze do tego wrcimy. A teraz w drog! Mamy na dzi ambitne plany. - Wzi mnie za rk (od strony schodw dobieg gony pisk) i poprowadzi do limuzyny. - Musz tylko odrobi lekcje. W 1956 roku. - Plany si zmieniy. - Gideon otworzy! przede mn drzwi limuzyny (zgodny wrzask od strony schodw). - Pojedziemy dzi do twojej praprababki. Bardzo prosia o spotkanie z tob. - Pooy mi rk na plecach, eby wepchn mnie do samochodu (jeszcze raz wrzask od strony schodw). Opadam na tyln kanap. Naprzeciw mnie siedziaa ju znana okrga posta.Dzie dobry, panie George. - Gwendolyn, moja dzielna dziewczynko, jak si dzisiaj miewasz? - ysina pana George'a lnia chyba bardziej ni zwykle. Gideon usiad obok niego. - Ehm, dobrze, dzikuj. Zaczerwieniam si, bo uprzytomniam sobie, jaki obraz ndzy i rozpaczy musiaam przedstawia wczoraj wieczorem. Ale przynajmniej Gideon nie zrobi adnej paskudnej aluzji. Zachowywa si tak, jakby nic si nie stao. - Jak to byo z t moj praprababk? - zapytaam pospiesznie. - Nie zrozumiaam tego.
218

- Tak, my te nie do koca to zrozumielimy - powiedzia z westchnieniem Gideon. Limuzyna ruszya z miejsca. Zwalczyam w sobie pokus wyjrzenia przez tylne okno i pomachania moim przyjacioom. - Margret Tilney, z domu Grand, bya babk twojej babki Aristy i ostatni podrniczk w czasie przed Lucy i przed tob. Stranicy zdoali j bez problemu wczyta do pierwszego chronografu po jej drugiej podry w czasie, w 1894 roku. Przez reszt ycia, a zmara w 1944 roku, poddawaa si regularnym elapsjom za pomoc chronografu, a Kroniki opisuj j jako przyjazn, chtn do wsppracy osob. - Pan George nerwowo potar doni ysin. - W trakcie bombardowania Londynu w czasie drugiej wojny wiatowej grupa Stranikw razem z ni i z chronografem przeniosa si na wie. Tam Margret Tilney zmara w wieku szedziesiciu siedmiu lat wskutek powika po zapaleniu puc. - Jakie to... hmmm... smutne. - Nie bardzo wiedziaam, co mam pocz z tymi informacjami. - Jak wiesz, Gideon odwiedzi ju w przeszoci siedmioro z Krgu Dwanaciorga i pobra od nich krew do tego drugiego, nowego chronografu. Szecioro, jeli policzymy bliniakw jako jedn osob. Liczc twoj i jego krew, w krgu brakuje jeszcze tylko czterech osb. Opal, jadeit, szafir i czarny turmalin. - Elaine Burghley, Margret Tilney, Lucy Montrose i Paul de Villiers - uzupeni Gideon. - T czwrk trzeba odwiedzi w przeszoci i utoczy im krwi. - Tyle to ja zrozumiaam, a taka gupia w kocu nie byam. - Wanie. Nie mylelimy, e w przypadku Margret mog wystpi jakie komplikacje. - Pan George odchyli si do tyu. - W innych przypadkach tak, ale u Margret Tilney nie byo powodu, eby zakada jakiekolwiek kopoty. Jej ycie zostao w najdrobniejszych szczegach zaprotokoowane przez Stranikw. Wiemy, gdzie przebywaa w kadym dniu swojego ycia. 1 dlatego zaaranowanie jej spotkania z Gideonem byo bardzo proste. Wczoraj w nocy uda si do roku 1937, aby spotka si z Margret Tilney w naszym domu w Tempie. - Naprawd, wczoraj w nocy? A kiedy ty w ogle spae, na mio bosk?
219

- To miao pj bardzo szybko. - Gideon skrzyowa rce na piersi. - Na t akcj przeznaczylimy zaledwie godzin. Pan George mwi dalej: - Jednak niespodziewanie, kiedy wyoy jej spraw, Margret odmwia oddania krwi. - Spojrza na mnie wyczekujco. Och, co ja mam teraz powiedzie? - Moe... och... moe tylko tego nie zrozumiaa - wyjkaam. W kocu bya to przecie bardzo zawia historia. - Zrozumiaa wszystko bardzo dobrze. - Gideon potrzsn gow. - Wiedziaa ju, e pierwszy chronograf zosta skradziony i e bd teraz prbowa zdoby jej krew do drugiego chronografu. - AJe jak moga domyli si tego, co miao si zdarzy dopiero wiele lat pniej? Bya jasnowidzem...? - Ledwie zdyam dokoczy to pytanie, ju si sama skapnam. Chyba naprawd zaczynaam powoli pojmowa ten cay biznes z podrami w czasie. - Kto tam by przed tob i jej powiedzia, tak? Gideon skin gow z uznaniem. - I namwi j, eby pod adnym pozorem nie daa sobie pobra krwi. Jeszcze dziwniejsze byo to, e w ogle nie chciaa ze mn rozmawia. Zawoaa na pomoc Stranikw i zadaa, bym trzyma si od niej z daleka. - Ale kto to mg by? - Zastanowiam si. - Waciwie w gr wchodz tylko Lucy i Paul. Mog podrowa w czasie i chc przeszkodzi w zamkniciu krgu. Pan George i Gideon wymienili spojrzenia. - Kiedy Gideon wrci, stanlimy przed prawdziw zagadk - powiedzia pan George. - Mielimy wprawdzie niejasn wizj tego, co si mogo wydarzy, ale brakowao nam dowodw. Dlatego dzi rano Gideon raz jeszcze uda si w przeszo i ponownie odwiedzi Margret Tilney.

220

- Miae do pracowity dzie, no nie? - Sprbowaam znale na twarzy Gideona lady zmczenia, ale mi si nie udao. Wrcz przeciwnie, wyglda zupenie rzeko. - A jak si waciwie miewa twoja rka? - Dobrze. Suchaj, co mwi pan George. To wane. Tym razem Gideon odwiedzi Margret zaraz po jej pierwszej podry w czasie, w 1894 roku wyjania pan George. - Musisz do tego wiedzie, e czynnik x czy te, jak to nazywamy, gen podry w czasie najwyraniej ujawnia si we krwi dopiero po inicjacyjnym przeskoku w czasie. Krwi, ktr pobierze si od podrnika w czasie przed jego pierwszym przeskokiem, chronograf nie potrafi rozpozna. Hrabia de Saint Germain przeprowadzi w zwizku z tym kilka dowiadcze, ktre omal nie doprowadziy do zniszczenia chronografu. Nie ma wic sensu odwiedza podrnika w okresie jego dziecistwa po to, by pobra mu krew. Cho uatwioby to wiele spraw. Rozumiesz? - Tak. C innego mogam teraz powiedzie. - Gideon spotka si wic dzi rano z mod Margret z okazji jej pierwszego oficjalnego terminu elapsji. Po swojej pierwszej podry w czasie zostaa natychmiast przewieziona do Tempie. Jeszcze w trakcie przygotowa do elapsji przeskoczya po raz drugi. To by do tej pory najduszy ze wszystkich niekontrolowany przeskok w czasie, ktry zosta zmierzony. Nie byo jej ponad dwie godziny. - Panie George, niech pan pominie sprawy nieistotne - zaproponowa Gideon z nut niecierpliwoci w gosie. - Tak, tak. Na czym to ja stanem? A wic Gideon odwiedzi Margret podczas jej pierwszej elapsji. I znowu opowiedzia jej t histori ze skradzionym chronografem i szans naprawienia wszystkiego za pomoc drugiego chronografu. - Ha! - przerwaam mu - A zatem std starsza Margret znaa ca t histori. Sam Gideon jej to opowiedzia.
221

- Tak, to byaby jedna z moliwoci - przyzna pan George. - Ale take i tym razem moda Margret nie usyszaa tej historii po raz pierwszy. - A wic by jeszcze kto przed Gideonem. Lucy i Paul. Udali si w przeszo wraz ze skradzionym chronografem, eby opowiedzie Margret Tilney o tym, e prdzej czy pniej pojawi si kto, kto bdzie chcia od niej pobra krew. Pan George milcza. - Czy tym razem pozwolia, eby pobra jej krew? - Nie - odpar pan George. - Take tym razem odmwia. - Chocia jako szesnastolatka nie bya jeszcze tak straszliwie uparta jak potem, jako stara kobieta doda! Gideon. - Zgodzia si chwil porozmawia. A na koniec owiadczya, e jeli w ogle bdzie pertraktowa o swojej krwi, to tylko z tob. - Ze mn?! - Wymienia twoje imi i nazwisko: Gwendolyn Shepherd. - Ale... - Zagryzam doln warg, a Gideon i pan George przygldali mi si badawczo. Mylaam, e Paul i Lucy zniknli przed moimi narodzinami. Skd wic mogli zna moje imi i opowiedzie o mnie tej Margret? - No, to jest pytanie - rzek pan George. - Bo widzisz, Lucy i Paul ukradli chronograf w maju, w roku twoich narodzin. Najpierw ukryli si razem z nim w teraniejszoci. Przez kilka miesicy udawao im si cakiem zgrabnie unika detektyww Stranikw, wyprowadza ich w pole i stosowa rne sztuczki. Czsto przenosili si z miasta do miasta, przemierzyli z chronografem p Europy. Potem jednak zataczalimy wok nich coraz cianiejsze krgi i pojli wreszcie, e na dobre mog umkn przed nami tylko wtedy, gdy uciekn z chronografem w przeszo. W ich przypadku poddanie si nie wchodzio niestety w rachub. Niezomnie i bezkompromisowo bronili swych faszywych ideaw. - Westchn. - Byli tacy modzi i tacy peni pasji. - Wzrok nieco mu si rozmarzy. Kiedy Gideon chrzkn, pan George przesta gapi si w prni i podj wtek:
222

- Do tej pory wierzylimy, e zrobili to we wrzeniu, tu, w Londynie, kilka tygodni przed twoimi narodzinami. - Ale wtedy nie mogliby zna mojego imienia! - No wanie - powiedzia pan George. - Dlatego po dzisiejszym ranku rozwaamy moliwo, e udali si z chronografem w przeszo dopiero po twoich narodzinach. - Cho nie wiemy, co byo tego przyczyn - uzupeni Gideon. - Naleaoby rwnie wyjani, skd Lucy i Paul znali twoje imi i twoje przeznaczenie. Tak czy owak, Margret Tilney odmawia wszelkiej wsppracy. Zastanowiam si. - I jak teraz zdobdziemy jej krew? - Och, mj Boe! Chyba tego nie powiedziaam, co? - Nie zastosujecie przemocy, prawda? Oczami wyobrani widziaam ju Gideona manipulujcego eterem, kajdankami oraz monstrualn strzykawk i ta wizja burzya mi jego wizerunek. Pan George potrzsn gow. - Jedna z dwunastu zotych zasad Stranikw brzmi, i przemocy uywamy jedynie wtedy, gdy zawiod wszystkie inne drogi: pertraktacje i porozumienie. Sprbujemy wic najpierw tego, co zaproponowaa Margret. Wylemy ci do niej. - ebym j moga namwi? - ebymy zyskali jasno co do jej motyww i informatorw. Sama zdecydowaa si z tob porozmawia. Zobaczymy, co ma ci do powiedzenia. Gideon westchn. - I tak nic z tego nie bdzie, ale ja ju cay ranek gadam jak do ciany. - Tak. I dlatego madame Rossini szyje ci wanie urocz letni sukni na 1912 rok - oznajmi pan George. - Poznasz swoj praprababk. - Dlaczego akurat ten rok? - Wybralimy go zupenie spontanicznie. Mimo to Gideon sdzi, e moecie wpa w puapk.
223

- W puapk? Gideon nie odezwa si, tylko popatrzy na mnie. I naprawd wyglda na zatroskanego. - Wedug zasad logiki to jest waciwie wykluczone - powiedzia pan George. - Dlaczego kto miaby zastawia na nas puapk? Gideon nachyli si do mnie. - Pomyl tylko: Lucy i Paul maj chronograf z wczytan do niego krwi a dziesiciorga spord dwunastki podrnikw w czasie. Aby zamkn krg i mc samemu wykorzysta tajemnic, potrzebuj ju tylko krwi od ciebie i ode mnie. - Ale... przecie Lucy i Paul wanie chcieli zapobiec zamkniciu krgu i wyjawieniu tajemnicy powiedziaam. Pan George i Gideon znowu wymienili spojrzenia. - Tak sdzi twoja matka - rzek pan George. Ale i ja tak sdziam do tej pory. - A wy tak nie sdzicie? - Spjrz na to z innej strony. A co, jeli Lucy i Paul chc zachowa tajemnic tylko dla siebie? spyta Gideon. - Jeli wanie dlatego ukradli chronograf? W takim przypadku jedynym, czego by im brakowao, by zatriumfowa nad hrabi de Saint Germain, byaby nasza krew. Pozwoliam tym sowom przez chwil wybrzmie, po czym uzupeniam: - A poniewa mog nas spotka jedynie w przeszoci, musz nas gdzie zwabi, aby dotrze do naszej krwi. - Moe sdz, e uzyskaj nasz krew wycznie przemoc -powiedzia Gideon. - Tak jak my sdzimy, e oni nie dadz nam swej krwi dobrowolnie. Pomylaam o ludziach, ktrzy napadli nas wczoraj w Hyde Parku. - Wanie - rzek Gideon, jakby czyta moich mylach. -Gdyby nas zabili, mogliby wzi tyle naszej krwi, ile by chcieli. Pozostaje tylko wyjani, skd wiedzieli, e tam bdziemy. - Znam Lucy i Paula. To po prostu nie w ich stylu - zaprotestowa pan George. - Wychowali si na dwunastu zotych zasadach Stranikw i z ca pewnoci nie kazaliby mordowa swoich krewnych. Oni te stawiaj na pertraktacje i poro...
224

- Pan znal Lucy i Paula kiedy, panie George - przerwa mu Gideon. - Ale czy moe pan naprawd wiedzie, jacy s teraz? Patrzyam to na jednego, to na drugiego. - W kadym razie uwaam, e byoby bardzo ciekawie przekona si, czego chce ode mnie moja praprababka - powiedziaam. - No i jaka to moe by puapka, skoro sami wybieramy sobie moment naszej wizyty? - Ja te tak to widz - zgodzi si ze mn pan George. Gideon westchn z rezygnacj. - To i tak ju dawno postanowione. Madame Rossini woya mi przez gow bia sukni do kostek, w delikatn krateczk, z czym w rodzaju marynarskiego konierza. W talii bya przewizana szarf z jasnoniebieskiej satyny, z tego samego materiau co wstka przypita w miejscu, gdzie konierz przechodzi w plis z guzikami. Kiedy zobaczyam si w lustrze, byam nieco rozczarowana. Wygldaam bardzo grzecznie. Ten strj przypomina nieco ubrania ministrantw w kociele witego ukasza, gdzie czasem chodzilimy na msz. - Mody z roku 1912 oczywicie nie mona porwna do ekstrawagancji stylu rokoko powiedziaa madame Rossini, podajc mi skrzane botki. - Wdziki kobiety raczej si ukrywao, ni podkrelao, tak bym to uja. - Ja te bym tak to uja. - Jeszcze fryzura. Madame Rossini popchna mnie delikatnie na krzeso i zrobia mi na boku przedziaek, po czym poupinaa pasemka z tyu gowy. - Czy nad uszami nie jest troch... hmmm... zbyt puszycie? - Tak ma by - odrzeka madame Rossini. - Ale mnie si wydaje, e le w tym wygldam. - Ty we wszystkim wygldasz znakomicie, moja maa abdzia szyjko. A poza tym to nie jest konkurs piknoci. Chodzi o...
225

- ...autentyczno. Wiem. Madame Rossini zamiaa si. - No to w porzdku. Tym razem przyszed po mnie doktor White, ktry zaprowadzi! mnie do kryjwki w podziemiach, do chronografu. Patrzy wielce naburmuszony, jak zwykle, ale dla rwnowagi Robert, ten may duszek, umiecha si do mnie przyjanie. Odwzajemniam jego umiech. By naprawd bardzo sodki z tymi blond loczkami i doeczkami. - Cze! - Cze, Gwendolyn - powiedzia Robert. - Nie ma powodw do takiej wylewnej radoci ze spotkania - burkn! doktor White i pomacha! czarn opask na oczy. - O nie, a po co to znowu? - Nie ma powodw, eby ci ufa - odrzek. - Och! Prosz mi to zaraz da, panie brutalu! - Madame Rossini wydara mu czarn chustk z doni. - Tym razem nikt nie bdzie mi tu rujnowa fryzury. Waciwie szkoda. Madame Rossini sama bardzo ostronie zawizaa mi oczy. Nie zmierzwia przy tym nawet jednego woska. - Powodzenia, maleka - powiedziaa, kiedy doktor White mnie zabiera. Pomachaam jej po omacku na poegnanie. To nie byo przyjemnie uczucie, takie potykanie si w prni. A jednak droga zacza mi si ju wydawa troch bardziej znajoma. Ale tym razem to Robert cay czas mnie ostrzega. - Jeszcze dwa schodki, a teraz w lewo przez tajemne drzwi. Ostronie, uwaaj na prg. Jeszcze dziesi krokw i zaczn si gwne schody. - To naprawd fantastyczna obsuga, dzikuj. - Tylko bez ironii - warkn doktor White. -Dlaczego ty mnie syszysz, a on nie? - spyta Robert zmartwiony. -Tego niestety nie wiem - odparam i ogarno mnie przemone wspczucie. - Chciaby mu co powiedzie?
226

Robert milcza. - Glenda miaa racj - odezwa si doktor White. - Ty naprawd rozmawiasz sama ze sob. Wymacaam rk cian. - Ach, znam t nisz. Teraz bdzie stopie, o, tutaj jest, a po dwudziestu czterech krokach skrcimy w lewo. - Liczya kroki! - Wycznie z nudw. Dlaczego jest pan taki nieufny, doktorze White? - Och, wcale nie jestem nieufny. Ufam ci w peni. Na razie. Bo w tej chwili jeste w miar grzeczna, a co najwyej buntuj ci osobliwe pomysy twojej matki. Ale kto wie, co z ciebie kiedy wyronie. I dlatego bardzo bym nie chcia, eby znaa miejsce przechowywania chronografu. - A taka dua ta piwnica nie moe by - powiedziaam. - Nie masz o tym pojcia - odrzek. - Stracilimy ju w niej wielu ludzi. - Naprawd? - Tak. - W jego gosie pobrzmieway nuty miechu, po czym poznaam, e tylko artowa. - Inni bdzili caymi dniami po korytarzach, a w kocu natrafili na wyjcie. - Chciabym mu powiedzie, e mi przykro - odezwa si Robert. r Najwyraniej musia si nad tym dugo zastanawia. - Och. Biedactwo. Najchtniej zatrzymaabym si i wzia go w ramiona. - Ale przecie to nie twoja wina. - Jeste pewna? - Doktor White mia zapewne na myli ludzi, ktrzy zgubili si w podziemiach. Robert pocign nosem. - Tego ranka pokcilimy si. Powiedziaem mu, e go nienawidz i e chciabym mie innego ojca. - Ale on nie potraktowa tego powanie. Na pewno nie.
227

- Ale tak, potraktowa. A teraz myli, e go nie kochaem, a ja ju nie mog mu tego powiedzie. Wysoki gosik, ktry teraz wyczuwalnie dra, nieomal rozdziera mi serce. - To dlatego wci tutaj jeste? - Nie chc go zostawi samego. Wprawdzie nie widzi mnie ani nie syszy, ale moe czuje, e tu jestem. - Och... kochanie. - Teraz ju nie wytrzymaam i stanam w miejscu. - Z ca pewnoci wie, e go kochasz. Kady ojciec wie, e dzieci mwi czasem co, czego tak naprawd nie myl. - Oczywicie. - Gos doktora White'a zabrzmia dziwnie ochryple. - Jeli zakazuje si dzieciom przez dwa dni oglda telewizj tylko dlatego, e zostawiy rower na deszczu, to nie ma si co dziwi, e na czowieka nawrzeszcz i powiedz co, czego wcale nie myl. Popchn mnie do przodu. - Ciesz si, e pan to powiedzia, doktorze White. - Ja te! - zawoa Robert. Reszt drogi przebylimy w jak najlepszych humorach. Cikie drzwi uchyliy si, a potem zatrzasny za nami. Kiedy tylko zdjam opask z oczu, musiaam si rozemia, ujrzawszy Gideona w cylindrze na gowie. Ha! Tym razem to on by gupkiem w kapeluszu! - Jest dzisiaj w nadzwyczaj dobrym humorze - powiedzia doktor White. - Dziki dugim rozmowom z sam sob. Ale jego gos nie brzmia ju tak odpychajco jak zwykle. Pan de Villiers doczy do mojego miechu. - Te mnie to bawi - mia si. - Wyglda jak dyrektor cyrku. - Ciesz si, e jest wam tak wesoo - rzuci Gideon. Pomijajc cylinder, wyglda cakiem niele. Dugie ciemne spodnie, ciemny frak, biaa koszula troch tak, jakby si wybiera na wesele. Zmierzy mnie od stp do gw, a wstrzymaam oddech, oczekujc rewanu. Na jego miejscu przyszo-by mi do gowy co najmniej dziesi obraliwych uwag o moich ciuchach.
228

Ale on nic nie mwi, tylko si umiecha. Pan George zajty by chronografem. - Czy Gwendolyn otrzymaa wszelkie instrukcje? - Myl, e tak - powiedzia pan de Villiers. Przez p godziny rozmawia ze mn na temat Operacji Ja-deit", podczas gdy madame Rossini przygotowywaa kostium. Operacja Jadeit! Czuam si troch jak tajna agentka Emma Peel. Leslie i ja uwielbiaymy ten film z Um Thurman. Rewolwer i melonik. W dalszym cigu nie byam w stanie zrozumie niewzruszonej teorii Gideona o tym, e moglibymy zosta zwabieni w puapk. Margret Tilney wprawdzie wyranie zayczya sobie rozmowy ze mn, ale nie wyznaczya adnego terminu. Nawet jeli jej zamiarem byoby zwabienie mnie w puapk, to przecie nie moga wiedzie, ktrego dnia i o ktrej godzinie pojawimy si w jej yciu. A ju kompletnie nieprawdopodobne byo to, e Lucy i Paulowi udaoby si nas zapa wanie w tym wybranym czasie. Decyzja o wyborze czerwca 1912 roku zapada spontanicznie. Margret Tilney miaa wtedy trzydzieci lat, mieszkaa z mem i trjk dzieci w domu w dzielnicy Belgravia. I wanie tam zamierzalimy j odwiedzi. Spojrzaam w gr i zauwayam spoczywajcy na mnie wzrok Gideona. cilej biorc - na moim dekolcie. To ju by szczyt wszystkiego! - Hej, ty, gapisz si na moje piersi? - syknam oburzona. Wyszczerzy zby. - Nie cakiem - odszepn. Nagle zorientowaam si, co ma na myli. W epoce rokoko ukrywanie przedmiotw za koronkowym obszyciem byo znacznie prostsze. Pochyli! si do przodu. - Czy to jest moe komrka? - zapyta. - Nie wolno ci zabiera w przeszo adnych przedmiotw z naszych czasw! - A czemu nie? To si moe okaza przydatne. - (Zdjcia Rakoczego i lorda Bromptona wyszy wietnie!). - Gdyby ostatnim razem mia przy sobie porzdny pistolet, byoby znacznie atwiej. Gideon przewrci oczami.
229

- Wyobra sobie, e zgubiaby t swoj komrk w przeszoci - zacz mi tumaczy pan de Villiers. - Ten, kto by j znalaz, zapewne nie wiedziaby, co z ni pocz. A moe jednak by wiedzia. A wtedy twoja komrka zmieniaby przyszo. Albo pistolet! Nawet nie chc myle, co by si stao, gdyby ludzko wczeniej wpada na pomys posugiwania si t zmyln broni. - A poza tym przedmioty te stanowiyby dowd waszej, a take naszej egzystencji - doda doktor White. - Przez jakie mae niedopatrzenie wszystko mogoby si zmieni i cigo byaby zagroona. Zagryzam warg, rozmylajc o tym, na ile spray pieprzowy, ktry zgubiabym na przykad w XVIII wieku, mgby zmieni przyszo ludzkoci. Moe jedynie na korzy, gdyby znalaza go waciwa osoba... Pan George wycign rk. - Na razie ci go przechowam. Wzdychajc, signam za dekolt i pooyam mu komrk na doni. - Ale potem prosz mi j natychmiast odda. - Czy ju wreszcie jestemy gotowi? - spyta doktor White. - Chronograf jest gotw do startu. Byam gotowa. Czuam lekki ucisk w brzuchu i musiaam si przyzna sama przed sob, e podobao mi si to znacznie bardziej, ni gdybym musiaa w jakim innym nudnym czasie siedzie w piwnicy i odrabia lekcje. Gideon obrzuci mnie badawczym spojrzeniem. Moe si zastanawia, co takiego jeszcze mogam ukry. Spojrzaam na niego niewinnie - spray pieprzowy bd moga zabra ze sob dopiero nastpnym razem. W sumie szkoda. J - Gotowa, Gwendolyn? - zapyta w kocu. Umiechnam si do niego. - Gotowa, jeli i ty jeste gotw.

230

Teraz rozejdmy si. - wiat wyszed z formy I mnie to trzeba wraca go do normy! Hamlet (przel. Jzef Paszkowski] William Szekspir (1564-1616)

231

15. Powz Stranikw wiz nas z Tempie do dzielnicy Belgravia, cay czas wzdu brzegu Tamizy, i tym razem udao mi si rozpozna wiee fragmentw znanego mi Londynu. Soce owietlao Big Bena i Katedr Westminstersk i ku mojej wielkiej radoci, po szerokich bulwarach paradoway kobiety w kapeluszach, z parasolkami przeciwsonecznymi i w jasnych sukniach, takich jak moja, parki lniy wiosenn zieleni, ulice byy porzdnie wybrukowane, bez kau i bota. - To wyglda jak scenografia do musicalu - zauwayam. -Te chc mie tak parasolk. - Trafilimy na dobry dzie - powiedzia Gideon. - I dobry rok. Cylinder zostawi w piwnicy, a poniewa ja te bym tak zrobia na jego miejscu, nie powiedziaam na ten temat ani sowa. - Dlaczego po prostu nie zapiemy Margret w Tempie, kiedy przyjdzie podda si elapsji? - Prbowaem tego ju dwukrotnie. Nie byo atwo przekona Stranikw o moich dobrych zamiarach mimo hasa, sygnetu i tak dalej. Nigdy nie da si przewidzie reakcji Stranikw w przeszoci. W razie jakichkolwiek podejrze trzymaj raczej stron tych podrnikw w czasie, ktrych znaj i ktrych maj chroni, a nie gocia z przyszoci, ktrego ledwie znaj albo nie znaj wcale. Tak jak to uczynili dzisiaj w nocy i rano. Odwiedzajc j w domu, moe bdziemy mieli wicej szczcia. A na pewno bdzie bardziej zaskoczona. - Ale moe kto strzee jej dniem i noc, kto, kto czeka tylko na to, bymy si pojawili? Przecie ona waciwie si z tym liczy. Ju od wielu lat, prawda? - W Kronikach Stranikw nie znalelimy nic na temat dodatkowej ochrony osobistej. Mowa jest tylko o nowicjuszach, ktrzy maj na oku dom kadego z podrnikw w czasie. - Mczyzna w czerni - zawoaam. - U nas te taki stoi. - Najwyraniej specjalnie si nie chowa - rozemia si Gideon. - Oj, nie, ani troch. Moja modsza siostra uwaa go za czarnoksinika. - Co mi przyszo do gowy. - Ty te masz rodzestwo? - Modszego brata - powiedzia Gideon. - No, nie jest ju taki may. Ma siedemnacie lat.
232

- A ty ile? - Dziewitnacie. No, w kadym razie prawie. - Skoro nie chodzisz ju do szkoy, to co waciwie robisz? Prcz podrowania w przeszo, rzecz jasna. I grania na skrzypcach. I co on tam jeszcze robi. - Oficjalnie znajduj si na licie studentw Uniwersytetu Londyskiego. Ale myl, e ten semestr mog spisa na straty. - Jaki kierunek? - Strasznie jeste ciekawska, czy to tak wypada? - Ja tylko prowadz konwersacj - powiedziaam. Tego zdania nauczyam si od Jamesa. - No wic co studiujesz? - Medycyn. - Wydawa si nieco zmieszany. Zdusiam w sobie okrzyk zdumienia i znowu wyjrzaam przez okno. Medycyn. Ciekawe. Ciekawe. Ciekawe. - A ten dzisiaj w szkole to by twj chopak? - Co? Kto? - Spojrzaam na niego zaskoczona. - Ten facet za tob, ktry trzyma ci rk na ramieniu. Zabrzmiao to zupenie lekko, niemal cakiem obojtnie. - Mylisz o Gordonie Geldermanie? Mj ty Boe. - Jeli to nie jest twj chopak, to dlaczego pozwalasz mu si tak dotyka? - Nie pozwalam. Jeli mam by szczera, w ogle nie zauwayam, e to zrobi. Nie zauwayam dlatego, e byam zajta przygldaniem si Gideonowi, jak z Charlotta prawi sobie czuoci. Na samo wspomnienie krew uderzya mi do gowy. No, prawie. - Dlaczego si zarumienia? Z powodu Gordona Galla-hana? - Geldermana - poprawiam go. - Niewane. Wyglda jak idiota. Musiaam si rozemia. - Zawsze tak wyglda - powiedziaam. -I okropnie cauje.
233

- Tak dokadnie wcale nie chciaem tego wiedzie. - Gideon pochyli si do butw i jeszcze raz zawiza sznurwki. Wyprostowawszy si znowu, splt rce na piersi i wyjrza przez okno. - To jest ju Belgrave Road, popatrz! Nie jeste ciekawa swojej praprababki? - Jestem, i to bardzo. Natychmiast zapomniaam, o czym rozmawialimy. Jakie to wszystko byo dziwne! Moja praprababka, ktr wanie zamierzaam odwiedzi, bya troch modsza od mojej mamy. Musiaa dobrze wyj za m, bo dom przy Eaton Place, przed ktrym zatrzymaa si doroka, by icie wielkopaski. I lokaj, ktry otworzy nam drzwi, te taki by. Wrcz jeszcze bardziej wielkopaski ni pan Bernhard. Mia nawet biae rkawiczki! Zmierzy nas mocno nieufnym wzrokiem, kiedy Gideon poda mu wizytwk i oznajmi, e jestemy niespodziewanymi gomi na herbacie. Jego kochana dawna przyjacika lady Tilney z pewnoci bardzo si ucieszy, gdy usyszy, e z wizyt przysza Gwendolyn Shepherd. - Myl, e uwaa ci za nie do eleganckiego - powiedziaam, kiedy lokaj znikn z wizytwk. Tak bez kapelusza i bokobrodw. - I bez wsw - doda Gideon. - Lord Tilney ma wsy sigajce od ucha do ucha. Widzisz? Tam na wprost wisi jego portret. - Ja ci krc - rzuciam. Moja praprababka miaa bardzo dziwaczny gust. To by ten rodzaj wsw, ktre na noc trzeba nawija na waki. - A jeli ona si teraz po prostu wykpi? - zapytaam. - Moe nie ma ochoty znowu si z tob spotka? - Pamitaj, e dla niej od ostatniego razu mino osiemnacie lat. - Naprawd ju tak dugo? - Na schodach staa kobieta, szczupa i wysoka, z rudymi wosami upitymi we fryzur do podobn do mojej. Wygldaa jak lady Arista, tylko trzydzieci lat modziej. Spostrzegam zdumiona, e nawet jej sztywny chd by jota w jot taki sam jak lady Aristy.
234

Kiedy stana przede mn, obie milczaymy, tak bardzo byymy pochonite wzajemnym przygldaniem si sobie. Dostrzegam w mojej praprababce take co z mojej mamy. Nie wiem, kogo lady Tilney dostrzega we mnie, ale skina gow i umiechna si tak, jakby mj widok j zadowoli. Gideon odczeka chwil, a potem powiedzia: - Lady Tilney, mam cay czas t sam spraw co przed osiemnastu laty. Potrzebujemy nieco pani krwi. - A ja powtrz raz jeszcze to samo co przed osiemnastu laty. Nie dostaniesz mojej krwi. Odwrcia si w moj stron. -Ale mog zaproponowa wam herbat. Przy filiance herbaty lepiej si rozmawia. - W takim razie powinnimy koniecznie napi si herbaty -odrzek szarmancko Gideon. Poszlimy za moj praprababk schodami na gr, do pokoju znajdujcego si od strony ulicy. May okrgy stolik pod oknem by nakryty na trzy osoby, talerze, filianki, sztuce, chleb, maso, dem i porodku pmisek z kanapkami z ogrkiem, cieniutkimi jak papier, i z herbatnikami. - Wyglda prawie tak, jakby si pani nas spodziewaa - powiedziaam, podczas gdy Gideon wnikliwie rozglda si po pokoju. Znowu si umiechna. - Tak, prawda? Rzeczywicie mona by tak pomyle. Ale w istocie oczekiwaam innych goci. Usidcie. - Nie, dzikuj, w tych okolicznociach raczej postoimy -odpar Gideon, nagle bardzo spity. - Nie bdziemy dugo pani niepokoi. Chcielibymy tylko usysze par odpowiedzi. - A jak brzmi pytania? - Skd zna pani moje imi? - spytaam. - Kto pani o mnie mwi? - Miaam goci z przyszoci. - Jej umiech pogbi si. -Czsto mi si to zdarza.

235

- Lady Tilney, ju ostatnim razem prbowaem pani wytumaczy, e pani gocie nakarmili pani cakowicie bdnymi informacjami - powiedzia Gideon. - Popenia pani wielki bd, ufajc niewaciwym osobom. - Te jej to zawsze powtarzam - odezwa si mski gos. W drzwiach ukaza si mody czowiek, ktry zbliy si do nas nonszalancko. - Margret, zawsze ci powtarzam, e popeniasz wielki bd, ufajc niewaciwym ludziom. Och, to wyglda wybornie. Czy to dla nas? Gideon gwatownie wcign powietrze, chwyci mnie za rk i zacisn do na moim nadgarstku. - Ani kroku dalej - wysycza. Mczyzna unis brew. - Wezm kanapk, jeli nie masz nic przeciwko temu. - Czstuj si swobodnie - rzeka moja praprababka i skierowaa si do drzwi. Gdy tylko opucia pokj, lokaj zainstalowa si na progu. Mimo biaych rkawiczek wyglda teraz jak ochroniarz na bramce jakiego bardzo popularnego klubu. Gideon zakl cicho. - Nie trzeba ba si Millhouse'a - powiedzia mody mczyzna. - Cho podobno ju kiedy zama komu kark. Zdaje t si przez pomyk, nieprawda, Millhouse? Nie mogam przesta si gapi na tego mczyzn. Mia takie same oczy jak Falk de Yilliers, te jak bursztyn. Jak wilk. - Gwendolyn Shepherd! - Kiedy si do mnie umiechn, jeszcze bardziej upodobni si do Falka de Villiers. By tylko co najmniej dwadziecia lat od niego modszy, a jego krtko ostrzyone wosy byy czarne jak smoa. Jego spojrzenie napawao mnie lkiem, by uprzejmy, ale mia te w sobie co, czego nie potrafiam bliej okreli. Moe zo? Albo bl? - Mio mi ci pozna - rzek ochryple. Wycign do mnie do, ale Gideon zapa mnie obiema rkami i przycign do siebie. - Nie wa si jej dotkn! Znowu ta uniesiona brew. - Czego si boisz, may? - Wiem dokadnie, czego od niej chcesz. Czuam na swoich plecach bicie serca Gideona.
236

- Krwi? - Mczyzna wzi jedn z malekich, cieniutkich jak papier kanapek i wrzuci sobie do ust. A potem wycign w nasz stron odwrcone donie i doda: - Nie mam strzykawki ani skalpela, widzisz? A teraz pu t dziewczyn. Zgnieciesz j. -1 znowu to dziwne spojrzenie skierowane na mnie. - Nazywam si Paul. Paul de Villiers. - Tak mylaam - odrzekam. - To pan namwi moj kuzynk Lucy do kradziey chronografu. Dlaczego pan to uczyni? Paul de Villiers skrzywi si. - Uwaam, e to mieszne, e mwisz do mnie pan" - A ja uwaam, e to mieszne, e pan mnie zna. - Nie rozmawiaj z nim - powiedzia Gideon. Jego ucisk zela, przytrzymywa mnie tylko jedn rk, drug za otworzy znajdujce si za nim drzwi i zajrza do ssiedniego pokoju. Sta tam kolejny mczyzna w rkawiczkach. - To jest Frank - oznajmi Paul. - A poniewa nie jest a tak duy i silny jak Millhouse, wic ma pistolet, widzisz? - Tak - warkn Gideon i z powrotem zatrzasn drzwi. Obawy Gideona si sprawdziy. Wpadlimy w puapk. Ale jak to si mogo sta? Przecie Margret Tilney nie moga codziennie przez cae ycie nakrywa dla nas do stou i trzyma czowieka z pistoletem w pokoju obok. - Skd pan wiedzia, e dzi tu bdziemy? - zapytaam Paula. - Hmmm. Jeli teraz powiem, e wcale nie wiedziaem, lecz zaszedem tu tylko przypadkowo, pewnie mi nie uwierzysz, prawda? - Wzi sobie herbatnika i opad na krzeso. - Jak si miewaj twoi drodzy rodzice? -Zamknij si - sykn Gideon. -No, chyba wolno mi zapyta, jak si miewaj jej rodzice. - Dobrze - powiedziaam. - W kadym razie mama dobrze. Tato nie yje. Paul wyglda na przestraszonego. - Nie yje? Ale przecie Nicolas to chop jak db, wielki i zdrowy!
237

- By chory na biaaczk. Zmar, kiedy miaam siedem lat. - O mj Boe. Ogromnie mi przykro. - Paul popatrzy na mnie z powag i smutkiem. - To musiao by dla ciebie straszne, wychowywa si bez ojca. - Przesta z nim rozmawia - powtrzy Gideon. - Prbuje nas tylko zatrzyma, a przybd posiki. - Cay czas mylisz, e przyszedem tu po wasz krew? -te oczy bysny niebezpiecznie. - Oczywicie - powiedzia Gideon. - I uwaasz, e Millhouse, Frank, ja i pistolet nie dalibymy sobie z tob rady? - spyta drwico Paul. - Oczywicie - powtrzy Gideon. - Och, jestem pewien, e mj kochany brat i pozostali Stranicy zatroszczyli si o to, by zrobi z ciebie prawdziwego wojownika - powiedzia Paul. - Musiae ich przecie wycign z opresji. A raczej chronograf. Nas, jedynie z uwagi na tradycj, nauczono tylko troch wada szpad i gra na skrzypcach. Ale mog si zaoy, e ty znasz taekwondo i inne takie rzeczy. To chyba trzeba umie, jeli si chce podrowa w przeszo i utacza ludziom krwi. - Do tej pory wszyscy oddali mi krew dobrowolnie. - Poniewa nie wiedzieli, do czego to prowadzi! - Nie! Poniewa nie chcieli zniszczy tego, co od wiekw zgbiali Stranicy, czego strzegli i nad czym pracowali! - Bla, bla, bla! Nas te przez cae ycie karmili takimi wzniosymi gadkami. Ale my znamy prawd o zamiarach hrabiego de Saint Germain. - A jaka jest prawda? - wyrwao mi si. Na schodach rozlegy si kroki. - Przybywaj posiki - oznajmi spokojnie Paul. - Prawda jest taka, e on kamie, gdy tylko otworzy usta - powiedzia Gideon. Lokaj odsun si, eby wpuci do pokoju drobn rudowos dziewczyn, troch zbyt doros, by moga by crk lady Tilney. - Nie wierz - odezwaa si dziewczyna.
238

Patrzya tak, jakby jeszcze nigdy nie widziaa nic bardziej dziwnego ni ja. - Ale moesz spokojnie uwierzy, ksiniczko. - W glosie Paula dao si sysze czuo i lekkie zatroskanie. - Ty jeste Lucy - powiedziaam. Rodzinne podobiestwo rzucao si w oczy. - Gwendolyn. - Lucy waciwie ledwie to wyszeptaa. - Tak, to jest Gwendolyn - potwierdzi Paul. - A ten typ, ktry si jej czepia, jakby bya jego ulubionym pluszakiem, to mj stryjeczny bratanek... czy jak to tam zwa. Niestety, przez cay czas chce ju i. - Prosz, nie! - powiedziaa Lucy. - Musimy z wami porozmawia. - Innym razem chtnie - odrzek gadko Gideon. - Moe jak bdzie przy tym mniej postronnych osb. - To wane! Gideon rozemia si. - O tak, na pewno. - Moesz ju i, may - powiedzia Paul. - Millhouse odprowadzi ci do drzwi. Ale Gwendolyn tu jeszcze troch zostanie. Mam wraenie, e z ni lepiej si dogadamy. Jeszcze jej cakiem nie wyprali mzgu i... o cholera! Przeklestwo skierowane byo w stron maego czarnego pistoletu, ktry pojawi si nagle w doni Gideona, wymierzony prosto w Lucy. - Gwendolyn i ja opucimy teraz cakiem spokojnie ten niezbyt gocinny dom - powiedzia Gideon. - Lucy za grzecznie odprowadzi nas do drzwi. t - Ty... ty... gnojku - warkn cicho Paul. Podnis si i spoglda niezdecydowanie to na Millhouse'a, to na Lucy, to na nas. - Usid na miejscu - nakaza mu Gideon. Jego gos by lodowaty, ale ja czuam, jak szaleczo wali mu ttno. Cay czas przyciska mnie do siebie woln rk. - A pan, Millhouse, usidzie obok niego. Mamy tu ca mas kanapek. Paul usiad i spojrza na boczne drzwi. - Jedno sowo do Franka i nacisn spust - ostrzeg Gideon.
239

Lucy wpatrywaa si wprawdzie w niego szeroko otwartymi oczami, ale najwyraniej si nie bala. W przeciwiestwie do Paula. Paul zdawa si cakowicie wierzy w to, e Gideon speni swoj grob. - Rb, co ci kae - zwrci si do Millhouse'a, a lokaj opuci swj posterunek na progu i usiad przy stole, rzucajc nam zowrogie spojrzenia. - Poznae go ju, prawda? - Lucy popatrzya Gideonowi prosto w oczy. - Spotkae si ju z hrabi de Saint Germain? - Trzykrotnie - powiedzia Gideon. - On dokadnie zna wasze zamiary. W ty zwrot! - Przyoy Lucy luf pistoletu do tyu gowy. - Naprzd! - Ksiniczko... - Wszystko w porzdku, Paul. - Dali mu cholerny automatyczny pistolet Smith & Wesson. Mylaem, e to wbrew dwunastu zotym reguom. - Na ulicy pucimy j wolno - powiedzia Gideon. - Ale jeli przedtem kto si std ruszy, ona zginie. Chod, Gwendolyn. Jeli chc twojej krwi, bd musieli sprbowa innym razem. Zawahaam si. - Moe oni naprawd chc tylko porozmawia... Strasznie mnie ciekawio, co mieli do powiedzenia Lucy i Paul. Z drugiej strony - jeli faktycznie byli tak niegroni, jak mwili, to po co sprowadzili tych ochroniarzy? Z broni! Znowu przypomnieli mi si tamci mczyni w parku. - Z ca pewnoci chc nie tylko porozmawia - warkn Gideon. - To bezcelowe - rzuci Paul. - Wyprali mu mzg. - To wina hrabiego - wtrcia Lucy. - Jak wiesz, potrafi by przekonujcy. - Jeszcze si zobaczymy - powiedzia Gideon. Tymczasem dotarlimy ju do schodw. - Czy to miaa by groba? - zawoa Paul. - Jeszcze si zobaczymy, tego moesz by pewien. Gideon trzyma pistolet wycelowany w gow Lucy, a dotarlimy do drzwi wejciowych.
240

Przez cay czas liczyam si z tym, e dogoni nas tamten Frank, ale nikt si nie pojawi. Nigdzie nie byo take wida mojej praprababki. - Nie wolno wam dopuci do tego, by krg zosta zamknity - powiedziaa z naciskiem Lucy. - I nie wolno wam ju nigdy wicej odwiedza w przeszoci hrabiego. Przede wszystkim Gwendolyn nie moe si z nim spotka. - Po prostu jej nie suchaj! Gideon by zmuszony mnie puci. Jedn rk trzymajc pistolet skierowany na Lucy, drug otworzy drzwi i wyjrza na dwr. Z gry dobieg nas gwar gosw. Spojrzaam bojaliwie na schody. Tam na grze byo trzech mczyzn i jeden pistolet i niech ju tam sobie pozostan. , - Ju si z nim spotkaam - oznajmiam. - Wczoraj... - Och, nie. - Twarz Lucy zrobia si jeszcze o ton bledsza. -Czy on zna twoj magi? - Jak znw magi? - Magi kruka - powiedziaa Lucy. - Magia kruka to tylko mit - warkn Gideon. Zapa mnie za rk i pocign na zewntrz. Po naszej doroce nie byo nawet ladu. - To nieprawda! I hrabia o tym wie! Gideon wci jeszcze trzyma pistolet wycelowany w gow Lucy, ale jego spojrzenie bdzio teraz po oknach na pierwszym pitrze. Prawdopodobnie sta tam ten Frank z pistoletem. Dziki daszkowi nad drzwiami cigle jeszcze bylimy bezpieczni. - Poczekaj - powiedziaam do Gideona. Popatrzyam na Lucy. W jej duych niebieskich oczach zalniy zy i z jakiego powodu trudno byo mi jej nie uwierzy. - Dlaczego jeste taki pewien, e oni nie mwi prawdy, Gideonie? - spytaam cicho. Przez chwil patrzy na mnie poirytowany. Jego oczy pony. - Bo jestem pewien - wyszepta. - Wcale na to nie wyglda - powiedziaa Lucy agodnie. -Moecie nam zaufa. Czy naprawd moglimy? Dlaczego wic dokonali rzeczy niemoliwej i zapali nas tutaj? Ktem oka dostrzegam cie.
241

- Uwaga! - wrzasnam, ale Millhouse byl ju o krok. Gideon obrci si w ostatnim momencie, gdy potny lokaj zamierza si do ciosu. - Millhouse, nie! - To byl gos Paula od strony schodw. - Biegnij! - krzykn Gideon i w uamku chwili podjam decyzj. Ruszyam biegiem tak szybko, na ile byo to moliwe w botkach na obcasach. Z kad sekund spodziewaam si odgosu wystrzau. - Porozmawiaj z dziadkiem! - zawoaa za mn Lucy. - Spytaj go o zielonego jedca! Gideon dogoni mnie dopiero za nastpnym rogiem. - Dziki - wysapa i schowa pistolet. - Byoby kiepsko, gdybym go straci. Tdy. Obejrzaam si przez rami. - Goni nas? - Nie sdz - powiedzia Gideon. - Ale na wszelki wypadek powinnimy si pospieszy. - Skd si nagle wzi ten cay Millhouse? Przez cay czas patrzyam na schody. - Zapewne w tym domu s jeszcze jedne schody. Te o tym nie pomylaem. - A gdzie jest Stranik z dorok? Przecie mia na nas czeka. - A skd ja mog wiedzie? - wysapa Gideon, z trudem apic oddech. Ludzie na chodnikach patrzyli na nas zdziwieni, gdy mijalimy ich biegiem, ale do takich spojrze zdyam si ju przyzwyczai. - Kim jest zielony jedziec? - Nie mam pojcia - odpar Gideon. Zaczynaam dostawa kolki. Takiego tempa dugo nie wytrzymam. Gideon skrci w wsk uliczk i wreszcie zatrzyma si przed wejciem do jakiego kocioa. Na tablicy widnia napis Holy Trinity", wita Trjca. - Co tu bdziemy robi? - Wyspowiadamy si - powiedzia Gideon.
242

Rozejrza si wok, nim otworzy! cikie wrota, a potem wepchn mnie do rodka i zamkn! je za nami. Natychmiast otoczyy nas pmrok, wszechobecna cisza, wo kadzida i w odwitny nastrj, jaki ogarnia czowieka, gdy tylko przekroczy prg wityni. To by adny koci z kolorowymi witraami w oknach, jasnymi cianami z piaskowca i otarzykami, na ktrych cicho i spokojnie pony mae wieczki, a kada z nich bya modlitw lub dzikczynieniem. Gideon poprowadzi mnie przez boczn naw do starego konfesjonau, odsun na bok zasonk i wskaza mi miejsce w rodku. - Chyba nie mwisz powanie? - wyszeptaam. - Ale tak. Ja sobie teraz usid obok ciebie i poczekamy, a z powrotem przeskoczymy w czasie. Oszoomiona zajam miejsce. Gideon zacign mi przed nosem zasonk. Chwil pniej odsun si niewielki zakratowany wizjer z boku konfesjonau. - Wygodnie? Stopniowo odzyskiwaam oddech, a moje oczy zaczynay si przyzwyczaja do mroku. Gideon spojrza na mnie z udawan powag. - No, moja crko. Pozwl, e podzikujemy Panu za schronienie w domu Jego. Wlepiam w niego wzrok. Jak on mg by taki wyluzowa-ny, eby nie powiedzie: beztroski? Przecie dopiero co przey potworny stres. Do diaba, przystawia mojej kuzynce pistolet do gowy! Przecie to nie mogo nie zrobi na nim wraenia! - Jak moesz sobie teraz stroi arty? Zmiesza si. Wzruszy ramionami. - A masz jaki lepszy pomys? - Tak! Na przykad moglibymy zastanowi si nad tym, co si wanie wydarzyo! Dlaczego Lucy i Paul twierdz, e kto wypra ci mzg?

243

- A skd ja mam to wiedzie? - Przejecha doni po wosach i dostrzegam, e rka mu lekko dry. A wic nie jest takim twardzielem, za jakiego chciaby uchodzi. - Chcieli ci wyprowadzi z rwnowagi. Mnie te. - Lucy powiedziaa, e mam zapyta dziadka. Pewnie nie wie, e on nie yje. - Pomylaam o oczach Lucy penych ez. - Biedactwo. To musi by straszne ju nigdy nie zobaczy caej swojej rodziny w przyszoci. Gideon milcza. Przez szczelin w zasonce wyjrzaam do prezbiterium. May gargulec, sigajcy mi moe do kolan, ze spiczastymi uszami i miesznym jaszczurkowatym ogonem, wyszed w podskokach z cienia pod kolumn i patrzy na nas. Szybko spojrzaam w drug stron. Jeli zauway, e go widz, bdzie namolny. Duchy-gargulce potrafi by strasznie uciliwe, wiedziaam to z dowiadczenia. - Jeste pewien, e moesz ufa hrabiemu de Saint Germain? - zapytaam, podczas gdy gargulec zblia si do nas w podskokach. t Gideon wzi gboki oddech. - On jest geniuszem. Odkry rzeczy, ktrych nie odkry aden czowiek przed nim... tak, ufam mu. Niech Paul i Lucy myl, co chc, ale s w bdzie. - Westchn. - W kadym razie jeszcze niedawno byem tego zupenie pewien. Wszystko wydawao si logiczne. May gargulec najwidoczniej stwierdzi, e jestemy nudni. Wspi si po kolumnie i znikn na prospekcie organowym. - A teraz ju takie nie jest? - Wiem tylko, e panowaem nad tym wszystkim, pki ty si nie pojawia - rzek Gideon. - Nie chcesz mnie chyba obarczy odpowiedzialnoci za to, e po raz pierwszy w yciu nie wszyscy tacz tak, jak im zagrasz! Podniosam brwi dokadnie tak samo, jak widziaam to u niego. To byo naprawd wietne uczucie. Nieomal si umiechnam, tak byam z siebie zadowolona.

244

- Nie! - Potrzsn gow i westchn. - Gwendolyn, waciwie dlaczego z tob wszystko jest bardziej skomplikowane ni z Charlotta? - Pochyli si do przodu, a w jego oczach zobaczyam co, czego do tej pory nigdy nie widziaam. - Aha. I rozmawialicie dzisiaj o tym na szkolnym boisku? -zapytaam uraona. A niech to szlag. Wanie podsunam mu doskonay pretekst. Szczeniacki bd! - Zazdrosna? - rzuci natychmiast, szczerzc zby w szerokim umiechu. - Wcale nie! - Charlotta zawsze robia to, co mwiem. Ty tego nie robisz. A to jest bardzo mczce. Ale te w pewien sposb zabawne. I sodkie. Tym razem z rwnowagi wyprowadzio mnie nie tylko jego spojrzenie. Zmieszana odgarnam sobie z twarzy kosmyk wosw. Moja durna fryzura w czasie tego dugiego biegu cakowicie si rozpada, a szpilki do wosw pewnie zaznaczyy szlak od Eaton Place a do kocielnych drzwi. - Dlaczego nie wracamy do Tempie? - Bo tu jest przyjemnie. Jak wrcimy, znowu si zacznie jedna z tych niekoczcych si dyskusji. I szczerze mwic, raz chtnie daruj sobie rozkazy wuja Falka. Ha! Teraz moja kolej. - Niezbyt fajne uczucie, prawda? Potrzsn gow. - Nie, waciwie nie. Z zewntrz, z kocielnej nawy, dobieg jaki dwik. Skuliam si i ponownie wyjrzaam przez zasonk. Tylko jaka stara kobieta zapalajca wieczk od gromnicy. - A co, jeli zaraz przeskoczymy w czasie? Nie chciaabym wyldowa na kolanach... hmmm... ksidza, ktry spowiada dziecko idce do pierwszej komunii... Nie byliby zachwyceni. - Nie martw si. - Gideon zamia si cicho. - W naszych czasach tego konfesjonau si nie uywa. Mona powiedzie, e jest dla nas zarezerwowany. Pastor Jakobs nazywa go wind do podziemi". Oczywicie jest jednym ze Stranikw. - Ile zostao nam do przeskoku? Gideon spojrza na zegarek.
245

- Mamy jeszcze czas. - Wic powinnimy go sensownie wykorzysta. - Zachioho-taam. - Czy chciaby si wyspowiada, mj synu? To mi si po prostu tak gadko wymkno i w tej samej chwili uwiadomiam sobie z ca jasnoci, co si tutaj dzieje. Siedziaam z Gideonem, znanym wczeniej jako pan Obrzydliwiec, w konfesjonale, na pocztku XX wieku i flirtowaam, ile wlezie! O rany! Dlaczego Leslie nie zaoya na t okoliczno grubego segregatora ze wskazwkami? - Tylko jeli i ty zdradzisz mi swoje grzechy. - Chciaby. - Pospiesznie zmieniam temat, bo stpalimy po zbyt kruchym lodzie. - Miae zreszt racj z t puapk. Ale skd Paul i Lucy mogli wiedzie, e pojawimy si wanie dzi? - Nie mam najmniejszego pojcia - powiedzia Gideon i nachyli! si nagle w moj stron tak bardzo, e nasze nosy dzielia odlego zaledwie paru centymetrw. W mroku jego oczy zdaway si zupenie ciemne. - Ale moe ty wiesz? Zirytowana spiorunowalam go wzrokiem (zirytowana nawet podwjnie: przez to pytanie, ale chyba w sumie jeszcze bardziej przez t nag blisko). - Ja? - Moe to ty jeste tym kim, kto zdradzi Lucy i Paulowi miejsce naszego spotkania. - Co? - Musiaam wyglda na kompletnie osupia. - Co to za bzdury? Kiedy niby miaam to zrobi? Nawet nie wiem, gdzie si ten chronograf znajduje. I nigdy w yciu nie dopuciabym do tego, by... - urwaam, zanim jeszcze zdyam si wygada. - Gwendolyn, nie masz pojcia, co jeszcze bdziesz robi w przyszoci. Musiaam to najpierw przetrawi. - Rwnie dobrze to moge by ty - powiedziaam po chwili. - Te prawda. - Gideon przenis si znowu na swoj poow konfesjonau, a w mroku rozbysy jego zby. Umiechn si. - Myl, e w najbliszym czasie bdzie si midzy nami dziao.
246

To zdanie wywoao u mnie lekki ucisk w odku. Perspektywa przyszych przygd powinna w sumie napdzi mi stracha, jednak w tym momencie napeniaa mnie wycznie dzik radoch. Tak, mogoby by ciekawie. Przez chwil milczelimy. Wreszcie Gideon si odezwa: - Ostatnio w powozie, kiedy rozmawialimy o magii kruka... pamitasz? Oczywicie, e pamitaam. Kade sowo. - Powiedziae, e nie mog mie tej magii, bo jestem tylko cakiem zwyczajn dziewczyn. Dziewczyn, jakich znasz ca mas. Takich, co zawsze chodz razem do toalety i obgaduj Lis, ktra... Jego do spocza na moich wargach. - Wiem, co powiedziaem. - Gideon przysun si do mnie bardzo blisko. -1 przepraszam. Co?! Siedziaam tam jak raona piorunem, niezdolna si poruszy czy choby odetchn. Jego palce dotkny ostronie moich warg, pogadziy mnie po brodzie i powdroway w gr policzkw, a do skroni. - Nie jeste zwyczajna, Gwendolyn - wyszepta, gadzc mnie po wosach. - Jeste cakiem, zupenie niezwyka. Nie potrzebujesz magii kruka, eby by dla mnie kim szczeglnym. Jego twarz zbliya si do mojej. Kiedy jego wargi dotkny moich ust, zamknam oczy. Okej. To ja sobie teraz zemdlej.

247

Kroniki Stranikw 24 czerwca 1912 roku Sonecznie, 23 stopnie w cieniu Lady Tilney stawia si punktualnie o dziewitej do elapsji. Ruch w rdmieciu zostaje zakcony przez marsz protestacyjny oszalaych bab, ktre daj praw wyborczych dla kobiet. Szybciej zaoymy kolonie na Ksiycu, ni kobiety otrzymaj prawa wyborcze. Poza tym adnych szczeglnych wydarze. Raport: Frank Mine, Krg Wewntrzny

248

Epilog Hyde Park, Londyn - Te parasolki przeciwsoneczne s naprawd praktyczne -powiedziaa i zakrcia swoj. - Nie rozumiem, dlaczego je zlikwidowano. - Moe dlatego, e tu bez przerwy pada deszcz? - Umiechn si do niej. - Cho mnie si te bardzo podobaj te wszystkie rzeczy. A w biaej koronkowej letniej sukience naprawd jest ci do twarzy. Stopniowo zaczynam si te przyzwyczaja do dugich spdnic. To taki pikny moment, kiedy je znowu cigasz. - Ale ja nigdy nie przyzwyczaj si do tego, e nie mog nosi spodni - westchna aonie. Codziennie bardzo bolenie odczuwam brak moich dinsw. Dobrze wiedzia, e to nie dinsy byy tym, za czym naprawd tsknia, ale pilnowa si, by tego nie powiedzie. Przez chwil milczeli. Park wydawa si tak cudownie spokojny w promieniach wiosennego soca, a miasto, ktre si za nim rozcigao, sprawiao wraenie niezniszczalnego. Pomyla o tym, e za dwa lata zacznie si pierwsza wojna wiatowa i e niemieckie sterwce bd zrzuca bomby na Londyn. Moe wtedy bd musieli na jaki czas przenie si na wie. - Ona wyglda dokadnie tak samo jak ty - odezwaa si nagle. Od razu wiedzia, o kim mwia. - Nie, ona wyglda tak jak ty, ksiniczko. Po mnie ma tylko wosy. - I ten sposb, w jaki przechyla gow, kiedy si nad czym zastanawia. - Jest przeliczna, prawda? Skina gow. - To w sumie mieszne. Dwa miesice temu trzymaam j w ramionach jako noworodka, a teraz ma ju szesnacie lat i jest wysza ode mnie o p gowy. I tylko o dwa lata modsza. - Tak, to zwariowane.
249

- Ale w sumie odczuwam ogromn ulg, e ma si dobrze. Tylko Nicolas... Dlaczego musia umrze tak modo? - Biaaczka. Nigdy bym nie pomyla. Biedne dziecko, tak wczenie straci ojca. - Odchrzkn. Mam nadziej, e bdzie si trzymaa z dala od tego chopaka. Mojego... hmmm, bratanka czy kim tam on dla mnie jest. Trudno si poapa w tych rodzinnych koligacjach. - To przecie nie jest takie trudne: twj pradziadek i jego prapradziadek byli brami bliniakami. Czyli twj prapradzia-dek jest jednoczenie jego praprapradziadkiem. - Rozemiaa si, widzc jego niepewne spojrzenie. - Kiedy ci to rozrysuj. - Przecie mwi, e trudno si w tym poapa. W kadym razie nie lubi tego faceta. Zauwaya, jak j poucza? Na szczcie nie daje sobie w kasz dmucha. - Jest w nim zakochana. - Nie, nie jest. - Ale tak.jesl. Tylko jeszcze o tym nie wic. - A ty niby skd miaaby to wiedzie? - Och, jemu po prostu nie mona si oprze. Mj Boe, widziae jego oczy? Zielone jak u tygrysa. Mnie chyba te kolana troch zmiky, gdy mnie tak gniewnie spiorunowa wzrokiem. - Co? Chyba nie mwisz powanie! Od kiedy podobaj ci si zielone oczy? Rozemiaa si. - Nie bj si. Twoje oczy w dalszym cigu s najpikniejsze. Przynajmniej dla mnie. Ale wydaje mi si, e ona bardziej lubi zielone... - Nie ma mowy, eby bya zakochana w tym typku. - Ale jest. A on jest zupenie taki sam jak ty kiedy. - Co prosz? Ten... Ja ci nigdy nie rozkazywaem, nigdy w yciu! Umiechna si. - Chyba jednak tak. - Ale tylko wtedy, gdy byo to konieczne. - Zsun kapelusz na ty gowy. - Niech on j zostawi w spokoju. - Jeste zazdrosny.
250

- Tak - przyzna. - Czy to nie jest normalne? Jak go zobacz nastpnym razem, powiem mu, eby zabiera od niej apy! - Myl, e w najbliszym czasie bdziemy ich oboje spotyka do czsto - powiedziaa, teraz ju bez umiechu. -1 myl, e mgby zacz wiczy swj kunszt szermierski. Czeka nas jeszcze par spraw. Podrzuci swoj laseczk i zrcznie j zapa. - Jestem gotw. A ty, ksiniczko? - Gotowa, jeli i ty jeste gotw.

251

Você também pode gostar